Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-07-2016, 21:52   #6
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tańce, hulanki, swawole.
To wszystko ponoć (tudzież wiele innych rozrywek) można było znaleźć pod dachem 'Latarni', lecz Variel znaczną z nich część pominął. Na tańce nie bardzo miał ochotę, (chociaż nie miał nic przeciwko przyglądaniu się, jak w tańcu zgrabna dziewczyna pozbywa się kolejnych elementów garderoby), hulanki kojarzyły mu się z bólem głowy po spożyciu nadmiaru trunków rozmaitych, natomiast swawole...
Bez wątpienia był to raj dla kogoś, kto lubił kobiety, lubił się uczyć nowych rzeczy, no i miał górę złota. Z pewnością niektórzy z pobratymców Variela mieliby mu to i owo za złe, ale z podobną pewnością można by twierdzić, że niejeden nazwałby go idiotą, gdyby z okazji nie skorzystał. A że ślubów czystości nie składał, więc wyrzutów sumienia nie miał, nawet najmniejszych.

* * *

Nic nie może wiecznie trwać.
Dzień wyjazdu oznaczał konieczność rozstania się z urokami stołu i łoża. Ani jednego, ani drugiego nie można było ze sobą zabrać, lecz Variel nie zamierzał narzekać.
Fakt - 'Latarnia' i jej pracownice stanowiły bardzo miły przerywnik między jedną a drugą podróżą, przerywnik niespodziewany, ale jedynie przerywnik, miły dodatek do zapłaty za obiecany udział w misji. Ale na zapłatę trzeba było zapracować, prędzej czy później, więc Variel uściskiem obdarzył aktualną towarzyszkę łoża i po pospiesznym śniadaniu, nie do końca wyspany i wypoczęty, zszedł na dół, na podwórze, gdzie czekali, niemal w komplecie, pozostali członkowie wyprawy.

To, że na jego kark spadła wątpliwa przyjemność opieki nad dwoma niosącymi zapasy końmi, należało do rzeczy nieco mniej przyjemnych, ale ten obowiązek dało się przeżyć. Za takie pieniądze mógłby prowadzić nawet cały tabun. Nie mówiąc już o tym, że pogoda dopisywała, a nikt nie próbował przeszkodzić w podróży. Nikt za nimi nie jechał, nikt nawet specjalnie im się nie przyglądał. A przynajmniej Variel nikogo takiego nie widział.
Może Sertus był przeczulony? Może niepotrzebnie zjechali z głównego traktu i podążali mniej uczęszczanymi szlakami? A może kłopoty czekały na nich gdzieś daleko, a nie tuż za Bedrak? A może niezbyt przychylne spojrzenia mieszkańców wioski były zwiastunem owych kłopotów?

- Zgłodniałaś, Osterio? - Variel zwrócił się do demonicy, równocześnie podając Villasowi wodze Zirga.
Demonica spojrzała na niego, jakby zastanawiała się kim on w ogóle jest.
- Troszkę - odpowiedziała, wydając się przy tym nieco zagubioną. Jej dłoń powędrowała w stronę kaptura, który zsunęła z głowy z wyraźną ulgą. - Tłoczno tutaj - dorzuciła, rozglądając się wokoło.
- Chyba byś musiała spytać Kysra, co zrobił tutejszym - odpowiedział półelf, również rozglądając się dokoła. W najbliższej okolicy, prawdę mówiąc, nikogo nie widział. Najwyraźniej panienka nie była pozbawiona poczucia humoru. - Pewnie naopowiadał im niestworzonych rzeczy i teraz wolą się trzymać od nas z daleka.
- To nie jego wina
- odpowiedziała, przenosząc wzrok na półelfa. - To nie on ich zabił.
- Kogo nie zabił?
- Variel spojrzał na nią zaskoczony. - Masz na myśli jakieś duchy?
Skinęła głową w odpowiedzi.
- Dużo ich tutaj - dodała, zataczając ręką krąg wokół karczmy. - Tłoczno. Dlatego wioska obumiera, nie widzisz tego?
Zadając pytanie wskazała na owych mieszkańców wioski, którzy trzymali się od nich z daleka. Fakt, faktem, za dobrze to im się nie mogło powodzić, jednak podobna sytuacja panowała w niejednej wiosce.
