Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2016, 00:27   #97
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
- Należałoby ustalić kto widział nieboszczka jako ostatni, Herr Ernst. - powiedział spokojnie Moritz. - Przydatnym byłaby też wiadomość z kim trzymał się najbliżej. Może ktoś widział kiedyś chociaż ślad tego tatuażu?

- Tak, słusznie. - rzekł Ernst. - Z uwagi na to, żem uziemiony, nikogo tu nie znam, to raczcie mi pomóc w tym śledztwie. Martwi mnie ta groźba. Obawiam się, że Weisslagerberg jest lub być może w śmiertelnym niebezpieczeństwie....
- Podwójna choroba. Ktoś ma jakiś pomysł co to może znaczyć? - Morryta zapytał zaglądając do metalowej kaczki.

- Pewnie ma to związek z jakąś chorobą albo nie wyliczonymi ranami - powiedział Moritz. - Kiedy ktoś jest chory lub nie do końca opatrzony rana czy choroba się nie leczy tylko pogłębia. To może być “podwójna choroba”. Musimy tylko znaleźć kogoś, kto zbagatelizował diagnozę lekarza co do schorzenia albo jakiejś, nawet mało widocznej, rany…

- Kim mogą być “osoby, które lekarza nie chciały”? Czy był jakiś incydent, w którym niechęć znachorowi czy komuś podobnemu okazano? Bo że “woda, która upływa” jest za plecami nieboszczka, to raczej pewne… A podwójna choroba może oznaczać fizyczną psychiczną… - Aldric spojrzał po kompanach. Tak ujęte mogło nawet oznaczać Spaczenie, ale nie odważył się tego zasugerować na głos.

Na pierwszą część pytania, starszyzna popatrzyła po sobie ze zgrozą.

- Pięć lat temu podziękowaliśmy Herr Volterowi za jego usługi. Zatrudniliśmy Herr Wagnera na jego miejsce. - odparł Bolster wycierając czoło chusteczką.
- W jaki sposób mógłby Volter zagrażać życiu wszystkich mieszkańców Weisslagerbergu? Jak? Przecież już nie żyje… - Pfulger kręcił głową. - Pogrywa sobie z nami z Krainy Morra… I tyle…

- Nie do końca - powiedział Moritz spokojnie. - Z moją wiedzą medyczną wiem, że są choroby i trucizny, które działają dwuetapowo. W etapie pierwszym ofiara funkcjonuje normalnie, a w drugim jest już za późno na jakiekolwiek leczenie. Kiedy zakażenie wypełni się ofiara choroby lub trucizny umiera. Oczywiście aby tak się nie stało musi się podać ofierze odtrutkę lub lekarstwo w pierwszym etapie skażenia. - Wagner się zastanowił. - Nie mam jednak pojęcia jaka to może być choroba czy trucizna… Volter wyprawiał festiwal, zaopatrzył go w jedzenie oraz picie, a zatem… Obawiam się, że w waszych potrawach i trunkach mogła być trucizna. - dodał z wykrzywionym grymasem podróżnik. - Musimy działać szybko. Sprawdzić wszelkie pozostałości po daniach. Nieumyte tace, talerze, misy, w których zostało to podane czy garnki, w których było przygotowywane. Myślę, że należy u wszystkich członków festiwalu wywołać silne wymioty i porządnie opić się wody. Jak to było w pokarmie woda może osłabić, rozcieńczyć truciznę. Koniecznie potrzebuję pomocy ludzi znających się na leczeniu lub chociaż opatrywaniu ran. Każda wiedza może się przydać.

- Nawet jeżeli to jakaś zemsta, to lekarz nie naraziłby na śmierć wszystkich mieszkańców wioski. Nasze żołądki są raczej bezpieczne. Bardziej mnie interesuje fragment przepowiedni - nowicjusz chrząknął przeczyszczając gardło - podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie... Jeżeli mowa o tej wodzie, to chyba nie mamy wiele czasu. - Detlef popukał paznokciem w szklany cylinder górujący nad zakrwawionym fotelem.

Wagner zaśmiał się.
- Oczywiście lekarz nie naraziłby na śmierć mieszkańców wioski tak samo jak nie popełniłby samobójstwa. Reprezentanci tego zawodu mają wszak szacunek dla życia ludzkiego. - Moritz uśmiechnął się. - Skąd taka pewność, że żołądki są bezpieczne? Czyżbyś znał się na truciznach i miał absolutną pewność, że tak jest? Ja znam się niewiele, niemal w ogóle, a wiem, że takie trucizny istnieją i są stosowane…

- Dokładnie wiem ile zjadłem i mimo iż się nie znam na truciznach to sądzę, że byłbym martwy szybciej niż herr doktor. A ponadto skąd taka pewność, że to samobójstwo? - Luden nadal oglądał cyferki na cylindrycznym naczyniu. Był to zegar wodny, w którym ciecz upływała w czasie rzeczywistym, gdzie każda kreska symbolizowała godzinę.

- Pewności nie ma, ale podejrzenie i owszem - odparł Moritz. - Zauważ też, że trucizna nie musi działać natychmiast, a po pewnym czasie. Co więcej nie wszystkie dania musiały być zatrute, a tylko te wybrane przez truciciela… Słabo u Ciebie z wyobraźnią jak na gorliwego wyznawcę Pana Snów - uśmiechnął się Wagner. - Potop? - zapytał Bolstera czeladnik. - Czy kiedykolwiek podmywało wam okolice tych ruder? - pokazał na mapie Moritz.



- Moja wyobraźnia podpowiada mi dużo bardziej mroczne scenariusze, ale skoncentrujmy się na tym co mamy w tej chwili - Detlef odpowiedział uśmiechem, nadal zafascynowany zegarem wodnym.

- Wyobraźni twojej ani innemu niczemu, co od ciebie pochodzi ufać nie miaruję. Zwłoki oglądnij, w kinolu podłub czy coś - warknął nieprzyjaźnie Arno do Edmunda, po czym zwrócił się do reszty, dając znać, by przeszli z nim na stronę:
- Może dużo zbyt połączeń sprawami między widzę, ale po mojemu to tropami być mogą one. Oczami zerknijcie mymi chwilę przez. Volter leczeniem w Weisslagerbergu zajmował się. Z funkcji tej zwolnionym został lat temu pięć na Wagnera korzyść. Halv zmarłym uznany został przez Wagnera. Nie pomarł jednak, a w śmierci stan podobny poddanym został. Zbudził w trumnie się i żywota tam dokonał swego. Śledztwo Zweicker prowadził i zaginął w czas później jakiś. Areszt spłonął wtedy, przed lat pięcioma, przypomnieć pozwolę. Zawodzenia słychać było od czasu tamtego. Zaginięcie kolejne w miasteczku małym miejsce miało. Lekarz razem tym bez śladu całkiem przepadł, a w Morra Ogrodach straszyć zaczęło. Widzieć nic ja nie widziałem noc całą i słyszeć nie słyszałem - cmoknął.

- A jeśli Volter, medykiem będąc, substancję jaką podał Halvowi, coby Wagnera w tłumu oczach ośmieszyć i na pozycję wrócić swą? Starszyźnie pokazać, że dupa Wagner, nie medyk? Jak Niziołka ratowaliśmy pamiętacie? Zweicker węszyć zaczął wtedy i Volter, facet łebski, Zweickera tym samym, co Halva potraktował. Zweicker zniknął, siedzibę spalono jego i straszy. W noc, kiedy rozbestwione szczególnie duchy być powinny, dreszcz nawet przeleźć nie raczył. Nic. Tam może eksperymenta robił swe Volter. Wpadki Wagnera pomimo, Starszyzna na medyka stanowisku zatrzymała go. Na dniach Wagner zaginąć musiał i początek był to. Razem tym nabrać medyk mógł nie dać się, więc jak Zweicker zniknął. W Morra Ogrodach straszyć dni dwa temu zaczęło, a Volter przekręcił nagle się. Co, jeśli akcję od dawna planował tę? Tatuaż zrobił, wodny zmontował zegar, z Fredem pracował. Wynalazek zażył swój i śmierć udaje. Napisał “a jedyna nadzieja spoczywa w idiocie”, coby Freda zawezwać. Odtrutkę wtedy Fred poda mu. Starszyznę zatruje albo. W grobie wylądują zatem. “Śmierć wisi nad głowami tych, którzy nie chcieli lekarza”, gdzie przebudzą bez dzwonka się “podwójna choroba ich spotka nim woda upłynie”. Śmierć podwójna to być może, do Halva podobnie całkiem. Wyeliminowana Starszyzna całkiem, a trupa sądził nie będzie nikt. Grób rozkopie kto, dzwonek skoro nie dzwoni? Po mojemu Voltera w pomieszczeniu trzymać trzeba bez okien. Piwnicy może jakiej. I straż postawić ani chybi, obserwować Freda o do Voltera podejść nie dać. Mylić mogę się, ale zaczepienia jakiś to punkt. Wagner może złoczyńcą w sprawie jest tej. A strzeże Sigmar strzeżonego. W ruinach wejść jakichś by można poszukać było, pomieszczeń pod ziemią wydrążonych, w Morra Ogrodach z dozorcą grobami między przejść się. Wagner jeśli zakopanym jest i niedawno krzyczał całkiem, żyć może jeszcze. Grób może który świeższy inne niźli. Wagnerową o jej okiem spojrzenie popytać można i ludzi za co Zweickera nie lubili bardzo tak. Może podpuścił Volter ich? I… Magdalena jest kim?

Khazad wrócił do Starszyzny miasteczka.
- Czasu mało mamy. Za pytań natłok przepraszam zatem, ale istotnymi mogą one być. O na każde odpowiedź proszę. Z powodów jakich Herr Volter zwolnionym z medyka stanowiska został? Herr Wagnera ktoś zawezwał czy z żoną przybyli sami?

- Hm… Jako rada wspólnie postanowiliśmy, że miasteczku należy się odmiana. Takie tchnienie nowego w stare. Herr Wagner bardziej światowy, z Talabheim, to tak właśnie w ramach napędzenia rozwoju Weissdrachen. - odrzekł z namysłem Bartfelt. - Myśmy zwolnili Voltera i zatrudnili Wagnera, który posadę przyjął.

- Relacje między Herr Volterem, a Herr Wagnerem były jakie?
- Volter nie miał dobrego zdania o Wagnerze, zwłaszcza po owej omyłce nieszczęsnej w sztuce lekarskiej. Zawsze mawiał, że nigdy mi nie zapomni, że go zwolnilismy. Nie wybaczył, nawet jak się pozbierał. Volter przez kilka miesięcy rozbitym był kompletnie, załamanym i spotkać go można było codziennie zalanego do nieprzytomności w naszej karczmie...

- Jak Herr Halva wyglądała choroba?
- Nie znam się na tym. Może coś dziedzicznego? Może czar kto rzucił jaki? Nie wiem. - odpowiadał Bartfelt, który jako przewodniczący rady wziął na siebie rolę rzecznika. - Stary był i w tym był szukał przyczyny. Starość nie radość.

- Czemu grób był rozkopywany jego? Głosy dobiegały jakieś?
- A to nasz szeryf Zweicker postanowił wszcząć śledztwo. Jego to inicjatywa była. Odkopał go kilka tygodni później, już kto krzyczeć nie miał, bo przecież ile człek wytrzymać może?

- Wcześniej, później lub na chorobę podobną zapadał kto?
- Wiadomym o tym nic mi nie jest.

- Jak z Herr Halvem, Herr Volter żył?
- Hm… Normalnie, z tego co pamiętam.

- Odgłosy jakie w ruinach słychać?
- Plotki chodzą, że słychać. Dozorca Ogrodu mawiał, że coś posłyszał, ale toż to wiatr mógł być przecie lub wyobraźnia. Strach ma wielkie uszy, hem?

- Herr Wagner zaginął kiedy?
- Trzeci dzień dzisiaj będzie.

- Czy Herr Volter na medyka stanowisko wrócić próbował? Prośby składał?
- Nie, nie składał. Ale ludziom pomagał i chorych odwiedzał sam na siebie biorąc obowiązki zaginionego.

- Urodził tu Herr Volter się? Wyjeżdżał? Był Herr Volter kim? Historia jaka jego jest? Przy ruinach nie kręcił często się i przy Morra Ogrodach czasami ostatnimi? Wynalazki gdzie jego są?
- Rodzina Herr Voltera z Weissdrachen pochodzi nigdy on nie opuszczał naszego miasta, prócz okresu studiów, które obierał w Talabheim w młodości.

- I Fred kim jest? Prócz tego, że pomocnikiem Herr Voltera był rokiem zeszłym? - zapytał Hammerfist.
- To syn Turbinów. Słaby w głowie od dziecka. - zrobił wymowny gest przy skroni. - Nasz za przeproszeniem, miejski idiota… - odrzekł z zakłopotaniem. - Niegroźny…

- Póki co musimy chyba dać się wciągnąć w tę grę i poczekać na Freda. Ten wielki słój, jak i tatuaż, świadczą, że Herr Volter planował to długo i starannie - skwitował Aldric. - Bardzo więc możliwe, że dał nam szansę i faktycznie Fred będzie wiedział, co zrobić należy.

- Można też przespacerować się po Ogrodach Morra, czy aby zbyt świerzego grobu tam nie ma - spojrzał na Arno, odwołując się do jego teorii. Stawiała ona Voltera w mało korzystnym świetle, jednak i bez tego wszystko wskazywało na to, że była to jego osobista zemsta.
Alex uważał, że jego towarzysze wyczerpali temat. Sprawdzenie Ogrodów Morra i rozmowa z “głupkiem” mogły przynieść coś więcej. Zamierzał sprawdzić czy na ciele Freda nie ma czasem kolejnego tatuażu, przepytać co robił z medykiem oraz pokazać mu mapę. Może znał jakąś instrukcję, zagadkę czy słowa które zostały mu wpojone przez medyka.

Wagner spokojnie czekał na pojawienie się Freda. Znał jego osobę bardziej z opowieści innych, ale ciężko mu było uwierzyć, że miał powierzyć zdrowie kogokolwiek jakiemuś idiocie. Jeżeli chłopak okaże się mało błyskotliwy Moritz będzie musiał wspólnie z przyjaciółmi dać z siebie wszystko aby rozwikłać tę sprawę. Nawet jak Volter to zaplanował to… nawet najlepsze plany mogły się wybebeszyć.

Bartfelt po rozmowie z krasnoludem był zniesmaczony i poirytowany.
- Nie podoba mi się takie wypytywanie. - spojrzał wymownie z surową miną na szeryfa.

- Szczerze przyznam, że przydała by mi się pomoc w tej sprawie. - odrzekł Ernst majorowi.

- Na razie, to żadnej sprawy, prócz domysłów i samobójstwa dziwaka, tu trudno ta od razu widzieć. - pokręcił głową niepocieszony starszy pan i wsparł się dumnie na swej lasce.


Tymczasem Deftlef zerknął na dywan, gdzie przy fotelu spod biurka wystawał kawałek papieru, które, zważywszy na otwartą dłoń Voltera, mógł z niej wypaść. Zauważyli go podnoszącego kartkę jego przyjaciele i co najmniej szeryf.

- Czy lubi ktoś rebusy? - otyły Morryta rozłożył kartkę na stole i zaczął się jej przyglądać szukając czegokolwiek pomiędzy literkami.

Za jakiś czas do pokoju został wprowadzony młody chłopak. Włosy w nieładzie. Guziki białej koszuli, która choć wsunięta za pasek z przodu, to całkiem wystawała z nich z tyłu, miała pozapinane na niekoniecznie właściwe guzikom pętelki.
Sługa chrząknął.
- Fred Turbin, zgodnie z życzeniem. - ukłonił się lekko w kierunku majora miasteczka i tyłem wyszedł z komnaty.

- Jakożem mówił. - rzekł Bartfelt. - Fred niezbyt jest bystrym okazem.
To zwyczajny debil!
- podsumował z niecierpliwością Bolster. - Ma rozum osła.

- Ejże! - skarciła młynarza wchodząca do pokoju Frau Wagner, a i przewodniczący rady obrzucił Kristofa ganiącym spojrzeniem.
Fred stał niewzruszony ze stoicką miną jakby nieświadomego, że został właśnie bardzo nieprzyjemnie przedstawiony.

Barfelt chrzaknął i przełknął ślinę.
- No i właśnie, kiedy ten liścik Voltera wspomniał o idiocie, to od razu pomyślałem o Fredzie. - powiedział w kierunku szeryfa. - Fredzie, być może tobie wiadomym jest ci coś w sprawie tego co się dzisiaj stało?

Chłopak smutno pokręcił głową, gdy wzrok spoczął na nieboszczyku.
- Czy wiecie kto jeszcze umarł dzisiaj? - zapytał Fred. - Edmund Hilter i Szymon Petler. Otylla Schulzless urodziła się dzisiaj.

- Widzicie o czym mówię?! - wybuchł Bolster tracąc cierpliwość. - Myśl chłopcze! To jest ważne!

- Beginnfest był wyprawiany siedem sezonów temu. - odparł grzecznie Fred.

Bolster zaklął pod nosem siarczyście.
- Jest bezużyteczny. - sapnął z rezygnacją.

Wagnerowa uniosła dłoń.
- Wystarczy Kristofie…
Podeszła do chłopaka i wzięła go za rękę i podprowadziła do Stirlandczyków.

- Fred. - spojrzała na niego. - Nie został przez bogów obdarzony wieloma łaskami, ale ma za to talent do zapamiętywania wielu trudnych rzeczy. Nie sądzę by rozumiał to co trzyma w pamięci, lecz potrafi to przywoływać. W zeszłym roku spędził dużo czasu z Herr Volterem, ale nie wiem co dokładnie z nim robił. - uśmiechnęła się słabo do Wilkobójców i ich towarzyszy w osobie szlachcica z krasnoludem, po czym powoli odeszła zostawiając chłopaka z nimi.

W tym czasie Chłopcy ze Strilandu słyszą jak szeryf stara się przekonać radę starszych, że za samobójstwem kryć się może o wiele więcej niż żart szalonego medyka.

Wagner nie brał na poważnie pomocy ze strony Freda, ale nie mógł nie doceniać człowieka, który pamiętał doskonale wydarzenia sprzed wielu lat. czeladnik zbliżył się do chłopaka i spokojnie, powoli zaczął mowić.

- Witaj Fred. Nazywam się Moritz Wagner. Miło Ciebie poznać. Czy możesz nam powiedzieć co robiłeś z Herr Volterem kiedy mu pomagałeś?

- Herr Volter ciekaw był ile zapamiętać mogę. - odparł Fred. - Najpierw zapamiętałem księgę anatomii, potem inżynierii i poetyki. Na koniec księgę rekordów kroniki Weisslagerbergu. Na koniec Herr Volter zawiódł się musiał chyba, bo mnie pewnego dnia odprawił i więcej już nie wołał.

- Czy w księdze poetyki były jakieś interpretacje dzieł podobne do tego co wypisane zostało na ciele Herr Voltera? - zapytał Moritz podchodząc powoli do ciała lekarza. - Czy styl albo sama treść kojarzy Ci się z czymkolwiek? - zapytał powoli czeladnik dając czas chłopakowi na przeczytanie tatuażu.

Fred patrzył na ciało smutnym wzrokiem.
- Czytać nie umiem panie.

- Nie martw się, Fred. - odparł Wagner. - Ja Ci przeczytam powoli i wyraźnie, a ty się zastanów. - dodał po czym powoli, spokojnie zaczął czytać.

- Nie ma w księdze tego. - odrzekł grzecznie.

- Rozumiem. - powiedział Moritz. - Czy Herr Volter kiedykolwiek rozmawiał z tobą na temat inny niż wymienione? Czy mówił Ci co go niepokoi we wsi albo zdradził jakieś swoje plany?

- Smucił się, gdy zapytał jak się mam, a ja mu odpowiedziałem, że mnie boli ząb.

- Poczekaj chwilę. Muszę coś omówić z moimi przyjaciółmi. - pokazał na grupkę Wagner po czym podszedł do Detlefa. - Możesz mi pokazać kartkę? - nowicjusz Morra potulnie oddał zapisany kawałek papieru.

- Mówił co Herr Volter o Herr Halva sprawie? - zapytał khazad.

- A jakiej sprawie?

- W sprawie śmierci Herr Halva przez złą diagnozę Herr Wagnera. - wytłumaczył Moritz podchodząc znowu do Freda. - Jaką na ten temat miał opinię Herr Volter?

- Wielce ubolewał. Szacunkiem wielkim i przyjaźnią darzył pana starszego, który mnie umiłował jako syna, którego nigdy nie miał, tak mawiał mi Herr Volter i matula moja.

- Kiedy tatuaż ten zrobionym został, wiesz? I czy o tatuażu tym wiedziałeś coś? - zapytał Freda Hammerfist.

Khazad zamierzał podejść do szeryfa i poprosić o to, by nikt nie zbliżał się do ciała Voltera, ponieważ być może potrzebne będą jego dalsze oględziny, zaś sam miał zamiar iść do Wagnerowej.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline