Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2016, 18:57   #45
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Gdy Gudrunn mówiła skald chłonął jej słowa lecz nie patrzył na nią. Po jej reakcji wzrok jego stwardniał i chłodem czuć było z niego.
- Iluś ich widziała? - spytał głosem bez emocji patrząc w ciemność lasu skąd wyszła jako wilk.
Volva słuchała ze zmarszczonymi brwiami. Miejsce tak niesamowite wyjaśniałoby wizję niczym sen momentami będącą i mężczyznę, który ją ujrzał.
- Galdor… - Szepnęła. - Mają galdora…
- Mówiłam, że niewielu. Trzech na wschodzie, jednego na zachodzie. Ale chaty stoją ukryte. Nie wiem ilu w nich się chowa. Na północ się nie odważyłam sama iść.
- Galdora? - wampirzyca oczy zwróciła na Elin.
- Mąż zajmujący się magią, rzucający klątwy i wieszczący. - Odparła wieszczka.
- Czterech zatem, więcej to niż “niewielu” - Freyvind zamyślił się. - A po śladach miarkować zdolnaś czy może być ich więcej niż dziesiątka czy mniej?
- Wiele śladów tam było, Złotousty. Nie jeno ludzkich, ale i wilczych. Zmiarkować ciężko dokładną liczbę. Jak poznać czy lupin w wilku to ten samże jako człek? Ja nie wiem jak bo zapachy różne. - rzuciła nagle podejmując jego grę i brak emocji okazując.
- Z braku Sigrunn w Twej opowieści rozumiem, że jej ni wzrokiem ni węchem nie wyczułaś?
Gudrunn przecząco pokręciła jasną głową.
- Plan by przed świtem atakować dobry, jeno nie wiem czy tego ranka. Może czujki wystawić by poobserwować mogli dłużej okolicę polany?
Potoczyła wzrokiem po zebranych.
- Ja pójdę - zgłosił się Bjarki.
- I ja - syn Sighvarta skory do działania był.
- Gdzie? - zainteresował się skald.
- Jak Gudrunn mówi… - wzruszył ramionami młody Sighvartson.
- Tedy Gudrunn zadecydowała, tak? - Freyvind pokiwał głową, niby ze zrozumieniem. - Elin dwa wilki tu wyczuła. Nie za długo przed nami przy głazach były. Bywają tu, wokół Jelling chodzą. Dziś nie spodziewają się, że tak nas wielu się zebrało by ich utrupić. W dzień wywąchają. W najlepszym przypadku ostrzeżeni będą. W najgorszym przeciwuderzenie na miasto gotowi zrobić gdy w dzień spać będziemy. Jeżeli to w miarę blisko, a ćwierć nocy przed nami jeszcze… to mus nam dziś uderzyć. - Potoczył wzrokiem po zebranych.
- Jednakże ciągle mało wiemy… - Odezwała się cicho volva czując się częściowo odpowiedzialna za tą wyprawę, wszak jej to wizja ich tu sprowadziła. - O ich liczebności w zasadzie nic. - Patrzyła skaldowi w oczy. - Podejmiesz to ryzyko?
Lodowooka pokręciła głową:
- To nie jest zwykłe miejsce jako rzekłam. - spojrzała na skalda i Agvindura.
Sighvart się wtrącił:
- Obiecałem pomoc ale bez wiedzy atak to wysokie ryzyko.
- Zaskoczenie jednak przewagę dać może - rzucił Agvindur sam niecierpliwością przepełniony.
- A może… posłańca wysłać i ugodę dać? - mruknął z boku Rudowłosy.
- Ugodę? - Sven niemal się roześmiał sądząc, że to żart.
- Wiedzy nie mamy. I mieć nie będziemy. - Skald zmarszczył brwi. Wskazał na Gudrunn. - To Pani tych ziem, z rodu aftergangerów co przyrodzie najbliższy. Pod postacią wilka zwiad czyniąca. Bystra, chyża i spostrzegawcza. Kim chcecie przeszpiegi robić, gdy ona prawie prawdziwą śmierć spotkała nawet liczby ich nie zdoławszy ustalić? Nie ma skąd i jak wiedzy o nich wziąć. Mamy tylko zaskoczenie - popatrzył na Agvindura. - Przygotujcie się, ruszamy czym prędzej, gdy wszyscy gotowi będą.