- Nie ma tu dzieci - naprowadziła go na to, co widocznie jej zdaniem świadczyło o owym umieraniu. I faktycznie, dzieci nie było zbyt wiele, ledwie dwójka obdartusów maczała patyki w wodzie. Wyglądali chuderlawie i chorowicie, żadne też się nie śmiało ani nie broiło, jak to dzieci miały w zwyczaju.
- Nie myślałem o duchach. Nie miałem pojęcia, że je widzisz - wyjaśnił Variel, nieco zaskoczony tym, że Osteria dysponuje takim niezbyt popularnym talentem. Rozejrzał się dokoła. - Ale masz rację. Nie tylko dzieci tu nie ma, ale i kobiet. Młodych, znaczy. Wioskę musiało spotkać jakieś nieszczęście.
Nie potrafił sobie wyobrazić, jakie. Co mogło spowodować, że kobiety zniknęły? Ale tego, na przykład, mógł dowiedzieć się w karczmie.
- Czy możesz również z nimi rozmawiać? Czy jest wśród nich więcej kobiet, niż powinno być?
- Mogę
- padła dość lakoniczna odpowiedź. - Są bardzo rozmowni. I nie, nie ma tu więcej kobiet. Niemal wszyscy - znowu zatoczyła krąg obejmujący karczmę - to mężczyźni. Jest parę niewiast i dzieci, jednak są w mniejszości. Nie są zadowoleni, chcą zemsty.
Variel, mimo młodego wieku, wiele rzeczy już widział, ale rozmawiającej z duchami jeszcze nie. Z tego też powodu miał zamiar wykorzystać tę szansę do granic możliwości. Czyli zapewne do chwili, gdy Villas przyjdzie i przerwie tę rozmowę.
- Na kim chcą się zemścić i za co? - spytał.
- Na wszystkich - odparła. - Za swoją śmierć - wyjaśniła. Nie wydawała się przy tym być szczególnie rozmowna. Mogło tu chodzić o to, że jej uwaga wydawała się nie posiadać zdolności do tkwienia w jednym miejscu. Wzrok błądził wokoło, co rusz zatrzymując się na pustej przestrzeni tylko po to by zaraz przeskoczyć do kolejnego punktu, gdzie wedle tego co mógł dostrzec Variel, nikogo nie było.
- Zemsta za śmierć. To rozumiem - wyjaśnił. - A kim są ci wszyscy?
Jakby nie było - wieśniacy powinni wiedzieć, kto się przyczynił do ich śmierci. I, zapewne, nie mieli na myśli wszystkich mieszkańców całego świata.
- Gośćmi - odpowiedziała po chwili, jakby dopiero musiała sobie przypomnieć, że zadano jej pytanie. - Na twoim miejscu nie jadłabym gulaszu. Mięso mogłoby ci nie podejść - dodała, wykrzywiając twarzyczkę w grymasie obrzydzenia, po czym pokiwała głową, gest ów kierując na prawo od półelfa.
- Mówisz tak, jakby ktoś pomordował tutejszych, by nakarmić gości - wzdrygnął się Variel. Ale posłuchać dobrej rady zamierzał. - Ograniczę się do sera i chleba - zapewnił.
Mała mogła sobie w najlepsze żartować, ale z tą wioską faktycznie było coś nie w porządku.
- Nie powinnaś tego powiedzieć pozostałym? - spytał. - No i czy można jakoś pomóc tym duchom?
- Ucieszy ich śmierć tej wioski
- udzieliła mu odpowiedzi. - Każdego starca, mężczyzny, kobiety i dziecka. Oni to wiedzą - wskazała na wieśniaków. - Oni to czują, jednak to ich dom więc tu tkwią. Może Amarel coś poradzi - skrzywiła się ponownie, tym razem ubierając twarz w wyraz niechęci.
- Oni wiedzą - dorzuciła.
- A możesz mi powiedzieć, co się w tej wiosce stało? I chodźmy do środka - zaproponował.
- Nic - udzieliła mu odpowiedzi idąc przy tym za jego propozycją i kierując się w stronę karczmy. - Zbiedniała, więc zaczęto szukać sposobu na przetrwanie. Znaleziono niewłaściwy, jednak nikt już nie myśli o naprawianiu błędów. Teraz dogorywają, a wkrótce dołączą do legionu duchów, który wysysa życie z tego miejsca.
Mówiła obojętnie, nie wyrażając swoim głosem żadnego współczucia ani dla żyjących ani dla zmarłych. Był on obojętny, wyprany z emocji, a gdy dotarła do drzwi karczmy, umilkła całkiem.
