Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2016, 12:26   #52
KaDwakus
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Phoebe Duncan

-Gotowa?
-Chyba...
-Weź głęboki oddech. Spokojnie, tym razem sobie poradzisz.
-A ty nie chcesz spróbować?
-Nie, dziękuję, ja już zebrałam swoją dzisiejszą dawkę poniżenia. Teraz twoja kolej.
Gwen z powątpiewaniem spojrzała w górę schodów. Na samym ich szczycie, wznosiły się upiorne wrota, wykonane z mgły. Wiły się i odkształcały, jakby starały się sięgnąć w kierunku gracza.
Przez kilka chwil, myślała nad czymś gorączkowo, w końcu jednak westchnęła ciężko, a na jej twarzy pojawiła się determinacja. Lord Venomstache ruszył raptownie naprzód, a blokująca go mleczna zapora rozwiała się, ukazując pogrążony w ruinie i mroku, stary cmentarz. Na jego przeciwnym końcu czekał ogromny mężczyzna w poplamionym krwią płaszczu i kapeluszu z szerokim rondem. Twarz, okoloną siwymi włosami i rzadką brodą, przysłaniała mu, owinięta w koło oczu chusta. Na dole ekranu, pojawiła się czerwona, pozioma kreska podpisana "Ojciec Gascoigne".

Mężczyzna zaatakował. Jednym susem przesadził cały cmentarz, zamachując się ciężkim toporem. Arystokrata rzucił się w bok, w ostatniej chwili unikając rozdzierającego uderzenia.
-Spokojnie, nie panikuj! Trzymaj się blisko, ale nie atakuj! Poczekaj aż się odsłoni, albo zmęczy!
-Wiem, próbuję! - zapiszczała skupiona na grze dziewczynka, unikając kolejnych cięć, oraz chmury szrapnelu, wystrzelonej z garłacza.

Po paru minutach zaciekłej potyczki, pasek życia bossa, spadł do 2/3 swojej imponującej długości. Ojciec Gascoigne z rozmachem złapał toporzysko oburącz i potężnym szarpnięciem rozłożył je, zmieniając w coś na kształt dziwacznej halabardy z drzewcem przypominającym szynę.
Zazwyczaj to właśnie ta zmiana oręża, była przyczyną zguby Lorda von Venomstache. Większy zasięg ataków, oraz odmienny zestaw ruchów, wybijały Gwen z rytmu. Gubiła się i popełniała błędy, z czego każdy kosztował ją sowity kęs paska zdrowia, oraz kolejne zmarnowane fiolki, uzdrawiającej krwi.

Jednak tym razem, szło jej znacznie lepiej. Może powoli zaczęła przyzwyczajać się do sztuczek oponenta? A może po prostu miała lepszy moment. Jakiekolwiek by powody nie były, skutecznie trzymała przeciwnika na dystans, przerywała jego ataki celnymi postrzałami z pistoletu i kontratakowała wściekłymi dziabnięciami segmentowego bicza.

Phoebe nie mogła oderwać oczu od tego widowiska. Starała się jednocześnie obserwować brutalną potyczkę dziejącą się na ekranie, oraz narastające skupienie na twarz koleżanki. Odruchowo pakowała do buzi kolejne winogrona i chrupki, umilając sobie te pełne napięcia chwile. Analizowała też ruchy walczących, oraz zastanawiała się, jakby to było, używać takiego oręża w prawdziwej walce. Dżentelmeńska laseczka rozkładająca się w żyletkowy bicz, wyglądała na trudny do opanowania, ale szalenie zabawny i nieprzewidywalny gadżet!

Pasek życia bossa kurczył się z każdą chwilą. Gwen była jak w transie, absolutnie wyłączona i zamknięta w swoim małym światku. Nie istniało nic, poza mrocznym cmentarzyskiem, upiorną muzyką, oraz tańcem śmierci. "Jeszcze chwila! Już niebawem będzie martwy! Doskonała robota!" - Phoebe z wielkim trudem utrzymała swój komentarz w głowie, zaciskając pięści na krańcu spódniczki. Bała się, że jeśli się odezwie, rozproszy uwagę graczki.

I dokładnie wtedy, Ojciec Gascoigne eksplodował!
-TAK! - Phoebe aż zakrzyknęła z zachwytu, pozwalając w końcu ujść wzbierającemu napięciu! Ale w ułamkach sekundy, dotarło do niej, że coś było potwornie nie tak. To nie była animacja śmierci. To była animacja przemiany!
W miejscu starego łowcy, stała teraz wielka, kudłata poczwara odziana w resztki jego szat. Zatoczyła się kilka razy, jak pijana, tylko po to, by z przerażającą szybkością rzucić się w kierunku swojego niedoszłego pogromcy.
-Nienienienienie! - zapiszczała Gwen, całkowicie zaskoczona takim obrotem sprawy. Spanikowana, zaczęła miotać się i uciekać po całym cmentarzu. Próbowała kryć się za nagrobkami, by dać sobie chwilę na odzyskanie koncentracji, ale Bestia przebiła się przez nie, z łatwością. Nim graczka zdołała otrząsnąć się z szoku i odzyskać swojego ducha walki, wszystko dobiegło końca, a na ekranie, pojawiło się wielkie, wyzywające "You Died".

