Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2016, 12:55   #54
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Halla Gudrunn po zmierzchu


W halli niewiele służby się kręciło, zaledwie kilku chłopów i kobiet. A i samo wnętrze wiele ustępowało jarlowemu domostwu. Proste było, pozbawione finezji i ozdób, zatęchłe od dymu paleniska co gryzł w oczy. Niewielki zaułek oddzielony nieco od reszty był miejscem, do którego zdążała właśnie umęczona Gudrunn. Za nią podążał młodzik, co niewielki dzban tulił do siebie z którego kubkiem krew roznosił po aftergangerach. Ze strachem i niepokojem w oczach mierzył ich co i rusz.

Helleven zbudziwszy się pierwsze co zrobiła to kobiet popytała czy jakichś ubrań na zmianę nie mają, gdyż jej wszak przypalone były. Dostawszy suknię z niezbyt dobrej jakości płótna o spłowiałej barwie miała ochotę zrugać służki ostro ale to nie było jej domostwo. Gudrunn chyba o niego zbytnio zresztą nie dbała, gdyż kobiety zdawały się bardzo zmęczone. Przebrawszy się zasiadła z boku izby obserwując domowników, by wybrać osoby, z którymi porozmawia. Spoczywający obok skald na pierwszy rzut oka nie zdawał się dobrym celem do obmówienia tego co zaszło zeszłej nocy. Leżał w swej skrzyni w jakiej przeczekał dzień po powrocie z szalonej bitwy. Rany jego już nie tak straszne były jak nad ranem, choć razów zadawanych pazurami pomiotu Lokiego nawet dar krwi Odyna nie mógł wyleczyć wszystkich.
Wciąż ni ruchem, ni słowem, ni gestem nie reagował na to co wokół się działo, choć oczy miał otwarte, a minę zaciętą. Minę świadcząca, że to nie utrata zmysłów lub szybowanie myślą tak daleko od ciała, iż jakakolwiek reakcja jest poza nim. Freyvind był tu i w pełni przytomny, ale samowolnie odgradzał się od wszystkiego murem wściekłości i żalu.

Do obydwojga w końcu zbliżył się młodzian z dzbanem i kubeczkiem krwi częstował. ...Kubeczkiem.
...Krwi.
Widać płyn życia tutaj w wielkiej cenie była, a i ludzi niewielu aby krwi w tak wielkiej ilości dostarczać, by wykarmiła wszystkich nieumarłych. Bjarki kubeczek przyjął i do skalda się pochylił pod usta mu go podsunął, lecz afterganger nie reagował.
Choć krew czuł ni ruchu nie uczynił by płyn życia chłeptać.
Grim usta mu uchylił by wolniutkim strumieniem szkarłatny napój podać. Ciepłe krople powoli spadały na wargi Lenartssona. Część po gardle, część po policzku. Bjarki o ogromnych dłoniach ani wprawny nie był do takich czynów, ani skald nie pomagał mu, bo mimo krwi wypełniającej jego usta wciąż reakcji żadnej z jego strony nie było.
Godi zmartwiony był i pomimo ran starał się w pierwszym odruchu o dobro pana swego. Skald poczuł szorstkie, duże palce powoli masujące jego przełyk by wywołać odruch. Pierwszy raz widzący swego pana w tak zapiekłej skorupie, sięgał po najdziwniejsze rozwiązania.
Krew zaś… jak krew… smak lekko żelazisty miała, bez werwy jednak jaką krew wilkołacza ze sobą niosła. Ledwo jak popłuczyny potworów juhy była. Bjarki sapnął z irytacją, gdy cenny płyn spłynął po policzku Freya. Oddał w końcu kubeczek młodzikowi. Ten ostatni oddalił się szybko, kierując się ku Agvindurowi i Sighvartowi, co w kącie toczyli dyskusję.

Volva widząc stan w jakim pozostawał skald podniosła się ze swego miejsca i podeszła do niego. Wzrokiem zmierzyła uważnym i nachyliła się szepcząc mu do ucha.
- Tak niewiele potrzeba, by Lenartssona pokonać? Poddajesz się już? Loki pewnie zachwycon będzie...
Z początku jakby bez efektu słowa aftergangerki pozostawały.
Jedynie bystre oko mogło wychwycić jak szczęka skalda zaciska się z taką siłą, że dziw iż zęby nie zaczęły pękać niczym gliniane garnki w rodzinnej awanturze. Nie przeniósł spojrzenia na volve wciąż mając wzrok w powałę wbity.
Tylko z zaciśniętych ust dał sie słyszeć ni to szept, ni to charkot:
- Gdzie Sigrunn?
Bjarki z niepokojem spoglądał to na volvę to na skalda, próbując się umiejscowić pomiędzy nimi. Dłoń w stronę volvy uniósł jakby prosząco, nie dla siebie, lecz dla swego opiekuna.
- Nie wiem… - wieszczka odparła z niechęcią. - Ale jeśli nie żywa, to pomściliśmy ją godnie.
- Nie wiesz? - Freyvind nawet nie drgnął.Wciąż wzroku nie odwrócił. - W Ribe wiedziałaś. Za Twą wieszczbą, żeśmy tu szli. - W głosie nawet nie czaiły się nutki wściekłości.
One wprost tańczyły w nim jak domownicy langhusa w czasie Jul.
- Bo tu była - odparła ze spokojną pewnością siebie. - Widać stało się to czego się obawialiśmy najbardziej, nie zdążyliśmy. I to nie ja decydowałam o ataku, gdyśmy się o domach i ich dużej ilości dowiedzieli. - Nie było w jej głosie wyrzutu, jeno proste stwierdzenie faktu.
Milczał przez chwilę, szukając w sobie siły by nie eksplodować.
- Przy głazach tu w Jelling. W chwile wyczułaś wilkoludzia co się czaił tam nim żeśmy przybyli. W siedzibie tych pomiotów gdzie jak rzekłaś Sigrunn była, ni śladu. Nic o jej losie, miejscu gdzie ją trzymano? - W tonie dostrzec można było nutki szyderstwa.
- Winnego znaleźć musisz, by lepiej się poczuć? - Zapytała w odpowiedzi ciągle spokojna, bez śladu strachu czy… smutku. - Pana Kłamstw obwiniaj, wszak to jego potomstwo pokonaliśmy. Myślisz, że nie mógł skryć śladów, zmamić wizje w tamtym miejscu? - Uniosła się lekko. - Na Niego siły chowaj i na to co pewnie czeka nas w Ribe, gdyż nie wszystkich ubiliśmy.
- Ja? Lepiej poczuć? Czy Ty Elin? Ja szukać winnych, czy Ty winę od się odżegnać?


Twarz skalda była nieruchoma, tylko baczny obserwator nie słysząc głosu mógł wychwycić wściekłość i żal. Volva była jednak jeszcze baczniejsza i z ludzi potrafiła czytać czasem jak z runów. Nie na nią swą wściekłość kierował, nie za Sigrunn żal odczuwał. Oba te uczucia splecione jednak były, kierowane gdzieś, na kogoś… coś? Aftergangerka obrywała tu chyba bardziej przy okazji, może jakby skald chciał w niej win szukać, ale nie po to by siebie z nich oczyścić. Ku sobie win żadnych nie kierował i sumienia bólu nie czuł.
Sumienie miał martwe.
Było jednak coś jeszcze związanego ze złością i żalem, a kryjące się pod tymi uczuciami. Paniczny strach i poczucie utraty.

- Na Lokiego zrzucać wszystko łatwo - podjął. - Gorm i Njal, zawołani woje Agvindura. Hróðleifr i Halfdan takoż, wierni, najlepsi z drużynników jarla Ribe. Orm z Aros, sługa krwi Einara. Jedyny co stamtąd uszedł, klucz nasz do tego miasta. Hemming, najmłodszy z synów Sighvarta, od półwiecza gotowany na einherjar. Bodaj w całej Danii nie było mocniej przygotowanego woja, co by nasz dar udźwignął. - Powoli skierował twarz na volvę. - Wizję miałaś z wyjąca szarooką nad ciałem, Sigrunn w tej wizji z trupem zwierzoludzia pomyliłaś. Mam wiarę mieć, że tych sześciu zginęło bośmy nie zdążyli, a wizja naprawdę Ci pokazała Sigrunn tu? Pod Jelling? I że Loki wizją zamotał, a nie tyś źle ją rozczytała? - Głos Freya był twardy, a oczy przewiercały volvę, stal w nich się kryła.
Helleven uznała, że należy zmienić taktykę i wraz z każdym kolejnym słowem jej twarz robiła się coraz bardziej zasmucona i wstrząśnięta.
- Myślisz, że chciałam tych wszystkich śmierci? - Usta jej zadrżały. - Ja… chciałam jedynie Sigrunn odzyskać… Pomyliłam się wtedy tak… ale potem pewnam, że Słoneczko tu widziałam… - Freyvind mógł jednak dostrzec, że emocje widoczne na twarzy volvy nie do końca szczere były. Nie tak jak jeszcze wczorajszej nocy, gdy widać było iż rozpacz zaraz ją pogrąży i złamie.
- Toś szczęśliwa, przez Asów i Vanów błogosławiona - warknął - żeś Sigrunn widziała. My nie, choć za Twym słowem tu przyszliśmy. - Skald wpijał wściekłe spojrzenie w twarz volvy, jakby kierowanie na nią złości i żalu jemu samemu ulgę przynosiło. Pewna doza jej nieszczerości jaką wyczuwał akurat w tej rozmowie, przy tych słowach… Stracił nadzieje, że aftergangerka widziała Sigrunn w leżu pomiotu Valiego. Myśli jego kierowały się ku temu po co ich tu przywiodła.
- Myśmy zrobili więcej niż ktokolwiek by oczekiwał. - Wzrok na powałę z powrotem zwrócił odrywając go od pięknej wieszczki. - Może to Lokiego sprawki, a może to Asgard kazał nam zaznać popiołu w miejsce zwycięstwa. Może to tylko wilków plany i nasze spóźnienie. Może to Ty grę jakąś prowadzisz, a Sven daleki od pomyłki nie był… Zrobiliśmy więcej niźli się dało. Sześciu zginęło. Wciąż nie wiemy nawet czy ona żyje. Znów nam wywieszczysz gdzie ona? - rzucił sarkastycznie. - Gdzie ją trzymają, lub gdzie jej kości rozwłóczone, by Agvindur mógł je choć do grobu złożyć?
Bjarki się podniósł z niejakim wysiłkiem.
- Nie czas teraz na roztrząsania, panie. Trzeba nam trupy pochować, ofiarę złożyć i do Ribe wracać.

Choć Helleven nigdy by tego nie przyznała, to słowa skalda ją ubodły, delikatnie ale jednak i pewna była, że winą za to należało obarczać więź ich łączącą. Więź, którą teraz potrzebowała, choć jej nie pragnęła. Postanowiła więc darować spokój Freyvindowi.
- Jeśli nie będziecie chcieli, wieszczyć nie będę - odparła spokojnie i chciała odejść, gdy
Gudrunn mimo niej przeszła i dłonią ramię jej lekko musnęła wzrokiem po izbie tocząc. Jarla wzrokiem szukała najwyraźniej, gdy do spokojnej halli, wypełnionej szeptami i przyciszonymi szeptami wpadły dzieci. Płomień ogniska pochylił się nieco pod podmuchem wiatru, lecz radosny śmiech dziewuszek nie został przerwany. Rzuciły się do jednej z niewielu kobiet, za nimi ze skrzypieniem drzwi się zatrzasnęły.

Gudrunn zrezygnowała ze zbliżenia się do jarla i zaglądnęła do skrzyni Freyvinda. Spojrzeniem powiodła ku volvie i godiemu siedzącemu wciąż obok i czujnie patrzącemu na swego pana.
- Zakład wygrałeś… - uśmiech lekki w oczach jej się pojawił.
- Zakład? - skald spytał nie obracając spojrzenia na gospodynię. Szczęki zacisnął znów ze wściekłością walcząc.
- Odyn zwycięstwo dał. Wróciliśmy żywi. Winnam Ci opowieść. Głodniście? - spytała upewniając się.
- Panią Jelling jesteś, nie wiedziałaś o siedzibie tych kurwich synów pod samą swoją hallą prawie?
- Jam nie panią tu, jeno wspomagam mieszkańców, bo mię tu lojalność trzyma. O siedzibie nie wiedziałam... -
zawhała się. - Nie, inaczej… wiedziałam, że są. Byli tu zanim ja się pojawiłam. Ale o ile wiedziałam, że są to nie ilu ani gdzie swe leże mają. Terytorium znaczyli daleko poza. Ja jedna tu jestem. I ta garstka ludzi. Reszta z trzech ostatnich viking coraz rzadziej i mniej licznie wracała. Dla mnie ważniejszym było ichnie bezpieczeństwo niż szukanie Pomiotu Lokiego po lasach. - Gudrunn dla odmiany wzrokiem nie uciekała. Wwiercała się lodowymi ślepiami w oczy Freya.

Może gdyby nie jej rany, jakie otrzymała prawie ginąc na zwiadzie… nie uwierzyłby.
Może gdyby nie lichość Jelling... brak wsparcia jej wojów w ataku na wilki brałby podejrzliwie.
Teraz milczał tylko, choć z tyłu głowy przewijały mu się mroczne myśli, podejrzliwość, szukanie tego co znaleźć chciał w oczach Elin gdy mówił jej w twarz to co podszeptywały głosy w jego głowie. Pełne opowieści o zdradzie.
Być może przez krew Elin krążącą w jego żyłach i sprawiającą, że myśli skalda ku volvie uciekały… również te złe ściągała.
Nie pytał więcej o wiedzę lodowookiej o leżu wilków.
Zamknął oczy.

- Opowieść mi winnaś - podjął zmieniając temat, choć w jego głowie głosy nie milkły.
Volva odeszła od nich, by swoją porcję krwi od chłopaczka zabrać.
- Winnam. Rusz się. - Dłoń wyciągnęła do skalda.
- Wpierw opowiedz.
- Wpierw się rusz. Wyjdźmy stąd.
- Czemu? -
W jego oczach znów zagościła podejrzliwość.
- Bo chcę Cię mieć dla siebie przez chwilę - odparła po prostu.
Upartość i złość walczyła w głowie skalda z ciekawością. Spojrzał na Bjarkiego.
Stos.
Powstał ze skrzyni tocząc po wszystkich gniewnym wzrokiem.
Spojrzenie to nie ominęło jarla Ribe, ani Sighvarta jaki mógł wciąż przeżywać śmierć Hemminga. Złość, wściekłość, gniew, podejrzliwość i strach czający się gdzieś głębiej. A przy tym wszystkim pewna doza bezwolności i autystycznego godzenia się z losem.
Nie kierował się nigdzie, jedynie pozwolił się gdzieś ciągnąć Gudrunn, wciąż rozglądając się czujnie i z żądzą mordu.



Freyvind, Gudrunn

Gudrunn wyprowadziła go z halli ciągnąć jak uparte, nadęte dziecko.
Przez mrok poprowadziła nieco w kierunku lasu poza linię chat. Poza obręb Jelling, lecz w okolice tworzonych naprędce stosów dla poległych i na ofiary. Po drodze do niej podbiegła suka srebrno-czarna z jednym ślepiem niebieskim, drugim brązowym. Ciężkie od mleka sutki zwisały obwisłe po wielu miotach. Za nią dwa szczeniaki rozbrykane przybiegły łasząc się do nóg Gangrelki. Freya suka obwąchała i cichym prychnięciem ….zignorowała.
Wampirzyca pieszczotliwie sukę poklepała po chudym boku, nie puszczając dłoni Freya.
Z dala od ogni, pochodni i ludzi, usadziła w końcu Freya na połamanych konarach drzew wciąż pachnących zimą. Psiaki wzięła na kolana by w futrach się grzać mogły. Suka usiadła między jej nogami.



Przez chwilę milczała po czym spojrzeniem strzelając lodowym:
- Pamiętasz Olafa? - szepnęła.
- Drugiego ze sług mego ojca w krwi?
Pokiwała głową z uśmiechem.
- Pamiętasz… - szczeniaka za uchem podrapała za co odwdzięczył się liźnięciem jej zimnego policzka. - Siostrą jego jestem. Byłam. Widzieliśmy się na jednej z narad, gdzie Olaf rozsądzał spór o krowę czy co tam… - Ręką machnęła w powietrzu niedbale. - Ot i cały sekret.
- Dobrym był druhem, mądrym człowiekiem, mistrzem miecza. Eyjolf jego nie mnie na potomka wolał.
- Ja też wolałam. -
Zaśmiała się cicho twarz chowając między uszami psiaka.
- Ot chichot Norn. Brat szykowany był na sławnego einherjar, siostra jego darem Odyna obdarzona. - Skald pokiwał głową, na boki strzelając wzrokiem.
Wzrok uniosła na Lenartssona z zaskoczeniem i ...niepewnością. Szczeniak czując zmianę nastroju zaskomlał i szczeknął cienko. Suka zawierciła się.
Mgnienie oka nie minęła a lodowooka opanowała zdziwienie.
- Tak. To też. - Więcej nie rzekła nic.
Odwróciła się ku ogniskom, wpatrzona w ludzi nielicznych kręcących się przy ostatnich przygotowaniach.
- Czym tak zadziwiona się stałaś?
- Twą odpowiedzią… -
mruknęła kokosząc się w miejscu.
- Nie rozumiem - odparł po chwili milczenia patrząc tępo na stos przygotowany do podpalenia.
- Nic ważnego, Złotousty. Idziemy ofiarę złożyć?
- Skoro tak uważasz. -
Skald wzruszył lekko ramionami nie wskazując, czy odpowiedź tę kieruje do pierwszej czy drugiej części jej wypowiedzi. Gniew i tak buzował w nim, nie wiadomo było, czy odpowiedź Gudrrunn typowa dla płci pięknej, a wpędzająca dawniej, teraz i zapewne jeszcze przez przyszłe wieki mężów w stan bliski szału, jakoś wzmocniła stan na jakim balansował walcząc z bestią. Wyglądał jakby było mu wszystko jedno i małą różnicę robiło iść podpalać stos pogrzebowy, iść raz jeszcze na leże wilków, czy też iść pożywić się na jakimś wieśniaku.

Nim wstali skald ożywił się jakby lekko znów tocząc wzrokiem wokół.
- Elin rzekła, że nie wszystkich ubiliśmy, do tego ludzi po chatach mieli. Tych co Swena uprowadzili. Zwykłych śmiertelników, może sług albo towarzyszy, jak Twoi tu w Jelling. Na polanę pewnie nie wrócą, wiesz gdzie mogli podążyć by się skryć?
Przez chwil kilka jedynie szczeniaki gładziła.
- Może do starej chaty bartnika… - mruknęła cicho. - Ale wrócić mogę i za tropem ruszyć. Chcesz ze mną iść?
- Ostatnio sama idąc, istnieniem swym to prawie przypłaciłaś. Z drugiej strony ja chyżo po lesie nie potrafię jak Ty.
- Samej iść mi nie straszno, ale dobrze mieć kogoś w odwodzie by mógł wsparcie zapewnić lub choćby wieści do Jelling zanieść. Mam wybrać kogoś innego?
- Skończyć mi co zaczęte, a samą Cie puszczać nie chcę. Pójdę. Trzeba nam tych ludzi, najlepiej wszystkich wyłapać. Może kto jeszcze zdecyduje się ruszyć.
- Chodźmy zatem. Im szybciej ruszym, tym lepiej.
- Chodźmy -
zgodził się. - I za krwi poropozycję się na mnie nie bocz, nie z chęci więzów proponowałem. Co byś nie myślała.
Gudrunn ruszyła z miejsca stawiając psy na ziemi i klepiąc sukę po łbie.
- Nie boczę. Jeno… wiedzieć winieneś, że propozycje takie w rodzie moim na otwarte uszy nie padają. Nigdy. Tak jak i na Twoje uszy by nie padły. - Kiwnęła głową. - A …. jak krew z flakonu? - Ruszyła wolno.
Podążył za nią, trochę pewniej niż z halli. Trochę mniej wściekły, trochę rzadziej rzucający spojrzeniem na boki.
- Krew… - zaczął - potężna, wręcz straszna w mocy. - Idąc obok podniósł jedną ręką gruby konar drzewa na którym siedzieli. Sam się zdziwił, bo zamierzał pomóc sobie drugą ręka, a nie musiał. Przez chwile patrzył na pień i go złamał. Wysiłku na jego twarzy przy tym znać większego nie było.
- Nie wiem skąd to miałaś, ale… - Odrzucił oba kawały pnia. - Cóż, może drwalem zostanę - rzucił z przebłyskiem lekkim dawnego humoru.
- Dostałam od Twego stwórcy - mruknęła zapatrzona w skalda. - Mówił… mówił… że to krew olbrzymów. Nie wierzyłam. - Nadal przyglądała się Freyowi z zadziwieniem wielkim.
Tym razem to on się zdziwił jeszcze bardziej.
- Dostałaś? Od Eyjolfa? Kiedy? Gdzie… Jak?
- Z początkiem zimy. Zjawił się i rzekł, że będziesz niedługo w Ribe. Wielkie wydarzenie będzie i by Ci przekazać. -
Spojrzała spłoszona.

Zastąpił jej drogę.

- Tak tedy dostałem dar, za sagę od Ciebie, co darem od ojca w krwi był. - Pokiwał głowa, wściekłość przytłumiła nuta żalu i lekkiego smutku.
- Nic cenniejszego nie miałam. - Wyprostowała się. - Skórę byś chciał? Kościaną łyżkę czy może starą spinę z brązu? O nim miałam nie mówić, ni wspominać. Jeno… teraz myślę, że może on i o tym, co wczoraj w nocy się stało wiedział… chronić Cię chciał. Tedy rzekłam. - Przepchnęła się mimo skalda dość już mając rozmów. Cierpliwość się jej skończyła.
- Może wiedział. - Na twarzy Freyvinda znów odmalowała się złość, a w myślach zaczęły przebłyskiwać rozmaite możliwości, Czemu, jak, dlaczego? Komu ufać, skoro ojciec w krwi wolał z nią się spotkać, a ona to skrywała. - Może i spina z brązu, gdy dobre słowa z głębi płynące by starczyło - prychnął zirytowany.
On cierpliwości do rozmów miał tyle ile ona teraz, jeszcze zanim wstał ze skrzyni.
Podjął krok lecz to ona go tym razem wstrzymała.
- Mało dobrych słów ode mnie płynie? - Błysnęła dziko oczami.
- Wiele - przyznał spoglądając na nią, a w oczach wciąż miał błyski. Cały czas czuł zagrożenie, cały czas czuł wściekłość na to co się stało, co stracił. Ale i jedno i drugie trzymało go z taką mocą, że wręcz nie wiedział co się z nim dzieje. Jak z tym drzewem i wszechpotężna wypełniająca go siłą. Siłą jakiej w sobie nie znał, jaka był zaskoczony. Może Eyjolf dając mu ten dar przez Flageaug nie chciał go uchronić, a zniszczyć niezadowolonym będąc z niego jak często Agvindur?
Targały nim takie uczucia jakie zwykle potrafił w sobie tłumić nawet bez wysiłku.
Przymknął oczy.
- Stąd zaskoczył mnie dar, skoroś wiedziała, że słowo starczy. A gdyby na me uszy w tamtej sytuacji pod kamieniami słowa twe padły, gdym był w takim stanie jak Ty? Pewnie bym się nie wahał. - Skaldowi przed oczyma przepłynął widok Odgera i Elin rzucających sie Pogrobcowi do szyi. Bezrefleksyjnie skazujących się na więź ze starym wampirem. Obraz poszarpanej Gudrunn stojącej nad śmiercią a tegoż samego odmawiającej. Obraz rytuału przysięgi nad jeziorem. Smak krwi Elin. Smak krwi Volunda.
Otworzył oczy.
Spojrzała na skalda z jakimś niewymownym żalem, ogień w niej buzujący wygasł. Na twarzy wypisało się poczucie straty.
Skinęła głową.
- Będę pamiętać. - Ruszyła ku stosom wraz z psami.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 20-07-2016 o 13:48.
Leoncoeur jest offline