Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-07-2016, 12:17   #31
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
po śniadaniu

Barbara pakowała do ogromnego plecaka kolejne "przydasie". Myślała o sobie, ale myślała też o Neli, czy Jacku, z którymi nieco bardziej się zakolegowała. Może przeważyło podobne postrzeganie wydarzeń, na pewno nie chodziło tylko o papierosy, których posiadaczką była szarowłosa. Po prostu nieprzekombinowywali, szukali rozwiązania, jak i ona, dorzucali do tego domieszkę humoru, która rozluźniała atmosferę. Wszystko było podszyte intensywną ciekawością nowego świata oraz, ku uldze Barb, rozsądkiem. Bo po co siąść i płakać na kamieniu, albo wmawiać sobie, że nic się nie stało, czy dzieje się obok, że nie uczestniczymy w wydarzeniach. Trzeba sobie radzić, trzeba kombinować, trochę analizować, planować. Trzeba SIĘ zorganizować. Ich grupkę, wymyślić razem co dalej. Chociaż "dalej" było oczywiste, głównym celem był powrót do domu, na pewno nie tylko dla niej. Barbara nie wyobrażała sobie innej opcji, nie mogli przecież zostać w tym... świecie. Gdzie czarownice mieszkały w chatkach, gdzie paliły magicznym ogniem, gdzie wanny zapełniały się same i gdzie fruwały filigranowe kobietki.
Tak, naczytała się mnóstwa książek fantasy, bohaterowie wpadali do magicznych światów, magiczne światy przenikały do normalnego. Ba, ona sama lubiła tego rodzaju motywy. Jednak dość przyzwyczajona była, że owe motywy były pracą ludzkiej wyobraźni, naniesioną na papier, czy kliszę, a nie stawały się rzeczywistością. Czarnowłosa zastanawiała się, czy nie powinna być o krok od szaleństwa, czy nie powinna wręcz czuć się szalona. Nie wierzyła w opcje naćpania, wspólnego świadomego śnienia, bo to wszystko było zbyt intensywne, zbyt prawdziwe. Lepiej było dokonać "bezpiecznego" założenia, że to jest jakiś tajemniczy, magiczny, ale po prostu równoległy świat. Fizyka przecież dopuszczała takie możliwości. Barb potrząsnęła głową. Tak, może i dopuszczała, może mówiła o innym postrzeganiu czasu, ale magia? Nauka nigdy dobrze nie radziła sobie z tłumaczeniem rzeczy nadprzyrodzonych, a raczej zabijała takie wątki bardzo szybko – to nic nadprzyrodzonego, tylko to jakieś zjawisko, którego nie umiemy jeszcze wytłumaczyć. Albo umiemy, ale niektórzy dopatrują się rzeczy, których nie ma. Ale tu, tu w świecie, które rzekomo nosił dumną nazwę Avalon, na własne oczy widziała fruwającą, małą kobietę. Widziała palący się bez paliwa ogień, ba, widziała fruwające po kuchni noże, które kroiły warzywa.
Barbara chciała odkrywać ten świat, poznać go, ale na zasadzie nowego, wakacyjnego spotu. A nie miejsca, gdzie – co nie mieści się w głowie – miałaby zostać na stałe. Albo walczyć o życie. Mogłaby pomieszkać tydzień u Taminy, może drugi pobiwakować w lesie, ale to wszystko. Wakacje, odpoczynek, mininauka survivalu. A z informacji, które pozbierali dotychczas, wynikało, że przyszłość nie przedstawiała się wcale tak sielankowo, jak mogliby tego pragnąć. To nie będą wakacje, urlop, biwakowanie i śmiechy i kąpanie się w lodowatym strumyku dla zabawy. To będzie walka o prawo do wolności, samostanowienia o sobie, o pozostanie człowiekiem. Brzmiało to bardziej, jak koszmar, niż bajka, która pasowałaby do tej sielankowej krainy.
Poza tym czy Avalon rzeczywiście był tak sielankowy, jak na razie mogli zaobserwować? Nie wliczała w to rzecz jasna rozmazanej na przejeżdżającej ciężarówce współtowarzyszki, bo to był wypadek rodem z ich świata. Ale czy oszałamiające kolory i zapachy, nie działały niczym pstre ubarwienia niektórych ryb? "Nie podchodź, bo zrobię ci krzywdę". "Nie dotykaj, bo wsączę w twe żyły truciznę".
Owszem, znajdywali trochę odpowiedzi na swoje pytania, jednak liczba ich wątpliwości nie malała, a wręcz rosła. Nowe zagadnienia pojawiały się w ich głowach, mieszanka zabobonów, przesądów, wyczytanych w ksiażkach fantasy rozwiązań, czy przeszkód. Problemy mnożyły się, a nie rozwiązywały.

Barbara machnęła ręką, jakby próbując odgonić niewidoczną mgiełkę wątpliwości, która nad nią krążyła. Samotność nie sprzyjała nastrojowi w tym miejscu. Rozmyślania lepiej było zostawić na ewentualną dyskusję później, a teraz – działać. Dziewczyna do już pękatego plecaka wepchnęła jeszcze kilka bawełnianych majtek, z których kilka mogła robić za dość obcisłe i krótciutkie spodeneczki. Rzecz zdecydowanie bardziej dla Neli, niż dla niej samej. Barbara spojrzała na swoje nieco zbyt masywne, jak na jej gust (i kilku innych osób również) uda. Nie, skąpe spodenki, nawet jeśli wciśnięte na tyłek, nie wyglądałyby szczególnie estetycznie.
Prychnęła, kiedy pod jej palce nawinął się skąpy, mocno koronkowy i mocno przezroczysty czarny gorset, z niesamowitą ilością haftek do zapinania. Nie, to nie był wybór w typie "robimy biwak w lesie", a raczej "idziemy do łóżka z gorącym kolesiem", o ile rzecz jasna jej obfity biust dałby się upchnąć w koronki i nie wylał się górą. Lub bokiem.
Krytycznym spojrzeniem zmierzyła również fikuśną, krótką suknię, rodem z sexshopu, która ledwo zakrywałaby sutki oraz ewidentnie przy każdym ruchu prezentowała majtki noszącej. Barbara nie spodziewała się takiego gustu po Taminie, ale kto wie, czemu (lub komu) oddawała sie ich gospodyni w wolnych chwilach. Poza tym nie można było od razu zakładać, że wszystkie znajdujące się tu przedmioty są jej. Patrząc na wielkość chatki, czy choćby jadalnego stołu, Tamina była przyzwyczajona do przyjmowania gości, a to na pewno wiele by tłumaczyło.

Barb jeszcze raz przejrzała zawartość pakowanego plecaka. Zapasowy zestaw ubrań, plus dodatkowa długa spódnica, skórzany pasek, pięć kompletów damskiej bielizny, trzy męskiej, koc, który w dotyku sprawiał wrażenie wełnianego, jednak nie zajmował aż tyle miejsca i był zdecydowanie bardziej przyjemny w dotyku, schowany do solidnej, ale skromnej skórzanej pochwy nóż, znalezione w jednej z szuflad dwa drewniane, raczej nieużywane grzebienie, dwa lusterka, jedno mniejsze, drugie nieco większe, oba w drewninych lekkich oprawach, mała butelka dokładnie tego samego "preparatu", którym myła się w łazience. Musiała jeszcze poprosić Taminę o zapas magicznego specyfiku, który przyspieszał gojenie ich ran. Nie był szczególnie smaczny, ale nie był również obrzydliwy. Barbara miała również nadzieję, że nie przyspieszy ich, rzekomej, przemiany w wilki oraz nie padną wieczorem martwi. Wiedźma raczej nie miała szczególnego interesu w ich śmierci. Nieważne, czy traktowała ich jako ciekawostkę, czy zupełnię normalną i naturalną rzecz, która od czasu do czasu musiała się jej przytrafić. Może powinna również dopytać magini o inne medyczne specyfiki, które mogłyby przydać się w potencjalnej wędrówce. Zakładając, że nikt nie będzie miał ochoty ich poszatkować, czy pociąć, mogły zdarzyć się, jak na każdej leśnej wyprawie, otarcia, stłuczenia, czy – miejmy nadzieję, że wątpliwe – użądlenia.

Kolejne "przydasie" nie zmieściły się już do plecaka - długie, skórzane paski, które niewątpliwie dało się przewiesić na ukos przez ciało lub owinąć wokół bioder, miały w strategicznych miejscach pętle, o które można było zatknąć noże lub inne przedmioty oraz ozdobione ciemną nicią niewielkie sakwy. Te natomiast można było porównać do torebek zwanych "nerkami" z ich świata. Barb przewiesiła sobie cztery takie przez ramię i postanowiła opuścić piętro, odnaleźć Nelę lub Jacka i podzielić się zdobyczami lub ewentualnie skonsultować dalsze kroki z innymi członkami drużyny.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners

Ostatnio edytowane przez Morri : 08-07-2016 o 09:55.
Morri jest offline  
Stary 10-07-2016, 22:23   #32
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
z podziękowaniami dla Alarona za dialog :)

Gdy wkoło domku zrobiło się nieco luźniej poprzez wejście wszystkich pozostałych do środka, Barry spojrzał na Cass i wystawił koniuszek języka uwięziony między zaciśniętymi lekko zębami.
- Ja proponuję tym Proszkiem Fiuu zająć się niezwłocznie zanim Fiuu - zamrugał szybko z dystyngowanym uśmiechem przyklejonym do twarzy.
Kobieta prychnęła i poprawiwszy pijącą pod lewą pachą, nienowoczesną jak jasna cholera suknię, obdarzyła rozmówcę przeciągłym spojrzeniem.
- Moje zapasy nie są z gumy, a nie wiadomo jakie skutki uboczne mają tutejsze specyfiki. Wiedźma w nazwie fachu nie nastraja optymistycznie do tematu… co, jeśli zamiast bad tripa, zafundujemy sobie przemianę w żabę, trzecia rękę albo włosy na plecach? - wyliczyła parę negatywów, ot dla sportu. Lubiła się droczyć.
Barry zastanowił się przez chwilę.
- Możemy rozcieńczać tabaką - stwierdził usiłując się nie roześmiać.
- Poza tym… Trzecia ręka bywa całkiem przydatna, więc… jestem gotów zaryzykować - puścił oko do CJ.
- A co, chcesz tu zostać na stałe? - odparowała ledwo koleś skończył mówić - Podoba ci się klimat bajki Andersena, magiczne lasy i futro wpijające się w tyłek przy pełni księżyca?
- Szczerze mówiąc nie zastanawiam się nad tym. Nie wiem co się dzieje, nie wiem, czy w Pełni podali mi... nam coś wesołego, czy co innego. Nie mam na to wpływu, więc… po co mam się przejmować? - odpowiedział ze wzruszeniem ramion.
- Możemy już nie żyć, a to wszystko jest tylko ostatnimi podrygami naszych mózgów, zatopionych w stanie śmierci klinicznej - Cassandra rozsiała pesymizm z miną zmęczonego życiem kaznodziei - Może tak naprawdę nie istniejesz… albo ja nie istnieję. Albo łyżeczka nie istnieje? Ewentualnie wpadliśmy w błąd Matrixa i zaraz nas zresetuje dokumentnie. Racja, czym się przejmować? Pewnie na tym zadupiu nie ma co liczyć na golarkę elektryczną, a nie wyobrażam sobie golić sierści brzytwą… albo czymś równie średniowiecznym. Wierzysz w te bzdury? Że się pozmieniamy w pokręty z Ulicy Sezamkowej?
- Jeszcze kilkanaście minut temu powiedziałbym, że absolutnie nie, ale potem widziałem wróżkę i karła Ambarasa czy jakoś tak. A… była elfka jeszcze. Wcześniej nieznana mi dziewczyna rozsmarowała się na masce samochodu, który pojawił się nagle i zniknął nagle. Razem z nią, więc teraz stwierdzam, że nie wiem. Najwyżej będziemy lizać się po przyrodzeniach. Nie uradzimy raczej, a przynajmniej ja nie wiem co można by było zrobić - cmoknął Barry i spojrzał z ukosa na chatkę.
- Nawet nie wiem co tu się dzieje, gdzie i jak - dodał.
CJ słuchała, co parę wypowiedzianych słów pozwalając sobie na drobne kiwnięcie głową. Wszystko nie trzymało się przysłowiowej kupy, najgorsze zaś pewno dopiero ich czekało… świetnie.
- Elfy, wróżki i karły… matka wie, że ćpiesz? - zapytała z ironicznym uśmieszkiem błąkającym się po skrzywionych wargach. Do kompletu wyciągnęła rękę na której spoczywało niewielkie, czarne pudełko - Częstuj się, pierwsza działka gratis. Później będę cię naliczać… z odpowiednim procentem, ale bez stresu. W najgorszym wypadku wytnę ci nerkę, ktoś bankowo się na nią pokusi - parsknęła.
- Podejrzewa - odparł z rozbrajającą szczerością odbierając pudełeczko. Delikatnie ujął jedną z trzech torebek z białym proszkiem, którego niewielką ilość rozsypał na lusterku. Kartą kredytową uformował kreskę. W chwilę później wszystko znajdowało się już w organizmie.
- Uhhhh… Wreszcie coś znajomego. A co do zapłaty, to lubię płacić w naturze. Tylko znam sposoby nieco przyjemniejsze niż wycinanie nerek - rzekł Williams, lecz ciężko było stwierdzić czy żartuje, ponieważ właśnie był w trakcie powstrzymywania kichnięcia.
Szybkie, taksujące spojrzenie, jakim Cassie go obdarzyła mówiło dużo na temat powagi przy rozważaniu propozycji. Wyciągnęła oczekująco rękę, ponaglając faceta do zagęszczenia ruchów. Zapasy nie były z gumy, a gdyby napatoczył się kolejny kinol, wypadałoby poczęstować i jego… masakra.
- Masz komplet badań i szczepień? Testy na HIV, HPV, wirusa żółtaczki, najpopularniejsze weneryki, taka tam podstawa. Aktualna oczywiście - wyłożyła spokojnym tonem, zupełnie jakby nawijała o pogodzie.
Oddał Cassandrze jej własność i usiadł wspierając się plecami o ławkę.
- Jasne! I odpis aktu zgonu poświadczony przez kominiarza z Sherwood - wyszczerzył się, po czym jeszcze raz pociągnął nosem. Szybko jednak stracił zainteresowanie własnym żartem nie czując w nim humoru takiego, jaki chciałby poczuć. Zapatrzył się w las.
- Tak sobie myślę… Jak się jedzie do czyjegoś domu, to trzeba respektować zasady tam panujące. Nawet jakby były bardzo dziwne. Może świrujemy, może Matrix, może jesteśmy naćpani lub śpimy, a może nie żyjemy. W sumie to nie ważne. Dla wszystkich tutaj nasz świat byłby dziwny. Natomiast człowiek od samego początku bardzo dobrze przystosowywał się do nowych okoliczności. Chyba powinniśmy się dostosować do reguł świata… A może cały czas spaliśmy i teraz się obudziliśmy? - zapytał, choć nie oczekiwał odpowiedzi.
- Znaczy że co, Metallicę i Led Zeppelin’ów sobie wymyśliłam? - uniosła powątpiewająco brwi, zaraz jednak spoważniała. Czarne puzderko wylądowało między fałdami sukni, schowane na lepsze czasy. Wszak nadziei nikt nie mógł człowieka pozbawić. Choćby stojąc na szafocie wciąż liczył on na cud.
- Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one - mruknęła pod nosem, przysiadając ponownie na ławce. Od tego całego trajkotania na stojąco zaczęły ją boleć nogi - Ludzie są jak karaluchy, inaczej już dawno by wymarli. Może spaliśmy, może wciągnęło nas tu tornado czasoprzestrzenne, albo po pijaku wleźliśmy do złej szafy… teraz to nasz najmniejszy problem. Fakt, wypadałoby uzupełnić przewodnik turystyczny, dowiedzieć się jak najwięcej o tym całym Avalonie. Poszukać drogi do domu, a jeśli jej nie ma - odpowiednio się ustawić. Wygodnie, bezpiecznie… znaleźć nowy fach, zajęcie pozwalające nie zwariować. To ostatnie będzie trudne, nie wyobrażam sobie życia bez muzyki, takiej normalnej. Nie pieprzonego brzdąkania na lutniach i innym badziewiu. Jak usłyszę pamflet oficjalnie dostaję pierdolca plamistego. Czym się zajmowałeś po tamtej stronie lustra? - zakończyła pytaniem, przekrzywiając łeb lekko w prawą stronę.
- Zostanę magiem! - zażartował porzucając filozoficzny nastrój.
- Cóż… Byłem studentem. Nie zajmowałem się niczym konkretnym. Ot zagrałem sobie w jakiejś sztuce w reżyserii podstarzałego geja raz, dwa czy dwadzieścia. Kto by to liczył? W sumie byłem całkiem popularną osobą na studiach - wzruszył ramionami.
- A ty? Jak to było z tobą? - przekręcił głowę, by spojrzeć na Cassandrę.
- Studentem? To ile ty masz lat? - zdziwiła się i z owego zdziwienia zdjęła okulary, by móc się oponentowi przyjrzeć uważniej. Zaraz wyjdzie, że deprawuje młodzież i sprowadza ją na ciemną stronę mocy.
- Rocznikowo czy datą? Jeśli to pierwsze, to dwadzieścia siedem, a datą brakuje mi jeszcze miesiąca - odparł obojętnie.
- Czyli nie student… a wieczny student - Cassandra zaśmiała się szczerze, przy okazji trącając rozmówcę łokciem - Niezłe życie. Ja robiłam za adwokata diabła… zazwyczaj. Jestem, to znaczy byłam prawnikiem. Gdzieś tam, w wielkim, zelektryzowanym świecie XXI wieku. Tutaj może zostanę złą wiedźmą, albo babcią klozetową. Trzeba się realizować, no nie?
- Mojemu kumplowi omsknęło się trochę więcej. Przekroczył trzy dychy i dalej na drugim roku. Twierdzi, że w życiu nie zaliczyłby tylu panienek za tyle, co płaci za studia. Powiem ci, że chyba coś w tym jest. Przynajmniej przy jego tempie - dorzucił gwoli wyjaśnienia.
- Długo w papierzyskach, w kancelarii? - dopytał.
- Wybacz Barry, ale na to pytanie nie odpowiem bez mojego adwokata - wyszczerzyła się szczerym, poczciwym wyszczerzem zawodowego niewiniątka - Jestem przed trzydziestką, jeśli cię to interesuje. Po więcej detali zapraszam… w innym czasie. Na razie to ty jesteś mi coś winny, ale racja. Nerka byłaby zbyt kłopotliwa - niedbałym ruchem strzepała drobinki białego proszku z rękawa sukienki i ciągnęła pogodnie - Wystarczy przysługa, ot przykładowo jakbym sobie nie mogła poradzić z przeniesieniem szafy, albo zwłok.
- Interesuje, ale moje wrodzone maniery nie pozwalały mi zadać kobiecie pytania o wiek, natomiast moja wrodzona skromność nie pozwala na przechwalanie się tym faktem - odpowiedział uśmiechem.
- Dorobiłaś się już jakichś zwłok? Lub szafy. Ewentualnie jednego i drugiego. Zwłoki można zawsze schować do szafy.
- Albo zjeść - dorzuciła mimochodem - Zwłoki oczywiście. Człowiekowi daleko do termita, celulozy nie trawi. Myślisz, że są tu kanibale?
- Elfy w żadnych bajkach nie jadły ludzi, ale kto je tam wie? I czy to wtedy byłby kanibalizm?
- Elfy to takie Pigmeje… prawdopodobnie tak - wzruszyła ramionami - Można Taminę spytać.
- Kogo?
- Wiedźmę z domku - CJ wyjaśniła, wskazując brodą wspomniany kierunek i budynek.
Pokiwał głową śledząc wzrokiem kierunek wskazany przez Cassandrę.
- Długo tu jesteś?
W odpowiedzi pokręciła przecząco głową. Czas zaczynał mieć wyjątkowo mizerne znaczenie, gdy w grę wchodziło nakładanie się światów.
- Dzień? Może półtora… - westchnęła, przymykając oczy. Zabiłaby za espresso i cheeseburgera - Wedle norm tego miejsca. Ile minęło w naszym świecie - Ciężko stwierdzić.
Wsparł łokieć o siedzenie, zaś policzek położył na dłoni, przyglądając się kobiecie z uwagą. Roześmiał się cicho, czując znajome, przyjemne rozluźnienie.
- Nie dołączysz do mnie? - zapytał.
- W czym? - spytała podejrzliwie, wydymając przy tym nieznacznie usta. Zmarszczyła brwi, jednak po sekundzie się rozpogodziła - Walę po zatokach od rana, na razie spasuję. Chyba, że chodzi ci o coś innego, nie wiem. Poszukiwania kwiatu paproci, jednorożców… wypychanie elfów i sprzedawanie ich jako ozdób ogrodowych. Zajęć można sobie ogarnąć aż nadto.
Westchnął ciężko.
- No tak. Trip dobra sprawa. Bad trip zła sprawa, ale… - wzniósł palec, lecz nim podjął ponownie, zaczął nasłuchiwać.
- Słyszysz? Grają “Lot trzmiela”. Zatańczymy? - zapytał uradowany.
- Może innym razem, tym razem już za bardzo zabalowaliśmy, nie sądzisz?
- Za bardzo? Nie, raczej nie. Mam ochotę się przejść. Kto wie, może spotkam jakiegoś sympatycznego elfa? - zapytał retorycznie.
- Mam ochotę na poznawanie tego szaleństwa. Dość aktywne poznawanie bez sprawdzania co jest prawdą, a co nie. W końcu raz się żyje - uśmiechnął się szeroko do Cassandry z żywymi ognikami w oczach, a następnie wstał.
- Jeśli chcesz, to zapraszam na spacer, a jeśli nie… cóż… tu jest dość ładnie - rozłożył ręce i wzniósł głowę, wciągając do płuc nieskażone powietrze jak przyjemny aromat.
Kobieta wzniosła oczy ku niebu, pytając niemo “za jakie grzechy?”. Mimo tego również podniosła tyłek z ławy, rzucając pojedyncze spojrzenie na otwarte okno. Reszta zapewne dyskutowała w najlepsze, szukając wyjaśnień, odpowiedzi i sensu… tylko po co komu sens? Wszak nigdzie jeszcze się nie paliło.
- Poszukamy magicznych grzybów...albo powiesz wprost czego po owym spacerze się spodziewasz. Planujesz wepchnąć mnie do mrowiska? - poprawiła okulary, ruszając przed siebie powolnym krokiem.
- No! Moja dziewczyna - klasnął w dłonie uradowany.
- Spokojnie, jestem dżentelmenem. Nie mam zamiaru niczego wpychać - dodał z szelmowskim mrugnięciem i ruszył w kierunku lasu.
- Nie wychodźmy za daleko w ten pokręcony las - mruknęła, gdy się zrównali - Nie, póki nie zdobędziemy broni. Lubię moją skórę, a cholera wie, czy przypadkiem ludzkie dywaniki nie są tu ostatnim krzykiem mody do ułożenia przed kominkiem.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 10-07-2016 o 22:26.
Zombianna jest offline  
Stary 12-07-2016, 19:30   #33
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Śniadanie (wszyscy)

Śniadanie miało dla Dave’a to do siebie, że go nie było. Jak miał na poranną zmianę to wstawał zbyt późno i był zbyt leniwy by coś robić a gdy miał na drugą zmianę to właściwie jadł już lunch. Po co więc mu było śniadanie? Ale nie był u siebie. Jak najbardziej dosłownie i kiedykolwiek nie był u siebie. Ale jak na takie dziwy jakie “tu” już przeżył to i tak było zajebiście. No i jaka wyżera! No i ciekawość. Był ciekaw czy poszatkowane magicznie składniki różną się jakoś w smaku od tradycyjnej obróbki kuchennymi narzędziami. Ciekawe. Dwanaście krzeseł przy tym najwyraźniej gościowym salonie było.

Zauważył, że dotąd chyba już niektórzy z jego grupy zdołali się jakoś oporządzić i teraz przy tym stole w porównaniu do nich wyglądał jak jakiś obwieś i poszarpaniec. Zamierzał nadrobić to po śniadaniu bo w sumie to był głodny. Jak wilk. A nie chciał teraz tracić czasu na szukanie ubrania i inne ablucje. A podglądanie jak wcześniej ich gospodyni szykuje te jadło i wdychanie zapachów z kuchni i co raz bardziej gotowego jedzenia wcale nie pomagało zachować cierpliwości. Poza tym był głodny. Jak wilk.

Dave jadł szybko. Jakby jadł w przerwie na fajkę. Jadł i nakładał sobie po trochu co podleci. Zupełnie jakby był na polskiej wigilii albo chciał spróbować wszystkiego po trochu. Ale w sumie taka była prawda. Chciał. No i chciał się najeść.
- Chciałaś coś ode mnie? - spytał krótko patrząc na Nelę gdy powstał na chwilę by nalać sobie wina już właściwie po skończonym przez siebie śniadaniu. - Gdzie znaleźliście jakieś ubrania? - spytał przy okazji widząc, że w tej chwili już dość znacznie odbiega od standardu ubraniowego reszty biesiadników.
- Piętro, drugie drzwi po prawej - Szarowłosa odpowiedziała najpierw na ostatnie z dwóch zadanych pytań. - Znaleźliśmy też kilka innych przydatnych rzeczy, które chciały dać się znaleźć i zabrać. Tak to można ująć. Wystarczy poszperać. I tak, chciałam. Dowiedziałeś się czegoś ciekawego o czym wszyscy powinniśmy wiedzieć? - Dziewczyna odłożyła widelec na jeszcze nie pusty talerz i upiła łyk lekkiego wina, przyglądając się przy tym zza kieliszka Dawidowi.
Barbara, wciskając do ust jeszcze więcej boczku, niż by to wypadało (w myśl zasady - jedzmy, bo potem może już nie być!) podniosła wzrok ze swojego talerza na postać Dave’a. Sama była bardzo ciekawa o czym rozmawiał z Taminą i czy zdołał dowiedzieć się więcej konkretów. W końcu takie indywidualne spotkanie mogło okazać się nieco bardziej przydatne niż ich zbiorcze wypytywanie kobiety.
- A dzięki - kiwnął głową Dave siadając a właściwie rozsiadając się wygodnie z powrotem na siedzeniu. - No cóż. Dowiedziałem się, że Tamina nigdy nie była w naszym świecie. Ale są tu, w tym świecie, osoby które mogą do nas przechodzić i to chyba dość swobodnie. Czyli jest jakiś sposób na przejście. Ale jeszcze nie wiem czy my byśmy mogli go użyć. Zgaduję, że nie jest to tak całkiem proste. Chyba nie. - zasępił się na moment i upił łyk wina. Trochę za cierpkie jak na jego gust. I musujące. Ale na pewno da się lubić. I w sumie na “po obiedzie” mogło być. Znaczy po śniadaniu. - No i Tamina zaprosiła tu jakieś dwie laski. Jedna to jej siostra, a druga to jakaś strażniczka lasu. Jak mniemam one się chyba bardziej wyznają w tych sprawach. - znów pokiwał głową wodząc najedzonym, leniwym spojrzeniem po reszcie biesiadników.

- A zauważyliście, że tych krzeseł jest dwanaście? Ciekawe nie? Zwłaszcza z tą nazwą tego świata. - Zmienił temat wyciągając dłoń z kielichem roztaczającym gestem po całym stole dookoła.
- Sugerujesz rycerzy okrągłego stołu? - zapytała Barb, przełknąwszy kawałek wybornego, słodkiego chleba - A Tamina jest damskim odpowiednikiem Merlina? Albo … doradcą? Zasadniczo Avalon nie był ludzkim światem, tylko też tym… dolepionym. O ile dobrze kojarzę.
Nela milczała popijając wino. Nie żeby nie miała dalszych pytań, ale Avalon, Avalon… gdyby rozmawiali o mechanice kwantowej to zapewne prędzej wiedziałaby co powiedzieć. Tymczasem ta nazwa jej samej nic nie mówiła, a im najwyraźniej owszem. Chociaż tak, o Merlinie słyszała. Oglądała jakiś tam film, chyba nawet nie jeden. W zakamarkach pamięci próbowała przypomnieć sobie go nieco dokładniej, jednak oprócz ogólnej fabuły nie przychodziło jej na myśl nic więcej.
Merlina? Oby nie Nimue, bo ta nie była aż tak... kryształowa, pomyślał Jack.
- Król Artur i Okrągły Stół, to wszystko było w naszym świecie - dodał. - Avalon... Nie wiem, czy tam się nie trafiało po śmierci. Więc to miejsce to raczej nie to, o czym mówią znane u nas opowieści.
Dołożył na talerz nieco szynki i upił nieco wody.
Szarowłosa chrząknęła cicho.
- A ten… co mówią te znane u nas? - nie żeby przyznanie się, że nie wie czegoś pewnie oczywistego przyszło jej łatwo. - Ta wróżka i krasnal znali nasze opowieści. O Alicji.
- Widocznie są tacy, co wędrują w jedną i drugą stronę, a przy okazji przynoszą opowieści z naszego świata - odparł Jack.
- Do Avalonu mogły przechodzić kapłanki, przypadkowo przechodziły dzieciaki, czy podróżni, kiedy pogoda była kiepska. Z czasem, według legend, kiedy zaczęło się rozpleniać chrześcijaństwo, zasłona robiła się coraz grubsza i było coraz trudniej. To tam niby zabrano ciało króla Artura i legendy głoszą, że wróci, kiedy będzie naprawdę potrzebny - nieco wykładowym tonem oznajmiła Barb, podnosząc wzrok z drożdżowej babeczki na biesiadników - Ten no… czytałam Marion Zimmer Bradley no - dodała nieco cichszym tonem, odsuwając krzesło, żeby dolać sobie herbatki.
- Też czytałem - przyznał się Jack. - Pierwszy tom - sprecyzował. - Ale raczej bym z tego nie korzystał jako ze źródła wiedzy o tutejszym świecie i panujących tu obyczajach.
- Jeśli rozmawiamy o literaturze, to wolę Avalon Żelaznego. - Wtrącił Alex między kęsami. - Choć osobiście to nie chciałbym, żeby to właśnie był ten typ.
Nela uniosła lekko brwi. Najwyraźniej jej towarzysze byli nieźle oczytani. Skinęła krótko głową gdy wyjaśnienia dobiegły końca.
- Dokładnie tak! Król Artur! I Avalon. Zamglona wyspa czy kraina mgieł. Nie pamiętam już dokładnie… - Dawid entuzjastycznie pokiwał głową widząc, że jednak nie błądził po omacku w swoich rozważaniach. Cieszyło go, że temat się tak ładnie rozwinął i może z kimś w sensowny sposób powymieniać myśli zamiast łamać sobie głowie samemu. - Aalee… Ja myślałem o tym w trochę inny sposób… - przyznał się po chwili wahania. - Angielski. Język angielski. Wszyscy tu mówią po angielsku. No… Przynajmniej te trzy gadające osoby jakie dotąd spotkaliśmy. - Pokiwał głową przyznając, że dostrzega ten słaby punkt tej teorii by rozciągać wnioski na całą krainę. - Bo jak mówię w innym języku to ani wy ani oni mnie nie rozumiecie. No sprawdźmy. Bo jak powiem coś po polsku to tylko Nela kuma co mówię prawda? - spytał patrząc na nich gdy w toku angielskiej paplaniny bez ostrzeżenia przeszedł na rodzimy język. - Hablas Espaniol? Mijn naam is Dave. - zaczekał znowu chwilę gdy zadał dwa proste pytania w kolejnych językach z krajów w jakich przebywał. I popatrzył po twarzach biesiadników.
Nela skrzyżowała tylko ręce na piersi przyglądając się chłopakowi. Nic nie powiedziała, a po chwili wróciła do swojego widelca i jeszcze nie skończonego śniadania.
Jack uznał, że nie będzie się wygłupiać i nie poszedł w ślady Dave'a, demonstrując swoje umiejętności lingwistyczne.
Barbara uniosła brew w geście umiarkowanego zdziwienia. Nie wiedziała, czy Dave na poważnie analizuje całą sytuację, czy jednak nie popisuje się lekko przed resztą.
- No nie - kontynuował Dawid - Więc to nic z naszymi głowami czy jakimś programowaniem tylko oni tutaj naprawdę mówią po angielsku. Takim angielskim jak z naszego świata. Więc myślę, że przejście było a może i nadal jest. Takie zdolne przerzucić większą grupę ludzi. I ci ludzie albo ich potomkowie nadal umieją posługiwać się tym językiem. Więc moim zdaniem są spore szanse, że też przybyli z terenów naszej Anglii i może przez ten sam portal co my. A może są i inne. Takie które prowadzą w druga stronę. No ale ja prywatnie mam nadzieję, że jak to coś miało taką przepustowość chociaż kiedyś to i teraz da radę naszą małą grupkę hopsnąć z powrotem. Kwestia sterowania i kalibracji. ktoś to musi umieć robić. Albo musiały zostać jakieś zapiski. Nie wierzę, że nie zostałoby nic czegoś tak ważnego bo ludzie lubią zachowywać takie rzeczy dla przyszłych pokoleń. Więc trzeba takich speców albo te zapiski znaleźć. Tylko jeszcze nie wiem gdzie i kogo. - Skończył nawijać to o czym dumał przez drogę do chatki w lesie i był ciekaw co o tym sądzą. Wierzył, że jakiś sposób na powrót musi być. Jeśli choć trochę ten mechanizm przypominał prawa nauki i fizyki z ich świata to mogły być megaudziwnienia ale ta zasada transferu w obie strony powinna być chyba zachowana. Czyli bez względu na kit jaki by im jakieś napotkane po drodze kurduple wciskały, że się nie da albo megatrudne czy rzadkie nadal powinno być to do odtworzenia skoro kiedyś przerzucano tym ustrojstwem sporą grupę ludzi nie wiadomo jak często i gęsto.
Alex pokiwał głową.
- Zobaczcie jakie różnice w angielskim są między Anglią, Australią i Stanami, a przepływ ludzi pomiędzy tymi krajami nie jest niczym ograniczony. Naprawdę trudno wytłumaczyć tak biegłe posługiwanie się współczesnym angielskim, jeśli nie zaprzęgniemy do tego czarów.
- Może tobie wydaje się to różne jak dla ciebie to rodzimy język ale dla mnie to nadal całkiem zbliżone poza jakimiś ciekawostkami które są dla mnie ciężkie do rozróżnienia. Dla mnie ci tutaj nawijają po angielsku tak samo jak u nas ludzie nawijający po angielsku. No ale ja na pewno nie rozróżniam tego tak dokładnie jak wy. A magia… Może… - Dawid jakoś nie wyglądał na przekonanego do wersji, że to magia wyumiała tubylców angielskiego w takim stopniu by oni, z ich świata, mogli się nim posługiwać i rozumieć płynnie i w zrozumiały sposób. Poza tym jeśli nawet to ktoś tą magię musiałby nakierować, by kumać właśnie na ten jeden, ziemski język.

Nela umieściła wzrok na Cassandrze, przez dłuższą chwilę przyglądała się dziewczynie.
- Opowiesz nam co ostatnie pamiętasz przed obudzeniem się tu? I… po obudzeniu się tu. Pojawiłaś się tak jak my, przy Stonehenge?
CJ zamieszała kubkiem z pochmurną miną. Brakowało jej kawy, lub czegokolwiek, co zawierałoby porządną dawkę standardowej kofeiny.
- Pamiętam Pełnię… tak w dużym skrócie - westchnęła, po czym upiła łyk naparu i odstawiła naczynko na stół - To przed przebudzeniem, potem kupę rozpadających się kamieni… już w Avalonie. Musiałam nieźle popłynąć, moje ciuchy nie nadawały się nawet do sprezentowania mało wybrednemu kloszardowi. Na szczęście Tamina była tak miła, że użyczyła mi swoich. Znalazłam jej chatę tak samo jak wy, błąkając się po lesie. Niestety elfów, wróżek, krasnali z garncami złota i innych żywych delirek nie napotkałam. Można powiedzieć, że miałam farta. - Zakończyła podejrzanie wesołym tonem, rozsiadając się wygodniej na krześle.
- Tak w dużym skrócie byłaś na otwarciu klubu w sobotę tak jak my? Pełnia… - Szarowłosa prychnęła cicho. - Tak z perspektywy czasu, dobra nazwa.
- Jak my? Chyba nie do końca, skoro zjawiliśmy się tu, w Avalonie, nieco później, niż Cassandra - sprostował Jack.
- No tak, ale skoro my byliśmy w OTWARCIE, to dzień wcześniej nie był otwarty. Jak już to przygotowywali się do otwarcia. - Nela wzruszyła ramionami. - I innych niespodzianek. - Przeniosła wzrok na Jacka unosząc lekko brwi, ale tylko na chwilę. Zaraz wróciła do swojego talerza by od niechcenia rozgniatać widelcem niedojedzony kawałek sera.
- W sumie póki mamy dziury w pamięci to ciężko zgadnąć jak było. Może była z nami ale ocuciła się wcześniej? A teraz ani my ani ona tego nie pamięta? Nie wiemy w sumie ile tam leżeliśmy w tych kręgach. - Dawid wtrącił swoje trzy grosze zastanawiając się nad tym wyłamaniem się okularnicy z ich schematu przerzutu. Ale na razie chyba można było tylko zgadywać jak to było. To mógł pozgadywać i on.
- Ponoć zmienimy się w wilki, wylądowaliśmy w magicznej krainie… a wy na siłę doszukujecie się sensu? - brunetka w lenonkach zastukała paznokciami o blat, spoglądając na pozostałych z powątpiewaniem - Prawa fizyki odrobinę się w tym miejscu zaginają, czas również może płynąć inaczej. Nikt nie zagwarantuje, że przerzuciło tylko nas, ktoś jeszcze mógł tu trafić z klubu, tylko jeszcze się na niego nie natknęliśmy. Ktoś ma fajki? - zakończyła pytaniem odwróconym o sto osiemdziesiąt stopni.
Nela westchnęła po słowach Cassandry. Coś w nich było. Zwłaszcza tych o prawach fizyki, które dziewczyna miała nieszczęście całkiem nieźle znać… no a dziś, widziała lewitujące noże. Wyciągnęła z kieszeni skórzanej kurtki znalezionej w Taminowej szafie paczkę fajek. Otworzyła i wysunęła w stronę dziewczyny w lenonkach najwyraźniej z zamiarem poczęstowania jej.
Barbara wstała ostrożnie, z kubkiem w ręce i zaczęła przechadzać się od ściany, do ściany, wzdłuż stołu. Chodząc zawsze lepiej zbierało jej się myśli.
- Jest szansa, że jeszcze ktoś został przerzucony, my przybyliśmy dla Cassandry później, może za nami jest jeszcze ktoś? - rzuciła bardziej retorycznie, niż rzeczywiście oczekując realnej odpowiedzi.
- Ciekawe, czy jest jakiś sposób na przywrócenie łatwo i szybko naszych wspomnień - zawiesiła głos, stając i upijając łyk gorącego płynu.
- O jakich wspomnieniach mówisz? O naszej... podróży, czy jak to nazwać? Z 'Pełni' do kręgu? - zapytał Jack.
- Dokładnie o tym, o “przeniesieniu”. - Z braku innej nazwy, to nawet pasowało. Barbara znowu schowała nos w swój kubek, unosząc jednak go na tyle, żeby móc rozejrzeć się po zebranych, w oczekiwaniu na ich dalsze reakcje.
- Według teorii względności dla obiektów poruszających się w silniejszym polu grawitacyjnym następuje dylatacja czasu czyli czas płynie wolniej względem innych rejonów wszechświata. Różnica jest tym większa, im bardziej obiekt zbliża się do prędkości maksymalnej no prędkości światła lub im bliżej znajduje się środka masy masywnego ciała. Więc, może tak… nie wiemy na czym polega to “przerzucenie”. Ale, zgadzam się, i tak nie ma w tym wszystkim sensu. - Nela upiła kolejny łyk wina wzruszając przy tym ramionami.
- Nie wiem czy chcę wiedzieć jak to było, biorąc pod uwagę nasz stan po obudzeniu… musiało nie być no wiecie… miło.
- Masz na myśli paradoks bliźniaków? A co do tego przejścia, przeniesienia, jak zwał, tak zwał, mogło być z nami różnie. Różne rzeczy też mogliśmy robić - przytaknął Jack.
Nela skrzywiła się lekko na słowa Jacka.
- I tak i nie. Zależy którym bliźniakiem byśmy byli, tym młodszym czy tym starszym - uśmiechnęła się do chłopaka, a wszystko wskazywało na to, że sobie żartuje. - A tak serio, może ta, eee..., magia, która nas przeniosła, wytworzyła pola grawitacyjne o różnej sile.
- No i? - Jack oderwał się od kolejnego kawałka szynki. - Trafiliśmy tu w tej samej chwili. No, chyba w tej samej chwili.
- Cassandra nie. - Nela spojrzała na rzeczoną. - Wydaje mi się, że kiedy byłam w Pełni dochodziła północ. Wiecie, taka magiczna godzina. - Westchnęła.
- Wilkołaki są nastawione na pełnię, a nie na godzinę duchów. A o północy zgasło światło - przypomniał sobie Jack.
Niech to szlag... Co teraz sobie myśli Lucy?, pomyślał. I co robi? A rodzina? Pewnie postawili na nogi i policję, i wszystkich znajomych.
Nela skinęła głową.
- Tak, też to pamiętam. Akurat kupowałam paczkę fajek. Jakaś rudowłosa kelnerka mrugnęła do mnie okiem i zgasły światła. - Po tych słowach rozejrzała się po innych oczywiście z cichą nadzieją, że podejmą próbę poskładania tego co pamiętali ostatnie, jakby to mogło tworzyć razem puzzle, które powinni poukładać.
Barb wyłączyła się w połowie wymiany zdań miedzy Jackiem i Nelą. “Pole grawitacyjne”, “środek masy ciała”, te terminy były dopuszczalne w grach komputerowych, literaturze science-fiction, kiedy robiły za jakąś pseudonaukę. W poważnej rozmowie czarnowłosa wiedziała, że to nie jej liga. Spojrzała na dno swojego znów pustego kubka.
- Słuchajcie, jeśli nikt nie ma nic nowego, znaczy jakiejś teorii, czy czegoś, to proponuję zająć się, hm, sobą. To znaczy, nikogo do niczego nie zmuszam, jak chcecie to siedźcie nad śniadaniem do obiadu. - Czarnowłosa uśmiechnęła się. - W każdym razie ja idę badać dalej zawartość szaf, szufladek i toaletek - zakończyła, zamaszyście stawiając kubek na blacie stołu.
Stwierdziła również, że na pewno nie ma co przejmować się sprzątaniem i zmywaniem. Magiczne siły, którymi rządził się ten świat, a na pewno domek, zajmą się zapewne wszystkim.
- Co racja, to racja - przytaknął Jack, który miał zamiar najpierw skorzystać z wanny, zanim znów ktoś się tam wepchnie bez kolejki.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-07-2016, 19:59   #34
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
"Przy drzewie" - Nela, Summer, Barb

- Łał. Znalazłaś łuk - odpaliła odkrywczo Nela podchodząc do kolorowowłosej dziewczyny i choć był to fakt, w jej głosie słychać było pozytywne zaskoczenie. Z pełnym zainteresowaniem zatrzymała wzrok na trzymanym przez bezimienną przedmiocie. - Potrafisz strzelać?
Bezimienna wzruszyła ramionami, nakładając przy okazji strzałę.
- To się dopiero okaże - stwierdziła, po czym przyjęła odpowiednią postawę, o dziwo prawidłową, a następnie naciągnęła cięciwę i wypuściła pierwszy pocisk. Ten pomknął ze świstem, wprost do celu, trafiając w pień, tuż nad drugą z rzędu gałęzią.
- Kiedyś to było łatwiejsze - mruknęła pod nosem, wyciągając łuk w stronę Neli.
- Ładnie - Nela pochwaliła celny strzał dziewczyny znów z lekkim zaskoczeniem. Nie spodziewała się, chociaż z drugiej strony w magicznym świecie w którym się znajdowała powinna spodziewać się przecież wszystkiego. Ujęła wyciągnięty w jej stronę łuk. - Jeśli będziesz ćwiczyć ręce same się przyzwyczają. Na początku oczywiście trochę pobolą. - Uśmiechnęła się. - Kiedyś? - Przy tym pytaniu przechyliła lekko głowę przyglądając się jej.
Kolorowowłosa skinęła jej głową, ściągając przy tym kołczan z pleców i jego też podając Neli.
- Ćwiczyłam w klubie strzeleckim. Kiedyś - dodała, tracąc zainteresowanie bronią i przenosząc je na sam las. - Zawsze lubiłam wilki, a ty?
Szarowłosa zawiesiła przez ramię kołczan podobnie jak wcześniej zrobiła to jej rozmówczyni. Wyciągnęła z niego jedną strzałę i przyjrzała się jej.
- Wilki? Hmm… - odparła dopiero po chwili. - Nie znam się na zwierzętach. Na wilkach też się nie znam. Nie znaczy to, że nie oglądałam czasami jakiś przyrodniczych filmów. - Posłała kolorowowłosej kolejny uśmiech. - Ich zaletą z pewnością jest trzymanie się razem. Dlaczego zawsze je lubiłaś?
- Za sposób w jaki osaczają ofiarę - odparła dziewczyna, uśmiechając się do Neli wesoło. - Jak ją oddzielają od reszty, wykańczają pościgiem, a następnie rozrywają na strzępy, gdy nie ma sił dalej uciekać.
Nela już szykowała się by wypróbować łuk, ale zastygła na moment z uniesionymi w górę brwiami.
- Wolałam jak zrywałaś kwiatki. Serio. Jakoś nie wyobrażam sobie siebie polującej na… cokolwiek. Nie boisz się tego?
- Bać się? - zapytała zdziwiona bezimienna. - Nie, nie boję się. Chcę już przejść przemianę - dodała, wzruszając lekko ramionami. - Nigdy nie czułam się lepiej niż teraz, nie czujesz tego? Te zapachy - wyszeptała zachwycona - obrazy, dźwięki - zakręciła się wokoło. - W tym świecie można być naprawdę wolnym. Nie wiem jak wy ale ja nie mam zamiaru wracać.
Zamiast odpowiedzieć Nela skupiła się na łuku. Wycelowała w miejsce, w które wcześniej trafiła bezimienna i posłała w jego kierunku strzałę. Ta zaś, poszybowała gładko, jednak pień ominęła w dość dużej odległości, a następnie znikła wśród wysokich krzaków. Pomyśleć można było, że strzał ów nie był udanym i faktycznie tak było. Pocisk jednak w coś trafił. W co? O tym obie dziewczyny wkrótce same się przekonały, gdy nad krzakami uniosła się duża, bzycząca wściekle chmura.
- Ładny strzał - pochwaliła Nelę, bezimienna. - Nie zauważyłam tego ula. Gdzie nauczyłaś się tak strzelać?
- Emm… - zaczęła nieco speszona Nela. - Mój znajomy jest pasjonatem, namówił mnie na hobbistyczne treningi. - Szarowłosa wpatrywała się przez chwilę w chmurę, by zaraz przenieść wzrok na bezimienną. Chwila ciszy i skupienia pozwoliła jej na krótką analizę tego co powinna odpowiedzieć na jej wcześniejsze słowa. Spokojnym tonem zaczęła wygłaszać mały monolog:
- Póki co zamiast czuć się wolna czuję się bardziej zniewolona niż kiedykolwiek. Przede wszystkim zniewolona myślą o tym, że nie zachwycanie się dziwami, które są w około mnie jest istotne, a przetrwanie w tym świecie. Dla osób przyzwyczajonych do technologi, nauki i ciepłego łóżka nie będzie to łatwe. Nie mówiąc już o bardziej nieznanych niż te których moglibyśmy spodziewać się będąc w naszym świecie w głuszy niebezpieczeństwach. Wyliczać dalej? - Dziewczyna rozłożyła ręce. - Elfy. Ktoś wspominał coś o tym, że na nas polują i chcą odebrać nam tą naszą wolność. - Zmarszczyła po tych słowach brwi. - Zostanie w tym świecie? A rodzina? Znajomi? Moja babcia będzie się martwić. Tu i teraz jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Połowa zachowuje się jak wariaci. Ja nawet nie wiem jak masz na imię. - Uśmiechnęła się lekko. - I podobają mi się twoje włosy.
Bezimienna roześmiała się głośno i chyba szczerze, w każdym razie Neli nie udało się wyłapać w jej śmiechu nut fałszywych.
- Jak ktoś ma rodzinę to może - stwierdziła, gdy opanowała wybuch wesołości. - Moją już pochowałam więc nic mnie tam nie trzyma. Jestem Summer - wyciągnęła do Neli dłoń. - Wystarczyło zapytać. I dzięki, twoje też niczego sobie. Przynajmniej jakoś się wybijają z szarej codzienności - wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
- Po prostu korzystaj z chwili. Jakoś dla mnie zawsze to działało. Poza tym mogłaś gorzej wylądować. Przynajmniej jeszcze nikt ci kajdan na ręce nie założył i do lochu nie zaciągnął - puściła do szarowłosej oczko po czym znowu zaczęła się śmiać. - Jak w jakimś pornosie kiepskiej jakości. Kajdany, elfy, lochy i niewinna dziewczyna.
Nela zaśmiała się rozbawiona. Ale nie tak zwyczajnie. Rozbawienie to sięgnęło również jej oczu. Pierwszy raz odkąd obudziła się dziś rano poczuła trochę luzu odstawiając na chwilę na bok troski i analizy.
- Nie wiem Summer… - ujęła wyciągniętą do niej dłoń, delikatnie tak by jej rozmówczyni mogła w każdej chwili cofnąć swoją - nie oglądam pornosów. Zwłaszcza takich z elfami. - Nela przymrużyła lekko oczy. - Świntuszek - mruknęła nadal z uśmiechem.
- Wszystkiego w życiu trzeba spróbować - otrzymała beztroską odpowiedź kolorowowłosej, a jej dłoń otrzymała mocny uścisk, po czym zwrócono jej wolność. - W sumie to ciekawe, jakie te elfy są w łóżku - znowu się roześmiała, po czym wciągnęła w płuca głęboki haust powietrza. - Mogłabym tu zostać na zawsze. Widziałaś ogródek ziołowy? Moja matka dałaby się za taki pociąć. Będę musiała skoczyć na to piętro i zobaczyć co tam jeszcze zostało - dorzuciła, krytycznym wzrokiem mierząc swoją spódnicę.
- Jasne. Miło się gadało - odparła Nela, która słowa kolorowowłosej najwyraźniej zinterpretowała jednoznacznie. - Ale nie martw się, szafa na piętrze wygląda mi na magiczną i nigdy nie kończącą się. Na pewno znajdziesz coś dla siebie. - Wysunęła w stronę Summer łuk. - Gdzie go znalazłaś? Może… był tam jeszcze jeden?
Barb dość gwałtownie wyszła, a w zasadzie prawie wypadła zza rogu chaty i zauważyła w niedalekim oddaleniu od ogródka wiedźmy, stojące przy niewielkim zagajniku Nelę oraz kolorowowłosą towarzyszkę. Pomachała w ich kierunku, a przy intensywnym ruchu jej ręki i przedramienia wszystkie zdobyczne fanty zatrzęsły się i/lub zafalowały na czarnowłosej dziewczynie. Na szczęście nic nie spadło, a Barb zdołała opanować trzęsącą się sakwę, którą zainstalowała już sobie w okolicach brzucha.
- Nic nie spadło! - oznajmiła radośnie oczywistość, podchodząc do dziewczyn i odkładając pod stojące obok drzewko - Zobacz co wynalazłam - pochwaliła się Neli, wyciągając w jej kierunku jeden ze skórzanych pasów z sakwą, z zainteresowaniem zauważając, że ta ręce zajęte ma łukiem - Jedno dla ciebie, drugie damy Jackowi. Jak chcesz to czwarte może być twoje - dodała, podając kolejny pas kolorowowłosej - Myślę, że dla reszty też starczy. Poza tym widzę, że wy też znalazłyście przydatne akcesoria, ty też umiesz strzelać? - zapytała, ruszając lekką głową w kierunku trzymanego przez Nelę łuku.
- Stał za drzwiami wejściowymi - Summer wzruszyła ramionami odbierając broń i kołczan. - Sprawdzę te szafy. Może znajdę coś odpowiedniego - uśmiechnęła się marzycielsko i skinąwszy Barb głową, ruszyła w stronę chaty.
Nela odprowadziła kawałek wzrokiem Summer, po czym skupiła go na Barb.
- Zerknę czy nie stoi tam drugi. A później może usiądziemy sobie tu na trawie i zobaczymy co mamy, a czego nie, co ty na to?
- Próba normalności i odpoczynku to jest znakomity pomysł. Usiądźmy może tak, żebym nie musiała daleko tachać tych wszystkich bagaży - zgodziła się Barb.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 13-07-2016, 09:11   #35
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
przy chatce - Nela, Barb, Jack

