Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-06-2016, 21:17   #51
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma




Świat wokół lekko pobladł. I to było jedyne co młody Amberyta zauważył. Innych efektów, póki co, nie odczuł idąc brukowanymi ulicami nieznanego sobie miasta.
Dopiero gdy przeskakując przez płot mijanej rezydenci para prawie na niego wpadła, Jerome przekonał się, że pierścień działa. Gdy chwilę później zbrojny patrol minął go obojętnie, upewnił się w tym.
Przynajmniej problem ewentualnego pościgu został rozwiązany. Nie mniej jednak pozostały jeszcze dwa.
Rozcięte ramię i przebita noga, które dokuczały coraz bardziej. Ból można było jednak zignorować.
Większym problemem było miasto. A w zasadzie jego nieznajomość. Szukanie jakiej oberży nie wiedząc gdzie one mogą się znajdować wymagało trochę czasu.
Jerome opuścił dzielnicę posiadłości co znamienitszych rebmiańskich rodów, klucząc przy tym trochę i dwukrotnie schodząc patrolującym ją gwardzistom z drogi. Wszak łatwo jest wpaść na niewidzialną przeszkodę.
Trudno było mówić o jakiejś symbolicznej granicy oddzielającej tę najlepszą część miasta od reszty. Ot, zwyczajnie posiadłości stawały się coraz mniejsze by płynnie ustąpić bardziej zwartej zabudowie pięknie zdobionych kamienic. Tutaj raczej próżno było szukać karczmy, która zapewniłaby mu to czego szukał. Wynikało to z faktu, że nie wyglądał obecnie jak bogaty cudzoziemski kupiec.
Zmiana architektury poinformowała maga, że znalazł się w części miasta, która mogła spełniać jego potrzeby.
Jerome stanął przed budynkiem z szyldem przedstawiającym uśmiechniętego, jednookiego rekina.
“Pijany Rekin” był piętrowym budynkiem wciśniętym między dwa inne, niższe budynki. Szeroka na cztery okna fasada znacznie wyróżniała się na tle sąsiednich. Zarówno swymi rozmiarami jak i kolorem. Dość obszerne drzwi otworzyły się gwałtownie i wyleciał z nich jakiś człowiek.
- I żebym cie więcej tu nie widział. - Dobiegło ze środka za leżącym na bruku mężczyzną.
Ten podniósł się, otrzepał, wykonał niekulturalny gest w kierunku drzwi i zataczający się ruszył przed siebie. Daleko nie uszedł gdy ramieniem trącił maga w, na szczęście, zdrowe ramię. Mężczyzna zaklął upadając. W jego szeroko otwartych oczach Jerome dostrzegł strach. Chwilę później zauważył, że świat znowu nabrał swych naturalnych braw. Znakiem tego młody Amberyta musiał się przed chwilą zmaterializować przed opuszczającym progi “Pijanego Rekina” mężczyzną.





Lady Liadain chciała coś jeszcze rzec, ale drzwi do jadalni otworzyły się skrzypiąc i przyciągając uwagę zebranych. Stojący w nich służący skłonił się nisko. Podszedł do gospodarzy i coś im szepnął do ucha.
Lady Talulla poderwał się gwałtownie. Klasnęła w dłonie. Zaraz pojawiła się służba.
- Dostawcie jeszcze jedno nakrycie. - Poleciła. - Lord Conall zaszczycił nas swą obecnością. - Poinformowała pozostałych.
Nim skończyła w drzwiach stanął niewysoki, otyły jegomość o dość sympatycznej twarzy.
Generał z małżonka powitali gościa i wskazali mu miejsce przy stole.
Otyły mężczyzna podziękował im i ruszył w stronę siostry gospodyni.
- Droga kuzynko. - Przywitał ją obejmując nad wyraz czule.
- To muszą być twe piękne córki. - Obie panny dygnęła gdy lord składał na ich dłoniach pocałunki. Na twarzy matrony pojawił się uśmiech zadowolenia.
Gospodarze dokonali prezentacji wszystkich zgromadzonych. Lord Conall przywitał się z nimi uprzejmie zapytując o zdrowie. Sprawiał wrażenie całkiem miłego. Został posadzony koło Niamh.
Lord Ruadhagan wzniósł toast za nowego gościa. Służba podała kolejne danie, co zamknęło usta siostrze gospodyni.
Chwilę później wprowadzono muzyków, którzy swa grą mięli umilać gościom posiłek.
Nim Niamh wzięła do ust kolejny kęs, Conall pochylił się w jej stronę i szepnął.
- Chciałbym z panią, lady Niamh, pomówić o bardzo ważnej dla mnie sprawie. - Głos miał miękki i głęboki. Bardzo pasujący do ujmującego usposobienia.

Korzystając z faktu, że matka zajęła się rozmową z siostrą, a muzyka dawała trochę prywatności grubsza z sióstr pochyliła się ku Albinowi.
- Słyszałam jak matka mówiła o obcych kupcach. - Powiedziała speszona. - To nie do końca prawda. - Rzuciła strachliwe spojrzenie w kierunku rodzicielki, ale ta zupełnie na nią nie zwracała uwagi.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 20-06-2016, 12:07   #52
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Jerome spojrzał na człowieka i rzekł:
- Patrz jak chodzisz człowieku.
Trudno było powiedzieć czy to alkohol czy może nagłe pojawienie się odebrało mężczyźnie mowę. Pokiwał tylko z przerażeniem głowę i uciekł.
Pamiętając jak poprzedni klient opuścił przybytek Jerome wszedł uważając na potencjalnych opuszczających karczmę.
Rozległa sala była raczej pusta. Kilku gości zajmowało miejsca pod oknami i przy barze. Młoda dziewczyna podawała posiłek dwóm gwardzistom, którzy żywiołowo o czymś rozprawiali. Sądząc po gestach o czymś sprośnym. Parę stolików dalej grano w coś przy stole. Karczmarz nieprzerywając czyszczenia kufli rzucił spojrzenie nowemu gościowi. Dziewczyna, która właśnie skończyła obsługiwać stróżów stanęła przed magiem.
- Coś podać? - Spytała uśmiechając się zalotnie.
Jerome także się uśmiechnął.
- Na początek piwo i coś do jedzenia. Chciałem także wynająć pokój.
Dziewczyna dygnęła i ruszyła w stronę baru.
Jerome także ruszył do baru, ale bez dygnięcia, jako że nie chciał zwracać na siebie uwagi.
Stojący tam mężczyzna tym razem uważniej przyjrzał się gościowi wysłuchując jednocześnie tego co mu młoda pomocnica szeptała. Gdy skończyła, kiwną głową i nalał piwa stawiając je przed magiem.
- Polecamy gulasz z mątwi.- Powiedział karczmarz przenosząc wzrok na mężczyzn, którzy grali przy stole. Dwóch z nich stało już mierząc się nawzajem wzrokiem. Kryzys został jednak szybko zażegnany i karczmarz ponownie zaszczycił Jerome swym wzorkiem.
- Na ile pokój chce pan wynająć?
- Chętnie spróbuje tego gulaszu
- powiedział Jerome upijając piwa, otarł usta i kontynuował - Na pewno do jutra, muszę się z kimś spotkać, ale ten ktoś chyba jeszcze nie dotarł. Więc może się okazać, że i na tydzień. Ale to będę wiedział jutro.
Mężczyzna kiwną głową. Rzucił krótkie spojrzenie dziewczynie. Ta szybko zniknęła za drzwiami znajdującymi się tuż przy barze. Chwile później przed młodym Amberytą wylądował talerz z szarosiną zawartością. Chyba dla złamanie tej monotonnej barwy znalazło się tam jeszcze kilka obłych, zielonkawych rzeczy.
- Smacznego. - Powiedział karczmarz. - Ide zaraz przygotuje pokój.
Młody mag podziękował i zabrał się do całkiem smacznego jedzenia. Mimo, że był głodny nie spieszył się. Ostatnio jakoś brakowało mu czasu na delektowanie się drobnymi przyjemnościami.
Gdy skończył dziewczyna już czekała.
- Zaprowadzę pana.
Pokój znajdował się na piętrze. Nie był duży, ale za to czysty i schludny. Na wyposażenie składało się łóżko, okrągły stół z dwoma krzesłami i szafa. Zwykły pokój jaki można dostać w karczmie.
- Podoba mi się - powiedział z uśmiechem - Dziękuję. Zdrzemnę się, bo od wczoraj nie miałem czasu zmrużyć oka.
Dziewczę dygnęło lekko zostawiając gościa samego.
Gdy dziewczyna wyszła Jerome zamknął drzwi i podparł klamkę krzesłem. Rzucił płaszcz i kaftan zaczął oglądać ranę. Podobne oględziny czekały na łydkę.
Cięta rana na ramieniu nie wyglądała tak źle. Proste, równe brzegi, a także niewielka jej głębokość pozwalały rokować szybkie zasklepienie. Gorzej było z raną po trójzębie. Głęboka, poszarpana. Tutaj przydałaby się już interwencja medyka.
Jerome uśmiechnął się ponuro, przy takim tempie jak ostatnio sam stanie się wkrótce cenionym medykiem. Ranę na ramieniu posmarował maścią i zaczął szyć. Szło mu ciężko, jako zę jedna ręka, wiele utrudniała w działaniu. zabezpieczył przed zabrudzeniem.
Po opatrzeniu ramienia, zabrał się za łydkę. Zaczął ją oczyszczać. Łatwo nie było bo dostęp lekko utrudniony był z racji umiejscowienia, ale za to miał do dyspozycji dwie dłonie. Posiłkował się małym lusterkiem, które miał w zestawie medycznym. Lepsze to niż nic. Oczyściwszy ranę zabrał się za szycie, ściegi nie były tak równe jak u ojca, ale musiały wystarczyć. Przynajmniej na razie.

Opatrzywszy się, obejrzał pierścień od starego maga, ciekaw był czy czar po prostu skończył się czy tez przeszedł w stan uśpienia.
Czar najzwyczajniej w świecie skończył się. Teraz syn Fiony był właścicielem zwykłego świecidełka.
Czas było wsiąść się za robotę. najpierw własny czar niewidzialności.
Nim jednak zabrał się do roboty jego spokój przerwało pukanie do drzwi.
- Przepraszam, że przeszkadzam. - Rozpoznał głos dziewczyny. - Przyniosłam wino.Na lepszy sen.
Szybko obrzucił spojrzeniem pokój. Sprawdził czy wszystko pozbierał do apteczki podróżnej i czy nie posprzątał po sobie. Założył kubrak ukrywając opatrunek na ramieniu. Przypasał miecz i podszedł do drzwi. Odstawił krzesło spod klamki i postawił je tak by wpadając ktoś nagle musiał je mieć pod nogami.
Może stał się paranoikiem, ale stanął z boku drzwi i dopiero je otworzył.
Stała tam jedynie dziewczyna z dzbanem wina i kubkiem. Ominęła przeszkodę i postawiła to co przyniosła na stole.
- Życzy pan sobie czegoś jeszcze?
- Dziękuję, dziś mi więcej nie trzeba, ale jutro być może będę miał inne prośby - rzekł z uśmiecham nie precyzując natury owych próśb.
Dziewczyna dygnęła lekko i opuściła izbę.
Zabezpieczył ponownie drzwi i zaczął gotować się do pracy nad czarami.
Z czarem zmagał się dosyć długo, rany także nie pomagały. W końcu ostatnie sploty zaklęcia było gotowe. Jerome spojrzał. Było już zupełnie jasno. Wstał od stołu by się przeciągnął, ale zachwiał się stając na rannej nodze. Czuł potężne ssanie w żołądku, spojrzał na stojące wino, ale powstrzymał się. Nawet przy kondycji amberty nie było wskazane picie na pusty brzuch.

Pomyślał chwilę i najpierw sprawdził jak mają się rany potem zaczął zbierać swoje rzeczy. Potem planował gotowy do drogi zejść na dół na śniadanie.
Rana na nodze była zaczerwieniona. Na ramieniu wyglądała lepiej.

W sali na dole kończono właśnie sprzątać stoły. Śniadanie musiano zatem podawać całkiem niedawno. Ruszył do baru zająć się sprawa śniadania. Tym razem Jerome został uraczony omułkami w sosie własnym. Rebmianie żyli pod wodą, nic więc dziwnego, że ich kuchnia obfitowała w dary morza. Delektując się posiłkiem Jerome dostrzegł w drzwiach od kuchni dziewczynę, która wczoraj go obsługiwała. Karczmarz nerwowo spojrzał w jej stronę.
- Ide!! - Syknął.
W tym samym momencie świat zawirował magowi przed oczyma zatracając swoje barwy. Syn Fiony odpłynął w nicość.
 
Mike jest offline  
Stary 04-07-2016, 22:32   #53
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma




Wszechogarniająca ciemność skurczyła się nagle do małego punkty, który w oka mgnieniu prysł, gdy coś zimnego zetknęło się z ciałem.
To była woda, którą ktoś wylał na Jerome by go ocucić.
Młody Amberyta rozejrzał się dookoła. Był w jakimś magazynie. Skrzynki, beczki, pakunki dobitnie o tym świadczyły.
Część z nich została uprzątnięta z miejsca w którym stał, a w zasadzie pół wisiał na rękach przywiązanych do filary podtrzymującego jakiś podest.
Więzy były mocne. Nie dało się ich zerwać, a szarpanie powodowało jeszcze mocniejsze zaciskanie się ich. Dyletanci z pewnością ich nie zakładali. Tak jak i nie pozostawili mu żadnej ukrytej broni rozbierając do pół naga.

Trochę na prawdo od siebie syn Fiony dostrzegł purpurowowłosego Rebmianina stojącego tuż obok pustego wiadra. To on musiał z tak niemiły sposób wyrwać Jerome z nieprzyjemnych objęć narkotycznego snu.
- Co robiłeś pod domem lorda Ruadhagana magu. - Spytał spokojnie.


 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 10-07-2016, 15:24   #54
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację


Niamh zagłębiła srebrny widelczyk w sałatce z wodorostów.
– Cóż jest dla ciebie ważnym, szlachetny lordzie Conell, w noc tak pogodną i beztroską jak ta?
– Pamiątka rodzinna. Ty ją masz pani.
– Doprawdy? – zdumiała się Niamh z uprzejmością wrodzoną i wyćwiczoną. – W jaki sposób miałabym wejść w posiadanie pamiątki twego rodu. Nie jestem handlarzem. Jeszcze wina?
Mężczyzna uśmiechnął się łagodnie obracając kielichem.
– Tak, poproszę. – Odczekał aż puchar zostanie napełniony. Umoczył w nim usta. – Doprawdy wyborne. Masz, pani, gust. Z pewnością po matce – skomplementował ją z taką samą uprzejmością. – Matki przekazują swym córkom wiele. Niekiedy jednak córki nie potrafią docenić daru i go marnotrawią. Tak jak moja, niestety – skrzywił się lekko. – Nie będę cię zanudzał tym dramatem. Proszę jednak o zwrot wisioru mej zmarłej żony. Miał go zdrajca, któremu udzieliłaś, hmmm…, poparcia.
– Zdrajcą jest ten, kto zdrajcą zostanie uznany przez sąd. Nie przez ciebie ani mnie, lordzie Conell – przypomniała mu Niamh.
– Sąd nie zmieni tego, co ludzie myślą. Niestety. A ja nie chciałbym, aby mą rodzinę kojarzono z kimś o wątpliwej reputacji.
– Oh, prawda… to jest sedno historii, którą nie chcesz mnie zanudzać w tak piękny wieczór, lordzie Conell?
– Tak pani. Jak każdy rodzic staram się chronić me dziecko. Zwłaszcza przed jej własnymi błędami. Dlatego proszę cię, abyś zwrócił mi naszyjnik mej żony.
– Nie jestem znudzona, lordzie – zapewniła Niamh. – W czym leży sedno waszego konfliktu?
– W nierozważnych zachowaniach młodych dam.
– Nie mnie osądzać o zasadności twych poglądów czy zabiegów wychowawczych – odparła Niamh, która, owszem, osądziła już, choć jeszcze wyroku nie wydała. – Wszak sama potomstwa nie posiadam i doświadczenia stosownego – westchnęła, jakby tylko za tym w życiu tęskniła. Dolała szlachetnemu gościowi wina. – Acz rozumiem głęboko potrzebę chronienia rodziny. Zatem, lordzie Conall – jesteś mi winien wdzięczność za to, żem nie dopuściła do zszargania dobrego imienia waszego rodu, w którego honor i cnoty nikt w Rebmie nie wątpi. – Niamh uśmiechnęła się delikatnie i upiła łyk wina.
– W jaki to sposób nie dopuściłaś pani do zszargania dobrego imienia mego rodu? – spytał zakręciwszy delikatnie kielichem, delektując się zapachem, a później i smakiem.
– Nie dopuściłam, by rzeczony przedmiot stał się dowodem rzeczowym w głośnym procesie, przez co pochodzenie tego nieszczęśnika, razem ze wszystkimi brudami waszej rodziny, zostałyby wyprane publicznie, ku uciesze możnych rodów, z których nie wszyscy dobrze ci życzą… oraz rozrywce gawiedzi. – Niamh położyła wąską dłoń na sercu. – Nie musisz dziękować, dostojny lordzie Conall. Zrobiłam to dla dalekich więzów pokrewieństwa, które przez lady Liadain łączą nasze rody. Bardzo leży mi na sercu twe dobre imię – W głosie generalskiej córki nie było nawet najmniejszej groźby. A jednak gdzieś tam, jak morena w skalnej, podwodnej grocie, czaiła się niewypowiadziana możliwość – że ta troska o dobre imię może się skończyć.
– Gdy tylko odzyskam ów przedmiot pani – odparł uprzejmie, z taktem, wyraźnie jednak kładąc nacisk na swe pragnienie.
– Na twoim miejscu, milordzie, zachowałabym daleko idącą wstrzemięźliwość w temacie – skinęła mu lekko głową. – Twoje zabiegi wokół odzyskania przedmiotu znacznie bardziej zagrażają dobremu imieniu twemu i twego rodu, niż sam przedmiot – wskazała mu Niamh. – Ściągają uwagę, zupełnie niepotrzebnie mogąc być zarzewiem plotek – wzruszyła ramionami. – Lecz, proszę mi rzec… dzisiaj cały wieczór omawiamy uroki małżeństwa i plany małżeńskie, za natchnieniem drogiej lady Liadain. I wy ode tego nie uciekniecie – pogroziła mu żartobliwie smukłym palcem. – Czy upatrzyliście już kawalera dla swej córki?
– Rozumiem pani. – Kiwnął uprzejmie głową. – Doskonale rozumie sympatie twe dla sługi. Te same wszak kierowały mą córką. – Westchnął ciężko. – Nie wy pierwsze i nie ostatnie. – Rozłożył ręce w geście bezradności. – Niestety. Taka jest widać kobiet natura. Pozostaje mieć nadzieję, że obdarzając męża potomkiem, którego dobro matce na sercu leżeć powinno, młode panny rozumu trochę nabiorą. – Zrobił krótką przerwę. – Zaspokajając twą ciekawość pani. Ukochana ma żona zadbała o odpowiedniego kandydata. Zaręczyła ją z synem królewskiego podczaszego.
– Nie od dziś wiadomo, że czułe i słabe są serca niewieście – zgodziła się Niamh, serce posiadająca we właściwym miejscu. I jedynym właściwym celu. By pompowało krew. Zerknęła mimochodem na karteczkę podsuniętą przez sługę. Skinęła głową i karteczka zniknęła razem z jej brudnym talerzem. – Ach, proszę mi rzec, lordze Conall, czy córka twa również serce oddała morskiemu jedwabiowi, jak cała wasza rodzina?
– Gdyby tak było pani, nie byłbym zmuszony wspominać ci o cennej pamiątce po mej małżonce. – Westchnął lekko na wspomnienie żony.
– Cóż zatem czyni, wbrew twej woli ojcowskiej? – zapytała, choć już dobrze wiedziała co.
– Roztrwoniła cenną rzec, pamiątkę po swej matce. Gdyby to było zwykłe świecidełko, nawet warte trzy wsie, może i przymknąłbym a to oko. Wartość owego medaliku jest dla mnie, dla mojej rodziny, ogromna.
– Jak dla każdego krewnego, któremu śmierć zabrała bliską osobę – zgodziła się Niamh, przypatrując się uważnie, czy nie drgną mięśnie na twarzy lorda Conalla, dotąd trzymające kamienną maskę uprzejmości.
– I jak każdy krewny pragnę dopilnować by te najcenniejsze pamiątki pozostały w rękach rodziny. – Conall musiał być równie świetnym aktorem co Niamh. Żaden najmniejszy mięsień na twarzy mu nie drgnął. Nic. Słodzili sobie i wbijali szpile dopóki po tarasie nie zaczął skradać się przesączony przez błękitne wody świt.
 
Asenat jest offline  
Stary 13-07-2016, 22:51   #55
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Dlaczego nazywasz mnie magiem? - zapytał Jerome zlizując parę kropli wody z warg. Przywołał Wzorzec i rozejrzał się po pomieszczeniu. Oględziny te nic nadzwyczajnego nie wykazały.
- Co robiłeś pod domem lorda Ruadhagana? - Powtórzył równie spokojnie co poprzednio.
- Dlaczego nazywasz mnie magiem? - powtórzył Jerome, napinając mięśnie w oczekiwaniu na cios.
- Zła odpowiedź. - Odparł wyprowadzając cios w szczękę. Wiedział co robi. Wiedział jak to robić, o czym Jerome boleśnie się przekonał.
- Dlaczego nazywasz mnie magiem? - powtórzył Jerome.
- Co robiłeś pod domem lorda Ruadhagana? - Ponownie padło pytanie i cios. Tym razem w żołądek.
Powoli wyprostował się, kiwnął głową z uznaniem i powtórzył pytanie.
- Dlaczego nazywasz mnie magiem?
Rebmianin przez chwilę przyglądał się swojej ofierze pocierając pięścią o dłoń. Z ciemności wyłonił się drugi mieszkaniec podwodnego królestwa.Ten miał włosy czarne jak smoła. Mężczyźni wymienili ze sobą kilka słów.
Purpurowłosy splunął na ziemię.
- Ponieważ nim jesteś, magu. Co robiłeś pod domem lorda Ruadhagana?
- Tylko dla laika, tak naprawdę jestem czarownikiem. Wierz mi to spora różnica…..
- Co robiłeś pod domem lorda Ruadhagana?
- Spytał ponownie wymierzając cios w żołądek.
- Och, pewnie wam w końcu powiem… za 3-4 godziny - odparł Jerome - o ile rzecz jasna nie pęknie mi żołądek. A to oznacza zakażenie i śmierć. Gorączka pojawi się szybko, bo sporo zjadłem. Wyobrażacie sobie to wszystko rozlewające się tam w środku? Rzecz jasna stracę od szybko postępującej gorączki też przytomność.
Niezainteresowany wykładem o powikłaniach po pobiciu prupurowowłosy mężczyzna raz po raz okładał Jerome po różnych częściach ciała celnymi i bolesnymi ciosami stale powtarzając swoje pytanie.
- Czekaj! - w końcu zawołał Jerome - Trzasnęło mi żebro po prawej - charchnął i wypluł trochę krwi. - Wal z drugiej strony, żeby mi płuca nie przebiło.
Gdzieś w ciemnościach nie do przejrzenia dla będącego w zbytnim oddaleniu Jerome’a zamajaczył cień męskiej sylwetki. Jeden z pilnujących go Rebmian odszedł w tamtą stronę. Spadł kolejny cios, akuratnie w prawą stronę klatki piersiowej. Chyba nie przejmowali się stanem jego płuc. W sumie niedziwna postawa u ludzi, którzy posiadali dodatkowo skrzela.
- … powiedział… Wzorzec… - dobiegło z cieni na końcu sali. - … płotka…
- … … coś wyśpiewa…?
- odparł drugi głos.
- … bawicie… … nie spodziewam się… … i tak już… starego.
- Wyatutował się właśnie… jestem jego cieniem - powiedział Jerome wypluwając krwawą flegmę. Przywołał ponownie Wzorzec i spojrzał w cień skąd słyszał odgłosy - To on pewnie był pod tym domem. Jak wróci znowu nie pozwoli mi mówić.
- Kto niby?
- dobiegło z ciemności, tym razem gdzieś za plecami Jerome’a. Ktoś tam jeszcze stał. Głos był męski. Po chwili za jego plecami rozbrzmiały kroki, jakby właściciel głosu przechadzał się z nudy.
Jerome odwrócił się w tamtą stronę.
- Każe siebie nazywać Alfą, zbiera swoje cienie i przeprowadza rytuał, który łączy nas z nim. - splunął ponownie - A potem skurwiel używa nas jak marionetek. Nie pytaj jak to dokładnie robi. Gdybym to wiedział nie było by mnie tutaj.
Próby wykręcenia szyi, by dostrzec tego za nim spełzły na niczym. Tajemniczy rozmówca kontynuował swoją wędrówkę. Purpurowowłosy główny oprawca zaś obkręcił głowę Jerome z powrotem ku sobie. Delikatny nie był, coś zachrupało w karku.
- I kazał ci iść pod dom generała? Co miałeś zrobić?
Jerome miał jednak wraże, że kogoś jeszcze kryją atramentowe ciemności opuszczonego magazynu. Jego przytępione zmysły odbierały szelest bardzo cichej rozmowy, której słów nie mógł zrozumieć. Było coś jeszcze. Ruch. Szelest.
- To nie byłem ja, to był on, albo inny z cieni. Odwalamy dla niego brudną robotę, ale mówi nam tyle ile musi. Ja miałem obejrzeć miasto. Poznać ulice.
- Kłamiesz
- po dłuższej oznajmił bez emocji ten za nim, ten z syndromem niespokojnych nóg. - Za wysoki też jesteś i za płaski na piersi na cień Lady Fiony z Amberu. Zarówno ty, jak i Randall.
Żarcik został nagrodzony rechocikiem zgromadzonych.
- Tyle że stary pożył wystarczająco długo by odróżniać sytuację, w której warto być kimś, od tej, w której trzeba być nikim.
Niespokojne Nogi wędrował jeszcze trochę. Zrobił kilka przystanków. W tym czasie Włosy w Purpurze wyprowadził kilka kolejnych ciosów.
- Kończcie według uważania - oznajmił Noga. - Bez hałasu i bez śladów. W południe widzę was z powrotem.
W końcu młody czarownik doczekał się, błyskawicznie nastawił czoło pod pięść Purpurowłosego. Pociemniało mu w oczach. Ale coś chrupnęło w pięści oprawcy.
- Może i za płaski jestem, ale mam takie same oczy - wymamrotał Jerome i smarknął krwią. - Skoro i tak mi nie wierzycie to po co ta komedia?
- To twoja decyzja - mówisz prawdę i jesteś przydatny. Albo łżesz i jesteś karmą dla ryb
- dobiegł go zza pleców obojętny głos Nogi. A potem jego kroki. Mężczyzna odchodził.
Jerome beznamiętnie popatrzył na purpurowego.
- To co, zostajemy sami?
Ten nic nie odparł rozmasowując swoją rękę. Kolejne ciosy spadły na syna Fiony. Tym razem bił czarnowłosy. Za cel obrał sobie głównie korpus. On dla odmiany żadnych pytań nie zadawał. Robił to dla czystej, sadystycznej zabawy.
Jerome ułożył dłoń w diabelskie różki i warknął słowo w martwym języku. Wyprostował dłoń dotykając palcami liny szepną kolejne słowo. Dłoń otoczył szkarłatny blask...
 