Przez kilka następnych chwil, w salonie, panowała całkowita cisza. Osłupiała Gwen wpatrywała się w ekran, próbując powoli przetrawić to, co się stało. Phoebe przyglądała się jej z mieszaniną rozbawienia i ekscytacji. Nie mogła się już doczekać, następnej rundy.
-Mam chyba trochę dosyć...
-No co ty, chcesz się poddać? Teraz? Gdy byłaś tak blisko? - w głosie Phoebe dało się usłyszeć wyraźną nutę drwiny.
-Nie...o-oczywiście, że nie. Ale muszę chwilę odpocząć. Z-zebrać myśli... - odparła Gwen przepraszającym tonem. Jakby chciała upewnić się, że nikogo nie uraziła. -A-a w tym czasie, może pokażę ci mój pokój? Jeśli chcesz. I przedstawię ci moją pajęczycę. D-dobrze?
-Jasne, żaden problem, prowadź - drwina ustąpiła miejsca teatralnemu rozczarowaniu. -Masz, zjedz winogronko, zasłużyłaś - nim nieśmiała dziewczynka zdążyła zareagować, koleżanka wepchnęła jej owoc do ust. -..k-kuję - wybąknęła tylko, zaskoczona.

Następnie obie udały się na górę. Pokój okazał się nieduży, ale całkiem przyjemnie urządzony. Jednak dla Phoebe, liczyła się tylko zawartość sporego terrarium ustawionego na jednej z szafek. Aż westchnęła, gdy przyjaciółka zaprezentowała jej swojego pupila. Mordka była taka śliczna! Cała brązowiutka i puchata! Wyglądała tak pociesznie i poczciwie i tak uroczo poruszała nogogłaszczkami!
-Aphonopelma Moderatum, lub Rio Grande Gold Tarantula - oceniła z uczoną miną, uważnie oglądając zwierzaka. -Sądząc po rozmiarze, stosunkowo młody osobnik. Jest bardzo zadbana, dobra robota. Czym ją karmisz? Jaką ściółkę jej zapewniłaś? Jak z natężeniem światła i wilgocią? Masz zamiar ją rozmnożyć i zbić kokosy na handlu maleństwami? Czemu imię Mordka? Czy jeśli się zdenerwuje, strzepnie mi w oczy podrażniające włoski i będę się rzucać po podłodze, w agonii, błagając o śmierć? Czy zrobiła ci kiedyś coś takiego? Bardzo bolało? Czy ty lub Kate, jesteście uczulone? Czy nagrałaś jak zrzuca wylinkę? Pokażesz mi? - nie mogła się powstrzymać, przed zadawaniem kolejnych pytań. Z trudem dzieliła swoją uwagę między pająkiem, a terrarium, z ciekawością przyglądając się każdemu szczegółowi.

W tym czasie Mordka, leniwie i bez większego zainteresowania, przemieszczała się po rękach właścicielki. Gwen całkiem umiejętnie, przerzucała ją z dłoni na dłoń i delikatnie obracała, w taki sposób, by pokazać ją jak najlepiej, ze wszystkich stron. Starała się też w miarę możliwości, odpowiadać na zadawane pytania, ale Phoebe całkowicie ją przytłoczyła.

Zaaferowana zwierzakiem, dopiero po paru chwilach, zorientowała się, że gra jakaś muzyka. Głównym wskaźnikiem była Gwen, która nagle zamarła, a na jej twarzy pojawiło się przerażenie. Było to, co najmniej niepokojące, dźwięki zdawały się dochodzić z daleka i bliska zarazem, nijak nie dało się zlokalizować ich źródła. Ale najwyraźniej, domownicy doskonale wiedzieli, z czym mają do czynienia. Tyle przynajmniej wywnioskowała ze słów Kate, wyraźnie poirytowanej, ale zaznajomionej z problemem.
Czyżby to właśnie to, było tajemniczym powodem, dla którego nikt nie odwiedzał Gwen? Sądząc po jej reakcji, było to bardzo prawdopodobne, bowiem dziewczyna wyglądała na zawstydzoną i zakłopotaną.
Przez kilka następnych chwil, Phoebe walczyła sama z sobą, w końcu jednak jej ciekawość zwyciężyła.
-Hej, co to za muzyka? Czy coś się stało? - zapytała na tyle delikatnie, na ile umiała. Sytuacja wydawała się drażliwa, musiała, więc uważać, by nie palnąć czegoś zbyt obcesowego. -Nie musisz się przy mnie wstydzić, jesteśmy przyjaciółkami, pamiętasz?
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 16-07-2016 o 12:52.
KaDwakus jest offline