Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2016, 19:29   #233
Rewik
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Krasnoludzki gościniec, Góry Środkowe
10 Kaldezeit, 2526 K.I.
Zmierzch


Szedł bezwiednie za resztą, pokonując kolejne kilometry w coraz nieprzyjemniejszych warunkach. Pomimo trudów, pamiętał by co jakiś czas spojrzeć w „Oko” w poszukiwaniu czyhających po drodze niebezpieczeństw. Kroczył zawsze przedostatni, co nie raz ratowało go od rezygnacji, bowiem osoba zamykająca pochód, ilekroć zostawał pokonany, słowem lub ramieniem ponownie stawiała go na nogi. Był uparty, bardziej niż inni. Takie gesty nie wystarczyły dwóm Mühlendorfczykom, którzy nie powstali już ze śniegu kiedy nadszedł ich czas. Mijał ich w milczeniu, obwiniając się o ich los. To on zaciągnął ich na tę wyprawę. Spoglądał w ich wyziębione twarze, widząc w ich oczach swoje odbicie.

Droga zbyt trudna nawet dla młodszych od niego całkowicie go wyniszczyła. Czuł jak ogarnia go osłabienie organizmu wywołane jakąś chorobą. Pod koniec dnia czuł dreszcze na całym ciele i wzrastającą gorączkę. Gardło paliło nieprzyjemnym bólem. Wciąż żył, lecz niewiele życia w nim pozostało.

Kiedy osiedli na postój, padł na kolana zbyt wycieńczony by choćby zbliżyć się do rozpalanego ogniska. Dotarł tu chyba tylko dlatego, że nie niósł ze sobą, jak inni, broni, tarcz i kolczug. Od początku wyprawy jego bagaż stanowiło głównie jedzenie, które z dnia na dzień uszczuplało się coraz bardziej. Tylko miecz zabrany ze zbrojowni w Goboczujce ciążył mu u pasa. Noc się zbliżała, a wraz z nią jeszcze większy chłód, lecz nigdzie nie było potrzeby iść, jeno do krainy Morr’a. Modlił się bezgłośnie o łagodną i spokojną śmierć.

Świszczący wiatr szumiał i gwizdał wdzierając się między skalne masywy. Było już ciemno. Wszyscy trwali w skulonych pozycjach i przytulając się do siebie walcząc o każdą porcję ciepła.

Nie spał jeszcze. Mógłby przyrzec że tak było.

Pamiętał, że nadszedł z południowego wschodu. Skurczona, starcza postać idąca pośród śniegów, jakby nie czując obecnego tu zimna, szła przed siebie z rozwianymi na wietrze szatami. Śnieg zacinał mu prosto w twarz, lecz nie kulił głowy przed nieprzyjemną wilgocią, wdzierającą się za kołnierz. Nie śpieszył się. Szedł spokojnie, pewnie zmierzając w jego stronę. Pyotr rozejrzał się, lecz nikt inny nie dostrzegał tajemniczej postaci. Pyotr nie alarmował swoich towarzyszy. Z jakiegoś powodu ogarnął go wielki spokój... wydawało mu się że już go gdzieś widział...

Również ów starzec z początku nikogo nie dostrzegał. Żadnego z mieszkanców Krausnick, czy Mühelndorfu, nikogo spośród najemników. Lecz w odległości pięciu kroków przystanął i spojrzał prosto w oczy Dziadka Rybaka. Tylko jego.

– Kimże jest? – zapytał zdziwiony przybysz.
Pyotr zmrużył oczy i spojrzał w twarz starca. Rozpoznał go. To był on. Ten sam starzec z jego snu.


– A kimś ty? – zapytał go Pyotr w odpowiedzi.

Przybysz zmrużył czoło patrząc w twarz Dziadka Rybaka i zastanowił się. Długo nad czymś rozmyślał, jakby czas dlań się zatrzymał. Nie niecierpliwiło to Pyotra, on również cały ten czas wykorzystał by przyjrzeć się mu z ciekawością.

– Słyszysz? – zapytał nagle starzec, który przybył z południowego wschodu.

Pyotr zastygł w bezruchu, nasłuchując. Nie słyszał niczego prócz zawodzenia wiatru.
– Jeno wiatr... – zaczął, lecz nie skończył.

– To Azyr. Wiatry przeznaczenia. Słyszysz coś jeszcze? – starzec pytał dalej.

Pyotr usiłował wyostrzyć słuch lecz nic więcej nie dosłyszał.
– Niet... – odparł, nie wiedząc czemu, w języku Kislevu.

Starzec zerknął nań z zainteresowaniem.
– Niet... – powtórzył, jakby smakując to słowo, po czym ruszył dalej, mijając go w milczeniu. Pyotr długo obserwował go, jak idzie dalej szlakiem, którym oni podążą rano. Wpatrywał się w jego plecy, aż ten powoli zaczął znikać. Jakby rozpływać się w powietrzu. Nikt więcej go nie widział. Tylko on.

Poranek przywitał bólem gardła, katarem i silnym kaszlem. Czuł się tak słaby, a jednak... jeszcze walczył.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 05-07-2016 o 23:00.
Rewik jest offline