Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2016, 22:38   #248
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Frank Jackson - małomówny optymista.


Słabł. Słabł z każdym krokiem i każdą chwilą. Ale mimo to walczył. Walczył z własną słabością, łomotaniem serca i szumem w uszach. Walczył ale słabł. Wiedział, że ma co raz mniej czasu. Darowałby sobie. Normalnie by sobie darował. Ale nie. Nie teraz. Nie w tym momencie. Napędzany straczeńczą nadzieją przedzierał się chwiejnie przez ciemny las. Szedł tak naprawdę odpychając się od jednego drzewa i wpadając na nastepne. Zwłoka pomiędzy tymi dwoma ruchami też robiła się co raz dłuższa. Każde drzewo zdawało się co raz sympatyczniejszym miejscej na odpoczynek. Każdy odstęp pomiędzy drzewami zdawał się co raz dłuższy.

Miał dość. Chciał odpocząć. Usiąść, zamknąć oczy i dać sobie święty spokój. Chciał. Ale nie mógł. Jeszcze nie mógł. Nie teraz gdy zdawało się, że chyba zagadka została rozgryziona. Nie teraz gdy chyba mieli realną szansę wyjść z tego cało. Odkręcić to wszystko zagnać złego dżina z powrotem do jego butelki. Więc jeszcze nie. Napędzany tą rozpaczliwą nadzieją wciąż szedł. I wbrew wszelkim przeciwnościom dotarł. Dotarł do celu jaki sobie wyznaczył. I gdy tam dotarł z rozpaczą uświadomił sobie, że to daremne. Że dotarł tu na darmo.

Oparł się o chropawe drewno i z niedowierzaniem wpatrywał się wysoko w górę. ~ Nie dam rady. ~ ten prosty wniosek storpedował wszystko. Zdołał się tu dowlec sam, nie angażując uwagi reszty która walczyła w obozie. Była to dla niego droga przez mękę. Pewnie ostatnia jaką przebył nim go te rany wykończą. No i w powierzchni poziomej dotarł do linii mety. Ale w tym stanie nie miał sił wspiąć się by zdobyty z takim poświęceniem łapacz umieścić gdzie trzeba. W amoku strachu, bólu i nadziei jakoś zapomniał jakie to cholesrstwo jest wysokie. Jakoś tak szeł od drzewa do drzewa, krok za krokiem i doszedł. Ale wspiąć się już nie da rady. Plan może i był dobry. Ale on nie był w stanie wspiąć się na te cholerne drzewo by umieścić ten cholerny łapacz na miejscu!

Wysiłek dotarcia tutaj już kosztował go resztki sił. I dalej je tracił wraz z upływającą krwią. Ciężko dyszał jak po jakimś maratonie. Czuł gęste, zimne krople potu spływające mu po całym ciele, przyklejające włosy do czaszki i wysuszające usta. Ale to nic. Najbardziej dominujące było uczucie porażki. miał szansę. I spierdolił. Za późno połapał się co jest co. Za późno zorientował się, że nie trzeba zabijać Calgary'ego. Że to przeskoczy jak w tej inidańskiej wizji. Za późno zareagował i dał się zranić. A teraz nawet jak już miał ten amulet czy klucz co mógłby odkręcić to wszystko to przybył też za późno. Zbyt osłabł z sił by dokończyć zadanie. I teraz tamten awatar z siekierami ich wszystkich pozabija. Tak jak miał przykazane zabijac każdego kto skuma czaczę albo znajdzie się gdzie nie trzeba.

To uczucie klęski było zbyt dominujące. Oklapł z sił. Upadł na kolana przed totemem. Nie udało mu się. Ale... Ale jeszcze im sie mogło udać. Reszcie kajakarzy. Tak. Na pewno. Przecież przeszli pewnie to samo co on albo i gorzej. Musieli. Skoro byli w tym razem nawet jeśli na innych kaflach tego cube'a. Na pewno sobie poradzą. Przecież wystarczyłaby jedna sprawna osoba. By wspiąć się na te drzewo. Dokończyć jego robotę.

Stęknął gdzy zdejmował przemoczoną od wody i krwi kurtkę. Jeszcze nie mógł dać sobie spokoju. Jeszcze nie. Przecież mieli sztafetę. Mógł przekazać pałeczkę. Jeszcze chwila. Jeszcze miał parę chwil. Jeszcze oddychał i mógł conieco napsuć. Pociął na dwoje dzieląc ja na górę i dół. Z dołu ucisnął pakół i przystawił go sobie do plerów jak wielgachny sączek. Górną połową obwiązał się próbując utrzymać cholerstwo na miejscu. Pewnie nie był to bandaż ani z niego nie był paramedyk jak z Connor'a. Ale nic innego nie miał. Miał nadzieję, że się opóźni moment gdy utraci przytomność. Oparł się o pień plecami siadając na ziemi. No i ostatnie co chyba mógł zrobić w takim stanie. Sięgnął po kilka ostatnich świecących pałeczek i potrząsnął. Zadziałały. Zaświeciły sie kolorwymi choć nieco bladymi kolorami. Miał nadzieję, że jeśli ktoś z nich by go szukał to zaoszczędzi mu to czasu. Poza tym pałeczkę można było zabrać ze sobą na górę by nie włazić po ciemku. Bo przecież jak walka potrwa dłużej to awatar i tak go znajdzie czy ze światłem czy bez. Tylko będąc w ruchu można było mieć szansę na zgubienie tropu a przecież nie był już w stanie być w ruchu. I chyba tyle. Nie przychodziło mu do głowy nic więcej co mógłby zrobic samodzielnie by wspomóc resztę w tej opłakanej sytuacji. Jak zwykle zostawała tylko nadzieja.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline