Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2016, 22:05   #3
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Im dłużej się kręcił po znajomej okolicy tym większy mętlik miał w głowie.
Z jakiegoś powodu przypomniał się mu stary, staruteńki kawałek jakim uraczyła go kiedyś Cathy:


“Is this the real life?
Is this just fantasy?
Caught in a landslide
No escape from reality
Open your eyes
Look up to the skies and see”


A może ta cała Cathy to był wymysł megakorporacyjnych psychologów by zbadać jego reakcję? Kto mógłby mu pomóc znaleźć odpowiedzi na pytania?
Adam znał to uczucie bycia w pułapce.
Tym razem oprócz niego było w niej kilkaset innych szczurów. Problem polegał jednak na tym, że nie ufał psychologom i co gorsza, mimo utraty ręki i kompromitującego pasa cnoty, nie chciał by ostatnie dni i miesiące okazały się tylko omamem po zażytych prochach.
Billy mógł odwiedzić znajome twarze w tej części osiedla, ale znał tu tylko swoich ludzi. Owszem mieszkali tu i inni członkowie korporacji, w tym całkiem ładne sąsiadki które znał z widzenia, ale… właśnie. Znał tylko z widzenia. Mimo swej urody, kobiety te nie mogły dorównać luksusowym prostytutkom które mógł wynająć do łóżka. A przez to nigdy żadnej nie poznał. A już mężczyznami się w ogóle nie interesował. Znał twarze, ale nie znał imion które się za nimi kryły. Może kiedyś to zmieni. Dziś… nie było sensu nawet próbować. Zamiast tego ruszył do siłowni rozruszać ciało przed akcją. Na tyle powinno starczyć czasu.


Siłownia niespodziewanie, albo spodziewanie, Adam już nie był pewien, była pełna ludzi.


Sekcje indywidualne i sekcje grupowe miały co najmniej kilka, kilkanaście osób. Miejsce było popularne, bo samo dbanie o sylwetkę stanowiło jedną z podstawowych form dobrego wychowania. Od dziecka uczono mieszkańców kompleksu, że prezentacja to klucz do sukcesu. Szczupłe, zwinne, sprawne fizycznie ciało było zawsze rozpatrywane co najmniej kilka procent lepiej niż ciała zaniedbane. Począwszy od zatrudnienia w megacorp, po jakiekolwiek zabiegi medyczne.
Ciała…
Adam złapał się na odrapywaniu osób z cech personifikujących je.

Odruchowo podszedł do panelu by wybrać program treningu.
Bieg, sparring, taniec, spinning


panel podpowiadał mu ostatnie dobrane programy i przeglądane opcje.
Postanowił pobiegać, jako że ustawienie podnoszenia ciężarów/sparringu mogło nie być najlepszym wyborem dla niego tuż przed misją. Bieg relaksuje i uspokaja myśli, a tego Billy’emu/Adamowi było trzeba. Przed nim wszak misja do wykonania.
Kwadrans później schodził z bieżni z podniesionym rytmem serca, rozgrzany i...z takim samym szalonym tupotem zagwozdek w głowie jak wcześniej.
Smartwatch bipnął przypomnieniem o umówionym spotkaniu za niecałe 10 minut.
Pozostało więc się na szybko obmyć w łaźni siłowni i zwartym i gotowym stawić się na miejscu wezwania. Idol więc ruszył pod prysznic. Drugi już dzisiaj, a może trzeci… czwarty? Jeśli rzeczywiście Cathy była tylko tworem psychologicznej symulacji, to mógł się wszak kąpać przed tym całym zwidem z pobytem na dnie.
Ruszył ostatecznie na odprawę. Nie był w stanie dłużej odwlekać ani chować głowy w piasek. Nieważne ile scenariuszy przeglądał w głowie, nadal nie rozumiał nic więcej.


Po drodze do niewielkiej jak na standardy kompleksu stacji wewnętrznej kolejki, zaczął powoli rozpoznawać twarze. Koledzy- rycerze zaczynali się dosiadać z każdym nowym przystankiem aż w końcu po niezwykle krótkiej lecz szybkiej jeździe, jego ekipa stanęła przez miejscem odpraw.
Pierwszym krokiem jak zwykle było zebranie broni, krótki check, odczyt rozkazów i odmarsz.
Na to wszystko były zaledwie 3 minuty.

[MEDIA]http://www.electricblueskies.com/wp/wp-content/uploads/2012/12/Doom-3-Sikkmod-Wulfen-HD-LUT-01-Mars-City-Marine-Armory.jpg[/MEDIA]

- Panowie, panie. Za honor, za chwałę, za forsę… i na pohybel naszym wrogom!- ryknął głośno Billy biorąc za wzór swej przemowy jedną z zapomnianych bitnych nacji, wikingów.
Ich ulubiony Boening Dragon stał już gotowy na przyjęcie ich na pokład. W sumie całej dwunastki
W hełmach usłyszeli głos pilotki, jednej z niewielu kobiet w ich składzie:
- Ruszycie zadki, czy mam wam wysłać specjalne zaproszenia? Albo załatwić misję sama? - rzuciła kpiąco Senna.
- Słyszeliście… do środka! Już już już …- krzyknął Idol i ruszył, by wejść na końcu upewniając się że cały skład A-J1 jest już w pojeździe.


Lot przebiegał rutynowo. Trash talk zredukowany do minimum, komunikacja pomiędzy członkami ekipy mrukliwa i jakaś taka flegmatyczna. Do momentu gdy Senna podniosła alarm.
- Atak z lewej! Przygotować się na…. - jednocześnie z jej podniesionym głosem ich Dragonem wstrząsnęło. James siedzący tuż przy włazie wybuchł w fontannie krwi. Helikopterem zaczęło rzucać w mocnych turbulencjach spowodowanym niezrównoważonym ciśnieniem.
- Ekipa, przygotować się na lądowanie awaryjne… - kolejny wybuch tym razem po prawej wywalił kolejną dziurę. Przez nią błysnęło błękitne niebo, które pojawiało się i znikało z każdym przechyłem.
“-Co do…”- zaklął w myślach Idol. Zaatakowani, przez kogo? Czemu? Przecież nie robili nic niezgodnego z prawem. Byli przelotem. Nikt nie miał ich powodu atakować akurat teraz. I gdzie do cholery… byli? Te pytania musiały jednak poczekać na wylądowanie. Póki co karabin w dłonie i czekać aż Senna ich usadzi. Lub każe skakać.
Kolejny wystrzał a potem już ciągłe serie słyszalne z zewnątrz i wyrzeźbiające dziury w poszyciu śmigłowca.
Pozostali zaczynali szybko się zbierać by nie zostać rozstrzelanym na miejscu. Senna zaś próbowała obniżyć wysokość. W końcu zaś wydała polecenie:
- Pod nami tereny leśne, wysadzę was tu. Zbierać się, już! - któryś z rycerzy machnął dźwignią bezpieczeństwa i otworzył wyjście. Kolejni kompani ustawieni już w linię zaczęli błyskawicznie wyskakiwać.
- Ruszać się szybko! - krzyknął Billy odpinając się i krzycząc. -Nie zapominać o rannych towarzyszach!
Idol jako kapitan pewnie by ostatni opuścił statek, ale Senna była tu pilotem, więc… ona musiała na końcu uciec.
Idol rozpędził się i zwisając na linie zsuwał się na dół z olbrzymią prędkością. Ciężar plecaka i broni tylko dodawał rozpędu. Oby tylko stawy wytrzymały… powinny dzięki egzoszkieletowi. Nad nim bujał się jak pijany wróbel ostrzeliwany aerolot którym przylecieli. Jeszcze sekunda, dwie. Uderzenie o ziemię, które poczuł mimo kompensatorów siłowych w pancerzu.
- Senna odleć, katapultuj się !- krzyknął sięgając po karabin. Teraz gdy byli na ziemi mogli posłać parę rakiet z miniwyrzutni ziemia-powietrze w kierunku wrogiego celu, który ich zaatakował.
Celem okazał się nieoznakowany team ATF-37B, który wziął Sennę obecnie w krzyżowy ogień.


Niewielka “paczuszka” z pilotką wyprysnęła nagle z kabiny pilota, gdy reszta ekipy ustawiała się szukając dogodnych pozycji.
- Rozproszyć się. Odciągnąć uwagę od rannych. Termicznie naprowadzanymi w nich!- zaczął wydawać rozkazy Adam. Billy gdzieś znikł i całkowicie wróciły stare nawyki. Należało wykorzystać tę małą przewagę, jaką była przewaga liczebna jaką mieli na ziemi. Osłona drzew dawała dodatkowe wsparcie, ale też utrudniała użycie celowników optycznych i laserowych. Na szczęście na tak niskiej wysokości nie mogły skutecznie używać flar do unikania pocisków naprowadzanych na ciepło… teoretycznie nie mogły.
-Ognia!- krzyknął Idol/Black odpalając własnego Stinga-juniora, jak nazywano zmodyfikowane kompaktowe stingery do niszczenia celów latających na niskiej wysokości.
A-J1 była zgraną ekipą toteż rozkazy Idola nie spadły na głuche uszy. Ludzie ruszyli się niczym błyskawice by zająć dogodne pozycje, ostrzeliwując samoloty napastników. Komunikacja między nimi była prawie ograniczona do minimum. Senna potwierdziła bezpieczny opad, podając swoje koordynaty. Thunderbirdy też nie pozostawały dłużne. Błyskawicznie uformowały jeden szereg i zaczęły kontratak.
Ustawiły się w ciągła linię na linii drzew pomiędzy kryła się trójka z ekipy.
I dokonały zrzutu.
Po pierwszym wybuchu wrzask Cala ogłuszył niemal Adama:
- Wycofywać się! Wycofywać!
Okrzyki bólu i palące się postacie wytaczające się spomiędzy drzew stanowiły obraz z jednej strony fascynujący, z drugiej przerażający.
Cal wrzeszczał nieprzerwanie:
- Wycofywać się! Napalm! - napastnicy kontynuowali kolejne serie bombardowania wywołując piekło na ziemi.
Billy mógł tylko podążyć za radą Cala, na monitorze swego hełm widział znaczniki życia swoich ludzi przesuwające się po mapce wyświetlanej na podstawie wskazań GPSa. Nie zwracał jeszcze uwagę na to gdzie byli. Ważniejsze było znalezienie, nory, wykrotu, budynku lub jaskini, która ochroniłaby ich przed palącym atakiem wroga. Rakiety zawiodły, więc i tak gówno im mogli zrobić.Pozostał odwrót i ukrycie się.
Próbowali się wycofywać jednak thunderbirdy spuściwszy bomby przystąpiły do kolejnego kroku.
Wysforowały się szybko przed uciekających i ustawiły szpicami w ich kierunku… otwierając ciągły ogień, zamykając A-J1 w pułapce.

Idol namierzył budynek po czym przesłał kodem jego namiary i polecenie wyciszenia, na wypadek gdyby dranie namierzali ich przez gpsy, bądź radiowo. Wyłączył na razie wszelkie komunikatory i nawigację pancerza i biegiem udał się do budynku, jedynej osłony przed ogniową nawałnicą.
Dopadał już niemal budynku, gdy oberwał w ramię. Siła uderzenia działa, mieszanina bólu i bólu fantomowego, jaki zlał się w jego mózgu w jedno miotnęła nim tak, że przekoziołkował dwa razy. Ogień trwał i trwał jak gdyby atakującym nie kończyła się amunicja. Ziemia wokół odpryskiwała kawałami, smród bomb i gorąc panujący wokół zamieniły tę akcję w porażkę nim jeszcze się zaczęła.
Idol oparł się o ścianę budynku sprawdzając stan swego ramienia klnąc pod nosem. A-J1 wystawiono na ostrzał… te statki powietrzne nie wzięły się znikąd. Czekały i były gotowe zmiażdżyć oddział SPARTAN bez większego problemu. Ktoś zdradził lub ktoś ich sprzedał.
Na razie Billy’emu pozostało czekać. Sam niewiele mógł zrobić, poza inwentaryzacją sprzętu który zabrał ze sobą.
Karabin maszynowy był sprawny, choć Billy bardziej cenił swoje smartowane pistolety. Monokatana spoczywała złożona w pochwie przy nodze. Naramienna wyrzutnia miała jeszcze dwie mini-rakiety kierowane celownikem laserowym hełmu. Ale nic poza tym. Granaty dymne,błyskowe, wybuchowe. Po dwa każdego rodzaju. Medpaki też dwa.
Tłumiki przy pasku. Billy sprawdził czy maskowanie pancerza działa.
Dopalacze w strzykawkach umieszczone tuż pod medpakiem były całe. Składany dron też…. nieprzydatny w tym chaosie.
Billy uruchomił mapkę z pamięci hełmu, by przyjrzeć się okolicy. Nie widział swoich ludzi, nie widział nawet siebie, bo wszak wyłączył sygnały.
Mrugnał.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
Zapatrzył się z rzut obszaru nie wierząc własnym oczom.
Mapka pokazywała fog of war na całym obszarze. Jedynym punktem podświetlonym na zielono był on sam.
To było dziwne… plik nie wydawał się uszkodzony, więc samo oprogramowanie pancerza dziwnie świrowało. Idol nie mógł się do nikogo odezwać, dookoła niego strzelano i było tylko kwestią czasu zanim go trafią. Niby wiedział że nie może tu zostać, ale zupełnie dokąd uciec, chyba że… ruszył na czworaka przeszukując pomieszczenie, a potem sam budynek w którym się znalazł. Jedyną sensowną drogą było udanie się w dół… do piwnic budynku. Tam mógłby się na poważnie zająć zranioną ręką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline