Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2016, 18:10   #2
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
- Będziemy monitorować twe postępy. - Ibis się podniósł. - Witamy w przedsionku Matrixa.
Witamy w przedsionku Matrixa
….w przedsionku Matrixa
...Matrixa
Co to do cholery był matrix? Albo jest? Co tu się dzieje?
Musiał teraz głupio wyglądać patrząc się na denatów i na własną martwą rękę. Bo przecież ostatnie miesiące nie były przecież jednym długim pieprzonym snem?! Prawda?
“Hej koteczku”- próbował się skontaktować patrząc z głupią miną na swoich dawnych towarzyszy.
Masamune Natoro … wierzący że jest klonem potomka najsłynniejszego z samurajów. Jego sparingpartner jeśli chodzi o miecze… second in command w bitwie. Jego cień. Samuraj pełną gębą. Bardziej niż oni wszyscy. I Calvin Daniels… medyk polowy, mający więcej szram niż oni wszyscy razem wzięci.
- Bad Trip po prochach.- zełgał Billy… a może znów Adam? Zaciskał i rozluźniał lewę dłoń. Nawyk nabyty wraz z protezą. Dziwnie kontrastował z żywą tkanką.- Który dziś mamy?-
Cal popatrzył na Masamune dziwną miną. Tą z cyklu “pacjent żyje, ale jest kiepsko”.
- Nie pamiętasz? Wczoraj miałeś urodziny. Kiedy są Twoje urodziny? - pełne zatroskania spojrzenie spoczęło na zaciskanej ciągle dłoni. - Nadal odczuwasz tę cieśń nadgarstka? - Davis wskazał na ramię Adama.
- Bad Trip. Mówiłem przecież… chyba przedobrzyłem tym razem.- zełgał przeliczając dni. Ile zostało od jego urodzin do swego deadline’u jako SPARTANa? Rozejrzał się dookoła po swoim casa Black. Dużym apartamencie na szczycie wieżowca. Wielkie łóżko, wielkie okno, wielki pokój i wielkie pieniądze.
- Podwójna whiskey.- rzekł głośno i ze ściany wysunęła się po chwili tacka z gotowym drinkiem.
- Lepiej się pospiesz z tym drinkem, Blacky i łącz na odprawę. - mruknął Natoro obserwując Adama leniwie szparkami oczu.
Wydawać by się mogło, że ma jakieś 4 dni do felernej akcji. Idol sam już nie był pewien niczego.
- Patrz jaki cham… - zagderał Calvin - … dbaj człowieku, troszcz się o jego dupsko, łataj go i składaj do kupy, ale drinka to bydle nie zaoferuje….
- A co chcesz sobie zamówić na mój koszt?-
Billy zgarnął niedbałym ruchem ręki drinka i gwałtownie wlał go sobie do gardła. Słabe… powinien sięgnąć po coś mocniejszego. Ale pozwoliło mu to otrząsnąć się na tyle, by po chwili połączyć w VR z resztą towarzyszy.


Przy wirtualnym okrągłym stole, jako jeden z wirtualnych rycerzy. Kryptonim “Arturius” oczywiście. Szefostwo lubowało się w tych historycznych odniesieniach i on, gdy był smarkiem, też.


Byli tu wszyscy z jego oddziału A-J1. Był i on… i chyba jako jedyny nie wiedział jakiej akcji dotyczy to zebranie.
Jak zwykle na te kilka minut nim szefowie się połączyli, przy stole trwały przyjacielskie docinki i żarciki:
- Ooo patrzcie… śpiąca królewna się obudziła!
- I nawet ma dwa krasnoludki obok siebie!
- Cześć, chłopaki...

Cal i Masamune z pełną powagą za to zaczęli:
- Witajcie, zacni giermkowie…
Billy nadal udawał lekko skołowanego, podczas gdy był bardzo skołowany, więc jedynie z uśmiechem kwaśnym na obliczu przyjmował wszelkie docinki, pozwalając Masamune ksywa Lancelot przejąć inicjatywę. To musiała być mocna impreza, skoro Adam miał tak dużego kaca po niej.

W między czasie charakterystyczny sygnał podłączenia dał znać zebranym, że do narady dołączył Han Kyusoi czyli Merlin, cappo di tutti cappi.
Oczywiście w długich szatach i z brodą również długą. I rysy były europejskie, mimo że w realu był Konusowatych koreańczykiem urodzonym w Singapurze.
- Witam - zaczął bez pardonu nie czekając aż zebrani się uspokoją - Widzę, że są wszyscy. I możemy zaczynać.

Nie patrząc na zebranych odczekał przepisowe 10 sekund.

- Otrzymaliśmy nowe zlecenie - Merlin nigdy nie nazywał rzeczy po imieniu lubując się w pseudokorp żargonie - Potrzebujemy do niego naszych najlepszych ludzi, dlatego zostaliście wybrani do niego wy.
Chwila przerwy by słowa mogły zapaść w pamięć i zacząć właściwie oddziaływać.
- Zlecenie to odzyskanie naukowca o nazwisku James Culter, pracownika naszej korporacji o poziomie dostępu 7. Został on przechwycony przez ugrupowanie terrorystów 8 godzin temu. Wraz z nim został przechwycony dysk zawierający ostatnie wyniki badań z dziedziny genetyki.

Ulubione ogólniki, które miały na celu niby przekazać informacje i uspokoić “sumienia” Rycerzy.
- Dr Culter przebywał ostatnio w nNY, właśnie wylądował na lotnisku JFK. Przechwycono go tuż po opuszczeniu terminalu. Od tego czasu nie zgłoszono żadnych żądań. Dysk i nasz pracownik ostatni raz wysyłali sygnał tu - w tle rozwinęła się wirtualna mapa z zaznaczonym pulsujący punktem w okolicach North Ironbound.


- Po 30 minutach sygnał zamilkł. Pod tym adresem znajdują się jedynie magazyny. Obserwacja dronami nie dała żadnych rezultatów, brak aktywności energetycznej wskazującej na wzmożony pobór mocy.

Na ekranie zaczęły pojawiać się ujęcia jakichs pojazdów, ludzi wyglądających na robotników i pracowników.
- Konieczne jest przeprowadzenie rozpoznania oraz odzyskania dysku i naukowca. - Merlin tym razem spojrzał na zebranych - Wylot za 20 minut z bazy.
Billy przyjrzał się mapce i rozejrzał po niej pytając.- Które z tych magazynów możemy na szybko wynająć przez podstawione słupy?
Mapka ponownie pokazała się wskazując na jednej magazyn odległy o prawie jedną przecznicę, i jeden o trzy magazyny w prawo po skosie.
- Nr 57 i 109 - Merlin tłumaczył zapalające się punkciki. - Dodatkowo istnieje również możliwość zatrudnienia się na stanowisku magazyniera w firmie posiadającej magazyn na przeciwko targetu. Nasi eksperci właśnie tworzą konieczny wakat.
- Percival właśnie znalazłeś swoje powołanie.- rzekł z uśmiechem Billy do jednego ze swych zwiadowców, który nazywał się zresztą Percy Queens.
- Spoko wchodzę w to… jaki jest odsetek kobiet wśród magazynierów? - błysnął filmowym uśmiechem
- Niewielki z tego co pamiętam. Dobra… weźmiemy 109… jest bliżej węzła energetycznego i komunikacyjnego okolicy. Dobrze by się było tam podpiąć.- ocenił Billy całkowicie zatracając się w iluzji. Znów był Adamem Black.
- Zajmę się tym - stwierdził Robert ‘Bobby’ Smith. Niewiele mówiący, chyba najspokojniejszy ze wszystkich rycerzy blondyn.
- Sprzęt, broń pobierzecie w bazie, dane wysłane zostały do was standardową metodą. Transport za 30 minut. - Merlin dolał odrobinę zachęty.
- Czyli wszyscy wiedzą co mają zrobić, zbiórka za 25 minut, zwarci i gotowi.- stwierdził na koniec Billy.- Koniec odprawy…?
Zerknięcie w kierunku Merlina, czy to potwierdza.
Krótkie kiwnięcie głową i przerwane połączenie potwierdzało założenie Blacka.

Cal i Masamune również się wypięli i zaczęli powoli zbierać.
- Pamiętacie jak nazywał się ten klub co ostatnim razem w nNJ odwiedziliśmy? Tam była… Trixie? - spytał medyk ruszając ku wyjściu.
- Nie. Trixie była …. - reszta wymiany zamierała za drzwiami.


Billy został sam. Bez kontaktu z kociczkami, bez… właściwie sam nie wiedział bez czego.
Czy to co widział teraz przez duże panoramiczne okno było fałszem?


Czy też może ostatnie miesiące jakie przeżył na ulicy były snem? Czy wrócił do domu?
Na razie wrócił pod prysznic. Zimny i mokry… rzeczywisty. Tak jak jego ręka. Chociaż czym naprawdę jest rzeczywistość? Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Toteż i teraz mocząc głowę i ciało nie poświęcał zbyt wiele uwagi temu.
Tym bardziej że przypomniał sobie kim jest James Culter. Nie był celem żadnej misji jego oddziałów.
-Pracownik Menthealth, poziom dostępu 7. Ostatnio był zatrudniony w Zurichu, 4 tygodnie temu został oddelegowany do nNY.- szeptał cicho pod nosem. James Culter… obiekt zainteresowania Matrixa. To nie mógł być przypadek. Więc… to też nie mogło być jego dawne mieszkanie, prawda?
Ale wyglądało identycznie. Odruchowo spojrzał na lewą rękę, by sprawdzić godzinę. Nie było tam jednak czasomierza. Może i ci z dołów nosili wszczepione mierniki czasu, ale ci na górze z czystego snobizmu używali smartwatchy. Z czystego snobizmu, bo to było małe i nieporęczne i irytujące swym durnym symbolem jabłuszka. Dobrze że chociaż reagowało na komendy głosowe. Billy… Adam nie chciałby żyć w czasach w którym musiałby mały cyferblat macać dużymi palcami.
Szafa z ubraniami zawierała wszystkie jego markowe ciuchy. Ich założenie zajęło Billy’emu jedynie chwilę czasu. Wygodne, samodopasowujące się i zmieniające barwę na żądanie. Idealny krój… robiony na zamówienie, żadna tam fabryczna ukraińska czy rosyjska masówka dla biedoty. Broni Idol w swoim mieszkaniu nie miał. Niby po co miałby? Jego apartament był częścią wielkiego osiedla w pełni chronionego przed atakami z zewnątrz. Nawet noża nie posiadał. Jedynie ćwiczebne bokkeny w sali treningowej. Z drugiej strony, od kiedy Idol potrzebował broni? Sam był bronią. Tak go wyhodowano.
Na razie więc, po przebraniu w mundur, udał się na zwiedzanie próbując porównać rzeczywistość ze wspomnieniami. po drodze minął doll-bota jak je tu nazywano. Model Aiko-0010127.


Androida szerokiego zastosowania. Sprzątaczki, pokojówki, niańki, kucharki i złote rączki. Doll-boty dbały o potrzeby mieszkańców tego osiedla. O wszystkie potrzeby, jeśli były kogoś fetyszem. Choć bez problemu pewnie dałoby się zbudować je tak, by były wyglądały niemal jak żywe kobiety, to z premedytacją zachowano ich lalkowatą prezencję. Trochę z powodu tradycji, ale bardziej z prozaicznego powodu. Oprócz doll-botów i mieszkańców poszczególnych apartamentów innych ludzi tu nie było. Więc jak już się zjawiali od razu przykuwali uwagę.

Kiedyś dla Adama doll-boty były czymś całkowicie naturalnym… elementem wyposażenia jak stoły czy krzesła. Teraz wydawały się Bily’emu upiorne i ciągle miał wrażenie, że go śledzą. Co zresztą mogło być prawdą. Póki co jednak zamierzał przejść się po okolicy i rozejrzeć po osiedlu. Zajrzeć do siłowni, może do arboretum w którym bywał rzadko? Miał czas i niewiele do roboty, odcięty od swych małych wspólniczek. Niecałe dwadzieścia minut zanim będzie musiał udać się na zbiórkę. Był w więzieniu, ale póki nie wiedział, gdzie są wrota tej złotej klatki, musiał grać wedle narzuconych reguł.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline