Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2016, 19:14   #42
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Volva spokojna i chłodna przy jarlu jak zwykle stała, gdy Sighvarta witali. Lekko zdziwiona dostrzegła, iż Agvindur w dalszym ciągu Freyvinda na czele wyprawy stawiał ale słowa nie rzekła. Uśmiechnęła się lekko i głową skinęła, by powitać przybyłych. Skald za to zgodnie z niemą sugestią jarla wystąpił również stając przed panem na Varde.
- Heill ok sæll - odpowiedział zwyczajowym powitaniem. - Cieszę się, że spotkać w końcu mogę Sighvarta, o którym do tej pory jeno słyszałem. Druha syna ojca mego.
Karl zsiadający z konia wraz ze swymi drużynnikami uśmiechnął się i przedramię wyciągnął do uścisku. Szybko zorientowawszy się w zamianach miejsc, nie dał po sobie poznać czy one go zdziwiły czy nie.
- Jarl Bezdroży - zadudnił głosem niskim, chropowatym i szorstkim jak koci języczek. - Wieleż to czasu upłynęło od Twego Ribe opuszczenia. Jednak sława Twa dotarła nawet i do mnie co w głuszy zasiedziany. - Przy tych słowach wyciągnął ramie, które wnet Freyvind uchwycił. - Agvindur wielce rad z Twych dokonań…
Jarl Ribe gdyby mógł ubiłby Sighvarta wzrokiem.
Wzrokiem, który zmiękł nieco gdy ponownie uwagę na wychowanka zwrócił.
Kolejno towarzysze karla poczęli się zbliżać do aftergangerów, a skald witać i z nimi się zaczął. Nie skomentował przy tym słów o Agvindurze i tego jak ten rad jest z jego poczynań.
- Wozami nie konno jechaliśmy, w dzień zmieniliśmy podwody podróż dalej czyniąc. Tedy popas przedłużymy na tyle jeno by wasze wierzchowce lekko wypoczęły. Jest jednak coś o czym trzeba nam porozmawiać na osobności - Spojrzał na Sighvarta, Agvindura, wóz… Elin - i co zwłoki czekać nie może.
- Gorąca głowa u Twego wychowanka, Agvindurze. - Karl roześmiał się przyjacielsko z kolei wciągnął jarla w niedźwiedzi uścisk.
- Pewne rzeczy zmienić się dadzą, lecz może tak i lepiej? - Długowłosy jarl również zaśmiał się lekko. - Twój syn zaś na męża wielkiego wyrósł. Kiedy gotów na dar Odyna? - Wskazał na Heminga.
- Kiedy znak dostaniemy. - Skwitował Sighvart. - Witaj, volvo - powitanie skierował i do Elin.
- Witaj Sighvarcie. - Głową z szacunkiem skinęła. - Dobrze Cie widzieć - przywitała się z lekkim uśmiechem.
- Poznaj i Volunda znanego jako Pogrobiec, oraz Ødgera co również jest druchem Agvindura.

Na słowa te powitanie Pogrobiec uczynił skinąwszy jedynie głową.

Kolejno jego towarzysze się witali z obozującymi już. Gdy tradycji stało się zadość, karl spojrzał na skalda pytająco.
- Co to za sprawę do mnie masz, Freyvindzie?
- Nim uczynisz coś, sprawy do końca wysłuchaj. Bo skomplikowana. -
Dał znać Sighvartowi i Agvindurowi by za nim ruszyli. Elin kiwnął przeczaco głową. Nowoprzebudzony mógł przy niej źle reagować.
- Svena ubiłem - powiedział spoglądając na pana Varde gdy szli ku Bjarkiemu stojącemu przy wozie.
- Co?! - Karl zdębiał i kroku wstrzymał patrząc to po skaldzie to po Agvindurze. - Krotochwile się Ciebie trzymają… - dokończył wzrokiem śledząc iskier zartobliwych.
- Nie. Ubiłem. Drwił z wodza wyprawy, autorytet podkopywał, poleceń spełniać nie chciał. Wyzwany na miecze nie walczył nawet, tylko sam się na ostrze nabił.
- O moim podwładnym mówimy? O Svenie moim? -
Sighvart zaczynał mówić nieco głośniej.
Ze skrzyni na dźwięk jego głosu zaczął dobijać się potomek Freya.
- Panie!!! - stłumiony głos przebijał przez drewno.
- Jeden Sven do nas ku Ribe z Varde przybył. - Skald ruch głowa w kierunku Grima uczynił wskazując Franke co na skrzyniach spała. - Sam opowie czemu, wielce ta opowieść ciekawa. Wynika z niej, że co by tu nie zaszło żyw by nie był.
Bjarki dziewczynę zaspaną ściągnął ze skrzyni i powoli, nie spiesząc się wieko jej odbił. Związany Sven oczom się zebranych ukazał. Na widok karla jakaś mieszanina ulgi i niepokoju się rozlała.
- Panie!
- Toć on żyw… -
Sighvart spojrzał na skalda nieco zadziwiony.
