Wysoki, jasnowłosy mężczyzna odziany w ciemny strój w milczeniu wysłuchał tego, co miał do powiedzenia przywódca Czerwonych Lisów.
Wysłuchał i nie skomentował, chociaż wnioski, jakie wypływały z planu Lysandera średnio mu się spodobały.
Wdarcie się do miasta, którego nie znał, z osobami, których nie znał, w celu zdobycia formuł spisanych w języku, którego nie znał. To wszystko zdało się Esmondowi nieco... dziwne.
Miał tylko nadzieję, że ich mała grupka nie posłuży 'wyższym celom' i nie zostaną spisani na straty, by odwrócić uwagę wrogów od właściwego celu, który osiągnie ktoś całkiem inni. A oni zostaną wspomnieni na wieczornym apelu, jako 'polegli na polu chwały'.
Tfu, zgiń-przepadnij...
Odpędzając czarne myśli i robiąc dobrą minę do złej gry odpowiedział na słowa krasnoluda.
- Esmond - przedstawił się. - Mag, początkujący - dodał. Miał nadzieję, że jego obecni towarzysze nie będą mieć zbyt wielu złudzeń i wymagań w stosunku do jego osoby.
- Dobre śniadanie to dobry pomysł - powiedział. Poprawił pas, przy którym wisiał sztylet - jedyna jego broń. |