Dziewczyny rozsiadły się wygodnie na zielonej pachnącej trawce przed domem Baby Jagi… czy raczej wiedźmy Taminy.
Nela wyglądała na taką która ma +1 w statystykach do dobrego humoru. Można by nawet powiedzieć: z lekka rozbawioną. Zdjęła z siebie skórzaną kurtkę pozostając w jasnej koszuli zakrytej gorsetową kamizelką która całkiem nieźle dopasowała się do jej kobiecej sylwetki, nawet ją podkreślając tu i ówdzie. Nijak było się w tym opalać, ale mimo to wystawiła twarz w kierunku słońca.
- To co mamy? Pasta do zębów jest?
Barb sięgnęła do plecaka, wydobyła wszystkie zdobyte skarby i rozłożyła w wachlarzyku przed koleżanką, po czym zdjąwszy swoją kurtę, podciągnęła trochę nogawki spodni i usiadła obok niej z cichym westchnieniem.
- Dobra, beznadziejnie, że nie jesteśmy “u siebie”, w naszym świecie, ale fajnie tu. A to nasze rzeczy - dodała, robiąc ręką zachęcający łuk w stronę wachlarza przedmiotów.
Nela pochyliła się nad przedmiotami. Wpatrując się w nie przygryzła lekko wargę.
- Szampon, mydło. Okeeeej. Lusterko! - Jej dłoń śmignęła po rzeczone z zawrotną prędkością. - Mega.
- Możesz przygarnąć jedno na stałe - wyrozumiale oznajmiła Barb, śmiejąc się przy tym nieco z koleżanki - Widzę, że ci zależy. Ale czego jeszcze warto poszukać? Masz jakieś pomysły?
Szarowłosa spojrzała krótko w lusterko. Makijaż zrobiony tuż po kąpieli jej własnymi kosmetykami skitranymi w ocalałym portfelu nie był tak mocny i ładny jak zawsze. Westchnęła krótko.
- Może jesteśmy w dziczy, ale jakoś sobie nie wyobrażam siebie bez makijażu. Będzie jak się pomalować. Po za tym… - dziewczyna uniosła lusterko, by to po chwili odbiło promienie słońca tuż na mury chatki. Poruszała nim kilka razy sprawiając, że jasny punkt zaczął się poruszać.
- I jak tam, poszukiwaczki skarbów? - spytał Jack, stając na ganku i przyglądając się wylegującym się dziewczynom. - Już was znudziło przeszukiwanie chatki-nie-z-piernika?
Nela w odpowiedzi skierowała jasny punkt na chłopaka, uśmiechając się przy tym.
- Zgiń-przepadnij! - Jack osłonił oczy. - I bez tego blask od was bije.
- Serio? - zapytała Nela kierując jasny punkt w niższe rejony chłopaka niż jego twarz, zaś uśmiech przerodził się w cichy chichot.
- Nie widziałaś? W lustereczku? A jak nie wierzysz, to je spytaj - zażartował chłopak, ruszając w stronę siedzących na trawie dziewczyn.
- Tak, bardzo ładnie Nel. Ja… ja pomyślałam, że lusterkiem można nawet ogień spróbować rozpalić. Albo się komunikować na większą odległość - dodała nieśmiało Barb.
- Nie znam Morse'a - przyznał się Jack. - Do komunikowania wykorzystywałem komórkę.
- W takim razie do Morse’a nam się nie przyda. Lustereczko, lustereczko… - zaczęła Nela na powrót kierując je w swoją stronę - … powiedź przecie kto jest najmądrzejszy w świecie.
- Morse, srors, sami możemy ustalić liczbę mignięć na “pomocy”, albo “droga wolna” - Barb pokazała język towarzyszom, układając swój pusty plecak pod dół kręgosłupa, żeby wygodniej się siedziało.
- Aha. Jedno mignięcie to “pomocy”, dwa to “droga wolna”, trzy to “chce mi się palić”. - Po tych słowach Nela sięgnęła do kurtki i wyciągnęła z niej paczkę fajek z zapalniczką. Po otworzeniu jej skierowała w stronę Barb, najwyraźniej z zamiarem poczęstowania jej.
Jack skrzywił się, po czym tak się przesunął, by znaleźć się na nawietrznej, po czym usiadł obok dziewczyn.
Barbara z radością sięgnęła po papierosa.
- Jesteś boginią. Dzięki - w głosie ewidentnie było słychać nutki ulgi i szczerej wdzięczności - Warto by było zagadać Taminę o jakieś formy papierosa, czy fajki może, bo na długo ci nie starczy, tym bardziej, że jako dobra duszyczka się ze mną dzielisz - powiedziała, zmagając się chwilę z zapalniczką.
- Odpłacisz mi kiedyś… w naturze. - Nela uśmiechnęła się i to tak od ucha do ucha, ale odwracając przy tym wzrok od Barb. - Odpalę od Twojego. Jack ma rację, że powinniśmy ją oszczędzać.
Jack, któremu do głowy przyszła dokładnie ta sama formułka, uśmiechnął się.
- Jak wpadniecie w głód nikotynowy, staniecie się pewnie strasznie nieznośne - powiedział.
Przypomniał sobie jedną z sesji... Miał tylko nadzieję, że te objawy nie będą aż takie.
- Chciałam powiedzieć, że jak nie ma papierosów, to da radę dużo kawy, ale z tym też może być problem. Wolałabym nie rzucać… ale jak mus, to będzie mus. Może jest zaklęcie “niepalantos maximos abrakadabra” - w głosie Barb dało się słyszeć lekką nutkę zwątpienia, mimo tego, że próbowała robić dobrą minę do złej gry.
Nela uśmiechnęła się na owe słowa.
- Fajnie by było, ale co wtedy począć z dłońmi. - Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Robienie na drutach? Rzeźbić można... - odparł natychmiast Jack.
- No dobra, co my tu mamy… - Nela przeniosła wzrok na wysypaną zawartość ich nowego ekwipunku zebranego przez ciemnowłosą towarzyszkę. - Też wzięłam spódnicę. Bielizna… męska… - przeniosła rozbawiony wzrok na Barb - lubisz? Czy to dla Jacka?
- Moja osobista narzeczona nosi czasami moje koszule - stwierdził Jack, za zainteresowaniem czekając na odpowiedź Barb.
- Ej, wiem, że mam dużą dupę, ale bez przesady, to na męskie ciałko i tak pomyślałam o szanownym panie Jacku - czarnowłosa udawała nieco obrażoną, ale ciężko jej było ukryć uśmiech. Nie omieszkała jednak zauważyć, jak rzeczony Jack podkreślił słowa “osobista narzeczona”.
Nela przeniosła wzrok na “dużą dupę” Barb o której ta sama zaczęła gaworzyć, w dość oceniający sposób. Następnie jej wzrok zawędrował wyżej po sylwetce dziewczyny, zatrzymując się tu i ówdzie być może na kilka uderzeń serca za długo.
Barbara zauważyła spojrzenie koleżanki, pokazała jej język, doklejając do tego głupią minę i parskając śmiechem:
- To Jack, masz do kogo wracać, tak?
- Mam. - Jack skinął głową. - I nie ujmując nic urodzie tu obecnych, to same rozumiecie...
- Ale co… ? I nie jesteś za młody na narzeczoną? - Zapytała Nela.
- Typowy facet, dobrze wyglądający, myśli, że wszystkie na niego od razu lecą - znowu roześmiała się Barbara - Spoko, nikt cię tu… raczej, nie będzie chciał molestować. Obronimy cię!
- Wprost przeciwnie - roześmiał się Jack. - Nie jestem z tych, na których lecą. Ale z góry składam podziękowanie za obiecaną pomoc - dodał z poważną na pozór miną.
- A ty, Nel, masz kogoś? - zapytała Barb, zaciągając się papierosem i wypuszczając obłoczek dymu w przeciwnym kierunku, niż siedział Jack, rozumiejąc jego wcześniejsze zachowanie, jako niechęć do puszczających dymek przedmiotów.
Nela idąc w ślady Barb, również zaciągnęła się papierosem. Powoli wypuszczała z ust dym, dając tym sobie czas do namysłu nad odpowiedzią i powodując iż w ich wspólnej rozmowie powstała chwila ciszy.
- Nie. Aktualnie nie - odpowiedziała w końcu.
Nie wypadało wypytywać, kto kogo puścił kantem, i dlaczego, z tego też powodu Jack ograniczył się do podziwiania sunących po niebie obłoczków.
- Auć, sorry, dobra, brzmi świeżo, także tego… Co myślicie o tych paskach z nerkami-sakwami? - zreflektowała się Barb, przyciągając do siebie jedną z wymienionych rzeczy i zakładając sobie na głowę - Może tak też spróbujemy? Ręce wolne, pas wolny - błaznowała, żeby odwrócić uwagę od delikatnego tematu.
- Daj spokój. A ty? - Nela z uśmiechem obserwowała poczynania dziewczyny.
- Nie. Jestem sama i na razie dobrze mi z tym - odparła Barb nie zdejmując z głowy paska, w końcu jak błaznować to błaznować. Jeszcze pomachała nim lekko by zwrócić na siebie uwagę.
- Nóż. - Nela wróciła do przeglądania rzeczy. - Jeden tylko?
- Jest więcej. - Jack zaczął dorzucać znalezione przez siebie skarby.
- Okej. Ciuchy, bielizna, koce, torby, szampon, mydło, lusterka, grzebienie, noże w liczbie mnogiej - jeden z tych które położył obok dziewczyn Nela wzięła do wolnej ręki - garnek, wędka, jedzenie na zapas. Ja znalazłam książkę o survivalu, nożyczki, sznurek, brzytwę i maź która pachnie jak pasta do zębów, jakieś czyste szmatki. - Szarowłosa sięgnęła po swój plecak, najskromniejszy chwilowo w znalezionym dobytku i wyłożyła wszystkie znajdujące się w nim przedmioty do wspólnej sterty. - Mapy nikt nie znalazł?
- Miałaś kiedyś brzytwę w garści? - zainteresował się Jack, który do tej pory eksperymentował nieco z maszynkami typu Wilkinson, zaś brzytwy widział, ale nie używał nigdy w życiu.
- Nie, ALE… jak urosną mi włosy pod pachami to uwierz, zaryzykuję. Kiedyś tego używali, więc… na pewno da radę. - Nela zmarszczyła usta, widać była zdeterminowana.
- Nie chcę cię martwić, ale jak kiepsko pójdzie, to będziesz mieć włosy wszędzie - odparł chłopak. - Nie tylko ty zresztą.
- Taaa. I słowa “na pieska” przybiorą zupełnie inne znaczenie. - Szarowłosa zaciągnęła się papierosem, zaś jej wcześniej wesołe oblicze nieco sposępniało.
- Może lepiej jakieś środki do depilacji? - zaproponował Jack, omijając temat poruszony przez Nelę. - Fenicjanie chyba znali, Arabowie na pewno, może i nasza wiedźma ma coś takiego?
- Ja tam widziałam, jakiegoś pornucha, w którym tematem przewodnim był fakt, że jedna laska goliła łono drugiej, brzytwą właśnie i tak, jakaś pianka się do tego przyda - strzeliła Barb, jak zwykle radośnie, tonem, który równie dobrze mógłby służyć do konwersowania o pogodzie.
Nela przechyliła głowę w prawo przyglądając się badawczo Barb gdzieś od połowy jej wypowiedzi.
- No to zapytamy - powiedziała nie przestając na nią patrzyć.
- Ej no co, pornola nie widziałaś nigdy? Nie uwierzę! Miałam kumpla, który potrafił jeść obiad, puszczając sobie do tego porno wersję Piratów z Karaibów! - dokończyła swoją nieco… parną historię Barb.
- Różne są zainteresowania - zgodził się Jack, o swoim zdaniu w tej tematyce nie wspominając. - Osobiście wolę czytać przy jedzeniu, chociaż wiem, że nie należy. - W jego głosie jakoś nie można było wyczuć wyrzutów sumienia z powodu łamania konwenansów.
Nela wyprostowała głowę patrząc przy tym na Jacka.
- A wracając do pornoli. - Cóż, chyba był to temat, który musiał się jeszcze przez chwilę pociągnąć. - Summer, czyli nasza kolorowowłosa towarzyszka, też dziś coś o nich wspomniała. Co prawda o takich z elfami i lochami, a nie - i tu Nela wróciła wzrokiem do Barb - kobietami…
- Elfy jej się marzą? W większej ilości? - Jack był nieco zaskoczony. - Ale po co jej lochy?
- Łooo, dobrze wiedzieć wreszcie, jak ona ma na imię! - Barb kiwnęła głową z aprobatą - Ale że jak, elfy wykorzystują seksualnie w lochach? Bo się nieco pogubiłam.
- Zawsze kojarzyłem elfy z lasem... Może my się na elfach nie znamy? Chociaż nie... gdzieś czytałem o elfach, co mieszkały pod wzgórzami. Czas tam płynął inaczej. Trzy serca i trzy lwy? Tak się to chyba zwało - powiedział Jack.
Nela przewróciła oczami. Chyba za dużo czasu spędzała przy komputerze i nie miała go tyle by przeczytać wszystkie książki o których była mowa dzisiejszego dnia. Kilka najważniejszych, klasyka klasyki i tyle.
- Nie o to chodziło. To z elfami było na żarty. Zresztą… - Nela machnęła ręką. - Wiecie, ona jest jedyną osobą która naprawdę cieszy się z tego, że tu jest i absolutnie nie chce nigdzie wracać.
- Chce tu zostać? Odpowiada jej rola wilczycy? - Jack by zaskoczony i nie zamierzał tego ukrywać. - Czyli zrobi wszystko, żeby nam przeszkodzić w wydostaniu się.
Obawy Jacka były z pewnością zbyt pesymistyczne i na dodatek zapewne nieuzasadnione, ale kto wiedział, co strzeli do głowy avalonowej neofitce.
- To o tym rozmawiałyście przy próbowaniu łuku - zainteresowała się czarnowłosa. - Mówiła jeszcze coś ciekawego? I przesadzasz Jack… - zawahała się - mam nadzieję, że przesadzasz z tym przeszkadzaniem. Jak chce, to niech po prostu idzie w stronę miasta swoją drogą, a my pójdziemy swoją. I gryzak ze sznurków jej na drogę, jak ma ochotę popylać na czterech łapach.
Nela milczała przez krótką chwilę, zaś na jej twarz wstąpił znany już jej rozmówcą wyraz analizy.
- Słuchajcie… trafiliśmy tu, do tego pieprzonego magicznego świata w kilka osób. Niektórzy wyglądają na bardziej popieprzonych niż inni. I tak dalej. Mimo to każdy teoretycznie jest w tym samym położeniu. Nie chcę - dziewczyna urwała i przeczesała dłonią włosy - nikogo obgadywać, żeby to było jasne. Po prostu niektórymi informacjami warto się dzielić. To była krótka rozmowa, ale tak. Podoba jej się tu i nie chce wracać. Czy to znaczy, że będzie chciała nam przeszkodzić w próbie powrotu? Też wątpię, bo teoretycznie po co? Ona może zostać a my wrócić, jeśli się uda. Mówiła, że nie boi się tej przemiany a wręcz przeciwnie nie może się jej doczekać. Mówiła też, że lubi wilki. Nie zgadniecie dlaczego… - Nela spojrzała najpierw na Barb, później na Jacka - za sposób w jaki osaczają ofiarę. Zacytuję “oddzielają od reszty, wykańczają pościgiem, rozrywają na strzępy gdy nie ma siły uciekać”. - Szarowłosa wzruszyła ramionami, chociaż nie było w tym geście nic beztroskiego.
- Żartujesz? - Jack nie mógł uwierzyć.
Nela uniosła w górę palec.
- Iii zanim mi przerwiecie, bo nie żartuję - po czym kontynuowała - ona naprawdę wygląda na miłą i sympatyczną osobę, która po prostu nie ma do czego wracać i woli magiczny świat od zwykłego. Czytaliście tyle książek, że pewnie wiecie… niektórzy tak po prostu mają i tak to można definiować. Ale… z drugiej strony, pamiętacie co mówił krasnal?
- On dużo mówił, sprecyzuj - poprosiła Barb.
- Okej. Powiedział, że zostaliśmy przeciągnięci na tą stronę za pomocą różnych środków perswazji, nasza pamięć powinna podsunąć nam co się stało i że znowu zacytuję “ta cholera…” jak to szło… “miałaby uciechę i byłaby chętna towarzyszyć STA”, ale wróżka mu przerwała. - Nela popatrzyła jeszcze raz na Jacka i Barb, jakby z nadzieją, że nie tylko ona zwróciła na te słowa uwagę.
- Ja sobie nie przypominam, by mnie ktoś namawiał na odwiedzenie Avalonu. - Jack pokręcił głową. - Lubię fantasy, ale nie na tyle, żeby chcieć zawędrować do tej krainy. Do demonstrowania lubienia wystarczą mi erpegi.
- Hm. Ja tam podejrzewam, że mogłabym dać się namówić na jakiś weekendowy wypad do nieznanej krainy, szczególnie, jeśli interpretowałam to jako robienie sobie przysłowiowych “jaj”. Ale na pewno nie zgadzałam się na zmienianie w wilka i niepewność związaną z powrotem do domu - oznajmiła Barbara, opierając łokieć na swoim udzie, a policzek na dłoni.
-Grałeś kiedyś na LI? - Nela spojrzała na Jacka - ...A nie, to polski portal. Nieważne. - Machnęła ręką. - W każdym razie… tak wiem, nikt się na to nie zgadzał i nic nie pamięta. Ale nie o to mi chodziło. O tę ostatnią część. O mieniu uciechy i towarzyszeniu stadu. Czy to nie sugeruje, że wśród nas może być ktoś, kto nas tu sprowadził? Wiecie Summer jest bardzo sympatyczną osobą, ale aż za bardzo się cieszy, że tu jest. Albo Cassandra, która pojawiła się dzień wcześniej i trafiła też tu, nie mówiąc już o jej podejrzanej wesołości. - Szarowłosa rozłożyła ręce. - Wiem, nie ma co rzucać oskarżeń bez podstaw. Tak tylko się zastanawiam i chyba liczę z tym, że coś może w tym być. Ostrożność. - Nela dogasiła papierosa.
- Sympatyczne osoby nie fascynują się sposobem, w jaki wilki dopadają swoje ofiary - stwierdził Jack. - A w sumie... Każdy z nas może udawać w tej chwili nieuświadomionego naiwniaka, a w głębi serca rechotać z radości, obserwując, jak pozostali wiją się, usiłując się zerwać z haczyka. Też się zastanawiałem, czy czasem nie ma wśród nas jakiegoś wilka w owczej skórze.
- Jack. Popatrz na Barb - Nela przy tych słowach uśmiechnęła się, chwyciła szybko jedne z męskich majtek i rzuciła je w stronę dziewczyny - myślisz, że udaje? Na pewno wilk w owczej skórze wkładałby sobie torbę na głowę.
Barb radośnie położyła sobie męskie majtki na głowie. Po chwili zdjęła je jednak i ułożyła na swoim podołku, składając w kostkę i wygładzając ręką.
- Robię z siebie lekkiego debila, bo lepiej się śmiać niż płakać - niejako wytłumaczyła się, wzruszając ramionami - ale nie jestem ukrytym szpiegiem. Owszem, moja rodzina jest nieco chujowa, tata jest jednak dość spoko. Przejmowałaby się, jakbym zaginęła. Mam też całkiem udaną paczkę przyjaciół. Życie to nie fajerwerki, ale źle nie jest, wolałabym jednak wrócić. - Barbara zaczęła bawić się swoimi włosami, jakby lekko zawstydzona tym przypływem szczerości.
- Poza tym ta kraina taka cacy cacy, wszystko na razie idzie łatwo… pomijając może rozjechaną koleżankę... - dodała z wahaniem - ale cały czas się obawiam, że tak łatwo po prostu nie będzie. Powtarzam, wypad wakacyjny do Avalonu brzmi dobrze, ale nie walka o życie. Trochę się boję, wiecie?
Nela wyciągnęła dłoń w stronę kolana Barb jakby chciała ją pocieszająco poklepać w geście “wszystko będzie okej”, zawahała się przez chwilę ale w końcu poklepała ją.
- Ja ci się nie dziwię. - Jack skinął głową. - To, co na razie usłyszeliśmy, nie brzmi optymistycznie. Chyba będziemy musieli się wysilić, żeby się stąd wyrwać. I, zapewne, zadawać wiele mądrych pytań. Mam tylko nadzieję, że Tamina nie jest jakąś tutejszą wersją Kirke.
- Kto to jest Kirke? - Nela zadała to pytanie od razu po tym jak padło imię, tym razem nie martwiąc się okazaniem niewiedzy.
- Urocza wiedźma, która swych gości zamieniała w świnie - w znacznym skrócie przedstawił historię Jack. - Może źle się zachowywali przy stole. Jak to wojacy na wyprawie. Jeść, pić i...
- Porno - Nela dokończyła za Jacka.
- Porno i duszno! - dodała z satysfakcją Barb.
- Jej gościnność jest niezaprzeczalna, a wersja pokrywa się z krasnalowo-wróżkową. I tak, jak dzieci, przekonamy się wszystkiego na własnej skórze. - Nela spojrzała na stosik różnych przedmiotów w około nich. - To co pakujemy to do plecaków? Brakuje nam jeszcze kilku rzeczy. Pochodni, świeczki… krzesiwa czy innego magicznego czegoś jak zapalniczka wysiądzie. Hmm...
- Może po prostu zbierzmy się, zanieśmy to do chaty, złóżmy w jakimś miejscu i podpytajmy Taminę przy najbliższej okazji, jak ją spotkamy, o brakujące przedmioty - zasugerowała Barbara, podnosząc się i otrzepując z trawy, która poprzyklejała się do jej nóg, pupy i części pleców.
- Możemy tak zrobić. No i Taminę może odnajdziemy przy okazji. W końcu ten domek nie jest taki wielki. Chyba że się przed nami zamknie w którymś z pokojów. - Jack również się podniósł i strzepnął z siebie kilka źdźbeł trawy.
I tak Nela została sama siedząc na trawię z tymi wszystkimi klamotami obok niej.
- A kto to pozbiera, no? - Żeby nie było, zaczęła zbierać rzeczy do plecaków starając się rozkładać równo i tak by każdy miał przedmioty których było więcej niż jeden.
- Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - zacytował Jack. - Czy jakoś tak... - dodał, chociaż cytatu był pewien, po czym zaczął pomagać Neli. - przecież cię tak nie zostawimy, obładowanej jak wielbłąd.
- No ja myślę. - Szarowłosa uniosła na chwilę wzrok na chłopaka. - I mam nadzieję, że dobrze się zastanowiliście, o jakie przedmioty zapytać i o co w ogóle zapytać.
Barb pochyliła się, pomagając Neli i Jackowi pakować dobytek. Szarowłosa spojrzała na nią w z dołu. Uniosła lekko kącik ust w górę.
- Hmmm? - mruknęła najwyraźniej licząc na odpowiedź na pytanie.
- Co 'hmmm'? - spytał Jack, spoglądając dla odmiany na Nelę, dla odmiany z góry.
- Lekarstwa to punkt numer jeden chyba. Jakieś nie wiem, odkażające, przeciwbólowe mocniejsze i słabsze, niekoniecznie takie, żeby od razu odlot był. Tytoń, albo coś w ten deseń - Barb wyciągnęła rękę w stronę Neli, sugerując, że chce pomóc jej wstać. Szklany słoiczek z pastą do zębów wylądował w tym momencie koło plecaka Neli, zamiast w nim. Szarowłosa szybko naprawiła swój błąd, zapewne spowodowany jakimś zamyśleniem czy rozproszeniem, po czym podała rękę Barb, by za jej pomocą wstać.
Barbara z przyjemnością zauważyła, że uścisk Neli na jej ręce jest mocny, a skóra delikatna i miła w dotyku, no może prócz szorstkiego miejsca między palcem wskazującym a środkowym, postanowiła potem spytać od czego to. Pociągnęła szarowłosą do góry, zgodnie z zamierzeniami pomagając jej wstać. Mimo woli poczuła lekki, świeży i kwiatowy zapach, który tym razem otoczył również ją, a który z pewnością był nie tylko skutkiem niedawno wziętej kąpieli. Barb pachniała tymczasem świeżym praniem oraz prawie jak karmelkowe cukierki - to pewnie był skutek preparatu, jaki ta wybrała do mycia. Czarnowłosa zdołała również zauważyć, że Nela miała piękne zielone oczy, ale tuż obok źrenic zieleń rozszczepiała się i robiła miejsce drobnym, brązowym plamkom. Nela tymczasem, odpowiadając na spojrzenie drugiej dziewczyny zobaczyła ciepły, orzechowy brąz, który w zasadzie zgadzał się niemalże z charakterem właścicielki. A przynajmniej tak na razie mogło się wydawać.
Barb uśmiechnęła się i odsunęła od koleżanki.
- Dobra, przez tą zasraną krainę wszystko robi się intensywniejsze i wyraźniejsze - oznajmiła, podnosząc z ziemi swój plecak oraz uprząż.
- To zna… - Nela nie dokończyła pytania, gdyż w tym momencie przykuł jej uwagę jakiś ruch przy drzwiach domku wiedźmy.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
Stary 13-07-2016, 21:54   #36
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Znowu skręcało go z niepokoju. Początkowe zadziwienie czarownicą i jej czarami minęło, ustępując miejsca powracającej panice. “Wilki? Wilkołaki? Tutaj? Jaaa? I czemu ja??” Próbował się odnaleźć w tej sytuacji, lecz bez powodzenia. To było jednocześnie tak abstrakcyjne i niejasne. Bo co to znaczyło zostać wilkiem/wilkołakiem? Co to za przemiana? Na dodatek wciąż powracało wrażenie, że bierze udział w jakimś cholernym reality show i lada moment głos spoza kadru powie “Alex, całkowicie zawiodłeś oczekiwania widzów, pora pożegnać się z programem.

Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Chodził po domu Taminy próbując odszukać wcześniejsze zauroczenie jego magią, lecz bezskutecznie. Półki, szafki i szafy, stoły, stołki i krzesła. Jakie w tym czary? Dobry stolarz zna takie. Zdawał sobie sprawę, że złość jest źle ukierunkowana, lecz świadomość tego jeszcze bardziej go rozdrażniała. Być może dlatego, że nie miał na kogo zrzucić odpowiedzialności za to jak się czuł i za niejasną, choć raczej ponurą przyszłość.

Na dodatek zazdrościł pozostałym. Wyglądało na to, że w ich przypadku magia Taminy zadziałała wyśmienicie, pozwalając zrzucić z barków niepewność przyszłości. Śmiali się, flirtowali, bawili w przebieranki i opalali, a jeśli już pochylali w zastanowieniu nad tym co ich spotkało, co jeszcze czeka, to z wiarą, że wszystkie przeciwności są do pokonania. On tej wiary nie miał i jakże im jej zazdrościł.
Dobrze, że chociaż było wino. Nie znał się na niuansach bukietu, tego ponoć najszlachetniejszego z trunków, ale moc potrafił docenić. Już pierwszy kielich stępił wyszczerzone zęby męczącego go niepokoju. Drugi je wybił, a gdy w końcu pojawiła się Morgana, to i uśmieszek odnalazł swoją drogę na jego twarz. Taką magię dobrze znał i rozumiał, i był gotów ochoczo się jej poddać.
 
cyjanek jest offline  
Stary 26-07-2016, 12:07   #37
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Post wspólny z Grave

Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak




Cieszyło go to co widział. Kobietę. Ładną. Chętną. Przeżywającą tę samą przyjemność razem z nim. Cholernie go to jarało. Cieszyło go to co odczuwał. Dotyk. Jej dotyk. Na swojej skórze. Już nie taki oschły i medyczny ale całkiem inny. Przyjemny. Odprężający. Naprężający. Ponownie kotłujący hormony w żyłach i przyspieszający oddech. Tylko to co słyszał tak akurat niezbyt pasowało do kompletu. A może nie? Może to właśnie była ta szczypta czegoś innego do smaku? W sumie nie było co główkować. Trafiła się okazja więc postanowił ją wykorzystać. Jego palce przesunęły się niespiesznie do jej ucha.


- Wilkołaki. Jesteśmy wilkołakami. Zmieniono nas w wilkołaki. W naszym świecie. Jakaś laska. W ludzkiej formie. Ukryta w tłumie ludzi. A nie żaden wilk którego w tym kraju nie było od setek lat. - Dawid podsumował swoje wnioski jakie płyneły z tego krótkiego ale ważnego potwierdzenia jakie mu właśnie sprezentowała. Gdzieś tam pod kopułką może i zagościło zdziwienie, może i odreagowałby je od razu złością czy zaprzeczeniem. Ale nie teraz. Potem. Może potem. Nie teraz. Teraz miał inne priorytety. Na razie nie przejmował się zbytnio wikołakami w ich świecie który ponoć nie był bajkowy i nie było w nim miejsca a bajkowe stwory. Dłoń mu właśnie zawędrowała na jej kark. Bawił się chwilę jej pograniczem włosów i drobnych włosków na karku. Ale w końcu niecierpliwość i porządanie wzięły górę. Zaczął nieśpiesznie przysuwać twarz do jej twarzy z oczywistym zamiarem pocałowania jej.

Nawet jeżeli wiedźma miała cokolwiek przeciwko pocałunkowi, to nie dała tego po sobie poznać. Przyglądała się mu owym rozweselonym spojrzeniem, w którym lśniły także iskry zaciekawienia. Dłoń jej zsunęła się z torsu na prawy bark. Był to ruch postępowy, zależny od odległości, która dzieliła ich twarze. Zanim jednak usta się złączyły, usłyszał ciche i nader troskliwe

- Jesteście - po czym Tamina wyszła mu naprzeciw, całkowicie likwidując przestrzeń, która dzieliła ich usta. Jej wargi smakowały niczym świeże nagrzane słońcem truskawki zmieszane z czymś jeszcze, jakimś delikatnym posmakiem, który nie pozwalał się zidentyfikować. O dziwo był to posmak przyjemny, nieco gorzki jednak nie na tyle by zagłuszyć słodycz owoców. W miarę jak połączenie ich ust nabierało ognia, wybijał się on na wierzch by w końcu rozbłysnąć w umyśle Dawida informacją o swojej tożsamości. Czekolada. Usta wiedźmy smakowały jak dobra, gorzka czekolada.


Usta wiedźmy smakowały zaskakująco czekoladowo. A jak już spodziewałby się co najwyżej truskawek. Ale nie tylko smak jej ust go interesował. Chciał poznać jak smakuje reszta jej ciała. Dotknąć, powąchać, posmakować, zbadać i spenetrować. Chciał ją całą i to tu, teraz i natychmiast. Teraz więc nadal ją dotykał i podczas całowania i krótkich przerw. Ale teraz dotyk nie by juz badawczy czy delikatny. Zdecydowanie nie. Był niecierpliwy, zachłanny i prędki. Badał ją gdzie tylko zdołał. Początkowo wystarczał mu dotyk jej twarzy, szyi czy ramion i tego co zdołał zapoznać się przez ubranie. Ale pęczniejące porządanie i żądza już go rozpierały i popędzały co raz bardziej.


Poznał jej smak już nie tylko ust. Ale i twarzy, szyi, płatków ucha i ramion. Tam gdzie sięgnął. Poznał gładkość i gorąc rozpalonej żądzą skóry. I zapach. Najbardziej rozkojarzał go nadal zapach. To było coś nowego. Innego. Zapach był wyraźny jak nigdy wcześniej. Upajał sie tymi nowymi doznaniami. Upajał się kobietą która mu ich dostarczała. Wyczuwał z bliska zapach nie tylko perfum i kosmetyków. Wyczuwał pot z porów skóry który był niewodoczny dla oka. Wyczuwał zapach który przenikał między porami z głębi ciała. Z miejsca rozpoznawał lekko krwawy zapach ledwo muśniętej paznokciami czy elementem ubrania skóry. Ranka tak drobna, że dla nich nie zauważalna ale i tak jego nozdrza ją wyłapywały.


Ubranie zaczynało być krepujące i stawało się zawadą do dokładniejszego poznania jej ciała. Warknął zniecierpilwiony i zirytowany widząc w jak wiele sprzączek, haftek, sznureczków się wyzbroiła. Chciał ją teraz! Natychmiast! Pokierował nią tak, że oparła się plecami o ścianę domu. Dopiero gdy pospiesznymi, nerwowymi ruchami zaczął mocować się z jej “zbroją” nadszedł moment opanowania na tyle by zdołał coś powiedzieć.


- Nie boisz się mnie? - spytał grzęznąc w rozsupływaniu jej spódnicy. Z rozpędu dobrze mu poszło gdzieś tak na wysokości połowy tego gorsetu ale tyle było tam tego syfu, że zorientował się, że nie pozbędzie się tego badziewia rzutem na taśmę. Pierwszy raz odkąd zaczęli się całować spojrzał jej przytomniej prosto w oczy. Ciekawiło go to. Fascynowało. Była aż tak potężna, że właściwie niczym nie ryzykowała? Czy może niekoniecznie.

Jej dłonie, które błądziły w najlepsze po ciele Dawida, wyswobadzając go jednocześnie z odzieży, zamarły na chwilę, gdy zadał pytanie.

- Dlaczego miałabym się ciebie bać? - odparła zapytaniem, a Polak poczuł jak zarówno pasek, jak i guzik, a następnie suwak w jego spodniach, ulegają niewidzialnej sile. Ten sam los stał się też udziałem resztek tasiemek i zapięć gorsetu. Owe wyjście naprzeciw było bez wątpienia zaproszeniem, aczkolwiek tempo, w którym kolejne wiązania poddawały się owej sile, sugerowało, że wiedźma pragnie poznać odpowiedź na swe pytanie zanim w pełni udostępni mu swe ciało. Sprawiała przy tym wrażenie beztroskiej istoty, wrażenie kota, który bawi się swym przysmakiem, dla zwiększenia własnej przyjemności poprzez przeciąganie czekania na chwilę, w której nastąpi właściwa konsumpcja.


- Nie wiem… U nas sporo ludzi się chyba obawia takich sytuacji… Fajno, że ty taka nie jesteś. - odparł wzruszając ramionami zapatrzony w jej skryte jeszcze za gorsetem oczy. Był wyraźnie rozkojarzony i pełen sprzecznych, chaotycznych emocji. Droczyła się z nim. Bawiła. Z nim? Nim? Ale w końcu była kobietą. A on facetem. Też się umiał bawić. Z nią. I nią. Czuł wewnętrzną sprzeczność. Dłonie. Jej dłonie. Jej dotyk na jego nagiej skórze. Czuł to. Czuł to bardzo intensywnie. Chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Z którąkolwiek wcześniej. Jej dotyk wzbudzał jego porządanie. Niecierpliwość. By rzucić sie na nią i dokonczyc sprawę natychmiast. Ale widok. To co widział fascynowało go. Pociągało. Hipnotyzowało. Skłaniało do oglądania. Gdy widział te stopniowo powiększanie się obszarów jej nagości. Z każdą magicznie rozpykaną pętelką co raz więcej odsłaniało te jej ubranie. W co raz ciekawszych miejscach. Końcówka była mieszaniną podziwiana dzieła sztuki przez konsera delektujacego się kazdym jego detalem i niecierpliwością nerwusa chcącego jak najprędzej rozpakowaćprezent od razu. Taka zawiesina nie mogła trwać w nieskonczoność i coś w końcu musiało przeważyć szalę. W tej chwili Dave nie miał ochoty być cierpliwym, mieszanina starych i znanych doznań w przyprawie całkowicie nowych pobudzała go do działania. Cierpliwy? Łagodny? Ostrożny? Może później. Kiedy indziej. Ale nie, nie teraz, nie tutaj, nie z nią…


- Niezłe. - pokiwał głową tonem prawie identycznym jak w kuchni gdy skomentował te latajace noże. Teraz podobne zdanie miał o użyciu magii do wyswobodznie się z ubrań. Znowu coś nowego. Lubił nowe rzeczy. Zwłaszcza w takich okolicznościach.


- To się nie boisz? No to super. To w takim razie teraz zróbmy co nieco po mojemu. - porządanie i niecierpliwość zdominowały jego poczynania. Rozepchnął dłońmi wkurzająco wolno dwie części gorsetu i wreszcie jego oczom ukazał się jeden z najciekawszych rejonów ciała kobiety. Zamruczał z zadwolenia wpatrzony nieruchomo w ten cud natury zaprojektowany jakby celowo do obupólnej satysfakcji po czym z niecierpliwością zaczął badać ten dziewiczy dla siebie teren. Wreszcie!


Wreszcie ją miał! Na pierwszy ogień poszły dłonie. Chciał się nacieszyć jej własnie odkrytym ciałem. Dłonie wylądowały więc na dwóch drgających półkulach. Ale było im mało. Jemu było mało. Więc dłonie zaczęły buszować po reszcie jej odkrytego torsu. Niżej na brzuchu, na boku po żebrach, zjeżdżały z tyłu na plecy wciskając się między nie a chropawe dechy ściany. Kontrast między chłodnymi, twardymi, chropawymi dechami z jendej strony ramion a gorącymi, miękkimi i gładkimi plecami z drugiej jakoś nie chciał się nie dać nie zauważyć nawet w takiej chwili. Ale wciąż to było mało by nasycić głód jaki odczuwał. Więc do dłoni dołączyły usta. Przy bezpośrednim zetknięciu twarzy z jej ciałem komplet dotyku, zmysłu i smaku wręcz oszałamiał. Kazdy zbadany fragment jej ciała. Tak podobny, tak ciekawy, a taki inny!


Dłonie zawędrowały znów na jej kark, choć tym razem od dołu i od strony jej pleców. Właściwie to trzymał ja teraz dosłownie w ramionach między sobą a ściana. Znów się złączyli i rozłączyli w kolejnym pocałunku. Spojrzał w jej oczy, zjechał niżej na te seksownie rozchylone i dyszące pożądaniem usta, niżej na piersi kochanki drażniące się dotykiem z jego piersią a potem niżej… - Ejjj… A ty wciąż jesteś w spódnicy?! Jak to się mogło stać? - spytał nieco zaskoczonym i zirytowanym tonem. No niby tak. Właściwie to w końcu jak zerwał z niej tą górę to jakoś zajęli się tą górą i dół został nie ruszony. Ale teraz jakby widząc że ona właściwie jest toples a nie nago jakoś mimowolnie się zdziwił. Przecież nie było co tak kończyć robotę w połowie roboty.

Tamina roześmiała się wesoło, swobodnie, lekko przy tym tracąc oddech, który zakończył ów śmiech krótką chwilą bezdechu. Do nozdrzy Dawida dotarł kolejny, nowy zapach. Tym razem nie pozwalał się on zidentyfikować, drażniąc zmysły, które już w owym momencie były niemalże na granicy wytrzymałości. Ludzkiej wytrzymałości, bowiem ta, którą otrzymał wraz z ugryzieniem wołała o więcej, jakby nie potrafiła znaleźć punktu, w którym miałaby dość. Spódnica, ta jakże problematyczna cześć garderoby, zsunęła się samoistnie, odsłaniając skryte pod nią fragmenty kobiecego ciała. Jedyne co teraz broniło mu dostęp, był skrawek białego materiału utrzymujący się na miejscu dzięki delikatnym tasiemkom.

- Kto powiedział, że jestem człowiekiem? - padło wyszeptane pytanie. Dłoń Taminy spoczęła na jego i powolnym ruchem przesunęła ją na tył, w miejsce łączenia się pleców z pośladkami. Tam, gdzie powinna znajdować się kość ogonowa, a która bez wątpienia tam się znajdowała, tyle że końca jej nie był w stanie dotknąć. Zamiast tego jego palce spoczęły na czymś grubym, co uniosło się nieco w górę gdy wiedźma wypchnęła biodra do przodu, pozwalając palcom zsunąć się po spód. Przez cały czas mógł czuć na sobie jej wzrok, rozpalony zarówno pożądaniem jak i ciekawością. Podobnie jak czuł coś długiego, wijące się wokół jego nogi, zdążające ku górze, tam, gdzie znajdowała się w tej chwili druga dłoń Taminy, obejmująca nader delikatną i gotową do użycia część ciała mężczyzny.

- Nie jestem - oświadczyła uśmiechając się figlarnie i zostawiając jego dłoń na nasadzie ogona, przenosząc własną na jego kark. - Nie boisz się mnie? - powtórzyła jego własne pytanie sprzed chwili.


Zaskoczyła go. Ta sztuczka z samozsuwającą się spódnicą była ciekawa ale w porównaniu do tego co zdążył zobaczyć tutaj dzisiaj i teraz w ciągu paru chwil aż tak od nowego standardu jaki tu zdaje się panował nie odbiegała. Ale tam gdzie skierowała mu dłoń, to co wyczuł pod nią a jeszcze nie widział. I chwile potem gdy coś owinęło mu się i zaczęło sunąć wzdłuż nogi no to tak. To był pełnokrwisty zaskok. Więc aż sapnął z zaskoczenia biorąc głebszy i nieplanowany oddech. Na chwilę te zaskoczenie dominowało w jego umyśle, twarzy i postawi wytłumiając nawet porządanie. Ale na chwilę. Potem nieco przygaszona przez zaskoczenie rządza wróciła do władzy ponownie opanowując ciało i myśli Polaka.


- Bać się? - powtórzył jej pytanie gdy odzyskał głos. Znów zaczęło w pełni docierać do niego gdzie stoją, gdzie są, gdzie ona ma swoje dłonie a gdzie on. Czuł jej zapach i stali tak blisko siebie, że czuł żar jej ciała nawet gdy nie dotykali się bezpośrednio. Elektryzowało go te odczucie. - Tak Tam. Myślę, że tak. - odparł jedną dłonią która wreszcie przełamła chwilowy paraliż bawiąc się i badając okolice jej pośladków i tego zaskakującego czegoś. Drugą zaś odgarnął kosmyk jej włosów z twarzy. Odgarnął powolnym, leniwym wręcz ruchem. - Tak, rozum mi podpowiada, że osoby z takimi mozliwościami jest całkiem rozsądnie się bać. A na pewno nie zapominać ani na chwilę o jej mozliwościach. - dłoń Dawida zanurzyła się kończąc ruch w jej blondwłosach. Tam też sunęła z wolna przesuwając się nad uchem aż na potylicę, nasadę czaszki i kark. Przy okazji zbliżyła się też jego twarz do jej twarzy jakby ściągana ruchem jego dłoni dla zachowania tej samej odległości.


- Ale serce mi podpowiada, że mnie lubisz tak samo jak ja ciebie. I to co teraz robimy. A skoro obie strony są zadowolone i szczęśliwe no to chyba nie muszą się siebie obawiać prawda? - spytał ją skracając do reszty dystans i łącząc sie kolejnym pocałunku. Skoncentrował się na tym. Obie dłonie powędrowały ku górze by ją objąć i nasycić się nią. Przerwali gdy oddech zwyciężył namiętność.


- A człowiekiem… - przerwał ciężko dysząc gdy łapał oddech. - Człowiekiem to jest się tu i tu. - rzekł wskazując kolejno na swoja skroń i serce. - I co najważniejsze człowiekiem trzeba chcieć być. Tak jak huzarem. Trzeba chcieć. Nawet jak rodzisz się kimś innym albo wmawiają ci jakieś pierdoły. Więc dla mnie Tam to kwestia wyboru. Chcesz być człowiekiem to jesteś. Ja chcę. I póki mam wolna wolę zostanę nim. Żadna przemiana tego nie zmieni. - mówił co raz płynniej w miarę jak uspokajał mu się oddech. Palce znów zaczęły wędrówkę po jej rozgrzanym z emocji ciele. Sycił sie tym. Sprawiało mu kupę satysfakcji obserwując jej oddychające płuca jakie odznaczały się pod skórą i żebrami. Sunął jednak dalej, niżej przejechał palcami wzdłuż boku jej brzucha i zatrzymał się dopiero na tasiemkach podtrzymujących ostatni skrawek ubrania jaki miała na sobie. Ostatnia przeszkoda. Ostatnia pokusa. Ostatnia zabawka.


Przejechał palcami po tych tasiemkach. Tasiemka, kawąłek nagiej skóry, potem znów tasiemka i znów skóra. I materiał i skóra tak nagrzane i przyjemne w dotyku. - Więc nie Tam. Nie wiem co będzie jutro i czy będzie dla mnie jakieś jutro. Nie wiem co będzie za chwilę. Ale teraz nie. Nie boję się ciebie. - odparł przesuwając językiem po dziwnie szybo zasychających wargach. Podniecenie znów dominowało nad nim całkowicie. Pewnie igrał z ogniem. Ale do cholery to był najseksowniejszy ogień jako trzymał w rękach!


Ramiona nagle wyskoczyły mu do góry i położył dwoje dłonie na jej ramionach. Zaraz potem obkręcił ją dookoła jej własnej osi tak, że stała teraz do niego tyłem pomiędzy nim a ścianą. Chciał zobaczyć ten jej ogon w całej krasie. Zresztą od tyłu też chciał ją zobaczyć w całej krasie. Zaczął przesuwać dłonie po jej ciele. Stali tak blisko siebie, że czuł na swoim ciele ciało. Na klacie jej łopatki. Na brzuchu jej krzyż. Na swoich biodrach jej pośladki. No i ten jej ogon. - Ale jeśli nie jesteś człowiekiem to kim? - spytał ją cicho zbliżając usta do jej ucha. Dłonie zatrzymały mu się na jej piersiach które jak zwykle przykuły jego uwagę. Zle zjechały niżej na brzuch by w końcu zatrzymać się gdzieś między jej udami na tym ostatnim kawałku materiału jaki ja okrywał. Podobało mu się to co tam znalazł. Sam cienki, rozgrzany od żaru ciała materiał. Wyczuwał dość wyraźnie kształt tego do czego tak naprawdę od początku zmierzał. Już prawie miał.


- Wiesz co Tam? Właściwie to już dość mam tej gry wstępnej… - warknął jej przez zaciśnięte zęby. Rozpierała go energia i żądza. Uważał, że już nacieszyli się i pobawili się sobą całkiem wystarczająco by przejść do głównego dania mającego zaspokoić ich wzajemne nienasycenie. Dłoń dotąd badająca materiał na niej, zahaczająca tu i tam pod niego w końcu złapała go i pociągnęła w dół.

Ogon był, tak jak podpowiadał mu wcześniejszy dotyk, gruby u nasady, łagodnie zwężający się w miarę, w miarę jak od owej nasady wzrok Dawida się oddalał. Ciemny, niemalże czarny, przypominający skórzany bicz i sądząc po tym jak się poruszał, równie giętki. Gdy Dave odwrócił Taminę, na co pozwoliła mu bez żadnego sprzeciwu, a wręcz z wyrażającym zgodę westchnięciem, ów dodatkowy element jej ciała uniósł się wyżej, porzucając nogę mężczyzny i przenosząc się na jego pośladki. Muśnięcia były delikatne, jednak stanowcze, badające ów fragment męskiego ciała okazjonalnie zahaczając o wyższe partie, nie przekraczając wysokości pasa.

