Bywają mniej przyjemne sytuacje, niż konieczność brnięcia przez śniegi, z lodowato zimnym wiatrem wiejącym prosto w oczy, jednak Ernst w tym momencie nie bardzo mógł sobie wyobrazić, jakie.
Wlókł się zatem w środku grupy, zastanawiając się, co by było, gdyby w tym własnie momencie jakiś bardziej odporny na wiatr i mróz przeciwnik zechciał ich zaatakować. Bardzo możliwą rzeczą było, iż atak taki zakończyłby się całkowitą klęską tych, co planowali dotrzeć do ukrytego w górach ołtarza i powstrzymać kogoś tam, Ernst w tym momencie nie mógł sobie przypomnieć kogo, przed dokonaniem jakiegoś mrocznego rytuału.
No ale najpierw trzeba było dotrzeć do celu.
* * *
Noc minęła... i to była jedyna jej zaleta.
Rankiem Ernst nie był ani wyspany, ani wypoczęty. Namiot, koce - to wszystko było za mało, żeby się rozgrzać, a wszechobecny chłód wciskał się w każdą szczelinę. Ze snów Ernst prawie nic nie pamiętał, ale gdzieś w podświadomości tkwiło wrażenie, że nie były one zbyt przyjemne.
Trzeba było jak najszybciej zjeść coś, spakować się i ruszyć dalej.