Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-07-2016, 17:35   #51
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Pożar, wszędzie wokół płomienie i trupy… Wszędzie wokół ciała mężczyzn, kobiet i dzieci… A pośród nich Sigrunn klęcząca i tuląca tych co już nigdy nie wstaną…
Jęknęła bezgłośnie i klapnęła na ziemię jak stała. Oddali ją… Zaatakowali ich domy, ich święte miejsce a oni ją oddali… zabijając wszystkich innych. Elin nie potrafiła więcej znieść, nie chciała. Mogli ją tu zostawić, niech słońce spali ją na popiół, a Hell rozpocznie swą karę. Ona nie miała już sił na nic…
Nim jednak ktokolwiek zareagował na zachowanie wieszczki, Helleven wstała zaciskając zęby, kręcąc głową na oferowaną pomoc i krok za krokiem powoli ruszyła w stronę pobojowiska. Bolało ją wszystko, w środku odbijało się echo pękniętego serca tej durnej mamałygi ale szła twardo. Jej Pan otrzymał ofiarę, a ona w końcu miała więcej czasu dla siebie.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 16-07-2016, 18:14   #52
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Jelling

Poranieni, z gorzkim poczuciem porażki pomimo wielkiej, przemożnej wygranej dotarli do Jelling.
Spieszyli się gdyż świt zaczynał już wyciągać swoje pazury, gdy Sol brał niebo znowu w posiadanie.




W porównaniu z Ribe czy Aros, Jelling zdawało się być zaledwie niewielką wioseczką. Kilka ledwie chat zbitych ze sobą i otaczających langhus pośrodku. Langhus co niewiele ponad połowę halli Agvindura by zajął. Dróg nie było i wozy grzęzły co chwilę na romemlanym błocku. Kilka głosów psów się odezwało, gdy przechodzili mimo. W ciszy. Jakby pokonanymi wracali.
Na pierwsze dźwięki wracających z langhusu Franka wyskoczyła. Chwilę się zatrzymawszy w miejscu, szukała spojrzeniem dwójki: Bjarkiego i Freyvinda. Gdy tych zoczyła bez chwili namysłu rzuciła się ku nim. Za nią wyszło dwóch mężczyzn: jeden siwy, z bielmem na oku, chudy i jakby zasuszony.
Drugi młodszy, co sokoła przypominał, z niepokojem przyglądając się aftergangerom.
Nie czekając na powitania czy przedstawienia, Gudrunn na bok odciągnął by nerwowo zaszeptać z nią. Gangrelka w między czasie ręką machnąć zdążyła, zapraszając do halli i rzucając w stronę siwego:

- Egil, prowadź gości do halli. Odpocząć muszą. Upewnij się, że bezpieczeństwa ich ludzie strzegą.

Starzec głową pokręcił i wrota otworzył.
 
corax jest offline  
Stary 20-07-2016, 12:10   #53
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Jelling - noc bitwy w caernie

Helleven przyglądała się uważnie ludziom zgromadzonym w halli w pośpiechu szykujący im bezpieczne miejsca do snu, słuchała przyciszonych rozmów, by zorientować się w plotkach. Żałowała, że jest tak poszarpana, iż wszelka próba usłyszenia co sługa mówi do Gudrunn skończyłaby się pewnie jej wyciem. W końcu podeszła do skrzyni, w której przesypiała dzień podczas podróży, by schować miecz, który zabrała z polany. Nie wiedziała zupełnie po co ale skoro go wzięła mógł się przydać. Odkładając broń dostrzegła zawiniątko w rogu skrzyni. Zdziwiona podniosła i odpakowała, by ujrzeć obciętą dłoń z wytatuowanym Algiz na niej.

Dłoń drobna, krucha, obciągnięta zasuszoną skórą była jakże znajoma. Ta dłoń pomagała jej wiele razy, wskazywała zioła i pomagała je właściwie zbierać. Ta dłoń uczyła jak rozpisywać runy i jak je rzucać… jak ciosach i tworzyć.
Dłoń… tatuaż… ogniste włosy… zielone oczy.... dłoń zamykającą się na jej ramieniu i machająca na pożegnanie. Dłoń ukradkiem ocierająca łzę wyciśniętą rozstaniem
.

Volva owinęła szybko “prezent” w materiał i rozejrzała się uważnie. Skąd? Kto? Przypomniała sobie wyjaśnienia Freya, czemu ze Svenem walczył. Zmrużyła oczy. Przypomniałeś sobie… Po tylu latach… W tym chaosie, który właśnie spowodowali może łatwiej będzie się skryć. Ponownie podziękowała Lokiemu za więzy krwi z Pogrobcem i skaldem. Przydadzą się i to bardzo… Schowała paczuszkę do skrzyni i poszła jeszcze pokręcić wśród ludzi. Musiała wiedzieć jak najwięcej nim pójdzie spać.

Nim jednak odeszła pomiędzy chaty, jeden z jej braci krwi dał o sobie znać. Skoro volva się odwróciła, ujrzała spojrzenie Pogrobce na niej skupione. Prawie od razu przeniósł je na Freyvinda, lecz podszedł do niej.
- Udam się poza miasto. Wiesz dobrze, dlaczego. - mówił zwykłym swym, nieobecnym tonem, tak że i wszyscy, którzy usłyszeć go chcieli byli słyszeli. Oczy prawie czarne w błękitne się wwierciły, gdy piękne lico ku volvie się zwróciło.
- Rzeknij o tym Freyvindowi… gdy odzyska rezon. - pozwolił słowom swoim zawisnąć w powietrzu między Elin a sobą, jak gdyby czekając na znak potwierdzenia, zrozumienia… ale też na brak sprzeciwu.
Przyzwolenie.
W spojrzeniu wieszczki dostrzegł spokój, którego niedawno jeszcze próżno tam było szukać. Skinęła lekko głową.
- Rzeknę… - Zerknęła na skalda. - Choć pewnie czasu trochę potrzebuje… - Ponownie zwróciła wzrok na Volunda. - Dziękuję za pomoc. - Dodała.
W jakiś sposób podziękowanie to rozbroiło całkowicie berserkera, przebijając się przez paletę dawno widzianych kolorów. Na kamiennym obliczu raptem powieka drgnęła niekontrolowanie, usta ścięły się w kreskę. Zapewne tylko volva to widziała, też tyle do czynienia z Pogrobcem mając.
- Wybacz moje słowa. - powiedział tylko, z jednej strony z trudem, z drugiej chcąc powiedzieć coś więcej. Nie powiedział, odwrócił się od kobiety, na chwilę do Agvindura podeszwszy, na kolano przed nim przyklęknął.
- Powrócę jak tylko noc mię zbudzi. - i jakby jarl nie miał sprzeciwu, wstał, i prędko - za sprawą dnia, ale nie tylko - odszedł z wioski, w stronę kniei, pozwalając sobie raz tylko spojrzeć na Freyvinda załamanego.

W oku Helleven na chwilę zdziwienie błysnęło, gdy berserker ją przepraszał ale zniknęło tak szybko, iż odwracający się Pogrobiec mógł go nawet nie dostrzec. Ponownie spojrzała na skalda i ruszyła w jego kierunku.
Skaldem i Bjarkim troskliwie zajmowała się Chlotchild. Sama nadzór miała nad zaspanymi chłopami co skrzynie przenieśli i teraz wraz z brzydakiem układała Freya do snu w wymoszczonej wygodnie drewnianej pace.
Całus złożyła czuły na policzku Lenartssona, lecz ten nie reagował. Powieki mu zamknęła i powoli wieko zawarła, by Bjarkim się zaopiekować.
- Co z nim? - Zapytała zerkając na skrzynię.
Blondynka ramionami wzruszyła w niewiedzy:
- Pierwszy raz takim go widzę. Co tam się stało? - wydęła usteczka co jak Helleven zaobserwowała, nadawało jej wyraz niewinności - Związać mnie kazał - poskarżyła się - i nie mogłam być tam z wami…
- Ciesz się… - Odparła spokojnie. - Widzisz jak to się dla mnie skończyło. - Odchyliła lekko materiał, którym szyję skrywała, by pokazać rany po kłach wilkołaczych. - I sama do końca nie jestem pewna… - Zerknęła na Bjarkiego. - Opowiesz nam? - Zapytała łagodnie.
Ghoul spojrzał ciężko na volvę. Popłynęły słowa proste, nieubrane w zdobienia, tak różne od opowieści Złotoustego.
- Lupini bronili kamienia, stając na przeciw naszego pana i pięknolicego Gangrela. Trzech ich było. Śpiew jednego wielką trwogę i wściekłość wzbudził w wielu lecz nie w tych dwóch. Gdy się ocknąłem, Tyś pani z pola uciekała. Orm i Heming Ci drogi zastąpili. Na nas ruszyły poczwary z niebytu się pojawiające co wilki wielkie przypominały. Ja, jarl, Gudrunn, Anders i Einar czoła im stawialiśmy. Podobne upiory z kamienia wyszły i dwójkę zaatakowali. Walka straszna była bo nie… - zatrzymał opowieść na chwilę - … potem pan nasz kamień odrzucił… w miejsce jego truchło na palu zatknął… - Bjarki zatchnął się jakby i zamilkł.
Pokiwała powoli głową i milczała przez chwilę.
- Po takim zwycięstwie tak się zachowuje… Musi świadom być, choć po niewczasie, czego się dopuścił. - Rzekła w końcu słowa ku Grimowi głównie kierując. - Niewielu by się przejęło. Doceń to. - Stwierdziła i odeszła.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 20-07-2016, 12:55   #54
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Halla Gudrunn po zmierzchu


W halli niewiele służby się kręciło, zaledwie kilku chłopów i kobiet. A i samo wnętrze wiele ustępowało jarlowemu domostwu. Proste było, pozbawione finezji i ozdób, zatęchłe od dymu paleniska co gryzł w oczy. Niewielki zaułek oddzielony nieco od reszty był miejscem, do którego zdążała właśnie umęczona Gudrunn. Za nią podążał młodzik, co niewielki dzban tulił do siebie z którego kubkiem krew roznosił po aftergangerach. Ze strachem i niepokojem w oczach mierzył ich co i rusz.

Helleven zbudziwszy się pierwsze co zrobiła to kobiet popytała czy jakichś ubrań na zmianę nie mają, gdyż jej wszak przypalone były. Dostawszy suknię z niezbyt dobrej jakości płótna o spłowiałej barwie miała ochotę zrugać służki ostro ale to nie było jej domostwo. Gudrunn chyba o niego zbytnio zresztą nie dbała, gdyż kobiety zdawały się bardzo zmęczone. Przebrawszy się zasiadła z boku izby obserwując domowników, by wybrać osoby, z którymi porozmawia. Spoczywający obok skald na pierwszy rzut oka nie zdawał się dobrym celem do obmówienia tego co zaszło zeszłej nocy. Leżał w swej skrzyni w jakiej przeczekał dzień po powrocie z szalonej bitwy. Rany jego już nie tak straszne były jak nad ranem, choć razów zadawanych pazurami pomiotu Lokiego nawet dar krwi Odyna nie mógł wyleczyć wszystkich.
Wciąż ni ruchem, ni słowem, ni gestem nie reagował na to co wokół się działo, choć oczy miał otwarte, a minę zaciętą. Minę świadcząca, że to nie utrata zmysłów lub szybowanie myślą tak daleko od ciała, iż jakakolwiek reakcja jest poza nim. Freyvind był tu i w pełni przytomny, ale samowolnie odgradzał się od wszystkiego murem wściekłości i żalu.

Do obydwojga w końcu zbliżył się młodzian z dzbanem i kubeczkiem krwi częstował. ...Kubeczkiem.
...Krwi.
Widać płyn życia tutaj w wielkiej cenie była, a i ludzi niewielu aby krwi w tak wielkiej ilości dostarczać, by wykarmiła wszystkich nieumarłych. Bjarki kubeczek przyjął i do skalda się pochylił pod usta mu go podsunął, lecz afterganger nie reagował.
Choć krew czuł ni ruchu nie uczynił by płyn życia chłeptać.
Grim usta mu uchylił by wolniutkim strumieniem szkarłatny napój podać. Ciepłe krople powoli spadały na wargi Lenartssona. Część po gardle, część po policzku. Bjarki o ogromnych dłoniach ani wprawny nie był do takich czynów, ani skald nie pomagał mu, bo mimo krwi wypełniającej jego usta wciąż reakcji żadnej z jego strony nie było.
Godi zmartwiony był i pomimo ran starał się w pierwszym odruchu o dobro pana swego. Skald poczuł szorstkie, duże palce powoli masujące jego przełyk by wywołać odruch. Pierwszy raz widzący swego pana w tak zapiekłej skorupie, sięgał po najdziwniejsze rozwiązania.
Krew zaś… jak krew… smak lekko żelazisty miała, bez werwy jednak jaką krew wilkołacza ze sobą niosła. Ledwo jak popłuczyny potworów juhy była. Bjarki sapnął z irytacją, gdy cenny płyn spłynął po policzku Freya. Oddał w końcu kubeczek młodzikowi. Ten ostatni oddalił się szybko, kierując się ku Agvindurowi i Sighvartowi, co w kącie toczyli dyskusję.

Volva widząc stan w jakim pozostawał skald podniosła się ze swego miejsca i podeszła do niego. Wzrokiem zmierzyła uważnym i nachyliła się szepcząc mu do ucha.
- Tak niewiele potrzeba, by Lenartssona pokonać? Poddajesz się już? Loki pewnie zachwycon będzie...
Z początku jakby bez efektu słowa aftergangerki pozostawały.
Jedynie bystre oko mogło wychwycić jak szczęka skalda zaciska się z taką siłą, że dziw iż zęby nie zaczęły pękać niczym gliniane garnki w rodzinnej awanturze. Nie przeniósł spojrzenia na volve wciąż mając wzrok w powałę wbity.
Tylko z zaciśniętych ust dał sie słyszeć ni to szept, ni to charkot:
- Gdzie Sigrunn?
Bjarki z niepokojem spoglądał to na volvę to na skalda, próbując się umiejscowić pomiędzy nimi. Dłoń w stronę volvy uniósł jakby prosząco, nie dla siebie, lecz dla swego opiekuna.
- Nie wiem… - wieszczka odparła z niechęcią. - Ale jeśli nie żywa, to pomściliśmy ją godnie.
- Nie wiesz? - Freyvind nawet nie drgnął.Wciąż wzroku nie odwrócił. - W Ribe wiedziałaś. Za Twą wieszczbą, żeśmy tu szli. - W głosie nawet nie czaiły się nutki wściekłości.
One wprost tańczyły w nim jak domownicy langhusa w czasie Jul.
- Bo tu była - odparła ze spokojną pewnością siebie. - Widać stało się to czego się obawialiśmy najbardziej, nie zdążyliśmy. I to nie ja decydowałam o ataku, gdyśmy się o domach i ich dużej ilości dowiedzieli. - Nie było w jej głosie wyrzutu, jeno proste stwierdzenie faktu.
Milczał przez chwilę, szukając w sobie siły by nie eksplodować.
- Przy głazach tu w Jelling. W chwile wyczułaś wilkoludzia co się czaił tam nim żeśmy przybyli. W siedzibie tych pomiotów gdzie jak rzekłaś Sigrunn była, ni śladu. Nic o jej losie, miejscu gdzie ją trzymano? - W tonie dostrzec można było nutki szyderstwa.
- Winnego znaleźć musisz, by lepiej się poczuć? - Zapytała w odpowiedzi ciągle spokojna, bez śladu strachu czy… smutku. - Pana Kłamstw obwiniaj, wszak to jego potomstwo pokonaliśmy. Myślisz, że nie mógł skryć śladów, zmamić wizje w tamtym miejscu? - Uniosła się lekko. - Na Niego siły chowaj i na to co pewnie czeka nas w Ribe, gdyż nie wszystkich ubiliśmy.
- Ja? Lepiej poczuć? Czy Ty Elin? Ja szukać winnych, czy Ty winę od się odżegnać?


Twarz skalda była nieruchoma, tylko baczny obserwator nie słysząc głosu mógł wychwycić wściekłość i żal. Volva była jednak jeszcze baczniejsza i z ludzi potrafiła czytać czasem jak z runów. Nie na nią swą wściekłość kierował, nie za Sigrunn żal odczuwał. Oba te uczucia splecione jednak były, kierowane gdzieś, na kogoś… coś? Aftergangerka obrywała tu chyba bardziej przy okazji, może jakby skald chciał w niej win szukać, ale nie po to by siebie z nich oczyścić. Ku sobie win żadnych nie kierował i sumienia bólu nie czuł.
Sumienie miał martwe.
Było jednak coś jeszcze związanego ze złością i żalem, a kryjące się pod tymi uczuciami. Paniczny strach i poczucie utraty.

- Na Lokiego zrzucać wszystko łatwo - podjął. - Gorm i Njal, zawołani woje Agvindura. Hróðleifr i Halfdan takoż, wierni, najlepsi z drużynników jarla Ribe. Orm z Aros, sługa krwi Einara. Jedyny co stamtąd uszedł, klucz nasz do tego miasta. Hemming, najmłodszy z synów Sighvarta, od półwiecza gotowany na einherjar. Bodaj w całej Danii nie było mocniej przygotowanego woja, co by nasz dar udźwignął. - Powoli skierował twarz na volvę. - Wizję miałaś z wyjąca szarooką nad ciałem, Sigrunn w tej wizji z trupem zwierzoludzia pomyliłaś. Mam wiarę mieć, że tych sześciu zginęło bośmy nie zdążyli, a wizja naprawdę Ci pokazała Sigrunn tu? Pod Jelling? I że Loki wizją zamotał, a nie tyś źle ją rozczytała? - Głos Freya był twardy, a oczy przewiercały volvę, stal w nich się kryła.
Helleven uznała, że należy zmienić taktykę i wraz z każdym kolejnym słowem jej twarz robiła się coraz bardziej zasmucona i wstrząśnięta.
- Myślisz, że chciałam tych wszystkich śmierci? - Usta jej zadrżały. - Ja… chciałam jedynie Sigrunn odzyskać… Pomyliłam się wtedy tak… ale potem pewnam, że Słoneczko tu widziałam… - Freyvind mógł jednak dostrzec, że emocje widoczne na twarzy volvy nie do końca szczere były. Nie tak jak jeszcze wczorajszej nocy, gdy widać było iż rozpacz zaraz ją pogrąży i złamie.
- Toś szczęśliwa, przez Asów i Vanów błogosławiona - warknął - żeś Sigrunn widziała. My nie, choć za Twym słowem tu przyszliśmy. - Skald wpijał wściekłe spojrzenie w twarz volvy, jakby kierowanie na nią złości i żalu jemu samemu ulgę przynosiło. Pewna doza jej nieszczerości jaką wyczuwał akurat w tej rozmowie, przy tych słowach… Stracił nadzieje, że aftergangerka widziała Sigrunn w leżu pomiotu Valiego. Myśli jego kierowały się ku temu po co ich tu przywiodła.
- Myśmy zrobili więcej niż ktokolwiek by oczekiwał. - Wzrok na powałę z powrotem zwrócił odrywając go od pięknej wieszczki. - Może to Lokiego sprawki, a może to Asgard kazał nam zaznać popiołu w miejsce zwycięstwa. Może to tylko wilków plany i nasze spóźnienie. Może to Ty grę jakąś prowadzisz, a Sven daleki od pomyłki nie był… Zrobiliśmy więcej niźli się dało. Sześciu zginęło. Wciąż nie wiemy nawet czy ona żyje. Znów nam wywieszczysz gdzie ona? - rzucił sarkastycznie. - Gdzie ją trzymają, lub gdzie jej kości rozwłóczone, by Agvindur mógł je choć do grobu złożyć?
Bjarki się podniósł z niejakim wysiłkiem.
- Nie czas teraz na roztrząsania, panie. Trzeba nam trupy pochować, ofiarę złożyć i do Ribe wracać.

Choć Helleven nigdy by tego nie przyznała, to słowa skalda ją ubodły, delikatnie ale jednak i pewna była, że winą za to należało obarczać więź ich łączącą. Więź, którą teraz potrzebowała, choć jej nie pragnęła. Postanowiła więc darować spokój Freyvindowi.
- Jeśli nie będziecie chcieli, wieszczyć nie będę - odparła spokojnie i chciała odejść, gdy
Gudrunn mimo niej przeszła i dłonią ramię jej lekko musnęła wzrokiem po izbie tocząc. Jarla wzrokiem szukała najwyraźniej, gdy do spokojnej halli, wypełnionej szeptami i przyciszonymi szeptami wpadły dzieci. Płomień ogniska pochylił się nieco pod podmuchem wiatru, lecz radosny śmiech dziewuszek nie został przerwany. Rzuciły się do jednej z niewielu kobiet, za nimi ze skrzypieniem drzwi się zatrzasnęły.

Gudrunn zrezygnowała ze zbliżenia się do jarla i zaglądnęła do skrzyni Freyvinda. Spojrzeniem powiodła ku volvie i godiemu siedzącemu wciąż obok i czujnie patrzącemu na swego pana.
- Zakład wygrałeś… - uśmiech lekki w oczach jej się pojawił.
- Zakład? - skald spytał nie obracając spojrzenia na gospodynię. Szczęki zacisnął znów ze wściekłością walcząc.
- Odyn zwycięstwo dał. Wróciliśmy żywi. Winnam Ci opowieść. Głodniście? - spytała upewniając się.
- Panią Jelling jesteś, nie wiedziałaś o siedzibie tych kurwich synów pod samą swoją hallą prawie?
- Jam nie panią tu, jeno wspomagam mieszkańców, bo mię tu lojalność trzyma. O siedzibie nie wiedziałam... -
zawhała się. - Nie, inaczej… wiedziałam, że są. Byli tu zanim ja się pojawiłam. Ale o ile wiedziałam, że są to nie ilu ani gdzie swe leże mają. Terytorium znaczyli daleko poza. Ja jedna tu jestem. I ta garstka ludzi. Reszta z trzech ostatnich viking coraz rzadziej i mniej licznie wracała. Dla mnie ważniejszym było ichnie bezpieczeństwo niż szukanie Pomiotu Lokiego po lasach. - Gudrunn dla odmiany wzrokiem nie uciekała. Wwiercała się lodowymi ślepiami w oczy Freya.

Może gdyby nie jej rany, jakie otrzymała prawie ginąc na zwiadzie… nie uwierzyłby.
Może gdyby nie lichość Jelling... brak wsparcia jej wojów w ataku na wilki brałby podejrzliwie.
Teraz milczał tylko, choć z tyłu głowy przewijały mu się mroczne myśli, podejrzliwość, szukanie tego co znaleźć chciał w oczach Elin gdy mówił jej w twarz to co podszeptywały głosy w jego głowie. Pełne opowieści o zdradzie.
Być może przez krew Elin krążącą w jego żyłach i sprawiającą, że myśli skalda ku volvie uciekały… również te złe ściągała.
Nie pytał więcej o wiedzę lodowookiej o leżu wilków.
Zamknął oczy.

- Opowieść mi winnaś - podjął zmieniając temat, choć w jego głowie głosy nie milkły.
Volva odeszła od nich, by swoją porcję krwi od chłopaczka zabrać.
- Winnam. Rusz się. - Dłoń wyciągnęła do skalda.
- Wpierw opowiedz.
- Wpierw się rusz. Wyjdźmy stąd.
- Czemu? -
W jego oczach znów zagościła podejrzliwość.
- Bo chcę Cię mieć dla siebie przez chwilę - odparła po prostu.
Upartość i złość walczyła w głowie skalda z ciekawością. Spojrzał na Bjarkiego.
Stos.
Powstał ze skrzyni tocząc po wszystkich gniewnym wzrokiem.
Spojrzenie to nie ominęło jarla Ribe, ani Sighvarta jaki mógł wciąż przeżywać śmierć Hemminga. Złość, wściekłość, gniew, podejrzliwość i strach czający się gdzieś głębiej. A przy tym wszystkim pewna doza bezwolności i autystycznego godzenia się z losem.
Nie kierował się nigdzie, jedynie pozwolił się gdzieś ciągnąć Gudrunn, wciąż rozglądając się czujnie i z żądzą mordu.



Freyvind, Gudrunn

Gudrunn wyprowadziła go z halli ciągnąć jak uparte, nadęte dziecko.
Przez mrok poprowadziła nieco w kierunku lasu poza linię chat. Poza obręb Jelling, lecz w okolice tworzonych naprędce stosów dla poległych i na ofiary. Po drodze do niej podbiegła suka srebrno-czarna z jednym ślepiem niebieskim, drugim brązowym. Ciężkie od mleka sutki zwisały obwisłe po wielu miotach. Za nią dwa szczeniaki rozbrykane przybiegły łasząc się do nóg Gangrelki. Freya suka obwąchała i cichym prychnięciem ….zignorowała.
Wampirzyca pieszczotliwie sukę poklepała po chudym boku, nie puszczając dłoni Freya.
Z dala od ogni, pochodni i ludzi, usadziła w końcu Freya na połamanych konarach drzew wciąż pachnących zimą. Psiaki wzięła na kolana by w futrach się grzać mogły. Suka usiadła między jej nogami.



Przez chwilę milczała po czym spojrzeniem strzelając lodowym:
- Pamiętasz Olafa? - szepnęła.
- Drugiego ze sług mego ojca w krwi?
Pokiwała głową z uśmiechem.
- Pamiętasz… - szczeniaka za uchem podrapała za co odwdzięczył się liźnięciem jej zimnego policzka. - Siostrą jego jestem. Byłam. Widzieliśmy się na jednej z narad, gdzie Olaf rozsądzał spór o krowę czy co tam… - Ręką machnęła w powietrzu niedbale. - Ot i cały sekret.
- Dobrym był druhem, mądrym człowiekiem, mistrzem miecza. Eyjolf jego nie mnie na potomka wolał.
- Ja też wolałam. -
Zaśmiała się cicho twarz chowając między uszami psiaka.
- Ot chichot Norn. Brat szykowany był na sławnego einherjar, siostra jego darem Odyna obdarzona. - Skald pokiwał głową, na boki strzelając wzrokiem.
Wzrok uniosła na Lenartssona z zaskoczeniem i ...niepewnością. Szczeniak czując zmianę nastroju zaskomlał i szczeknął cienko. Suka zawierciła się.
Mgnienie oka nie minęła a lodowooka opanowała zdziwienie.
- Tak. To też. - Więcej nie rzekła nic.
Odwróciła się ku ogniskom, wpatrzona w ludzi nielicznych kręcących się przy ostatnich przygotowaniach.
- Czym tak zadziwiona się stałaś?
- Twą odpowiedzią… -
mruknęła kokosząc się w miejscu.
- Nie rozumiem - odparł po chwili milczenia patrząc tępo na stos przygotowany do podpalenia.
- Nic ważnego, Złotousty. Idziemy ofiarę złożyć?
- Skoro tak uważasz. -
Skald wzruszył lekko ramionami nie wskazując, czy odpowiedź tę kieruje do pierwszej czy drugiej części jej wypowiedzi. Gniew i tak buzował w nim, nie wiadomo było, czy odpowiedź Gudrrunn typowa dla płci pięknej, a wpędzająca dawniej, teraz i zapewne jeszcze przez przyszłe wieki mężów w stan bliski szału, jakoś wzmocniła stan na jakim balansował walcząc z bestią. Wyglądał jakby było mu wszystko jedno i małą różnicę robiło iść podpalać stos pogrzebowy, iść raz jeszcze na leże wilków, czy też iść pożywić się na jakimś wieśniaku.

Nim wstali skald ożywił się jakby lekko znów tocząc wzrokiem wokół.
- Elin rzekła, że nie wszystkich ubiliśmy, do tego ludzi po chatach mieli. Tych co Swena uprowadzili. Zwykłych śmiertelników, może sług albo towarzyszy, jak Twoi tu w Jelling. Na polanę pewnie nie wrócą, wiesz gdzie mogli podążyć by się skryć?
Przez chwil kilka jedynie szczeniaki gładziła.
- Może do starej chaty bartnika… - mruknęła cicho. - Ale wrócić mogę i za tropem ruszyć. Chcesz ze mną iść?
- Ostatnio sama idąc, istnieniem swym to prawie przypłaciłaś. Z drugiej strony ja chyżo po lesie nie potrafię jak Ty.
- Samej iść mi nie straszno, ale dobrze mieć kogoś w odwodzie by mógł wsparcie zapewnić lub choćby wieści do Jelling zanieść. Mam wybrać kogoś innego?
- Skończyć mi co zaczęte, a samą Cie puszczać nie chcę. Pójdę. Trzeba nam tych ludzi, najlepiej wszystkich wyłapać. Może kto jeszcze zdecyduje się ruszyć.
- Chodźmy zatem. Im szybciej ruszym, tym lepiej.
- Chodźmy -
zgodził się. - I za krwi poropozycję się na mnie nie bocz, nie z chęci więzów proponowałem. Co byś nie myślała.
Gudrunn ruszyła z miejsca stawiając psy na ziemi i klepiąc sukę po łbie.
- Nie boczę. Jeno… wiedzieć winieneś, że propozycje takie w rodzie moim na otwarte uszy nie padają. Nigdy. Tak jak i na Twoje uszy by nie padły. - Kiwnęła głową. - A …. jak krew z flakonu? - Ruszyła wolno.
Podążył za nią, trochę pewniej niż z halli. Trochę mniej wściekły, trochę rzadziej rzucający spojrzeniem na boki.
- Krew… - zaczął - potężna, wręcz straszna w mocy. - Idąc obok podniósł jedną ręką gruby konar drzewa na którym siedzieli. Sam się zdziwił, bo zamierzał pomóc sobie drugą ręka, a nie musiał. Przez chwile patrzył na pień i go złamał. Wysiłku na jego twarzy przy tym znać większego nie było.
- Nie wiem skąd to miałaś, ale… - Odrzucił oba kawały pnia. - Cóż, może drwalem zostanę - rzucił z przebłyskiem lekkim dawnego humoru.
- Dostałam od Twego stwórcy - mruknęła zapatrzona w skalda. - Mówił… mówił… że to krew olbrzymów. Nie wierzyłam. - Nadal przyglądała się Freyowi z zadziwieniem wielkim.
Tym razem to on się zdziwił jeszcze bardziej.
- Dostałaś? Od Eyjolfa? Kiedy? Gdzie… Jak?
- Z początkiem zimy. Zjawił się i rzekł, że będziesz niedługo w Ribe. Wielkie wydarzenie będzie i by Ci przekazać. -
Spojrzała spłoszona.

Zastąpił jej drogę.

- Tak tedy dostałem dar, za sagę od Ciebie, co darem od ojca w krwi był. - Pokiwał głowa, wściekłość przytłumiła nuta żalu i lekkiego smutku.
- Nic cenniejszego nie miałam. - Wyprostowała się. - Skórę byś chciał? Kościaną łyżkę czy może starą spinę z brązu? O nim miałam nie mówić, ni wspominać. Jeno… teraz myślę, że może on i o tym, co wczoraj w nocy się stało wiedział… chronić Cię chciał. Tedy rzekłam. - Przepchnęła się mimo skalda dość już mając rozmów. Cierpliwość się jej skończyła.
- Może wiedział. - Na twarzy Freyvinda znów odmalowała się złość, a w myślach zaczęły przebłyskiwać rozmaite możliwości, Czemu, jak, dlaczego? Komu ufać, skoro ojciec w krwi wolał z nią się spotkać, a ona to skrywała. - Może i spina z brązu, gdy dobre słowa z głębi płynące by starczyło - prychnął zirytowany.
On cierpliwości do rozmów miał tyle ile ona teraz, jeszcze zanim wstał ze skrzyni.
Podjął krok lecz to ona go tym razem wstrzymała.
- Mało dobrych słów ode mnie płynie? - Błysnęła dziko oczami.
- Wiele - przyznał spoglądając na nią, a w oczach wciąż miał błyski. Cały czas czuł zagrożenie, cały czas czuł wściekłość na to co się stało, co stracił. Ale i jedno i drugie trzymało go z taką mocą, że wręcz nie wiedział co się z nim dzieje. Jak z tym drzewem i wszechpotężna wypełniająca go siłą. Siłą jakiej w sobie nie znał, jaka był zaskoczony. Może Eyjolf dając mu ten dar przez Flageaug nie chciał go uchronić, a zniszczyć niezadowolonym będąc z niego jak często Agvindur?
Targały nim takie uczucia jakie zwykle potrafił w sobie tłumić nawet bez wysiłku.
Przymknął oczy.
- Stąd zaskoczył mnie dar, skoroś wiedziała, że słowo starczy. A gdyby na me uszy w tamtej sytuacji pod kamieniami słowa twe padły, gdym był w takim stanie jak Ty? Pewnie bym się nie wahał. - Skaldowi przed oczyma przepłynął widok Odgera i Elin rzucających sie Pogrobcowi do szyi. Bezrefleksyjnie skazujących się na więź ze starym wampirem. Obraz poszarpanej Gudrunn stojącej nad śmiercią a tegoż samego odmawiającej. Obraz rytuału przysięgi nad jeziorem. Smak krwi Elin. Smak krwi Volunda.
Otworzył oczy.
Spojrzała na skalda z jakimś niewymownym żalem, ogień w niej buzujący wygasł. Na twarzy wypisało się poczucie straty.
Skinęła głową.
- Będę pamiętać. - Ruszyła ku stosom wraz z psami.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 20-07-2016 o 13:48.
Leoncoeur jest offline  
Stary 20-07-2016, 13:01   #55
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin/Helleven


Dwie małe dziewuszki, z kawałeczkami przaśnego placka pomknęły ponownie do wyjścia, omijając jednak grzecznie volvę.
Sokolik podał kubeczek, niepełny już, Helleven.
- To wszystko. Więcej nie ma. I nie będzie - rzekł unikając spojrzenia. - W lesie zwierzyna. - dorzucił. Najwyraźniej niechętny takiemu zbiorowisku, wysławiał się na granicy nieuprzejmości.
- Nie lubisz nas? - Spojrzała zainteresowana na sługę wypijając podany kubek.
- Nie - rzekł po prostu - Nie każdy mus ma.
- Nie każdy…- Kiwnęła lekko głową. - Ale zazwyczaj jest jakiś powód.
- Zgryzota i kłopot przez was jeno. - mruknął zabierając pusty kubek z rąk Helleven. - Nic więcej.
- Teraz chyba jednak pomogliśmy. Bestie w lesie więcej nie powinny wam zagrażać.
- Bestie w lesie nic nie robiły ludziom. To Bestie co na viking je ciągły obietnic nie dotrzymały. - gniew zaczynał w nim wzbierać.
- Obietnic? - Patrzyła zaciekawiona na chłopaka.
- O złocie, podbojach, wielkiej mocy i morzu krwi, ziemi i tak dalej. Sama wiedzieć powinnaś co obiecujecie naiwnym.
- I dostają je… ale niestety tylko ci którzy wrócą… - Pokiwała delikatnie głową. - Więc wilki nic wam nie robiły… - Wróciła do poprzedniego tematu. - Wszak polana złą sławę miała, czyż nie?
- A co z tymi co zostają? - palnął chłopak - Miała…
- Musimy czekać… A jeśli nie wrócą… Umieć dać sobie radę. - Odparła łagodniej widząc jak halla wygląda. - Pierwszy raz nie czekałam. - Dodała.
- Ty masz czas. Nie wszyscy go mają. A ludzi trzeba wyżywić, odziać, ochronić, zapewnić dach nad głową, szkolić by Ci co teraz młodzi mieli wsparcie na przyszłość. A nie traktować jak bydło na karmienie was… - dorzucił z gorzką pogardą.
- Z bydłem postępowalibyśmy zupełnie inaczej… - Jej głos ochłódł gdy wbiła spojrzenie w młodzika i machnęła lekko ręką dając znać, że może już sobie pójść.
- Taaaak, zupełnie. - uśmiechnął się cynicznie i odszedł.
Wieszczka rozejrzała się po pomieszczeniu szukając jarla i gdy jej wzrok na niego natrafił uważnie mu się przyjrzała szukając wszystkich ran, by potem cicho wymknąć się na zewnątrz.


Stosy pogrzebowe



Stosy ułożono po północnej stronie osady, za ostrokołem. Sześć ich było, dla każdego co poległ podczas walki z lupinami. Kobiety ciałami się zajmowały, a chłopcy i kilku mężczyzn w wieku sile znosiło ciągle drewna, by odpowiedni ogień uzyskać.
Volva dołączyła do kobiet, choć te niechętne były. Nie przeszkodziły jej jednak, wszak to nie ich ludzi żegnano, a obcych. Helleven ze spokojem i delikatnością obmywała ciała przyglądając się ranom jakie odnieśli. Widziała, że część z nim nie zadały wilkołacze szpony.
Skald szukał wzrokiem Bjarkiego i chlotchild, ale ujrzał tylko wielką sylwetkę sługi.
- Gdzie Franka? - spytał podchodząc i patrząc bez emocji na stosy.
- Nie wiem Panie, gdzięś smyrgnęła niedługo po zmroku
- Poszukaj jej - polecił nie odrywając wzroku od przygotowań.
W końcu wszystko było gotowe i aftergangerzy wraz z ocalałymi i kilkoro mieszkańców zgromadziło się przy stosach. Volva przezornie trzymała się na uboczu. Mąż z bielmem na oku podszedł do Gudrunn pytając, kto przemawiał będzie.
Gangrelka co w otoczeniu swojej psiej świty podeszła, dłonią wskazała z poczatku Freya lecz potem zdanie zmieniła widząc minę tego ostatniego.
- Sighvart, ten mąż co z jarlem siedzi.
Starzec odszedł by w pół drogi spotkać się ze wspomnianą dwójką. Młodzik co burczał na volvę z pochodnią stał, a obok niego thrall co Sven mu rękę rozerwał. Obaj z obojętnymi i nieco wrogimi wyrazami twarz stali.
Agvindur wpierw wzrokiem sprawdzając czy są wszyscy potoczył.
- Gdzie Volund? - rzucił do nikogo konkretnego, do wszystkich raczej.
Helleven podeszła do jarla.
- Mówił, że spać będzie na zewnątrz. - Rzekła cicho. - Nie pojawił się jeszcze tego wieczora.
- Ktoś go widział tego wieczora? - spytał cicho volvy.
- Nie wiem ale gdyby był tu, pierwej do mnie bądź Freyvinda by przyszedł.

W między czasie Sighvart dał znak do podłożenia ognia.

“Widzę swego ojca, widzę swego brata, swą matkę i siostrę
Widzę pokolenia wstecz aż do początku mego rodu
Wołają mnie
Wzywają mnie, by dołączył do nich
W wielkiej sali Valhalli
Gdzie odważni żyją po wieczność.”

Szorstki głos karla nie dudnił, nie porywał. Sighvart słowa modlitwy wymawiał bez zacięcia i pasji. Jakby wiele tych słów już powiedział. Obecni mieszkańcy Jelling, a było ich niewielu, również nie wyglądali na zbyt przejętych. W ich twarzach widać było, że takich pożegnań doświadczyli sporo i to całkiem niedawno.

Ventrue skończył mówić i wrócił by stanąć po boku Agvindura. Zacięta mina zasklepiła jego twarz w nieruchomej masce.
Do przodu wystąpił za to Skald przyglądający sie do tej pory reakcji mieszkańców Jelling ze zmarszczonymi brwiami.
- Odynie, Wszechojcze, Panie Asgardu, Najwyższy z Asów - zawołał tubalnym jakby zaklętym głosem tak różnym od Sighvarta. - Rozdawco zwycięstw. Jakże wielkie zwycięstwo nam dałeś. - W głosie poczuć można było delikatne nutki szyderstwa. - Obiecaliśmy ci ofiarę i oto ona.
Siegnął po uciętą głowę za włosy i cisnął ją w płomień na stosie Orma z Aros.
- To co Ci należne, to co obiecane. - Cisnął wyciętym sercem lepkim od krwi. - Dla Ciebie i dla towarzyszy broni z jakimi stawać nam ramię w ramię przyszło. - Spojrzał na Agvindura, Sighvarta, Elin, Andersa, Einara. Przebiegał po nich wzrokiem wskazując stosik głów i serc.
Pierwszy był jarl co do brata krwi postąpił i również uciętą, ochlapaną krwią głowę z oczami wywróconymi w głąb podniósł. Rzucił na kolejny stos, Halfdana i rzekł:
- Ojcze, w imię Twe i ku Twej chwale, przyjm ofiarę w podzięce za wsparcie naszych ramion w walce!
Płomienie objęły łeb z lekkim sykiem. Pozostali również dołączyli do ofiary i by podziękę zanieść Odynowi.
Volva z mieczem, w wilczej chacie znalezionym, podeszła i na stos Heminga go rzuciła mówiąc
- I dla Ciebie Freyo, byś więcej młodych mężczyzn nam pozostawiła, by mogli i chwałą i życiem się nacieszyć.
- Przyszliśmy tu po bój, który mieliśmy stoczyć, aby ocalić życie i wyrżnąć tych co atakując ludzi, kobiety, dzieci… chcieli wojny miast pokoju. Ofiarowaliśmy swój los Odynowi. - Skald spojrzał na Elin ofiarowującą zdobyty miecz. - Dostaliśmy zwycięstwo i śmierć zamiast życia. Wojnę, zamiast spokoju. Ja i Gudrunn idziemy w dalsza wyprawę, by załatwić to do końca. Tym razem nie ofiarowuję Ci wszechojcze swego miecza ni ręki. Wzywam tym razem Ciebie Freyo o patronat i opiekę. Pójdę w bój, pójdę na wojnę, a ty przynieś mi życie, i pokój miast śmierci. Kto pójdzie z nami?! - zawołał mocnym głosem.

Poruszenie wywołał wśród swoich: Agvindura i Sighvarta co wybił się nieco ze swego otępienia. Ejnar i Bjarki krok postąpili ku niemu mimo ran swych.
Volva na skalda patrzyła jakby pierwszy raz go ujrzała, wraz z każdym jego kolejnym słowem pragnęła poprzeć tą szaleńczą wyprawę, nie ruszyła się jednak z miejsca dopóki Agvindur tego nie zrobił. Powoli za jarlem podążyła.
- A tyś Franki szukać nie miał? - Skald spytał cicho ogromnego Duńczyka obserwując przy tym reakcję towarzyszy na jego słowa. Anders też z jakimś niechętnym nieco podziwem jakby mimo zwątpienia i zmęczenia wodza swego posłuchać rad był.
- W Jelling jej nie ma. Ślady znalazłem do lasu prowadzące. - odszeptał. - Iść za nią z Andersem chcę jeno powiadomić stanąłem.
- Idź tedy, sprowadź ją. Potrzebna bedzie przy tym co zamierzam.
- Panie… trop nie był jeden. Wielki mąż ostrożny był - za innym ciągnął. Znajdę ją. A potem pomyśleć trzeba czy by … - głos zawiesił.
- Mów.
- Może męża jej znaleść, co by spokoju nieco doznała. Niespokojny duch w niej.
- Za niewiastę swą chcesz ją brać? - skald zdziwił się mocno.
Bjarki wyglądał na równie zaskoczonego.
- Ja? Nie… kogoś innego. Równie w krwi sprzysięgłego ale nie mnie…
- Sprowadź ją na razie, potem pomyślim jak niespokojną głowe ochłodzić.
- Zajęcia jej stałego trza. - rzekł jeszcze na odchodnym Grim. Pociągnał Andersa co skalda w ramię klepnął z szacunkiem. - Szukać was gdzie? Tu czy w lesie?
- Tu. Poczekamy, tylko szybko się sprawcie.
Ruszyli bez zwłoki.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 20-07-2016, 13:35   #56
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind, Gudrunn

Tymczasem obecni mieszkańcy wioski poruszyli się mniej chętnie na przemowę skalda. Dwójka młodszych mężczyzn spojrzała po sobie niepewnie. Widać, że sława ich kusiła lecz trudy rzeczywistości tłumiły ich zapał.
Gudrunn podeszła do Freya.
- Pójdą jeśli ich pociągniem - rzekła przez głosy co w sukurs Freyowi poczęły się nieśmiało odzywać - jeno wtedy z Jelling niewiele pozostanie, gdyby oni nie wrócili. - Spojrzała na skalda. - Chcesz aż tyle na szalę rzucać?
- Nie, tchórzy nam nie trza. Niech w domach ostaną.
- Tchórzy? -
spytała cicho lecz groźnie za ramię go chwytając. - Widziałeś kto pozostał? Ty ich tchórzami zwiesz? - Oczy zalśniły na czerwono. - Ile krwi chcesz jeszcze w imię bogów przelać? I za co? Za jedną dziewkę? - syknęła dziko.
- Dziewka się nie liczy - sam warknął również cicho. Przybliżył się do Gudrunn. - Liczy się to, że gdy tego kraju przed zarazą chcemy bronić, oni przyłażą by nas gromadami palić! - wrzasnął wsciekle. - Pokoju nam tu trzeba by południowe scierwo od Danii z dala trzymać, nie ma ceny krwi na to zbyt wysokiej!
- Sam wojnę wywołujesz! Wybijać chcesz ichni lud, gdy oni bezbronni? Tą samą krew przelałeś zeszłej nocy -
też głos podniosła. - A jak ich więcej? Jak z innych części kraju zjadą? Na kogo pierwszego uderzą? Na te niedobitki co tu ledwo swe istnienie wiodą? Ciebie, o fiu - na dłoń dmuchnęła - dawno tu nie będzie, boś jako wiatr. To tu to tam!
- To dlatego wyprawę Freyi ofiarowuję?! Dlatego idę po życie nie po śmierć?! Ich ludzi żywymi chcę w brańców wziąć by pokój móc zawiązać!! Na dupę Lokiego kto zaczął wilczyco. Oni, czy my?!?!?
- Spytałeś, czy pójdę z Tobą. Rzekłam, że pójdę. Ale ludzi moich na szaleństwo ciągnąć nie dam. Ani wyzywać od tchórzy. Bo nie zasłużyli na to!!! Nie zmieniaj złotych ust na wężowy język -
teraz ona przysunęła się bliżej Brujah pola mu nie zamierzając ustąpić.
- Tchórzem nazwę każdego, kto w obliczu ofiarowania Odynowi wojów po epickiej, nierównej bitwie, nosem kręcą i patrzą na to jakby kozę kto do dołu wkładał! - Frey potoczył wzrokiem po ludziach z Jelling z oczami pełnymi błyskawic. - A to Ci rzekłem, że sam z Tobą pójdę nawet, ni jednego z Twych ludzi nie wywołując!! - Zbliżył swą twarz do jej twarzy. - Niech siedzą po chatach, nie mi nawet myśleć czemu!
Warknęła głucho prosto jemu w oblicze:
- To czego żale masz? Czego wyzywasz jak ni źdźbła pomyślunku nie zamierzasz mieć? Ni spytać mnie? Tak jedność Danii zapewniać chcesz? - Bliżej między sobą być się nie dało.
- Jedność Danii została przepowiedziana - syknął. Faktycznie bliżej się nie dało. Stykali się prawie nosami - przez volvę w Ribę, na thingu. Przeciw południu. Zarazie. A potem wilki spod Jelling palą i mordują w tymże Ribe. Nas, ludzi, kobiety starców i dzieci! - krzyknął. - A gdy po pomstę idziemy ci tu na padłych wojów patrzą jak na bydło!!!
- Na bydło?! Bo śpiewu żałobnego nie ma? Bo dziewek rój do nóg Ci nie pada? -
prychnęła. - Jedna volva coś w dymie i kościach wyczytała i już przepowiednia na całą Danię? A może i resztę krain północy?!?!
Ta kłótnia zaczynała wymykać się spod kontroli i jemu i jej.
- Bo gdy Sighvart. Wypowiadał słowa. Patrzyłem. Na nich - wysyczał. Albo jeszcze on, albo juz bestia. - I choćby i cała północ! - Złapał ja za ramiona. - Nie możemy stawać do boju przeciw zastępom południa, gdy wewnątrz wojna! Otwórz oczy, na cycki Freyi!
- I pewnie testu wielkiego skalda nie zdali -
rzuciła nieco szyderczo. - Nie każdy spełnia Twe wysokie wymogi… - Popchnęła go lekko w odpowiedzi na uchwyt ramion, a gdy ni źdźbła się nie ruszył pchnęła mocniej dłonie wciskając w jego pierś. - Jaka wojna? Większość wojowników na vikingu siedzi! Kto ma walczyć? Dzieci? Starcy? To Ty otwórz swoje oczy, na zad Tyra!!!!
- Na nas ta walka spada. -
Nie patrząc na stosy wskazał je. - Swoje istnienie i najwierniejszych drużynników na szalę stawiamy. By walczyć z południem, by walczyć z pomiotem Lokiego. Sami na prącie Sleipnira w tej wojnie, bo nie chcę starców w boju - wykrzyknął jej prosto w twarz. - A oni?! - Odwrócił się bokiem lica do Gudrunn, patrząc na struchlałych tą wymiana zdań mieszkańców Jelling. Wciąż wskazywał stosy. - Szacunku im skąpicie?
- Tu drużynników nie ma. Ostatni jarl dwie wiosny temu nie wrócił. Z połową Jelling. Tradycje dopełnione. Stosy płoną. Ofiara spełniona. Czegoż jeszcze chcesz?
- Szacunku!!! Dla nich!!!
- Ktoś im szacunku nie okazał?! Ktoś uchybił? To nie Ribe z bogactwem nieprzebranym, żeby ofiary bogate składać. A pieśń nie jedną z pewnością złożysz. -
Nie mogąc popchnąć wyrwać się z jego dłoni próbowała.
Szans nie miała na to żadnych. Aktualnie siła Freyvinda zdolna była obalać drzewa.

A nie puszczał.

- Nie ofiary - powiedział cicho. Głosem który mimo tonu docierał do uszu zgromadzonych. - Jako Ci rzekłem nim tu przyszliśmy, nie ofiary czy darów. Dobre słowa, szacunku. My na północy wojów padłych w boju epickim żegnamy dumą, nie płaczem jak na południu. - Znów przybliżył twarz do niej tak blisko jak się dało. - Ale nigdzie, ni u nas, ni u sług Zachłannego… nie ma obojętności na woja padłego w bitwie. Jelling pierwsze jakiem zoczył.
- Za wiele śmierci widzieli, za wiele bliskich żegnali, za wiele stosów płonęło. -
Czerwień z oczu powoli ustępowała. - Widziałeś gdzieśmy siedzieli? Przecinek w lesie, z ziemią gołą. Tam mężów, braci, synów żegnali. Tych co powrócić zdołali jakoś, a za tych co gdzieś hen życie pokładli dla Odyna, jeno ofiarę spełnić mogli. Bez wieści o tym, co z ich szczątkami wrogowie uczynili. A Ty gniewnyś, ze kolejny woj ubity żałości ni łez nie wywołuje? Bo to Twoi druhowie przez nocy ile? Dwie? Trzy? Imiona tych w pieśniach wiecznie żywe będą. Kto sagi złoży dla wszystkich innych?
- Ja o nich sagę spisze i wygłaszać będę, jeśli w godnym boju padli. O wojach z Jelling. Ale gdy kto brak szacunku dla woja padłego w boju przejawia… -
pokręcił głową. - Oni będą Einherjar!!! - krzyknął wskazując płonące stosy. - Gdy mnie rozerwą szpony wilków, gdy Agvindura z Ribe rozszarpią pomioty z południa, gdy Sighvart polegnie prawdziwa śmiercią: TO ONI, w Ragnarok chronić będą was przed hordami Jotunów!!! - Z powrotem spojrzał na Gudrunn. - Każdy kto tego nie zoczy Asów i Vanów w sercu stracił.
- Do czasu Ragnarok jakoś trwać trzeba. A wymusić na kimś żałości nie zdołasz.
- I nie chcę. Ludzie słabi, co by naszym braciom w boju ta… -
przerwał jej już spokojnym głosem.
Nim skończył mówić Gudrunn jedną nogę zaplotła o nogę Freya wybijając go z równowagi i pchnęła. Za tym ruchem pięść lecieć miała jeno… wampirzyca nadal w uścisku skalda się szamotała.
Gdy opadł pod jej ciałem na ziemię wciąż ramiona trzymając, unieruchomił je by nic nie mogła zrobić.

Przewrócił ją na plecy.
Mimo iż się szarpała i próbowała drapać, to mocy daru jaki mu ofiarowała i krwi wilków zmusić nie mogła.
Jej siła była niczym wobec drzew czy głazów jakimi czuł mocny się teraz rzucać.
I wtedy gdy szarpała się pochylił głowę i wpił się swymi ustami w jej usta.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 20-07-2016 o 13:48.
Leoncoeur jest offline  
Stary 20-07-2016, 13:41   #57
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Helleven, Agvindur


Volva do jarla podeszła gdy emocje już trochę opadły po płomiennej przemowie skalda.
- Wygląda na to, że rację miałeś co do Sigrunn… - Rzekła cicho. - Przykro mi. Nie powinnam Was tu wieść.
- Teraz za późno na żale - Agvindur spojrzał z góry na volvę z namysłem jakimś. - Cóż innego zrobić miałaś? Wolę bogów spełniałaś.
Pokiwała powoli głową.
- Wolę spełniałam. - Powtórzyła i spojrzała na niego. - Mocnoś ranny?
- Nie - innej odpowiedzi raczej się nie mogła spodziewać - A Ty? Nic Ci?
- Nic poważnego. - Uśmiechnęła się leciutko na chwilę. - Kilka dni i śladu nie będzie. - Zamilkła na chwilę. - Wiem, że to nie najlepszy moment ale jakbyś mógł pomyśleć o słudze dla mnie. Niespokojne czasy się nam szykują. Dobrze byłoby mieć kogoś, kto będzie czuwał.
- Słudze? - popatrzył zdziwiony - Do tej pory nie chciałaś nikogo. Wizję miałaś jakowąś? Coś Ci grozi?- zmarszczeniem brwi wykazywał swój niepokój.
- Ten co “podarek” wysłał może mi zagrozić. - odparła ostrożnie.
- Wiesz kto to? - krok bliżej do dziewczyny postąpił pochylając nieco by twarz na jej poziom obniżyć.
- Ten, kto mię taką uczynił. - Rzekła nie wiedząc ile Elin powiedziała. - Będzie chciał mnie z powrotem… - Przysunęła się nieznacznie bliżej Agvindura i w oczy mu spojrzała. - by znów robić co tylko do głowy mu przyjdzie…
- Wiesz gdzie on? Jako się on zwie? Jak to z powrotem? - pytania cisnęły się jarlowi na usta i widać było, że ciekawość hamuje. - To przed nim się w Ribe chowasz?
- Tyle czasu minęło… Nie wiem czemu za mną ruszył... I nie wiem gdzie teraz jest… - Czoło na piersi Agvindura ostrożnie złożyła. - Ale blisko skoro “podarek” wysłał…
Agvindur zamknął wieszczkę w klatce swych ramion, lekko starając się siły swej nie używać.
Po włosach co na nowo wieczorem się okazały pogładził.
- Ale wiedzieć musi, żeś w Ribe, skoro tam Svena złapać dał radę… - dumał chwilę by spytać - czego on chce? Czego chciał od Ciebie?
Zesztywniała lekko na to pytanie, ile mogła powiedzieć, mazgaja najwyraźniej słowem nie wspominała o tym co Leiknar robił. Teraz jednak potrzebowały ochrony, a jarl zasłużył by coś wiedzieć.
- Bym cierpiała… - Odparła z tłumiona złością. - Uwielbiał patrzeć jak cierpię.
- Cierpiała? Za co? Coś zrobiła? - palnął pierw by potem głos wstrzymać. - Co się stało między wami?
Pokręciła głową i spojrzała w oczy Agvindurowi. W błękicie jej ślepka czaiła się czysta nienawiść, gdy wypowiadała kolejne słowa.
- Bo według niego pięknie wyglądam, gdy cierpię…
- Głupiec… najpiękniej wyglądasz nad haftem pochylona - mocniej przyciągnął dziewczynę do siebie odgarniając włosów pasmo - głupiec. - mruknął raz jeszcze muskając wpierw lekko usta volvy swymi. Uniósł głowę wpatrując się jakby o przyzwolenie prosząc o jeszcze.
Odpowiedzią było objęcie go za szyję i przyciągnięcie do ust swoich.
Za nimi stosy płonące pozostały, lecz w tej chwili liczyli się dla siebie jeno oni.

 
Blaithinn jest offline  
Stary 20-07-2016, 18:09   #58
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Volund

Ziemia rozprysła się, gdy sękate palce wynurzyły się z niewielkiego kopca i uczepiwszy skraju naturalnego grobu, wyciągnęły piękne, nagie ciało Pogrobca po pas z ziemi. Oczy wampira były zabielone w tej chwili pomiędzy przebudzeniem a letargiem śmierci. W końcu zamknął powieki, a gdy otworzył je znowu, szkarłatne ślepia skierowane były wprost na pas z mieczem, stertę ubrań i kolczugę. Chwilę tak tkwił, nieruchomo - jak co noc. Po chwili dopiero w pełni wygramolił się ze ściółki, gleby, ziemi, robactwa. Gdy stanął pod nocnym niebem, uniósł głowę, kołysząc nią nieco na szyi ku akompaniamencie chrzęstu zastałych kości. Zrazu, bez myśli i bez przebudzenia całkiem nawet skierował się do widzianego jeszcze prawie o brzasku drobnego strumyka, coby obmyć swoje ciało.
Niedaleko za sobą posłyszał szelest i chrupnięcie pękającej, uschniętej gałęzi.
Pogrobiec przystanął lekko. Kamienne oblicze zamarzło nieruchomo, gdy przez chwilę do połowy głowę obrócił, jak gdyby jednym okiem leniwie zerkając, nie spodziewając się niczego nader faunę spostrzec. Nie usłyszawszy niczego więcej, wzrok ku celowi swej wędrówki zwrócił i marsz podjął.
Dźwięk tym razem powtórzył się po jego prawej pomiędzy drzewami.
I znowu po prawej tym razem z przodu.
Zza drzew pojawiła się blond główka uniżenie pochylona. Dziewka jednak uparcie na przeciw Volunda posuwała się niby to tańcząc, niby swój szacunek wyrażając.
- Niebezpiecznie po lesie wędrować, panie - rzekła wesoło.
Pogrobiec, nagi, zwrócił się całkiem ku dziewczynie niedostrzeżonej, oczy jedynie mrużąc. W miejscu przystanął.
- Jedynie, gdy na czyjąś ziemię wtargnąć. - odparł po prostu, tajemniczo, lecz dla kogoś kto znał żywych takich jak Volund jasne było, że z niepokojem kogoś, kto nie jest pewien, co się dzieje.
Dłonią odgoniła jego frasowanie:
- Ziemia tu pana nie ma… za to ja coś Ci, panie, obiecałam…- uśmiechnęła się uroczo, kroków kilka znowu w kierunku wampira czyniąc - Pamiętasz? - twarzyczkę swą uniosła i w Volunda się wpatrzyła.
Ruszyła się zwinnie, niemal w powietrzu się rozmazując z jakąś furią co twarz jej wykrzywiła w pokraczną maskę.
Pogrobiec ani drgnął.
- Ave Maria, gratia plena… Dominus tecum… - zaczął recytować, gdy jedno słowo sprawiło, że umysł jego przeszyło zrozumienie.
Franka, jeśli to wciąż Franka była roześmiała się jeno… gdzieś z tyłu Volunda.
- Myślisz, żeś lepszy od nich wszystkich? Ode mnie? I żeś sposób znalazł i odpowiedzi na wszystko? - głos szeptał i rozlewał się w ciemnościach.
Tym razem Volund zmrużył brwi.
- Skąd takie przypuszczenie… - odwrócił się ku źródłu głosu, lecz po chwili obracał się i rozglądał cały czas - ...daemonie...? Wiem czym jesteś. Może i znam odpowiedzi. - odparł, choć w istocie, chociaż wiele słyszał jak na jego kontakt z chrześcijany, wiedział tyle, co nic.
Może to krew skalda w nim śpiewająca, a może to to, że widział jak szybki Frey być potrafi… Volund poczuł pęd wiatru tuż po lewej gdy Chlo zbliżała się wprost na niego z dłońmi schowanymi lekko za siebie, płonącymi oczami i obrzydliwym, gniewnym wyrazem słodkiej zazwyczaj twarzyczki.
Dotychczas nieruchomy, Volund nie zdradził dziewczynie, daemonowi, czymkolwiek w tej chwili była swoich zamiarów i jedynie gdy dość już blisko była, gdy pęd jej musiał ku niemu pokierować wysforsował się z oczyma również płonącymi, lecz czym innym... Większy od drobnej dziewczyny, sękatymi palcami sięgnął ku jej nadgarstkom, prawie na nią wpadając, by ją całkiem unieruchomić gdy już masą swą się zderzył z drobną sylwetką.
Dziewczyna jednak szybka jak smuga światła wywinęła się spomiędzy jego dłoni, by w bok uskoczyć i ponownie do ciosu się nastawić. W bladym świetle księżyca krótki zakrzywiony sztylet błysnął. Brak wprawy, czy też zbyt wielka desperacja a może też jakaś walka wewnętrzna Franki sprawiły, że ostrze ledwo koło ramienia przeszło, nawet skóry Gangrela nie naruszając. Wrzask wściekłości za to się odbił echem po lesie. W gniewnej desperacji zaczęła ręką ciąć powietrze nieomal na oślep, byle tylko zagłębić puginał w bladym pięknolicym. Ten złapał wreszcie za jej wolną rękę, twarz tylko pogardliwie cofając przed ostrzem nim i drugi nadgarstek dziewczyny znalazł się w węźle sękatych palców umarłego. Ten wtem ręce Franki za jej plecami własnemi skrzyżował i gdy sztylet wypuściła - wraz z nią się obalił tuż obok miejsca, z którego wypełzł dosłownie minutę wcześniej.
- Doprawdy, coś myślała, ze sztyletem na afterganger się zamierzając. - wysyczał, teraz już bardziej poirytowany niż zalękniony. Nogą zahaczył i przyciągnął do siebie swe własne bukłaki - puste - i zaczął linami je łączącemi nadgarstki napastniczki krępować.
Chlo miotała się wierzgając pod nim i w jego uścisku, nawet kłapnęła ząbkami drobnymi tuż pod nosem Volundowym. Mimo, że czuł jej siłę, nie miała ona możności wyrwać się z uścisku wampira. Lecz jednocześnie w jej oczach… ciekawość spostrzegł.
- To by saga była, że wielki Volund od zwykłego sztyleciku padł - zaśmiała się mu w twarz.
- Za małoś skalda słuchała, wiedziałabyś, ile w sagach prawd. - kąciki ust Pogrobca uniosły się w delikatnym uśmiechu, jakim obdarza się wrogów.
...których niekoniecznie chce się uśmiercić.
- Czego chcesz? - zapytał, znów z kamiennym obliczem, wyraźnie obserwując oczy i twarz dziewczyny-demona.
Minkę niewinną zrobiła, usteczka wydęła i tym razem wiercąc się, ocierała raczej niż wierzgała. Rzęsy źrenice zasłoniły.
- To raczej ja winnam pytać, czego chcieć może wielki Pogrobiec? - głos jednakże nieco inny się odezwał niż słodki zwykle głosik branki. - Chcesz … pogromu, chaosu, zemsty, czyż nie tak?
- błękitne spojrzenie w końcu uniosło się by spojrzeć w twarz wampira.
Oblicze Pogrobca było kamienne jak zawsze, lecz ktoś dość wprawny, w oczach, w sekundzie milczenia, w nieswoim poruszeniu poznałby prawdę. Na sekundę czoło się zmarszczyło, jak gdyby by odegnać pewne myśli.
Chwilę prawie czarne oczy w błękit wpatrzone były, gdy przyglądał się spojrzeniu uważnie. Dłoń do twarzy jej uniósł, delikatnie zmierzwione włosy z czoła odgarniając.
- Jest coś… jeszcze... - zaczął z prawie szklanymi oczyma, wpatrzony w nią, sam zadziwiony, ile, sądził, dostrzegł ludzkich emocji w… Chlo? - Pod tą maską wściekłości, i pozy. Coś z dawna niewypowiedzianego… lepszego niż gniew…? - na w pół zapytał, na wpół stwierdził.
- Coś jeszcze? - zapytała nieco kpiąco, nieco ciekawie - Żądza krwi… wiem śmierdzisz i nią… - szept dziewczyny wypełniał niemal okolicę - Chcesz skosztować mojej? - uśmiechnęła się zachęcająco i ponownie poruszyła niemal wężowym ruchem.
Pogrobiec przyglądał jej się przez chwilę jeszcze, lecz porzucił to. Wstał, przerzucając sobie starannie skrępowaną dziewczynę… lub demona… przez ramię. W drugą rękę jął sztylet, na chwilę przykucnąwszy i bez kolejnego słowa miarowo ruszył ku pobliskiemu Jelling.
Dziewczyna spięła się po kilku krokach a skórzane rzemienie i liny trzaskać poczęły:
- Postaw mnie! - rozkazała dumnym głosikiem nawykłym do wydawania rozkazów w stylu aż zbyt znajomym wampirowi.
Pogrobiec w drodze przyglądał się sztyletowi dziewczyny. Ujrzawszy, iż nie ma wartości, odrzucił go po prostu. Wampir zdawało się, przez chwilę faktycznie chciał ją postawić, ale po prostu mając obie ręce wolne z ramienia przeniósł dziewczynę na ramiona.
- Nie. - powiedział zerknąwszy na nią tak kamiennie, że aż kpiąco - Ale może tak mniej będzie urągać twojej dumie.
Nim skończył mówić Franka szarpnęła nogą próbując kopnąć go w głowę. Z drugiej strony również szarpnęła i dłonią by rozorać policzek…
Afterganger pozbawiony był zarówno reflesu, jak i odruchu by przed dłonią się uchylić. Nie brakło mu jednak zdecydowania. Na pierwszy gest kłopotów… Upadł na niesioną kobietę.
Stęknęła głucho lecz raz jeszcze spróbowała się wyrwać...
- Sszzzzz… - przez czas pewien, ciałem przygniatając drobniejszą kobietę szukał jej rąk, aż z siłą swą nadprzyrodzoną pochwycił za nadgarstki i powyżej jej głowy przytrzymał.
- Nie wiem, czemuś jako demon tak Freyvinda uwiązana, tyle okazji mając zbiec lub cokolwiek innego uczynić, lecz zaprowadzę cię do niego. - jedną ręką puścił chwyt, palec do jej policzka przykładając - A jeśli nie będzie mi dane… zrobię ci takie rzeczy, że po obliczu cię on nie pozna. Że bardziej truchło wieloletnie, lecz żywe, przypominać będziesz. I może nawet zostawię na ścierwo wilkom. - afterganger mówił cicho i spokojnie, lecz wszystkie jego słowa, i o do Freyvinda zaprowadzeniu… i to drugie, było nie nawet groźbą. Było obietnicą.
Kogoś, kto już raz conajmniej tak opisaną rzecz uczynił…
Oczy Chlo rozszerzyły się w zaskoczeniu i ...strachu?
By zaraz potem kolor ich ściemniał a z ust płynąć zaczęły słowa:
- Nie zrobisz nic… zawiedziesz jak zawsze, ni duma ni pycha Ci nie pozwolą na mnie dłoni podnieść… bom niegodna dotyku Twego. Innych sądzisz z łatwością? - oczy wampira rozszerzyły się w zaskoczeniu, źrenice zaś zwężyły gdy podniósł się nieco, nie puszczając jej.
- Czeluście piekielne pełne takich jak i Ty i wśród piekielnych płomieni to Ty sądzon będziesz.
- Nie ma piekła! Nie ma bogów! - twarz jego ściągnęła się w gniewnym, a lękliwym grymasie.
- Za butę, pychę, brak działania i za niewinne życia coś pohańbił samą swą obecnością… - piana na ustach zaczęła się pojawiać i Franka w ostatnich słowach drobinkami śliny powietrze znaczyła spoglądając czarnymi jak noc oczami na Gangrela.
- Są tylko LUDZIE I BESTIE! - wrzasnął, wstając jak oparzony, jak gdyby chcąc oddalić się od demona, jak gdyby chcąc ją przekrzyczeć.
- Smażyć się będziesz po wsze czasy, osądzany z każdego czynu!!!

Szkarłat.
Plaża kamienista, obmywana drobnymi falami. Stos ciał, po bitwie. Ciągnięcie przez ocalałych, zdawałoby się umarłego. Twarz mnicha, twarz biskupa. Twarz kobiety, twarze zabitych. Uśmiech aktorki o cerze orzecha. Truchło brata krwi, oderwana głowa opodal.
Hagia Sophia. Zapomniany las z posągami sprzed pierwszych miast. Krew.
Szkarłat jak całun nałożony, nie na umarłego, lecz na oczy umarłego w którym Bestia z lęku wolę przejęła.




Głeboka, karmazynowa czerwień opadała z wolna.
Zmysły zaczynały na nowo przekazywać mu się we władanie, jego ciało ponownie zaczęło być jego. Jego?
Cisza wokół przerywana cichym nuceniem bez słów melodii.
Korony nagich drzew, chłód śniegu, lepiego pod dłońmi, zapach krwi, zapach śmierci. Przekręcił głowę by ujrzeć ciało bezgłowe z bebechami rozwłóczonymi na zewnątrz. I drugie po drugiej jego stronie, twarz wykrzywiona w zaskoczeniu i bólu.

Bestia odeszła… na teraz.
Nie pamiętał już, kiedy ostatnio przegrał z nią walkę. Lata temu. Kiedyś o wiele lepiej panował nad własnym temperamentem; pomimo postępujące odczłowieczenia, zawsze choćby resztką determinacji był w stanie ujarzmić instynkty odziedziczone wraz z darami nocy.
Jak za każdym z tych, bardzo, bardzo nielicznych na afterganger razów opłynęła go fala zrezygnowania i bezsilnego gniewu i wstydu. Prędko jednak ustąpiły cichej ostrożności, gdy oczy ujrzały obraz śmierci… który już raz widział?

Afterganger dosłownie minuty stał całkowicie nieruchomo, pozwalając, by wraz z powracającą świadomością wróciła mu świadomość miejsca, do którego powiódł go instynkt, lub może moc demona… Wówczas podszedł spokojnie do ciała wciąż posiadającego oblicze, przyklękając tuż obok i lustrując je wprawnym, nawykłym do trucheł okiem.

- I czegóż tam szukasz, Pogrobcu? - głosik znajomy odezwał się nagle. - Nie tam patrzeć winieneś, lecz bliżej…- głośny śmiech rozszedł się echem - ...serca.

Volund wzrok skierował, w odruchu prawie, na serce zamordowanego, nim powstał. Odwrócił się ku stronie, z której rozbrzmiały pierwsze zasłyszane słowa - bez gwałtownych ruchów, jak gdyby doznawszy sam mocy demona rozumiał swoją niekorzystną sytuację i nie działał pochopnie, jak również… jak gdyby nie chciał pohańbiać się czczą próbą walki wobec ewidentnej chęci do konwersacji bytu, który ciało Chlo we władzę objął. Zachowywał się, jak gdyby chcąc zachować ile się da godności po jego porażce z ciemnością na zawsze zaszytą w martwym ciele wraz z jego duszą.

- Widzę w ich twarzach, co tu uczyniliśmy. Zaduma jednak, iż na martwe, niebijące serce wskazujesz, czego miałbym tam szukać? - zapytał, nie lakonicznie, nie wymijająco jak zazwyczaj.
- Nie tego serca, nieumarły - szepnęła ochryple Chlo. Pochyliła się nad ramieniem wampira zaglądając na trupa jak i on. Znienacka wysunęła ubrudzoną drobną dłoń i odwróciła bez pytania piękne lico Volunda ku sercu… caernu.
W miejscu gdzie wczoraj Frey wbił truchło nabite na naostrzony drzewiec tkwiła miotająca się, zamknięta w jakowejś barierze poczwara. Ni to człek, nie to lupin, wypaczona, zbrukana i ...przerażona w szale.
- Tam, nieumarły, tam… - wskazała paluszkiem drugiej, równie umazanej dłoni.
Wzrok umarłego bacznie powędrował za wskazaniem dziewczyny-demona, aż spoczął na kreaturze.
- Widziałem wiele istot zrodzonych w miejscu takim jak to… gdy serce zostało… wykręcone. - powiedział cicho, z pewnym namysłem… i wspomnieniem - My… to uczyniliśmy? - zapytał, a w głosie jego było równocześnie przerażenie, nie istotą, ale owocem własnych czynów, i zarazem… fascynacja.
- Taktaktak taaaaaak - pokiwała Franka jasną główką - … piękny, prawda? - rzekła niemal z czułym uśmiechem by wzrok zaraz mroczny na Volund zwrócić. - W zamian za darowanie Ci Twego istnienia, pomożesz mi go wyrwać z okowów… - dorzuciła radośnie się uśmiechając.

Wampir przyglądał się bestii, lecz słysząc słowa demona zmrużył oczy. Było w nim coś, ulotnie, co sam w sobie ukrył zmianą tematu, pewną prawdę własnych emocji - tego jak na groźbę, tę i każdą reagował - kryjąc w innej prawdzie, którą na głos wypowiedział.
- Zaszkodzić może, w dłuższej mierze Freyvindowi. - uczynił pauzę na tyle tylko długą, by uwagę do słów swoich przykuć, lico nieco tylko ku France zwracając, lecz wzroku od maszkary nie oderwawszy.
- Przyrzekłaś, że ja pierwszy umrę... czyli nie ostatni. Planujesz Jarla Bezdroży skrzywdzić? - zapytał, delikatnie brwi unosząc, jak gdyby było to nie do pomyślenia.
- To on planuje skrzywdzić mnie - Chlo podeszła parę kroków bliżej ku miotającej się bestii, pozornie jakoby nie zwracając uwagi na nic innego. Im bliżej była tym bardziej inna sie zdawała. Wpatrywała się niemal jak zahipnotyzowana.
- Przydać mi się możesz. Nie jedynie do tego - w końcu czarne oczy odwróciła na Volunda - do innych spraw. Język giętki masz, obrotny. Mieczem dobrze robisz. I czuję, że i Ty miabyś chęć do współpracy. Co rzekniesz zatem na… pakt? - uśmiech niewinny upiornie wyglądał przy wypaczonym wilkołaczym bycie.
Pogrobiec uśmiechnął się krzywo.
- Widziałem majestat Konstantynopola, gdzie poznawałem mowy ludzi i widziałem potęgę tych wyznawców jedynego, od których zstępnymi raptem są Frankowie. A jednak… - podszedł spokojnie o krok i drugi, uprzejmy dystans zachowując, nie idąc dalej - Wyznawać go nie począłem. Sądzisz, że wobec tego, w lesie, miałbym na służbę iść u wroga Krystusa?
Pytanie nie było w pełni retoryczne, jednak Volund na bestię spojrzawszy - ze smutkiem, z tym samym niepokojem i strachem z własnych czynów, z głębokim żalem, ale i z fascynacją, determinacją i zdecydowaniem podjął inne słowa.
- Nie wiem, czy on planuje skrzywdzić cię, czy cię przyjął; czy go w sposób nieludzki miłujesz jako Chlo i jako ty, jakkolwiek brzmi twe imię… - pochylił nieco głowę, zerkając w czarne oczy, jak gdyby zagaiwszy demona by imię usłyszeć, nim dokończy zdanie.
- Óvinurinn eini guð dokonał niemożliwego i własnymi oczy to widziałem. Rośnie jego poważanie, i do Hedeby on również zajdzie. Nadzieją całej Danii… i w nim również wszystkie moje nadzieje… - skwitował Pogrobiec, dziwnie głos ściszając - Nie wiem, czemu nie twe również, a nie skrzywdzić cię on pragnie… jak miałby, o tobie nie wiedząc? To chronić swoją oblubienicę chce. Gdybyś jeno ją porzuciła dla kogo innego… lub porzucił, skald byłby jedynie wrogiem twojego wroga.
Chlo ramiona złożyła na piersi.
- Przyznaję, że i rozumu Ci nie brak. - uśmiechnęła się uroczo - Ale rady przyjmować będę jeśli paktu dobijesz. Nie… cóż… nie Tyś jeden. - ponownie odwróciła się do bestii co po omacku obracała się za nią. - Nadal sędzią się mniemasz… - wyjrzała zza uwięzionego potwora.
- Sędzią...? - zagaił, z jednej strony nie rozumiejąc, z drugiej mając jakiś motyw w tym, by usłyszeć więcej.
- Nudny jesteś - westchnęła w końcu śliczna branka. - I przewidywalny.
Z krzykiem ogromnego bólu i wysiłku wsunęła ramiona w pułapkę, w której tkwiła bestia. Powietrze zaskwierczało w zetknięciu z jej ciałem.
Ucapiła potworę i pociągnęła ku sobie. Ryk okrutny wstrząsnął okolicą.
- Wiesz, ile możesz zyskać! - zawołał, o sojuszu, i o skaldzie, by ryk przekrzyknąć prędko, nim diabeł-dziewczę faktycznie będzie wyglądało jak by miało pokonać niewidoczną barierę.
- Lecz jak serca widzisz…! - podniósł głos, ściągając brwi, by dopowiedzieć o Pakcie jak go postrzegał - Wiesz, że przed Tobą SIĘ NIE UKORZĘ!
- Pycha to taka … zabawna… cecha!!! - wystękała przez zaciśnięte zęby by ostatnie słowo wykrzyczeć w wielkim bólu, głosem zupełnie innym niźli dotąd. Dziewczęcy, czysty głosik krzyczał przeraźliwie, dziewczyna odpadła od bestii co o barierę się rzuciła.

Przerażenie, ból nieopisany. Dłonie niemalże ze skóry odarte do mięsa.

Franka padła na ziemię bez czucia.

I stał sam oko w oko z bestią, jednak jak demon udowodnił, mógł zaglądać w serca, lecz nie myśli.
Gdy ryk zagłuszył wszystko w zbeszczeszczonym Caernie, na umarłej polanie, usta Pogrobca poruszyły się tylko, niemo wypowiadając:
- Jam straszniejszy.
...gdy postać jego rozwarła się prawie, gdy mięśnie się rozwijały i urósł do rozmiaru niedźwiedzia i szczęka się rozszerzyła i ruszył, jak berserker, jako bestia - na bestię, a krwi tyle w tym czynie spożytkował, że wiedziony był Bestią.

Jedna potworna postać, wilcza i wykrzywiona i nieforemna wystała w miejscu gdy przeistoczona postać - pomimo dzikości i nieludzkiego kształtu jakoś wciąż jak Volund symetryczna nienaturalnie - runęła nań. Gdyby ktokolwiek widział wilkołaka i aftergangera, dojrzałby większą siłę tego drugiego.
Istniała ironia w tym, jak będący wypaczeniem natury a tak jej bliski umarły przeisotczył się w bezgłośny prawie, a olbrzymi kształt. Obrońca natury, przeobrażony ze swej ludzkiej postaci i wówczas splugawiony zaczął miotać się i prawie wyrwał przy akompaniamencie swojego upiornego ryku, jak gdyby desperacko chciał zaznać wolności podarowanej mu przez demona.
Uwolniony, spaczony stwór wciąż zajadle ryczał. Sama jego obecność wydawała się splugawiona, gdy zaś Volund zamknął go w uścisku swych przemocnych ramion, poczuł, że to wrażenie przenika i jego samego. Dzikość i siła bestii nie przekładała się na jej zdolność myślenia. Nieskordynowane ruchy nie pozwalały potworności na wysmyknięcię się z uścisku Gangrela. Bezoczne jamy na twarzy wpatrywały się w Pogrobca ściskającego maszkarę. Szczęki kłapały tuż przed jego twarzą pozostawiając ciemną, ciągnąca się ciecz tak gdzie spadły krople przeklętej śliny. Volund jednak odmienion nie wypuścił bestii, nie uległ przerażającemu jej wyglądowi.
Zupełnie jak w ludzkiej postaci, Volund rozszerzył szczęki, obnażając wampirze kły, o milimetry od kłapiącej szczęki tego, co kiedyś było wilkołąkiem, jednak w niemym ezruchu, z wielką siłą trzymając teraz nie mogącego prawie się poruszyć oponenta jak gdyby szukał miejsca, w które mógłby się wgryźć by skosztować plugawej posoki…
Nie znalazł jednak żadnego, nim bestia wykorzystała chwilę, by uczynić swój ruch.
Szarpnęła się, silniej niż poprzednio, jednak Pogrobiec…
To, co było teraz Pogrobcem zwarło potężne ramiona, aż prawie było słychać chrupnięcie kości wilka. Nie mogło go to skrzywdzić, słychać było tylko ciche jęknięcie w miejsce ryku, gdzie powietrze zostało wytłoczone z powykręcanych płuc jak z miecha. Potępiony lupin wiezgnął całą masą ciała, jak w klatce - lecz trzymający go berserker, jak klatka żelazna, nie drgnął w ani jednej chwili.
Pierwszy łyk, drugi łyk krwi co krwią już nie była.
Choć moc w niej śpiewała, wypełniała martwe, głodne, zasuszone i poranione ciało Volunda nową mocą, nowym gorącem. Lecz umęczone ciało spaczonego wilkołaka więcej sił się w sobie mieć zdawało. Pocałunek Volunda nie zdał się go otumanić i woli wampira podatnym uczynić.
Twarz wampira oblepiła futrzasta skóra, jak gdyby żyła sprężyście z paszczy wilka się zerwała - powoli opadając, zamykając się na pięknym licu Volunda, pozostawiając przerażające uczucie pustki, jak gdyby sam jej dotyk zabić mógł. Tuż zaraz po tym Gangrel poczuł jak gdyby ktoś jego lico powoli lecz nieustępliwie zrywać począł, lecz cudem jakimś potworna odporność Pogrobca martwe ciało jego bezwieczne w jedności utrzymała i na twarzy nieludzkiej w tym momencie prawie ślad nie pozostał.
Sam wampir uścisku nie rozluźnił żelaznego. Pił krew skalaną, cicho, cierpliwie, w niezwykły swój sposób wbrew sagom o berserkerach, wbrew postaci potwornej w ciszy i skupieniu, aż posoka po futrze wilka co był w potrzasku pociekła. Bestia przez Chlo oswobodzona raz jeszcze szarpnęła się i raz jeszcze Pogrobiec ją utrzymał. Pił i pił, pełen mocy, pełen pustki.
Pełen śmierci.
W piciu całkiem się zatracił.
Bestia całą siłą swego szału, niepomna na rozoraną szyję, niepomna na to, że krwi w niej prawie nie ostało sama wystrzeliła, a Volund na jedną tylko chwilę się zdekoncentrował. Był o krok, o jedną pewną, nie mogący się nie powieść chwilę, gdy w żwawym wykrzywionym ciele nie zostałaby ani kropla krwi.

Lupin spaczony wyrwał się pyskiem swym naprzód i afterganger poczuł kły w sekundzie jak skórę jego na boku twarzy otwarły i w tymże momencie cała krew wypełniająca jego żyły - cała krew z wilkołaka spita - zabulgotała, zagotowała się jak rtęć, jak płynne greckie ognie.

I wówczas była już tylko pustka, i tylko śmierć.

 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 21-07-2016, 18:04   #59
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Las

Śpiew ptaków, szum rzeki, pojedynek…
Wspomnienie kobiecego głosu, dawno zapomnianego lub też zepchniętego siłą w niepamięć.
Upojne szaleństwo walki…
Niedowierzanie i chęć zemsty…
Przez chwilę, jak przez wygodny sen, przez pamięć przebiegały mu wszystkie wspomnienia jak z innego życia czy też minionej nocy... Pojawiały się rzadko, ale były tak wyraźne. Tak prawdziwe.
Leżał i zapadał się w nie z radością, bólem, gniewem, zazdrością, poczuciem zwycięstwa i zdrady.
Zamknięty w kokonie stuporu, nie słyszał już gdy nad nim krakały wrony i kruki, czekające na pojawienie się pięknych walkirii.

Czekały…

Czekały…

Kilka odważyło się na ziemię zlecieć i szczątki dziobnąć. Jeden przysiadł na ciele pięknego Gangrela, by przekręcając główkę, spojrzeć bliżej szklistym, czarnym oczkiem.

Wtem grzebiący wśród wystygłych trupów padlinożercy poderwali się raptownie do lotu. Krakanie umilkło, przerwane nie przez piękne wysłanniczki Odyna

- Tam… - napięty szept rozdarł zastygłą ciszę.
- Chlotchild! - wielki jednooki nie bacząc na nic, ruszył na przód. Drugi mąż powstrzymał go jednak.
- Pewien jesteś, że to bezpieczne? Pułapka jakowaś może to być.
- Z lupinami walczyłeś, dziewki się boisz?
- To miejsce… jest przeklęte...
- burknął w swej obronie wiking.

Ruszyli chyłkiem, pochyleni, przez martwotą wypełnioną polanę.
- Bjarki... tam! - czujny wojownik rozglądał się wokół, gdy brzydok blondynkę zemdloną i brudną z krwistego błota zbierał. Grim mamrotał coś przy tym nerwowo, zgarniętym śniegiem próbując oczyścić zakrwawione liczko



Bjarki zamarł na ułamek sekundy by spojrzeć we wskazywane miejsce.
- Breiddjame! - Grim przeszedł szybko kilka metrów z dziewczyną w ramionach. Ukląkł i spojrzał uważnie na leżące na ziemi ciało. Chwil kilka dumał: - Dźwignij go. Ruszamy z powrotem.


Jelling


W dogasającym blasku stosów jeden przedmiot wzrok przyciągał. Nie pasował do ceremonii swym biednym i niepozornym, lichym wyglądem wpasowując jednak się w stan osady. Leżał opuszczony i zapomniany, nieco poza obrębem gorzejącego stosu.

Zaś Freyvind zaatakowan został, przez dwójkę co strachu nie znała ni cierpliwości grama.
- My rusym!!! S wami!!! - przekrzykiwaniom końca nie było. Jeden nawet postawę bojową przyjął by groźniejszym się zdać.


Za nimi trzech młodzików wychynęło z postanowieniem twardym na twarzy.


Ribe


Wśród pożogi, płaczu, biegających ludzi, wojów walczących z najeźdźcami, zapadających się od ognia chat, siedziała młoda dziewczyna.


Matkę swą, rozpłataną niemalże na pół, na kolanach trzymała. Czułym gestem twarz jej gładziła, włosy krwią oblepione z twarzy Ingeborg odsuwała. Obok nich leżał Svend strzałami naszpikowany jak jeż.
Eggnir z mieczem w dłoni drogę zastępował, siostry broniąc:
- Uciekaj, Sigrun, uciekaj! - wrzeszczał szaleńczo, wiedząc, że poraniony niewielkie szanse ma w nadchodzącym boju…


Aros


Statki dobiły do portu.
Havn tym razem nie wypełniło się przyduszonymi pokrzykiwaniami mężczyzn, wyładunkiem się zajmujących. Ludzie pracowali prędko w nocnej ciszy.
Na brzegu obok zakapturzonej postaci, która rozglądała się wokół z zaciekawieniem, kobieta stanęła

- To… to? - rozczarowanie było wyraźnie słyszalne w cichym głosie.
- Nada się. - rzekła krótko.
- Cóż…

Ruszyli za niosącymi kilka skrzyń ludźmi. Nie bezpośrednio w stronę osady, lecz w stronę okalającego osadę portową lasu. Statki zaś … odpłynęły.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 30-07-2016 o 10:32.
corax jest offline  
Stary 22-07-2016, 17:05   #60
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind, Gudrunn

Gangrelka wierzgnęła pod skaldem dziko, przy okazji zaplatając nogi wokół jego nóg. Kolejny chwyt zapasów zastosować planowała. Jednak nie odrywała ust swoich od ust wampira. Ten zaś nie puszczał jej i nie pozwalał jej na jakiekolwiek manewry trochę wbrew sobie. Z jednej strony nie stosował całej swej siły, z drugiej wypełniająca go moc sprawiała, że nawet zelżenie uścisku nie pozwalało jej wyswobodzić się. Ust swych też nie odrywał całując ją i lekko napierając na nią całym sobą.
Czuł jak ciało jej się pod nim spięło bardziej, a ona sama warkot z gardła wydała. Napięta jak struna przez chwilę była, jej pocałunki na chwilę stały się dziksze. Poczuł końcówki jej kłów wysuwające się z dziąseł i napierające na skórę jego warg gdy reakcja z pieszczoty na chwilę zmieniła się w przygotowanie do ukąszenia. Gudrunn jednak już za moment znów napięcie odrzuciła i poczuła jak jedna ręka skalda cofnęła się z uścisku na jej przegubie. Wylądowała na jej udzie, które go oplatało w próbie zapasów i wyrwania się spod niego. Również na dziąsłach poczuła wysunięte lekko kły, a…
Nie wiadomo czy Frey specjalnie, czy mimowolnie skierował swą krew tam gdzie nie czynił tego nazbyt często od momentu pierwszej ze śmierci.

Aftergangerzy nie celowali w miłosne akty właściwe ludziom, od czasu przyjęcia daru Odyna zatracając się w rozkoszy smakowania piękna i pasji w inny sposób. Przez krew. Czy było to bezwiedne działanie wynikłe z pasji i zatracenia Freyvinda w Gudrunn, gdy jako jeden z niewielu afterganger wręcz nieświadomie czasem smaki dawnego życia wciąż na żywot nocy przekładał? Czy świadomy pokaz tego, że choć nie czuł już tej potrzeby, to czego za życia nie spróbowali raz się jedynie widząc, wspominał i udowadniał? A może to nie on, a najwyższa z Vanów po wezwaniu jej nad stosami udowodniała, że jest tu i na ofiarę dla niej patrzy.

Cichy pomruk z ust skalda się wydał, a ręka mocniej za jej udo ścisnęła. Napór na jej łono nie zelżał, stwardniał jakby dosłownie i w przenośni. Stęknęła cicho w zaskoczeniu niejakim i dłonią wolną za gardło go mocno ucapiła. Poczuł koniuszki palców dziewczyny wbijające się w ciało.
Napierała powoli by odsunąć go od twarzy swojej, sama też próbując odwrócić lekko twarz.
Te kilka, wywalczonych centymetrów starczyło.
- W łożnicyś taki jak podczas kłótni? - szepnęła gardłowo, wyzwania z oczu nie odpuszczając i dłoń na pośladek skalda łacno przeniosła. Odpowiedzieć też nie pozwoliła sama unosząc głowę i zamykając mu usta pocałunkiem. Głębokim, dzikim. Jak ona. Biodra wypchnęła ku górze by podrażnić go, jak podczas kłótni skracając dystans. Pomruk gardłowy przy tym słychać się dało.
Gdyby to była zwykła dziewka, czy chocby Chlo, która czasem go do tego stanu doprowadzała… wpiłby już kły w jej szyję i czuł spełnienie gorącej doprawionej podnieceniem krwi w ustach. Nie dało się równać płynu życia dawanego ze strachu bądź z niechęcią jak ludzie z Jelling przed bitwą, do krwi wręcz kipiącej od pożądania, pasji, rozpalonej do granic możliwości. Ale Gudrunn była aftergangerką, każde picie oznaczało zapoczątkowanie lub pogłębienie więzi.
Przed tym się jeszcze opanował, ale przed spełnieniem tej pasji zwyczajnie, po ludzku… już nie. Być może to krew wilkołaków krążąca mu w żyłach, sprawiła, że myśl o ‘łożnicy’ o jakiej wspomniała, zgubiła się gdzieś w umyśle skalda. W czasie pocałunku kły wysunęły mu się mocniej, a ręka rozdarła i zerwała z niej mocne skórzane spodnie jakby były jedynie rybią błoną rozciągnięta w oknie. Ona na to znów naparła usiłując na plecy go przetoczyć. Ni w tym momencie poddać się bezwolnie nie chciała. Wykorzystała niejaką nieuwagę Freyvinda i uśmiechem krzywym, acz zadowolonym na nim usiadła. Blond włosy rozsypały się mu wokół twarzy, gdy wsparta na ramionach, pochyliła się nad wampirem. Długim, powolnym liźnięciem oznakowała szlak na jego szyi przez szczękę aż po ucho. Usiadła wyprostowana tuż nad wypukłą twardością jego i koszulę na torsie rozerwała gwałtownie. Spojrzenie oczu, łakome, pożerało go wprost.

Bogowie widać domagali się innego rodzaju ofiary tej nocy.
Opadła na niego by całować, kąsać, podszczypywać i drażnić go całą sobą. Całą sobą koncentrując się na ich obecnej walce. Skald nie pozostawał w tyle względem tej walki, rozerwał jej kaftan chwytając za pierś, ukąsił lekko w szyję, całował, błądził po jej ciele. Wszedł w nią nawet nie myśląc o tym co robi, że obserwuje ich całe Jelling.
Jedynie z tyłu głowy kolebała się cicha myśl...
Odyn dostał głowy i serca pobitych wrogów za wyprawę w jakiej zwycięstwo odniesli, choć bez osiągnięcia celu i tak srogo krwią okupione.
Nową wyprawę skald dedykował Freyi dla walki w imię pokoju
Czując na sobie pocałunki, zęby i paznokcie, czując ją tak jak czuje w akcie żywy mężczyzna zywą kobietę, smak jej skóry, pasję, zimne a jednak tak rozpalone ciało…
Jeżeli to nie był znak, że Freya przyjęła ofiarę…
Bogini wojny jako i Odyn, połowy einherjar Pani. Jednocześnie bogini fizycznej miłości.
Zatracił się całkiem.



I Gudrunn się zatraciła - nikt i nic się nie liczyło, gdy ujeżdżając go dziko wygięła się w łuk, kły wysunięte pokazując. Lodowe spojrzenie wpiła w niebo nad nimi i gdy ekstaza sięgała kulminacji opadła na Freya gwałtownie. W ostatniej chwili powstrzymując się przed wgryzieniem, paznokciami ostrymi po szyi skalda mocno przejechała, kropelki krwi wywołując drobniutkie niczym owoce jarzębiny… zlizała kilka czubkiem drżącego języka by zaraz pocałować Freya i dzielić się z nim smakiem jego własnej krwi.
I własnej.
Bo gdy spełnienie jakie ludzie szczytem ekstazy zaznają, a aftergangerzy siląc się na akt rozkoszą zaznają, lecz nie taka jak picie ciepłej krwi… on drżąc kły wpite miał w jej pierś. Ciało jego drżało z chęci by wziąć choć łyk, opanował się jednak, ale krew jej drobiny w ustach poczuł. Mieszała się teraz posoka ich obojga w obłędnym tańcu języków, przy skamieniałych rozleniwieniem ciałach.

Uniosła się nieco by spojrzeć na skalda.
- Przyodziewek mi winieneś - rzuciła z kpiącym uśmiechem.
- Jeden… na razie - odpowiedział muskając leniwym ruchem jej żebra i pierś ku jakiej spojrzał tęsknie czując jeszcze posmak krwi gdy przez krótki moment wpił się tam zębami. - Będziesz tak chodzić nim Ci go nie podaruję? - zakpił.

Po tym co zaszło wydawał się być na razie taki jak dawniej, przez ulotną chwile zniknęła wypełniająca go złość, wściekłość, paranoja.
Potoczył jeszcze nie do końca przytomnym wzrokiem wokół.
Płonące stosy, nieliczni, pozostali ludzie z Jelling patrzący na nich. Agvindur wzburzony, ale trzymający w ramionach volvę i całujący ja. Przez myśl skaldowi przeszło, że Freya mocniej tu palcami zamieszała niż do tej pory sądził.
Gudrunn już miała się odciąć, gdy zamarła nieco, oczy mrużąc. Klepnęła skalda lekko i zaczęła schodzić z niego by kiwnięciem głowy wskazać nadchodzącego Bjarkiego. Anders kroczył tuż obok, ciągnąc za sobą pakunek niezwykły.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 22-07-2016 o 17:28.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172