Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2016, 19:15   #11
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Reeter patrzył na niedbale rzucone przez sztorm na nagą skałę szczątki swojego domu i czuł wewnętrzną pustkę, jakby wraz z kruszejącymi burtami i połamanymi niczym gałązki masztami odeszła też część jego samego. Splunął nagle i pokręcił głową z dezaprobatą. Kimbunga. Nie wierzył w bogów. Pomiędzy brzegami Rhadamanthii widział tańczące demony, niebywałe i wychodzące poza ludzkie rozumowanie zjawiska oraz więcej niż szczyptę magii, więcej, sam mógł co nieco z niej skosztować, gdy plótł palce w skomplikowane wzory i szeptał z trudem rozumiane słowa.

Ale nie wierzył w bogów. Traktował ich jedynie jako banalny sposób wyjaśniania przez ludzi skomplikowanych mechanizmów, które kierowały światem, który ich otaczał, sklepieniem niebieskim i kosmicznym bezkresem rozciągającym się za nim; niezrozumieniem potęgi magii. Być może się mylił, ale nigdy nie miał przed sobą dowodu na istnienie tajemniczych bóstw, nie szukał zresztą takiego.

Jego życie zmienił kaprys pogody, a być może magiczny fenomen; winna była też zapewne tajemnicza fantazja Bellit, wyprawa, którą umyśliła sobie i bez słowa wyjaśnienia postanowiła wprowadzić w życie. Nie potrafił się zdobyć na złe myśli o kobiecie, którą znał od kiedy była małym dzieckiem bawiącym się sztyletem koło nogi człowieka, któremu zawdzięczał i oddał swoje życie, jej ojca K. D. Rapisa.

Od kiedy wymienili z Gurthakiem łańcuchy na słodką wolność pirackiego rzemiosła, był cieniem pana i władcy na swoim okręcie; mógł być jedynie uważnym, na wpół dzikim psem kapitana, ale wzbudzał szacunek. Ostrzem sztyletu, cięciwą łuku i wprawną pułapką pozbył się tylu niedoszłych zabójców, że nie zmieściliby się w ładowni nawet ładownego okrętu. Wraz porzuconym truchłem swego domu, w którego objęciach spędził solidną część swojego życia, odeszła także część jego samego.

Z trudem i ściśniętym gardłem odwrócił wzrok od smętnej pamiątki po lepszych czasach i z wysokości drzewa, na którym tkwił niczym małpa, którą tak przypominał jego przewodnik, po czym spojrzał na pozostałych ocalałych. Byli ostatnim łańcuchem łączącym ją w minionymi czasami, a także jedyną rodziną, jaką znał, jakkolwiek nie wszystkich tak dobrze, jak by mógł chcieć. Guthaka miał za przyjaciela, o ile taki człowiek jak Reeter miewał takich. Łączyło go z nim kilka kart historii i choć zdawali się różnić we wszystkim, rasie, charakterze, a przede wszystkim spojrzeniu na świat, to gdyby zabójca miał zawierzyć komuś swoje życie, to byłby to mieszaniec z Tarantis.

Słabiej znał pozostałych. Z Jackiem spędzał przy kościach bezwietrzne wieczory, ale niewiele mógł powiedzieć o innych. Wiedział, kim są, a przynajmniej tyle, ile sami o sobie mówili. Łączył ich twarze z ich charakterami. Ale stąpanie po jednym pokładzie to nie to samo, co wspólna włóczęga przez dzicz w poszukiwaniu swojej schwytanej w niewolę przeszłości.

Podziękował małpowatemu tubylcowi skinieniem głowy i ostrożnie, choć bez przesadnej gracji zsunął się na dół. Opisał w zdawkowych słowach to, co zobaczył, starając się stłumić swoje emocje i poczekał, aż zadadzą bokorowi pierwsze pytania. Obserwował z ciekawością wszystko to, co otaczało grupkę zagubionych wilków morskich; zwyczaje miejscowych, nieznaną florę i faunę, architekturę osady i nie tylko. Zwrócił uwagę na warzącą się w kociołkach truciznę i podzielił się cicho ze swoimi towarzyszami swoją wiedzą na temat zabójczego wyciągu.

- Jak mamy zyskać wasz szacunek? - Reeter łagodnie zwrócił się do bokora. - Skutecznym polowaniem na bestię? Czymś zgoła innym?

Poznawszy odpowiedź czarownika zwrócił się do reszty drużyny: - Weźcie to, co pozostało po naszym dobytku, ale nie należało do żadnego z nas. Zanim zaczniemy szukać ocalałych bądź planować ryzykowne wyprawy, musimy przygotować sobie obóz. Rozdysponujemy też pożywienie, wedle tego, ile każdy potrzebuje, by nie słaniać się na nogach. - Kilgore zapewne będzie musiał zjeść więcej, pozostałym przydzieli się równe porcje. - Nie wiemy, jak szybko uda nam się zdobyć nowe zapasy, więc musimy racjonować to, co mamy. Osobiste jedzenie również podzielimy. - Dodał nieznoszącym sprzeciwu tonem. Paliło go, by jak najszybciej ruszyć za zaginioną kapitan, ale wiedział, że bez organizacji i planu jedynie zginą na marne. - Kiedy obozowisko będzie gotowe, wspólnie zadecydujemy o kolejnych krokach.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 15-07-2016 o 19:19.
Fyrskar jest offline