Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2016, 15:25   #38
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Bastet
Anubis leżał w chatce medyka. Większość rannych była już w dobrym stanie, ale on wciąż gorączkował.
- Nie budźcie go - Powiedziała Nula.
Młoda druidka-medyczna, zmieniała właśnie okład z jego głowy
- Wciąż jest nieprzytomny, ale głosy powinny do niego docierać.
Jenny podeszłą do futrzanego towarzysza.
- Trzymaj się Anubisie. Wracamy na pustynię, ale wrócimy do ciebie - dotknęła jego ramienia, po czym przytuliła się delikatnie. - Nie zostawimy cię samego.
Anthrilien nie wypowiedział się. Obiecał sobie, że Gubernator zapłaci za to co zrobił.
W inwentarzu nieprzytomnego znalazł się srebrny wisiorek z kluchem Anch. Wisiorek zachowywał się dość dziwnie, ponieważ niezależnie od jego położenia w przestrzeni klucz wskazywał jeden i ten sam kierunek.
- Jak… jak przywołać Ammut? - zapytała Jenny proroka sądząc, że może wiedzieć skoro pozanała go w tym samym czase co Anubisa. Byli razem więc mógł coś wiedzieć.
-Nie znam sposobu. Anubisie, jeśli mnie słyszysz, potrzebujemy kuli, którą ma Ammut.
Po dłuższej chwili, nie wiedzieć jakim sposobem, podłoga domku na drzewie zrobiła się czarna. Z tej czerni wyłonił się leniwie krokodyli pysk. Równie powolnym tempem wypluł zieloną kulę i zaczął zanikać.
Widocznie chowaniec Anubisa również nie był w najlepszej formie. Faktycznie podczas bitwy jako pierwsza właśnie Amut otrzymała obrażenia w obronie swojego pana.
- Dziękuję - Jenny uklękła i na do widzenia pogłaskała pysk krokodylicy. Wzięła kulę z ziemi.
- Kuruj się Anubisie. Niech zdrowie wraca do ciebie szybko - dodała jeszcze przenosząc spojrzenie na Anthriliena. - Mamy kulę, możemy jej użyć. Udajmy się do Bastet.
-Chodźmy więc.

***
Wisiorek wskazywał kierunek. Bez sprzecznie uznano to za właściwe i podążano za jego wytycznymi.
Leśnie ścieżki nigdy nie prowadziły na wprost. Dlatego nie raz zbaczając z właściwego kierunku trafiali w nieznane i malownicze miejsca.
Nie raz nie dwa musząc przejść przez leśną rzekę, czy zatrzymać się na krotki postój.
W ciągu dnia zbliżyli się do wnętrza puszczy gdzie, o ile pamięć wciąż dobra, Anthrilen poszukiwał nieznanego sobie kwiatu i starł się pierwszy raz z najemnikami z pustyni. Mniej wiecej w tych okolicach, obrali kierunek na północ. I w pól dnia trafili do celu podróży.
Pejzaż jak z bajki. Jezioro, żurawie nie reagujące na nieznanych przybyszów, snop światła spadający na omszony kamień i postać bogini. Ciepło bijące z wnętrza serc przegnało w dal strach czy zaskoczenie. Matczyne ciepło, spokój ogniska domowego. Oto podróżnym ukazało się oblicze boskości.
Susanoo wyglądał na zadowolonego, a nawet był uśmiechnięty. I choć Jenny nie zdawała sobie z tego sprawy również uśmiechała się radośnie. Jedynie Anthrilen pozostawał z niezmiennym wyrazem twarzy, ale nie znaczyło to że nie czuł on radości.
Boska moc oddziałująca samą swoja obecnością... była przerażająca.
Olbrzymi kot spoglądał na nich swoimi mądrymi oczami. jakby tu zagadać do boga
Bogini wyczuła niepewność w myślach Anthrilena i jakby ta złagodniała. Wiedział że może przejść do konkretów lub użyć dosadniejszych ruchów. Pytanie tylko czy bogini nie będzie miała nic przeciwko?
- W-witaj Bastet! Pani Bastet… wspaniała bogini. Bastet - Jenny zakrzyknęła nie mając najmniejszego pojęcia jak zacząć mówić do wielkiego kota, który najwyraźniej był czymś niesamowitym poza samą wielkością. Bogini, bóg, Jenny tyle razy słyszała te określenia. Tłumaczono jej nawet. Idea była jednak troszkę ponad jej pojmowanie. Uważała po prostu, że to trochę tak jak z Fengrahermem. Potężna istota.
- Przyszliśmy zaproponować ci pewne rozwiązanie… Aj, Jenny jestem a to Anthrilien. Em także ten. Mamy propozycję. Mamy taka fajną kulę, która potrafi zmieniać rasę. Także pomyśleliśmy, że z powodu kłopotów jakie się dzieją i tej całej sytuacji mogłabyś z niej skorzystać… aby ukryć się? O to chodziło nie? - Jenny zapytała eldara ściszając głos.
-Tak- doparł eldar- ludzie z poza puszczy czyhają na twe życie szanowna Baset. Przyszliśmy tu aby zaproponować możliwość ukrycia się, dzięki tej kuli.
- Wiem po co przyszliście. Wiem co oferujecie, a czego nie znacie. Wiem o wszystkim co ze sobą przyniesie ta decyzja. Znam także ścieżki waszej przyszłości. Lecz gdy dokonacie Tego (chodzi jej o przemianę), ma moc zmaleje. Nie będę już widzieć wszystkiego. Anubis już odszedł, może i na mnie przyszedł czas.
- Odszedł? - zdziwiła się Jenny. - Przecież widzieliśmy go…. Zostawiliśmy go w szpitalu… Znaczy. Nie chcesz chyba powiedzieć, że jak tu przyszliśmy jego stan pogorszył się na tyle aby… aby… - piosenkarka nie skończyła czując rosnącą gulę w gardle. Przecież jeszcze niedawno żył.
- Wasz anubis żyje... i choć jego stan nie jest najlepszy nic mu nie grozi. Inny Anubis, Bóstwo, zostało pochłonięte. Wasze drogi zejdą się jeszcze z jego przeznaczeniem (oprawcą - choć tutaj raczej o mniej negatywnym brzmieniu). Ale to inna historia. A więc... co zdecydujecie?
- Znaczy… ta kula może też przywrócić do pierwotnego stanu. Więc… wydaje mi się, że można cię zmienić na razie, aż nie znajdziemy jakiegoś innego sposobu na odparcie Rodziny.
-Zgadzam się- odparł eldar- zmiana jest jedynie tymczaswoym rozwiązaniem, dopóki nie pozbędziemy się zagrożenia ze strony rodziny. Jest jeszcze jedna możliwość- dodał po chwili zamyślenia- mogę ukryć Cię w Pajęczym Trakcie, innym wymiarze do którego tylko ja mam dostęp. Będziesz tam bezpieczna, lecz odcięta od tego świata.
- Twoja moc nie wystarczy Anthrilenie. Nawet jeśli bym użyczyła swej wiedzy, to trakt nie będzie wiecznie bezpieczny. I wiesz dobrze o tym. Coś potężniejszego także ma do niego dostęp. Coś czego się obawiasz i czego nie zdołasz uniknąć. Wiesz, że “To” zaczyna się przedostawać do tego świata.
-Jestem tego świadom. Jednak póki korytarze i wrota wewnątrz nich są nienaruszone, “To” nie będzie w stanie do niego przeniknąć. Przynajmniej na razie… Zdaje się więc że kula pozostaje jedynym rozwiązaniem.
Jenny zbliżyła kulę do oblicza wielkiego kota, nucąc melodię aktywacyjną. Po chwili wszystko skąpało się w zielonym blasku a kot zniknął. W jego miejscu pozostała siedząca na kamieniu postać.
Kobieta, a raczej kotka, na przemian prostowała i zginała palce oraz przeglądała swój nowy wygląd.
- Nie wiem co wy ludzie widzicie w tych dwunożnych formach. - przejechała dłońmi po brzuchu, zatrzymując się na piersiach.
Tak. Choć nie były znaczące, skąpy ubiór je podkreślał. Niestety były większe ot tych Jenny.
Po krótkiej zabawie nowymi przyborami, dłonie spoczęły na kocich uszach i przeczesały ogon.
- Nie najgorzej, Dziecię Gai. Całkiem przyzwoicie.- skomentowała zadowolona.
- Aa em… generalnie nie powinnaś tak robić przy innych bo jeszcze uznają, że jesteś chętna na… no… czekaj bogini życia tak? Co ja się produkuję… - dokończyła odwracając wzrok gdzieś na bok.
- Generalnie gdyby ci się znudziło to zawsze możesz odnaleźć inną formę - powiedziała spokojnie Jenny podając kulę bogini.
- Zachowaj ją. - zatrzymała dłoń Jenny - Ta kula może ci się jeszcze przydać. Jako karta przetargowa albo plan B.
Bogini przeciągła się rozprostowując mięśnie, w bardzo kocich ruchach.
- Nie mam już chyba po co tutaj stacjonować. Czas się zbierać.
Jenny kiwnęła głową zgadzając się z boginią. Zawahała się jednak. Spojrzała niepewnie na Bastet.