Mike jest offline  
Stary 15-07-2016, 16:12   #56
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Remba




Jerome nie widział dokładnie celu. Nie musiał nawet. Chodziło przecież o zawalenie konstrukcji do której był uwiązany sobie i oprawcą na głowy i o uwolnienie swojej sponiewieranej powłoki z tego ziemskiego łez padołu.
Zamiar powiódł się częściowo.
W warunkach rebmiańskich uszkodzone elementy spadał dużo wolniej niż młody Amberyta życzyłby sobie tego. Jego zdziwieni oprawcy zdążyli umknąć pozostawiając go na pewną śmierć pod zawaloną konsturkcją.
Śmierć jednak nie chciała otoczyć potomka wielkiego króla Oberona swym kojącym ramieniem. Po części sam był temu winien. Jego pierwszy czar, mający uchronić go przed kolejnym razami wymierzonymi przez Rebmianina, uchronił go i przed walącymi mu się na głowę belakmi.
Chwilę później jaźń wycofała się w najgłębsze zakamarki umysłu.






Lady Niamh tylko co zdążyła przebrać się, czyniła to w pośpiechu po nocypełnej wrażeń gdy sługa zaanoswał przybycie ważnych gości. Lady Llewella prowadziła księżnę Fionę i księcia Julian. Rudowłosa córka Oberona przywitała się z Niamh z wystudiowaną i doprowadzoną do perfekcji uprzejmością, którą wielu, lepiej rzecz prawie wszyscy, więziliby za czułość. Obrońca Ardenu złożył na drobnej i delikatnej dłoni generalskiej córki dworski pocałunek. I w tym momencie Niamh zdała sobie sprawę, że niedawno ktoś w podobny sposób, mniej jednak dostojny i delikatny, witał ją.
- Przejdź od razu do rzeczy. - Rzekł Julian.
- W drodze do lazaretu. - Zarządziła Llewella.
Niebieskooki książę Amberu kiwnął tylko głową.
- Kazałam przygotować powóz. - Oznajmi Rebmianka.
Cała czwórka rozsiadła się wygodnie.
- W zamku jak i w zatoce nieopodal odnaleźliśmy dwie kobiety, które miały identyczne naszyjniki jak ten, który dostarczyliście. - Julian odezwał si ę jako pierwszy..
- Zbadałam ten od was. - Głos zabrała Fona. - Jest jakimś źródłem mocy połączonym z jednym z obić Wzorca. Jednym z dalszych odbić.
- Coś jak nasz Klejnot Wszechmocy? - Spytała Llewella.
- Tak. Coś jak klejnot. - Potwierdziła rudowłosa. Po czym wygłosiła długi i niezrozumiały wykład o magi. Skończyła go zapewnieniem, że robi wszystko co w jej mocy, aby zlokalizować Cień z którego pochodzą.
- Ponieważ włamano się do zamku Randomowi zależy bardzo na szybkim odnalezieniu sprawców. - Obrońca Ardenu wyglądał przez okno powozu.
- Macie jakiechś podejrzanych? - Spytała Llewella.
- Jasra. - Odparła Fiona.
- Jasra? - Rebmiańska księżna była więcej niż zdziwiona. - Przecież ona siedzi w Twierdzy Czterech Światów, do której uznaliśmy jej prawo.
- Ona ma parcie na władzę. - Odparła jakby od niechcenia Fiona. - Flora to potwierdzi.
- Samo parcie na władzę nie jest mocnym dowodem. - Rzekła sceptycznie Llewella.
- Ale zeznania najemnika już tak. - Powiedziała rudowłosa.
- Tak? - Llewella nie wydawała się przekonana.
- Przesłuchaliśmy kilku pojmanych ludzi Dalta. Zgodnie przyznali, że kobieta, czarodziejka wynajęła ich w celu sprowadzenia do niej potomka Oberona.
- Z drugiej strony nasze służby donoszą o biernej postawie Jasry. - Do rozmowy wtrącił się Julian.
- Bzdura. - Fiona nie zgodziła się z sugestią brata. - Ona jest przebiegła i mściwa. Dalt to przyjaciel jej syna.
- Którego ona nie cierpi. - Zauważyła Llewella.
- A on nie cierpi nas. - Córka Clarissy złożyła dłoni razem i zaczęła stukać o siebie pacami wskazującymi by po chwili wycelować je w siostrę. - Jeżeli można użyć tak łagodnego określenia.
- Królowa nie wierzy w tę teorię. - Zauważył Julian.
- Vialle czasami zdaje się za bardzo kierować swą empatią. - Oprała Fi.
Na dalszą dyskusję nie było już czasu gdyż pojazd stanął u bram garnizonowego lazaretu.



Jaki cichy głos wyrwał Jerome z letargu. Nie umarł zatem. Na swoje nieszczęście.
Wraz z odzyskaną świadomością jego ciało dało o sobie znać. Wszystko go bolało. Czuł się źle, a rozmowa, z której rozróżniał tylko pojedyncze słowa, potęgował jeszcze to uczucie.
- ...trudno powiedzieć… obrażenia… szczęście… pokaże…urządzili… silny… krew...martwić.

Czyjaś dłoń delikatnie odgarnęła z wyczuwalną troską włosy z czoła. Ale i ten zdawałoby się czuły gest przyniósł spory dyskomfort.

Otwarcie oczy było sporym wyzwaniem. Przyniosło jednak nieoczekiwane odkrycie.
Młody Amberyta leżał w czystej pościeli. Skromnie urządzony, acz schludny pokój przywodził na myśl lazaretowe izby.
Piątka dyskutujących nieopodal osób, wśród których Jerome rozpoznał twarz wuja Juliana zdawała się nie zauważyć jego przebudzenia.
Stojących obok ulubionego krewnego Rebmianek nie znał. Jak i starszego mieszkańca podwodnego miasta. Piątej osoby nie widział wyraźnie.




 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 17-07-2016, 07:19   #57
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Jerome wyglądał o nieba całe lepiej niż wtedy, gdy go Niamh zobaczyła ostatnim razem. Czyli, mówiąc oglądnie, wyglądał jak pomnik wszystkich potworności wojny. Córka generała była pomnikiem opanowania, a przynajmniej starała się. Badawcze spojrzenia miedzianowłosej Fiony nie przebiły się przez jej maskę, ale w obecności strażnika Ardenu, zwłaszcza gdy wyginał usta we wszystkowiedzącym uśmieszku, czuła się może nie nieswojo, lecz na pewno niewygodnie.

Pobitemu mężczyźnie zgromadzeni zgotowali przedstawienie pełne fałszywej troski i ciepła. Chociaż... on był nieprzytomny. Zapewne udawali przed sobą nawzajem. Niamh wiedziała dość o królewskim rodzie Amberu, by nie wierzyć w żadne więzi prócz zazdrości, ambicji i zemst. Niemniej nie mogła nie pomyśleć o kimś, kto leżał w tym samym lazarecie kilka cel dalej. Nie miał nawet takiej rodziny, która udaje, że ich los jego obchodzi. Myśl, że powinna właściwie odwiedzić Ailila została szybko wyparta konstatacją, że wcale nie powinna. Tylko chce, i właśnie dlatego nie pójdzie.

Książę Julian świdrował ją jasnymi oczami. Podobnie Lady Llewella. I Niamh zdała sobie sprawę, że Fiona przestała drobiazgowo przesłuchiwać medyka w sprawie stanu zdrowia swego niesfornego potomka i zadaje jej pytanie. To samo. Już drugi raz.

- Nie, nie mam pojęcia, co mógł robić w tym magazynie – odparła, potrząsając głową, zielone pasma włosów skręciły się jak warkocze wodorostów. - Te budynki od lat były nieużywane. Szczerze mówiąc, gdyby nie pierścień, twój syn zmarłby pod gruzami, a za kilka lat nikogo by nie obchodziło, czyj to szkielet objedzony przez ryby...
- Pierścień? - Fiona uniosła brew. Niamh skinęła głową.
- Twój pierścień, pani. Jeden z gwardzistów królowej schwytał pewnego człowieka, podejrzanego w innej sprawie. Ten zdołał mu uciec po krótkiej walce, ale porzucił torbę z przyodziewkiem spoza naszego świata, przynależnym komuś majętnemu. W środku był też pierścień obcej roboty. Żołnierz przyniósł go do mnie i rozpoznałam twoją własność. Sądziłam, że wysłałaś jakiegoś sługę w sprawie... nam wiadomej, i ktoś go napadł. Posłałam więc kilku ludzi z rekinami. Nadeszli jednak za późno i magazyn leżał już w gruzach.
- Chyba jednak w ostatniej chwili – odparł na to beztrosko Julian, a Niamh po chwili potwierdziła poważnie.
- Twój syn, Lady Fiono, znów miał dużo szczęścia. Ryby wyczuły świeżą krew z ruin. Moi ludzie odgrzebali go. Choć powiedzieli mi, że dopóki Ohran – wskazała na medyka – nie przybył, myśleli, że uratowali trupa. Naprawdę... był w strasznym stanie. Odhran dokonał tutaj cudów.
Niamh splotła dłonie razem i po chwili rozłożyła je bezradnie.
- Szukamy tych, którzy go napadli i musieli przetrzymywać, ale nie mamy żadnych tropów. Działania nie ułatwia mi fakt, że królowa Moire... nie darzy w ostatnich dniach magów swym zaufaniem. To już drugi, którego działania powodują niepokoje i zniszczenia w mieście – spojrzała Fionie w oczy. - Doradzałabym zabranie syna z Rebmy. Gdy tylko będzie zdolny do podróży...

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 20-07-2016 o 14:15.
Asenat jest offline  
Stary 21-07-2016, 16:54   #58
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rebma


Fiona w skupieniu wysłuchała tłumaczeń generalskiej córki. Ani jednym słowem, westchnięciem, czy choćby drobnym grymasem nie pokazała, że żywi jakieś matczyne uczucia. Zapewne chowała je głęboko.
- Jestem pewna, że sprawy w Amberze i tutaj łączą się. - Odezwał się. - Naszyjniki były takie same. - Zamyśliła się chwilę.
W tym czasie Odhran dyskretnie wycofał się z komnaty uprzednio wymieniając kilka uwag z lady Llewellą.
- Chciałbym pomówić z tym drugim magiem. - Fiona zwróciła się do siostry.
- Protokoły z przesłuchania są do twojej dyspozycji. - Odparła zielonowłosa Amberytka. - Gość królowej okazał się bardzo rozmowny i wyjawił nam sporo ciekawych rzeczy.
- Nie mniej jednak… - Fiona patrzyła na łóżko, na którym leżał jej syn.
-... jest to w tej chwili niemożliwe. - Llewella była nieugięta. - Wiem od niego, że pewna grupa osób posiadających zdolności magiczne mogła być zamieszana w to wszystko. Mówi ci coś nazwa Steinhart?
Fiona przez chwilę przerzucał spojrzenie między siostrą a synem.
- Według słów Randala. Tak. Tak. - Llewella pokiwała głową. - Tego samego Randala. To właśnie stamtąd pochodzi zagrożenie.
- To mogłoby tłumaczyć kłopoty jakie miała z ustaleniem miejsca pochodzenia naszyjników. - Fiona utkiwała spojrzenie w siostrze.
- I obala teorię o Jasrze. - Julian kpiącą rzucił Niamh do ucha.
- Podejmiemy wszelkie możliwe kroki by zażegnać niebezpieczeństwo. - Zielonowłosa córka Oberona spojrzała na leżącego w łóżku siostrzeńca.
- Możecie liczyć na pełne poparcie Amberu. - Dodał Julia.
- Oczywiście. - Zgodziła się Fiona. - Mogliście jednak wcześniej podzielić się tymi informacjami.
- Dopiero co je dostałam. - Twarz Llewelly nie wyrażała nic, podobnie jak Fiony.
- Powinniśmy zatem omówić szczegóły. - Julia przerwał wymianę beznamiętnych spojrzeń między siostrami.
- Potrzebujesz jeszcze chwili?- Mieszkana Rebmy spytał płomiennowłosej już bardziej przyajcielskim tonem.
- Może… powinniśmy wyjść? - zasugerowała Niamh cicho. Uznała, że można unieść nieco przyłbicę, i posłała leżącemu na łożu boleści Amberycie spojrzenie, w którym nie było za grosz troski i współczucia.
Julian kiwnął głową. Otworzył drzwi ustępując w nich miejsca dwóm mieszkanką podwodnego królestwa.



Fiona podeszła do łóżka. Usiadła na jego skraju. Delikatnie odsunęła niesforny kosmyk z czoła mężczyzny. Przez chwilę przyglądała się swojemu potomkowi. Prawdziwa matka, która zamartwia się o los dziecka. Była to jednak tylko fasada, teatrzyk odgrywany na wypadek gdyby ktoś obserwował.
- Zapytam tylko raz. Co robiłeś w Rebmie ?- Spytała spokojnie i bez zbędnych emocji w głosie.


Niamh odprowadziła matkę i jej brata. To była ich rozmowa i nie potrzebowali dodatkowych świadków. Niamh doskonale o tym wiedziała. Nim jednak dzieci Oberona pozostawiły ją samą nadarzyła się okazja na wymianę dosłownie kilku zdań. Lady Llewella zajęta rozmową z jakimś oficerem pozostawiła ich na chwilę.
- Liczę, na kolację lady Niamh. - Julian zgiął się dostojnie całując na pożegnanie drobną dłoń generałówny.

Gdy dwoje Amberytów opuściło koszary Niamh została zaczepiona przez Graine.

 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 23-08-2016, 16:08   #59
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Zapytam tylko raz. Co robiłeś w Rebmie ?- Spytała spokojnie i bez zbędnych emocji w głosie.
- Oni robili to wielokrotnie - odparł Jerome, rezygnując z udawania śpiącego - Nie uwierzysz jak poczuli się sfrustrowani.
- Wyciągnij z tego zatem odpowiednie wnioski.
- Wnioski już dawno wyciągnąłem, tyle że brak czasu skorzystać z tej nauki.
- Dałam ci szansę. Nie skorzystałeś z niej. Pora zatem na krok następny.
- Śmiało, zobaczymy jak daleko się posuniesz, matko
- odparł beznamiętnie. Przywołał Wzorzec ciekaw co też matka planowała. Niestety, jego arsenał nie zawierał już nic pomocnego w tej chwili.
Fiona nie uczyniła nic. Siedziała spokojnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Jesteś dłużnikiem lady Llewelli i lady Niamh. Ludzie tej ostatniej uratowali cię przed niechybną śmiercią - konsekwencją tego, że jesteś uparty. Z pewnością zażądają one spłaty tego długu. A teraz leż. Odpoczywaj. Nabieraj sił. Przydadzą ci się by pochować ojca i przyjaciół. To też będzie konsekwencja tego, że jesteś uparty. - Wstała. Złożywszy pocałunek na jego czole ruszyła ku drzwiom.
- Albo to oni, gdy nie udało im się wydobyć odpowiedzi zdecydowali się na komedię z ratowaniem - odparł. - A konsekwencja tego, że jestem uparty, jest to że żyję. Bo nie wydaje mi się by mnie oszczędzili dowiedziawszy się wszystkiego.
- Nie wiem w co bawi się twój ojciec. - Chwyciła klamkę, zatrzymała się jednak i odwróciła. - Wygląda na to, że ta jego zabawa zagraża Amberowi. O twoim udziale porozmawiamy gdy uporamy się z większym niebezpieczeństwem.
- I co takiego jest tym wielkim niebezpieczeństwem, matko? Jak na razie wszyscy zasłaniają się tajemnicami, a ode mnie wymagają spowiedzi. A wiesz, że w moim przypadku to nie zadziała.
- Nie udawaj, że nie słyszałeś naszej rozmowy.
- Słyszałem to co chcieliście bym usłyszał. Konkrety, matko.
- To nie Steinhart, Jerome.
- Zrozumiałem. W takim razie cofam pytania. I podejrzewam rychłe przeniesienie do celi, gdzie zapewne oczekują mnie dwaj znajomi oprawcy.
- Skoro sam siebie za winnego uznajesz...
- Rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Obje wiemy, że to co ja uznaje jest bez znaczenia.
Matka chwilę popatrzyła na syna, po czym bez słowa wyszła.
 
Mike jest offline  
Stary 23-08-2016, 20:15   #60
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Taka śliczna dziewczyna, myślała lady Niamh, gdy Graine dygnęła przed nią w pustym korytarzu. Śliczna i mądra, skoro Odhran chciał ją uczyć.
- Chciałaś mnie widzieć pani.
- Ach tak - Generalska córka powiodła ją korytarzem do jednej z pustych cel. - Odhran wielce cię chwali. Jednak medycyna… nie jest dobrym zajęciem dla dziewczyny, nieprawdaż?
- Nie zgadzam się z tobą pani. - Dziewczyna starała się jak mogła trzymać emocje na wodzy, Niamh widziała jednak jak cała się gotuje w środku. - Każda kobieta mu znać się na leczeniu. Pielęgnuje i dogląda wszak swoich bliskich i krewnych. Tego się od nas wymaga. - Rzekła hardo.
Niamh nigdy nie opatrywała ran swych braci. Pobrudziłaby sobie suknie… ale przysiadała na ich łożu, gdy już wszystkie nadprogramowe dziury w ich ciałach zostały zabezpieczone. Teraz wzruszyła ramionami.
- Ach tak - rzekła z pozornym roztargnieniem. - I twoi bliscy i krewni są z twego wyboru szczęśliwi?
- Maeve popiera mój wybór. - Odparła szybko. - Będę mogła jej pomagać. Odhran nie może ciągle do sierocińca przychodzić.

Za dużo słów, pomyślała generalska córka, przymykając za młodą kandydatką na medyczkę drzwi celi. Jeszcze raz przyjrzała się uważnie twarzy dziewczyny, w myślach przyrównując jej oblicze do rysów kobiet z feralnego medialonu z konterfektami. Żadnych się jednak nie doszukała. Tylko Ailil był do nich podobny.
- Nie wątpię, że dobra pani Meave popiera - oznajmiła bez śladu groźby w głosie. - Jednakże rodzina nic nie wie, prawda?
Dziewczyna prychnęła.
- To ona jest moją rodziną. - odparła już bardziej zachowawczo.
- Kogoś jeszcze zaszczycasz tym mianem?
Dziewczyna przygryzła dolną wargę.
- Tak. - Odparła hardo i stanowczo. - Tylko czemu to ma służyć?
- Podjęciu pewnych decyzji… Zdaje się, że miałaś jakąś sprawę? - rzuciła Niamh obojętnie i zaczęła się nudzić, co skrzętnie skrywała za uprzejmą maską.
- Yyyyy… - Zdziwiła się dziewczyna. - Sprawę? Ja tylko wykonuję polecenia Odhrana. - Odparła szybko. Za szybko. Jakby chciała coś ukryć, pominąć.- Miałam sprawdzić, co z Ailillem. Nie wpuszczono mnie do niego.
Niamh skinęła głową.
- Będzie przesłuchiwany w ważnej dla Rebmy sprawie. Dlatego liczba osób, z którymi może mieć obecnie kontakt, jest ograniczona. Czuje się jednakże już lepiej, jest bezpieczny i niczego mu nie brakuje… poznaliście się u pani Meave, prawda?
- Tak. - Potwierdziła. Znowu zbyt szybko.

- Tadgh, jego przełożony, będzie się starał go oczernić - Niamh splotła ręce na podołku. - Powoła świadków stąd, spośród żołnierzy. I to jest coś, co Aililowi w tej chwili może najbardziej zaszkodzić, bardziej niż rozognienie rany… A żołnierze chętnie rozmawiają z ładnymi dziewczętami, które się troskają o ich zdrowie - zasugerowała i na chwilę spojrzenie jej złagodniało. - Przekazać mu coś od ciebie?
- Nie. Nie. - Zaprzeczyła nerwowo. - Nie trzeba. Ja..., ja..., ja miałam się zając nim… To znaczy jego ranami. - Zaczęła się gorączkowo tłumaczyć. - Odhran ma dużo pracy. Tak. Dużo pracy. I wyznaczył mnie, żebym odciązyła go.
Niamh szacowała młodą medyczkę od stóp do głów.
- Zobaczę, co da się uczynić - rzekła. - Nie możemy wszak pozwalać, by Odhran się przemęczał - uśmiechnęła się lekko. - Jeśli zaś usłyszysz, że Tadgh lub ktokolwiek inny próbuje przekonać żołnierzy do składania konkretnych zeznać - przyjdź z tym od razu do mnie. Dobrze?
Twarz Graine wyraźnie rozpromieniła się gdy Niamh wspomniała o tym, że spróbuje jakoś pomóc.
- Tak. Oczywiście pani. - Zapewniła gorąco generalską córkę, padając przed nią na kolana i całując w dłoń. Niamh zwalczyła ochotę, by wyrwać dziewczynie dłoń, mokrą od ciepłych łez wdzięczności.


Strupy i opuchlizna na jego twarzy nadal były paskudne. Ale uniósł się na łożu, gdy weszła, próbował usiąść. Więc ona usiadła, by się męczyć nie musiał. Na krawędzi łoża, przy samych nogach. Głos miała odległy i wystydiowanie chłodny.
- Mam powody podejrzewać, że ktoś z rodziny twojej matki będzie próbował cię dosięgnąć. Być może tylko by ci pewien przedmiot odebrać, być może że coś więcej. Życie nawet. Zostaniesz przeniesiony w inne miejsce. Znalazłam ci kogoś, kto się o ciebie zatroszczy.

Masz szczęście, pomyślała, wychodząc. Masz szczęście, że jesteś kochany


Zaprosiła księcia Juliana do posiadłości ojca. Nie tylko dlatego, że niewielki pałacyk będący własnością Niamh raczej nie pomieściłby rozbuchanego ego obrońcy Ardenu. Przede wszystkim z tego powodu, że w domu generała bardziej wyglądało to spotkanie na wizytę przyjaciela rodu… a mniej na schadzkę kochanków.

Poprosiła służbę, by podano im wino i słodycze do marmurowej altanki skrytej w gąszczu koralowców i milczała całą drogę, którą przebyli wysypaną białym żwirkiem alejką, aby tam dotrzeć. Wspierała dłoń na ramieniu księcia i sama przed sobą musiała przyznać, że nadal znajdywała w tym przyjemność.
- Lady Fiona i Lady Llewella wspominały o wielu niepokojach w Amberze - oznajmiła, gdy zasiedli przy wykładanym masą perłową stoliku.

- Dalt. - Doprał krótko i zwięźle, tak jakby to jedno imię miało tłumaczyć wszystko. Skubnął przy tym kilka rebmańskich smakołyków podanych na złotej paterze kształtem przypominającej koralowce.Dolała mu wina. Wyglądał, jakby potrzebował dużo wina.
- To bardzo opisowe przedstawienie problemu - skinęła. - Nie chcesz mówić, książę… czy ci nie wolno?
- Chcesz bym zanudził cię pani opowieści o zbrojnych bandach rozbijających się po Ardenie? - Uśmiechnął się przy tym pociągając solidny łyk z pucharu.
- Nie dam po sobie poznać znużenia historiami o twych wiktoriach - zapewniła go. - Choć zaiste wolę wieści z dworu Amberu.
- Bale i przyjęcia dla delegacje z Begmy i Kashfy.- Powiedział z pewną niechęcią w głosie. - A w przerwach chcą polowań. Zniewieściałe paniczyki chcą bawić się w mężczyzn. - Prychnął z pogardą. - Żebyś widziała Gerarda w wciśniętego w strój balowy. - Delikatny uśmiech przebiegł przez jego twarz.
Niamh uśmiechnęła się, kryjąc usta za dłonią, a potem za kielichem. To było silniejsze od niej.

- Zatem liczysz, że w odbiciu Amberu w naszych wodach znajdziesz wyjaśnienie niepokojów na dworze i zbrojnych band szukających drogi przez Arden? - zapytała jednak poważnie i bez śladu wesołości. - Muszę cię zmartwić… mamy własne problemy.
- Nie sądzę by bale na dworze Amberu miały coś wspólnego z całą resztą. Obie strony mają wprawdzie powiązania z Daltem. Ale to nie to. I Begma i Kashf starają się zdobyć przychylność władcy Amberu by ten poprał jego roszczenia w niedalekim Cieniu.
- Cóż więc cię sprowadza? - zapytała wprost i bez finezji.
- Naszyjniki. - Odparł również wprost i bez finezji. - Naszyjniki z wyrytym pękniętym wzorcem.
- Książę zamierza prowadzić śledztwo sam, czy zostawić zaufanych ludzi? - zaciekawiła się Niamh.
- Książę zamierza prowadzić śledztwo ze swymi siostrami.

Doświadczenie kazało jej wątpić w owocność i szczerość owej współpracy... i zasznurowało usta, nim wyrwał się zza nich kpiący uśmiech. Zapewniła o swojej chęci pomocy, a książę owe zapewnienie przyjął z wdziękiem i godnością, jakby było czymś, co mu się zwyczajnie należało. Potem pojawili się sprowadzeni specjalnie na tę okazję przez Niamh muzycy i generalska córka straciła na rozmowności. Skoro książę planował zostać tu i prowadzić dochodzenie, będzie miała wiele czasu.

Wieczorem, na tarasie własnego domu, spaliła wydobyty z sekretarzyka portret. Nie był jej już potrzebny. Miała oryginał w zasięgu spragnionych rąk.
 
Asenat jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172