Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-07-2016, 19:31   #46
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Nadszedł czas.
Pohańbić tego, który życiem podniesienie ręki na domenę jarla Ribe przypłacił. Albowiem życie jego nie było dostateczną ceną.
Pogrobiec, słynny ze sztuki krwawych orłów czynienia, czym w służbie Szalonego Jarla, Ogniego, się wsławił. Do trupa, któremu w trakcie podróży uważnie się przyglądał - o którego upokorzenie jak gdyby z desperacji czy nałogu pohańbienie się dopraszał - teraz podchodził z obojętnością jaka charakteryzowała każdego, ktoś będącego dlań rutyną czynił.
Przyklęknął przy ciele, przez chwilę na oczy trupa patrząc. Minęła tak może minuta w ciszy, nim nachylił się doń i cicho do ucha szepnął:
- Nie moja ręka zadała ci koniec… lecz nie lękaj się. Wszyscy dostaniecie, na coście zasłużyli.
Cały czas klęcząc na jednym kolanie wyprostował się, składając dłonie luźno przed sobą, palce splatając i trupa oglądając jak gdyby w namyśle. Potem począł po okolicy rozglądać się najbliższej.
W końcu podniósł trupa na jedno ramię, z pewnym trudem z powodu jego masy, acz nie znaczącym, co przypominało tylko o sile Pogrobca. Wstał z klęczek i ścierwo na płaski fragment ośnieżonej, iglastej ściółki poniósł i zrzucił, brzuchem na większy, płaskawy kamień. Przykucnął. Szponem wieńczącym palec wskazujący lewej dłoni był wiódł po plecach, jak gdyby licząc kręgi, gdy skóra pod naciskiem precyzyjnym kogoś, kto nie raz martwe ciało otwierał, lecz nie z bezmyślną brutalnością a precyzją, jaką mnisi z odległych południowych klasztorów praktykowali ciał otwieranie i badanie by śmierć zrozumieć - takoż skóra delikatnie uginała się, gdzie jeno mięśnie raz sztywne, a teraz znowu miękkie były, to znów gładko rozcinana była, gdzie na żebrze się oparła.
Pogrobiec tak owal na plecach całą klatkę piersiową obejmujący powiódł, tak, że czerwone smugi z obydwu stron wyraźnie znakowały, gdzie pod spodem kości się kryją. Był to dziwaczny pokaz, tak różny od zwyczajowych krwawych orłów. Zarazem w tej delikatności, pozbawionej wszystkich emocji i żądz brutalnych ogarniających, gdy kto ciało ludzkie bezcześcił by do płuc się dostać, było na jakiś inny sposób ohydne, gdy spokojnie widać było każdy detal i łatwo siebie w tej pozycji wyobrazić.

Skończył jednak po minucie i wtedy widowisko prawdziwie krwawe się stało. Obydwie ręce trzymał tak, że palcach układały się jak pająk, i szponami tak ostrymi, że ciała nawet afterganger nie czyniły dlań dużej przeszkody, że rozdzierały metal i kość bez trudu, zagłębił po same szpony bez kciuków jeno w plecach. Z boku wyglądać by to mogło, jak gdyby tylko opuszkami palców dotykał pleców martwego lupina.
Bez odgłosu żadnego, płynnie, jak gdyby po tym samym owalu palcami wiodąc, jak gdyby glinianej masy brzegi garncarz znaczył, tak dłońmi, które jeno u szczytu i spodu owalu się zatrzymały gdy kręgosłup natrafiły, żebra wszystkie otworzył.
Wtem w powstałe otworzy, jak płaty skóry i mięśni i kości, dłonie całkiem wsunął, i patrząc w górę, nie na wzrok a na czucie się zdając, u góry dłońmi kręgosłup wymacał. Przez chwilę całkiem Pogrobiec się nie ruszał, coś jeszcze wewnątrz ciała wymacując…
Wszystkie mięśnie martwego, trupiobladego ciała się naprężyły gdy wielkiej siły afterganger chwyciwszy u szczytu krwawej elipsy na plecach złapał obiema dłoniami za kręgosłup i słychać było samotne, niezmiernie odrażające pęknięcie i chrzęst.
Sącząc krew z szyi jednego z poganiaczy Frey patrzył na to z błyszczącymi oczyma. Krwawego orła widział, ale nie czynionego z taką precyzją i skupieniem bliskim namaszczeniu. Było to jak podziwianie artysty po oglądaniu pracy rzemieślników.
Az zadrżał i poczuł mrowienie w ciele na myśl, że Pogrobiec mógłby tak poczynić nie z truchłem, a z żywym człowiekiem, rozlewając krew… Jakaś myśl, może wspomnienie niesławy Szalonego Jarla sprawiały, że prawie pewnym było iż coś takiego miało miejsce...
Przymknął oczy



Volund zaś dłonie zażółcone i zaczerwienione, spływające krwią i innymi płynami delikatnie wysunął, uchylając przy tym płaty cięte, i znowuż na wysokości lędźwi u podstawy wzoru zagłębił. Nie minęło wiele czasu nim Pogrobiec - którego wzrok znów się zamglił, gdy machinalnie działając zagłębił się znów we własnych myślach - ponownie naprężył się by uwolnić całą siłę i obrzydliwy z dala od walki i umierania dźwięk się powtórzył.
Afterganger spojrzał na swoje dzieło. Jedną ręką u góry, tuż poniżej karku, pod skórą i mięśniami za odcinek wyłamanego od reszty kręgosłupa chwycił, drugą na wysokości leźwiowego jego odcinka, i ciągnąć za to, całą część wraz z wchodzącymi zeń żebrami pod skórą i mięśniami i tłuszczem, ciągnącą się z rozerwanymi błonami i ściekającą krwią i limfą z pleców uniósł, otwierając je jak gdyby z garnca pokrywę za uchwyty podnosił.
Pod spodem widać było zalążki organów i dalsze błony i mięśnie i biel tłuszczu, lecz przede wszystkim dwa czerwone, rosłe płuca, które od spodu był Pogrobiec delikatnie ujął i podniósł, na zewnątrz i na boki trupa wyciągając i kładąc delikatnie, jak oklapłe czerwone skrzydła.
Zapach najohydniejszy od kilkudniowego truchła, z wnętrzności jego, tylko dzięki porze roku od robactwa wolnego pobiegł daleko.

- Lupinowie go wyczują - powiedział Volund do nikogo szczególnego. - Na razie skrzydła z powrotem do jamy pleców schowam i mięsem jego własnym nakryję. Teraz… każdy może hańbę jego światu pokazać.
Jak Pogrobiec rzekł, tak uczynił, potem na rękach z powrotem umarłego odnosząc. Gdy tylko zabitego wilkołaka odłożył, z tym samym zagubieniem w myślach własnych dłonie o skórę jakąś na wozie pobliskim wytarł i odszedł bez słowa, za włócznię jedną z dłoni wolnych już od szponów łapiąc.
- Bjarki - zawołał Freyvind odrywając kły od szyi młodzika na którym się właśnie pożywiał, a wzrok od fascynującego widowiska. - Oderwij jeden dyszel i jak pal zaostrz go, ale ze stron obu. Przywiąż ścierwo mocno, co by nieść je tak było można niby totem.

Po wypiciu krwi dwóch chłopców Agvindura wciąż nie czuł się pełny. Nie chciał jednak innym odbierać możliwości posilenia się, toteż przystąpił do jednego z wołów, na uboczu. Wstał dopiero sponad ciała zwierzęcia w którego żyłach ni kropla nie została. Wypijanie do cna niewłaściwym było i nieroztropnym gdy szło o ludzi, w tym przypadku ludzie z Jelling mięso mogli sprawić i nikt bydlęcia by nie pożałował.
Podchodząc ku centrum obozowiska skald jarla zoczył i podszedł do niego.
- Bój straszny nas czeka, masz rady jakimi podzielić byś się chciał nim ruszymy?
- Nie daj się Bestii. Myśl zawsze dwa kroki naprzód. Jeśli uznasz kogoś, nawet mnie, za najsłabsze ogniwo, nie wahaj się. Lecz bez pomyślunku ludzi nie poświęcaj. Ten kamień mocą bijący co Gudrunn wspomniała. Może to skarb ich jeśli wokół całą okolicę w pieczęci mają? To może być ich najsłabysz punkt. Może uda się zabrać lub zniszczyć lub choćby zagrozić zniszczeniem. -
Jarl spojrzał na brata w krwi.
- Spróbujemy. Albo siłą majestatu powalić bydlaki, mocą nieodpartą swej potęgi jak z mi znanych chyba tylko Ty potrafisz - rzucił półżartem. - Nauczyć się tego bym kiedy chciał, mocą uroku od Freyi daną jedynie czasem by na mnie lepiej spojrzeli potrafię czynić. A słyszałem, że niektórzy tak jak zachwyt to i przerażenie potrafią wzbudzać.
Agvidnur skinął głową.
- Przeżyjem, nauczę. Możemy spróbować. Wszystko co w zanadrzu skrywasz wykorzystuj. To nie zwykła walka. A tyś już z dwoma walczył wcześniej. - Klepnął skalda mocno po ramieniu. - Odyn wspomoże - rzekł z pewnością w głosie.
Freyvind uniósł głowę i spojrzał Agvindurowi w oczy.
- Śmierci się nie lękam. Niech przyjdzie jak tak Norny los utkały. Z mieczem zginę w ręku to Odyna spotkam. Bez miecza, to idąc tam gdzie nikt z nas trafić nie chce, Hel w dupę wychędożę. Boje się jednego. O los reszty. Że ludzi na śmierć poprowadzę. Więcej mi los wasz teraz waży niż mój własny. Ale może i dlatego z siebie dam ile tylko mogę. Niech Odyn da zwycięstwo.
- Niech Odyn da zwycięstwo -
powtórzył za nim jarl.



