Załatwili strzelców sprawnie i bez zbędnych ceregieli. Plan z wykorzystaniem przynęty się powiódł i mogli się udać dalej. Pokłady gniewu wzrastały w krasnoludzie jednak z każdym krokiem. Najpierw towarzysze, może i elfy, może i tymczasowi, ale jednak. Teraz komnata pełna kości krasnoludzkich obrońców.
Gdyby miał tylko więcej czasu, aby zająć się Dziećmi Rogatego Szczura pokazałby im co to znaczy cierpienie... i to w takim wymiarze jaki się nawet Karlowi Heinhopfowi nie śnił.
Piwowar ustawił się z pozostałymi w korytarzu. Z toporem w gotowości czekał na swoją kolej, aby popędzić na wroga i wypruć mu flaki. Albo urąbać łeb. Albo jajca. Byle śmierć każdego z tych bydlaków była jak najokrutniejsza.