Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2016, 14:08   #13
Dragor
 
Dragor's Avatar
 
Reputacja: 1 Dragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłośćDragor ma wspaniałą przyszłość
- Nie widzę w posągach Amona nic zdrożnego - powiedział Imhotep. - W końcu chyba wiesz jak postał świat według naszych wierzeń?
- Imh, on pochodzi z czasów, gdzie najmniejszy przejaw seksualnej aktywności uważano za nieobyczajny - mruknął Doktor wstając. - Ruszamy od razu
- To jakim cudem jeszcze rodzą się dzieci? - spytał Imhotep zbierając się z ziemi zgarnąć swoją kulę.
- A tobie na co to? - prychnął Doktor po raz kolejny ignorują pytanie.
- Wiesz, nawet tutaj cudowne ozdrowienie wygląda podejrzanie, przyjacielu - Imhotem uśmiechnął się łagodnie.

Gdy Doktor powadził ich, jak Magnus zgadały z powrotem do TARDIS, młody archeolog zauważył coś jeszcze. Wszystkie posągi były pomalowane jaskrawymi barwami. Co prawda był świadomy iż w czasach starożytnych, były one malowane, ale w tym momencie farby jakie były używane raziły po oczach w nieprzyjemny sposób. Być może nie był przyzwyczajony do takich mocnych barw, bowiem jego własne czasy były bardziej szare. Ubrania, budynki i ludzie, w wszystko w mdłych kolorach, poza oczywiście czerwienią, która była symbole barów. Może przyszłość nadejdą czasy gdy kolory znów powrócą.
Niebieska budka czekała na nich w tym samym miejscu. Z jakiegoś powodu ktoś za jej drzwiach napisał "Nubijczycy nie lubią kobiet!". Tysiące lat, a wandalizm dalej taki sam.
Imhotep nawet nie mrugnął gdy wszedł do niemożliwego wnętrza maszyny czasu. Pewnie już kiedyś był w jego wnętrzu.
- Zmieniłeś wystrój - zauważył architekt. - Ale dalej nie umiesz czekać.
- Już się naczekałem, wież mi - powiedział Doktor przełączając coś na konsolecie.
- To... co się stało z Amy i Roy'em? - zapytał nagle Imhotep.
Doktor zacisnął place na jednej z dźwigni. Po chwili tylko pokręcił głową i pociągnął rączkę w dół.
- Jesteśmy na miejscu - oświadczył.

Na zewnątrz było jeszcze ciemno. Znajdowali się w małym skupiskiem skał. Gdy wyszli z pomiędzy nich ujrzeli czarną piramidę. Zbudowana z gładkich, czarnych kamieni była niska. Miała nie więcej niż 10 metrów wysokości. Otaczało ją cztery smukłe obeliski. Ich szczyty jarzyły się białym światłem.
- Małe to - powiedział Doktor.
- Świątynia Anubisa - przypomniał mu Imhotep. - Boga Świata Umarłych. Większość pomieszczeń jest pod ziemią.
U wejściu do budynku pojawiło się światło. Doktor gestem kazał się im schować za skałami.
Z wnętrza piramidy wyłoniła się procesja. Kapłani ubrani w czarne szaty nosili maski w kształcie głowy szakala. Było ich ośmioro. Czterech z nich niosło lektykę, a pozostali oświetlali drogę pochodniami. Gdy tylko oddalili się Imhotep poprowadził ich ku Świątyni. Nim wszedł do środka zatrzymał się przy jednym z obelisków i opierając o niego dłoń wyszeptał kilka słów.
- Do ty wyprawiasz?! - fuknął na niego poirytowany Doktor.
- Proszę Anubisa o wybaczenie - wyjaśnił Imhotep.
Doktor wywrócił oczami i wkroczył do świątyni.

Wnętrze w przeciwieństwie do kolorowego miasta tutaj panował mrok. Hieroglify ma ścianach były liczne, ale wyryte jedynie w kamiennych ścianach. Powietrze było ciężkie od zapachu kadzideł. Każdy krok odbijał się echem ginął gdzieś w licznych korytarzach. Co kilka kroków w ścianę wbito kryształy świecące w podobny sposób jak szyty obelisków na zewnątrz.
W końcu przez zaskakująco długi labirynt dotarli na szczyt.
Pomieszczenie było niewielkie. Zaledwie kilka metrów kwadratowych. Ściany zbiegały się po skoście ku kwadratowi sufitu. Nad ich głowami był jedynie piramidon, zwieńczenie piramidy. Na samym środku spoczywał mały piedestał z kolejnym świetlistym kryształem. Imhotep zdjął go, a kamień natychmiast zgasł.
- Łuk energetyczny - powiedział Doktor.
Skarabeusz spoczął na piedestale. Wibracje zmieniły się w ciche buczenie. A potem... nic.
Czekali minutę nim Doktor stracił cierpliwość.
- Nic się nie stało, idziemy nim kapłani wrócą
- Może trzeba jeszcze poczekać! W końcu Khepri...
- Zamknij się - uciął Doktor.
Echo przyniosło ku nim jakieś dziwne dzięki. Coś jakby ocieranie metalu o kamień. Doktor ku zaskoczeniu Magnusa uśmiechnął się szeroko.
- Dalej! - zawołał i puścił się pędem przez świątynie.
Imhotep teraz na prawdę utykając ledwo dotrzymywał mu kroku. W końcu gdy go dogonili Magnus wpadł na podróżnika czasu gdy ten zatrzymał się gwałtownie.
Stali u wejścia do obszernej komnaty. Tam grzebiąc przy ołtarzu pełnym owych kryształów stał gigantyczny biały skarabeusz.
Stwór był wielkości samochodu typu ford, złoto błyszczało na zdobieniach przy jego chitynowym ciele. Oczy stanowiły dwa drogocenne kamienie. Przeźroczyste skrzydła drżały lekko.

Imhotep zrobił krok w stronę stwora, ale Doktor chwycił go za ramię i wepchnął za siebie.
- Jestem Doktor - powiedział głośno pewnym siebie głosem. - Tam planeta jest pod moją ochronę, teraz masz wyjaśnić swoje intencje i to szybko!
Stwór wydał z siebie ryk. Jego siła dosłownie zwaliła ich z nóg. Nim zdołali pozbierać się po dźwiękowym ataku owad zgadło całą ich trójkę spod drzwi ku ołtarzowi. Szybkim ruchem złapał Magnusa za ramię złotymi szczękami i zaczął go wlec za sobą. Archeloog czuł jak ostrza wbiją się głęboko w jego ramię. Krew zaczęła kapać na podłogę. Stwór był niesamowicie silny, a on jedynie miał swoją laskę w wolnej ręce.
Doktor coś krzyczał, ale przez hałas jaki tworzył się przy ruchach owada Magnus nie był w stanie go zrozumieć. Szafirowe oczy skarabeusza wpatrywały się w niego bez wyrazu.
 
__________________
Gallifrey Falls No More!

Ostatnio edytowane przez Dragor : 06-07-2016 o 15:16.
Dragor jest offline