- Iwatsu ma rację. Powinniśmy spróbować z tym młodocianym lordem. Pamiętajcie, że dziećmi łatwiej manipulować. Może Chass albo Kelven zdołaliby go jakoś nakłonić do współpracy? - dodał Steven.
Zbliżyliście się do Sariel. Siedziała na jeszcze nagrzanym od promieni słonecznych głazie. Na wasz widok zwinnie się z niego zsunęła.
- Rozumiem, że jesteście gotowi do dalszej drogi. Dokąd chcecie się udać?
Chass oznajmił, że chciałby zajrzeć do biblioteki-siedziby magów. Reszta przystała na tę propozycję. Zeszliście ze zbocza nad Zwierciadłem. Wkrótce zostawiliście jezioro i groby daleko w tyle i zatonęliście w krętych ścieżkach Evereski.
W przeciwieństwie do znanych wam ludzkich osiedli, życie nocne w Warownym Domu tętniło. Elfowie doskonali czuli się w cieniach rzucanych przez wspaniałe drzewa, mając za przewodników jedynie księżyc, gwiazdy i robaczki świętojańskie. Wasz widok w sposób zrozumiały przyciągał uwagę. Mieszczanie zachowywali jednak na tyle dyskrecji, że nie czuliście się wyobcowani. Dostrzegliście grupkę młodych słuchaczy, biorących udział w wykładzie jakiegoś mędrca - być może filozofa. Gdzie indziej natknęliście się na strzelających z łuków młodzików. W innym miejscu spotkaliście grupę ślicznych dziewcząt, plotkujących przy sadzawce. Jedna z nich zawiesiła oko na Immeralu.
W końcu dotarliście do podstaw Drzewa Muira. Potężny, rozłożysty dąb, przyćmiewał wszystkie rośliny jakie do tej pory widzieliście. Chociaż nie był tak wysoki jak sekwoje rosnące u stóp Gór Grzbietu Świata, wrażenie robiły głównie niesamowity obwód jego pnia i konary mocarne niczym wieżyce zamku. Same drzewo było stare - wprost wiekowe. W wielu miejscach jawiły się pęknięcia, ubytki i puste przestrzenie. Elfowie zagospodarowali właśnie te miejsca, ograniczając prace w drewnie do minimum. Drzewo oświetlały liczne wieczne ognie oraz krążące wokół gałęzi płomienie faeri. Wielobarwne łuny nadawały mu jeszcze bardziej mistyczny wygląd.
- Oto i one. Drzewo Muira - oznajmiła Sariel, po czym weszliście do środka.
Wnętrze pachniało korą, drewnem, ziołami i innymi głębokimi woniami. Od razu znaleźliście się w głównej sali, którą przepełniały księgi i zwoje, poukładane na wąskich i wysokich regałach. W samym środku pomieszczenia tryskało źródło, otoczone sadzawką porośniętą przez zdobne kwiaty i wodorosty. Kwitnęły, pomimo jesiennej pory. Zamiast typowych dla bibliotek parkietów, chodziliście po bujnej, soczystej trawie. Z wszechobecnego drewna za pomocą magii uformowano pulpity, biurka i ławy, na których siedziało kilku gorliwych adeptów Sztuki. Jak to zwykle bywa z przedstawicielami tej profesji, mało który oderwał się od lektury i zaszczycił was choćby spojrzeniem.
Niedługo po waszym wejściu podszedł do was księżycowy elf, o miodowo-bursztynowych oczach, szaro-zielonej szacie i z wiszącym na szyi oprawionym ametystem.
- Witaj Sariel, witajcie przybysze - odparł przyciszonym głosem. - Czy mogę wiedzieć co was tu sprowadza? - spoglądał to na waszą przewodniczkę, to na was.