Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2016, 08:27   #32
Kostka
 
Reputacja: 1 Kostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputacjęKostka ma wspaniałą reputację
Pomimo dziwnych wieści, które nadeszły poprzedniego wieczora Remi spał równie mocno i niewzruszenie co zawsze. Właściwie to po dobrze przespanej nocy czuł się spokojniejszy, a mętlik w jego głowie stał się jakby mniej uporczywy. Podczas prostego śniadania był może nieco bardziej zamyślony, a ojciec przyglądał mu się bacznie, ale pary z ust nie puścił na temat brata. Po posiłku zapakował narzędzia, paczki i paczuszki na osiołka o imieniu Zdobywca. Bartnik do dziś zastanawiał się co skłoniło poprzedniego właściciela do nadania zwierzęciu tego fantazyjnego imienia.
Przybycie dzieciaka od Zbażynów nie zmieniło planów Remiego. Nie przyjście do Hoe po zapowiedzeniu wizyty z nie byłoby zbyt uprzejme, a na pewno drażniące. Tak więc zgodnie z zapowiedzią skierował swe kroki do domu Rzeźniczki. Może i właśnie zaczynała się wiosna, ale wczesnym rankiem nie było wcale ciepło pomimo, że ranne słońce świeciło jasno. Zimy wietrzyk też nie poprawiał sytucji. Pomimmo tych małych niedogodności droga do Szuwar mineła szybko.
Po przybyciu do celu głośno zastukał do drzwi Hoe. Remi planował zostawienie swojego wkładu w przyjęcie powitalne u orczycy wraz z drobnym upominkiem za przysługę i przy okazji zaczerpnięcie informacji.
- Otwarte! - Usłyszał wydobywający się zza drzwi krzyk, który zdaje się był równocześnie zaproszeniem do środka. Głos z całą pewnością należał do pół-orczycy, ciężko go było pomylić z należącym do kogoś innego.
Bartnik powoli uchylił drzwi do domu Rzeźniczki i wszedł do środka, zostawiając na zewnątrz przywiązanego do płotu Zdobywcę. Miał szczerą nadzieję, że zwierze nie postanowi przyozdobić w tym czasie chodnika.
-Dzień Dobry! - zawołał szukając wzrokiem Hoe.
Na korytarzu wejściowym, który był małym pomieszczeniem przypominającym opuszczony sklep - pusta lada, pusty drewniany stół - nikogo nie było.
- Czego tam… - dało się słyszeć głos Hoe zza otwartych drzwi prowadzących dalej, do kolejnego pomieszczenia stanowiącego wnętrze domu. Po chwili w tych samych drzwiach pokazała się zielona twarz. - O. Remi. Witaj. Wchodź co tak stoisz - powiedziała z pretensją w głosie, jakby stanie było nie na miejscu. Kobieta zaprosiła Bartnika gestem dłoni do środka. Wyglądało na to, że nie była obecnie zajęta pracą. Nie miała swoich rzeźniczych rękawic ani zakrwawionego fartucha a zwyczajne skórzane ubranie, podkreślające biust z którego wypływał czarny tatuaż węża i odsłaniające brzuch. Czarne włosy przyozdobione siwymi pasmami były mokre, jakby dopiero co skończyła kąpiel.
- Mam nadzieję, że Lisa przekazała ci moją wiadomość ? - Remi nieco niepewnie posunął się w głąb pomieszczenia. Hoe nie wyglądała może na zaspaną, ale też nie na w pełni gotową doi rozpoczęcia kolejnego dnia pracy.
- Lisa . - Orczyca cmoknęła pod nosem. - Ta. Gadała, że byłeś. I że będziesz. I tyle. - Wzruszyła po tym ramionami.
Hoe poprowadziła Bartnika w stronę kuchni. Było to skromne, czyste i minimalistyczne wnętrze, z jadalnianym okrągłym stołem umieszczonym na samym środku. Zbędne tu mogło się wydawać tylko kilka pustych beczek i garnków ustawionych gdzieś w rogu pomieszczenia, oraz zaledwie kilka (pewnie nie zmieściły się już jako zewnętrzne ozdoby domu) zwierzęcych czaszek i łańcuchów z kośćmi przez które przewieszone były jakieś zioła. To z pewnością one nadawały pomieszczeniu przyjemnego zapachu.
- Siadaj - odparła nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Napijesz się czegoś? - Cóż, gościna na pewno była tą dobrą stroną zielonoskórej kobiety.
- Nie, ja tylko moment - usiadł na krześle przyglądając się dekoracjom. Raczej nie powiesiłby tego w swoim domu, ale cóż każdy ma co lubi. Spojrzał na pół-orczycę zastanawiając się od czego zacząć - Hmm… Wiesz może co to był za huk ? Wczoraj, wieczorem. Byłem w drodze do domu i nie było to zbyt głośne, ale tu pewnie nieźle łupło - Miał nadzieję, że zanim Hoe się zniecierpliwi udzieli mu kilku informacji. Nie był dzisiaj w nastroju do negocjacji, chociaż po to tu dzisiaj przybył.
Kobieta chwyciła stojący na blacie kuchni dzban. Sięgnęła do jeden z szafek by po chwili wydostać z niej dwa kubki. Wszystko to wylądowało zaraz na środku stołu przy którym usiadł Bartnik.
- Nic nie wiem - odpowiedziała siadając na krześle na przeciwko niego. - Radziliśmy akurat u Józefa. Słyszeliśmy, że coś wybucha, ale nie było czasu biec sprawdzać. Szeryf pewnie… OBY… tym się zajął - ton sugerował, że nie byłaby zadowolona gdyby było inaczej. Zaczęła nalewać do jednego z kubków różową ciecz. Pachniało kompotem. - A u Józefa hmmm… - urwała na moment unosząc na Remiego spojrzenie ciemnogranatowych oczu przywołujących na myśl pochmurne, burzowe niebo. - Też było czym się zająć prócz radzeniem. Mały Zdzisio widział jakąś zjawę w krzakach. - Orczyca wzruszyła ramionami, zupełnie jakby nie była pewna czy wierzyć w to czy nie. - I człeka. Takiego co mocno w łeb dostał, bo imienia nie pamięta nawet.
Kubek z różową cieczą pachnącą kompotem wylądował przed Bartnikiem, zaś Hoe zabrała się do nalewania owej cieczy do drugiego z kubków. - I nie piernicz mi tu o momentach. Wszyscy mają tu w dupie owsiki i wysiedzieć nie mogą nawet na kubek kompotu. To od Zbażynowej. Pij.
---
Post zrealizowany we współpracy z Wilą.
 
__________________
Hmmm?

Ostatnio edytowane przez Kostka : 12-07-2016 o 08:31.
Kostka jest offline