Wolf zdecydowanie odczuwał satysfakcję z wybicia strzelców. Był też diabelnie zadowolony z tego jak udał się fortel z martwą przynętą. Gdy już było po wszystkim wytarł miecz o szmaty którymi przeciwnicy byli okryci albo też śmiało nazywali ubraniem. Pozbywając się plugawej juchy z ostrza wstrzymał oddech gdyż musiał pochylić się nad śmierdzącymi truchłami. Zmusił się jeszcze tylko do odcięcia woreczków z kulami i prochem, by mieć zapas dla nowo-zdobytego muszkietu.
Sama sala w której się znaleźli budziła w nim niejasne uczucie żalu. Krasnoludy pozostawały sprzymierzeńcami ludzi. Z ciężkim sercem patrzyło się na ich pozostałości. Jednocześnie podejrzewał że napastnicy napotkali tu nie lada opór ze strony niskich wojowników, a to napawało Wolfa otuchą.
--------------------
Wolf cofnął się o krok za załom zakrętu w który wpadały schody. Podniósł palec do ust. Zaraz potem zasłonił dłonią kamień, którym Manfred oświetlał drogę, by blask nie zdradził ich obecności. Wskazał Youviel, pokazał dwa palce, a następnie korytarz. Przeciągnął palcem po gardle.
Sam zaś przylgnął do ściany szykując miecz. Jeśli elfce miałoby się nie udać, był gotów rzucić się na szczuroczłeka ze stalą w ręku.
Ostatnio edytowane przez Jaracz : 14-07-2016 o 21:32.
|