Gurthak podobnie jak jego kompani uznał, że walka z tubylcami byłaby samobójstwem, chociaż szaman Ah-Nohol nie wzbudzał jego pełnego zaufania. Miejscowi wyglądali na silnych wojowników, wolne i niezbrukane jarzmem cywilizacji dusze i było to coś co Gurthak mógł uszanować. Podobały mu się dzikie tygrysice i lamparcice, szczególnie tak zwana "starsza" wioski - nie przerażały go ich kły, miał przecież własne, na ich warknięcia odpowiadał dzikim uśmiechem...
Pół-ork zauważył spojrzenia, jakimi obrzucał miejscowych Kilgore, ten budzący grozę minotaur na pewno planował już jak narzucić innym swoją wolę....
Kiedy zobaczył stan statku, ogarnął go gniew.
- Do stu piorunów, Bellit nie mogła zginąć, nie uwierzę póki nie zobaczę zwłok, musimy dorwać tych łowców i uratować naszą Królową! - Powiedział wściekle i już chciał ruszać, lecz wysłuchał wyjaśnień szamana o diabelskich czerwonych mgłach, które nie pozwalały opuszczać wyspy. Odetchnął, skupiając się na modlitwie do kapryśnego Pana Mórz. Nauki kapłana Poseidona ukoiły nieco jego pełną gniewu i żądną zemsty za lata zniewolenia naturę. Człowiek był tylko unoszonym na falach rozbitkiem, jego los zależał od niego w niewielkim stopniu. Można było tylko poddać się woli Poseidona i nieodgadnionego oceanu, cieszyć się tym co jest nam dane i brać to co można było, bo los może się zmienić w mgnieniu oka.
Reeter był jego towarzyszem jeszcze z lat niewoli, Gurthak ufam mu jak bratu (pomimo jego szalonej niewiary w bogów) i miał wiarę w jego nabyte podczas lat asystowaniu Rapisowi doświadczenie. Podporządkował się jego poleceniom i wraz z innymi pomógł w przygotowaniu obozu.
- Musimy ocalić Bellit, pod jej dowództwem nikt się nam tu nie oprze i skarby tej wyspy będą nasze! Rzekł śmiałym tonem, kiedy przygotowali już obóz, patrząc z wyzwaniem na swoich kompanów.
- Jeżeli ten szaman mówi prawdę, porywacze Bellit nie mogą opuścić wyspy, zgadzam się by najpierw zapolować z tubylcami aby nas nie lekceważyli, pokażmy im naszą siłę!