| Niamh zagłębiła srebrny widelczyk w sałatce z wodorostów.
– Cóż jest dla ciebie ważnym, szlachetny lordzie Conell, w noc tak pogodną i beztroską jak ta?
– Pamiątka rodzinna. Ty ją masz pani.
– Doprawdy? – zdumiała się Niamh z uprzejmością wrodzoną i wyćwiczoną. – W jaki sposób miałabym wejść w posiadanie pamiątki twego rodu. Nie jestem handlarzem. Jeszcze wina?
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie obracając kielichem.
– Tak, poproszę. – Odczekał aż puchar zostanie napełniony. Umoczył w nim usta. – Doprawdy wyborne. Masz, pani, gust. Z pewnością po matce – skomplementował ją z taką samą uprzejmością. – Matki przekazują swym córkom wiele. Niekiedy jednak córki nie potrafią docenić daru i go marnotrawią. Tak jak moja, niestety – skrzywił się lekko. – Nie będę cię zanudzał tym dramatem. Proszę jednak o zwrot wisioru mej zmarłej żony. Miał go zdrajca, któremu udzieliłaś, hmmm…, poparcia.
– Zdrajcą jest ten, kto zdrajcą zostanie uznany przez sąd. Nie przez ciebie ani mnie, lordzie Conell – przypomniała mu Niamh.
– Sąd nie zmieni tego, co ludzie myślą. Niestety. A ja nie chciałbym, aby mą rodzinę kojarzono z kimś o wątpliwej reputacji.
– Oh, prawda… to jest sedno historii, którą nie chcesz mnie zanudzać w tak piękny wieczór, lordzie Conell?
– Tak pani. Jak każdy rodzic staram się chronić me dziecko. Zwłaszcza przed jej własnymi błędami. Dlatego proszę cię, abyś zwrócił mi naszyjnik mej żony.
– Nie jestem znudzona, lordzie – zapewniła Niamh. – W czym leży sedno waszego konfliktu?
– W nierozważnych zachowaniach młodych dam.
– Nie mnie osądzać o zasadności twych poglądów czy zabiegów wychowawczych – odparła Niamh, która, owszem, osądziła już, choć jeszcze wyroku nie wydała. – Wszak sama potomstwa nie posiadam i doświadczenia stosownego – westchnęła, jakby tylko za tym w życiu tęskniła. Dolała szlachetnemu gościowi wina. – Acz rozumiem głęboko potrzebę chronienia rodziny. Zatem, lordzie Conall – jesteś mi winien wdzięczność za to, żem nie dopuściła do zszargania dobrego imienia waszego rodu, w którego honor i cnoty nikt w Rebmie nie wątpi. – Niamh uśmiechnęła się delikatnie i upiła łyk wina.
– W jaki to sposób nie dopuściłaś pani do zszargania dobrego imienia mego rodu? – spytał zakręciwszy delikatnie kielichem, delektując się zapachem, a później i smakiem.
– Nie dopuściłam, by rzeczony przedmiot stał się dowodem rzeczowym w głośnym procesie, przez co pochodzenie tego nieszczęśnika, razem ze wszystkimi brudami waszej rodziny, zostałyby wyprane publicznie, ku uciesze możnych rodów, z których nie wszyscy dobrze ci życzą… oraz rozrywce gawiedzi. – Niamh położyła wąską dłoń na sercu. – Nie musisz dziękować, dostojny lordzie Conall. Zrobiłam to dla dalekich więzów pokrewieństwa, które przez lady Liadain łączą nasze rody. Bardzo leży mi na sercu twe dobre imię – W głosie generalskiej córki nie było nawet najmniejszej groźby. A jednak gdzieś tam, jak morena w skalnej, podwodnej grocie, czaiła się niewypowiadziana możliwość – że ta troska o dobre imię może się skończyć.
– Gdy tylko odzyskam ów przedmiot pani – odparł uprzejmie, z taktem, wyraźnie jednak kładąc nacisk na swe pragnienie.
– Na twoim miejscu, milordzie, zachowałabym daleko idącą wstrzemięźliwość w temacie – skinęła mu lekko głową. – Twoje zabiegi wokół odzyskania przedmiotu znacznie bardziej zagrażają dobremu imieniu twemu i twego rodu, niż sam przedmiot – wskazała mu Niamh. – Ściągają uwagę, zupełnie niepotrzebnie mogąc być zarzewiem plotek – wzruszyła ramionami. – Lecz, proszę mi rzec… dzisiaj cały wieczór omawiamy uroki małżeństwa i plany małżeńskie, za natchnieniem drogiej lady Liadain. I wy ode tego nie uciekniecie – pogroziła mu żartobliwie smukłym palcem. – Czy upatrzyliście już kawalera dla swej córki?
– Rozumiem pani. – Kiwnął uprzejmie głową. – Doskonale rozumie sympatie twe dla sługi. Te same wszak kierowały mą córką. – Westchnął ciężko. – Nie wy pierwsze i nie ostatnie. – Rozłożył ręce w geście bezradności. – Niestety. Taka jest widać kobiet natura. Pozostaje mieć nadzieję, że obdarzając męża potomkiem, którego dobro matce na sercu leżeć powinno, młode panny rozumu trochę nabiorą. – Zrobił krótką przerwę. – Zaspokajając twą ciekawość pani. Ukochana ma żona zadbała o odpowiedniego kandydata. Zaręczyła ją z synem królewskiego podczaszego.
– Nie od dziś wiadomo, że czułe i słabe są serca niewieście – zgodziła się Niamh, serce posiadająca we właściwym miejscu. I jedynym właściwym celu. By pompowało krew. Zerknęła mimochodem na karteczkę podsuniętą przez sługę. Skinęła głową i karteczka zniknęła razem z jej brudnym talerzem. – Ach, proszę mi rzec, lordze Conall, czy córka twa również serce oddała morskiemu jedwabiowi, jak cała wasza rodzina?
– Gdyby tak było pani, nie byłbym zmuszony wspominać ci o cennej pamiątce po mej małżonce. – Westchnął lekko na wspomnienie żony.
– Cóż zatem czyni, wbrew twej woli ojcowskiej? – zapytała, choć już dobrze wiedziała co.
– Roztrwoniła cenną rzec, pamiątkę po swej matce. Gdyby to było zwykłe świecidełko, nawet warte trzy wsie, może i przymknąłbym a to oko. Wartość owego medaliku jest dla mnie, dla mojej rodziny, ogromna.
– Jak dla każdego krewnego, któremu śmierć zabrała bliską osobę – zgodziła się Niamh, przypatrując się uważnie, czy nie drgną mięśnie na twarzy lorda Conalla, dotąd trzymające kamienną maskę uprzejmości.
– I jak każdy krewny pragnę dopilnować by te najcenniejsze pamiątki pozostały w rękach rodziny. – Conall musiał być równie świetnym aktorem co Niamh. Żaden najmniejszy mięsień na twarzy mu nie drgnął. Nic. Słodzili sobie i wbijali szpile dopóki po tarasie nie zaczął skradać się przesączony przez błękitne wody świt. |