Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-07-2016, 19:30   #33
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Śniadanie (wszyscy)

Śniadanie miało dla Dave’a to do siebie, że go nie było. Jak miał na poranną zmianę to wstawał zbyt późno i był zbyt leniwy by coś robić a gdy miał na drugą zmianę to właściwie jadł już lunch. Po co więc mu było śniadanie? Ale nie był u siebie. Jak najbardziej dosłownie i kiedykolwiek nie był u siebie. Ale jak na takie dziwy jakie “tu” już przeżył to i tak było zajebiście. No i jaka wyżera! No i ciekawość. Był ciekaw czy poszatkowane magicznie składniki różną się jakoś w smaku od tradycyjnej obróbki kuchennymi narzędziami. Ciekawe. Dwanaście krzeseł przy tym najwyraźniej gościowym salonie było.

Zauważył, że dotąd chyba już niektórzy z jego grupy zdołali się jakoś oporządzić i teraz przy tym stole w porównaniu do nich wyglądał jak jakiś obwieś i poszarpaniec. Zamierzał nadrobić to po śniadaniu bo w sumie to był głodny. Jak wilk. A nie chciał teraz tracić czasu na szukanie ubrania i inne ablucje. A podglądanie jak wcześniej ich gospodyni szykuje te jadło i wdychanie zapachów z kuchni i co raz bardziej gotowego jedzenia wcale nie pomagało zachować cierpliwości. Poza tym był głodny. Jak wilk.

Dave jadł szybko. Jakby jadł w przerwie na fajkę. Jadł i nakładał sobie po trochu co podleci. Zupełnie jakby był na polskiej wigilii albo chciał spróbować wszystkiego po trochu. Ale w sumie taka była prawda. Chciał. No i chciał się najeść.
- Chciałaś coś ode mnie? - spytał krótko patrząc na Nelę gdy powstał na chwilę by nalać sobie wina już właściwie po skończonym przez siebie śniadaniu. - Gdzie znaleźliście jakieś ubrania? - spytał przy okazji widząc, że w tej chwili już dość znacznie odbiega od standardu ubraniowego reszty biesiadników.
- Piętro, drugie drzwi po prawej - Szarowłosa odpowiedziała najpierw na ostatnie z dwóch zadanych pytań. - Znaleźliśmy też kilka innych przydatnych rzeczy, które chciały dać się znaleźć i zabrać. Tak to można ująć. Wystarczy poszperać. I tak, chciałam. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego o czym wszyscy powinniśmy wiedzieć? - Dziewczyna odłożyła widelec na jeszcze nie pusty talerz i upiła łyk lekkiego wina, przyglądając się przy tym zza kieliszka Dawidowi.
Barbara, wciskając do ust jeszcze więcej boczku, niż by to wypadało (w myśl zasady - jedzmy, bo potem może już nie być!) podniosła wzrok ze swojego talerza na postać Dave’a. Sama była bardzo ciekawa o czym rozmawiał z Taminą i czy zdołał dowiedzieć się więcej konkretów. W końcu takie indywidualne spotkanie mogło okazać się nieco bardziej przydatne niż ich zbiorcze wypytywanie kobiety.
- A dzięki - kiwnął głową Dave siadając a właściwie rozsiadając się wygodnie z powrotem na siedzeniu. - No cóż. Dowiedziałem się, że Tamina nigdy nie była w naszym świecie. Ale są tu, w tym świecie, osoby które mogą do nas przechodzić i to chyba dość swobodnie. Czyli jest jakiś sposób na przejście. Ale jeszcze nie wiem czy my byśmy mogli go użyć. Zgaduję, że nie jest to tak całkiem proste. Chyba nie. - zasępił się na moment i upił łyk wina. Trochę za cierpkie jak na jego gust. I musujące. Ale na pewno da się lubić. I w sumie na “po obiedzie” mogło być. Znaczy po śniadaniu. - No i Tamina zaprosiła tu jakieś dwie laski. Jedna to jej siostra, a druga to jakaś strażniczka lasu. Jak mniemam one się chyba bardziej wyznają w tych sprawach. - znów pokiwał głową wodząc najedzonym, leniwym spojrzeniem po reszcie biesiadników.

- A zauważyliście, że tych krzeseł jest dwanaście? Ciekawe nie? Zwłaszcza z tą nazwą tego świata. - Zmienił temat wyciągając dłoń z kielichem roztaczającym gestem po całym stole dookoła.
- Sugerujesz rycerzy okrągłego stołu? - zapytała Barb, przełknąwszy kawałek wybornego, słodkiego chleba - A Tamina jest damskim odpowiednikiem Merlina? Albo … doradcą? Zasadniczo Avalon nie był ludzkim światem, tylko też tym… dolepionym. O ile dobrze kojarzę.
Nela milczała popijając wino. Nie żeby nie miała dalszych pytań, ale Avalon, Avalon… gdyby rozmawiali o mechanice kwantowej to zapewne prędzej wiedziałaby co powiedzieć. Tymczasem ta nazwa jej samej nic nie mówiła, a im najwyraźniej owszem. Chociaż tak, o Merlinie słyszała. Oglądała jakiś tam film, chyba nawet nie jeden. W zakamarkach pamięci próbowała przypomnieć sobie go nieco dokładniej, jednak oprócz ogólnej fabuły nie przychodziło jej na myśl nic więcej.
Merlina? Oby nie Nimue, bo ta nie była aż tak... kryształowa, pomyślał Jack.
- Król Artur i Okrągły Stół, to wszystko było w naszym świecie - dodał. - Avalon... Nie wiem, czy tam się nie trafiało po śmierci. Więc to miejsce to raczej nie to, o czym mówią znane u nas opowieści.
Dołożył na talerz nieco szynki i upił nieco wody.
Szarowłosa chrząknęła cicho.
- A ten… co mówią te znane u nas? - nie żeby przyznanie się, że nie wie czegoś pewnie oczywistego przyszło jej łatwo. - Ta wróżka i krasnal znali nasze opowieści. O Alicji.
- Widocznie są tacy, co wędrują w jedną i drugą stronę, a przy okazji przynoszą opowieści z naszego świata - odparł Jack.
- Do Avalonu mogły przechodzić kapłanki, przypadkowo przechodziły dzieciaki, czy podróżni, kiedy pogoda była kiepska. Z czasem, według legend, kiedy zaczęło się rozpleniać chrześcijaństwo, zasłona robiła się coraz grubsza i było coraz trudniej. To tam niby zabrano ciało króla Artura i legendy głoszą, że wróci, kiedy będzie naprawdę potrzebny - nieco wykładowym tonem oznajmiła Barb, podnosząc wzrok z drożdżowej babeczki na biesiadników - Ten no… czytałam Marion Zimmer Bradley no - dodała nieco cichszym tonem, odsuwając krzesło, żeby dolać sobie herbatki.
- Też czytałem - przyznał się Jack. - Pierwszy tom - sprecyzował. - Ale raczej bym z tego nie korzystał jako ze źródła wiedzy o tutejszym świecie i panujących tu obyczajach.
- Jeśli rozmawiamy o literaturze, to wolę Avalon Żelaznego. - Wtrącił Alex między kęsami. - Choć osobiście to nie chciałbym, żeby to właśnie był ten typ.
Nela uniosła lekko brwi. Najwyraźniej jej towarzysze byli nieźle oczytani. Skinęła krótko głową gdy wyjaśnienia dobiegły końca.
- Dokładnie tak! Król Artur! I Avalon. Zamglona wyspa czy kraina mgieł. Nie pamiętam już dokładnie… - Dawid entuzjastycznie pokiwał głową widząc, że jednak nie błądził po omacku w swoich rozważaniach. Cieszyło go, że temat się tak ładnie rozwinął i może z kimś w sensowny sposób powymieniać myśli zamiast łamać sobie głowie samemu. - Aalee… Ja myślałem o tym w trochę inny sposób… - przyznał się po chwili wahania. - Angielski. Język angielski. Wszyscy tu mówią po angielsku. No… Przynajmniej te trzy gadające osoby jakie dotąd spotkaliśmy. - Pokiwał głową przyznając, że dostrzega ten słaby punkt tej teorii by rozciągać wnioski na całą krainę. - Bo jak mówię w innym języku to ani wy ani oni mnie nie rozumiecie. No sprawdźmy. Bo jak powiem coś po polsku to tylko Nela kuma co mówię prawda? - spytał patrząc na nich gdy w toku angielskiej paplaniny bez ostrzeżenia przeszedł na rodzimy język. - Hablas Espaniol? Mijn naam is Dave. - zaczekał znowu chwilę gdy zadał dwa proste pytania w kolejnych językach z krajów w jakich przebywał. I popatrzył po twarzach biesiadników.
Nela skrzyżowała tylko ręce na piersi przyglądając się chłopakowi. Nic nie powiedziała, a po chwili wróciła do swojego widelca i jeszcze nie skończonego śniadania.
Jack uznał, że nie będzie się wygłupiać i nie poszedł w ślady Dave'a, demonstrując swoje umiejętności lingwistyczne.
Barbara uniosła brew w geście umiarkowanego zdziwienia. Nie wiedziała, czy Dave na poważnie analizuje całą sytuację, czy jednak nie popisuje się lekko przed resztą.
- No nie - kontynuował Dawid - Więc to nic z naszymi głowami czy jakimś programowaniem tylko oni tutaj naprawdę mówią po angielsku. Takim angielskim jak z naszego świata. Więc myślę, że przejście było a może i nadal jest. Takie zdolne przerzucić większą grupę ludzi. I ci ludzie albo ich potomkowie nadal umieją posługiwać się tym językiem. Więc moim zdaniem są spore szanse, że też przybyli z terenów naszej Anglii i może przez ten sam portal co my. A może są i inne. Takie które prowadzą w druga stronę. No ale ja prywatnie mam nadzieję, że jak to coś miało taką przepustowość chociaż kiedyś to i teraz da radę naszą małą grupkę hopsnąć z powrotem. Kwestia sterowania i kalibracji. ktoś to musi umieć robić. Albo musiały zostać jakieś zapiski. Nie wierzę, że nie zostałoby nic czegoś tak ważnego bo ludzie lubią zachowywać takie rzeczy dla przyszłych pokoleń. Więc trzeba takich speców albo te zapiski znaleźć. Tylko jeszcze nie wiem gdzie i kogo. - Skończył nawijać to o czym dumał przez drogę do chatki w lesie i był ciekaw co o tym sądzą. Wierzył, że jakiś sposób na powrót musi być. Jeśli choć trochę ten mechanizm przypominał prawa nauki i fizyki z ich świata to mogły być megaudziwnienia ale ta zasada transferu w obie strony powinna być chyba zachowana. Czyli bez względu na kit jaki by im jakieś napotkane po drodze kurduple wciskały, że się nie da albo megatrudne czy rzadkie nadal powinno być to do odtworzenia skoro kiedyś przerzucano tym ustrojstwem sporą grupę ludzi nie wiadomo jak często i gęsto.
Alex pokiwał głową.
- Zobaczcie jakie różnice w angielskim są między Anglią, Australią i Stanami, a przepływ ludzi pomiędzy tymi krajami nie jest niczym ograniczony. Naprawdę trudno wytłumaczyć tak biegłe posługiwanie się współczesnym angielskim, jeśli nie zaprzęgniemy do tego czarów.
- Może tobie wydaje się to różne jak dla ciebie to rodzimy język ale dla mnie to nadal całkiem zbliżone poza jakimiś ciekawostkami które są dla mnie ciężkie do rozróżnienia. Dla mnie ci tutaj nawijają po angielsku tak samo jak u nas ludzie nawijający po angielsku. No ale ja na pewno nie rozróżniam tego tak dokładnie jak wy. A magia… Może… - Dawid jakoś nie wyglądał na przekonanego do wersji, że to magia wyumiała tubylców angielskiego w takim stopniu by oni, z ich świata, mogli się nim posługiwać i rozumieć płynnie i w zrozumiały sposób. Poza tym jeśli nawet to ktoś tą magię musiałby nakierować, by kumać właśnie na ten jeden, ziemski język.

Nela umieściła wzrok na Cassandrze, przez dłuższą chwilę przyglądała się dziewczynie.
- Opowiesz nam co ostatnie pamiętasz przed obudzeniem się tu? I… po obudzeniu się tu. Pojawiłaś się tak jak my, przy Stonehenge?
CJ zamieszała kubkiem z pochmurną miną. Brakowało jej kawy, lub czegokolwiek, co zawierałoby porządną dawkę standardowej kofeiny.
- Pamiętam Pełnię… tak w dużym skrócie - westchnęła, po czym upiła łyk naparu i odstawiła naczynko na stół - To przed przebudzeniem, potem kupę rozpadających się kamieni… już w Avalonie. Musiałam nieźle popłynąć, moje ciuchy nie nadawały się nawet do sprezentowania mało wybrednemu kloszardowi. Na szczęście Tamina była tak miła, że użyczyła mi swoich. Znalazłam jej chatę tak samo jak wy, błąkając się po lesie. Niestety elfów, wróżek, krasnali z garncami złota i innych żywych delirek nie napotkałam. Można powiedzieć, że miałam farta. - Zakończyła podejrzanie wesołym tonem, rozsiadając się wygodniej na krześle.
- Tak w dużym skrócie byłaś na otwarciu klubu w sobotę tak jak my? Pełnia… - Szarowłosa prychnęła cicho. - Tak z perspektywy czasu, dobra nazwa.
- Jak my? Chyba nie do końca, skoro zjawiliśmy się tu, w Avalonie, nieco później, niż Cassandra - sprostował Jack.
- No tak, ale skoro my byliśmy w OTWARCIE, to dzień wcześniej nie był otwarty. Jak już to przygotowywali się do otwarcia. - Nela wzruszyła ramionami. - I innych niespodzianek. - Przeniosła wzrok na Jacka unosząc lekko brwi, ale tylko na chwilę. Zaraz wróciła do swojego talerza by od niechcenia rozgniatać widelcem niedojedzony kawałek sera.
- W sumie póki mamy dziury w pamięci to ciężko zgadnąć jak było. Może była z nami ale ocuciła się wcześniej? A teraz ani my ani ona tego nie pamięta? Nie wiemy w sumie ile tam leżeliśmy w tych kręgach. - Dawid wtrącił swoje trzy grosze zastanawiając się nad tym wyłamaniem się okularnicy z ich schematu przerzutu. Ale na razie chyba można było tylko zgadywać jak to było. To mógł pozgadywać i on.
- Ponoć zmienimy się w wilki, wylądowaliśmy w magicznej krainie… a wy na siłę doszukujecie się sensu? - brunetka w lenonkach zastukała paznokciami o blat, spoglądając na pozostałych z powątpiewaniem - Prawa fizyki odrobinę się w tym miejscu zaginają, czas również może płynąć inaczej. Nikt nie zagwarantuje, że przerzuciło tylko nas, ktoś jeszcze mógł tu trafić z klubu, tylko jeszcze się na niego nie natknęliśmy. Ktoś ma fajki? - zakończyła pytaniem odwróconym o sto osiemdziesiąt stopni.
Nela westchnęła po słowach Cassandry. Coś w nich było. Zwłaszcza tych o prawach fizyki, które dziewczyna miała nieszczęście całkiem nieźle znać… no a dziś, widziała lewitujące noże. Wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki znalezionej w Taminowej szafie paczkę fajek. Otworzyła i wysunęła w stronę dziewczyny w lenonkach najwyraźniej z zamiarem poczęstowania jej.
Barbara wstała ostrożnie, z kubkiem w ręce i zaczęła przechadzać się od ściany, do ściany, wzdłuż stołu. Chodząc zawsze lepiej zbierało jej się myśli.
- Jest szansa, że jeszcze ktoś został przerzucony, my przybyliśmy dla Cassandry później, może za nami jest jeszcze ktoś? - rzuciła bardziej retorycznie, niż rzeczywiście oczekując realnej odpowiedzi.
- Ciekawe, czy jest jakiś sposób na przywrócenie łatwo i szybko naszych wspomnień - zawiesiła głos, stając i upijając łyk gorącego płynu.
- O jakich wspomnieniach mówisz? O naszej... podróży, czy jak to nazwać? Z 'Pełni' do kręgu? - zapytał Jack.
- Dokładnie o tym, o “przeniesieniu”. - Z braku innej nazwy, to nawet pasowało. Barbara znowu schowała nos w swój kubek, unosząc jednak go na tyle, żeby móc rozejrzeć się po zebranych, w oczekiwaniu na ich dalsze reakcje.
- Według teorii względności dla obiektów poruszających się w silniejszym polu grawitacyjnym następuje dylatacja czasu czyli czas płynie wolniej względem innych rejonów wszechświata. Różnica jest tym większa, im bardziej obiekt zbliża się do prędkości maksymalnej no prędkości światła lub im bliżej znajduje się środka masy masywnego ciała. Więc, może tak… nie wiemy na czym polega to “przerzucenie”. Ale, zgadzam się, i tak nie ma w tym wszystkim sensu. - Nela upiła kolejny łyk wina wzruszając przy tym ramionami.
- Nie wiem czy chcę wiedzieć jak to było, biorąc pod uwagę nasz stan po obudzeniu… musiało nie być no wiecie… miło.
- Masz na myśli paradoks bliźniaków? A co do tego przejścia, przeniesienia, jak zwał, tak zwał, mogło być z nami różnie. Różne rzeczy też mogliśmy robić - przytaknął Jack.
Nela skrzywiła się lekko na słowa Jacka.
- I tak i nie. Zależy którym bliźniakiem byśmy byli, tym młodszym czy tym starszym - uśmiechnęła się do chłopaka, a wszystko wskazywało na to, że sobie żartuje. - A tak serio, może ta, eee..., magia, która nas przeniosła, wytworzyła pola grawitacyjne o różnej sile.
- No i? - Jack oderwał się od kolejnego kawałka szynki. - Trafiliśmy tu w tej samej chwili. No, chyba w tej samej chwili.
- Cassandra nie. - Nela spojrzała na rzeczoną. - Wydaje mi się, że kiedy byłam w Pełni dochodziła północ. Wiecie, taka magiczna godzina. - Westchnęła.
- Wilkołaki są nastawione na pełnię, a nie na godzinę duchów. A o północy zgasło światło - przypomniał sobie Jack.
Niech to szlag... Co teraz sobie myśli Lucy?, pomyślał. I co robi? A rodzina? Pewnie postawili na nogi i policję, i wszystkich znajomych.
Nela skinęła głową.
- Tak, też to pamiętam. Akurat kupowałam paczkę fajek. Jakaś rudowłosa kelnerka mrugnęła do mnie okiem i zgasły światła. - Po tych słowach rozejrzała się po innych oczywiście z cichą nadzieją, że podejmą próbę poskładania tego co pamiętali ostatnie, jakby to mogło tworzyć razem puzzle, które powinni poukładać.
Barb wyłączyła się w połowie wymiany zdań miedzy Jackiem i Nelą. “Pole grawitacyjne”, “środek masy ciała”, te terminy były dopuszczalne w grach komputerowych, literaturze science-fiction, kiedy robiły za jakąś pseudonaukę. W poważnej rozmowie czarnowłosa wiedziała, że to nie jej liga. Spojrzała na dno swojego znów pustego kubka.
- Słuchajcie, jeśli nikt nie ma nic nowego, znaczy jakiejś teorii, czy czegoś, to proponuję zająć się, hm, sobą. To znaczy, nikogo do niczego nie zmuszam, jak chcecie to siedźcie nad śniadaniem do obiadu. - Czarnowłosa uśmiechnęła się. - W każdym razie ja idę badać dalej zawartość szaf, szufladek i toaletek - zakończyła, zamaszyście stawiając kubek na blacie stołu.
Stwierdziła również, że na pewno nie ma co przejmować się sprzątaniem i zmywaniem. Magiczne siły, którymi rządził się ten świat, a na pewno domek, zajmą się zapewne wszystkim.
- Co racja, to racja - przytaknął Jack, który miał zamiar najpierw skorzystać z wanny, zanim znów ktoś się tam wepchnie bez kolejki.
 
Kerm jest offline