Elin skinęła głową jeno i nic nie rzekła, nim odeszła na bok zatrzymała się jednak i na amulet na szyi pojrzała, po czym ściągnęła go i Gudrunn podała.
- Dla ochrony. - Rzekła.
- Dzięki Ci, volvo - Gudrunn wisiorek zawiesiła na szyi, opadł pomiędzy niewielkie piersi.
I uśmiechnęła lekko do nadchodzącego do volvy Ødgera.
- Elin, słowo można? - spytał uprzejmie wrokiem Gudrunn odprowadzając.
Skinęła głową.
- Oczywiście. - Odparła uśmiechając się delikatnie. - Wybacz, iż nie wisiorek… - Dodała wyciągając amulet z sakiewki przy pasie. - Alem nie sądziłam, że ruszasz z nami…
- Czemuż to? - zdziwił się Rudowłosy.
- Myślałam, że od razu do Hedeby ruszać będziesz.
- Tam i tak z Sighvartem i Gudrunn ruszę. Ale… Elin… - zawahał się - … nie sądzisz, że ugoda byłaby rozsądną? Tyś widząca… Co teraz widzisz?
Volva oko przymknęła odcinając się od odgłosów wokół niej i po Dar swój sięgając.
- Widzę… męża ciemnowłoswego w bliznach całego… - Zaczęła mówić powoli. - Stoi przed Freyvindem… wokół nich my i psie syny… Rzucają się na siebie…. - Błękitne ślepko się otworzyło i pojrzało ze smutkiem na Odgera. - Niestety… - Pokręciła głową, ramiona jej opadły niżej. - Nic z tego nie będzie… Przykro mi… Nienawiści zbyt wiele…
- Nic więcej nie widać? Kto wygrał? - naciskał wampir.
Elin zadrżała.
- Tak jasne wizje rzadko się zdarzają… ale spróbuję. - Przymknęła oczy ponownie lecz po wizje nie sięgnęła, choć bardzo pragnęła pomóc Rudowłosemu wiedziała, że takie pytania kosztują zbyt wiele. Po chwili pokręciła delikatnie głową. - Walczących jeno widzę… Nie wiadomo kto wygrywa, a kto nie… Norny zazdrosne o tą wiedzę. - Skłoniła głowę przed Odgerem. - Przepraszam…
- Szkoda… szkoda krwi rozlewu… - mruknął Ødger i skłoniwszy się Elin odszedł bez dłuższego pożegnania.

Do volvy zaś Volund krwią nieco pachnący podszedł:
- Gotowa na wyprawę?
Skinęła lekko głową patrząc ze smutkiem za oddalającym się Rudowłosym.
- Tak, bardziej już nie będę.
- Pamiętaj byś bestii swej w chwili potrzeby słuchała. - powtórzył ich wcześniejszą rozmowę.
- Spróbuję… - Pojrzała na Pogrobca. - Myślisz, że oddaliby nam Sigrunn po dobroci? - Zapytała nagle.
Spojrzał na nią ogniskując wolno wzrok:
- Zapewne coś w zamian chcąc. Duży wykup skoro sam jarl po nią ruszył.
- Jeśli w ogóle - dodał po chwili ciszy.
- Jeśli w ogóle. - Zgodziła się. - Sami ją znaleźć musim. Pomożesz?
Skinął jeno głową, słów więcej nie marnując.
Skłoniła głowę również i Freyvinda poszukać ruszyła.


Thrallów sześciu przybyło z synem Sighvarta, a wśród Aftergangerów czwórka największego głodu doświadczała. Freyvind i Volund co krwi się wiele pozbawili w czasie walki ze sobą jeszcze tego wieczora. Sven, ledwo przemieniony, w którego żyłach jedynie pośledniejsza zwierzęca krew krążyła i to tyle jedynie co z jednego wołu utoczył. Oraz Gudrunn przez wilkołaka dziko poszarpana.
Skald drżał z niecierpliwości, ale nim obrał śmiertelnika, który miał napoć go płynem życia wstrzymał się i do Svena podszedł.
- Nauczyć się pić musisz - powiedział. - Każden z nas wiedzieć musi kiedy przestać, aby nie wypić za dużo i człowieka do śmierci tym doprowadzić. Gdy połowę jego krwi wypijesz, to może i ducha wyzionąć, nawet bardzo prawdopodobne to. Wyczuć musisz kiedy przestać. Bo choć to thrall jeno, to lepiej żywcem trzymać aby krew w nim rosła, co jakiś czas spijać gdy potrzeba. Zamiast na raz wszystko wychłeptać i zakopać trupa. Rozumiesz?
Sven rwał się tak, że chłop przestraszył się i krok w tył zrobił.
- Rozumiem, rozumiem, rozumiem… - powtórzył szybko ruszając żwawo ku mężczyźnie.
Skald zagryzł szczęki. W tym stanie w jakim był nowoprzebudzony, mógł mu tłumaczyć i dwa dni. Głód był straszny. Zbliżył się do Svena gdy ten wpił się w szyję mężczyzny i uważnie kontrolował upływ płynu życia, zmieniający się odcień na twarzy, słabość…
Szarpnął za aftergangera by głowę jego i wbite kły oderwać od szyi thralla gdy uznał, że dość już i źle może z nim być gdyby dalej pito z niego.
Potomek szarpnął się z oczami zasuntymi śpiewem krwi:
- Więcej!!! - wycharczał dziko kły szczerząc.
- Spokój - huknął na niego skald przytrzymując. Na drugiego thralla wskazał kiwając nań palcem.
Młody, wysoki i chudy członek halli Gudrunn podszedł powoli z miną jakby obojętną. Ciemnoskóry był i drżący wciąż jakby. Nadgarstek podstawił bez nadziei w oczach. Nie wiadomo czy to pasywna postawa chłopca czy głód powodowały Svenem. Z taką pasją wgryzł się w wystawione ramię, że w pierwszej chwili rozdarł skórę, mięśnie do kości niemalże się dostając. Ciemnoskóry wrzasnął z bólu by zaraz głośno jęknąć z przyjemności. Jednak nawet dalsze chłeptanie wampira bólu z rozerwanej ręki nie usunęło z jego jęków. Brujah nie zwracał uwagi na to co wokół niego.
Niewiele upić zdążył bo skald zniecierpliwiony odgiął jego głowę.
- Starczy! Cierpliwości musisz się nauczyć - warknął.
Potomek oderwany od ciemnoskórego przełknął po to tylko by splunąć mu pod nogi.
- Zejdź mi z oczu, ergi! - wrzasnął do wciąż jęczącego z bólu chudzielca. Ten niemalże zgięty w pół posłusznie odwrócił się by odejść. Ramię swe poranione w dłoni trzymając.
Sven szarpnął się za nim przymierzając się do kopniaka w wypięty zadek czarnoskórego. Syk przy tym wydał głośny. Skald trzymał go mocno.
- Zawrzyj ryj- rozkazał mu twardym głosem z ledwo tłumioną wściekłością.
- Jakże to… tolerujesz strodhinn w swej obecności? - Sven też wściekły był i nie krył tego.
- Rzekłem coś. - Freyvind wysunął kły i wpatrując się w ‘potomka’ swą twarz do niego zbliżył. - Zawrzyj się i do walki sposób. Dość na dziś twej biesiady.

Volva widząc wściekłą postawę obu aftergangerów w bezpiecznej odległości czekała aż skończą, by do skalda podejść.
Sven mamrocząc pod nosem ruszył do wozów, gniewnie kopiąc po drodze kamień.
Skald popatrzył za nim czując się tak jakby miała eksplodować mu głowa. Zaklął pod nosem i popatrzył na posilających się Gudrunn i Volunda, którego sękate palce szponami wyrosły i teraz silnie obejmowały jak ofiarę jednego ze sług. Wolał nie ryzykować picia z thralli “gospodyni” Wśród niewolnych zdażali się czasem chrześcijanie, a na samą myśl, że mógłby pić ich posokę… Kły znów się wysunęły, przed oczyma przeleciały krwawe plamy. Ruszył ku woźnicom. Jeden oddał płyn życia Flageaug, było jeszcze dwóch. Do tego dwóch poganiaczy wołów. Oni nie byli thrallami, na drużynników Agvindura chowani. Podążył w ich kierunku choć rozglądając się volvę zoczył stojącą w pobliżu i patrząca na niego. Głód silny w nim był i chciał jak najszybciej zatopić kły w ciele ssąc ciepłą, ożywczą krew, lecz od posmakowania krwi volvy nader często wzrok sam mu uciekał w poszukiwaniu sylwetki jednookiej aftergangerki.