- W zasadzie… to miała bym jedno pytanie. Anthrilien przewidział, że khm, że umrę… Znaczy nie że w ogóle, znaczy to na pewno bym umarła ale.. Aj. Chodzi o to, że w niedługim czasie i raczej nie ze starości… Czy potrafisz powiedzieć czy to prawda?
- Hmmm. A co zmieni ta wiedza? Wy ludzie dziwnie reagujecie wiedząc co was czeka. Przyszłość to przyszłość, a teraz jest teraz. - powiedziała przekrzywiając głowę i spoglądając na Jenny - Po co chcesz to wiedzieć?
- W zasadzie to nie wiem. Tak mi się przypomniało, ale wcale pamiętać nie chcę. Chyba czysta ciekawość. Takie potwierdzenie. No nie wiem, aby się przygotować czy coś - odpowiedziała Jenny.
- Ech. To o czym mówisz to nie przyszłość a przeznaczenie. W cieci ścieżek wyboru pojawiają się linie poziome, które świadczą o identycznych zjawiskach, które będą mieć miejsce niezależnie od podjętych decyzji. Gdybyś wiedziała, że przez zrobienie tego co już było trafisz w ręce podziemia mogła byś zmienić decyzję i tego uniknąć. Ale tym samym nie spotkała byś Mędrca. To co chcę powiedzieć... to nie powinnaś martwić się tym czego nie możesz uniknąć. Szczególnie, że nie każde przeznaczenie oznacza koniec. Nie lękaj się Jenny, to co widziałaś nie jest takie jakie się wydaje. Skup się lepiej na tym by nie stracić tego co ważne. Nie stracić więzi, które mogą stać się dla ciebie czymś drogim i niezbędnym.
Odgłos burczenia. Kotka pomasowała swój brzuch. (to jej burczy w brzuchu)
- Ale najpierw pamiętaj by nie chodzić o pustym żołądku. Ludzie i te wasze cielesne potrzeby. Chyba będę musiała do tego przywyknąć.
- Susanoo jest niesamowitym kucharzem - zaśmiała sie Jenny, której humor się widocznie poprawił. Złapała boginię w pasie i przyciągnęła do siebie idąc bok w bok z nią do wioski.

Powrót na pustynię

Pieczenie skóry przywróciło mu świadomość. Słońce prażyło. Otworzył oczy i zobaczył piasek. Podniósł się ospale i rozejrzał. Wszędzie był piasek. W oddali zobaczył sylwetki czegoś na kształt wielbłądów.
-No do cholery jasnej- warknął Soren Castell stojący na środku pustyni w piękny, bezchmurny dzień. Ostatnie co pamiętał to drzemka w lodowej jaskini na południu. Skąd więc wziął się na pustkowiu, daleko na północy? Nie miał pojęcia. Przy pomocy wampirzych zmysłów zlokalizował na horyzoncie duże miasto mieniące się złotem. Zarzucił kaptur i klnąc pod nosem ruszył w tamtym kierunku.

Rozdrażniony zaistniałą sytuacją, dotarł do Złotego Miasta parę godzin później. Chcąc zdobyć nieco informacji, skierował się do centrum miasta.
Gdy tak szedł stała się bardzo dziwna rzecz. Przed nim, po środku drogi, rozbłysło niebiesko blade światło materializując dwie postacie. Jedna była niska, blada jak papier, z bardzo jasnymi włosami i druga jeszcze niższa trzymana za rączkę. Miała różki na głowie i granatową czuprynę. O dziwo trzymała nieproporcjonalnie dużą broń. Dziewczyna miała na plecach bardzo charakterystyczną czerwoną gitarę.
- Uff… udało się - przeczesała włosy, z których znikł niebieski pasek.
-Jenny?- zagadnął wampir zbliżywszy się do piosenkarki. Ściągnął kaptur by dziewczyna mogła go łatwiej poznać.
- S-Soren! - zdziwiła się i uradowała jednocześnie. Rozpostarła ręce wyraźnie chcąc się rzucić na towarzysza. Nie zrobiła jednak tego. Przypomniała sobie co jej mówił niem się rozdzielili. Przypomniała sobie o tych morderstwach, że zabijał. Niby w sumie miała z podobnymi do czynienia… ale jednak wciąż oddzielała potrzebę obrony od zabijania samego z siebie.
- Nie sądziłam, że się jeszcze zobaczymy. Poznaj Susanoo - Dziewczyna odstąpiła pokazując miniaturowego rogacza.
- Hej. - uniósł dłoń w geście powitania
-Witaj, nazywam się Soren- przedstawił się z lekkim ukłonem- Również nie sądziłem że jeszcze Cię zobaczę po tym jak zniknęłaś z pola wybuchowych kwiatów.
- No tak, to było wtedy - Jenny aż przyłożyła dłoń do ust przypominając sobie to całe zdarzenie. - Jakoś niedługo powinna się pojawić jeszcze jedna osoba z która aktualnie podróżuje. Jest obcym - ostatnie zdanie Jenny przybliżyła się szepcząc i pokazując na niebo.
-Obcym?- zapytał. Musiał skorzystać ze wspomnień pożartych ludzi by zrozumieć o czym mówi Jenny- jest zielony i ma macki?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. Też pomysł - Jenny wywróciła oczami słysząc nonsens jaki Soren powiedział. - Nie wiem skąd się wziął taki pomysł. Tak samo nie rozumiem wizji nagich, szarych istot z wielkimi, czarnymi oczami. Ktokolwiek to wymyślił miał dziwne wizje.
Castell wzruszył ramionami.
-Nie wiem, u mnie nie mówiło się o obcych, więc mówię to co zasłyszałem tutaj.
- A, to są jacyś jeszcze? Fajnie - wyszczerzyła się dziewczyna.
-To mogły być plotki, wyobrażenia, kto wie co jeszcze.Jak się tu pojawiłaś?
- Tak samo jak zniknęłam z tamtego pola kwiatów. Skok, tak to nazywają. Nie do końca rozumiem czemu coś takiego mi się zrobiło. Wiem tylko, że jak skacze to włosy mi się zmieniają. Całkiem uroczo - piosenkarka przejechała po platynowej grzywce gdzie jeszcze niedawno był intensywnie kobaltowy pasek włosów.
-Ciekawa umiejętność- podsumował- zdaje się że z naszego dawnego towarzystwa chyba tylko ja ostałem się przy tradycyjnym sposobie podróżowania.
- To znaczy? Czyżbyś spotkał Ervena albo kogoś z … rodziny - to słowo Jenny niemal wypluła. - I co rozumiesz przez tradycyjny?
-Ne piechotę. Naszych znajomych nie widziałem już jakiś czas, ale jeśli pamięć mnie nie myli również przenosili się na duże odległości.
- No ja tak mogę tylko jak wiem dokąd się udaje. Gdzieś gdzie mnie nie było to tylko raz, ale wtedy mocno myślałam o Fengrahermie i tym jak jego skrzydła i łuski mogłyby obronić mnie przed wybuchami… - Jenny zaczerwieniła się gdy powiedziała to na głos.
- Erm, znaczy nieeee… nieważne. Khm. Może wejdźmy do Karczmy, bo to słońce zaraz mnie spali - już było widać lekkie zaczerwienienia na skórze dziewczyny.
-Jestem za- zgodził się Castell, po czym otworzył drzwi by dziewczyna i rogacz mogli przejść- Nie spodziewałem się Ciebie tutaj, mogę spytać co was tu sprowadza?
- Kilka spraw - zaczęła Jenny wchodząc do środka od razu szukając dogodnego stolika dla większej ilości osób. Nim powiedziała więcej wskazała stolik palcem i poszła usiąść na poduszkach.
- Kiedy się przeniosłam jak się widzieliśmy ostatnim razem, trafiłam do lasu. Tam poznałam Ewie, która dała mi pewną przepowiednię, że dowiem się czym jest pleuneum. W jakimś momencie będąc w tym mieście. Poza tym… hmm… są jeszcze inne sprawy - gestem zachęciła mężczyznę do przysunięcia się bliżej aby powiedziała mu coś na ucho.
-Co takiego?- spytał siadając blisko i schylając się na wysokość dziewczyny.
Jenny rozejrzała się jeszcze ukratkiem.
- Tutejszą władzę sprawują wampiry - wyszeptała mając pełne przekonanie, że może mu to powiedzieć. - Nie wszystkim się to podoba.
-Wampiry?- zapytał z udawanym zdziwieniem i rozejrzał się po pomieszczeniu- w moim świecie legendy mówiły że wampiry nie mogą wychodzić na światło słoneczne. To działa też tutaj?
- Tak mi się wydaje - Jenny kontynuowała cichą rozmowę - dlatego za dnia ludzie mogą chodzić, ale po zmroku wychodzą Wampiry. Wtedy też zabłąkany człowiek na własną odpowiedzialność przebywa poza domem… prawnie jest to karane.
Jenny spojrzała na Susanoo przypominając sobie swoją niefortunną wycieczkę.
- Powiem ci, że to dość straszne. Zagapiłam się i wpadłam na taką dwójkę. Szczęściem nie ogarnęli, że byłam człowiekim. Teoretycznie nie piją ludzkiej krwi, ale nie wiem co by się stało jakby coś im odbiło. To było przerażające iść po nocy i wiedzieć, że otaczają cię istoty, którę bez problemu mogły by cię zabić i to jeszcze w tak nieprzyjemny sposób. Brrr
-Domyślam się. Szkoda, noce w tego typu mieście mogą być przyjemne. Jak to możliwe że nie piją ludzkiej krwi?
- Z tego co wiem, to rośnie tutaj jakaś roślina, która im to zastępuje. Ale nie znam detali. Z resztą w Lofar się tego dowiedziałam jak starałam się pomóc z tymi zabójstwami. Tamtejsi podejrzewali jakiegoś wampira przybysza. Ostatecznie tak mnie wyniosło poza miasto, że i tak bym nie miałą jak pomóc. Może udało im się go złapać.
-Może uciekł tutaj? Do swoich? Ehh... Trzeba będzie uważać w trakcie pobytu w tym mieście. Jak zwykle wpakowałem się w problemy- podsumował.
- O? To co robiłeś od kiedy się rozstaliśmy? Opowiadaj - Jenny oparła głowę na rękach i spojrzała wyczekująco na Sorena.
-Hmmm… w sumie to niewiele. Trochę zwiedzałem. Byłem na północy, w górach. W sumie dziwna rzecz się stała. Zmęczony wędrówką zdrzemnąłem się w zajeździe, po czym obudziłem się dziś na środku pustyni…
- Łoł… jesteś pewien, że nie masz żadnych umiejętności teleportacyjnych? Chociaż znając ten świat to równie dobrze mogło coś wywołać teleportacje samo z siebie. W jakiś dziwny sposób ja zaczęłam to potrafić. Ale niezłą też drzemkę miałeś skoro tego nie zauważyłeś.
-Ostatnio przespałem upadek gigantycznej skały na Lofar i wasze pojawienie się.. Ehh chyba się starzeję. Swoją drogą. Nie trafiłaś może na ślad tego metalowego jegomościa, który Cię porwał?
- Nie szukałam go specjalnie. Za to wpadłam na osobę której tak naprawdę szukał. Dałąm jej znać o kimś takim, ale co dalej się stało nie wiem. Wiem tylko, że chciał przejść przez barierę, sam tego nie mógł zrobić. Zostawił mnie pod nią i tyle było z tego co go widziałam.
-Ahh. Szkoda, zaciekawiła mnie ta postać.
Na zewnątrz nagle zajaśniało, ale trwało to chwilę dłużej niż przy skoku Jenny. Gdy światło znikło do karczmy wszedł eldar, szybko odnajdując towarzystwo wzrokiem.
-Co to za jeden- zwrócił się bez skrępowania do Jenny, gdy zbliżył się do stolika.
- To Soren Castell. Miałam okazję go poznać jak trafiłam do tego świata. Rozdzieliliśmy się w wyniku pewnych zdarzeń i teraz na siebie wpadliśmy. Soren Poznaj Antriliena, to o nim ci mówiłam - Jenny się uśmiechnęła.
Soren już wstawał by sie przywitać, ale Anthrilien nie przejął się tym zbytnio.
-Twoi dawni towarzysze nie należeli do pozytywnych. Co z nim?
Soren wywrócił oczami.
Jenny nieco zdębiała z półotwartymi ustami słysząc komentarz eldara.
- Ano Erven i rodzinka może nie byli. Ale Soren jest inny od nich - Jenny starała sie nie myśleć o tej części z zabijaniem, ale rzeczywiście z całej szajki poza Lucasem tylko Soren należał do najmniej manipulacyjnych osób.
- Wiesz jeden koleś, którego imienia nie pamiętał postanowił rozwalić pół lasu świetlistym kopniakiem i zniknąć zaraz po tym. Niespecjalnie miałam wybór z kim się tutaj przeniosłam, ale nie znaczy, że każdy kto się przeniósł to najgorsza istota jaka chodziła po ziemi - powiedziała dziewczyna twardo.
Anthrilien zbadał wampira wzrokiem. Niepokoił go fakt, że podobnie jak w przypadku rodziny, umysł Castella był dla niego niedostępny.
-Niech będzie- odpuścił w końcu eldar- miło poznać.
-Wzajemnie- mruknął Castell, nie siląc się na uprzejmości i z powrotem zajmując swoje miejsce.
-Przeszkadzam?-zapytał Jenny eldar.
Kątek oka, oczywiście po wcześniejszym uchwyceniu jej umysłem, Anthilen poznał Raisheele.
Siedziała z jakąś nieznaną dziewczyną.

Delikatne odczucie przypominało mu o Anubisie, choć nie było ku temu jawnych powodów.
Poza tym było jeszcze kilka osób które nie wyglądali na tutejszych.


- przygląda się
- przygląda się.
Ach. No tak. Opozycja wspominała że zbierają siły, ale te dwie ostatnie panie zdawały się znajome.
- Nieee - piosenkarka machnęła ręką. - Tylko nadrabialiśmy to co się działo jak się nie widzieliśmy. Siadaj!
-Co planujecie?- zapytał prorok, gdy zajął miejsce na przeciw pozostałych.
- Razem? - zdziwiła się dziewczyna. - Ja to tutaj z tobą przybyłam i szczerze powiedziawszy, jak na razie jesteś jedynym zaczepieniem dla mnie. Cokolwiek Ewie przepowiedziała nie miało żadnych konkretów. Musze tu być i szukać. Równie dobrze mogę przy okazji tobie pomagać. Soren, skoro ty się po prostu obudziłeś na pustyni pewnie nie masz tutaj specjalnie żadnych planów, możesz chcesz pomóc nam?
-Czemu nie- odparł wampir patrząc na eldara- może znajdę sobie przy okazji zajęcie.
-Dobrze- skomentował eldar- musimy znaleźć sposób na dostanie się do dolnych komnat pałacu.
Jenny aż się wyprostowała.
- Tu chcesz o tym rozmawiać? - zapytała ciszej.
-Jest dość głośno, a najbliżsi i tak słyszą to co chcę by słyszeli. Możemy jednak udać się w inne, ustronniejsze miejsce.
- A… nie, to nie. Po prostu… um, nieważne. Skoro jest bezpiecznie to ok. Cokolwiek wiemy o tym pałacu? Nie znam specjalnie miasta ani żadnych jego zakamarkó. Żeby móc cokolwiek zaproponować potrzebna mi będzie wiedza. Ale wiem, że potrafię robić za dobre odwrócenie uwagi - Jenny uśmiechnęła się zawadiacko.
-Byłem tylko w jego fragmencie. Jest rozbudowany i dość dobrze strzeżony przez lykan.
-Ja mógłbym spróbować zinfiltrować wnętrze- wtrącił się Castell- mam swoje sposoby. Lykanie też nie powinni stanowić dla mnie większego problemu.
Anthrilien spojrzał pytająco na Jenny, szukając potwierdzenia jego słów.
- A… um… jesteś pewien? Ja wiem, że dobrze walczysz, ale czy wampiry i lykanie nie mają jakiegoś sposobu aby wyczuć człowieka? Wiesz głupio by było gdybyś erm… zniknął tak szybko po tym jak znów się spotkaliśmy.
-Mówiłaś, że Ciebie nie rozpoznali, też powinienem dać radę.
- Nooo… na ulicach. pałac to chyba coś innego…- piosenkarka powiedziała niepewnie. - Ale jeśli uważasz, że możesz to myślę że powinieneś spróbować. Potrzebne sa nam informacje w końcu.
-Nie zaszkodzi spróbować, najwyżej mnie zjedzą- zażartował z uśmiechem, nie pokazującym zębów.
-Kiedy?-zapytał eldar.
-Mogę nawet dziś, chyba że macie lepsze pomysły na spędzenie wieczoru.
- Poza szukaniem jakichkolwiek wskazówek o peluneum… to nie ja nie mam. No chyba, że ty Antrilienie coś proponujesz. Bo ja w sumie, to tak raczej za pomoc robię - stwierdziła spokojnie Jenny.
-Nie mam planów na dzisiaj. Dobrze byłoby dowiedzieć się co działo się podczas naszej nieobecności, ale tym zajmę się osobiście.
- No dobrze. To przydało by się odnaleźć jeszcze Lucila nie? Ale to ja się tym zajmę. Zostanę na noc w karczmie. Nie śmiem się nawet proponować wpychać do tego malutkiego pokoiku jaki tutaj masz Anthrilienie. Z resztą Su by się nie zmieścił tam jeszcze dodatkowo… - Jenny westchnęła patrząc na nieco większego, ale wciąż malutkiego rogacza. Potargała mu włosy jak dziecku.
- Także jakby co to będzie można mnie tutaj znaleźć.
Anthrilien skinął na znak zrozumienia, pożegnał się oszczędnie i opuścił budynek.
-Zawsze taki jest?- zapytał Soren gdy eldar zniknął już za drzwiami.
- Raczej. Z tego co wiem, w jego świecie ludzie i jego pobratymcy biją się ze sobą. Zabijają. Nie sądzę aby miał specjalnie ciepłe ucucia do ludzi. Udało mi się go jednak namówić abym pokazała mu, że ludzie mogą być fajni… to było wczoraj - dziewczyna westchnęła ponownie. - Także chcę się pokazać od jak najlepszej strony.
-Rozumiem- mruknął w odpowiedzi- powiedz mi, on jest ślepy? Ma dziwne oczy, trochę jak Lucas.
- Hę? Ślepy? Nie, nic takiego mi nie mówił - przyznała Jenny. - Wiem, że jest naprawdę dobrym szermierzem i posiada do tego bardzo ciekawe umiejętności.
-Ciekawe umiejętności?
- Potrafi ruszać za pomocą umysłu poruszać przedmiotami, albo przesyłać swoje myśli lub przewidywać przyszłość… - przy ostatnim dziewczyna wyraźnie posmutniała.
- No ale… tak dokładnie to nie wiem, bo aż dobrze go nie znam i niespecjalnie rozumiem tego typu sprawy.
-Faktycznie interesujące możliwości- skomentował.
- No nic, powinienem już iść i przygotować się do zwiedzenia pałacu - dodał po chwili podnosząc się z miejsca - dobrze było Cię zobaczyć.
- Ciebie też - dziewczyna uśmiechnęła się do odchodzącego wampira. Gdy wyszedł wypuściła powietrze przez usta zastanawiając się co zrobić.
- No i sobie poszli Sus. Trzeba sobie załatwić co zrobić. Powiedz masz jakiś pomysł? Nie dam rady targać za sobą cały dzień twojej broni, więc na pewno wykupimy tu pokój - spojrzała na rogacza.
- Problemem mogą być pieniądze. - mruknął. - Póki mamy jeszcze dzień powinniśmy poszukać Lucila. Mam złe przeczucia co do niego.
- Nie był taki zły. Dziwny, owszem, ale myślę, że jakbym go poznała bliżej łatwiej będzie go zrozumieć.
-Może Opozycja była by w stanie nam pomóc?
- Mh… nie wiem jak się tam dostać. Znaczy nie pamiętam. Z resztą nim wyjdziemy gdziekolwiek muszę z tobą omówić jedną rzecz. Ja nie mogę śpiewać, ty jesteś też osłabiony. Trzeba nam przemyśleć taktykę gdybyśmy wpadli w kłopoty. Stawiała bym na ucieczkę, o ile nie są szybsi od nas. Gdyby tak było trzeba odwrócić uwagę i jedno ucieka aby powiadomić resztę.
- Nie najgorszy plan, ale na dłuższą metę może być nieskuteczny. Dlatego za pierwszy cel proponował bym obrać Lucila. Potrzebny nam ktoś kto jest w stanie walczyć. Twój głos powinien powrócić za dzień czy dwa, ale w moim wypadku to jeszcze potrwa. Gdyby jednak był ktoś jeszcze, czułbym się spokojniejszy. Niestety nie znam nikogo w Sanderfall.
- Widziałam kilka twarzy. Reda kojarzę i te jego potworki... - Jenny rozejrzała się po karczmie czy może akurat nie zauważy kogoś kogo już widziała. Zobaczyła tę białowłosą dziewczynę z uszami. Zdało jej się, że chyba ją już widziała. Gdy ich spojrzenia się spotkały zamachała nieco niepewnie.
- I chyba ją miałam okazję zobaczyć…
- Dobre i to. - Mrukną chłopiec.
Dziewczę przeprosiło swoją rozmówczynię i dość ostrożnym krokiem podeszło uważnie rozglądając się po sali.
Przysiadła się do stolika i wpatrywała w Jenny. Dłuższą chwilę trwało milczenie, tka jakby oczekiwała że Jenny pierwsza zacznie rozmowę. Lecz w ostatniej chwili zabrała głos.
- Zdawało mi~i się że Anth był z wami?
- Ano był - piosenkarka odpowiedział po chwili wahania. - Poszedł do siedziby ruchu oporu - dodała dużo ciszej.
- Dobrze. Lepiej żeby dowiedział się od przywódcy co i jak. A ty zapewne miałaś jakąś sprawę do mnie. - zapytała i przyjrzała się rogaczowi. - Chyba byłeś wyższy? - zapytała, poruszając uszami.
- Musiałem zrzucić trochę wagi. - odparł młodzieniec.
- Err… tak w sumie tak. Miała bym do ciebie sprawę. Szukam swojego towarzysza, którego zostawiłam tutaj. Taki młody białowłosy chłopak. Potrafi czarować światłem - Jenny opisała Lucila.
- A... Chyba wiem o kogo chodzi. Jest teraz na ustach wszystkich w mieście. Polecam nie mówić głośno że go szukasz. Wpadł w nie małe kłopoty.
- W kłopoty? Co.. co zrobił i gdzie jest? - Jenny zapytała przybliżając się do uszatki.
- W więzieniu. Czeka na wyrok. Narobił tu niezłego rabanu. Doszło do otwartej walki z wampirami, a kto wie ilu już wcześniej zdołał wykończyć.
- Uuuu - zamruczał Su - Chyba będę miał o nim lepsze zdanie
- Nie podejrzewałam go o to - przyznała Jenny.
***
Do stolika dosiadły się jeszcze 2 kobiety. Fioletowo-włosa ze słuchawkami na uszach oraz czarnowłosa.
- Tak myślałem, że w końcu zdecydujecie się podejść.
- Ty też? - zapytała zaskoczona uszata
- Może jestem mały, ale zdolny. Obserwowały nas od wejścia do zajazdu - wyjaśnił Jenny.
- Przestałam zwracać na to uwagę. Kiedy byłam gwiazdą w swoim świecie ciężko było gdziekolwiek pójść i nie zostać zauważonym - przyznała się piosenkarka. - Chciałabym uwolnić Lucila.
Raisheele chciała coś powiedzieć, lecz uważnie przyjrzała się przybyłym kobietom.
- Nie przeszkadzajcie sobie. Mniej więcej wiem o czym jest mowa. - zagadnęła fioletowo włosa upijając luk zielonej herbaty.
- A ja tylko usłyszałam coś ciekawego. - rzekła dość nieśmiele druga z pań. - Tylko posłucham, nic więcej...
Su bacznie spoglądał to na jedną to na drugą z kobiet, jakby wiedząc kim są.
- Mniej rzucali byśmy się w oczy, gdybym był kobietą... - zamruczał pod nosem.
- Neeech - westchnęła uchatka - Opozycja planuje go odbić i nie tylko go w więzieniu tym znajduje się kilku naszych.
- Chcę w takim razie pomóc - powiedziała twardo Jenny nachylając się nad stolikiem. - Zarówno w odbiciu ludzi z więzienia jak i z całą resztą. wprowadziłybyście mnie?
- Nie widzę przeszkód. - odrzekła Diamone (uszatka). - Za dzień lub dwa chcemy wykonać plan. Jeśli potrzebujesz czegoś... mogę cie zabrać do kryjówki.
- Jeśli we wspomnianym więzieniu spotkali byście kogoś, kto nie pasuje do tych okolic. Dajmy na to kogoś bardziej z południa lub kogoś kto ma morze we krwi. Była bym rad o tym usłyszeć. - dodała fioletowo włosa.
- Jasne. Prowadź… Jenny jestem, sorki za brak pożądnego przedstawienia - piosenkarka wystawiła dłoń do uściśnięcia.
- To jest Susanoo.
- Raisheele, Raisheele Diamone. A z wami rozmówimy się później. - dodała do obu dziewcząt, - Chodźcie za mną Jenny, Susanoo.
Jenny wstała od stołu pozwalając się poprowadzić Raisheele. Już zastanawiała się jak mogłaby wspomóc ruch oporu. Co może dla nich zrobić. Zastanawiała się też jak podejść do uwolnienia Lucila. Za wiele nie mogła jednak wymyślić, bo nie miała pojęcia jak wygląda więzienie.
Wpierw kilkoma wąskimi uliczkami trafili na bazar, później pod jeden z kramów. Dla Jenny wszystkie wyglądało jednakowo, więc ponowne dostanie się tutaj było albo kwestią wykorzystania “powrotu” albo znalezienia kogoś z podziemia. Później kilka podziemnych tuneli aż w końcu trafili do kali z kolumnami będącej, prawdopodobnie podziemnym kompleksem nawadniającym czy innym silosem. (zdjęcie DP)
W kryjówce:





Gdzieś między stoiskami przemknęła też Aje i Echoes.
W każdym razie atmosfera w tym miejscu zdawała się lekko pobudzona.
Tutejsze zaułki i stoiska miały przeróżne czasem najdziwaczniejsze dobrodziejstwa takie jak bron czy ozdoby a nawet na jednym znalazło się Jojo.
Gdzieś pomiędzy widniała też tablica ogłoszeniowa, ale nie różniła się zbytnio od tej przed barem.
- Chcecie się najpierw rozejrzeć czy od razu do przywódcy?
- Od razu. Przedstawię się i będę mogła od razu powiedzieć co mogę zaoferować.
- W takim razie chodźmy do tamtego namiotu. Poznacie naszego przywódcę.
 
Asderuki jest offline