Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2016, 13:01   #55
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin/Helleven


Dwie małe dziewuszki, z kawałeczkami przaśnego placka pomknęły ponownie do wyjścia, omijając jednak grzecznie volvę.
Sokolik podał kubeczek, niepełny już, Helleven.
- To wszystko. Więcej nie ma. I nie będzie - rzekł unikając spojrzenia. - W lesie zwierzyna. - dorzucił. Najwyraźniej niechętny takiemu zbiorowisku, wysławiał się na granicy nieuprzejmości.
- Nie lubisz nas? - Spojrzała zainteresowana na sługę wypijając podany kubek.
- Nie - rzekł po prostu - Nie każdy mus ma.
- Nie każdy…- Kiwnęła lekko głową. - Ale zazwyczaj jest jakiś powód.
- Zgryzota i kłopot przez was jeno. - mruknął zabierając pusty kubek z rąk Helleven. - Nic więcej.
- Teraz chyba jednak pomogliśmy. Bestie w lesie więcej nie powinny wam zagrażać.
- Bestie w lesie nic nie robiły ludziom. To Bestie co na viking je ciągły obietnic nie dotrzymały. - gniew zaczynał w nim wzbierać.
- Obietnic? - Patrzyła zaciekawiona na chłopaka.
- O złocie, podbojach, wielkiej mocy i morzu krwi, ziemi i tak dalej. Sama wiedzieć powinnaś co obiecujecie naiwnym.
- I dostają je… ale niestety tylko ci którzy wrócą… - Pokiwała delikatnie głową. - Więc wilki nic wam nie robiły… - Wróciła do poprzedniego tematu. - Wszak polana złą sławę miała, czyż nie?
- A co z tymi co zostają? - palnął chłopak - Miała…
- Musimy czekać… A jeśli nie wrócą… Umieć dać sobie radę. - Odparła łagodniej widząc jak halla wygląda. - Pierwszy raz nie czekałam. - Dodała.
- Ty masz czas. Nie wszyscy go mają. A ludzi trzeba wyżywić, odziać, ochronić, zapewnić dach nad głową, szkolić by Ci co teraz młodzi mieli wsparcie na przyszłość. A nie traktować jak bydło na karmienie was… - dorzucił z gorzką pogardą.
- Z bydłem postępowalibyśmy zupełnie inaczej… - Jej głos ochłódł gdy wbiła spojrzenie w młodzika i machnęła lekko ręką dając znać, że może już sobie pójść.
- Taaaak, zupełnie. - uśmiechnął się cynicznie i odszedł.
Wieszczka rozejrzała się po pomieszczeniu szukając jarla i gdy jej wzrok na niego natrafił uważnie mu się przyjrzała szukając wszystkich ran, by potem cicho wymknąć się na zewnątrz.


Stosy pogrzebowe



Stosy ułożono po północnej stronie osady, za ostrokołem. Sześć ich było, dla każdego co poległ podczas walki z lupinami. Kobiety ciałami się zajmowały, a chłopcy i kilku mężczyzn w wieku sile znosiło ciągle drewna, by odpowiedni ogień uzyskać.
Volva dołączyła do kobiet, choć te niechętne były. Nie przeszkodziły jej jednak, wszak to nie ich ludzi żegnano, a obcych. Helleven ze spokojem i delikatnością obmywała ciała przyglądając się ranom jakie odnieśli. Widziała, że część z nim nie zadały wilkołacze szpony.
Skald szukał wzrokiem Bjarkiego i chlotchild, ale ujrzał tylko wielką sylwetkę sługi.
- Gdzie Franka? - spytał podchodząc i patrząc bez emocji na stosy.
- Nie wiem Panie, gdzięś smyrgnęła niedługo po zmroku
- Poszukaj jej - polecił nie odrywając wzroku od przygotowań.
W końcu wszystko było gotowe i aftergangerzy wraz z ocalałymi i kilkoro mieszkańców zgromadziło się przy stosach. Volva przezornie trzymała się na uboczu. Mąż z bielmem na oku podszedł do Gudrunn pytając, kto przemawiał będzie.
Gangrelka co w otoczeniu swojej psiej świty podeszła, dłonią wskazała z poczatku Freya lecz potem zdanie zmieniła widząc minę tego ostatniego.
- Sighvart, ten mąż co z jarlem siedzi.
Starzec odszedł by w pół drogi spotkać się ze wspomnianą dwójką. Młodzik co burczał na volvę z pochodnią stał, a obok niego thrall co Sven mu rękę rozerwał. Obaj z obojętnymi i nieco wrogimi wyrazami twarz stali.
Agvindur wpierw wzrokiem sprawdzając czy są wszyscy potoczył.
- Gdzie Volund? - rzucił do nikogo konkretnego, do wszystkich raczej.
Helleven podeszła do jarla.
- Mówił, że spać będzie na zewnątrz. - Rzekła cicho. - Nie pojawił się jeszcze tego wieczora.
- Ktoś go widział tego wieczora? - spytał cicho volvy.
- Nie wiem ale gdyby był tu, pierwej do mnie bądź Freyvinda by przyszedł.

W między czasie Sighvart dał znak do podłożenia ognia.

“Widzę swego ojca, widzę swego brata, swą matkę i siostrę
Widzę pokolenia wstecz aż do początku mego rodu
Wołają mnie
Wzywają mnie, by dołączył do nich
W wielkiej sali Valhalli
Gdzie odważni żyją po wieczność.”

Szorstki głos karla nie dudnił, nie porywał. Sighvart słowa modlitwy wymawiał bez zacięcia i pasji. Jakby wiele tych słów już powiedział. Obecni mieszkańcy Jelling, a było ich niewielu, również nie wyglądali na zbyt przejętych. W ich twarzach widać było, że takich pożegnań doświadczyli sporo i to całkiem niedawno.

Ventrue skończył mówić i wrócił by stanąć po boku Agvindura. Zacięta mina zasklepiła jego twarz w nieruchomej masce.
Do przodu wystąpił za to Skald przyglądający sie do tej pory reakcji mieszkańców Jelling ze zmarszczonymi brwiami.
- Odynie, Wszechojcze, Panie Asgardu, Najwyższy z Asów - zawołał tubalnym jakby zaklętym głosem tak różnym od Sighvarta. - Rozdawco zwycięstw. Jakże wielkie zwycięstwo nam dałeś. - W głosie poczuć można było delikatne nutki szyderstwa. - Obiecaliśmy ci ofiarę i oto ona.
Siegnął po uciętą głowę za włosy i cisnął ją w płomień na stosie Orma z Aros.
- To co Ci należne, to co obiecane. - Cisnął wyciętym sercem lepkim od krwi. - Dla Ciebie i dla towarzyszy broni z jakimi stawać nam ramię w ramię przyszło. - Spojrzał na Agvindura, Sighvarta, Elin, Andersa, Einara. Przebiegał po nich wzrokiem wskazując stosik głów i serc.
Pierwszy był jarl co do brata krwi postąpił i również uciętą, ochlapaną krwią głowę z oczami wywróconymi w głąb podniósł. Rzucił na kolejny stos, Halfdana i rzekł:
- Ojcze, w imię Twe i ku Twej chwale, przyjm ofiarę w podzięce za wsparcie naszych ramion w walce!
Płomienie objęły łeb z lekkim sykiem. Pozostali również dołączyli do ofiary i by podziękę zanieść Odynowi.
Volva z mieczem, w wilczej chacie znalezionym, podeszła i na stos Heminga go rzuciła mówiąc
- I dla Ciebie Freyo, byś więcej młodych mężczyzn nam pozostawiła, by mogli i chwałą i życiem się nacieszyć.
- Przyszliśmy tu po bój, który mieliśmy stoczyć, aby ocalić życie i wyrżnąć tych co atakując ludzi, kobiety, dzieci… chcieli wojny miast pokoju. Ofiarowaliśmy swój los Odynowi. - Skald spojrzał na Elin ofiarowującą zdobyty miecz. - Dostaliśmy zwycięstwo i śmierć zamiast życia. Wojnę, zamiast spokoju. Ja i Gudrunn idziemy w dalsza wyprawę, by załatwić to do końca. Tym razem nie ofiarowuję Ci wszechojcze swego miecza ni ręki. Wzywam tym razem Ciebie Freyo o patronat i opiekę. Pójdę w bój, pójdę na wojnę, a ty przynieś mi życie, i pokój miast śmierci. Kto pójdzie z nami?! - zawołał mocnym głosem.

Poruszenie wywołał wśród swoich: Agvindura i Sighvarta co wybił się nieco ze swego otępienia. Ejnar i Bjarki krok postąpili ku niemu mimo ran swych.
Volva na skalda patrzyła jakby pierwszy raz go ujrzała, wraz z każdym jego kolejnym słowem pragnęła poprzeć tą szaleńczą wyprawę, nie ruszyła się jednak z miejsca dopóki Agvindur tego nie zrobił. Powoli za jarlem podążyła.
- A tyś Franki szukać nie miał? - Skald spytał cicho ogromnego Duńczyka obserwując przy tym reakcję towarzyszy na jego słowa. Anders też z jakimś niechętnym nieco podziwem jakby mimo zwątpienia i zmęczenia wodza swego posłuchać rad był.
- W Jelling jej nie ma. Ślady znalazłem do lasu prowadzące. - odszeptał. - Iść za nią z Andersem chcę jeno powiadomić stanąłem.
- Idź tedy, sprowadź ją. Potrzebna bedzie przy tym co zamierzam.
- Panie… trop nie był jeden. Wielki mąż ostrożny był - za innym ciągnął. Znajdę ją. A potem pomyśleć trzeba czy by … - głos zawiesił.
- Mów.
- Może męża jej znaleść, co by spokoju nieco doznała. Niespokojny duch w niej.
- Za niewiastę swą chcesz ją brać? - skald zdziwił się mocno.
Bjarki wyglądał na równie zaskoczonego.
- Ja? Nie… kogoś innego. Równie w krwi sprzysięgłego ale nie mnie…
- Sprowadź ją na razie, potem pomyślim jak niespokojną głowe ochłodzić.
- Zajęcia jej stałego trza. - rzekł jeszcze na odchodnym Grim. Pociągnał Andersa co skalda w ramię klepnął z szacunkiem. - Szukać was gdzie? Tu czy w lesie?
- Tu. Poczekamy, tylko szybko się sprawcie.
Ruszyli bez zwłoki.
 
Blaithinn jest offline