Strzelanina w hangarze trwała w najlepsze. Istwaniaanie byli już martwi, po prostu nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę.
Chris zobaczył dwóch heretyków, z których jeden próbował ukryć się na schodach a drugi cudem unikając pocisków i laserów przypadł za beczkami, po drugiej stronie mając Blackhole’a. Stormtrooper na migi dał znać Natashy i Mordaxowi gdzie czai się niebezpieczeństwo, zaś sam nie spuszczał oka ze schodów, przewidując gdzie pokaże się przeciwnik, mając na celowniku miejsce z którego miał się wychylić. Czujnie wypatrywał charakterystycznej sylwetki człowieka mierzącego z karabinu. Gdy tylko bandyta wychylił głowę aby oddać strzał, Blackhole wypalił serię z pistoletu mierząc prosto w usta. Został jeszcze heretyk bezpośrednio za zasłoną, niecałe dwa metry od Chrisa. Nie wychylał łba, bo beczki były dokładnie na linii ognia z broni ciężkiej, którym Uriel zasypywał z boltera mechanizm Hyades i kryjącą się za nim przywódczynię heretyków. Z monolitu wylewała się czerwona treść i emanował on złowróżbną mocą, mącącą myśli i odbierającą chęć działania. Ale ani ostrzał, ani to, że stormtrooper krwawił z licznych ran, ani mroczna magia chaosu nie było najgorsze, bo wtem znienacka odezwał się Catachańczyk. Uriel walnął żartem ciężkim jak cycki Amaros po dojebaniu żelbetonu. Srogi, rozluźniający zwieracze dowcipas, po którym zmiana gaci była niezbędna, bo chodzenie do końca misji z kleksem na bieliźnie nie należało do przyjemności.
„O ja pierdolę…” – pomyślał Chris kciukiem wyciągając zawleczkę z trzymanego w ręku granatu, po czym rzucił go kilka metrów za beczki. Taki mały souvenir dla przyszpilonego tam Istwaanianina.
Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 19-07-2016 o 21:33.
Powód: Dodatkowe działania