Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2016, 20:47   #1
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[Szuwary] Tajemnica Zaklętej Wieży

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=7jMlFXouPk8[/MEDIA]
- Kiedyś to były czasy, nie to co - psia mać - teraz!

- Mer Szuwar, Gall Ballou




Zimowe wspomnienie, chatka wiedźmy
[MEDIA]http://pre11.deviantart.net/3fea/th/pre/f/2016/066/8/5/winter_cabin_by_vityar83-d9u7pjw.png[/MEDIA]

Pory roku od dawien dawna wyznaczały sposób życia ludzi w Szuwarach.
Wiosna była czasem odradzania się wszystkiego, czasem porządków, kiedy to, co umarło, ostatecznie odchodziło, by ustąpić miejsca nowemu. Lato to okres wzrostu i wytężonej pracy połączonej z miłym łechtaniem trawiastego podłoża w stopy czy kąpielami w pobliskiej sadzawce. Jesień przynosiła ludziom plony ich wcześniejszej pracy, pozwalała gromadzić zapasy na zbliżające się dni... zimy.


Zima była okresem stagnacji przyrody, kiedy wszystko zapadało w sen, czasem wieczny nawet... dla ludzi jednak był to czas o tyle wyjątkowy, że wtedy właśnie można było snuć wieczorami długie opowieści o dawnych czasach, które im dalsze, tym mniej miały w sobie prawy, za to zaś więcej kolorytu zapierającego dech w płucach słuchaczy.

Jednak zupełnie inne były opowieści Babci Jagódki.


Stara wiedźma, której szósty krzyżyk życia szczególnie dawał popalić w zimowe wieczory łupiąc w kościach oraz skręcając i tak koślawe palce, była istotą niezwykle rezolutną...
...Otóż rezolutnie narzekała!

Czy słońce czy plucha, czy upał czy ziąb, Babcia Jagódka narzekała na wszystko i wszystkich, nieczęsto przy tym obijając kijaszkiem po plecach swoją wychowankę, nawet bez jej winy. Ot starcze przyzwyczajenie...

Młoda dziewczyna o wdzięcznym imieniu Masha zamknęła na chwilę wielkie niczym studnie w oczy, które były chyba jedyną ozdobą trójkątnej, kościstej twarzyczki. Z lubością syciła się teraz ciepłem grubego pledu oraz bliskością wiedźmiego, czarnego (bo jakżeby inaczej?) kota Moczymordy. Szybko jednak rozchyliła powieki niemo przywołując starą wiedźmę, by ta wreszcie przysiadła obok i coś jej opowiedziała.

Niewzruszona jednak na takie chwyty za serce Babcia Jagódka z uporem grzebała w palenisku, wyciągając zeń popiół.

- Złe czasy nadchodzą... oj złe... gdy tylko śnieg stopnieje... śmierć widzę, strach... Szuwary czeka zagłada!
- Babciu, co roku to widzisz. – odważyła się powiedzieć dziewczynka.
- A milcz ty, cholero jedna zawszona, bo cię przywiążę do miedzy i kozła Michalina przyprowadzę. Pamiętasz jak stary cap rzucił się na Beatrice z wielkim, sterczącym...
- Babciu! Miałaś mi opowiedzieć przecież o wiedźmim powołaniu, jak każe zwyczaj. Trzynaste to przesilenie zimowe w moim życiu, więc już normalnie uczyć się winnam...
- Ty mnie, smarkata wszo, powinności nie ucz!
– kilka pniaków przeleciało przez izbę w stronę siennika, jednak uczennica nie bardzo się wystraszyła.

- Teraz już i tak za późno... Za późno. Kruk wyruszył. - mamrotała stara bardziej do siebie niż do dziewczęcia.

Masha, najwyraźniej przyzwyczajona do takich babcinych konwersacji, baczyła tylko na to, by ani ona, ani Moczymorda czym po głowach nie dostali. Tym razem jednak nie nalegała dłużej. Babcia Jagódka miała wizję i dopóki nie wypije z pół dzbana cydru, dopóty lepiej nie wchodzić jej pod nogi.

