Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2016, 07:25   #397
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Piszę posta i mam dość Szczerze.

Poza Tom Atosem, Cattusem i Fyrskarem nie otrzymałem żadnej deklaracji działania.

Od Anonima pada tekst - mam związane ręce, nie mogę wprowadzić moich wątków pobocznych - proszę bardzo, wprowadzaj je sobie, byleby nie mieszały i nie spychały na bok głównej osi przygody bo w niej nie mam od Ciebie żadnej deklaracji. Nie wiem co zamierza Marc Vernier w sprawie - wyjazdu do Carcassonne, wyjazdu na spotkanie z La Costą, czy chociażby zaproponowanego supportu w Hiszpanii. Czytanie książek po raz n-ty to dla mnie już nie deklaracja. No chyba, ze podasz mi konkret po co bohater to robi. A NPC-ka ma inne plany. Jedzie do domku, o którym zapomnieliście

Od Zombianny (tak moja droga Pani, też Ci się dostanie chociaż Cię lubię) dostaję zapchajdziurę w postaci opisu przeżyć wewnętrznych i znów żadnych deklaracji co do dalszych działań, zamierzeń, czegokolwiek.

I teraz sytuacja wygląda tak: Bertrand jedzie do La Costy - pogadać, muszę machnąć opis podróży (bo zrobiłem spotkanie z krewniakiem Casotra : Brzmiało to tak:
Cytat:
Bertrand
Bertrand Prunier poinformował o swoich zamiarach resztę spadkobierców i nim ktokolwiek zdążył zaprotestować, jeszcze przed spotkaniem z La Costą w Bezeirs pojechał na spotkanie z krewnym Catora.
Eugenio de Voltau okazał się być człowiekiem fizycznie ułomnym, który poruszał się na wózku pod czujnym okiem opiekuna. Wysokiego czarnoskórego mężczyzny o wyglądzie atlety i grubo ciosanej, prymitywnej twarzy. Jak przekonał się Bertrand, Eugenio nie miał obu nóg i prawej dłoni, a sadząc po wieku, kalectwo było efektem zmagań na froncie Wielkiej Wojny. Utrata kończyn zasiała najwyraźniej w duszy de Voltau ziarna goryczy i gniewu, który wyładowywał na otoczeniu i ludziach. Przyjęcie Betranda było, delikatnie mówiąc, oschle a dowiedziawszy się w jakiej sprawie Bertrandprzybył kaleka spojrzał na niego z surowym, nieprzyjemnym wyrazem twarzy i gniewem w oczach:
- Był tutaj taki jeden błazen, Marc chyba. I już jemu powiedziałem, że nie życzę sobie odwiedzin ani nawet rozmów o moim krewniaku. Poinformowałem już adwokata, że rezygnuję z czegokolwiek co należało do Castora i nie mam zamiaru mieć z nim wspólnego! A teraz proszę opuścić moją posiadłość albo zmuszony będę wezwać żandarmów i wnieść sprawę o wtargnięcie. Żegnam oschle, monsieour Prunier.
Podobnie jak Marcowi Vernierowi, tak i Bertrandowi, mimo największych chęci nie udało się nawiązać żadnej nici porozumienia.
Chcąc nie chcąc wsiadł w zarezerwowany przedział udając się do Bezeirs.
Zaczynamy w punkcie wyjścia, musimy czekać aż Tom Atos wróci bym wiedział o czym gadają.

Podobnie Cattus i Fryskar, jeden udaje się na spotkanie z Gonzagą drugi obserwuje OK, znów mamy "opóźnienie" - tutaj przynajmniej jest jakieś zaangażowanie i interakcja i to, o czym wspominałem, asekuracja wzajemna.

Początek posta dla Ottona:
Cytat:
Stan Claude Lévi-Straussa był taki, że w zasadzie poza przyglądaniem się skorupie leżącej na łóżku i podłączonej do kroplówek i cewników niczego więcej nie było można zrobić. Mimo, że Ottone nie był członkiem rodiny to i tak jowialny doktor Eugenio Phelippe prowadzący Claude’a poinformował go, że koniec, ten ostateczny i nieodwracalny, jest raczej blisko. Zawał, którego doznał Claude był tak rozległy i dokonał straszliwych zniszczeń w ciele pacjenta.
W tym momencie ja mówię dziękuję. Szkoda mi czasu na udawanie, ze gramy chyba że przekonacie mnie że jest inaczej....

Bo, takie granie to nie granie. Zaangażowanie co poniektórych jest mniejsze niż zero i albo uczciwie powiedzą - nie gramy, bo nam się nie chce, albo będą powodować moje napady frustracji, jak w tym momencie.

Mogę to prowadzić i owszem, nawet dla 1-2 osób dalej, ale muszą to być zaangażowane osoby. Bo mam 5 ludzi w grze, teoretycznie a gra 2-3 osoby. To za mało jeżeli chcemy skończyć tę przygodę.

Zatem robimy tak:
daję czas Anonimowi na posta do 14 lipca, Zombianie - ten sam czas na uzupełnienie swoich deklaracji. Jeżeli tego nie zrobią - dziękuję im za zabawę i zastanawiamy się, co dalej z sesją.

Ja już tak nie mogę. Doprowadziłem się do stanu wrzenia. I albo mi pokażecie, że sesja Was ciekawi i chcecie w nią grać albo uczciwie powiecie "Armiel, daj już z nią spokój". Czas na półśrodki i świece dymne uważam za skończony.

Albo gramy dalej, albo nie. Nie ma nic pomiędzy, żadnego udawania. Liczę na zaangażowanie w śledztwie i jasne deklaracje, co dalej, jakie są plany postaci. I posty, Anonim. A jak Ci brakuje wątków osobistych z rodziną lub asystentem, to je kurcze opisz w swoim poście .
 
Armiel jest offline