Variel postanowił nie drążyć tematu. Jakby nie było i tak nic by nie poradził na duchy i ich pragnienia, tudzież na kłopoty wioski.
Pchnął drzwi.
- Zapraszam - powiedział.
Karczma w środku wyglądała jak na karczmę przystało. Były stoły nie pierwszej młodości i czystości, rozstawione gdzie akurat miejsce było. Był kominek, obecnie wygaszony i straszący kupą popiołu. Był szynk, a za nim wycierający kufel karczmarz. Byli także klienci, wyglądający na wyjątkowo ponurych i spoglądających na siedzącego z kapłanką młodzika, wzrokiem, który gdyby mógł pewnie by go życia pozbawił. Na widok wchodzących przenieśli oni swe zainteresowanie na nich, dłużej wzrok zatrzymując na rogatej dziewczynce. Podstarzały jegomość w pozszywanej byle jak kurcie splunął na podłogę, po czym odwrócił się do stołu i zajął swym trunkiem. Variel usłyszał przy tym kilka dosadnych epitetów skierowanych w stronę jego młodej towarzyszki, jednak głośno nikt swego zdania nie wypowiedział.
Amarel przywołała ich ruchem dłoni, zapraszając do zajmowanego przez nią i przez Kysr'a stołu. Stał już na nim dzban wina i cztery kielichy oraz mniejszy dzbanek i kubek, zapewne dla najmłodszej członkini grupy.
Co zrobił tutejszym Kysr, tego się Variel mógł domyślić. Pewnie ograł biedaków ze wszystkiego, co mieli w sakiewkach. Ale co mieli przeciwko demonom?
- Co zamówiliście? - spytał, podchodząc do stołu. - Prócz wina? - sprecyzował.
Odsunął stołek, by Osteria mogła zająć miejsce, po czym sam usiadł przy stole, obok dziewczynki.
Kapłanka zmierzyła wpierw dziewczynkę uważnym spojrzeniem, a dopiero później odpowiedziała Varielowi.
- Poprosiliśmy o ser, chleb i kaczkę - wyjaśniła, uśmiechając się lekko do półelfa. - Mają tu także podobno wyśmienity placek z jabłkami, więc także i on powinien się na stole pojawić.
W międzyczasie Osteria sięgnęła po dzbanek i nalała do swojego kubka mleka, które sądząc po kolorze, musiało zawierać w sobie całkiem duża ilość miodu.
- Jeżeli masz ochotę na coś więcej to mów - rzucił Kysr, wstając z wyraźnym zamiarem udania się w kierunku szynku.
- Nie, nie, dziękuję. To mi w zupełności wystarczy - zapewnił Variel.
Nie było gulaszu, więc nie musiał wybierać i przebierać. A placek byłby miłym dodatkiem do kaczki.
Sięgnął po dzban.
- Amarel? Wina? - spytał.
Potrząsnęła przecząco głową.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała, przyglądając się z zaciekawieniem gościom karczmy.
- Tłoczno - odezwała się niespodziewanie Osteria, wbijając wzrok w kapłankę.
- Zajmę się tym - zapewniła ją kobieta, jednocześnie posyłając małej ostre spojrzenie. - Skup się na swoim napoju - doradziła, powracając do obserwacji siedzących i cicho szepczących mężczyzn.
Demonica pochyliła głowę i zasłoniła uszy dłońmi, jednak nic więcej już nie powiedziała. Zaraz też powrócił Kysr, niosąc w dłoni kolejną karafkę i dodatkowe kielichy.
- Villas zaraz przyniesie twój napitek, Lady - zwrócił się do Amarel, stawiając przyniesione rzeczy na stole. - Nie zostaniemy tu długo - poinformował Variela, rzucając wcześniej nieco zaniepokojone spojrzenie na Osterię, na które jednak mała nie zareagowała.
Czyżby to, że mała demoniczka widziała duchy, miało zostać tajemnicą? Być może, jednak Variel nie zamierzał wypytywać czy powinien wiedzieć o czymś, czego wiedzieć nie powinien. Nie miał tez pojęcia, po co ktoś robi przed nim jakieś tajemnice (co mu się za grosz zresztą nie podobało), ale nie płacono mu za zadawanie pytań.
Czy 'rozmawiająca z duchami' byłaby wartościową zdobyczą? Pewnie by się znaleźli i tacy, którzy by ją kupili na wagę złota.
- Im szybciej, i dalej zajedziemy, tym lepiej - odparł, spoglądając na Kysr'a. - Długie pobyty nie są nam do niczego potrzebne. Zjemy i ruszamy dalej. Gdzie zatrzymamy się na noc?
- Dziś chcemy dotrzeć jak najdalej więc pewnie skorzystamy z noclegu pod gołym niebem, jadąc do oporu
- wyjaśnił mu młodzieniec, nalewając sobie wina po brzegi kielicha. - Pogoda nam dopisuje, więc szkoda by było zmarnować okazję.
- Im rzadziej będziemy się zatrzymywać w miejscach takich jak to, tym lepiej
- dodała kapłanka, tracąc na chwilę zainteresowanie gośćmi przybytku i skupiając wzrok na półelfie.
- Mi to nie przeszkadza w najmniejszym nawet stopniu - odparł. - Lubię noclegi pod gołym niebem. W karczmach często się trafiają niepożądani lokatorzy, po spotkaniu z którymi trzeba brać częste kąpiele, a ubrania poddać kuracji w dymie. Nie do wiary, jak niektórzy nie potrafią dbać o czystość, a nie wiem czy ktoś kiedyś wymyślił zaklęcie odstraszające robactwo. Jak już, to wolę mrówki.
- Co prawda szykowanie posiłków aż tak dobrze mi nie wychodzi
- dodał nie do końca szczerze Variel - ale to w końcu nie problem. Jeśli mamy ze sobą prowiant, to możemy mijać karczmy i gospody bez zatrzymywania się.
Wlał sobie nieco wina; znacznie mniej, niż Kysr.
- O tej porze roku konie też znajdą dosyć paszy - dodał.
Upił nieco wina.
- Nie wiem tylko, jak się to spodoba Osterii. - Spojrzał na demonicę.
- Nie będzie to jej pierwszy raz - Amarel odpowiedziała za małą, nie pozwalając jej dojść do głosu.
- No to nie będzie problemu. - Variel skinął głową kapłance, po czym zwrócił się do Osterii.
- Żyjesz samym mlekiem i miodem - spytał - czy też jakimiś konkretami tez nie pogardzisz?
Sprawę tego, gdzie, jak i po co podróżowała Osteria, postanowił pozostawić na później, gdy dokoła będzie mniej osób, którym jego ciekawość by przeszkadzała.
- Zaraz zostanie podany obiad także dla niej - ponownie to kapłanka odpowiedziała, nie dając zabrać głosu młodej demonicy.
W tym samym czasie drzwi karczmy stanęły otworem, wpuszczając do środka ostatniego członka drużyny, który podszedł do stolika i usiadł na wolnym miejscu.
- Nie mam pojęcia, jakim cudem tą ruderę nazywają tu stajnią - pokręcił głową i nalał sobie wina. - Dobrze, że zostajemy tu tylko na krótki postój. Nie chciałbym sprawdzać tutejszych łóżek.
- Czyżbyś miał aż takie złe zdanie o tym... przybytku?
- spytał Variel. - Może po prostu rozpuściłeś się po paru nocach spędzonych w 'Latarni'? - zażartował. - Ale pewnie masz rację - skoro nie dbają o zwierzęta, to zapewne i o zwykłych gości niezbyt dbają.
- W takim razie zjedzmy i jedźmy jak najszybciej
- dodał.
Dorośli siedzący przy stole przytaknęli. Osteria z kolei zdawała się nie być zainteresowana tematem. Jej spojrzenie błądziło po izbie, nie skupiając na niczym konkretnym.
W chwilę później pojawił się przed nimi zamówiony obiad. Ser, chleb, mięso. Proste jadło, jednak bez wątpienia sycące i dające się rozpoznać. Pojawiły się też talerze, chociaż co do ich czystości można było mieć pewne obiekcje. Kysr zajął się krojeniem chleba, korzystając w tym celu nie z noża, który wraz z pieczywem przyniesiono, a z własnego sztyletu. Dość spora pajda, jako pierwsza, wylądowała na talerzu demonicy. Po chwili miała tam również ser, jednak na tym rozdawanie żywności się zakończyło. Resztą każdy musiał się zająć sam.
- Dokarmianie plugastwa - dało się przy tym słyszeć, w chwili, w której młodzieniec nakładał Osterii ser. Nikt z grupy nie zareagował jednak na te słowa, chociaż na twarzy Villasa pojawił się gniewny grymas. Znikł jednak szybko, zastąpiony obojętnością.
Variel nie zareagował, przynajmniej nie w sposób widoczny. Skoro Vallas nie rzekł ani słowa, to i on nie zamierzał nic rozbić. A już z pewnością nie chciał wywoływać awantury, skoro mieli podróżować, cicho i bez wzbudzania sensacji.
- Próbowałaś kiedyś białego sera z miodem? - zwrócił się do Osterii.
Nie czekając na odpowiedź zabrał się za swój chleb i szynkę.
Dziewczynka skinęła głową, nakładając uważnie ser na chleb, tak by nie rozsypać tego pierwszego i nie narobić bałaganu. Także i ona nie reagowała na docinki, które po pierwszej próbie rozbrzmiewały raz za razem i stawały się coraz głośniejsze.
- Lubię miód - powiedziała, gdy pierwszy kęs zniknął w jej ustach. - Ma przyjemny, ciepły smak.
- A wiesz, że mają tu niedaleko ule?
- zagaił Kysr, w przeciwieństwie do kapłanki, zdający się lubić małą. - Jak będzie czas to można się tam przejść i…
- Nie mamy na to czasu
- przerwała mu Lady w dość ostry sposób. - Ruszamy gdy tylko skończymy jeść.
- Nie przesadzajmy z tym pośpiechem
- mruknął młodzian, krzywiąc się nieprzyjemnie.
- Lady ma rację - poparł kobietę Villas. - Lepiej nie obciążać szczęścia bardziej niż to konieczne. Riv jedna wie, co jeszcze nas czeka. Znajdziemy inne ule - zakończył, uśmiechając się do demonicy.
Zanim jego słowa przebrzmiały, w plecy dziewczynki trafił pocisk wykonany z nie do końca obgryzionej kości kurczaka. Wśród siedzących przy pozostałych stołach rozległ się śmiech.
- Czy wszędzie trafiają się tacy dowcipnisie? - Variel niezbyt głośno spytał Kysra - czy tylko my mamy takiego pecha?
Nie bardzo miał ochotę reagować w czynny sposób, bo to zapewne nie skończyłoby się wymianą słów, zaś trupów w liczbie jedenastu nie bardzo chciał za sobą zostawiać. W końcu chodziło o to, by nie wzbudzać nigdzie zbytniego zainteresowania, ani też pozostawiać za sobą zbyt wielu śladów.
- Różnie z tym bywa - odparł młodzian, jednak widać było, że jego słowa mają pewien problem w przeciśnięciu się przez zaciśnięte wargi.
- Nic się nie stało - dodała Osteria, odgryzając kolejny kęs. Gdy jednak sięgnęła po kubek z mlekiem, widać było, że jej dłoń nie jest tak spokojna, jak głos.
- Po prostu zjedzmy i jedźmy stąd - pogonił ich Villas. - Im szybciej tym…
Zapewne chciał dodać “lepiej” jednak nie było mu to dane. Tym razem w demonicę trafił ogryzek jabłka, uderzając i odbijając się od jej głowy wśród salwy wyjątkowo złośliwego śmiechu.
- Chyba powinniśmy stąd jechać natychmiast - powiedział Variel. - I to nie płacąc za rachunek, skoro karczmarz nie potrafi zadbać o porządek i o swoich gości. Co wy na to?
Kysr sprawiał wrażenie jakby mu bardziej pasowała opcja podjęcia walki i zmienienia z powierzchni Zaris wszystkich zebranych w karczmie mężczyzn. Podniósł się nawet do połowy, jednak zaraz opadł na swoje siedzenie.
- Masz rację, nie ma sensu zwlekać - oświadczył Villas, wstając. Jego sylwetka, odziana w zbroję robiła niemałe wrażenie, dzięki czemu śmiechy nieco ucichły, a uwaga wszystkich skierowała się z demonicy na niego.
- Zapłacimy jednak - dodał - co by się za nami nie poniósł raban. Varielu zajmij się Osterią. Kysr, ty weź konie. Lady, proszę byś miała oko na tą grupę.
Zarówno młodzian jak i kapłanka skinęli głowami wyrażając zgodę na podjęcie się narzuconych na ich barki obowiązków.
- Osterio, zapraszam... - Variel wstał od stołu i elegancko podał dłoń demoniczce. Z czystej sympatii zresztą, a nie w ramach demonstrowania swoich poglądów.
Z chęcią dorzuciłby jeszcze kilka słów pod adresem obrażających Osterię ludzi, ale to z pewnością wywołałoby karczemną awanturę, a tego musieli unikać jak ognia.
Chyba musieli unikać...
Dziewczynka nie zwlekając podała mu swą dłoń i z wyraźnym zadowoleniem ruszyła wraz z nim do drzwi. Hałas za ich plecami narastał, jednak dalszych pocisków już nie było.
Gdy znaleźli się na zewnątrz, Variel usłyszał pełne ulgi westchnienie. Drobne palce zacisnęły się na jego dłoni czemu towarzyszyło pełne wdzięczności spojrzenie.
- Dziękuję - Osteria uśmiechnęła się do swego wybawiciela.
Variel odpowiedział pocieszającym uściskiem, popartym uśmiechem.
- Kysr, może zostaniesz tu jeszcze godzinę lub dwie, i ograsz ich do suchej nitki? - rzucił żartobliwą propozycję w stronę ich drużynowego szczęściarza.
- Oni już nic nie mają, więc szkoda mojego czasu - prychnął młodzian, kierując się w stronę zabudowań stajni. - Może następnym razem - dodał, wybuchając śmiechem.
- Polubił cię - oznajmiła półelfowi Osteria, spoglądając za oddalającym się członkiem drużyny.
- Ale i tak nie będę z nim w nic grać - zapewnił Variel. - Chociaż przyznaję, że zdaje się być miłym człowiekiem. Ciebie też lubi, jak się wydaje.
- Lubi
- potwierdziła, skinąwszy głową. - Niewielu jest takich jak on. Zwykle ludzie się mnie boją, nienawidzą lub próbują zabić. Szczególnie tacy jak oni - wskazała dłonią na wioskę, który to gest został przywitany gniewnymi pomrukami mężczyzn, którzy zebrali się przy ostatniej chacie i z uwagą przyglądali temu, co się przed karczmą działo.
- Tylko dlatego, że jesteś demonicą? Przecież nic im nie zrobiłaś - powiedział Variel. - Przynajmniej ja niczego nie zauważyłem.
- Nie musiałam
- stwierdziła obojętnie. - Wyczuwają, że powinni się mnie bać, a strach rodzi w nich agresję. To naturalny obrót spraw, więc nie mam do nich za to żalu.
- Czy oni są tacy mądrzy, a ja jestem taki tępy?
- spytał Variel, pełnym zaciekawienia spojrzeniem obrzucając Osterię. - Czy ja też powinienem się ciebie bać? Bo, jak na razie, jakoś się nie boję. To znaczy... nie uważam, ze nie jesteś w stanie nic mi zrobić, ale z pewnością nie zrobisz nic tylko dlatego, że mogłabyś to zrobić. Tak jak ja nie zacznę strzelać do każdego, kto nastąpi na mój cień.
- Każdy zapewne powinien
- wzruszyła ramionami. - Czasem sama się siebie boję - uśmiechnęła się do niego miło. - Masz jednak rację, nie atakuję tylko dlatego, że mogę. Moja moc jednak nie należy do tych, które są mile widziane. Władza nad światem dusz budzi wątpliwości co do duszy istoty nią władającej. Wielu uważa, że takowej nie posiadamy, więc jesteśmy bardziej potworami niż osobami. Na szczęście nie wszyscy tak uważają. Szkoda, może wtedy mogłabym zostać w domu, wolna. Zamiast tego jestem tu - zatoczyła krąg dłonią. - Wśród nienawistnych spojrzeń i z kajdanami na rękach, ty zaś jesteś jednym ze strażników, którzy mają mnie odeskortować do miejsca, w którym spędzę resztę lat swojego życia.
To nie brzmiało dobrze. Prawdę mówiąc brzmiało gorzej, niż źle. Przynajmniej w uszach Variela.
- Dlaczego zatem nie mogłaś zostać w domu? Czy nie było nikogo, kto zechciałby cię przyjąć pod swój dach? Taki strach wzbudzałaś we wszystkich, czy też znalazł się ktoś, na tyle wysoko postawiony, że cię zmusił do tej podróży? I gdzie ma się ona zakończyć, że masz tam pozostać do końca swych dni?
- Nikt nie zamierzał zostawiać mnie samej sobie, a krewnych czy też rodziny nie posiadam - wyjaśniła uprzejmym głosem. - Zdecydowano więc, że wynajmą obstawę i przetransportują mnie do cytadeli Nasher. Czeka tam już na mnie cela. Lady Amarell osobiście wybrała to miejsce. Sertus opłacił całą wyprawę, a waszym zadaniem jest zadbać byśmy obie dotarły na miejsce w jednym kawałku.
Ponownie wzruszyła ramionami i poprawiła płaszcz. Jej dłoń spoczęła na kapturze, jakby chciała go naciągnąć na głowę, jednak dziewczynka zrezygnowała z tego. Zacięty wyraz twarzy, który pojawił się na chwilę, sugerował, że decyzja ta była objawem jej buntu. Zaraz jednak powróciła przyjaźnie obojętna mina.
Resztki dobrego humoru Variela ulotniły się, jakby nigdy nie istniały.
Jak się okazało, jego misja, chociaż zgodna z prawem, teoretycznie przynajmniej, w rzeczywistości polegała na dostarczeniu więźniarki do miejsca, w którym dziewczyna miała zostać zamknięta do końca życia. Jeśli, oczywiście, opowieść Osterii była prawdą, a wszystko mu mówiło, że dziewczynka nie kłamie.
Cóż z tego jednak? Co miał zrobić? Porwać Osterię? Bo nie sądził, by zdołał przekonać pozostałych do zrezygnowania z realizacji zadania. Nie mówiąc już o tym, że obiecał dowieźć dziewczynkę do celu.
- W takim razie - powiedział cicho - może pojedziemy trochę wolniej, niż planowaliśmy? Uznajmy to za coś w rodzaju wycieczki? Poza tym... a nuż się zdarzy coś po drodze? Miłego dla odmiany?
- Udawać
- powtórzyła za nim. - Tak, udawanie wszystkim powinno wyjść doskonale.
W tej samej chwili drzwi karczmy otworzyły się, a w progu stanął Villas.
- Wszystko w porządku? - zapytał Variela, podchodząc do stojącej pary. Za nim z budynku wyszła kapłanka, której wzrok natychmiast padł na Osterię. Czujny, uważny wzrok badający każdy detal i wyłapujący wszystkie nieścisłości. Zmarszczyła czoło, jednak nic nie powiedziała.
- Wszystko - zapewnił Variel. - Czekamy cierpliwie, aż Kysr przyprowadzi konie. Nikt nas nie zaczepia, cisza, spokój.
- Zaraz możemy jechać
- dodał.
- To dobrze - mężczyzna skinął głową, uśmiechnął się do demonicy, a następnie skierował swoją uwagę na stajnię. - Mógłby się z tym pos…
W tej samej chwili, całkiem jak na zawołanie, pojawił się Kysr, ledwie radząc sobie z całą gromadą zwierząt.
- Pomogę mu - mruknął Villas, ruszając w stronę młodzieńca.
- Załóż kaptur - nakaz ów padł z ust kapłanki i został, niechętnie bo niechętnie, ale wykonany przez Osterię. - Dobrze, a teraz chodźmy - ponagliła zarówno małą, jak i półelfa, lekko popychając dziewczynkę w plecy, by ta ruszyła przodem w stronę obu mężczyzn i koni.
- Lady Amarel, wszak nie musimy się aż tak spieszyć - powiedział Variel. - Skróciliśmy obiad, nie będziemy mieć żadnego spóźnienia.
- Pomogę ci, Osterio
- zaproponował.
- Dziękuję, ale poradzę sobie - odpowiedziała na jego propozycję Osteria, na co kapłanka aprobująco skinęła głową.
- Zostawać tu dłużej niż potrzeba, także nie powinniśmy - odpowiedziała Varielowi, przenosząc na niego swą uwagę. - Zyskany czas możemy wykorzystać do zmniejszenia odległości dzielącej nas od celu.
- Im szybciej dotrzemy, tym mniej niespodzianek może nas spotkać po drodze.
- Półelf skinął głową. - Niespodzianki na szlaku zwykle bywają mało przyjemne.
Na pozór skupił się na dziewczynie, ale kątem oka obserwował wejście do gospody. Gdy Osteria znalazła się w siodle, również i on dosiadł Zirga.
- Możemy zatem ruszać - powiedział.
 
Kerm jest offline