Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2016, 11:00   #47
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy

Gudrunn ruszyła by zgodnie z poleceniem wydanym przez skalda poprawadzić towarzyszące jej wampiry i drużynę wojów w głąb lasu. Im dalej od trzech kamieni granicznych, tym las zacieśniał się, roślinność choć pokonana przez zimę próbowała wychylać się spod śniegowej i błotnej pierzyny. Gołe krzaki, wiecznie zielone zarośla, bezlistne drzewa nie w pełni dopuszczały blade promienie księżyca.
Szli wąską, wydeptaną z rzadka ścieżką, którą jedynie w najpochlebniejszych pieśniach możnaby nazwać traktem. Pozostawienie wozów za nimi było jedynym wyjściem w tym miejscu.
Gudrunn co chwilę bez słów nakazywała ciszę wskazując przed siebie kolejne etapy drogi.
W pewnym momencie poczuli zmianę w otoczeniu. Jakby przeszli przez niewidzialną barierę.
Elin otoczenie szczególnie zaskoczyło. Wrażenie przeskoczenia energii na twarzy i dłoniach było wyraźne. Rozglądała się uważnie, szukając znaków ze swej wizji, a także czuwała, by tym razem nikt jej nie zaskoczył.
Gangrelka ponownie zatrzymała się przyhamowując wyprawę i wskazała dłonią przed siebie.
Gdzie niegdzie widać było w głebinie lasu niewielkie kamienie. Z rzadka obok takich kamieni wbity w ziemię były miecze. Teraz już oplecione roślinnością lub okryte kopczykami śniegu i lodu.
Volva trudów nie miała z zauważeniem znaków, co jak blizny na konarach drzew wysoko i nisko widoczne były. Rozglądała się za znakami, gdy czy to błysk czy to ruch niezbyt typowy dla roślin uwagę jej zwrócił.
Wieszczka syknęła cicho i ręką machnęła, by uwagę przyciągnąć najbliżej siebie stojących i kierunek wskazała na prawą stronę ku południu.
Frey przyczaił się i zerknął w te strone, gestem samym przykazał i innym to uczynic.
Wszyscy przypadli do ziemi by przez chwil kilka bez ruchu przyczaić się. Gudrunn i Elin powoli rozglądały się. Gangrelka lekko volvę traciła i wskazała krótko zagajnik krzewów.
Bezgłośnie na oczy wskazała.
Gdy Elin spojrzała uważniej, zauważyła poblask odbicia światła co ślepia objawił.
Póki co strażnik nie zdawał się ich zauważyć.
Volva głową skinęła na znak, że widzi i ostrożnie ku Freyvindowi się zwróciła powtarzając gest Gudrunn i pokazując jeden palec dodatkowo.
Skald zaciął usta w kreskę i miał ochotę złożeczyć. Atak na sukinsyna, mógł zaowocowac tym, że ten ucieknie i zaalarmuje resztę, a dalsze podążanie ku lezu zauwazenie ich i to samo. W najlepszym wypadku mieliby jednego na plecach…
Po chwili oczekiwania Freyvind z bólem serca podjął decyzję. Połozył palec na ustach i gestem polecił aby inni przekazali to dalej. Wskazał Gudrunn drogę przed siebie aby skradając się kolumna ruszyła dalej. Sam spięty patrzył w kierunku strażnika. Gotów puścic sie w dzika pogoń skradał sie sięgając ku mocy krwi aby jego ruchy stały sie bardziej płynne i zwinne.
Wieszczka coraz gorsze przeczucia miała ale skradała się ze wszystkimi spokoju na twarzy nie tracąc. Czujność wzmocniła śladów zagrożeń wypatrując.
Krok za krokiem, mąż za mężem ruszyli dalej. Faktycznie, Gudrunn daleko zajść musiała w swych poszukiwaniach, bo sami zaczęli dostrzegać jak las gęstnieje, a powietrze wokół zaczyna przenikać… moc. Nie było innego określenia na to. Ludzie niepokój odczuwać zaczeli co dało się raczej poznać po ich ruchach co znacznie ostrożniejsze się stały. Jeden Sven co pochód zamykał humoru i tryskającej z niego energii nie tracił.
Ponownie uwagę volvy i Gudrunn zwróciły tym razem odgłosy wiatru lecz niósł on szepty jakby i przenikał do szpiku kości.
Sven z tyłu też nagle kroku wstrzymał.

Elin niepewnie rozglądać się poczęła czując wzrok zmarłych na sobie. Hell gniew wzbudziła, a teraz umarłym spokój zakłócała… Nie było dobrze. Dreszcz ją przeszedł przy kolejnym podmuchu, który odczuła niczym dotyk martwych dłoni na swej skórze. Wciągnęła cicho powietrze i recytować bezgłośnie modlitwę za zmarłych zaczęła.



Skald choć czuł się niepewnie znać po sobie tego nie dał. Nie mógł. Gdyby i on zaczął się wahać i okazywać zdenerwowanie inni tym bardziej mogli zwątpić. Czuł się niepewnie, ale przezwyciężył to. Jedynie z tyłu głowy czując moc tego miejsca. Uniósł głowę tocząc twardym spojrzeniem po innych i wysforował się naprzód by przykład dać.

Volund również odczuwając nienawistne muśnięcia lodowatych powiewów rozgladać się zaczął z chwilowym niepokojem. Spojrzenie skalda jednak pomogło mu. Mocniej włócznię schwycił by gotowić się do dalszej drogi gdy…
… przez las przetoczyło się wycie…
Drugie…
….odpowiedziało mu trzecie….
A napór powiewów nasilił się i chłostać ich zaczął po twarzach…
Gudrunn nadal nie mówiąc ni słowa miejsca wskazała: ku południowemu skraju widniejącej niedaleko przed nimi polany.
Wieszczka w tamtym kierunku pojrzała przypatrując się uważnie.
Elin co jako jedyna z nich wyglądała na najmniej młoceniem wiatru dotkniętą oko zmrużyła. W południowym krańcu dostrzegła większą zasiekę drzew co niejaką osłonę być dać mogły gdyby atak pojawić się miał teraz.
Tymczasem polana zaczynała powoli ożywać…
Volva gest Gudrunn powtórzyła starając się na pewną siebie wyglądać i w kierunku wskazanym ostrożnie ruszyła chcąc pokazać co reszta robić ma, rozglądała się cały czas nie chcą zostać zaskoczoną. Patrząc gdzie wskazywały skald kiwnął głowa i sam wskazał reszcie gestem tym polecając ku osłonie sie ruszyć. Leże wilków było tuż, afterganger znów siegnął ku mocy krwi dodając swym martwym mieśniom siły godnej łamać okręty drakkarów. Gdy reszta przemykała we wskazanym kierunku. Od Grima przejął dyszel wozu z przywiązanym doń trupem wilkołaka. Sam jako jeden z ostatnich pobiezył w miejsce które wskazały wpierw Gudrunn i Elin.
Agvindur i Sighvart ruszyli po bokach, Volund tuż koło volvy, ghoule po zewnętrznych, Sven zaś nieco się ociągał jakby nie chcąc skalda zostawiać.
Przed nimi odgłosy warkotów dzikich bestii słychać poczęło być, pokrzykiwania co w charkoty gardłowe się przemieniały i krzyki … ludzi dać się poczęły. Z obrzeży lasu wycie co na intensywności nabierać zaczęło jak wezwanie do boju.
Szczególnie jeden głos, który swym niskim, gardłowym brzmieniem jakby wyzywał wywołując przerażenie wśród ludzi towarzyszącym im. Ci, co zioła Elin pili wcześniej jednak otrząsnęli się z przerażającego wrażenia.
Wieszczka włosy potargała i jakby chcąc zagłuszyć wycie poczęła zaklęcia i klątwy rzucać ku wilkom.
Wokół rozpętało się piekło. Pieprzony Ragnarok. Skald jednak nie panikował i stalowym spojrzeniem po ludziach potoczył. Zaczynającą szeptać volvę wzrokiem zmierzył do granic duszy docierąjacym kręcąc krótko głową. Wciąż widział szanse w tym, że to strażnik wyczuł ich trop i zaalarmował resztę jaka odpowiadała mu i wyciem i bieżeniem w jego stronę. Nie na nich. Przyparł głowę Gorma będącego obok. Bliżej ziemi i uspokajającym gestem potoczył do wszystkich. Bezgłośnie modląc się do Odyna.


Elin czuła rosnące przerażenie, jak powoli, powolutku zaczynało brać ją w swoje objęcia. Rozzłościła Hell, nie uczyniła nic by dopomóc swemu Panu i jeszcze teraz wywiodła wszystkich prosto do leża lupinów. Jeśli przegrają będzie to jej wina. Spojrzenie skalda zatrzymało szept, którym próbowała dodać sobie i innym odwagi. Zamarła słuchając wycia i kontynuując w myślach modlitwy za zmarłych, by przynajmniej oni nie przeszkadzali.
Wnet poczuła volva dłoń cudzą na własnej, lecz gdy instynktownie spojrzeć, prepiękne oblicze Volunda zobaczyła, kroczącego blisko cały czas, i pamiętać mogła, jak był sprzysiągł pomóc Słoneczko za wszelką cenę ocalić.
Twarz jednak teraz mniej kamienna była, łagodna jakoś, nieomylnie i wiezią jaką i z Freyvindem dzielili uczyniona bardziej życzliwą. Od razu gdy szli wciąż naprzód uczynił krok jeszcze do volvy Pogrobiec, tak że niekomfortowo blisko byli bardziej nawet niż dłoni jej trzymania by wynikło by szeptem z nią móc mówić.
- Szzzz… - patrzył kobiecie prosto w oczy, a ton jego był bardziej uspokajający, niż kiedykolwiek - Nie istnieje w najmroczniejszych krańcach ziem potworność, która strachem dobroć i troskę byłaby w stanie zgasić.
Elin zapatrzona w niego uspokoiła się na tyle, iż jej bardziej opanowana i chłodna część osobowości wychynęła na wierzch. Myśli ponownie wróciły do głównego celu jakim był ratunek Sigrun i analizowania sytuacji, w której się znaleźli. Musiała panować nad sobą, gdyż ludzie patrzyli. Musiała, choć ciągle strach czuła. Skinęła głową berserkerowi w podzięce i szła dalej.

Zarośla tworzące niewielkie zakole na południowym krańcu polany zobaczyli przed sobą, pomiędzy dwoma z czterech dębów co volva w wizji swej ujrzała. Wiatr przybierał na sile z nienawiścią wprost rzucając się na Volunda, Agvindura i Sighvarta. Zwiewał włosy, gałęzie, wył potępieńczo i zdało się, że na wietrze głosy słychać jakoweś. I choć wszyscy wystawieni na jego działanie było, Elin jako jedyna najmniej powiewami szturchana była.
Volva dostrzegając różnice w zachowaniu wiatru zastanawiać się poczęła nad przyczyną i jak mogła tą niewielką przewagę wykorzystać najlepiej. W skryciu zarośli rozejrzała się ponownie wypatrując miejsca ukrycia się lupinów.
Gudrunn z prawej strony się wychyliła i szeptem relację zdawała:
- Ze wschodu sześciu chłopa biegnie. Trzech w stronę kamienia, trzech… na północ - schowała się ponownie. - Jak z lewa? - rzuciła do Sighvarta lecz Rudowłosy szybszy był.
- Z północnego-zachodu dwa wilki wypadły. Coś z kamieniem… się...dzie….- nie dokończył wpatrując się przed siebie bez ruchu. Gudrunn Ormowi gestem nakazała by go walnął. Zdziwiony mężczyzna posłuchał wypłacając wampirowi solidną sójkę w bok.
Volva zaś za plecami pośród gałęzi dwie rzeczy dostrzegła:
Pierwsze to czarnego kruka co raz i drugi okiem pacirowkowym spoglądał na nich. Widząca z szacunkiem głową skinęła, by dalej patrzeć. Drugie to rosnącą sylwetkę pomiędzy drzewami. Wielkie cielsko prostowało się właśnie by z rykiem okropnym, kłapnięciem potężnymi szczękami ruszyć na nich. W wielkiej łapie błysnął wielki, zakrzywiony nóż.
- Za nami, idzie na nas w formie bestii… - Szybko szepnęła Elin wskazując kierunek i po moc krwi sięgając.
Volund słysząc to odwrócił się oczyma wiodąc za wskazanym kierunkiem i włócznię wprawnie obniżając, wychodząc kilkanaście kroków naprzeciw nowemu zagrożeniu, tyle tylko by pewność mieć, że ominąć go w drodze do volvy nie zdoła, a w nagłej żwawości jego moc krwi dało się dostrzec - oczy jego własne zaś szkarłatem zajaśniały.
- Szyk czynić jak rzekłem! - rzucił twardym głosem skald zdejmując tarcze z pleców i mocniej chwytając dyszel przerobiony na pal z e zwłokami wilkołaka. - Frontem do tego sukinsyna, po ubiciu do kamienia szyku nie gubiąc. - Uniósł pal z ciałem w stronę nadbiegającej bestii, kły obnażył i splunął w twarz trupa.
Heming szybko ruszył ku volvie by wedle wcześniejszych rozkazów skalda Elin chronić. Gudrunn syknęła cicho i płaszcz narzucony odrzuciła. Z jej dłoni poczęły wyrastać pazury co nagość jej nagle dziką niezwykle uczyniły. Sven za Elin i Hemingiem się ustawił plecami by od ataku z polany możliwego chronić.

Wilkołak zaś susami przemierzał odległość między aftergangerami i ludźmi. Im bliżej był tym bardziej kły ukazywał i widać wpatrzony był w wystawione pokaleczone truchło. Kruk zaś zleciał ostrym lotem wyprzedzając szarżującą bestię i lecąc w głąb polany.
Jeszcze trzy metry, jeden - dwa susy…
Jak gdyby rozmowę ze śmiertelnym co z Rusi wspominając, Volund mierzył zmrużonymi, szkarłatnymi oczyma ruchy przerażającego lupina kalkulując, jakie ruchy ten wykonać może. Grot jego włóczni delikatnie w każdej sekundzie się przesuwał, by celować coraz lepiej w tors bestii, spokój aftergangera zdawał się przeciwieństwem szału… Wtem, gdy nadszedł moment by się zetrzeć, berserker w chwili obranej doświadczeniem raptownie oręż skierował i naparł, ruszył, całą siłą rąk i ciała, by jeśli zdoła, przeciwnika uderzyć pierwej.
Obok niego zdumiony obecnością Volunda i trochę przez to wściekły, Freyvind wyczekawszy najlepszy moment gdy wilkołak się rzucał już na nich, pochylił pal i uderzył by nabić nań pędzącą bestię swym pędem tym mocniej na drzewce się nabijającą.
Afterganger pędzący do skalda i berserkera by formację całą odwrócić akurat się z nimi zrównywali gdy Freyvind z łatwością wynikłą z nadludzkiej siły długi palik z nadzianym wynędzniałym truchłęm w ludzkiej postaci skorygował w chwili ostatniej na trasę opętańczej szarży lupina, który z chyżością przeczącą ogromowi swej postaci obrócił futrem obrośnięy tors bokiem i o milimetry zaostrzony szpic minął. Grot włóczni Volundowej na ramieniu mu pas futra wyciął gdy i Pogrobiec prawie równie prędki trafił wilkołaka lecz nierówno, bruzdę raptem wyrywając że stal karmazynową wstęgę wzbrygnęła.
Obrońca caernu między drzewcowym orężem zdążył oszponione łapy sięgnąć ku dwóm afterganger. Sam rosły jarl Ribe w biegu ku bratu swemu miecz tylko w jednym ręku uniósł sztychem ku bestii i z okrzykiem na nią wpadł, ostrze w tors nawet głęboko zagłębiając, lecz bez wyraźnej bestii reakcji. Jak gdyby niczym to było.
W tych ułamkach sekund gdy między trzema wampirami się znajdował, nawet garou Agvindura spostrzec nie zdążył mimo rany jak cień Gudrunn wściekej, z blond włosami rozwianymi na wietrze jak bicze z przeciwko jak jarl wyskoczyłą swymi pazurami na odlew ramię wilkołaka przeorała gestem zamaszystym.
Rozpętało się piekło.

Rosłe cielsko garou okręcało się łapami zamachując by roztrącić afterganger, tak że Agvindur raz po raz razy mieczem czyniący uskoczył w tył i zatoczył się by jak tylko lupin ku reszcie zwróci podbiec. W chwili tej krótkiej Gudrunn sama od szponów się chcąc opędzić jak wilczyca prawdziwa na plecy pad uczyniła, nie ulegle jednak lecz własnymi pazurami jeszcze rozcinając ścięgna i mięśnie wielkich łap czyniącego sobie miejsce, zasypywanego gradem ciosów wroga.
Freyvind końcem piki wbitym glebę przeorał by ją cofnąć i sam o krok odsąpił by ledwie zaostrzonym palem obojczyk zajętego lupina zahaczyć z taką siłą, że ciało i kość zostały przebite i wyrwane tak łatwo jak gleba u drugiego końca makabrycnej, zdobionej trupem broni aż skalda źrenice w ciemności nocy niewidoczne rozszerzyły się w osłupieniu jego z własnej mocy. Volund sam był się cofnął i przypatrywał włócznię prawie do chrzęstu potężnych dłoni ściskając, szkarłatne ślepia patrzyły miejsca pomiędzy afterganger by uderzyć i jak gdyby zdradzały zamysł jak uderzyć by cokolwiek znaczącego uczynić.
Albowiem wilkołak pomimo wszystkich razów i faktu, że bronił się jeno, wciąż nie był znacząco raniony, razy Freya i Agvindura prawie na oczach bólu nie zadawały i tyle znaczyły równo prawie co szponów Gudrunn, przedłużenia Bestii z jej duszy.
I nim Agvindur powrócił o krok, nim Gudrunn w sekundy ułamek na nogach była, nim Freyvind w myśl się nawrócił błyszczące od gwiazd zwierzęce ślepia skrzyżowały się z oceniającymi je Volundowymi i na Pogrobca wilk się rzucił z taką prędkością jak gdyby nogi jego w miejscu zaprzeć się nie musiały, a szpony były burzą. Tak był prędki, że Pogrobiec ślepiami jak zahipnotyzowany nie miał szans zorientować się nawet, że jest atakowany. Pięciocalowe pazury pierś jego przeorały skrząc skry i zahaczone oczka z kolczugi wyrywając gdy Volund został potęgą ciosu obalony tak prędko, że nie zdążył jeszcze przestać myśleć jak zaatakować ciosem, który mógłby go wobec ran dotychczasowych z miejsca zabić na zawsze.
Agvindur chyżej nawet niż na początku, jak gdyby chcąc zdążyć berserkera ocalić zamachnął się przecinając tylko powietrze gdzie wilk był przed chwilą, prawie potykając by nadążyć za prędkością walki. Freyvind prędki, lecz nie aż tak na bok oskoczył i chcąc wilkołaka co towarzysza miejsce tuż obok zajął, z zaskoczenia mocą swoją do zaskoczenia lupinem prędkim jak wiatr przypadkiem palik w udo Gudrunn wbił, martwe ciało biegnącej ku potworowi wyrywając wraz jej skrzekiem drobnego bólu i większej furii.

Nim go opadła, volva co za plecami afterganger walkę obserwowała z bezsilnością własną się mierząc, w skupieniu oczy na chwilę przymknęła, a gdy je rozwarła, teraz ona patrzyła prosto w ślepia lupina, akurat w sekundzie, gdy Pogrobiec jej w swym mniemaniu strzegący przed nią padł. Nawet nań nie spojrzała gdy bezgłośnie, w ciemności, widząc ślepia wilkołaka, który i oczy jej widział zapragnęła by strach nad nim zapanował, jednakże nie panowała w pełni nad skutkami swego Daru i garou ogarnął szał taki, że wydał z siebie ryk jak tryumf i śmierć dla afterganger gdy nienawiść zawładnęła samotnym obrońcą. Dla reszty to wyglądać mogło jedynie jak radość z Pogrobca ubicia. Wtem Gudrunn ryk w skowyt przemieniła, szponami na krzyż i miną jak Vóðarr, i gdy nogi się pod lupinem ugięły i padał na dokładkę gardłu jego swe zakończone śmiercią nadstawiła by sam upadek żywot jego zakończył.

I to było tyle. Agvindur dyszałby, gdyby żył i spojrzenie z Gudrunn wymienił, nim ta przestrzegające skaldowi posłała. Ku zdziwieniu niektórych Pogrobiec włócznią podpierając się podniósł, jak gdyby nic mu wilk poza dumą nie uszkodził. Wszyscy - również Ci zbyt z boku, teraz ich widać było po krótkiej a dramatycznej walce, afterganger i śmiertelni, gdy potęgę raptem jednego lupina ujrzeli...czekali na Freyvinda rozkazy.

Skald niewiele czekając po polanie rozejrzał się, wychodząc z powrotem na czoło i bez słowa ciągnąc za sobą korowód wojowników.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 13-07-2016 o 11:15.
Blaithinn jest offline