- Nie… nie, panie.... Freyvind podarunek Odyna mi dał… - Potomek Lenartssona kły w uśmiechu dzikim ukazał. - Głodnym… - sapnął jeszcze chyba z nawyku.
- Agvindur mówił mi, że godnym go widziałeś - odezwał się skald mocnym głosem. Stawał już dziś przeciw Agvindurowi, teraz był bardziej zdecydowany. - Rzekniesz słowo, to zakończę jego drugie życie byś nie musiał widzieć Twego sługi mym potomkiem. Jeśli jednak nie przeszkadza Ci, że nie Twej krwi Einherjar jest, wszelkie prawa względem niego Ci dam. Twój będzie, w linii krwi Eyjolfa prawnuk Canarla. Ale wysłuchaj wpierw co rzeknie.
Sven oczyska pełne głodu wbił w skalda i szarpnął raz-dwa pęta. Opowieść jego była krótka:
- Panie, winą moją jest to, żem drażnił Freyvinda, za co słusznie mnie do porządku przywołał. Z oczu zejść kazał, to i zszedłem. Jeno potem pamiętam, żem o siostry życie się obawiał, bo mąż jakowyś za niewypełnienie swych poleceń śmiercią jej groził. Kazał paczuszkę oddać i żywot zakończyć. Skald dopomógł w tym narzędziem będąc. - Zwijał się przy tym i próbował liny krępujące go zerwać.
Karl z zadumą na twarzy słuchał.
- Wiedziałeś o tem wcześniej? - zwrócił się do Lenartssona.
- Gdybym wiedział, nie dopuściłbym do tego, aby spełnił się plan tego co człowieka Twego do tego doprowadził. Wierz mi, wiele tu dziś zaszło przez Lokiego sprawki.
- Nie wiadomo kto to? W Ribe nowy przybysz jakowyś? -
Sighvart dopytywał na razie nie reagując na szarpaninę Svena. Zapatrzył się jednak w jego oczy.
- Może uda się znaleźć odpo… - nie dokończył mówić, gdy obaj ze Svenem znieruchomieli na krótką chwilę. Na krótką, bo pan na Varde pięścią walnął w wóz ze złością.
- Na wszystkie potworności Hell! - warknął, a bransolety grube na jego nadgarstku przy ciosie zadzwoniły. - Przebić myśli jego nie mogę! - Zagryzł zęby aż szczęki zapulsowały pod zarostem. - Kto być to mógł?
- Nie wiemy. Tyle tylko, że być może poluje na towarzyszkę Agvindura. -
Frey zirytowany z premedytacją użył tego słowa. Tyleż dwuznacznego co prawdziwego. Służką jego wszak nie była. - I nie czas nam na to teraz! - Podniósł swój głos zaklęty darem Freyi jakiej widział się czasem wybrańcem. - Po to idziemy w bój, by przywrócić Agvindurowi Sigrunn przez bydlaki porwane. Wiele zła i zapomnienia po cośmy się ruszyli tu dziś już było i że sam w tym bez winy nie jestem to mało powiedziane. Dosyć! Sven przebudzony, do walki stanie z pomiotem Valiego, Fenrira i Lokiego. Jak dobrze się sprawi, to czy żyw, czy umrze - po raz drugi obiecuje siostrze jego pomóc. Po walce Sighvart zdecyduje o losie Svena gdyby ten starcie przeżył. Tak postanowiłem i tak będzie, kto by temu zaprzeczył niech mnie wyzwie, ale wcześniej niechaj pomyśli o tym o czym tu dziś zapomniano co najmniej raz. Po cośmy się tu zebrali. - Z oczu skalda widać było niby uderzenia błyskawic kreowanych Mjolnirem Thora.
Volva, zgodnie z sugestią skalda, z boku się trzymała ale w odległości takiej, by rozmowę móc słyszeć. Sighvart odpuścił, przynajmniej na chwilę. Choć wzrok jego nadal gromy ciskał i spojrzenie rzucił mroczne Agvindurowi. Elin uważnie karlowi się przyglądała, gdy Freyvind sprawę całą wyłuszczał i westchnęła cicho widząc na co się zanosi. Skald, jak mało kto kłopoty ściągał.
- Jaki plan? - spytał pan na Varde omijając wzrokiem Svena.
Ten jednak o sobie dać zapomnieć nie chciał.
- Skaldzie… przemiany dokonałeś… Głodnym… - Twarz łakomie skierował ku Grimowi i Chlo nieopodal.
- Gudrunn z Jelling przodem ruszyła aby znaleźć obóz pchlarzy. - Freyvind odrzekł panu na Vardena razie nie zwracając również uwagi na nowoprzebudzonego. - Zaatakujemy jak najbliżej świtu kiedy się po nas by tego nie spodziewali, miejsce by skryć się po walce przed wzrokiem Sola również ma znaleźć i nam wskazać. Aby nie zbiegli w nicość, lubo swą plugawą magią się w walce nie posiłkowali, we wściekłość trzeba ich wprawić by w szale nic poza żądzą mordu nie widzieli. Inaczej umkną w świat obok naszego i w dzień nas potem opadną. Tedy do walki ruszymy z trupem jednego z nich pohańbionym na żerdzi, którego usiekliśmy podczas ich napaści na Ribe. Widok pobratymca może ich w wyczekiwany stan wprowadzić. Samych einheryar będzie nas blisko dwakroć więcej niż ich, a jeden z wilków to ledwie szczeniak. Do tego śmiertelnych zbrojnych prowadzimy. Jak nic nieoczekiwanego nie nastąpi, to wyrżniemy ich szybko.
- Ruszamy więc zatem? Do Jelling niedaleko, lecz jeśli zasadzić się mamy na lupinów, czasu nie należy marnować.
- Karl próśb Svena zdawał się nie słyszeć.
Gdy młody potomek zorientował się w czym rzecz, ryknął głośniej:
- GŁODNYMMMMMM!!!!!! - Kły ukazał i szarpnął się w więzach. Niecierpliwość swego stwórcy jeno okazując.
- Przyprowadź woła jednego co podczas ostatniej drogi wóz ciągnął, nie z tych co luźno szły - Skald zwrócił się do Bjarkiego, po czym spojrzenie przeniósł na Svena. - Każdy zbrojny mogący miecz unieść na wagę złota nam przed walką z wilczym pomiotem. Tedy głód zaspokoić na razie będziesz musiał płynem życia z bydlęcia toczonym - powiedział w końcu z nieruchomym obliczem.

Bjarki przez chwilę rozglądał się, gdzie złożyć Chlo, w końcu przeniósł ją na drugi wóz, gdzie jeszcze nie tak dawno Volund leżał. W drodze powrotnej wykonał polecenie swego pana i bydlęcie podprowadził potomkowi jego.
Svena z wozu ściągnął i przytrzymując go ostrożnie niewielkie nacięcie na skórze wołu uczynił. Młody Brujah niemal się wywrócił w swych więzach byle szybciej do krwi gorącej się dostać. Bjarki przytrzymał go mocno, gdy Sven chłeptał juhę ciemną niemal czarną. W końcu Grim oderwał wampira co ledwie tej nocy stworzon był. Krople karminowe z kłów na brodę i ziemię opadły. Szybko wchłonęły się w miękkie błoto obozowiska.
- A do walki też mnie skrępowanego jak świniaka prowadzić chcesz? - Svena głos brzmiał jak głos Rudowłosego, gdy go Chlo “l’opium” poiła. Nabrzmiały był od poczucia siły. Freyvind modlić się pragnął do Asów i Wanów, by on po przemianie innym był. Tych chwil jednak ciężko było odszukać w pamięci… Wyciągnął sztylet zwany na północy saxem i zbliżył się do hardego aftergangera. Więzy mu rozciął odrzucając pęta na bok.
- Jeśli lubisz tak, to tak będzie - zakpił chowając ostrze. - Związanyś być musiał, bo na takim głodzie nawet wbrew sobie rzuciłbyś się na kogo w szale byle krwi smak poczuć. Dalekiś od tego chyba nie był? - Skald przekrzywił głowę przyglądając się Svenowi.
Volva widząc, że nowoprzebudzony rozwiązywany jest oddaliła się od rozmawiających woląc zejść tymczasowo młodemu aftergangerowi z oczu. Miał w sobie krew Agvindura i Freya, był wściekły na nią, nie wróżyło, to nic dobrego.
- Ciężko rzec... - Sven przez chwilę jakby się zastanawiał rozcierając odruchowo nadgarstki. Po czym zaprzestał ruchu. Nieco zdziwiony spojrzał na miejsce, lekko otarte co naraz zagoiło się. - Wcześniej takiego gniewum nie znał. - Postąpił bliżej skalda ze zmarszczonym czołem.
- Panować nad nim musisz. Znasz dar jakiś otrzymał od dawna wiedząc kim pan Twój jest. Teraz znasz i przekleństwo od jakiego nikt z nas wolny nie jest. Jako rzekłem, Twój pan zdecyduje o losie twym po walce. Gdyby zaś zajedno mu było co się z tobą stanie skoroś intrygą tego, kto twą siostrę pojmał do śmierci został doprowadzon… Wiedz, że i ja podjąć wtedy decyzję musiał będę zali chcę ciężar przyuczenia cię do życia po śmierci brać. Porozmawiamy po drodze, ruszać nam zaraz - dokończył i spojrzał na Agvindura i Sighvarta wyczekując czy chcą coś dodać.
Nie chcieli… Choć Agvindur spojrzeniem ciężkim Lenartssona obrzucił.
Ruszyli do swoich ludzi aby do drogi się szykować.

Gdy na konie siadali i Elin znalazła się w pobliżu jarla szepnęła tylko krótko:
- Sighvart może pomsty szukać. - I na wierzchowca siadła.
Agvindur kiwnął głową niby to niebacznie, niby przez przypadek.
- Nie wchodź między nich po walce z wilczymi synami - odszeptał również wierzchowca dosiadając.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline