Airyd i Kires
Airyd z Kiresem i Satriusem udal się do tego przedziwnego miejsca zwanego Ho Tell
Czekała tam Linea, rozmawiająca z jakąś kobietą w skórzanej zbroi. Gdy zobaczyła całą trójkę rzuciła się mężowi i szwagro-synowi na szyję ze łzam w oczach przeszczęsliwa, że opuszczą to miasto i wrócą do domu. Potem Wskazała na kobietę, wysoką o nieco elfich rysach
- To Jest Katiana, pracuje w ochronie karawan. Opowiadałam jej o Airydzie i bardzo chętnie poszłaby z nim na obiad
Katiana puściła oko do Airyda, Jasmine warczała.
- Miło mi poznać panią Katianę. A to jest Jasmine moja zaklęta sztyleta - kitsune wolał trzymać się zasad dobrego wychowania.
- Miło mi Panią spotkać - powiedziała głosem chłodnym niczym stal Jasmine. Lineal i Kires wymienili zatroskane spojrzenia. Kires coś powiedział do żony i oboje pokiwali głowami.
- No to ciao, ide do kumpli, bo dzisiaj będzie sroga popijawa. Jak chcesz to wpadnij. Rozbiliśmy obóz przy tej fermie świń - znowu mrugnęła i wyszła.
- Więc… Skąd znasz Lineę - spytał Airyd próbując być miłym.
-[i] A tak Se wyszłam na miasto, bo tu jest taka restaracja krasnoludzka i mówiła, że jej zięć durnieje z samotności, nie wiem czemu skoro to taki pinkny chłopak - zaśmiała się gromko.
- Ach tak… Intrygujące… - zapoznawszy się z manierą Katiany odechciało mu się poznawać całą resztę. - Przepraszam bardzo, ale mam jeszcze ze starszym parę spraw do omówienia. Zatem do widzenia - odwrócił się na pięcie. Przy okazji obiecał sobie, że pomówi z Lineą jak wygląda sytuacja Jasmine. I spyta czy da się zdjąć z niej klątwę i jak bardzo to będzie trudne. I powie co myśli o swataniu go z pierwszą lepsza na jaką Linea trafiła.
Airyd nie musiał długo szukać tego Kiresa, skoro cały czas był on w pomieszczeniu.
- Tak, cały czas tu jestem, czegoś chcecie ode mnie?
Wtedy na ulicy rozległo
- Ratunku, niech ktoś mi pomoże
- Zaraz wracam, starszy… powiedział łotrzyk na odchodnym. Ruszył w stronę nawoływania. Drużyna znowu Razem i w Komplecie
Gdy dotarli do źródła krzyku zobaczyli wysokiego łysego mężczyznę w skórzanej zbroi i z oburęcznym mieczem na plecach.
Gdy zobaczył drużynę z Ravenerie zawołał:
- Witajcie towarzysze dooroby. Potrzebuję waszej pomocy. Małe łuskate stworki uprowadziły jednego z mych kompanów… no i bez jego pomocy sobie nie poradzę. Kazały mi przynieść dużo ciastek… Nawet upiec chciałem tylko ten piasek. Czy pomożecie? - zapytał błagalnie
Słysząc o co chodzi Eryk schował miecz ale patelnie nadal trzymał w ręku - Oczywiście przyjacielu! Ciastek niestety zrobić nie potrafię ale jeżeli kupimy mąkę jajka i cukier to dam radę zrobić słodkie placki nad ogniskiem! Lecz czemu mamy słuchać żądań tych oprawców ?! Nie lepiej znaleźć ich i nastraszyć żeby uwolnili twego przyjaciela lub poczuli karzącą pięść sprawiedliwości ?!- Spytał gotując się z nadmiaru sprawiedliwej furii uniósł patelnie ku niebu w dramatycznym geście.
- Drzesz się jak baba w kipiszu tylko dlatego, że nie umiesz zrobić ciastek?! - Grzmot klepnął się w udo, niedowierzając. - Nie możesz iść do piekarza? Musisz się wydzierać jakby cie ogry napadły?!
- Oho, widzę, że pan rycerz trafił na kolegę po fachu… - powiedział Airyd uśmiechając się. Wariactwa Eryka potrafiły być rozczulające. - Średnio się znam na gotowaniu, ale mogę spróbować wam pomóc. |