Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-07-2016, 16:57   #17
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Rina na słowa mężczyzny miała ochotę wykonać swój zwyczajowy wywrót oczu, powstrzymała się jednak ostatkiem cierpliwości. Zupełnie jak Agigreen, która musiała odczekać kilka sekund, żeby nie odszczeknąć się wielmoży. I co oni wszyscy z tym nazywaniem Loghaina królem. Wyszedł za mąż za własną córkę, czy co? Może kazirodztwo jest powszechne wśród ludzi?
- Z całym szacunkiem - Rina tymczasem spojrzała na mężczyznę - Jeśli wedle kogoś to, co dzieje się na naszych oczach nie jest Plagą to można to z całą pewnością określić mianem systematycznie powtarzających się, wyjątkowo brutalnych napaści pomiotów na ludność. Dodatkowo o sporej częstotliwości - przeniosła wzrok na Lorda - Nie zmienia to więc faktu, że zagrożenie jest, jakkolwiek nazwane, spore i stawia w niebezpieczeństwie zarówno życie ludzi, całość handlu jak i ogólny spokój w Fereldenie - podniosła dumnie głowę - Zaś co do tematu przegrywania KRÓLA Cailana na całym polu… nie spieszyłabym się tak z osądami, bowiem zarówno jego obecne możliwości jak i szeroko rozumiane środki mogą być porównywalne. Posiada on jednakowoż coś, czego brak jego przeciwnikowi - tym razem to ona uniosła nieznacznie kąciki ust w lekkim uśmiechu - Wierność ludzi żyjących zgodnie z honorem i oddanie osób konserwatywnie broniących tradycji fereldeńskich. Zapewniam, że jest takich niemało.
Tym razem odpowiedziała milcząca dotąd towarzyszka lorda Sandersa.
- Eleena Ruchnar, mój Panie - Skłoniła się dworsko - Zapewniam was lordzie, że wielu śmiałych i mężnych szlachciców popiera sprawę króla Loghaina, a sam król posiada naprawdę duże możliwości i znacznie większy potencjał niż ten zdrajca Cailan. Proszę zwrócić uwagę, że większość handlu koncentruje się wokół stolicy i pomimo, iż północny trakt jest ważnym punktem handlowym, to jednak największe obroty generuje Denerim. Poza tym honor i oddanie nie zawsze są dobrymi parnetami w interesach… - Zauważyła chytrze i zajęła miejsce.
- Nie. Nie są. - odezwał się miękko, nieśmiało Marcus, całkiem nieoczekiwanie. Dał wszystkim pauzę by zdołali zorientować się, że to on odparł kobiecie, i by zwrócić ich uwagę. Sam skierował spojrzenie na gospodarza.
- Lordzie Waynear… czy mógłbym wyjaśnić…? - zapytał miękko, uprzejmie.
Lord Waynear podniósł pytająco brew.
- Ależ proszę się nie krępować, mości…?
- Moje imię brzmi Marcus, lecz nie ma żadnego znaczenia… jedynie herb na moim kirysie, który reprezentuję, powierzony mi pod Ostagarem… gdzie można było powstrzymać pomioty, nadciągające z plagi lub nie. Lecz stało się inaczej, co dało wielu w królestwie nowego króla. - wskazał dłonią, ale uprzejmie, nie piętnując, przedstawicieli teyrna.
- Słowa zaś… mogą mieć wielką moc. Jak wielką, zależy kto je wypowiada. “Nie w cenie” to fraza istotnie wzięta prosto z języka kupieckiego. Nie wiem nic o kupiectwie, ponad to, że zysk, nie honor, nim kieruje, i dlaczego miałoby być inaczej…? - Marcus poczynił pauzę dość dużą, by pytanie było retoryczne, ale niedostateczną, by ktokolwiek przejął jego wątek.
- Kupiectwo… handel, to nie turniej rycerski. Zapewnia byt wielu, umożliwia, by każdy niezależnie od cechu posiadał niezbędne mu do pracy i życia dobra… istnieje ponad klasami. Uczestniczą w nim i królowie i chłopi. Handel rządzi się własnymi zasadami… Zasadami. - podkreślił strażnik.
- Prawda jest taka, że teyrn - tytuł został przez Marcusa wypowiedziany z pełnym szacunkiem, zarazem uniżając wagę względem słów ich oponentów, o królu Loghainie -, w swoim rachunku zysków i strat, stał się królem-kupcem. Gdzie królestwo było w jedności, stworzył podział. Gdzie pomioty można było powstrzymać, sięgnął po koronę. I niech Andraste wylewa łzy, że musiał po temu zdradzić syna swojego przyjaciela, swojego króla, swojego prawowitego władcę zaręczonego z jego córką i pozwolić zadać potworną śmierć, śmierć, jaką widziałem na własne oczy i cudem jej uniknąłem, tysiącom obrońców kraju… a własnych wypaczył, zmuszając do udziału w swojej zdradzie.
- A teraz miast teyrnem nazywają go królem. - Marcus wzruszył ramionami - Lecz jest to krótkowzroczna popłacalność braku honoru. W handlu czy poza nim. Kramarz znany ze szwindlu przestanie sprzedawać lub zostanie przepędzony. Ludzie mu nie zaufają. Król… ma wiele innych problemów. Zakon wyznający namaszczenie korony przez samą Andraste nie poprze go. Każdy, kto na drodze pomiotów, przeklnie jego imię. Nasi szlachetni rywale z pewnością sądzą, że teraz jest czas i okazja, dzięki której mogą zyskać, doznać wywyższenia. - wskazał dłoniami rząd ich kontrrozmówców, zaczynając mówić coraz bardziej niekomfortowe rzeczy.
Głównie dlatego, że rozbrajająco szczere. I uprzejmie, z pewnym żalem raczej niż pogardą - jak gdyby ich krókowzroczności było mu żal. I rozbrajająco szczerze.
- Wiedzą, że teyrnowi, który poważył się na co się poważył, nie można zaufać. Myślą zapewne, że są mu potrzebni, ale się mylą. Armia pod Ostagarem była teyrnowi potrzebna, lecz ten uznał inaczej. Teyrn również może się mylić… i wy również możecie się mylić co do jego osądu.
Zwrócił się do lorda Weynara.
- Prawdą jest, że jak król Cailan jest przewidywalny, albowiem jest honorowy i ma dobro swoich poddanych na myśli - Marcus zmarszczył brwi, jak gdyby dziwiąc się, że samo to co mówi nie jest przekonującym argumentem i musi tłumaczyć coś dalej - Jest też młody. Wyciągnie z tego lekcję, zarazem posiadając te najtrudniejsze i najważniejsze cechy dla dobrego władcy. Prawego i prawowitego władcy, który zapewni sprawiedliwość. Albowiem Król Cailan nie złoży pochopnej obietnicy. I my również nie złożymy w jego imieniu, z nadanym przezeń zaufaniem, pochopnej obietnicy.
Albowiem teyrn kieruje się teraz tylko zyskiem. Mówiłeś lordzie, że sprawy się doskonale mają. Że kontakty są rozbudowane, a miasto jest zyskowne jak zawsze. Możesz poprzeć go dziś, lecz gdy pewnego dnia, dla króla, choćby z braku prawdziwej opozycji, lub przestrachu o tych co zapamiętają jego uczynki, lub wpływu Andrasty, lub po prostu nie sprostania pladze, bardziej się opłaci nie przestrzegać tego słowa, lub przywłaszczyć co twoje, lub cokolwiek innego, dziś, jutro, za dziesięć lat, za dwadzieścia lat względem twoich dzieci, uczyni to. Uczynił już gorsze rzeczy a teraz nie ma już po co szukać ratunku dla swego na zawsze przełamanego honoru.
- Chciałeś konkretów, lordzie. - ciężko było zauważyć moment, w którym cichy mężczyzna stopniowo rozwijał skrzydła, od niepewnego pisklęcia do orła - Chciałeś usłyszeć, co z pewnością król może zapewnić. Król Cailan może zapewnić sprawiedliwość. Może zapewnić bezpieczeństwo. Może zapewnić stabilność. Wszystko, co dla Fereldenu konieczne, byś czynił jak czynisz na co dzień i dążył, by życie twe było bardziej w dobrobyt dostatne, a potomkowie twoi nie musieli o los swój martwić. To samo, tylko na inną skalę, co jest takim dobrem dla wszystkich z nas, co liczyło się najbardziej w zjednoczonym królestwie dla dziesiątek tysięcy. Co w jednej rychłej decyzji by porzucić przyjaciela i mieć nadzieję, że nie ujdzie z życiem, albowiem tak mówi zysk… zostało zaprzepaszczone. I nigdy nie może zaistnieć z rąk nie tylko nieprawego króla… lecz zdrajcy. Nie zdrajcy korony… zdrajcy syna swojego przyjaciela.
- Król bez honoru nie stworzy kraju z prawem, a bez prawa, kupcy nie mają zasad, by prowadzić swe działanie. Nasi szlachetni rywale - wskazał znów gestem drugą stronę - mogą obiecać złoto, kontakty handlowe i szlaki, zyski i przychylność, a nawet pokonanie plagi, a nawet ożenek dla któregoś z twych synów z milady Anorą. Lecz tak naprawdę nie mogą obiecać ci nic. - zakończył z przebrzmiewającym smutkiem, spojrzenie kierując z ich oponentów w dół, smutno.
- Dziękuję. - szczerze podziękował za głos, drobnym i niedworskim, całkowicie szczerym gestem wyniesionym z innego niż szlacheckie środowiska, i lordowi i swoim towarzyszkom i przedstawicielom Loghaina za poświęconą mu uwagę, milknąc skromnie, nagle znów bardzo cichy…
Agigreen wolnym gestem pogłaskała rączkę swojego młota. Kim jest ten człowiek? Owszem, z pewnymi rzeczami w jego słowach mogłaby się niezgodzić, ale na Przodków! Ludzki włądca dobrze wybrał. Bardzo dobrze. Zielona w momencie poczuła, że honor, który ją spotkał, jest naprawdę o wiele większy, skoro współpracuje z tym człowiekiem. Zauważyła, że także Rina pokiwała nieznacznie głową patrząc z uznaniem w stronę Marcusa. W ciszy, jaka zapadła, odchrząlknęła i dodałą:
- Chcąc zamknać wątek lojalności i trwałości krasnoludzkiej umowy, który zacząłeś… Owszem, krasnoludy tłuką się o politykę i to od czasów, kiedy w dolinie, w której leży dziś Ferelden, walczyły pomiędzy sobą plemiona Alamarri - stwierdziła, swą wiedzą mimo wszystko oddając szacunek mieszkańcom Fereldenu, jednocześnie jakby mimochodem, podreślajac starość swojej rasy. - Jednak krasnoludy jak żadna inna rasa żyją bardzo blisko mrocznych pomiotów. Znają to zagrożenie. I mogę Ci zagwarantować, że wobec każdej siły, która stanie ponad podziałami i skupi się jednak na walce z wrogiem krasnoludów, a nie będzie jedynie dawałą obietnic bez pokrycia, deszirowie nie pozostaną obojętni. Co zaś się tyczy zrywania umów kupieckich… Lordzie, prawo kupieckie w Orzamarze jest świętością. Dlatego ośmiele się zauważyć, że biorąc pod uwagę galimatias na Powierzchni, wszelkie interesy nawet z niespokojnym Orzamarem zdają się być pewniejszą walutą - zakończyłą spokojnie.
Lord Thomas Waynear dotąd zachowujący stoicki spokój trzęsącą ręką podniósł kielich i opróżnił jego zawartość jednym chałstem, po czym szepnął powiedział coś cicho do swojego służącego, który skłonił się i wyszedł z pokoju.
 
Drahini jest offline