Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-07-2016, 15:38   #8
Baird
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Barrus Maurinius podniósł rękę widząc potencjalnego współpracownika. Turianin ułatwił w ten sposób namierzenie swojej osoby. Był nim Volus.

Jahleed, rozejrzawszy się spokojnie, ruszył ku stolikowi Barrusa.

Jahleed Von: … Piękna noc na imprezę … czyż nie? … Można się dosiąść? Chyba mamy do pogadania.

Widmo bez słowa wskazało tylko na jedno z wolnych miejsc przy stoliku. Gdy volus na nim usiadł turianin w końcu przemówił.
Barrus Maurinius: Wybacz mi, ale chyba zaszła pomyłka. Czekam tu na najemników którzy ruszą ze mną do Terminusa, wątpię że będzie mi tam potrzebny bankier. Zamów sobie drinka, możemy nawet porozmawiać o interesach i polityce hierarchii, ale gdy zjawią się tu najemnicy będę zmuszony Cię poprosić o zwolnienie miejsca.

Jahleed Von: … Czyżby? Wydaje mi się… że to pana zwą… Barrus, czyż nie, palaveński klanie?

Barrus spojrzał zaskoczony na volusa.
Barrus Maurinius: Zgadza się. Jestem Barrus, co oznacza, że ty jesteś najemnikiem, którego mi obiecano...interesujący wybór. Z kim mam więc przyjemność i jakie są twoje kwalifikacje?

Jahleed Von: … Kwalifikacje? … No cóż, służyłem pod turianami kilka dobrych lat … zresztą to oni mnie szkolili. Po kilku latach… przeszedłem w spoczynek i prowadziłem mały handelek na… Omedze. A że wiatry biznesu odwróciły się do mnie… przeniosłem się niedawno na Cytadelę… Nie muszę chyba wspominać, palaveński klanie, że życie na Omedze nie pozwoliło mi… zapomnieć bojowych doświadczeń ze służby Hierarchii… Jeśli dobrze zrozumiałem, będziecie również potrzebować kogoś… kto zna Omegę. Oto jestem, komandorze Shep… ekhem, dowódco Barrusie.

Barrus przez chwilę się zastanawiał dokładnie obserwując volusa. Widmo zrozumiało, że nie doceniło swojego rozmówcy. Jeśli volus miał chociaż połowę wyszkolenia Barrusa, to mógłby być bardzo przydatny na polu walki. Maurinius pomyślał od razu o tym jak niebezpieczny może się okazać volus w ciężkim pancerzu, zwłaszcza jeśli jest biotykiem ze strzelbą w dłoni.
Barrus Maurinius: Kapitanie Maurinius.
Barrus poprawił volusa.
Barrus Maurinius: Dobrze, w takim razie witam w drużynie volusie. Przyszedłeś pierwszy więc mamy jeszcze czas zanim pozostali do nas dołączą. Opowiedz mi więc może o swoim życiu na Omedze. Mówisz że biznesu Ci nie wyszedł. Czy może to oznaczać kłopoty na miejscu?

Nim jednak volus zdążył odpowiedzieć, do stolika podszedł ktoś jeszcze. Była to błękitnoskóra asari, której szmaragdowe oczy wpatrywały się w turianina.

Lirithea D'riais: Ty jesteś Maurinius?

Zapytała chłodno, choć jej głos był melodyjny i przyjemny dla ucha. Nie czekając jednak na odpowiedź, machnęła ręką w stronę kelnerki i bez większych ogródek usiadła na jednym z wolnych foteli przy stoliku.
Kamizelka w białym kolorze opięła się jeszcze bardziej na jej piersiach, kiedy rozsiadła się wygodnie i założyła nogę na nogę. Poprawiła wysoki kołnierz i uśmiechnęła się do Barrusa.

Lirithea D'riais: Lirithea D’riais.
Przedstawiła się, nie odrywając wzroku od Mauriniusa. Jej usta w kolorze fioletu wciąż były wygięte w lekkim uśmiechu. Gdy kelnerka przyniosła na tacy purpurowy napój, zielone spojrzenie asari wciąż utkwione było w turianinie.

Barrus odwzajemnił uśmiech. Kapitan zamyślił się na chwilę nad osobą asari. Była uwodzicielka, jak każdy z jej gatunku. Oczywiście nie tak piękna jak turianki, ale i tak lepsza od samic ludzi.

Lirithea D'riais: Obiło mi się o uszy, że Widmo szuka pomocy. To prawda?
Asari upiła łyk swojego drinka.

Barrus Maurinius: Widma nigdy nie potrzebują pomocy.

Turianin odpowiedział pewny siebie
Barrus Maurinius: Mi wystarczy przewodnik po Terminusie i Omedze. Ktoś zaufany kto wie kiedy strzelać, ale i kiedy negocjować.

Volus chrząknął znacząco i nie czekając na reakcję pozostałych rzekł.
Jahleed Von: Tak, tak… Ja i kapitan świetnie poradzilibyśmy sobie we dwóch… ale towarzystwo wyszkolonej… i pięknej… biotyczki, jak mniemam?... jest wielce mile widziane. Pozwoli pani, że przedstawię swoją osobę… Jahleed Von. Dawny szturmowiec Turiańskiej Hierarchii i wytrawny… socjolog Omegi.

D’riais omiotła spojrzeniem osobnika, którego wcześniej całkowicie przeoczyła.

Lirithea D'riais: Szturmowiec, socjolog, a do tego jasnowidz! Wspaniałe towarzystwo.

Asari puściła oczko do Jahleeda i powiodła wzrokiem ponownie na Barrusa.

Lirithea D'riais: Nigdy?
Nachyliła się w stronę turianina, odstawiając do połowy opróżniony kieliszek na stolik.

Lirithea D'riais: W takim razie Shepard musiał potrzebować całkiem sporej ilości... przewodników.
Na jej twarzy pojawił się drwiący uśmiech.

Barrus odpowiedział poważniejąc.
Barrus Maurinius: Shepard był tylko człowiekiem.

Barrus Maurinius: Żarty na bok. Rada poleciła mi Ciebie na tę misję, więc jesteś przyjęta. Przyda mi się pomoc w Sercu Zła. Nie jestem takim klocem jak część turian i nie pozbędę się wartościowego sojusznika z powodu dumy.
Wzrok turianina podryfował gdzieś na prawo.
Barrus Maurinius: Powiem Ci szczerze, że duma nie ma nic wspólnego z honorem.
Barrus zrobił mała pauzę.
Barrus Maurinius: Szkoda, że tak wielu z nas je myli.
Maurinius spojrzał Asari prosto w oczy.
Barrus Maurinius: A więc. Panno D’riais, co może mi pani o sobie powiedzieć? Oddziały specjalne? Banda najemnicza? Jakiś ciekawy życiorys, który powinien zabrać mi w dech w piersi jaka to nie tylko piękna ale i zabójcza jesteś?

Lirithea odwzajemniła spojrzenie, a jej wzrok zdawał się przeszywać Barrusa na wylot. Uśmiechnęła się ostatecznie i ponownie oparła się, biorąc w dłoń swój kieliszek.
Lirithea D'riais: Wszystko w swoim czasie.

Turianin wiedział kiedy ktoś mierzył jego siły, zazwyczaj były to krogańskie osiłki lub ludzcy wandale w okręgach. Teraz mierzyła go asari.
Maurinus miał doświadczenie z asari jeśli chodziło o walkę. Podczas służby w armii miał okazję ćwiczyć na poligonie z innymi rasami cytadeli, w tym z oddziałami specjalnymi asari. Liczył na kolejne spotkanie z asari, w bardziej prywatnych okolicznościach. Barrus wolał wiedzieć z kim ma do czynienia.

Quin: Jak już skończyliście te swoje pogaduchy, rozumiem że możemy przejść do interesów. Hej L.

Asari uniosła drinka i skinęła głową w odpowiedzi na powitanie.
Do stolika przysiadł się młody turianin. Na jego twarzy malowało się zmęczenie pomieszane z zainteresowaniem. Rzucił okiem na każdą osobę siedzącą przy stoliku, swój wzrok skupiając chwilę dłużej na Barrusie.

Quin: To gdzie lecimy?

Barrus spojrzał na frywolnego turianina marszcząc brwi.
Młody turianin, który do nich dołączył był nieokrzesany, jeśli był kolejnym polecanym przez radę pistoletem do wynajęcia to jego lekkie nastawienie mogło oznaczać dla nich problemy w terminusie. Maurinius nie widział w nim zbyt wiele z turianina, ale może był zbyt zmęczony żeby bawić się w honor. Zabawne, bawić się w honor.
Barrus Maurinius: Świat Bezprawia.
Odpowiedziało widmo.
Barrus Maurinius: Ciebie kojarzę. SOC, nieprawda?
Barrus przez chwilę się zastanawiał.
Barrus Maurinius: Quinterax Kerana, teraz pamiętam. Nie mieli Cię przypadkiem postawić przed sądem? W służbach chodziła plotka, że rozwaliłeś typowi głowę na oczach świadków bo dał Ci za małą łapówkę, inni mówili że oszalałeś czy coś takiego.

Quin: Rozejrzyj się. Świat bezprawia znajdziesz nawet i tu, na Cytadeli. Tylko jest ładnie przypudrowany. Ale zakładam że chodzi o Terminusa. A odnośnie tej sprawy, wolę to przemilczeć.

Barrus Maurinius: Wiem o co chodzi. Rada ma chyba dzień dobroci dla turian. Mnie zrobili widmem, mimo że doprowadziłem do śmierci prawie setki cywilów. Ciebie starają się pewnie zamieść pod dywan. W końcu niewielu przeżywa prace z widmem.

Widmo posmutniało na chwilę. Wspomnienia masakry w okręgu Bachjret nadal były świeże. Barrusa co noc nawiedzał ten sam koszmar.

Quin: Nie wątpię… bilety na przelot stawiasz nam Ty, jak mniemam?

Barrus spojrzał na Quina zmieszany. Quinterax na pewno nie był szalony, Barrus zastanawiał się jak wiele plotek na jego temat było przesadzonych. W końcu, o nim samym też chodziły różne nieprzyjemne pogłoski, najbardziej niedorzeczną jaką usłyszał, było to, że pracował dla Geth, on, Barrus Maurinius miałby pracować dla geth...plotki jednak będą zawsze. Bezpośredniość Quniteraxa, którą wcześniej pomylił z obłudą, mogła nie być taka zła w Terminusie, jak mu się początkowo wydawało. Opryszki z Omegi nie znają się na honorze. Tak myślał.
Po dłuższej chwili odpowiedział.
Barrus Maurinius: Lecimy moim stakiem. Zapewne czeka na nas w dokach. Najpierw jednak musimy udać się do akademii. Mam zabawki do odebrania u zaopatrzeniowego.

Quin: Chwila. A nasza misja? Może zróbmy tak, skoro masz statek, każde z nas dostanie kwaterę? Chciałbym zabrać kilka rzeczy ze sobą, powiedz tylko jak dużo możemy mieć oraz gdzie dokładnie jest zadokowany statek. Spotkamy się na miejscu. Ty dostaniesz broń od Rady, ale my zabieramy własne ze sobą.

Barrus Maurinius: Spokojnie młody. Sam jeszcze nie widziałem tego statku. Wiem tylko, że będzie to fregata z floty cytadeli, mam nadzieję, że turiańska.
Barrus spojrzał na asari.
Barrus Maurinius: Bez urazy Liritheo, ale wasze statki są zbyt obnośne. Nie zaprzeczam, że mają siłę ognia, ale liczę na trochę mniej rzucającą się w oczy jednostkę.
Lirithea wzruszyła jedynie ramionami.
Po tych słowach ponownie zwrócił się do Quinteraxa.
Barrus Maurinius: Proponuje więc abyście udali się ze mną do akademii, tam odbiorę ekwipunek i razem obejrzymy statek. Dam wam czas na spakowanie się zanim wylecimy. Co ty na to?

Barrus powiedział spokojnie uśmiechając się do młodszego turianina.

Quin wzruszył ramionami.

Quin: Ty prowadzisz, stary.

Jahleed Von: … Tak jest. Panie przodem, moja pani.
Volus usunął się z drogi asari, by ta ruszyła przed nim.

I w tej właśnie chwili niefortunnie wpadł na hanara z sąsiedniego stolika, który wybrał dość okrężną drogę do baru, dokładnie oplatającą ich stolik ze wszystkich możliwych stron. Hanar odwrócił się do volusa i wyrzekł ze zmieszaniem.

Hanar: O… ten… przeprasza…. ten… już idzie… Naprawdę.
Asari zlustrowała hanara wzrokiem, nic jednak nie mówiąc.
Barrus Maurinius: Nic się nie stało. Mój przyjaciel się nie gniewa, ale i tak powinneś uważać.
Barrus odpowiedział szybko reagując.
Barrus Maurinius: Wcześniej podsłuchałem jak tamtych dwóch Krogan mówiło o jedzeniu Hanarów, że słyszeli, że ludzie jedzą podobne istoty na swojej planecie, nazywają to sushi. Masz szczęście, że nie wpadłeś na nich, bo mogli by to potraktować jako okazję do spróbowania Hanara.
Maurinius okłamał Hanara by jak najszybciej go spławić.

Hanar: Oo… to ja im lepiej powiem… yyy… że hanarów nie można jeść… bo…. e… Rozbudzacze się rozgniewają. Ten przeprasza. Idzie. Do widzenia, Widmo.
Po czym ruszył szybkim krokiem (?) w kierunku wyjścia z klubu, kompletnie omijając stolik krogan.

Quin: Czy galareta nazwała Ciebie Widmem? Próbowałeś zatrudnić też latającą artylerię, czy może po prostu nas podsłuchiwał?

Quin wskazał na swój pistolet, a potem na Hanara.

Barrus odpowiedział przecząco kiwając głową.
Barrus Maurinius: Innym razem Quinterax.

Quin: Po prostu Quin.

Volus westchnął i mruknął pod nosem (?).
Jahleed Von: … cholerne galaretki…

Barrus poprowadził swoją drużynę przez okręg do windy zjeżdżającej do akademii SOC. Tam znajdowało się biuro oficera zaopatrzeniowego i zapewne tam zacumowana była fregata.
 
__________________
Man-o'-War Część I
Baird jest offline