Dziewczynka zamknęła oczy, próbując usnąć. Zimno jej się zrobiło i to bynajmniej nie od pogody. Babcia Jagódkanigdy się nie myliła...



Wtorek, drugi dzień wiosny, noc/poranek
[MEDIA]http://img08.deviantart.net/5b4e/i/2013/316/2/7/fatecraft_rural_town_tile_by_tyleredlinart-d6tzirg.jpg[/MEDIA]

Dupa a nie Łowczy! - teraz sam się tak nazywał, gdy zgubił nocnego wędrowca. Czy to w ogóle była żywa istota, czy jaka dusza potępiona? Wydawało mu się , że kształt był zbyt wyraźny, by to była jeno jego wyobraźnia. A i gotów był przysiąc, że słyszał szmer kroków. Śladów jednak nie znalazł. Nic to jednak dziwnego, gdy ciemno się zrobiło po zachodzie Słońca jak w dupie trolla.

Nic to. Podszedł do bramy cmentarza i postanowił się rozejrzeć, czy czegoś podejrzanego nie zobaczy. Już miał dać sobie spokój i wrócić do kolacji, gdy na starym murku cmentarnym zauważył ciemniejszą plamę. Dotknął, powąchał. Posoka. Prawie już zaschnięta, ale jednak posoka, bez dwóch zdań. Jakby kto tu na chwilę trupa położył... i to świeżego trupa! Redgar zmarszczył czoło. Starał się znaleźć sensowne wytłumaczenie nim dopuści do siebie zabobonne gadanie starych bab. Może to po prostu Grabarz kolację złowił w lesie i na chwilę odłożył tutaj? Przecie to nie musiała być ludzka krew. Może warto go będzie jutro o to spytać?

Łowczy wrócił do domu, głowiąc się nad niezwykłym znaleziskiem. Prawie nie spał tej nocy, a gdy skoro świt poszedł odwiedzić Grabarza. Niestety, okazało się, że, jak na złość, ten gdzieś wywędrował. Co mogło wywiać starego pijaka tak wcześnie rano?

Nie zastawiając się długo, Redgar postanowił skorzystać z coraz to jaśniejszego brzasku i na własną rękę zbadać ślady krwi oraz to, dokąd mogły prowadzić.



Drobiny złocistych promieni wiosennego słońca przeciskały się pomiędzy zasłonami w domu tkacza, opadając wprost na jego powieki, które odruchowo zatrzepotały, strząsając sen z oczu właściciela. To był zwykły poranek w zwykłych Szuwarach... a może nie? Vincent spojrzał na leżącą obok dziewczynę. Coś się między nimi wydarzyło. Coś... co czyniło ten poranek NIEzwykłym.



Gdy tylko Słońce wzniosło się na tyle, by rozproszyć mrok nocy, Szeryf Manhattan wrócił pod Wieżę Maga. Służba nie drużba.

- Widziałeś tu kogoś przez noc, Vince? - zapytał Golema.
- Nikogo! - zadudnił magiczny stwór, a Harl aż się skrzywił.


Gorzałka w dobrym towarzystwie wchodziła nadzwyczaj gładko. Aż nazbyt gładko. Ale co było robić, gdy go Paulette tak pięknie częstowała? Poza tym opłacało się, karta szła! Wygrał z krasnoludkami szyty na miarę kapelusz i to, o czym marzy każdy stary kawaler - domowy obiad u siostrzyczek we wtorek! Dawno się tak nie rozerwał, a i chyba wpadł w oko środkowej siostrzyczce Leroux. Kto by to pomyślał...

Szeryf otrząsnął się jednak i wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na trupy. Pies w dwóch częściach, szkielet kota, szkielet półtrolla, czyli zapewne Vandy Lortie i... chwila! A gdzie podział się trup Theodore'a? Przecież wczoraj wieczorem tu był!

Sytuacja poważnie się skomplikowała tym bardziej, że do Baszty Maga lepiej było nie podchodzić, patrząc na szczątki tych, którzy próbowali. Czy Mag Heidin wyjechał do Matrice i zapomniał uprzedzić kogokolwiek? Było to możliwe, w końcu typ nie należał do wylewnych. Z drugiej jednak strony nigdy nie znikał na więcej niż dziesięć dni. Tymczasem minął już drugi tydzień jak nikt Heidina nie widział... No i czy Mag zostawiłby otwarte okno na szczecie wieży?

Harl spojrzał do góry i jakby w odpowiedzi na jego pytanie wiatr zadął mocniej, wywiewając z parapetu na zewnątrz jakiś mały kawałek tkaniny. Strzępek materiału pofrunął ponad barierą w stronę Golema.


Lisa jak co rano krzątała się w niewielkim sklepie Rzeźniczki. Skrzętnie myła podłogę i ścierała niewidoczny kurz, podśpiewując pod nosem. Podczas gdy Hoe poszła do Igora Beumonna, by wybrać świniaka na ubój, młoda pomocnica miała czas dla siebie.

Śpiewała coraz głośniej i nawet zaczęła tańczyć, lecz zamarła w półkroku. Przez niewielkie okienko zobaczyła, że ktoś stoi przed domem Rzeźniczki i co gorsza - znała tego kogoś aż za dobrze.


Nickolas Milet - miejscowy grabarz najwyraźniej wahał się czy zastukać do drzwi, raz to cofając się pod drzewo, a raz podchodząc do furtki. Mężczyzna wyglądał mizernie, mrużył oczy, jakby delikatne promienie porannego słońca raniły jego oczy. Pewnie znów miał kaca. Ale czy to tłumaczyło jego obecność pod domem, w którym mieszkała Lisa? Raczej ciężko uwierzyć, że stęsknił się za córką...


Kastor jeszcze raz wyjął zza pazuchy dwa zwitki papieru, które tam trzymał. Pierwszym była prosta, odręczna mapa, którą Kastorowi narysował poczciwy Philibert, obrazując drogę, jaką musiał przejść z Pocieszników do Szuwar. Drugi dokument był listem od przyjaciela Heidina - i zarazem powodem tej wyprawy.

Cytat:
Drogi Kastorze,
Jak się masz? Jak Twoje studia? Byłbym wielce rad zapoznać się z wynikami Twych prac. Ja jak wiesz, pracuję nad czymś, o czym jeszcze głośno mówić mi nie wolno, ani tym bardziej pisać. Obawiam się jednak, że wieści o moich odkryciach i tak już dotarły do niepowołanych uszu.
Ktoś mnie obserwuje. Jestem pewien. Wzmocniłem zaklęcia wokół baszty. Cokolwiek by się nie działo, do piwnicy i tak nikt prócz mnie nie wejdzie.

Bywaj w zdrowiu i trzymaj kciuki za me badania
Heidin
Gdy Kastor dowiedział się od sąsiada, co jego bratanek w Szuwarach jest drwalem, że ich miejscowy mag zaginął, postanowił wyruszyć w podróż i sprawdzić samodzielnie, co też przydarzyło się Heidinowi. I wcale nie był ciekawy jego badań... No może troszkę.

W drodze towarzyszył mu jak zwykle wierny kompan - Alcest, wysoki osiłek o naturze prostodusznej i przyjaznej światu. Zupełne przeciwieństwo "Chytrusa".

Młody mag zmarszczył brwi, patrząc na prowizoryczną mapę. Mógł cały dzień przedzierać się przez puszczę i dotrzeć do Szuwar około północy, albo... spróbować skrócić drogę nawet o połowę idąc przez mokradła. Tylko czy warto ryzykować zdrowiem, jeśli choć dziesiąta część opowieści o żyjących tam poczwarach jest prawdziwa?
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 15-07-2016 o 21:31.
Mira jest offline