Gudrunn, otulając się płaszczem volvy, wciąż miotała wzrokiem pioruny w stronę skalda. Freyvind miał wrażenie, że jeszcze porozmawiają o tym “o co mu szło” później.
Nim ku Agvindura się zwróciła, zbliżyła się do Freya obwąchując go niemal jak wilczyca.
- Całość wypił… - zdumienie wypełniało jej głos -
… nic dziwnegoś nie postrzegł? - odsunęła się z niejakim przestrachem w lodowych ślepiach.
Do Agvindura zwróciła się wciąż Freya z oka nie spuszczając. Z niej z kolei wzroku nie spuszczała większość mężów zebranych. Bjarki wycofał się ku wozom by Chlo na oku mieć.
Gudrunn zaś zaczęła opowieść:
- Do miejsca, do polany całkiem niedaleko stąd. Bez wozów w kilka dłuższych chwil będziemy. Jeno podróż ta ni dla słabych serc ni umysłów. Las zagęszczać się będzie jakby bronił dostępu. Przed świtaniem jeszcze atak można przypuścić - Gudrunn na śniegu patykiem rysować zaczęła. -
Polana otoczona lasem gęstym z każdej strony. Drzew całe morze, mrok panuje, więc z widnością trudno będzie. Szepty słychać od czasu do czasu co mamią i drogę mylić chcą obietnicami. Ze ścieżek lepiej nie schodzić, bo z głębi lasu grozą wieje i rozkładem. Groby pomiędzy nimi leżą, znaczone kamieniami...
Gudrunn w składaniu sag sprawna nie była jednak każde jej słowo padało na uważające uszy:
- Na środku głaz, co mocą wielką emanuje, siłą, wigorem…wiatr zapach krwi mocnej i ludzkiej nawiał... - Gangrelka wzrokiem potoczyła wokół -
W cztery strony świata trakty wydeptane wiodą. Zbliżyć się ku polanie ciężko. Bo choć lupinów wielu nie widziałam kręcących się wokół niej po śladach, to miejsce zda się być strzeżone i z innego świata. Moc pełga po skórze i w nos, język kłuje. Strażników nie widziałam, wyczułam. Na wschód i południe chaty po lesie porozrzucane, na północ jakby mniejsza polana, a za nią większa chata. Łuna od niej światła bije bez końca. Wycofywałam się już gdy wilk spomiędzy drzew wyskoczył. Wywinąć mi się udało ledwo co…
Przez chwilę patykiem w ziemi grzebała by dodać:
- Walka łatwą nie będzie. Zaplanować dobrze trzeba...