W czas niedługi wampiry, ghule i wojowie gotowi byli. Chwilowy zamęt, szczęk oręża, muczenie wołów powoli zastępowała cisza i skupienie.
Słowa Gudrunn wszystkim ciężarem zapadły i każdy gotował się na wielki bój. Sven wesół i pełen energii, Bjarki skupiony i poważny z twarzą ściągniętą, Volund również wpatrzony w skalda i tym razem widzący go tu i teraz. Obok niego stanął cicho Hróðleifr z włócznią i tarczą niewielką. Rudowłosy wyglądający jasnej główki Chlo lecz zmartwiony i zasmucony. Sighvart i Agvindur zdecydowani w raz podjętej decyzji, stali obok siebie, ramię przy ramieniu. Jarl jeno miał jednak coś w oczach czego brakowało karlowi. Nikły płomyk nadziei. Bersekerzy małomówni i ghule Sighvarta stali tuż za nimi. Elin przy bracie jarla stanęła.
Wszyscy spojrzeli na Freyvinda.
- Na grupy się podzielimy - skald zaczął tłumaczyć plan. - Agvindur za przybocznych mieć będzie Hróðleifra i Halfdana, Odger Gorma i Njala, Volund Orma i Bjarkiego, a Sighvart swoich ludzi przy boku. Śmiertelni w boju póki tarcz nie strzaskają mają wraże razy przejmować, by Einherjar nie musiał na obronie się skupiać, tylko pełnią swej mocy pomiot rżnąć póki bydle nie skona ze skowytem. W bój ja z truchłem sam środkiem pójdę, po lewej Odgera i Agvindura grupy mając, po prawicy Sighvarta i Volunda. Sven za nami, czujnie ma tyłów nam chronić, bo mendy z nicości od tyłu nas nie wzięły. Choćby ci samemu przeciw dwu stanąć przyszło, odpór dasz, póki kto cię nie wesprze. Zrozumiałeś? - Freyvind spojrzał stalowym wzrokiem na potomka.
- Zrozumiałem - potwierdził kiwając radośnie głową. Mieczem lekko walnął w tarczę.
- Gudrunn, Ty naszymi oczyma i uszami będziesz w czasie drogi. W walce, za odwód staniesz. Tam gdzie by kto najwięcej pomocy potrzebował, wesprzesz. Myślisz, że uda Ci się nas podprowadzić jak najbliżej bez zwrócenia uwagi ich straże (jak są) ominąwszy?
- Możemy spróbować od zachodu… tam najmniej wyczuwałam. Północy omijać by trza jeśli się uda. -
Pokiwała łbem jasnym.
- Naszym celem jest wybicie ich i odzyskanie Sigrunn, ale niechaj o tym nie wiedzą. Niech myślą, że ta jaśniejąca skałę chcemy im zniszczyć. Oczyścić teren wokół Jelling z ich plugastwa. Tedy nawet gdyby Sigrunn w zasięgu wzroku była, nie reagować, swoje czynić. Gdy ich wyrżniemy ocaleje. Gdy złamiemy szyk by ją ratować, widząc to mogą ją zabić tylko po to by ducha w nas zgnębić lub w szał wprowadzić. Wtedy jak dzieci nas wymordują. Czy jasne to? - Tym razem jego spojrzenie spoczęło na jarlu.
Agvindur nagle postawiony na świeczniku głową skinął powoli z rozwagą.
- Tak, jasne.
- Jak tylko można, to róbcie wszystko by we wściekłość ich wprawić. Wilkołak straszniejszy wtedy w boju, ale nie broni się w amoku tylko krwi chcąc i atakując. Z magii plugawej nie korzysta, ciężko ranion ku nicości nie odskakuje by cało żywot wynieść. Po to trupa niesiem, ale sami dołóżcie ile się da. Elin z nami stanie, zaraz za zbrojnymi. Heming z grupy Sighvarta niechaj na jej bezpieczeństwo baczy. Jeśli ochrona volvy, tej którą pobłogosławił Odyn w Ribe, czynem godnym nie jest podczas ataku na leże synów Valiego… to nie wiem co musiałbyś uczynić by znakiem to nie było. Niech jej obecność serca w nas wszystkich podniesie. Odyn rozdawcą zwycięstw. Od niego nie mniej niż od naszego męstwa zależy czy pozwoli nam wznieść miecze nad ich trupami. -
Skinął Elin głową i zamilkł.
- Bój ciężki przed nami - mówić zaczęła spokojnym i cichym tonem ale słyszalnym dla wszystkich. - Nie będę kłamać. Nie wiemy ile wrogów przed nami… Ale… To nie jest miejsce, w którym będziemy walczyć ostatni raz. - Ściągnęła opaskę z oka, pokazując ranę. - Odyn na thingu w Ribe przemówił i ku tamtemu celowi nasze siły będą się kierowały. Jednakże… dziś musimy stanąć tu do walki, gdyż pomiot Lokiego zaatakował nas podstępnie gwałcąc wszelkie prawa. Nie bił jeno Einhejahr, a zaatakował zwykłych ludzi, podpalił im domy i porwał niewinne dziewczę, za co każdy godi by ich na śmierć skazał. - Głos volvy wyostrzył się. - Naszym prawem jest teraz sprawiedliwość iść zadać, bo rozmowy z tymi, którzy za nic honor i zasady mają, nic nie przyniosą. Racja po naszej stronie i takoż Bogowie będą. - Skinęła lekko głową i zamilkła.

Freyvind znów postąpił krok naprzód.
- Jako volva rzekła. Trzeba nam, bo gdy kurwie syny śmieją na hallę najpotężniejszego einherjar w Danii się zasadzać, to takich trzeba wyrżnąć bez litości. Nim wolę Odyna wypełnimy przed nowym nadchodzącym z południa do walki stając, musimy zadbać by ciosu w plecy w tej walce nie dostać. Nie słyszałem jeszcze by ośmioro wybrańców w jednej walce stanęło ramię w ramię. Nie słyszałem by leże plugawe zaatakowano. Lecz to wola boska słuszność i nieśmiertelna sława. Komu zalec przyjdzie, ten w Valhalli stanie. Kto przeżyje, ten okryje się taką sławą i poważaniem, że choćby śmiertelnikiem był, to więcej jego imię znaczyć będzie od połowy duńskich aftergangerów. Jutro wieczorem w Jelling niech zapłonie stos, na który rzucimy ich łby i serca - skald wyciągnął miecz.
Zebrani i wampiry i śmiertelnicy zareagowali żywiołowo. Z ich gardeł popłynęło wezwanie “Odyn!” zaraz po tym z tłumku ktoś rzucił:
- Freyvind!
- Agvindur!

Powietrze wypełniło się znaną skaldowi energią, co żywym stawiała włoski na rękach, aftergangerom zaś dawała pewność o ludzi ich lojalności i przekonaniu.
Byli gotowi na cokolwiek zgotowali sobie sami.
Byli gotowi na spełnienie się przepowiedni Norn.
Tym, którzy po “uczcie aftergangerów” trzymali się na nogach, skald polecił wziąć ludzi z Jelling i wszystkich co nie mieli ruszyć z nimi, do halli Gudrun przenieść. Przykazał na wszelki wypadek Chlo związać, przewidując, że szalona głowa choć w takim stanie gdyby się przebudziła zechce choćby i czołgać się ich śladem.
W końcu ruszyli.


epicki opis krwawego orła by - 2 -
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline