Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2016, 23:46   #29
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave.

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak



Kuchnia Taminy



- A wiesz, to chyba wszędzie tak działa. No tubylcy i turyści. Norma dla jednych i egzotyka dla drugich. - kiwnął głową Dave też się uśmiechając i robiąc miejsce dla wychodzącej rodaczki. Zastanawiał się czy nie dołączyć do nich. Mógłby skitrać dla siebie jakieś najmniej idiotyczne rzeczy do ubrania. Moda jaką prezentował ten Amburan czy jak mu tam jakoś niezbyt mu podpasowała. Nie miał pojęcia jak on łazi w czymś takim po dziczy i lesie. Chyba, że mieszkał zaraz za rogiem, drzewem czy no dość blisko. Abo zowu jakaś magia. - Taak… - Pokiwał głową znowu wracając myślami do tego o czym rozmawiali dotąd. - Czasem ta egzotyka odstrasza, czasem odpycha, czasem dezorientuje. Ale czasem ciekawi, bawi i pociąga. - nieco rozkojarzone dotąd spojrzenie błąkające się po nieruchomych, ruchomych i magicznie napędzanych elementach wyposażenie kuchni przy ostatnich słowach skoncentrowało się na sylwetce gospodyni. Dotąd jakoś mu to umykało i spadało na dalszy plan przytłoczone tym wszystkim odkąd obudził się na trawie w kręgu kamoli z pół tuzinem obcych sobie osób. I dowiadywał się co chwila czegoś co w ich świecie było nie do pomyślenia. Słuchajcie chłopaki, przeszłem się po lesie i spotkałem takiego pacana co się urwał z filmu kostiumowego i taką latającą barbie z dzidą zrobionej z wykałaczki. Aha i jeszcze jakaś elfka tam była. No tak. Same normalne, sztampowe przygody mieli odkąd się docucili. No to mu to trochę umkło. Ale teraz jak już coś się zaczęło wyjaśniać, może urok czterech ścian czy zapach jedzenia i obietnica pomocy ale w sumie to właśnie dotarło do niego, że właściwie to tak dla samczego oczka to faktycznie ta życzliwa im gospodyni faktycznie była ciekawą osobą nie tylko do rozmowy.

- Dlatego powinno się pozostawać otwartymi na świat i otoczenie, czy to znane czy nowe - odparła Tamina, po czym roześmiała się krótko, wesoło. - Podejrzewam, że ja w waszym świecie także miałabym problemy z dostosowaniem się i jak najszybciej chciałabym wrócić do siebie.
Odwróciła się do rozmówcy, widać boczek nie wymagał stałej uwagi lub też miała sposób by kontrolować jego smażenie bez stałego nadzoru. Zaraz jednak jej uwaga przeniosła się gdzie indziej. Złote, okrągłe i cudownie pachnące bułki pojawiły się na stole, dodatkowo przypominając o dotychczasowym poście, jaki wszyscy uczestnicy spotkania w Stonehenge zaliczyli.

- To nie byłaś w naszym świecie? A znasz może kogoś od was co tam był? - Dave był ciekaw czy jest jakaś różnica pomiędzy mieszkańcami obydwu światów względem tych międzywymiarowych podróży jaką właśnie odbyli.

- Nie, nigdy nie zawędrowałam na drugą stronę, chociaż niekiedy mam na to ochotę - odparła, nakrywając bułeczki białą ścierką. - Znam jednak parę osób, które odwiedzają wasz świat dość często. Wkrótce poznacie jedną z nich, a może i dwie, o ile obie odpowiedzą na moje wezwanie.

- Aha! Czyli jakoś się da! Jest jakaś komunikacja… - Dawid podniósł głos tak, że właściwie można już było uznać, że krzyknął gdy usłyszał wreszcie gdy jakieś jego robocze założenie okazało się trafne. Jeśli jakiś przepływ informacji czy czegokolwiek był oznaczało to, że nie ma efektu czarnej dziury czyli była jakas baza do podróży z tego do ich rodzimego świata. Teraz ważne były tylko detale i zasady na jakich to się opierało. Czyli pewnie zaczekać na tych gości gospodyni. - A powiesz mniej więcej kogo powinniśmy się spodziewać? - spytał patrząc jak wygląda procedura “nakrywania do stołu” w wykonaniu wiedźmy w wiedźmowatym widać świecie.

Wiedźma pokręciła głową na jego głośny komentarz do jej słów, jednak nie wyglądała na rozgniewaną takim zachowaniem, prędzej już rozbawioną.
- Niektórzy mogą - sprostowała, odwracając się do pieca i zdejmując z niego patelnie, a następnie wstawiając tą, która została przeznaczona na jajka. Te zaś same i nad wyraz ochoczo zabrały się do samorozbijania i spływania na jej powierzchnię. Z szafki stojącej po prawej stronie drzwi wychodzących na ogród wysunęła się duża taca i opadła na stół. Zaraz za nią pojawiły się talerze. Cztery większe wylądowały na tacy, dziewięć mniejszych ułożyło się obok, wraz z kubkami, które pojawiły się jako ostatnie.
- Wezwałam swoją siostrę i strażniczkę lasu - wyjaśniła mu, nadzorując magię, która w najlepsze zdominowała kuchnię. - Obie powinny się tu zjawić przed nocą.

Kończąc rozmowę z ich sympatyczną gospodynią natknął się w korytarzu na Nelę która jak się okazało też miała ochotę zamienić z nim słówko czy dwa.



Ogród Taminy



- [i]A więc mówisz, że tacy jak my się tu czasem zdarzają?[i] - Dave zagaił rozmowę z gospodynią łapiąc okazję gdy znaleźli się na chwilę sami. - Mówisz jak ktoś co nieco zorientowany w tych… Zdarzeniach… - zawahał się nad doborem słów. Laska zdawała się być jak na razie “spoko”. Choć to, że może mieć immunitet względem elfiego półświatka który chyba trząsł w okolicy dawało mu do myślenia co do jej miejscowej pozycji w miejscowej hierarchii. Ale skoro wydawała się “spoko” to postanowił zaryzykować i dowiedzieć się jakiegoś konkretu o ich sytuacji.

- Więęcc… Ta brama. - wskazał kciukiem gdzieś za siebie mniej więcej na kierunek z którego chyba przyszli. - Zmienia nas w wilki przy przeniesieniu? Zaczyna ten proces? - spytał to nad czym dumał odkąd spotkali tamta parkę i to co usłyszał już tutaj na miejscu. Bo wychodziło mu, że albo coś jest w ich rasie, planecie czy świecie, że tutejszy jakoś “zczytuje” ich, że ma przerobić na wilki albo to efekt celowy czy uboczny działania samej bramy czy procesu przenosin. - Ok. Bo widzisz, Tamina, tak się zastanawiałem. Jakby to brama nas zmieniała czy jest jakaś możliwość, że ktoś.. - tu znowu się zawahał i jakoś nieco nerwowymi ruchami dłoni z grubsza wskazał na blondgospodyni. - … No wiesz. Mógłby to odkręcić jakby z nami poszedł do tej bramy no iii… No przestawił ją jakoś czy co. - zgadywał na podstawie tego co mówiła poprzednia parka, że tak całkiem proste to chyba nie jest. Ale gdyby chodziło o bramę miał nadzieję, że proces wstrzymania przemiany byłby może prostszy niż odesłania ich. Jakby to dało się zatrzymać byłby czas pogłówkować jak uruchomić bramę by wróciła ich do ich świata.
- Zdarzacie się od czasu do czasu - wiedźma potwierdziła jego słowa, kładąc przy okazji koszyk na ziemię. - I obawiam się, że twoją nadzieję będę musiała zgasić nim na dobre zagości w twoim sercu. Dopóki jesteście w trakcie przemiany nikt nie będzie w stanie przenieść was na druga stronę. Gdy zaś przemiana się dokona - westchnęła i spojrzała w niebo - wtedy już na zawsze staniecie się częścią tego świata.
Zmarszczyła brwi i powróciła wzrokiem do towarzysza rozmowy. Zaraz jednak jej twarz przybrała pogodny wyraz. Przykucnęła i zaczęła zbierać truskawki, przy których to się zatrzymali.
- Brama was nie zmieniła - wyjaśniła przy okazji owej pracy. - Zostaliście zmienieni w waszym świecie. Powinieneś znaleźć na swoim ciele jakieś ślady świadczące o niej. Mogę ich poszukać jeżeli chcesz, jednak dla nowych ingerencja magiczna bywa dość niepokojącym wrażeniem. Nie chciałabym żebyś przypadkiem zaczął ode mnie uciekać z krzykiem - dorzuciła, wkładając przy okazji jedną z truskawek do ust i uśmiechając się do Dawida wesoło.
- Ło, ło, ło, ło… Czekaj, dziewczyno, czekaj… Nie, no chwila… Ktoś nas przemienił i zapoczątkował cały proces jeszcze u nas? - powtórzył w formie pytania to co dopiero powiedziała. ~ Wiedziałem! ~ zazgrzytał zębami i przez chwilę siłował się z własną dłonią jakby walczył by nie zacisnąć jej ze złości w pięść. W końcu zaprzestał i zacisnął dłoń i opuścił je na swoje udo. Opanował się na tyle, że nie wyglądało to na uderzenie. Pięść pozostała wbita i materiał spodni. A więc jednak! Jednak ktoś im pomógł się tu dostać! Od razu stanęła mu wizja jakiś cholernych sekciarzy czy naukowców którzy sobie ich nałapali do pieprzonego eksperymentu. A potem jakoś zawieźli do ich kręgu i jakoś przerzucili do tego kręgu po tej stronie. Wyjaśniło się jak z klubu znaleźli się w tym cholernym kręgu za miastem.

- Oookeejjj… To nie był najradośniejszy zestaw informacyjny jaki w życiu słyszałem… - powiedział już wolniej zapierając się jakby ramionami o kolana. Siedział tak chwilę w milczeniu przyswajając informację i główkując co dalej powiedzieć i zrobić. Tyle pytań! Tyle odpowiedzi! Tyle planów! Na razie zostawił je wszystkie te mniej i bardziej rozbudowane teorie i domysły a zajął się tym co i tak Tamina chlapnęła na tapetę.

- Dobra. To mówisz, że coś powinno zostać? Na mnie? - spytał przy kolejnym wydechu. usiadł już w swobodniejszej pozycji i wskazał pustymi dłońmi na siebie. - Dobra to czego mam szukać? - rzekł podwijając rękawy bluzy. Spodziewał się ukłuć igłą czy może jakichś śladów po plastrach. Zwykłe zadrapania czy siniaki chyba by się zlały przez tą nagonkę w której najwyraźniej brali udział. Liczył też, że jeśli nie on to ona zauważy skoro wiedziała czego szukać. Zgadywał, że musiała widzieć coś podobnego u wcześniejszych przybyszy z jego świata. - A ten… O co chodzi z tym magicznym szukaniem? Jakby to wyglądało? - spytał podwijając drugi rękaw. Miał nadzieję, że zdoła znaleźć na w końcu własnym ciele coś czego nie powinno tam być.
Ani ja jednej, ani też na drugiej ręce żadnych niepokojących śladów nie było. Nie licząc zadrapań, których zdecydowanie nie brakowało, wszystkie jednak były ledwie draśnięciami, niczym co wymagałoby natychmiastowej interwencji.
- Szukaj ugryzień - podpowiedziała mu Tamina, wracając do zbierania truskawek. - Nie wiem jednak czy znajdziesz. Na takich jak wy obrażenia szybko się goją nawet przed pełną przemianą więc ślad może już być ledwie widoczny, jak stara, zagojona rana. Co zaś się tyczy magicznego szukania - przerwała znowu i ponownie na niego spojrzała. - Taka ingerencja w ludzkie ciało zostawia ślady, magiczne ślady. Mogę je znaleźć, co dla ciebie będzie wrażeniem powiązanym z chłodną kąpielą w jeziorze. Jeżeli ślad jest świeży, może to się także wiązać z pieczeniem, gdy do niego dotrę. To wszystko, tak na dobrą sprawę.
Kolejny uśmiech zagościł na jej twarzy, a truskawka zniknęła w ustach. Wiedźma zdawała się do całej sprawy podchodzić raczej beztrosko, jakby nie była niczym istotnym.

- Ugryzień? Pewnie nie od komara co? - Dave spytał raczej retorycznie. Pewnie jak w wilki mieli się przemienić to i ślady od wilka czyli chyba coś jak psie. Na razie zepchnął kwestię skąd na tych tak bardzo ucywilizowanych i zmeliorowanych Wyspach gdzie kazdy grun był dokładnie wymierzony i sparcelowany miałby się jakiś wilk uchować. U nich w kraju jak gdzieś się jakiś pokazał to już zasługiwał na wzmiankę w lokalnych gazetach a tutaj? Znaczy na Wyspach? Ale zgadywał, że podobnie jak wszystko w tej sprawie sztampowy standard niekoniecznie musiał tu obowiązywać. Więc szukał tych śladów kłów. Skoro wilk czy inny czworonóg to podwinął nogawki sprawdzając oczami i dłońmi skórę na nogach. Właściwie mógł jeszcze sprawdzić tors unosząc bluze i chyba gdzieś na tym jego autopsja by się musiała skończyć.

Jakby nic nie znalazł właściwie był gotów poprosić rozmówczynię o te sprawdzenie magią. Trochę się obawiał. Ale trochę był też ciekaw jakby to wyglądało. Wolał sprawdzić tą całą magię w jakichś z grubsza kontrolowanych warunkach niż dostać jakimś fireball’em czy czymś takim. Przy okazji nie dało się nie zauważyć tych truskawek. Wiedział o nich wszystko co chyba da się wiedzieć. Znaczy o zbieraniu. Jedna z jego pierwszych wojaży za granicę “na Zachód” była właśnie przecież pracą sezonową na hiszpańskie truskawki. Od tamtej pory te owoce kojarzyły mu się z pracą w bezlitosnym Słońcu na hektarach posadzonych w równych rzędach tych cholernych krzaczorów. Nie przepadał więc ani za tymi owocami ani za pracą i wysiłkiem w słoneczne dni. Od tamtego sezonu zawsze gdy widział w sklepie ładne, eleganckie, czyściutkie owoce w zgrabnych pudełeczkach zawsze mu się przypominała ta cholerna Hiszpania i myśli wracały do takich ludzi jak on, co współtworzyli ten produkt zanim dotarł do najczęściej niczego nie świadomych ludzi, na ich pułki, koszyki czy dłoni. A w końcu ust. Choć nie zamierzał nikomu psuć radochy ze spożywania tych owoców. Docierało do niego, że jakoś ten świat musi być urządzony i zbiera i obrabia ktoś by mógł zjeść ktoś. Tak to działało.

-Ładne masz te truskawki wiesz? Tak jak nie sięgają po horyzont to nawet całkiem fajnie to wygląda. - pokiwał głową wracając myślami do tu i teraz w tym ogrodzie magicznym magicznej gospodyni w magicznym świecie skąd właśnie musiał wygłówkować jak się wydostać mimo, że ponoć się nie dało.
Sprawdzanie nie przynosiło efektów. Ślady, jeżeli jakieś były, musiały zostać ukryte w miejscach których albo nie był w stanie dostrzec, albo nie zamierzał odsłaniać w danej chwili.

- Powinny przypominać nieco te, które pozostawiają szczeki wilka, jednak być większe, szerzej rozłożone - wyjaśniła mu Tamina, skupiając na nim swoją uwagę. W jej oczach pojawiły się błyski żywego zainteresowania. Na wzmiankę o truskawkach doszedł do nich potakujący ruch głową i wyrażający wdzięczność oraz dumę, uśmiech.

- Lubię te owoce i zapewne gdybym mogła, zasadziłabym ich tyle by wypełnić każdą wolną przestrzeń w lesie - przyznała z tęsknym westchnięciem. - Nic dobrego by jednak takie samolubne postępowanie nie przyniosło. Dlatego zadowalam się tymi paroma rzędami, które w sam raz wystarczają na moje potrzeby. Znasz się na roślinach? Czy tym właśnie zajmowałeś się w swoim świecie?
Były to bodajże pierwsze, osobiste pytania jakie padły z jej ust. Sprawiała także wrażenie szczerze zainteresowanej jego przeszłością, nie dało się przy tym ukryć, że i odsłanianymi przez Dawida fragmentami ciała, Tamina również się interesowała.

No i nic. Nic nie znalazł. Żadnych śladów ugryzien jakie powinny być. Ciekawe. Albo były jakieś słabe albo dosłownie goiło się na nim teraz jak na psie.Chociaż wtedy chyba powinny goić się nie tylko te ugryzienie więc znowu była kolejna “specjalna” czy magiczna rzecz w tej sprawie jak z całym tym angielskim wilkiem w południowej Angli. W końcu wzruszył ramionami i ściagnął podartą bluzę która i tak ściągnęła się razem z koszulką. Też podartą. Była jeszcze szansa, że może gdzieś na torsie jest choć właściwie już trochę stracił nadzieję, że sam znajdzie to w klasyczny sposób. W sumie chyba jak ugryzienie i to od czegoś wielkości dużego psa to chyba powinien czuć i powinno boleć czy piec a jakoś nic takiego nie odczuwał. Cholerne widmowe wilki i ich widmowe ugryzienia. - No dobra, ja nic nie znalazłem. Widzisz coś? - spytał rozkładając ręce dając jej chwilę na obejrzenie się a potem odwrócił się ukazując plecy. Na plecach to w sumie pewnie i tak by nie znalazł sam.

Po trochu był oczywiście ciekaw co ona zobaczy. Nie tylko te ugryzienie czy ten otarciowo - obdarty i posiniaczony syf jaki miał w tej chwili na sobie. Sam uważał się raczej za średniaka. Nie za duży. Nie za mały. Nie za niski. Nie za wysoki. Nie za gruby. Nie za chudy. No średniak. Choć właściwie żałował po cichu, że nie jest te parę centymetrów wyższy. Czasem by się przydało. Ale właściwie ten metraż co miał starczał mu w zupełności. Główkował też co jej odpowiedzieć na te pytanie o fuchę w realu. Proste pytanie a jednak trochę zbiło go z tropu. Mógł powiedzieć prawdę. Tyle, że ta była jak to z prawdą zwykle bywa. Prosta, bez sensacji, rewelacji czy upiększeń. Czyli niezbyt pociagająca, nudna i sztampowa. Kusiło go by jej naściemniać. W końcu sama mówiła, że nie była nigdy w ich świecie i w ogóle to chyba na wpółmityczna kraina tu była. No może coś jak Samoa u nich. Niby jest gdzieś na mapie ale kto tam do cholery był i wrócił by powiedzieć jak jest?

- Wiesz, z truskawkami to nie ma co być zbyt pazernym. Potem się nasadzi człowiek i musi to zbierać i w ogóle dbać. A tak jak jest teraz jest ok. Akurat do posmakowania. Wiesz, ma klasę. Styl. Dodaje uroku temu miejscu. A nasadzisz hektary to nuda i masówka. Więc ja bym ci radził zostać jak jest. I mniej do zbierania jest. - pozwolił sobie od wyrażenia opinii na temat tych pierdolonych truskawek. od tamtego lata w Hiszpanii był na zdecydowane “nie” zwłaszcza wszelkim plantacjom. Parę krzaków czy grządek do posmakowanie mógł zdzierżyć ale nie więcej. Dołożył więc swoją cegiełkę do torpedowania pomysły plantacji leśnej tych owoców.

- A u nas… Podróżowałem. Właściwie chyba można tak powiedzieć, że byłem podróżnikiem. Wędrowałem po różnych krajach, mieszkałem tam parę miesięcy czy lat, pracowałem, bawiłem się, poznawałem nowych ludzi no żyłem. A potem albo wracałem do domu albo przenosiłem się do innego kraju. - pokiwał głową zapatrzony gdzieś w kraniec rządek tych truskawkowych krzaczorów. Tak. Właściwie to tak właśnie było jak mówił. Choć była to dość polukrowana wersja. Taka jaką się zwyczajowo mówi niezbyt znanym osobom albo do zbajerowania lasek. Nie ta bardziej detaliczna i mniej przyjemna jaką się mówi w domu czy z przyjaciółmi z domu.

