Postawny i szeroki w barach mężczyzna o równo przyciętych jak legionista włosach i zaroście, stał w lekkim rozkroku, z rękoma założonymi za plecy. Nie wyglądał na młodzika; lata trudów wyryły się na jego twarzy zmarszczkami, a zarost zabarwiły w odcień popieli. Spojrzenie miał skupione, a mięśnie twarzy nie zdradzały nawet najmniejszej emocji. Nienagannie czysty napierśnik i wypolerowane buty, wskazywały na skrajny pedantyzm lub przeszłość militarną. Ten człowiek chyba lepiej pasował na froncie, stojąc w szyku i szarżując pozycje przeciwnika, niż działać w jakiejś grupie wywiadowczej. A jednak tu stał i nawet jego bystry wzrok zdawał się nie wyrażać zestresowania obecną sytuacją.
- Axim Jarnar - odezwał się po jakimś czasie, twardym, niskim głosem. - Będę was wspierał moim mieczem - powiedział, zaciskając dłoń na wspomnianej klindze. Uważne oko mogło dostrzec zatarty grawer na ostrzu, tuż poniżej jelca, wyglądający jak zlepek liczby „IX” i słowa „Lupus”. Reszta oznaczeń była już nieczytelna, jakby ktoś celowo je zniszczył.
- Jednak dobrze mieć w drużynie zdolnych magów i kapłanów - zwrócił się do osób o wspomnianych profesjach. Jego wzrok zatrzymał się na kobietach, Aceli i Sybilli. Coś zalśniło w jego oczach. Jakby wyraz smutku. Szybko jednak opanował swoje emocje i przeniósł spojrzenie na krasnoluda. - Ale to potem. Prowadź, Olafie.