Pewnie dlatego zoczył ją choć w czasie jego scysji ze Svenem na uboczu stanęła.
- Elin? - spytał.
- Chciałam jeno, byś wiedział, by ludziom szczególną ostrożność nakazać. Jeśli galdor rzeczywiście tam jest, to on mamić może… - Skrzywiła się lekko. - Plugawa ich magia jak i oni sami plugawi. Takie miejsce pasuje do nich. Runy ochronić winny lecz ostrożności za wiele nigdy.
- Dziękuję. Wiem, że niełatwo będzie. Wiem, że zginąć możemy. Dawnom nie słyszał by kto wilki w ich lezu zaatakował. Ale… - pokręcił głową, spojrzał na volvę ze smutkiem. - Twe pragnienia, wciąż te same? Sama słyszałaś jak tu niebezpiecznie wokół. W trójke choćby iść w ten las, można nie wrócić. Każdy zbrojny einherjar odebrany głównej grupie naszej co uderzyć ma na pomiot Fenrira… jak cios jest przed walką zadany.
- Ja nas tu sprowadziłam. - Odparła spokojnie wieszczka. - Więc i ja za to co się wydarzy odpowiedzialność ponoszę. - Wzrok w las wbiła. - Być może przydam się bardziej niż myślałam… Ruszę z wszystkimi alem Sigrun wypatrywać na miejscu będę. - Spojrzeniem wróciła ku Freyvindowi.
- Oby Odyn nam pobłogosławił… - uniósł dłoń i ścisnął nią ramię Elin, tak jak zwykle między wojami to zwykle bywa. - Pewien jestem, że Twe poświęcenie - przelotnie zerknął na jej martwe oko - na marne nie poszło. Możeś ulubienicą Jednookiego. On rozdawca zwycięstw. Przemówisz ze mną do ludzi przed wyruszeniem? W powadze Cię wszyscy maja. A pokrzepić ich trzeba.
- Przemówię. - Skinęła lekko głową.
- Pożywić się muszę. Czasu mitrężyć nie możemy - skinął jej głową odchodząc.

Volva uznała, że jeśli któryś z niewolnych Gudrunn jeszcze będzie do użytku posili się troszkę, bo być może walka z innym wieszczem ją czekała.
Znalazła jednego jeszcze co nieco więcej sił miał. Lecz zanim się w niego wpiła z wozu Chlo się wychyliła i zamachała do niej.
- Elin… - wyszeptała - … Elin….
Wieszczka wzrok podniosła i zaciekawiona do dziewczyny podeszła.
- O co chodzi? - Zapytała przyglądając się jej uważnie.
- Elin, nie wiem …. - Chlo złapała volvę za dłoń - … nie wiem zupełnie ale śniłam o Tobie…
Objęła jej dłoń swymi.
- Co widziałaś? - Zapytała łagodniejszym tonem.
- Ciebie. Smutną i samotną chodzącą po łąkach - Franka spojrzenie wpiła w volvę.
Po czym mówić wprost w jej oczy mówić poczęła:


Wiedząca cofnęła się z przestrachem w oczach, gdy Franka skończyła mówić. Przerażenie na chwilę kompletnie nią owładnęło. Cóż takiego uczyniła? Gdzie błąd zrobiła? W końcu przemogła się jednak i odrzekła niemal szeptem Chlo.
- Rzeczywiście smutny sen… - Pogłaskała dziewczynę delikatnie po policzku. - Mam nadzieję, że kolejny będziesz miała weselszy. - Uśmiechnęła się do niej, choć w błękitnym oku ciągle strach się czaił.
Franka pokiwała głową i znowu pod skóry się zapadła. Gdyby kto nie wiedział, pomyślałaby, że volva przyszła niedomagającą zobaczyć mimo, że ta ciągle śpi.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 11-07-2016 o 19:11. Powód: Literówki
Blaithinn jest offline