Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2016, 15:24   #54
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Niamh zagłębiła srebrny widelczyk w sałatce z wodorostów.
– Cóż jest dla ciebie ważnym, szlachetny lordzie Conell, w noc tak pogodną i beztroską jak ta?
– Pamiątka rodzinna. Ty ją masz pani.
– Doprawdy? – zdumiała się Niamh z uprzejmością wrodzoną i wyćwiczoną. – W jaki sposób miałabym wejść w posiadanie pamiątki twego rodu. Nie jestem handlarzem. Jeszcze wina?
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie obracając kielichem.
– Tak, poproszę. – Odczekał aż puchar zostanie napełniony. Umoczył w nim usta. – Doprawdy wyborne. Masz, pani, gust. Z pewnością po matce – skomplementował ją z taką samą uprzejmością. – Matki przekazują swym córkom wiele. Niekiedy jednak córki nie potrafią docenić daru i go marnotrawią. Tak jak moja, niestety – skrzywił się lekko. – Nie będę cię zanudzał tym dramatem. Proszę jednak o zwrot wisioru mej zmarłej żony. Miał go zdrajca, któremu udzieliłaś, hmmm…, poparcia.
– Zdrajcą jest ten, kto zdrajcą zostanie uznany przez sąd. Nie przez ciebie ani mnie, lordzie Conell – przypomniała mu Niamh.
– Sąd nie zmieni tego, co ludzie myślą. Niestety. A ja nie chciałbym, aby mą rodzinę kojarzono z kimś o wątpliwej reputacji.
– Oh, prawda… to jest sedno historii, którą nie chcesz mnie zanudzać w tak piękny wieczór, lordzie Conell?
– Tak pani. Jak każdy rodzic staram się chronić me dziecko. Zwłaszcza przed jej własnymi błędami. Dlatego proszę cię, abyś zwrócił mi naszyjnik mej żony.
– Nie jestem znudzona, lordzie – zapewniła Niamh. – W czym leży sedno waszego konfliktu?
– W nierozważnych zachowaniach młodych dam.
– Nie mnie osądzać o zasadności twych poglądów czy zabiegów wychowawczych – odparła Niamh, która, owszem, osądziła już, choć jeszcze wyroku nie wydała. – Wszak sama potomstwa nie posiadam i doświadczenia stosownego – westchnęła, jakby tylko za tym w życiu tęskniła. Dolała szlachetnemu gościowi wina. – Acz rozumiem głęboko potrzebę chronienia rodziny. Zatem, lordzie Conall – jesteś mi winien wdzięczność za to, żem nie dopuściła do zszargania dobrego imienia waszego rodu, w którego honor i cnoty nikt w Rebmie nie wątpi. – Niamh uśmiechnęła się delikatnie i upiła łyk wina.
– W jaki to sposób nie dopuściłaś pani do zszargania dobrego imienia mego rodu? – spytał zakręciwszy delikatnie kielichem, delektując się zapachem, a później i smakiem.
– Nie dopuściłam, by rzeczony przedmiot stał się dowodem rzeczowym w głośnym procesie, przez co pochodzenie tego nieszczęśnika, razem ze wszystkimi brudami waszej rodziny, zostałyby wyprane publicznie, ku uciesze możnych rodów, z których nie wszyscy dobrze ci życzą… oraz rozrywce gawiedzi. – Niamh położyła wąską dłoń na sercu. – Nie musisz dziękować, dostojny lordzie Conall. Zrobiłam to dla dalekich więzów pokrewieństwa, które przez lady Liadain łączą nasze rody. Bardzo leży mi na sercu twe dobre imię – W głosie generalskiej córki nie było nawet najmniejszej groźby. A jednak gdzieś tam, jak morena w skalnej, podwodnej grocie, czaiła się niewypowiadziana możliwość – że ta troska o dobre imię może się skończyć.
– Gdy tylko odzyskam ów przedmiot pani – odparł uprzejmie, z taktem, wyraźnie jednak kładąc nacisk na swe pragnienie.
– Na twoim miejscu, milordzie, zachowałabym daleko idącą wstrzemięźliwość w temacie – skinęła mu lekko głową. – Twoje zabiegi wokół odzyskania przedmiotu znacznie bardziej zagrażają dobremu imieniu twemu i twego rodu, niż sam przedmiot – wskazała mu Niamh. – Ściągają uwagę, zupełnie niepotrzebnie mogąc być zarzewiem plotek – wzruszyła ramionami. – Lecz, proszę mi rzec… dzisiaj cały wieczór omawiamy uroki małżeństwa i plany małżeńskie, za natchnieniem drogiej lady Liadain. I wy ode tego nie uciekniecie – pogroziła mu żartobliwie smukłym palcem. – Czy upatrzyliście już kawalera dla swej córki?
– Rozumiem pani. – Kiwnął uprzejmie głową. – Doskonale rozumie sympatie twe dla sługi. Te same wszak kierowały mą córką. – Westchnął ciężko. – Nie wy pierwsze i nie ostatnie. – Rozłożył ręce w geście bezradności. – Niestety. Taka jest widać kobiet natura. Pozostaje mieć nadzieję, że obdarzając męża potomkiem, którego dobro matce na sercu leżeć powinno, młode panny rozumu trochę nabiorą. – Zrobił krótką przerwę. – Zaspokajając twą ciekawość pani. Ukochana ma żona zadbała o odpowiedniego kandydata. Zaręczyła ją z synem królewskiego podczaszego.
– Nie od dziś wiadomo, że czułe i słabe są serca niewieście – zgodziła się Niamh, serce posiadająca we właściwym miejscu. I jedynym właściwym celu. By pompowało krew. Zerknęła mimochodem na karteczkę podsuniętą przez sługę. Skinęła głową i karteczka zniknęła razem z jej brudnym talerzem. – Ach, proszę mi rzec, lordze Conall, czy córka twa również serce oddała morskiemu jedwabiowi, jak cała wasza rodzina?
– Gdyby tak było pani, nie byłbym zmuszony wspominać ci o cennej pamiątce po mej małżonce. – Westchnął lekko na wspomnienie żony.
– Cóż zatem czyni, wbrew twej woli ojcowskiej? – zapytała, choć już dobrze wiedziała co.
– Roztrwoniła cenną rzec, pamiątkę po swej matce. Gdyby to było zwykłe świecidełko, nawet warte trzy wsie, może i przymknąłbym a to oko. Wartość owego medaliku jest dla mnie, dla mojej rodziny, ogromna.
– Jak dla każdego krewnego, któremu śmierć zabrała bliską osobę – zgodziła się Niamh, przypatrując się uważnie, czy nie drgną mięśnie na twarzy lorda Conalla, dotąd trzymające kamienną maskę uprzejmości.
– I jak każdy krewny pragnę dopilnować by te najcenniejsze pamiątki pozostały w rękach rodziny. – Conall musiał być równie świetnym aktorem co Niamh. Żaden najmniejszy mięsień na twarzy mu nie drgnął. Nic. Słodzili sobie i wbijali szpile dopóki po tarasie nie zaczął skradać się przesączony przez błękitne wody świt.
 
Asenat jest offline