17-07-2016, 14:15
|
#27 |
| "Jestem w piekle" Katon powoli tracił nadzieję, że sytuacja się poprawi. Byli żywi, ale co dalej? Utknęli w obcym, niebezpiecznym kraju, bez wsparcia i z perspektywą bycia wykorzystanym jako przynęta. Lub ofiara. Katon mgliście przypominał sobie obyczaje Tlanitlan i w zasadzie większość świąt i obrzędów zawierała w sobie przemoc i gwałt. Lub mieszankę obydwóch w dowolnej kolejności. Relacje tubylcy-Katon w postaci męsko-damskiej również należało odłożyć na bok. Być może egzotyka była podniecająca dla tej półdzikiej kapłanki, lub Kilgora który sam był praktycznie zwierzakiem, jednak sama myśl o spółkowaniu z pół-tygrysem czy małpą powodowała u Katona wymioty.
Opowieści szamana potwierdzały najgorsze obawy. Obecność piramidy, w której niewątpliwie była wiedza dawała pewną nadzieję na rozgryzienie obcej kultury. Bellit zniknęła. Statek strzaskany na skałach. Bez wiedzy żeglarskiej kapitan nie było żadnej nadziei na ruszenie się z tego przeklętego miejsca.
Tubylcy oddali im ich ekwipunek i nieco zapasów wystarczających na założenie skromnego obozowiska. Katon ruszył do pomocy ogromnemu minotaurowi, rozstawiając namiot.
Niewiele mógł opowiedzieć o swoich kompanach - bo na pokładzie statku niewielu miał przyjaciół, obracając się głownie wokół kapitańskiego mostku. Ot, zgraja piratów wyrzuconych na brzeg, gdzie ranga i pozycja na pokładzie przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Uwaga szamana o rybach wyrzuconych na brzeg adekwatnie oddawała ich sytuację. Jednak obecność towarzyszy dodawała nieco otuchy. "Każdy jest tylko zwierzęciem, a w dodatku stadnym" pomyślał Katon przygotowując obozowisko wraz z innymi. Towarzysze czarodzieja, prymitywni a jednak nie nie pozbawieni entuzjazmu głośno wyrażali swoje opinie, planując i rzucając pomysłami. Część brzmiała absurdalnie, część jednak..... była inspirująca na tyle, aby w głowie Katona zakiełkował nieco szalony plan. Podniósł z ziemi malutkie piórko, zagubione przez jedną z istot. - Quetzacoatl. Pierzasty wąż. Pora sprawdzić, czy tubylcy są zabobonni - mruknął do siebie Katon
W czasie rozbijania obozu, kiedy namioty były już odpowiednio ustawione, czarodziej rozłożył na ziemi swoje cenne utensylia. Wpierw na ziemi narysował sekretne symbole rytuału przywołania. W małej, mosiężnej misie spalił trzymane w sakiewce zioła. Znana mu receptura pozwalała na przywołanie każdego napotkanego zwierzęcia. Siadł w kręgu w pozycji lotosu, mamrocząc pod nosem starożytną klątwę, zamykając oczy i otwierając umysł. Powietrze napełniło się mocą eteru, kiedy impuls wysłany z misy uderzył w niebo. Czarodziej nie przerywał rytuału, koncentrując myśli na pierzastej istocie którą ujrzał w wiosce. Katon zakończył inwokację, otwierając jednocześnie oczy. Początkowo, nic się nie stało - tak jakby zaklęcie nie zadziałało. Niebo jednak odpowiedziało, tak jak przyzwana istota - cień skrzydeł przemknął przez twarz czarodzieja a do jego uszu dotarł skrzek pierzastego węża, spływającego z nieba prosto na ramię czarodzieja... |
| |