- Demonem - odpowiedziała na jego pytanie, jednocześnie opierając pewniej dłonie o ścianę chaty. Jej twarz odwróciła się w jego stronę na tyle, na ile pozwalała na to pozycja, w której się znajdowała. Oczy zalśniły czystym złotem, włosy zaś zaczęły poruszać się niczym unoszone lekkim wiatrem. I rosnąć, wydłużając się na jego oczach by sięgnąć w końcu linii, na której chwilę wcześniej znajdowały się tasiemki. Nie była to jedyna zmiana. Na jej głowie pojawiły się bowiem czarne rogi. Nie takie małe jednak, a potężne rogi, podobnie jak ogon grube u nasady i zwężające się ku końcom. Zdobiły one jej głowę wzrastając wpierw odchodząc nieco na boki, a następnie zakręcając ku tyłowi by spiralą powrócić ku przodowi. Same końce skierowane były ku ziemi i obarczone lśniącymi w słońcu kryształami na złotych łańcuszkach.

- Jesteś pewien iż masz już dość tej gry? - zapytała go, z uśmieszkiem na ustach, który jednak nie pokrywał się z czujnym błyskiem w jej oczach. Dave mógł wyczuć lekką zmianę jej zapachu, umysł zaś podpowiedział mu, że świadczy ona o zdenerwowaniu. Jednocześnie wzmocniła się owa niezidentyfikowana woń, która zaczęła dominować nad pozostałymi, wplatając się zarówno w owe zdenerwowanie jak i pożądanie, które go zapach wciąż wyraźnie wnikał w nozdrza Polaka.

Pośladki Taminy zbliżyły się nieco bardziej do ciała Dawida, lekko poruszając się w górę i w dół, kusząc i pobudzając. Zapraszając do podjęcia owego rytmu w nieco bardziej dogłębny sposób, jednak pozostawiając mu prawo do podjęcia ostatecznej decyzji.



Zaskoczyła go. Znowu go zaskoczyła. Okazja niezbyt sprzyjała jakimś głębszym analizom czy główkowaniu ale poza porządaniem i podnieceniem jakieś mysli przebijały się pod czaszką Polaka. Sądził, że ma do czynienia z wiedźmą, wróżką, czarodziejką czy jak to nazwać. Z jakiejś bajkowej rasy czy jakby pewnie w ich świecie nazwano mutacji czy gatunku. No demon niby się wpasowywał w ten standard ale jakoś miał złowróżbny podtekst. Na pewno nie kojarzył się z samymi miłymi i sympatycznymi rzeczami. Jednak te wyjaśnienia nagle poukładało sporo puzzli na swoje miejsca. Dlaczego mieszka sama, dlaczego się nikogo nie obawia, jak to możliwe, ża sama wykarczowała las i postawiła ten domek no i te pytanie o jej wiek. Sądził, że ma tu do czynienia jakieś magiczne sztuczki co do swojego wyglądu ale nadal laska chce wyglądać jak każda laska. A jak demon no to w sumie mogła mieć formę czy spaktowane ciało i reszta fizyki nawet bajkowego świata nie musiała jej dotyczyć jej tak dosłownie. Tak. Więc jak tak sobie spokojnie stała grzecznie i grzesznie stojąc nago pod ścianą domu Dawid musiał mieć chwilę na pokonanie własnego zaskoczenia.


- Wiesz co Tam? Widzę, że z tobą to się nie idzie nudzić i jesteś kobietą pełną niespodzianek. - mruknął gdy wciąż stała tuż przed nim w swojej odmienionej formie. Demon. Czarownica. No tak. Faktycznie. Teraz to te jego pytania i obawy wydały mu się głupie. To co widział dotąd w domu i kuchni dawało mu sporo do myślenia względem jej mocy. Nawet jak sądził, że to “zwykła maguśka”. A tu nie. Demon. O ciele kobiety. No ładnie. To pewnie mogła go sprzątnąć faktycznie tak jak on odganiał jakiegoś insekta. Dlatego nie musiała się obawiać ani jego, ani nawet całej sfory świeżo upieczonych czy pewnie nawet dopakowanych wilkołackich fajterów ani tych elfów czy co. Nie miał pojęcia kto przed nim stoi mimo, że zdołał poznać już sporo z detali jej ciała które było przed nim na wyciągnięcie ręki, zapraszająco nagie i chętne. Dopiero zaczynało mu się coś rysować. Ale nawet kontury i niewyraźne krechy szkicu były kompletnie nie jego kalibru. Onieśmielające. Więc wahał się.


Niepewny jej planów i zamiarów względem niego. Instynkt podpowiadał mu by dać sobie na wstrzymanie. Wycofać się póki była okazja. Brak znanych schematów nakłaniał do grania na czas i obadania tematu. Ale… Tak było parę ale. Po pierwsze dotarło do niego jak bardzo się z nim bawiła. Nie jak kobieta z mężczyzną tylko jak kot z mucha na szybie. Zdecydowała już o jego losie? Kiedy spuści mu na kark łapę? Więc pierwsze uczucie które przebiło się przez zaskoczenie i wahanie był gniew. Drugą było doświadczenie z tarzania się po macie. Wiedział, że w trakcie strachu właściwego już nie ma. Jest ruch i chaos. A człowiek boi się przed. Nawet jak ma do czynienia z kimś o wiele doskonalszym od siebie. Nie można było dać się opanować własnemu strachowi. Trzeba było zacząć działać i jakby nie wyszło działać. Zdać się na chaos i ruch. Działać i walczyć o swoje zdanie. O swoje miejsce. O swój wizerunek. I takim pozostać w pamięci własnej i i reszty. Walczyć o własną wolność a nie skamleć o nią na kolanach! Więc nie. Nawet jak mogła go zdmuchnąć od ręki jedną myślą nie zamierzał nawet jej oddawać pola bez walki. A trzecim czynnikiem który przeważył szalę był konglomerat jaki docierał do niego za pośrednictwem bodźców wzrokowych, zapachpwych i dotykowych. Zapraszała go. Nie miał pojęcia w tej chwili czy to działa na tejs amej zasadzie jak u ludzi ale do cholery! Była taka przepotężna i przemądra musiała wiedzieć co robi! ~ A chuj! W fantasy też sobie poradzę! ~ zdecydował się ostatecznie.


Owszem, była onieśmielajaca. W tej postaci i przy zarysowanej świadomości z kim może mieć do czynienia. Ale do jasnej cholery! Zapraszała go. Zostawiała mu wybór. Widział jej naelektryzowane mocą oczy. Burzę unoszących się jak w wodzie włosów. Tylko bez wody. Widział jej ponętne, nagie ciało tak kontrastujące z chropawością drewnianych belek ściany. Tak kusząco rozciągnięte zachecające do zgarnięcia. Do zbadania i zabawy nim. Czuł jej gorącą, gładką skórę i jędrne ciało tuż pod nią. Jakby stworzone do tego by je dotykać, pieścić, poznawać wszystkimi zmysłami po kolei czy naraz. Czuł jej ogon który mimo, że tak dla niego odmienny i niezwykły błądził po jego ciele jak dłoń doświadczonej i chcącej go zaspokoic kochanki. No i zapach. Ten wrodzony zmysł który obecnie przy prawie całkowicie nowej jakości stawał się narzędziem poznawania nowego świata. Z perspektyw które albo dotąd nie zauwazał albo były gdzies na pograniczu postrzegania przytłumione feerią płynącą z innych zmysłów i czynników. Teraz zaś zdawał się odgrywąć kluczową rolę. I tezn zapach mówił mu, że ona też jest podniecona. Rozgrzana. Rozpalona. Pomimo tego kim jest. Chciał tego samego co on. PRzynajmniej teraz i w tej chwili. Czekała na to. Tak jak i on.


- Jak kobieta każe to niech spierdala. Ale jak ładnie prosi i się uśmiecha facetowi odmówić nie wypada. - wychrypiał w końcu w rodzimym języku. Nie miał pojęcia jak to przetłumaczyć by zachowało sens i zgrabność odzywka z rodzimego podwórka. Ale liczył, że zrozumie. Skuma. Intencje czy ogólny sens. Sam miałby kłopot z ubraniem tego co właśnie odczuwał w słowa. Znów zbliżył się do niej i przylgnął całym ciałem do jej ciała. Nie miał pojęcia w co się właściwie pakuje. Ale do cholery miał właśnie zamiar wpakować się w nią. Tu i teraz, przy tej cholernej ścianie w ogrodzie. A potem to mógł być i potop!

Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową, zupełnie jakby go zrozumiała, jakby była w stanie wniknąć w jego umysł i słyszeć myśli, które się w nim tłoczyły. Odwróciła głowę i oparła czoło o deski chaty. Jej włosy przestały falować, opadając po bokach i całkiem odcinając go od widoku jej twarzy. Nie były jednak w stanie zasłonić potężnych rogów, które teraz stały się nawet lepiej widoczne. Jej dłoń zsunęła się wzdłuż ciała i wniknęła pomiędzy uda by wyjść mu na spotkanie. Zwinne palce przesunęły się po po fragmencie jego ciała, który wkrótce miał się znaleźć w jej wnętrzu. Poruszała nimi powoli, pobudzając i naprowadzając coraz bliżej by w końcu wprowadzić go do środka. Kolejne westchnięcie wyrwało się z jej ust. Zakończył je jęk, który towarzyszył głębszemu zespoleniu się ich ciał. Dźwięk ów zdawał się wibrować w uszach Dawida, zupełnie jakby docierał z bardzo bliska, jakby został uwolniony tuż przy nich. Niemal był w stanie poczuć oddech, który wraz z owym jękiem się wydostał.

Dłoń powróciła na deski, ponownie służąc jako wsparcie dla ciała. Ogon zaś wciąż wędrował po jego skórze, przesuwając się z pośladków na plecy i docierając aż do karku. Sunął, badając każdy fragment jego ciała, który napotkał po drodze. Podrażniał, pobudzał i łagodził niemalże w tym samym czasie. Nie dało się ukryć tego, że wiedźma wiedziała dokładnie w jaki sposób użyć owego dodatkowego elementu by nie tylko sprawić, ale i dostarczyć sobie oraz jemu, przyjemności.

- Powinieneś się zacząć przyzwyczajać do niespodzianek, młody wilku - wyszeptała z ustami tuż przy deskach, a w jej głosie brzmiała zarówno radość jak i przekora, mogąca świadczyć o tym, że to, co do tej pory zobaczył to był tylko początek. Czy jednak zamierzała zafundować mu kolejne niespodzianki już za chwilę, czy dopiero gdy emocje opadną, może i w całkiem innym czasie, tego już nie zdradziła ograniczając się do zachęcającego do działania, a nie rozmów, ruchu bioder.



Trochę się uspokoił. Znaczy obawa przed nią a raczej jej mocą osłabła widząc, że nie zachowuje się podejrzanie czy agresywnie. Nie. Zachowywała się… Kobieco. Bardzo kobieco. Jak zwyczajna dziewczyna znaczy śmiertelniczka a takie przecież znał. Jak stęskniona kochanka. To go ośmieliło. Właściwie to nawet zachęcała i rozbudzała go swoim zachowaniem. Tą specyficzną mieszaniną spokoju i prowokującej do skorzystania uległości. Spojrzeniem. Postawą. Sylwetką. No i ten jej ogon. Pobudzał go dotykiem sunąc po jego ciele wprawnie jak kolejna dłoń. Miękka, delikatna, kobieca dłoń zupełnie jakby za nim stała kolejna kobieta. Aż trudno było uwierzyć, że to nie dłoń czuję na własnych pośladkach, plecach czy karku. Tak. Chciała tego. Tego samego co on. Mimo tego kim była. Mimo różnic jakie ich dzieliły. To w tej chwili chcieli tego samego. Tylko te rogi.


Rogi były jakoś bardziej rzucające się w oczy. Może dlatego, że miał je prawie dosłownie tuż przed oczami. Może dlatego, że jego realnie stapający po ziemi umysł w pierwszej chwili wziął jej ogon za jakąś mutację czy coś podobnego. Ale rogi już “się zrobiły” na jego oczach. Tak z niczego. Nie miała i nagle ma. Tak magicznie. Ogon jeszcze jakoś tam mógł przełknąć no ale te rogi to było coś. Coś absolutnie innego od tego do czego się przyzwyczaił. No i do cholery! Były w chuj duże! Żadne tam różki na czole tylko masywne, cholerne rogi. No nie dało się zgapić. Były jakieś takie… Groźne? Majestatyczne? Inne? Sam w sumie nie wiedział jak to określić. Zwłaszcza z połączeniu z tym pokazem mocy, żyjącymi własnym życiem włosami i w ogóle. Tak, chyba najbardziej w pierwszej chwili przestraszył się tych jej rogów które zrobiła czy ujawniła ot tak, z niczego właściwie. Ale teraz gdy największy szok już mu minął… Zaciekawił go ten element jej anatomii.


- Niezłe różki u tej wróżki… - mruknął pod nosem sięgajac dłonią po jej rogach. Przejechał nieśpiesznie po powierzchni aż do nasady. Tam dłoń napotkała już bardizej znane sobie skórę i włosy. Już wiedziała co robic dalej. Przejechał dłonią bez pospiechu aż do nasady karku a potem na sam kark. Bawił się chwilę jej skórą i drobnymi włoskami na nim. Tak. Sprawy wracały do normy. Pozwalał by porządanie z powrotem wracało w jego ciało gdy sycił dłonie, oczy i nozdrza ciałem kochanki. Czuł jak narasta i przejmuje nad nim kontrolę. Oddech znów stawał się cięższy, znów wracała niecierpliwość. Czuł jak ona też muska go ogonem po karku. Chciał ją poznać bliżej. Dokładniej. Także i z tej strony. Zastąpił więc dłonie na jej karku własnymi ustami a te przesunął z powrotem na ten już zbadany ale jakże ciekawy przód jej ciała. Dłonie zatrzymały się przy zwyczajowym przystanku jej piersi jak które jak mu się podobały gdy nimi, jej żebrami i brzuchem też pobrzmiewał rytm cieżkeigo oddechu jak i u niego. Drżały w jego rytm i w rytm jak zabawiał się nimi w swoich dłoniach. Ale w końcu zniecierpliwienie wygrało i popędziło dłonie niżej, przez jej brzuch i podbrzusze i jeszcze niżej. Dotarły wreszcie do tego najciekawszego, najgrętszego i najcenniejszego miejsca. Starczyło mu to. Na chwilę. Podotykał, pogłaskał, podrażnił, zbadał ale w końcu nie chciał już dłużej czekać. Kulminacja działań Tam, oraz tego co odbierały jego zmysły sprawiły, że rządza owładnęła nim ponownie niepodzielnie.


Dotyk. Jej dotyk. Muskanie tej trzeciej dłoni na swoim karku. Gorąco jej gładkiego ciała. Jędrne i miękkie na pośladkach które czuł przy swoich biodrach. Twardsze łopatki które nieco wbijały mu sie w klatę. Skóra. Tak przyjemnie gładka pod jego dłońmi. Gdziekolwiek by nimi nie sięgnął. Tak rozgrzana, tak wilgotna, tak chętnie ulegająca naciskowi jego palców. Dźwięk. Własny ciężki oddech. Jej oddech. Przyciszone, nieco zdławione jęki. Trzeszczenie drewna ściany pod naporem ich ciał. Głuche stuknięcie jak któreś z nich w nią czyms uderzyło. Obraz. Urwany. Zamazany. Przymglony. Rozkojarzony. Burza jej falujących blondwłosów. Drobne włoski na karku. Podrygujący dekolt gdyby teraz miała na sobie dekolt. Poruszające się tuż pod skórą łopatki. Napięte mięśnie ramion. Jej dłoń zaciskająca się na chropawym drewnie ściany. Jego dłoń zaciskająca się na jej dłoni we wspólnym uścisku. Zapach. Włosów które miał tuż przy swojej twarzy. Pot który wydzielała i jego i jej skóra. Składnik który dotąd by pewnie zauważał wzrokiem jako krople spływające po skórze albo czułby własnym ciałem jako śliską powierzchnię na niej. Teraz docierał do jego nozdrzy jak zupełnie nowy składnik tak samo jak jej rogi czy ogon. Oszałamiało go to dodatkowo pobudzając sferę zmysłów czy umysłu dotąd uśpioną a teraz jakż podniecającą i fascynującą. Zapach starego drewna ze ściany. Szary, martwy, chropawy. Zapach ziemi pod nimi. Miękki, wilgotny, ciemny. Gdzieś na pograniczu świadomości wyczuwał nawet przymulony tym wszystkim zapach tych cholernych truskawek co tu rosły. Roślinny i owocowy. I tam niżej. Tam gdzie był ich wspólny punkt łączący ją i jego. Tam gdzie w obojgu pulsowały ich skoki czuł to i była kulminacja ich rządzy i woli. Z tamtąd dochodził go najbardziej podniecający i pobudzający zapach. Czuł ją. Czuł ja całym sobą każdym swoim zmysłem i fragemtem ciała. Czuł tak jak jeszcze wcześniej nie czuł w takiej sytuacji żadnej kobiety. Czuł, jak zaciskają mu się szczęki i mimowolnie zgrzyta zębami. Czuł, że zbliżają się do kulminacyjnego momentu. I do cholery chciał to też czuć i przeżyć razem z nią!

Na moment ów nie trzeba było długo czekać, przynajmniej z jej strony. Gwałtowne ruchy i dotyk, szczególnie ten który skupił się na rogach, sprawiły że zbliżał się on nieubłaganie by w końcu wybuchnąć z siłą równą gwałtowności samego zbliżenia. Na deskach chaty zostały głębokie, doskonale widoczne rysy, będące pozostałością szponów, w które na krótką chwilę, zmieniły się paznokcie wiedźmy. Jej ciało drżało, nie tylko pod wpływem przyspieszonego oddechu, ale i dreszczy wstrząsających ciałem. Na plecach, tam gdzie stykały się one z torsem Dawida, pomiędzy łopatkami, czuł on przez chwilę poruszenie, jakby coś próbowało wyrwać się na wolność, jednak uczucie to szybko zniknęło.
Wiedźma nie odzywała się, czekając aż również jej kochanek dotrze do końca i zdoła nieco ochłonąć. Jej atrybuty wskazujące na wyraźnie nieludzkie pochodzenie pozostawały widoczne, jakby Tamina chciała by się z nimi oswoił. Z pewnością kryła w sobie wiele innych tajemnic, jednak nic nie wskazywało na to, by zamierzała się dzielić kolejnymi w tej konkretnej chwili. Jej rozbawiony wzrok, gdy przechyliła głowę aby na niego spojrzeć, świadczył o tym, że była nad wyraz zadowolona. Także i uśmiech, który błąkał się na jej ustach, pozwalał przypuszczać, że humor wiedźmie dopisywał.

<Resztę dorobię jak dam radę>
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-07-2016, 13:33   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Cześć. Co porabiacie? - spytał Dawid który wyszedł z domu na zewnątrz już najwyraźniej po odnalezieniu pokoju ubraniowego. Widząc trójkę swoich towarzyszy doli i niedoli podszedł do nich.
- Właśnie chcieliśmy iść poszukać Taminy. Czas popytać o to i o tamto. - Nela zaczęła otrzepywać spodnie z trawy na której jeszcze przed chwilą siedziała.
- A Tamina tak? Noo to ten… Ja właśnie z nią gadałem… - Polak zaczął niezbyt składnie i trochę się zająknął. Choć w sumie nie wiedział czemu. Przecież gadał z Taminą no nie? No gadał. Więc właściwie mówił prawdę. Wznowił więc swój wywód. - Noo iii pogadałem z nią… - zaciął się znowu gdy uświadomił sobie, co powinien im teraz powiedzieć. W końcu wzruszył ramionami. Nie było co owijać w bawełnę, skoro wszyscy jechali na tym samym wózku. - No dobra gadałem z nią. Jesteśmy wilkołakami. Zmieniono nas tej nocy w klubie jeszcze w naszym świcie. Oni wilki mówią i na te nasze wilki i na wilkołaki. Jakaś laska nas zmieniła. No mnie przynajmniej. Mam ślad po ugryzieniu. Wy też powinniście mieć coś takiego. Jak nie znajdziecie no to możecie pogadać z Taminą, ona ma swoje sposoby, by odnaleźć takie ukąszenie. I proces przemiany wciąż trwa. Ustabilizuje się przy najbliższej pełni. Wtedy jak rozumiem zostaniemy wilkołakami na stałe. - Teraz mówił już szybko i krótko jakby zdawał raport czy relacje. Powiedział im czego się wywiedział i czekał jak zareagują. Albo podzielą się z kolei czymś co sami się dowiedzieli czy domyślili. Albo pamiętali.
Nela jak zwykle chciała być miła i w ogóle. W końcu była na co dzień towarzyską i tolerancyjną osobą… no starała się być. Tyle, że w tych dość niecodziennych okolicznościach wychodziła z niej ta jej prawdziwa natura, którą zwykle bardzo mocno skrywała przed światem. I tym razem gdy tylko Dawid zaczął mówić jakoś zapomniała o byciu na luzie czy poczuciu humoru. Tych wszystkich sprawach, które sprawiają, że ludzie cie lubią, a nie mają za dziwaka czy mądralę. Gdzieś w połowie Dawidowego monologu, ręce dziewczyny jakoś same z siebie złożyły się na piersi w klasycznym geście mówiącym o niezgadzaniu się z czymś, czy czymś w stylu “coś mi się nie podoba”.
- Noo iii pogadałeś z nią. - Szarowłosa dosłownie sparodiowała ton i słowa Polaka. - To ciekawe, że tak długo z nią sobie pogadałeś i tak DUŻO się dowiedziałeś. Łał, będziemy wilkołakami, co ty nie powiesz? A dowiedziałeś się coś NOWEGO? Na przykład co to znaczy być wilkołakiem w tym świecie? Będziemy mogli przybierać ludzką formę? Da się to odwrócić? Kto i po jaką cholerę za tym stoi? Co to znaczy, że ktoś chciał namieszać? No słucham… - dziewczyna nie miała przy tych słowach raczej miłego tonu. Wydawało jej się, że minęło na prawdę sporo czasu. Przez tyle czasu, ona sama (a już tym bardziej z Jackiem i Barb) w jej przekonaniu zadałaby dziesięć tysięcy mądrych pytań z których by wynikało coś więcej… niż to co już wiedzą lub mogą wnioskować.
Barbara sapnęła. Tak, to był dźwięk a la coś pomiędzy nadepniętym kotem, a zepsutym klaksonem starego samochodu. W zasadzie sapnięcie, które kończyło się jękiem.
- Wilkołaki? Że co proszę? Ugryzienia? - z jej brązowych oczu niewątpliwie wyczytać można było strach - Oszaleliście. Znaczy ty, Dave, i Tamina. Musowo. Kąpałam się do cholery! Nie było żadnego ugryzienia! Nie, nie, nie, co za nonsensy - dziewczyna gwałtownie usiadła, dokładnie tam, gdzie stała, na nieco przykurzonej ścieżce prowadzącej do chatki. Wszystkie rzeczy, które niosła oklapły wokół niej z głośnym stukiem metalowych sprzączek i przesuwającej się zawartości plecaka.
- Możesz mieć na plecach. Tak jak ja. Ale nawet jak nie może być trudne do znalezienia. Jak chcesz potwierdzenia to mówię ci idź do Taminy i pogadaj z nią. - wzruszył ramionami Polak i rzekł dość spokojnie w stronę Barbary. - A ty Szaraczku to sorry ale zluzuj majciochy dobra? Co się na mnie drzesz? Na swojego faceta się tak drzyj. I ja się jak na razie dowiedziałem tyle. Co ty się dowiedziałaś w tym czasie? I co masz do mnie pretensję jakbyś mnie na liście płac miała i na fuche wysłała co? Dowiedziałem się to mówię co. Jak uważasz, że dasz radę więcej to zasuwać do Taminy i sama z nią pogadaj. - do szarowłosej Polak już odezwał się znacznie chłodniej i wręcz oschle. Widać było, że jest zaskoczony jej wybuchem i to niezbyt mile zaskoczony czego wcale ani wyraz twarzy ani ton głosu nie ukrywał.
- Opanuj się, Dave. Trochę kultury - powiedział Jack. - Nie jesteś w jakimś portowym barze. Byłeś z Taminą, gadałeś i gadałeś, nie dowiedziałeś się prawie nic.
- Taaak? - Dave wyraźnie się zjeżył i przerwał blondynowi jego wywód. - Więc wyraźnie jestem kiepski w zdobywaniu informacji. Sami sobie zdobądźcie resztę. - warknął do nich już wyraźnie rozeźlony. Na razie dowiedzieli się od niego więcej niż on od nich i same fochy i narzekania od nich słyszał. Cholernie wkurzające.
- Twoja samokrytyka ci się chwali. - Jack z uznaniem skinął głową. - I z pewnością skorzystalibyśmy z dobrej rady, ale Taminy jakoś nie widać, odkąd z nią rozmawiałeś.
- Mam do ciebie pretensje - Nela wycedziła przez zęby - bo zająłeś ją bezsensownymi bzdurami. Zamiast czegoś naprawdę się dowiedzieć. I tak, mam zamiar zasuwać i to zrobić, o ile jeszcze będzie miała czas.
Pewnie ją zanudził na śmierć, i uciekła, bojąc się kolejnego napadu ciekawskich wypytywaczy, pomyślał z ironią Jack.
- [i]Bezsensowna bzdura? - zapytał Dawid - To, że nie zmieniamy się w wilki tylko wilkołaki o to, że jakaś laska sprzedała nam ten syf jeszcze w “Pełni” a nie po drodze czy gdzieś podczas przerzutu tutaj? No to jest nic nie znacząca bzdura dla ciebie? Tak? Dobra. Spoko. To jest nic nie znacząca bzdura, że mamy szansę na zachowanie siebie, tego kim jesteśmy, naszych wspomnień, naszego cholernego człowieczeństwa zamiast latać po lesie za jeleniami i obszczywać drzewa na czworakach. Zajebiście żadna różnica. Zachować człowieczeństwo czy dać się zezwierzęcić. Żadna. Straciłem tylko czas jak się tego wywiedziałem znajdując laskę którą wy macie problem znaleźć. A wy co robiliście w tym czasie? No oświećcie mnie. Jakie zarąbiste rewelacje mi sprzedacie i jakie tajemnice żeście przez ten czas co ja straciłem na bzdury się dowiedzieliście co? - popatrzył na nich już nieco spokojniej ale wyczekująco. Znowu widać trafił na cwaniaczków jeżdżących na cudzej pracy i wysiłkowi.
- Nie podniecaj się tak swoimi wyimaginowanymi sukcesami - odparł Jack. - Gdyby nie to, że zaanektowałeś Taminę, dowiedzielibyśmy się więcej. Więc się nie przechwalaj, bo nie ma czym. Nie interesuje mnie szansa na zachowanie człowieczeństwa, interesuje mnie bycie człowiekiem i powrót do domu. Co się dowiedziałeś na ten temat?
- Po pierwsze Jack ma rację. - Nela rozłożyła ręce. - Po drugie, z tego co powiedziałeś, jedyne czego nie wiedzieliśmy to fakt, że mamy ugryzienia, których nie widzieliśmy. Gdybyś uważniej słuchał tego co mówią inni w około ciebie. Zauważyłbyś. - Dziewczyna rzuciła Dawidowi niezadowolone spojrzenie, po czym znacznie łagodniej spojrzała na Barb. Podeszła do dziewczyny kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Tak, tak. Już wstaję - odpowiedziała nieco nieprzytomnym tonem, poklepując rękę koleżanki i ciężko się podnosząc. Na chwilę uniemożliwiły jej to wiszące na niej przedmioty, ale po sekundowym oklapnięciu, Barbara wykonała zamaszysty ruch całą sobą i znów stanęła obok towarzyszy.
- Chodźcie, pokręcimy się po domu i okolicy - zaproponował Jack. - Może uda się nam znaleźć Taminę. Albo znajdziemy jakiś deser. W tym ogródku z pewnością rosną same pyszności.
Nela ominęła łukiem Dawida. Ruszając w stronę domku wiedźmy.
- Deser? Ja bym chciała na krzaku znaleźć teraz shot wódki - oznajmiła, już w miarę normalnym głosem Barb, powoli wędrując za Nelą. Nie było do końca wiadomo, czy zignorowanie Davida było świadome, czy jednak podświadomie jej umysł postanowił poradzić sobie z jego rewelacjami, niejako wycinając chwilowo jego osobę.
- Moje sukcesy są wyimaginiwane? - Nowakowski zjeżył się wyraźnie i krok, drugi i jakoś tuż był przy blondasie. Głos miał już zdecydowanie nieprzyjemny i nacechowany gotującą się pod skóra agresją nie wróżącą adresatowi niczego dobrego. - Więc ja jakieś sukcesy mam w tym zdobywaniu info. A ty? - przy “ty” dźgnął blondasa palcem w pierś. Ale na tyle mocno, że na pewno przyjemne to nie było. Wygladało na typowoą zaczepkę z barów i ulic. Albo prowokację. - Jakie ty masz sukcesy Jack? - dźgnął ponownie napierajac na niego. Blondas miał możliwość albo zostać w miejscu i zlikwidować dzielącą ich przestrzeń prawie do zera albo się cofnąć by zachować dystans. Tak naprawdę Dawidowi jednakowo pasowały obie wersje. - Nic nie masz blondasku. Więc chłopie mówię ci na razie po dobroci nie wkurzaj ludzi którzy jednak mają jakieś sukcesy. Bo na razie jest 1 do 0 dla mnie panie Ken. - wycedził mu wkurzonym głosem prosto w twarz.
Barb drgnęła już przy pierwszym dźgnięciu Jacka przez Dava. Nadspodziewanie zwinnie odwróciła się z powrotem w stronę chłopaków i wcisnęła tuż po drugim stuknięciu w pierś, dokładnie w niewielką przestrzeń pomiędzy obydwoma kogucikami. Animuszu i powierzchni dodawały jej fanty, którymi była obwieszona.
- Ej, ej, stary - nieco poddenerwowana podniosła głos, starając się nie wbić swojego nosa w pierś Dava, bo tę miała dokładnie na wysokości oczu. Przecież jej nie będzie siłą przesuwał, liczyła na to cicho w duchu. A z drugiej strony Jack może będzie tym rozsądniejszym i nie będzie się pchał do bitki.
- Nie będziemy teraz się licytować, bo na upartego ty przyniosłeś dwa info, a my mamy zapasów i fantów na długą wedrówkę, nie zamierzam jednak ciągnąć dyskusji kto ma w tym momencie lepiej i fajniej. Jackowi twoje informacje wydają się błahe, ty się cieszysz. Spoko - ciągnęła, machając ręką, bokiem, na wysokości biodra do Neli, mając nadzieję, że ta ją zrozumie.
- No właśnie Barb. I o tym właśnie mówię. - Dave spojrzał przenosząc wzrok z twarzy Jack’a na dziewczynę. - Na tym to właśnie polega Barb. Work team. Nie wszyscy jesteśmy tacy sami i jesteśmy dobrzy w różnych rzeczach. Ja jak widać w zdobywaniu zbędnych i oczywistych info a wy zdobywaniu ekwipunku który jest w tym domu. Ale ja do cholery nie wypominam wam, ze straciliście cas, że macie nabrane oczywiste graty i w ogóle to jesteście beznadziejni. A to właśnie mi próbuje wcisnąć ten słodki blondasek i nasza szarowłosa. Więc chcecie wziąć coś to i też coś dajcie z siebie. Bo się odechciewa. Czegokolwiek wspólnego się odechciewa. A jedziemy na tym samym wózku a nie wiadomo jeszcze co nas tu spotka i każdy z nas może się przydać. Więc nie życzę sobie takich gadek od nikogo jakie tu właśnie usłyszałem jeśli dalej mamy współpracować razem w tej radosnej przygodzie. I tyle. A Nela to ma jeszcze save za cycki ale blondas jak mnie będzie tak jątrzył to po prostu po ryju dostanie. I się skończy raz dwa kozaczenie. - Dave wciąż mówił rozzłoszczonym głosem ale największy gul mu chyba nieco opadł. Przy wymienianiu współtowarzyszy wskazał wyraźnie na dwójkę która dotąd towarzyszyła Barb. Nadal wyglądał jednak na wkurzonego i niewiele mu trzeba było była awantura zaczęła się od nowa przy następnej iskrze.
Nela w tym czasie podeszła dość spokojnym krokiem za Jacka. Okej, znała go od kilku godzin, ale widziała przecież, że chłopak jest cóż - inteligentny. Szczerze wątpiła, że da się sprowokować jakiemuś obwiesiowi z mózgiem leminga. Mimo to położyła mu dłoń na ramieniu.
- Idziemy - powiedziała stanowczo.
Barb prychnęła, czekając aż Jack ruszy się pierwszy. Podniosła przy tym wzrok na twarz Dave’a.
- Różnica między tobą, a nami w tym momencie - zaczęła spokojnie, opowiadając się konkretnie po jednej ze stron “konfliktu” - polega na tym, że nawet gdybyś zaczął sugerować naszą beznadziejność, głupotę, czy ogólnie deprecjonował osiągnięcia, żadne z nas nie zareagowałoby tak… żenująco jak ty. Siła, przepychanki, krzyki. - Barb pokręciła głową i odwróciła się bokiem. Miała nadzieję, że nie pchnie przy tym nikogo swoim plecakiem, ale nie przejmowała się tym szczególnie.
- Chodźmy Jack - powiedziała cicho, w kierunku kolegi i postąpiła krok w stronę Neli. Powiedziała, co czuła, że musi być powiedziane, miała nadzieję, że Jack okaże się rozsądny…
Jack tylko westchnął.
Nie miał co powiedzieć osobie, której rozum mieścił się w pięściach, a która porażkę w dyskusji umiała przyjąć w jeden tylko sposób.
Ruszył w stronę domu.
Nela odczekała kilka kroków Jacka i rzucając Dawidowi ostatnie spojrzenie - tak, niezbyt przychylne - ruszyła za kolegą.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-07-2016, 14:32   #39
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Poszukiwania Taminy były męczące i, niestety, zakończyły się fiaskiem. Być może wiedźma miała dosyć swoich gości, przynajmniej chwilowo. Tamina rozwiała się jak sen jakiś złoty. Jakby nigdy nie istniała.
Barb pobrzękiwała gdzieś w tle, chodząc za dwójką póki co najbliższych jej znajomych, zatopiona we własnych rozmyślaniach.
- Pewnie Dave ją gdzieś schował przed nami - zasugerował, zapewne niesłusznie, Jack. Ale cóż miał myśleć, skoro z Dave'em właśnie widziano wiedźmę ostatnio.
- Raczej przestraszył. To musi być męczące dostawać tyle pytań od każdego z osobno. Zwłaszcza głupkowatych pytań - zamarudziła Nela.
- Pewnie sobie wyobraziła, jak ją osaczamy i rozszarpujemy, jak wilki - kolejną sugestią rzucił Jack.
- Czy tam wilkołaki. Jeden pies. - Nela wzruszyła ramionami. - Jack - dziewczyna spojrzała na rzeczonego - tak w ogóle to dzięki.
Jack spojrzał na nią zaskoczony.
- Za co?
- Za stanięcie po mojej stronie. W ogóle przepraszam, że na niego skoczyłam. Gościu jest po prostu tak irytujący. Sam wiesz - wytłumaczyła Nela.
- Oj tam... Kiedyś mi się zrewanżujesz - odparł Jack, o naturze nie wspominając. - Poza tym on jest irytujący. I to jego słownictwo. - Westchnął Jack.
- Tak. Gada jakby miał IQ poniżej normy - Nela oczywiście zgodziła się z Jackiem.
Barbara rozejrzała się nieco nieprzytomnym wzrokiem, ale po chwili skupiła się na Jacku, dochodząc do siebie. To o czym myślała musiało ją ostro wymęczyć.
- Dave jest specyficzny - poniekąd zgodziła się z resztą. - Może w jego przekonaniu się starał i wydobył nie wiadomo co. A dla nas to po prostu za mało. Dużo za mało - wskazała ręką na siebie i cały ich ekwipunek - Myślimy o przetrwaniu i konkretnych potrzebach. Potem Dave przyjdzie się pytać, co skąd mamy, a my w tym czasie dowiemy się więcej i na spokojnie - spojrzała przy tym na Jacka - przekażemy sobie info. Nie bądźmy dla siebie wrogami. To znaczy, pokażmy klasę, wyższość, w końcu ustaliliśmy, że raczej wszyscy, nie licząc szalonej Summer, chcą wrócić. Dave jest, z tego co mi wiadomo o Polakach i bez obrazy Nel - Szarowłosa spojrzała tylko na dziewczynę wygłaszającą monolog i wzruszyła ramionami, jakby nie miała zamiaru się obrazić - typowym przedstawicielem - cham, który nie nadaję się do niczego poza bitką. Łatwo podważyć jego opinię o sobie, na co reaguje krzykami i chęcią do bójki. Wie, że za bardzo nie zrobił wrażenia. Ale zamiast starać się coś zmienić, to pogrąża się jeszcze bardziej - czarnowłosa westchnęła - Chociaż może to nie kwestia narodowości. Mam kilku takich wątpliwych “kolegów”. Po prostu nie nasz poziom. Znacie to powiedzenie… nigdy nie kłóć się z idiotą, bo ściągnie cię na twój poziom i pokona doświadczeniem.
Barbara złożyła wszystkie posiadane przez siebie w tej chwili rzeczy w rogu znanej im już jadalni. Tamina chętnie i smacznie ich karmiła, więc mogli się spodziewać, że niedługo pojawi się w okolicach kuchni.
- I nie złość się Nel. Ty jesteś urocza i nietypowa!
- Masz rację. - Jack rozłożył bezradnie ręce. - Moja wina. Ale był taki... denerwujący. Już mu słowa nie powiem. Złego - dodał. - Co do Neli też masz rację. - Uśmiechnął się do dziewczyny.
- Wiem... - Nela popatrzyła na jedno i na drugie przewracając oczami. - To wszystko … - chciała powiedzieć “moja wina”, ale uświadomiła sobie, że to przed chwilą powiedział Jack - przeze mnie. Z idiotami nie rozmawia się w inteligentny sposób.
- Jak zasłuży, to sama mu powiem. Albo przywalę. - Barb pokazała Jackowi język.
- I zniżysz się tym do jego poziomu. Super - mruknęła pod nosem Nela.
- Trzymam za słowo. - Jack uśmiechnął się. - Prócz tych rękoczynów.
- Dość tej żółci! - powiedziała Szarowłosa.
Jack skłonił się nisko.
- Tak, o pani. Co wy na to - zmienił temat - żebyśmy zaanektowali jakąś sypialnię i zostawili tam wszystkie rzeczy?
- Właśnie wyrwałeś mi to z ust. Więc, świetny pomysł. - Nela wyszczerzyła się do Jacka.
Barb jęknęła cicho, rzucając rozpaczliwe spojrzenie na odłożone przed chwilą fanty.
- Nie, nie są ciężkie… jeszcze, ale mam po prostu wrażenie, jakbym nic dziś nie robiła, tylko je wciąż gdzieś nosiła i przestawiała. Lepsze ćwiczenia od ruszania tyłkiem z Mel B - oznajmiła przewrotnie, ponownie zbierając ekwipunek w ramach niemej zgody.
Czarnowłosa zastanawiała się czy uda się jej zawsze trzymać blisko tej dwójki. Polubiła ich oraz pomysły, którymi sypali, miała więc cichą nadzieję, że mimo fizycznej, nadprogramowej aktywności, którą jej zapewniali, zostanie tak na długo. Ba, może nawet jak wrócą, wciąż będą ze sobą trzymać. Przecież można było “przywozić” znajomości z obozów… a już szczególnie tych survivalowych.
- Dobra, dobra. Daj trochę tych rupieci - zaproponował Jack. - Trening treningiem, ale co za dużo, to nie zdrowo.
- Weź swój pasek. W plecaku przecież mam też twoje majty!
Nela tak zaaferowana marudzeniem na Dawida i komplementowaniem się z Jackiem, nawet nie zauważyła, że biedna Barb wszystko taszczy. Spojrzała na nią przepraszająco. I wyciągnęła dłonie po swój plecak.
- Przepraszam.
- Nie no, spoko, niesiesz pasek - wyszczerzyła się czarnowłosa - trochę fantów też masz. A co do ewentualnego spania pod chmurką, to może jak gdzieś osiądziemy na moment, zanurzymy nosy w tę knigę, którą wynalazłaś? Może jest coś o budowaniu z gałązek?
- W czasie deszczu jodła nie przecieka. - Jack pochwalił się nabytą z książek wiedzą. - A brzoza pali się nawet mokra - dodał. - Budowa szałasu też nie jest trudna, tylko pracochłonna.
- Chodźmy to zanieść do którejś sypialni - odparła Nela, skoro Barb było już lżej. - Wybieracie tą z końmi, tą z lwami czy inną? Zakładam, że jeszcze dzisiejszej nocy będziemy spali w łóżkach. - Dziewczyna ruszyła dwa kroki przed siebie i nagle stanęła, jakby co najmniej wpadło jej coś do głowy.
- Tę pierwszą, z końmi - zaproponował Jack. - Co prawda są tylko dwa łóżka, ale na noc znajdę sobie jakieś legowisko. Jeśli, oczywiście, zostaniemy tu do rana. A nuż Tamina będzie miała nas dosyć. Może lubi ciszę i samotność.
- Musimy KONIECZNIE - zaczęła Nela odwracając się by spojrzeć na towarzyszy - znaleźć jakąś lampkę, świeczkę, pochodnie… COKOLWIEK - oznajmiła z przejęciem i to być może przesadnym przejęciem.
- Po co ci lampka, świeczka, pochodnia? Chcesz czytać po nocach? - zainteresował się Jack. Nałapiemy świetlików do słoika...
Zaintrygowana Barb obejrzała się na koleżankę. Wyraźnie było słychać w głosie Neli, jak istotną sprawą dla niej było źródło światła.
- A to nie będzie tak, że w dzień będziemy wędrować, a o zmierzchu rozbijać obóz? Jeśli rzecz jasna będziemy zmuszeni wynieść się stąd - Barbara pchnęła drzwi do “końskiego” pokoju i złożyła rzeczy pomiędzy dwoma łóżkami - No i dlaczego to takie ważne? - czarnowłosa rozejrzała się po pokoju oceniająco i machnęła ręką w stronę łóżek.
- Jack, jak je ze sobą połączymy i położymy jakieś koce na sam dół, żeby łączenie nikogo nie gniotło w tyłek, to zmieścimy się tu we trójkę i nawet nie trzeba się będzie bardzo ściskać.
- Możemy spać w trójkę. Będzie bezpieczniej. No i żaden elf w nocy... - Szarowłosa spojrzała na Jacka i uśmiechnęła się lekko, najwyraźniej gotowa dodać jakąś przytyczke, ale zamiast tego przygryzła wargę i milczała.
Skoro dziewczyny nie bały się, w towarzystwie Jacka, o swoją cnotę... Mogło to o nim świadczyć bardzo dobrze, lub bardzo źle.
- W takiej... konfiguracji... będzie nam cieplej podczas noclegów pod gołym niebem stwierdził.
- Widzę, że plany masz dalekosiężne - roześmiała się szczerze Barb - I Nelka, nie omijaj pytania. Ja rozumiem, że to słoń, którego mamy nie widzieć, ale to wciąż słoń. O co chodzi z tym światłem?
Przydałoby się zaklęcie 'Lumos', pomyślał Jack, czekając na odpowiedź Neli. Ale na to nie możemy liczyć. Magia... Niesprawiedliwe.
W tym czasie “Nelka” położyła plecak i inne klamoty pomiędzy łóżka, tak samo jak Barb. Spojrzała na dziewczynę, później na chłopaka orientując się iż obydwoje czekają na jej odpowiedź.
- Eeeee… jaaaa… - mądrali i gadule zabrakło na chwilę “języka w gębie”.
- Boisz się! - niemal krzyknęła Barb, przerywając koleżance w pół zdania.
Are You Afraid of the Dark?, przemknęło przez głowę Jackowi. W co, nie da się ukryć, nie wierzył.
- Bardzo zabawne. - Nela odpowiedziała od razu po okrzyku Barb, odwracając się w stronę drzwi i od razu zakładając ręce na piersi.
- Pikuś. Ja nie WYOBRAŻAM sobie - czarnowłosa zaakcentowała wyraźnie słowo - jak mam spać pod gołym niebem. BIWAK. Kobieto, spójrz na mnie. Film przyrodniczy ze mną w akcji trwałby pięć minut, nosiłby tytuł “Klucha w buszu” i skończył się sceną, kiedy staczam się po jakimś zboczu, łamiąc sobie kark na jakimś drzewie - oznajmiła dramatycznie, machając rękami, niejako jakby markując swoje “staczanie się”.
- A ty… ty jesteś szczupłą laską, która sobie pewnie będzie hycać po mchu jak Legolas i jeszcze strzela z łuku do tego - dodała już ciszej. - Obawianie się ciemności to PIKUŚ - zakończyła swój nieco gwałtowny wywód i oklapła, siadając na łóżko.
- Którego nie mam - oznajmiła Nela niezadowolonym tonem, powoli przy tym obracając się na powrót w stronę towarzyszy. - Przestań marudzić. Dobrze wyglądasz, przynajmniej jest za co złapać. - Nelka uśmiechnęła się do Barb, no starając się żeby wyglądał ten uśmiech pocieszająco. Tak, jak kobieta kobiecie - bo zaraz zaczniecie doszukiwać się drugiego dna.
Jack stłumił uśmiech. Wolał się nie narażać dziewczynie i nie komentować w żaden sposób jej figury.
- A obawianie się eee… ciemności. Może być kłopotliwe, zwłaszcza w lesie. No i koniec tematu. Poszukamy światełka, okej? - Kontynuowała, tym razem zerkając też na politycznie (wg. niej) milczącego Jacka.
- Chwila, chwila... - Jack przeniósł wzrok z Neli na Barb i z powrotem. - Mam się wypowiadać na temat ciemności, czy też wyrazić pogląd na temat... budowy?
- Tak, konstrukcji wieżowca najlepiej - prychnęła czarnowłosa - Nie bój się Nel. Osłonimy cię, będziesz spała w środku, obozy będziemy rozbijać, jak będzie jeszcze widno, a w krzaki za potrzebą ktoś z tobą pójdzie. Choć tak, zgadzam się, możemy poszukać magicznej latarenki - skonkludowała, podnosząc się i robiąc krok w stronę drzwi - Truskawki?
- Truskawki - potwierdziła Nela, a tym samym wychodziło na to że Jack jednak nie musiał się wypowiedzieć na żaden z dwóch tematów, przeciwko czemu nic nie miał.
- Truskawki - Jack zawtórował Neli.


***

Barbara radośnie wypadła z chatki, zatrzymując się jednak dość gwałtownie i licząc na to, że nikt na nią nie wpadnie.
- Ej, w ogóle czemu zakładamy, że tu są truskawki? A tak w ogóle to gdzie? Jeśli w ogródku Taminy, to może hm, nazbierajmy dla wszystkich i przynieśmy w ramach deseru po obiedzie?
- Nie bądź taka dobra Samarytanka - powiedział Jack. - 'Dla wszystkich' to by musiało być całe wiadro. A truskawki to rzecz umowna. Z pewnością rośnie tu coś, co się nada do zjedzenia. Odróżnicie wilczą jagodę od innych jagódek? - spytał z cieniem ironicznego uśmiechu.
- Summer mówiła o ogródku ziołowym. Obejdźmy dom po prostu dookoła. - Nela wzruszyła ramionami. - A co do wilczych jagód… - urwała i pokręciła głową spoglądając na Jacka.
- Ziołowy? - Jack pokręcił głową. - Na ziołach to ja się nie znam. Miętę odróżnię od innych. Pewnie dlatego, że jej nie lubię.
- No to zobaczymy, czy Tamina ma coś więcej w ogródku, niż tylko zioła potrzebne do tworzenia magicznych dekoktów - dodał.
- I napojów miłosnych - dodała Nela.
- To jest najbardziej magiczna z mikstur - stwierdził z udawaną powagą Jack.

Po kilkunastu krokach znaleźli się przed furtką ogrodu. Jak się okazało, nie takiego małego. Podzielonego na kilka części zgodnie z tematyką roślinności która go zdobiła - kwiaty, warzywa, owoce. Widok wręcz przytłaczał różnorodnością i różnobarwnością. Już z daleka było widać, że truskawek tu nie brakuje, chociaż ziół (w tym mięty) nie było widać.

- Łał. Moja babcia by pozazdrościła - skomentowała ten widok Nela.
- A mi skóra cierpnie na samą myśl, że miałbym tym ogródkiem się zajmować - przyznał się Jack. - Siać, pielić i takie tam - dodał. - Ewentualnie mogę podlewać, podziwiać, jak wszystko rośnie i jeść.
- Daj spokój i tak pewnie część roboty, o ile nie całą, odwala tu magia. Przydatne zjawisko - stwierdziła Barb, otwierając furtkę, która broniła dostępu do tej części ogrodu.
Z radością zagłębiła się pomiędzy krzaczki i rabatki, przeglądając pobieżnie zioła, z których część tych najbardziej pospolitych, nawet kojarzyła. Zastanawiała się również ile z nich nie występuje nigdzie indziej poza Avalonem oraz czy wszystkie mają magiczne właściwości.
- Ej, pamiętajcie, żeby do ekwipunku dorzucić jakąś ilustrowaną książkę o roślinach Avalonu. Może coś się przydać, no i warto byłoby wiedzieć, czego unikać - podsunęła swoje myśli Neli i Jackowi.
- Nie czuję się jak mag. - Jack pokręcił głową. Równocześnie przypomniał sobie, jak to w jednym filmie Disney'a wszystkie naczynia się same sprzątały. Faktycznie, dobra to była rzecz. Czy raczej byłaby... - Ale na razie korzystajmy z tego, ze furtka się otworzyła, a roślinki nie wyciągają korzonków z ziemi i nie uciekają przed nami. Zapewne wiedzą, że my to 'ci dobrzy', i że nie trzeba się nas obawiać.
Pochylił się i zerwał jedną, okazałą, czerwoniutką truskawkę, którą natychmiast włożył do ust. Całkiem jakby zapomniał o trzymanej w dłoni, zabranej z kuchni misce.
- Mniam, mniam - powiedział, gdy już truskawka stała się smacznym wspomnieniem. - Przepyszne. Jeśli nie padnę trupem, to proponuję się częstować.

Nela nie czekała na dodatkowe zaproszenia. Również zerwała truskawkę nim jednak włożyła ją do ust spojrzała na Jacka.
- Trzy, dwa, jeden - uśmiechnęła się - no nie padłeś. - Dopiero po tym sama skosztowała jeszcze z pełnymi ustami dodając swoje “mniam”.
- Wolałabym jak już umieć czarować niż mieć kły i ogon - zamarudziła na powstałą przed nimi perspektywę. - Już nigdy bym nie musiała sprzątać. Hmm… - Dziewczyna najwyraźniej nad czymś się zamyśliła.
- Nie żebym jakoś często to robiła, ale nie trzeba by też pewnie zmywać… Składać ubrań. Hah, pod tym względem ta kraina jest całkiem spoko. Wszystko robi się samo.
W zasadzie w życiu Barbary i tak wszystko robiło się “samo”, jednak była ona świadoma, że w normalnym świecie ktoś zajmował się tymi obowiązkami. A tu… tu noże miały duszę.
Dziewczyna wyjęła z rąk Jacka miskę, postawiła ją mniej więcej w połowie rabatki z truskawkami, kucnęła i zaczęła metodycznie wkładać pulchne i soczyste owoce do rzeczonej miski.
- Mam nadzieję, że niepryskane magicznymi preparatami, po których wyrosną wam na przykład… królicze ogony - roześmiała się - Choć na pewno byłoby wam w tym całkiem uroczo - mrugnęła do Neli rozbawiona.
- No i nadal jestem za tym, żeby uzbierać więcej, może i innych owoców, i przynieść wszystkim. Garść jabłek, czy gruszek to nie problem, a przynajmniej nie będziemy odstawiać wielkich alienacji.
Nela parsknęła śmiechem na te słowa o alienacji, ale nie skomentowała głośno dlaczego. Zresztą jej usta zaraz po tym zajęły się kolejną truskawką.
Jack nie mieszał się do dyskusji o domowych zastosowaniach magii praktycznej, bowiem polował na truskawki, które jedna w drugą zdały mu się warte zaopiekowania się nimi. Stosował zasadę "Jedna do miski, jedna do ust", która to zasada zdała mu się aż za bardzo sprawiedliwa w stosunku do leni, którym nie chciało się przyjść do ogródka i nazbierać sobie truskawek na własną rękę.
- Jakby chcieli to sami by się najedli przychodząc tu - wytłumaczyła się Nela, która każdą truskawkę wrzucała do ust powoli delektując się jej smakiem.
- Przecież ja nic nie mówię - powiedział Jack.
- Ale… serio chcecie zbierać dla wszystkich? Pozbierajmy trochę dla siebie i chodźmy jeszcze raz poszukać Taminy. - Nela wzruszyła ramionami. - Ej i serio, po co mi króliczy ogonek, byłabym wtedy słodsza? - Z kolejną truskawką w ustach spojrzała na Barb.
- Pomyśl, jakie to będzie przyjemne, usiąść sobie w saloniku i częstować się truskawkami - zasugerował Jack. - Dlaczego króliczy?
- No właśnie. Dlaczego? - To pytanie Neli było ewidentnie do Barb.
- Oj no, skojarzyło mi się. Bridget Jones miała taki strój, jak przyszła na przyjęcie do rodziców z takim puszystym ogonkiem. - Odpowiedziała, machając ręką w okolicach pupy, zapewne imitując ową puszystość.
- Wiecie, równie dobrze możemy pokryć się jakąś tajemną wysypką. - Pokazała język dwójce przyjaciół i włożyła do ust truskawkę. - Ale raz kozie śmierć - oznajmiła po przełknięciu przysmaku. - No i skoro nie aprobujecie mojego pomysłu, żeby dać innym coś z naszych zbiorów, no to nie, nie będę się sprzeczać.
Nela wzruszyła tylko ramionami i wsadziła do ust kolejny czerwony owoc.
- Ciekawe co oni robią - stwierdziła po czym rozejrzała się na boki jakby spodziewała się kogoś zobaczyć.
- Jacy 'oni'? - Jack rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu tajemniczych 'onych', zajmujących się jakąś dziwną działalnością. - Pozostali?
Nela w odpowiedzi skinęła głową.
- Niektórzy, mądrzejsi, zapewne to, co my robiliśmy. Kompletują zapasy - zasugerował Jack. - Albo też bliżej się ze sobą zapoznają.
Dopiero gdy skończył mówić zauważył, że zabrzmiało to nieco dwuznacznie.
Barb tymczasem nie wtrącała się w rozważania tej dwójki, metodycznie układając w misce górkę z truskawek.
Jack dorzucił parę truskawek do miseczkowej górki, po czym kolejnych kilka skonsumował bez najmniejszych nawet wyrzutów sumienia.
- Gdyby to były wakacje - dodał po chwili - to faktycznie nie miałbym nic przeciwko temu, by spędzić parę dni na łonie Natury.
- Byłam kiedyś na obozie dla… - Nela urwała, wzruszyła ramionami. - Było tak sobie. Tu jest miło, póki widzimy szyby w oknach, ciepłe łóżka i wannę. Później miło może być maksymalnie jeden dzień. - Powróżyła.
- Ha, mniej więcej streściliście moje dzisiejsze przemyślenia, jak sama nurkowałam po szafach. - Barbara podniosła głowę, żeby móc spojrzeć na Nelę i Jacka, pozycja kuczna pomiędzy rabatkami nie była szczególnie wygodna.
- Nie miałabym nic przeciwko, nawet gdyby nasz obóz survivalowy miał trwać tydzień, czy dwa… Gdybym miała pewność, że po wszystkim wracam do domu, do mojego życia, do popierdolonej matki nawet, ale wracam. - Zakończyła swój wywód westchnieniem.
- W takim razie, w przeciwieństwie do Summer, zrobimy wszystko, żeby się stąd wyrwać - podsumował Jack. - Znaczy z Avalonu, a nie spod skrzydełek Taminy. Stanowiłybyście z pewnością wspaniałe towarzyszki wilkołaczego życia, ale jednak...
Nela prychnęła cicho pod nosem. Nie skomentowała jednak. Włożyła kolejną truskawkę do ust, i kolejną tym razem do miseczki.
- Najadłam się już - oznajmiła nieco tłumaczącym się tonem. - Czytaliście tyle książek. Gdybyście mieli przenieść się w świat którejś, którą byście wybrali?
- A to strzeliłaś pytanie.
Barb wstała z kucek, otrzepała kolana z wyimaginowanego pyłu i wrzuciła do ust owoc, który jeszcze miała w ręce.
- Hmm. Moje najulubieńsze serie książek, to nie jest zacny świat do życia. Harry Potter brzmi spoko. Nasz świat, ale z domieszką czegoś bardziej odjechanego. Także możesz mieć dobra popkultury nawet, a tu bach, ludzie na miotłach. Oglądam serial, a zaklęcia sprzątają mi dom.
Jack przez moment wpatrywał się w inicjatorkę krótkiej ankiety.
- Za dużo możliwości do wyboru - przyznał. - Czasami mi się wydaje, że taka wyspa Robinsona byłaby idealna. Palmy, woda, piękny klimat. Nikt się nie pałęta dokoła. Tyle tylko, że net by się tam przydał. No i zakupy na telefon, gdyby była potrzeba. - Uśmiechnął się. - Ale taka magia też ma swoje zalety. Problem zawsze z tymi wrogami, których magowie zwykle mają. A co byście powiedziały na podróże między gwiazdami?
- Ale to już bardziej filmowo! Chociaż jakaś space opera książkowa brzmi całkiem, całkiem. O ile byłabym kimś dobrze ustawionym w tym świecie… Wiecie, kwestia przyzwyczajenia - mrugnęła porozumiewawczo Barb, próbując dodać swojej wypowiedzi nieco humoru.
- Dobrze ustawionym... Dlaczego nikt nie chce być chłopem bezrolnym czy żebrakiem - roześmiał się Jack. - Ja też nie chcę - dodał.
- Luke był i zobaczcie, jak zaszedł… - zaczęła czarnowłosa, patrząc, czy któreś z nich załapie o jaki film chodzi.
- Dowcipne dziecko - rzucił pod jej adresem Jack. - On chyba miał inne korzenie. Nie chłopskie, jeśli dobrze pamiętam.
- Ojca miał chłopa. Chyba, że wierzysz w teorię, że poczęła go moc, znaczy jego ojca.
- Tego Lucas nie pokazywał. Wszak to film dla dzieci - odparł natychmiast chłopak. - Chyba że oglądałaś jakąś wersję 18+... - Przegryzł wypowiedź truskawką. - Bez względu na wszystko ojciec miał Moc. To mniej więcej jak mag, czyli już wyższa kategoria, a nie klasa pracująca na roli.
- Najgorzej, że każdy ten świat jest niebezpieczny. Są dobrzy i źli, i tak dalej. A my tu chyba na razie jesteśmy tymi złymi, przez których jest zamieszanie. - Nela westchnęła. - Ja mogłabym przenieść się do serialowego świata Stargate Atlantis. - Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Pewnie byłabym drugim Rodney’em McKay’em, chociaż nie takim aroganckim.
- Ale to właśnie w nim było najlepsze! - roześmiała się Barb, dodatkowo ciesząc się, że zna tytuł, o którym mówi Nela.
- Tak? A nie to, że był najbystrzejszą osobą w serialu? Dobrze zadawał sobie sprawę ze swojego geniuszu, umiał z niego czerpać. No i był skromny, szczery i zabawny. - Nela spojrzała pytająco na Barb. - Fajna postać - dodała jeszcze wzruszając ramionami.
- Skromny to pasuje w sam raz do mnie. - Jack dumnie wypiął pierś. Nie zdradzał się z tym, że serial zna tylko z nazwy. - Ale poza tym... Ewentualnie szczery od czasu do czasu. Na geniusza się nie piszę. Według ajkju nieco mi do tego poziomu brakuje. - Uśmiechnął się. - O, to podchodzi pod szczerość i skromność równocześnie, prawda?
Nela popatrzyła na Jacka z rozbawieniem - widocznym nie tylko na ustach, ale też w oczach. Również wstała z kucek.
- To co, skromni i szczerzy, idziemy poszukać jeszcze raz Taminę?
- Chodźmy - zgodził się Jack, sięgając po ostatnią truskawkę. - Ogród nie zając, nie ucieknie, a Tamina... Kto wie, kiedy pozwoli nam się znaleźć. Dziwnie duży jest ten domek.
Barb wyszczerzyła się do dwójki towarzyszy i zgarnąwszy jeszcze kilka truskawek na drogę, ruszyła za Nelą i Jackiem.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 26-07-2016, 19:22   #40
 
Morri's Avatar
 
Reputacja: 1 Morri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłośćMorri ma wspaniałą przyszłość
Wesoła trójka - mądrala, mądrala i “nie bądźmy surowi” - ponownie podjęła poszukiwania wiedźmy Taminy. Tym razem jej blond włosy śmignęły im w drodze z kuchni do spiżarni, czy tam spiżarni do kuchni… w każdym razie ruszyli w tym kierunku z ponownie rodzącą się nadzieją.
Tamina faktycznie się pojawiła, wreszcie wychodząc z ukrycia po to, by przygotować dla nich kolejny posiłek tego pełnego wrażenia dnia. Widać było, że jest w dobrym humorze, co nie dość że zobaczyć było można, co także usłyszeć, bowiem wiedźma nuciła cicho lekką, przyjemnie brzmiącą melodię. Gdy goście wkroczyli do kuchni, umilkła i skupiła na nich uwagę, odkładając na bok nóż, który miała właśnie użyć do poszatkowania świeżych ziół. Na stole czekały już, przygotowane do wstawienia do pieca, przepiórki.
- Odpoczęliście jak widzę - przywitała wchodzących, dodając do owego powitania uśmiech. A faktycznie, wszyscy wyglądali na wypoczętych, wykąpanych no i przebranych wedle jej własnej garderoby.
- To prawda - Nela skinęła głową przy tych słowach - możemy zająć Ci kilka minut?
- Mamy kilka pytań - przyznał się Jack. Wolał uprzedzić gospodynię, niż znienacka zasypać ją tymi pytaniami.
Barb wzruszyła tylko ramionami, układając sobie w głowie o co powinni pytać ich gospodynię, stwierdzając, że słowo “kilka” nie było szczególnie adekwatne, obiecując sobie, że będzie grzecznie czekała na swoją kolej i spojrzała wyczekująco na Taminę, uśmiechając się do niej. Ciężko było się do niej nie uśmiechać.
- Nie dziwi mnie to - wiedźma skinęła im głową, po czym odsunęła się od stołu, oddając przygotowywanie obiadu magii. Od razu w kuchni zrobiło się żywiej, przedmioty zaczęły same się przemieszczać, a jadło przybierać formę odpowiednią do planowanego zastosowania. Pojawił się też nowy zapach, który ich czułe nosy wyłapały, aczkolwiek dopiero po chwili. Był świeży niczym powietrze po burzy, łagodny i pobudzający zmysły jednak nie posiadający odniesienia w żadnych ze znanych im woni.
- Pytajcie zatem, a ja postaram się wam odpowiedzieć.
Nela spojrzała na Jacka, zupełnie tak jakby porozumiewawczo chciała zapytać się o pozwolenie czy może zacząć.
Jack skinął głową.
- No dobrze - Nela zdecydowała się zacząć od najdelikatniejszych tematów, które jak sądziła z pewnością nie mogłyby rozdrażnić wiedźmy albo wywołać zbyt długiej dyskusji nie dającej im czasu na dalsze pytania, te najważniejsze zostawiając na drugą turę. - Masz bardzo piękny dom. Kilka rzeczy eee… chciało z nami pójść. Takich, które mogą się przydać na przykład w lesie. Z tych których nie znaleźliśmy i myślę, że warto o nie zapytać… tak… to byłaby mapa, leki gdyby ktoś z nas zachorował, kusza, toporek, namiot, szara farba do włosów - dziewczyna uśmiechnęła się - jakiś krem do golenia. Drobiazgi, ale najważniejsze było by dla nas coś co zastąpi zapalniczkę, gdy ta się wyczerpie, łuk i strzały.
- Nie chcemy jeszcze bardziej nadużywać twej dobroci - dodała powoli czarnowłosa. - Ale hm, macie tu coś jak tytoń? Skręcacie papierosy albo palicie coś? Co nie dałoby rzecz jasna efektów jakiś… niespodziewanych.
Tak, Barbara wiedziała, że to równie istotne pytanie, co leki i mapy. A przynajmniej tak próbowała sobie wmówić, tłumiąc przy tym niewielkie wyrzuty sumienia. Może nie powinna wyskakiwać z takimi pytaniami już teraz, ale obawiała się, że jeśli za chwilę Nel wyciągnie cięższe działa, to nie będzie miejsca na takie drobiazgi. Dziewczyna spojrzała przy tym przepraszająco na Nel i cofnęła kroczek za nią, jakby dając znak, że wie, że trochę przesadziła i daje jej pierwszeństwo.
- Dziękuję - Tamina przyjęła komplement poszerzając nieco uśmiech, który zaraz powrócił do poprzedniego stanu, a następnie przygasł jeszcze odrobinę. Wiedźmie wyrwało się także westchnienie gdy po kolei przenosiła wzrok od Jack’a do Neli, z Neli na Barb i z powrotem.
- Mapy u mnie nie znajdziecie - zdusiła ich nadzieje na zdobycie tej jakże ważnej części ekwipunku. - Co zaś się tyczy reszty… - Nie kończąc ruszyła w stronę wyjścia z kuchni prowadzącego do salonu. - Przygotowałam dla was parę rzeczy chociaż niektóre wciąż muszą dojść, a część mogę zrobić tylko o określonej porze nocy.
Nie sprawdzając czy za nią podążają (co oczywiście uczynili) udała się do jedynych drzwi na parterze które otworzyć się nie dały. Pod dotknięciem jej dłoni otworzyły się bez szelestu i problemu, ukazując im całkiem dobrze wyposażoną pracownię. Na środku stał okrągły, drewniany stół na którym główne miejsce zajmowała ogromna, wyglądająca na starą, księga. Stół ów był przysunięty w pobliże ogromnego kominka, w którym palący się ogień podgrzewał bulgoczącą w wielkim kotle ciecz. Pod ścianami stały półki z fiolkami, słojami i butlami, każde obarczone etykietą. Nie brakło i sofy, stojącej w głębi i niemal niedostrzegalnej bowiem przysypanej pergaminami. Nie było tu okna, a światło padało z sześciu lśniących ciepłym blaskiem kul. Podłoga była kamienna, nie tak jak w reszcie chaty, zaś wprawne oko zdołało bez problemu dostrzec klapę, która chroniła zejście, najpewniej do piwnicy lub lochu. Trzecia ze ścian ozdobiona była bronią wszelakiego rodzaju, z przewagą mieczy i sztyletów. Pod nią stały też, oparte na stelażu, łuki. W koszu obok znaleźć można było strzały. Ogólnie całe pomieszczenie sprawiało wrażenie o wiele większego niż rozmiary chaty na to pozwalały.
- Tam macie leczące eliksiry, a przynajmniej te które powinny poradzić sobie z lekkimi ranami - wskazała na mały kuferek stojący obok drzwi. - Broń możecie sobie wybrać. Niestety nie posiadam szczególnie dużej kolekcji, wszystko jest jednak dziełem elfów więc narzekać nie powinniście - dodała, odwracając się i uśmiechając do nich. - Kremu do golenia nie posiadam, jednak nie będzie wam potrzebny. Nowa natura waszych ciał zadba o tą sprawę, nie musisz się martwić.
Mówiąc podeszła do księgi i zaczęła ją wertować, mrucząc pod nosem obco brzmiące słowa.
- Aaa… światełko? W sensie coś gdyby zapalniczka zawiodła - zapyta krótko Nela, rozglądając się zainteresowaniem po pomieszczeniu i powoli podchodząc do łuków.
- Przynajmniej byście nie paliły - stwierdził, na pół serio, Jack. - No ale ogniska też by się nie dało zapalić.
- I nocnej lampki - wtrąciła cicho Nela.
- Tamino, nie masz czasem takiej pięknej lampy? - spytał Jack. - Takiej jak te kule? Zapasowej?
Barbara z fascynacją podążyła za przemieszczającym się stadkiem i gdy tylko przekroczyła drzwi nieznanego jej pokoju, zaczęła go ostrożnie eksplorować, chodząc zygzakiem od ściany do ściany, nie dotykając jednak niczego.
- Tamino… - zaczęła z wahaniem, starając się przykuć uwagę zaczytanej - nie rozumiem, jak i reszta zapewne - machnęła ręką w stronę pozostałych, odwracając się przodem do wiedźmy i odważnie patrząc na nią - Dlaczego nam pomagasz. Przecież musimy być jednak nieco… hm, musimy być utrapieniem - nie, słowo “upierdliwi” nie było szczególnie godne uszu ich dobrodziejki.
- Dajesz nam więcej, niż ośmielamy się prosić. Dziękujemy, naprawdę. Nie wiem, jak moglibyśmy się odwdzięczyć za wszystkie twoje dary. No i niewątpliwie za cierpliwość wobec naszej zgrai - dodała na koniec Barb, unosząc w lekkim uśmiechu koniuszki warg.
W tym czasie kiedy Barb dziękowała, Nela kiwała tylko głową przyznając jej rację… chociaż prawdę mówiąc jej umysł teraz zajęty był ścianą z elficką bronią. Stojącymi tam łukami, strzałami i sztyletami. Dziewczyna ujęła jeden z łuków w dłonie, po chwili już oglądając go z zaciekawieniem.
- Światełko? - zapytała, wyraźnie rozkojarzona Tamina, jednak zanim ta zdążyła powtórzyć swe życzenie, głowa wiedźmy uniosła się znad księgi, a spojrzenie spoczęło na Barb.
- Nie jesteście utrapieniem - odparła, z trzaskiem zamykając księgę. - Mam swoje powody dla których to robię. Nie, nie zdradzę ich w tej chwili - wyprzedziła ewentualne dalsze pytania w tym temacie. - Tytoń jest nam doskonale znany i chociaż sama nie palę to używam go do niektórych mikstur. Znajdziesz woreczki z nim w tamtej skrzyni - wskazała zamkniętą na skobel, dużą skrzynię stojącą w kącie. - Znalazłam odpowiedni przepis na eliksir zmieniający trwale kolor włosów, jeżeli to cię zadowala - zwróciła się z kolei do Neli, na co dziewczyna ochoczo i z zadowoleniem pokiwała głową. - Możecie zatrzymać to krzesiwo - wskazała na gzyms nad kominkiem gdzie leżało zdobne, podłużne pudełko. - I tak rzadko z niego korzystam.
Barb niemal zachłysnęła się z wrażenia i krótkimi, acz szybkimi krokami na w pół podbiegła do wskazanej skrzyni. Z radością zaglądając do jej wnętrza i niemalże śmiejąc się w głos, zaczęła w niej grzebać, wyciągając tytoń i wąchając woreczki z satysfakcją. Pachniał dobrze gatunkowo, z niektórych sakiewek czuć było nawet wanilię.
Jack uznał, że broń może chwilę poczekać. Korzystając z pozwolenia podszedł do kominka. Wziął do ręki pudełko i otworzył.
W środku było, może nieco nietypowo wyglądające, krzesiwo. Jedną część, tę większą, stanowił jakiś przedstawiciel rodziny Canis.


Druga, ta mniejsza, do krzesania, skałka, tak się to chyba zwało, była zaopatrzona w uchwyt w kształcie głowy wilka.
Dziwna zbieżność z ich aktualną sytuacją...
Odłożywszy testowanie krzesiwa na później Jack ponownie zaczął się przysłuchiwać dyskusji.
- Jesteśmy jako tako uszykowani… jeśli chodzi o hmmm, wyposażenie by móc opuścić twój dom i być może przetrwać. Te wszystkie przedmioty jednak na nic się zdadzą jeśli nie będziemy posiadać odpowiednich informacji - zaczęła Nela przyglądając się ich gospodyni. - Nie mamy zielonego pojęcia o tym świecie w którym teraz jesteśmy. Jakie istoty możemy tu spotkać, jakie są ich zwyczaje, kultura, religia. A przede wszystkim kto jest dobry, a kto zły… bardziej mam tu na myśli kto może być naszym sprzymierzeńcem i z jakiś, jakichkolwiek powodów móc nam pomóc, a kto na pewno tego nie zrobi.
- Albo i zaszkodzi - dorzucił Jack.
Zmienił miejsca pobytu i chociaż pilnie przysłuchiwał się rozmowie, równocześnie zaczął poszukiwać poręcznego toporka i zgrabnej kuszy.
- Wybieraj tylko te oznaczone białą tasiemką - Tamina udzieliła Barb instrukcji, brzmiąc na wyraźnie rozbawioną. Barb z niepokojem odłożyła paczuszki, które niesamowicie przyjemnie pachniały, ale były ozdobione kolorowymi wstążkami.
- Wiecie już o magii, elfach i istotach zdolnych przemienić was w coś innego - zaczęła Tamina poważniejąc i kierując swe kroki do półki z której zaczęła zdejmować kolejne fiolki i butelki. - Elfy rządzą tą krainą w oficjalnej wersji. Poza nimi każda rasa ma swojego władcę i terytorium, które uznają za swoje rodzime ziemie. Istnieje zatem rada wspierająca Vellandrilla, w skład której wchodzą przedstawiciele wszystkich takich królestw. Do tego oczywiście dochodzą magowie, kapłani i zbrojni. Z tej trójki w skład rady wchodzi tylko przedstawicielka magów, która jest wyznaczana przez osobę władającą Sercem Magii. To oni zdecydują, co się z wami stanie, a raczej chcieliby zdecydować, w czym póki co aktywnie im przeszkadzam. Na chwilę obecną najważniejszą rzeczą, którą musicie zrobić, to dojść do siebie i poczekać na wezwane przeze mnie osoby. One wam pomogą ruszyć dalej.
- Innymi słowy, większość będzie przeciwko nam? - upewnił się Jack. A Nela tylko ciekawa odpowiedzi zawiesiła wzrok na Taminie.
- Tak - potwierdziła wiedźma, dodatkowo skinąwszy głową. - Powinniście trafić na dwór zaraz po przybyciu do Avalonu. Tam poddaliby was testom, określili która wataha odpowiada za waszą przemianę, a następnie zatrzymali do pierwszej przemiany. Po niej włączyłby się instynkt sfory i nie bylibyście w stanie opuścić tych ziem. Wasza wolna wola zostałaby odebrana. To, że będziecie mieli ów czas przed przemianą dla siebie, spędzony na wolności, pozwoli wam ukształtować własne zależności. Otrzymacie możliwość wyboru. Nie zgadzam się z tą praktyką - wzruszyła ramionami, jakby sprzeciwianie się władzy było dla niej nie wartą wspomnienia drobnostką. - Zaopiekuję się wami i oddam was w dobre ręce. Kto wie, może nawet faktycznie uda się wam powstrzymać przemianę i wrócić do swojego świata. Macie na to jednak jedynie siedemnaście dni. Tyle czasu zostało do pełni.
Nela milczała przez kilka chwil. Mogłaby nawet zostać w tym cudacznym świecie, byleby tylko nikt nie odbierał jej wolnej woli… Przez owe kilka chwil zadała sobie nawet w głowie pytanie, czy nie wolałaby śmierci ponad brak własnej woli, ale pozostało ono bez odpowiedzi. No i w głowie.
- Właściwie, co oznacza bycie wilkołakiem w tym świecie? Po ewentualnej przemianie będziemy mogli przybierać ludzką postać. Być sobą? - Dziewczyna spojrzała na Jacka, który wyraźnie się skrzywił. Zdecydowanie nie chciał tutaj zostać.
- Nikt nie ma nic przeciwko takim... praktykom? Porywanie ludzi, zamiana w wilkołaki - dodał kolejne pytanie, zanim Tamina odpowiedziała na wcześniejsze.
- A jak jesteśmy już przy tym wilkołactwie - wtrąciła szybko Barb, wykorzystując moment ciszy - To o co chodzi z tymi śladami po ugryzieniach? Przecież brałam kąpiel, obejrzałam z grubsza swoje zadrapania i ranki, wszystko to standard - otarcia, zadrapania, ale śladów zębów nie ma. A miejsce, którego nie widzę, przecież bolałoby. A nie bolało i to przed tym, nim podałaś ten przyspieszający gojenie preparat. - Czarnowłosa skinęła lekko głową w kierunku Neli i Jacka. - Oni też się kąpali, nikt z wrzaskiem nie wybiegł półnago z łazienki, krzycząc z przerażenia - podczas tych słów Barb, Nela uśmiechnęła się rozbawiona czymś - a mogę być pewna, że na ten moment, daliby cynk o takich “przypadłościach” - Barbara rzuciła pytające spojrzenie Nel i wróciła do wywodu. - Jesteś w stanie stwierdzić te wilkołacze oznakowania na nas? Znaczy, gdzie są? Oznaczyła nas jedna osoba, czyli należymy do jednego stada? To stado też będzie nas chciało odzyskać. - Barb rzucała gorączkowo pytanie za pytaniem, bo jedno logicznie wynikało z drugiego.
Czarnowłosa odetchnęła, dając Taminie czas na odpowiedź, a sobie - i reszcie - na zastanowienie. Jej również nie uśmiechało się ubezwłasnowolnienie. Nie tego jej nauczono, nie to wpojono. Odezwały się w niej jakieś przebłyski wspomnień żarliwiej wiary babci. Nawet Bóg dawał wybór. To jednostka podejmowała swoje decyzje, nikt miał prawa dokonywać wyborów za nią, a tym bardziej wbrew niej. Co się zasiało, to się zebrało. Ale samodzielnie, a nie komuś, lub za kogoś.
Zarówno Nela jak i Jack pokręcili głowami potwierdzając w ten sposób brak widocznych śladów ugryzień na ciele.
- Kiedy się kąpałam usłyszałam wezwanie Taminy na śniadanie - wyjaśniła Szarowłosa krótko swoje wcześniejsze rozbawienie sprowokowana pytającym spojrzeniem Barb. - “A wiesz jak ona to zrobiła” miała jeszcze ochotę dodać, ale… no przy wiedźmie jakoś nie wypadało.
- Oczywiście - odpowiedziała Tamina, kierując słowa do Neli. - Przemiana daje wam możliwość zmiany formy w dowolnym momencie. To nie tak, że zostaniecie w zwierzęcych formach do końca życia. Ten etap następuje zwykle dopiero na starość, gdy zamiera świadomość człowieka i pozostaje już tylko ta, należąca do wilka.
- Oczywiście - powtórzyła zwracając się do Jack’a. - Jednak nie zdarza się to tak często, by budziło niepokój. Nie mówiąc już o tym, że ogół woli, by wilki polowały w waszym świecie niż tutaj.
Zebrane szklane naczynia zaczęły lądować na stole wraz z małą misą, którą wiedźma wyjęła spod stołu. Powoli zaczęła odmierzać kroplę z jednego, trzy z drugiego naczynka. Tak po trochu wypełniając ową misę z której zaczął wydobywać się gęsty, szary dym.
- Rany goją się na was szybko, a te, które was przemieniły, sądząc po tym co znalazłam na ciele waszego towarzysza, przemianę zainicjowano jakiś czas temu. Dłuższy czas - dodała, wkładając palec wskazujący do cieczy na dnie misy, która momentalnie zaczęła bulgotać.
- Dłuższy czas… - powtórzyła z zaskoczeniem Nela, unosząc przy tym brwi i jak można było sądzić po jej minie wpadając chwilowo w stan analizy.
- Mnie nic nie gryzło, odkąd sięgam pamięcią - dodał Jack. - Ani nikt.
- Istnieje jakiś sposób na przywrócenie, najlepiej łatwo i szybko naszych wspomnień? - zapytała Barb.
- Tydzień lub więcej - padła odpowiedź, a nim Tamina udzieliła kolejnej, wcześniej wyciągnęła palec z misy. Ciecz wciąż bulgotała, na co wiedźma zareagowała skinięciem głowy.
- Jeżeli utraciliście wspomnienia, to nie będziesz tego pamiętał - zwróciła się do Jack’a z uspokajającym uśmiechem i zmianą w tonie głosu mająca wyraźnie na celu współgranie z owym uśmiechem. - I niestety nie ryzykowałabym mieszania wam w głowach gdy jesteście w tak kruchym stanie. To by wam nie pomogło, a wręcz mogło spowodować większe szkody. Powinniście się teraz starać, by wasze umysły stawały się silniejsze z każdą chwilą, a nie osłabiać je magicznymi ingerencjami. Jeżeli jednak chcecie mogę wam dać coś, co zwykle stosuję gdy potrzebuję wywołać wizję z przeszłości. To delikatny środek, jednak nie będziecie w stanie kontrolować jego działania.
- Jak to działa? To znaczy... co zobaczymy i co z tym ma wspólnego kontrolowanie? - spytał Jack. - Możemy nie zobaczyć tego, co chcemy?
Tydzień lub więcej… Nela jęknęła i zrobiła to na tyle głośno z taką miną, jakby była pewna kto z jej świata XXI wieku mógłby… no mogłaby.
- Nie do końca rozumiem co oznacza ten kruchy stan naszych umysłów, o którym mówisz. Nie czuję się źle. Czy to ma związek z przebłyskami które wszyscy mieliśmy?
- Ja pasuję - oznajmiła Barb po chwili. - Jak się mamy wzmacniać, to wzmacniać. Z grubsza wiemy, co się stało. Uważam, że prędzej, czy później wyjdzie na jaw, kto nam to zrobił. Teraz skupmy się na przeżyciu, “odczarowaniu” i powrocie. Czas się kurczy.
- Barb ma rację - oznajmiła zamyślonym tonem Nela. - Wiedza jak to się stało będzie dla nas tylko wiedzą, z którą póki co nie będziemy w stanie nic zrobić. Jeśli stało się to tydzień lub nieco więcej temu już mogę podejrzewać coś tam. Ważniejsze jest nie kto nas ugryzł, tylko kto za tym stoi i po co. Bo właściwie co oznacza, że namieszaliśmy, lub że zrobiono to, byśmy namieszali?
Tamina westchnęła.
- Proszek ów pozwala na wgląd w przeszłość - zaczęła wyjaśniać Jack’owi. - Jeżeli jednak twój umysł nie jest odpowiednio nakierowany, wzmocniony konkretnym pragnieniem i zdyscyplinowany to zobaczysz to, co akurat podsunie podświadomość. Wasze umysły w obecnej chwili - zwróciła się do całej trójki - poddawane są silnemu napięciu. Nowe miejsce, stresująca sytuacja związana z przemianą, zmiany które zachodzą w waszych ciałach. Do tego wciąż myślicie o powrocie wiedząc, że szanse są niewielkie. Wszystko to składa się na sieć pęknięć, które osłabiają was, sprawiają że jesteście podatni na czynniki zewnętrzne nie umiejąc przy tym ani się przed nimi osłonić, ani ich kontrolować. Wiedza jest ważna, jednak trzeba być jeszcze w stanie ją przyjąć - zakończyła, obdarzając każdego poważnym spojrzeniem. - Z tego też powodu wstrzymuję się przed zaoferowaniem wam swej pomocy w znalezieniu śladów po ugryzieniach. Skutki mogłyby być gwałtowne - uśmiechnęła się przy ostatnim zdaniu, uśmiechem który krył, ale i zdradzał tajemnice.
Zaraz jednak spoważniała i udzieliła odpowiedzi na pytanie Neli.
- Wkrótce nastąpi wybór na stanowisko Mistrza Rady. Obecnie zajmuje je Vellandrill, jednak jego pozycja ostatnimi czasy zaczęła słabnąć. Jeżeli wyszłoby na jaw, że nie jest w stanie kontrolować granic naszych światów, ani tego że przenikają przez nie nie kontrolowane, młode wilki…
Nie dokończyła, pozwalając się im domyślić znaczenia takich wieści na arenie politycznej Avalonu.
- Jakie jest twoje zdanie na temat Vellandrilla - spytał Jack, który w swoim świecie omijał politykę szerokim łukiem - i kto miałby szansę zająć jego miejsce?
Czy to po tym badaniu w Dave'ie obudził się troglodyta?, pomyślał.
Nela przygryzła wargę słysząc pytanie Jacka. Nie była pewna, czy chce znać na nie odpowiedź… w końcu byli w domku wiedźmy która wbrew woli owego Vallandirilla pomagała im, a więc tym samym przez nią nie był on w stanie kontrolować granic. Tak jakby.
- Zdaje się, że nie wszyscy go lubią, tak samo jak nie wszyscy zgadzają się z rządami elfów. Krasnal i wróżka, których spotkaliśmy zaraz po obudzeniu się nie wydawali się pozytywnie nastawieni. Chociaż nam pomogli odpowiadając na kilka pytań, najwyraźniej bali się bardziej pomóc niż poprzez krótką rozmowę i pocieszenie. - Dziewczyna miała najwyraźniej nadzieję, dowiedzieć się jednak nieco więcej o przychylnych i nie przychylnych stworzeniach mieszkających w Avalonie.
- [i]Czy poza tobą, Tamino, są jakieś osoby, frakcje, czy hm… partyzantki, które byłyby skłonne pomóc nam w kwestii odczarowania się? W ogóle dlaczego ktoś to zrobił? Dla zabawy? Czy ta osoba, bądź osoby, które nas przemieniły będą szukać kontaktu z nami? - Barb zalała wiedźmę kolejną falą pytań.
- Będą - tym razem wiedźma odpowiedziała od razu na ostatnie pytanie Barb. - Jesteście nowym dodatkiem do sfory i wedle ich sposobu myślenia, jej własnością. To wasi główni wrogowie w tej chwili, wilki i elfy, chociaż nie wszystkie. W każdej grupie są jednostki gotowe przeciwstawić się władzy. To właśnie te jednostki będą waszymi najlepszymi sojusznikami. Poza nimi - zamyśliła się chwilę - zapewne demony, być może wysokie wróżki i najpewniej kasta druidzka, w tym driady. Nie jestem pewna jak zareagują gnomy czy gobliny, ani tym bardziej olbrzymy, jednak ci ostatni i tak nie biorą czynnego udziału w życiu tej krainy, więc ani wam szkodzić nie będą, ani pomagać. Ludzie będą się was bać, pixie nie wystąpią przeciwko elfom, więc automatycznie stają się waszymi wrogami. Co do reszty - kolejne westchnięcie opuściło jej usta - nie jestem pewna.
- Ja - odpowiedziała na pytanie Jack’a po krótkiej chwili milczenia, spoglądając mu prosto w oczy - jestem jego główną opozycją w Avalonie, a przynajmniej za taką jestem uważana. Między nami są lata walk i sporów, o których nie zamierzam dyskutować. Nie ja jednak stoję za waszą przemianą i sprowadzeniem was tutaj.
Lata sporów? Miałem rację, co do mikstury młodości, pomyślał Jack. Nie zadał jednak pytania o wiek rozmówczyni. Może był młody, może i głupi, ale nie do tego stopnia.
- Korzystasz z okazji - podsumowała Nela tonem pozbawionym jakichkolwiek wyrzutów, ot jakby stwierdziła oczywistość. - Tamta pixie czuła, że pachnie od nas wilkami. Czy wszyscy są w stanie to wyczuć? Możemy to jakoś zakamuflować? - Podjęła od razu kolejną serię pytań ze szczerą nadzieją, że nikt nie będzie drażnił oskarżeniami ich obecnej dobrodziejki.
- No i wspomniałaś - Jack postanowił na moment wrócić do najważniejszych spraw; z ich punktu widzenia przynajmniej - że być może mogłoby się nam udać powstrzymać przemianę, a potem wrócić. Jak, gdzie, z czyją pomocą? Bo na własną rękę z pewnością nam się nie uda.
Barb milczała czekając na odpowiedzi Taminy, w końcu padło tyle pytań, że kolejne stworzyłyby jedynie zamieszanie.
- Mikstura, którą wam podałam powinna złagodzić tą woń - odparła Tamina, powracając uwagą do misy. - Jeszcze nie zaczęła działać, potrzebuje więcej czasu by zatuszować tak wyrazisty zapach.
- Były takie przypadki w historii tej krainy - potwierdziła wiedźma, zwracając się do Jack’a. - Niestety nie posiadam w swych zbiorach traktatów tyczących się tych konkretnych osobników. Z pewnością nie była to sztuka łatwa i niewielu o tym pamięta. Liczę na to, że wezwane przeze mnie osoby będą wam pomocne w poszukiwaniach sposobu. Jeżeli nie, to przynajmniej zaopiekują się wami i pokierują pierwszymi krokami w Avalonie. Na chwilę obecną niewiele więcej mogę zaoferować nie wiedząc z czym konkretnie mam do czynienia.
- Dlaczego tu wszyscy mówią po angielsku? - Jack poruszył temat, nad którym wcześniej tyle się rozwodził Dave. - Czy też to w nas coś jakoś się poprzestawiało i wydaje się nam, że to angielski właśnie?
Nela spojrzała na Jacka w taki sposób, jakby tym spojrzeniem chciała zapytać “SERIO?”. Ale nie skomentowała. Teoria Dawida po prostu wydawała jej się o kant… no, ten tego.
- I mówiłaś o jakichś zależnościach, które ukształtują się w czasie spędzonym przez nas… na wolności. Możesz sprecyzować o co dokładnie chodzi?
Zanim Tamina odpowiedziała, wpierw ostrożnie przelała ciecz z misy do jednej z wolnych fiolek. Nie było tego wiele, ledwie jedna trzecia, co bez wątpienia było o wiele mniej niż to, co do misy zostało wlane. Zakorkowała naczynko i wyciągnęła je w stronę Neli.
- Poczekaj z użyciem do momentu, w którym udasz się na spoczynek, a następnie wypij całość za jednym zamachem. Smak nie należy do najlepszych, jednak mikstura jest nad wyraz skuteczna.
- Super. Dziękuję. Bardzo dziękuję. - Nela ucieszyła się i nie mała zamiaru tego ukrywać. Na jej ustach zakwitł uroczy pełen wdzięczności uśmiech. Ochoczo podreptała w stronę Taminy by wziąć od niej miksturkę.
- Anglicus to język wspólny, który znają wszyscy w Avalonie. Nie różni się wiele od języka, który nazwałeś angielskim więc nic dziwnego, że jesteśmy w stanie nawzajem się porozumieć. Zależności zaś - tu wiedźma ponownie uwaga jej skupiła się na Neli - polegają na tym, co robicie teraz. Tworzenie więzi, poleganie na sobie, wspólne snucie planów. Tworzycie, póki co małą, ale jednak sforę. Sfora uchroni was przez utratą siebie - uśmiechnęła się do nich z widoczną dumą, zupełnie jakby ich działania faktycznie bliskie były jej sercu, a sukcesy sprawiały radość.
Sforę? Jack spojrzał na Nelę i Barb. Nagle ta sfora zdała mu się bardzo mini.
- Im bardziej będziemy się dogadywać i wspierać, tym lepiej? - Przez moment pomyślał o starciu z Dave'em. Gdyby to była sfora, to tamten z pewnością pretendowałby do miana samca alfa. Nie daj Boże. - Wspomniałaś o dwóch osobach. Zapewne nie będą z nami cały czas... Czy w związku z tym możesz nam powiedzieć coś jeszcze o Avalonie? Na przykład jaki tu jest klimat? Można spędzić noc pod gołym niebem, czy też przyda się namiot? Albo taki drobiazg jak środki płatnicze? Nie zamierzamy iść do żadnego sklepu, kramu, czy gdzie tu się handluje, ale tak na wszelki wypadek warto to wiedzieć.
- Obecnie mamy początek lata więc namiot przyda wam się jedynie w deszczowe noce, które niekiedy się zdarzają - Tamina obdarzyła Jack’a miłym uśmiechem. - Środkami płatniczymi, jak je nazwałeś, zajmę się gdy będziecie opuszczać mój dom. Nie martw się, nie wypuszczę was nieprzygotowanych. Co zaś się tyczy mych gości, to faktycznie nie będą z wami stale, jednak postaram się byście do chwili przemiany nie zostawali sami zbyt długo. To po prostu zbyt niebezpieczne dla mieszkańców, a nie zamierzam brać ich śmierci na swoje sumienie.
- My będziemy niebezpieczni dla nich? - zdumiał się Jack. - Wszak każdy z tutejszych zdoła nas zwinąć w rulonik... Niebezpieczni to będziemy najwyżej jako wilki. Czy też wilkołaki. Można nas zwać wilkami, ale nie jesteśmy niebezpieczni.
No, może prócz Dave'a, pomyślał.
- Bo w wilki zamienimy się dopiero po przemianie, prawda? - dodał.
Barbara zajrzała przez ramię Neli, i tknięta nagłą ideą, podeszła bliżej do Taminy i konspiracyjnym szeptem zapytała:
- A nie masz czegoś na chudnięcie? - Nie, żeby groza zamienienia się w wilka była mniej straszna, tylko po prostu… Skoro już zetknęła się z kimś takim jak wiedźma i czymś takim jak MAGIA...
- Naprawdę uważasz, że powinnaś schudnąć? - Jack obrzucił Barb zaciekawionym spojrzeniem.
Barb spojrzała na Jacka podejrzliwie.
- Z dziesięć kilosów by nie zaszkodziło. - oznajmiła powoli, po czym gwałtownie przyspieszyła tempo swojej wypowiedzi. - Poza tym chyba chodzi o to, jak ja się ze sobą czuję, nie? Pal licho opinię reszty. JA chcę.
- Tylko pytam. - Jack rozłożył ręce.
Stłumił uśmiech, bo przypomniał sobie, jak Hermiona magicznie poprawiała sobie zęby. Skoro Barb chce, to niech i ona ma trochę przyjemności.
Nela wywróciła oczami. Posłała karcące spojrzenie najpierw Barb, później Jackowi. Po tym przeniosła badawcze spojrzenie na Taminę.
- Przemiana sprawi, że będziemy niebezpieczni dla innych? Silniejsi? Zyskamy jakieś moce? Zaczniemy zachowywać się inaczej? Mieć chęć żeby… polować? Zabijać? - Skrzywiła się. Dziewczyna sama nie wiedziała, czy chce to wiedzieć. Jakoś w ogóle nie dopuszczała do siebie takiej opcji. Zabić kogoś… Niestety, niektóre rzeczy lepiej wiedzieć niż nie wiedzieć. - Możemy się nauczyć kontrolować instynkty, prawda? - Spojrzała tak jakby potrzebowała potwierdzenia. - Dlatego będziemy potrzebować siebie nawzajem. Po za tym, powiedziałaś, że do chwili przemiany, jakby ten okres właśnie miał być najcięższy. On stanowi naszą próbę?
- Wilki nie zabijają dla zabijania - wtrącił się Jack. - My też nie.
Tamina roześmiała się słysząc wymianę zdań między Barb, a Jack’iem. Kolejne pytania jednak, które padły, przywołały na jej twarz powagę.
- Im bliżej przemiany, tym instynkty łowców stawać się będą silniejsze. Po niej zaś zyskacie wiele cech, które pomogą wam w dalszej egzystencji. Siła, szybkość, czułe zmysły. Być może niektórzy z was wykazywać zaczną pewne predyspozycje magiczne, jednak jest to wśród wilków rzadkością. Jedno jednakże jest pewne, będziecie chcieli polować i waszą zwierzyną nie będą jedynie jelenie czy zające. Czas pełni będzie dla was najcięższy bowiem wtedy wasza kontrola będzie najsłabsza. Jest na to jednakże sposób. Im silniejsza sfora, tym bezpieczniej dla otoczenia. Wasza zdaje się być całkiem obiecującą, więc nie sądzę byście mieli się czego obawiać. Powinniście jednak być bardzo, ale to bardzo ostrożni i gdy czas nadejdzie, najlepiej abyście mieli przygotowane bezpieczne schronienie, w którym będziecie mogli przeczekać najgorszy okres.
- Znam kilka mikstur, które mogłyby pomóc
- dodała, słowa te kierując do Barb. - Nie jestem ich jednak w stanie uwarzyć od ręki, więc obawiam się że będziesz musiała poczekać. Teraz zaś czas bym wróciła do przygotowywania obiadu, który wszak sam się nie zrobi.
Biorąc pod uwagę, że zapewne przez cały czas, jaki spędzili w pracowni, magia działała w kuchni, było to wyraźne zakończenie audiencji. Być może ilość pyta okazała się zbyt duża, a może chodziło o coś innego. Jakby nie spojrzeć, wiedźma miała wkrótce przyjąć dodatkową dwójkę gości, do czego być może musiała się przygotować.
Parę pytań Jack by jeszcze miał, ale nie zamierzał nadwyrężać cierpliwości gospodyni. Wolał nie zostać zamieniony w białą myszkę. Lub szczura.
- Ile najmniej osób powinna liczyć sfora… ah, racja. - Nela już zabierała się za kolejne pytanie. W końcu jakoś nie czuła, że z każdym z nowych bywalców Avalonu ona sama mogłaby tworzyć coś silnego. Nieco nie w porę zorientowała się, że kolejne pytania będą nietaktem a ich gospodyni wyraźnie zakomunikowała koniec. Popatrzyła na nią przepraszająco. Zawiesiła wybrany łuk przez plecy. Do tego zabrała trzy kołczany strzał. W końcu Jack ostatnio sugerował branie rzeczy “na zapas”, a ona miała zamiar jeszcze poćwiczyć nowy łuk co sugerowało rychłe wyczerpanie przynajmniej jednego z nich. Na koniec Nela przygarnęła również trzy - krótkie miecze i pochwy, tym razem jednak najwyraźniej nie na zapas, gdyż chwilę po tym wyciągnęła jeden w stronę Jacka, a drugi w stronę Barb.
- Zawsze będziemy mogli poćwiczyć… - oznajmiła przy tym.
- Dziękujemy, Tamino - powiedział Jack, przygarniając miecz. - Już sobie idziemy, zanim coś się przypali.
- Barb weźmiesz leki? - odparła obładowana już Nela.
- Dziękujemy Tamino za wszystkie twoje rady, odpowiedzi, za… troskę - z autentyczną szczerością i lekko łamiącym się głosem powiedziała czarnowłosa. Wspominanie o tak nieistotnej rzeczy, jak eliksir na odchudzanie w tych okolicznościach było dla niej już mniej ważne, niż się sama spodziewała. Za duże wyzwania przed nimi stały, żeby miała przejmować się swoją lekką nadwagą, czy mocno zaokrąglonymi kształtami. Ciekawe czy byłby z niej także wilk z krągłą pupcią…
Barbara uśmiechnęła się do tych myśli, postanawiając nie rzucać takimi ideami na głos.
- Pewnie, już zagarniam - oznajmiła, biorą przy tym miecz od Neli.
Jako, że cenne fanty nie mieściły się już jej w dłoniach, Barb zdjęła z siebie kurtkę, którą nosiła i zrobiła z niej wygodny tobołek, wkładając doń tytoń, trzy pięknie rzeźbione, smukłe fajki, oraz metodycznie układała lekarstwa, których etykiety jasno określały co jest do czego oraz jak stosować daną zawartość.
Po chwili układania i przestawiania, związała rękawy kurty, podeszła do ściany, zdjęła z niej jeszcze jeden nóż, o cienkim i smukłym ostrzu, nieco inny, niż ten pierwszy, który już był w ich posiadaniu. Więcej broni na pewno nie zaszkodzi. Poza tym zamierzała nauczyć się rzucać którymś z ostrych przedmiotów, więc warto było wziąć coś na zapas, w razie ewentualnej utraty któregoś.
Tamina odczekała aż zbiorą wszystkie potrzebne im rzeczy. Na pytanie Neli nie odpowiedziała, zaś na podziękowania zareagowała jedynie skinięciem głowy. Zdawała się być przy tym nieco nieobecna duchem, jakby jej myśli zostały zaatakowane pewnymi niezwykle ważnymi sprawami, które całkiem niemalże zdominowały umysł wiedźmy. Gdy jej goście opuścili pracownię, zamknęła ją ponownie i pewnym mogli być, że o ile sama tych drzwi nie otworzy, oni szans żadnych na powrót do tego pomieszczenia nie mieli. Zaraz też wiedźma skierowała swe kroki do kuchni, informując ich na odchodnym, że obiad będzie za nieco ponad kwadrans.
 
__________________
"First in, last out."
Bridgeburners
Morri jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172