- Wiesz, nasz świat jest różny. Różni ludzie, kraje języki. I pieniądzie. Chciałem zarobić. Więc jeździłem po różnych krajach, szukaem pracy i zarabiałem te pieniądze. Na dom zbierałem. Wiesz, mieć kawałek własnego świata gdzie jest się własnym szefem i gospodarzem. O. Takie coś jak ty tu masz dla siebie. Też chciałem mieć takie coś dla siebie. No ale na to potrzeba kasy wiec zarabiałem ją. Tylko jeszcze nie mam pomysłu gdzie ten dom sobie kupię. Zobaczymy. Na razie i tak jestem na etapie zbierania kasy na niego. - po chwili zawiechy w końcu zdecydował się nieco dokładniej streścić motto i przygody z ostatnich paru lat życia. - A ty to tak w ogóle mieszkasz tu sama? Od dawna? Specjalnie zajęłaś tą miejscówę bo blisko bramy jest czy to tak już było jak przyszaś? - nie miał pomysłu jak zmienić temat więc zapytał co mu do głowy przyszło. Skoro gadali o domach i land lordach to jakoś tak mu się samo nawinęło.

Podczas gdy mówił pojawiło się wrażenie, o którym wspomniała wiedźma. Zupełnie jakby siedział po szyję w wodzie. Niekoniecznie nieprzyjemne, jednak z pewnością nie pasujące do miejsca.

- Zatem jesteś wędrowcem - skwitowała jego opowieść. - Nie brakuje u nas takich jak ty. Czasy lubię się zmieniać i nie zawsze wszyscy z owych zmian wychodzą bogatsi. Niektórzy zmuszeni są opuścić domy i ruszyć w poszukiwaniu zajęcia, które pozwoli im wieść życie, może nie dostatnie, ale na poziomie.

Pojawiło się pieczenie, pod lewą łopatką, które powoli narastało, jednak nie było szczególnie bolesne. Widać coś tam jednak było, nawet jeżeli on nie był w stanie tego dostrzec.

- Ja mieszkam tu od dawna - odpowiedziała z nieco bliższej odległości. - Gdy tu przybyłam to miejsce było dziką polaną. To było dawno temu - dodała, dotykając jego skóry, dokładnie tam, gdzie piekło. - Opiekuję się wrotami, tym lasem i pobliską wioską oraz miasteczkiem Ambresberie. Nigdy nie wypuszczam się poza granice moich ziem. Żyję tu sama - wyjaśniała dalej, a pieczenie pod wpływem jej dotyku zelżało, a po paru chwilach znikło. - Sądząc po śladzie, zostałeś ugryziony przez samicę. Młodą do tego i zapewne ładną. Może wkrótce przypomnisz sobie jej twarz - westchnęła i cofnęła dłoń. - Jakby nie dość było innych problemów…

To co czuł podczas... Badania? Było... Właściwie nie było nic specjalnego. Pieczenie, lekki ból, uczucie chłodu i zanurzenia. No przecież nic specjalnego. Tyle, że dziwne było to, że nie wyczuwał żadnych czyników które zwyczajowo było przyczyną takich odczuć. Ot, stał w ogrodzie na gołą klatę a laska za nim dotykała jego pleców. Żadnej wody czy zimna. Sam dotyk. Jej dotyk. Tak własnie to powinien czuć.

Przez ten jej dotyk czuł się też nieco rozkojarzony. W końcu była wiedźmą. Może z nazwy, profesji... Ale nie wyglądu. Nie, na pewno nie. Jako facetowi ten fakt, że dotyka go całkiem niezła laska no nie pozostał nie do nie zauważenia. Czuł takie charakterystyczne mrowienie w karku i bardzo wątpił by był to efekt uboczny tej całej magii. Więc trochę ciężko mu było skupić uwagę na tym co mówi. Choc wyłapał wystarczająco dużo by złapać sens. Odwrócił się do niej twarzą chcąc zapytać...

I to był błąd. Zdradziła go ta nowa dla niego "nadwrażliwość na zapachy" do której się jeszcze nie przyzwyczaił. A która dotąd choć momentami natrętna czy irytująca albo po prostu wcale nie chciana raczej schodziła gdzieś na dalsze tło tych całych rewelacji jakie go tu otaczały i jakich się dowiadywał prawie w każdym zdaniu. Rozbudzone wzajemną ciekawością, rozmowa, flirtem i dotykiem nadzmysły tym razem zareagowały inaczej. A może po prostu zinterpretował je inaczej. Ale gdy stanął do niej twarzą, zaledwie z pół kroku czy krok od niego poczuł jej zapach. Nie tak jak był przyzwyczajony do zapachu perfum czy szamponu który jako najsilniejszy dominował w otoczeniu jakiejś osoby. Kobiety. Nie.

Poczuł całą gamę róznych woni. Zupełnie jakby ktoś jakiś gotowy kolor rozłożył przed nim na paletę pierwotnych barw z jakich powstał. Wyczuwał zapach szamponu czy czego tu się zamiast tego używało. Silny, mocny zapach dobrze trzymany przez włosy i wietrzejący o wiele wolniej niż odkrytej skóry. Nawet truskawki które jadła wczuwał. Mogłaby mu ściemniać a i tak by wiedzial, że jadła nawet gdyby tego nie był świadkiem. Czuł zapach tych owoców bijący z jej palców i ust. Na jej ustach na chwilę zawiesił mu sie wzrok. Ładne. Pełne. Wciąz trochę czerwone od soku z truskawek.

I perfum jakiego używała. W kazdym razie ten zapach który miał być dominujący. Zbyt ładny i przyjemny by był to przypadek. Docierający z okolic szyi. A przynajmniej z tamtąd wyczuwał go najwyraźniej. A pod tym ubranie. Te zapachy które w nie wnikły. Owoców i warzyw jakie obrabiała w kuchni. I jakieś zioła. A jeszcze pod tym. Skóra. Żywa skóra. Lekko nasączona potem. Żywa. Gorąca. Gładka. Zachęcająca do zbadania. Do dotykania. A gdzieś tam niżej. Tak, tam gdzieś niżej wyczuwał zapach z tego miejsca które najbardziej go interesowało w ciele kobiety. Przymknął oczy trochę oszołomiony. Wstrzymał dech. Potem zaczął go wypuszczać. No i mózg mu się z powrotem zaskoczył.

- Hiuh... Eee... Ten... - zaczął gdy otworzył oczy. Miał przecież ją coś spytać. Ale trochę się zdziwił widząc własną wyciągnietą dłoń tak gdzieś w połowie drogi między nimi. A tak. Przecież chciał ja dotknąć. W sumie czemu nie.

- Too... Mówisz wilczyca mnie ukąsiła? W plery? - zaczął gdy przypomniał sobie co chciał ją zapytać. Rozbudzone zapachową orgią krew i hormony wciąż w nim buzowały ale już teraz to kontrolował. Nie znaczyło, że miał zamiar je ot, tak wygasić skoro już zostało rozpalone w piecu. Wznowił więc ruch dłoni i nieśpiesznie powędrowała ona w stronę twarzy dziewczyny. Był ciekaw co zrobi. Robił to na tyle wolno, że miała wystarczająco okazji by zaprotestować. Gdyby chciała. Nie to nie. Innym razem. Albo z inną. Ale jeśli nie nie... No i zrobiło się ciekawie. Bo jego palce wylądowały na jej brodzie. I nie było żadnego nie.

- Powiedz mi Tam. Jakie istoty nazywacie tutaj wilkami? Tylko te czworonożne? Co cały czas są w takiej formie? Czy takich ludzi co się mogą zmieniać w wilki lub półwilki też? Takie wilkołaki jak to u nas się mówi. I jeszcze mi powiedz ile mamy czasu. Do nastepnej pełni. - przy okazji główkował gdzie dalej przenieść wędrówkę. Z brody było parę ciekawych szlaków. W tył głowy, po linii szczęki ku uchu. Albo i dalej na kark. Albo w góre twarzy po twarzy z tymi wszystkimi fajnymi miejscami na twarzy. Albo w dół po szyi. A szyja i pod szyją też tyle fajnych rzeczy do zwiedzania. W końcu zdecydował się na pierwszą opcję. Palce zaczęły z wolna sunąc po linii jej szczęki ku uchu. No i poza czekaniem co ona zrobi był też ciekaw co powie. Teoria z wilkołakami którą gdzieś nawet przez moment rozważał ale odrzucił nagle zrobiłaby się całkiem prawdopodobna.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline