Partridge i Lucyna:
Sytuacja wydawała się stabilna, beznadziejna, ale stabilna. Coś na wzór otrzymania wezwania komorniczego do uregulowania długu, jednakże z terminem płatności w ciągu najbliższych 30 dni. Potem eksmisja i stryczek. Tak więc los potrafił być względnie łaskawy w swojej brutalności. Partridge wstał, czując się, jakby ktoś robił mu masaż dwutonowym oscypkiem nadzianym osmem. Lucyna nawet rzuciła w niego kości do gry z prośbą o odczytanie wyniku rzutu, ale trudno jest cokolwiek zrobić w tej materii, gdy kości wpadają do jakiejś kratki ściekowej, a proszony jest ślepy jak kret z wyłupionymi oczkami. No prawie, po elf widział jeszcze jakieś niegeometryczne powidoki czasoprzestrzenne. Ale brnąc do brzegu przez morze ropy naftowej - pojawił się kolejny gracz w tej nierównej walce w takt 3/4 (i nie chodzi tu o gorzałę rozpijaną na nielegalnej orgiastycznej domówce u szwagra pod nieobecność żon i mężów). Pogadał do siebie, doszedł do jakiś wniosków i palnął czarem. Gdyby nie magia można by było uznać, że to wykładowca matematyki nielogicznej w szkole policealnej dla upośledzonych debili z niewykształconymi mózgami. Dość dziwna persona, ale jedno jest pewne - walczy z Bogiem Wojny! Modyfikując nieco znane powodzenie można rzec: Walczący z Bogiem Wojny jest moim walczącym z Bogiem Wojny (arrrgghhh!).
Partridge dostał jednym z pocisków i o dziwo nie bolało! W końcu coś go trafiło i nie bolało! Bogowie Czerstwego Pieczywa, nareszcie podczas tej przygody nie oberwał od nowo poznanego osobnika czymś ciężkim w mordę! Ale zaraz...czemu nagle ma ochotę przypudrować nos i wzbiera w nim fala dyskursowej nienawiści w stosunku do osób posiadających penisa?! Wydarł się na Boga Wojny, a ten nawet palnął zdezorientowany:
-
No bo prądu nie było, ciemno, a zarobiony też byłem... - i chwila otrzeźwienia -
To są jakieś jaja?!
Rozgniewany sytuacją i okazaniem przez siebie słabości, lekko zacisnął piąchę na głowie Lucyny. Elfka poczuła jak mózg skraca dystans w stosunku do czaszki, ale spokojnie - był na tyle mały, że miał jeszcze centymetrowy bufor bezpieczeństwa, ha! Spożywanie magicznych wywarów na wykładach z Niebezpiecznych Trucizn i Środków na Rozwolnienie przyniosło jednak jakąś korzyść!
Bóg Wojny nagle zaczął niuchać, skierował spojrzenie jednego oka za siebie i zrobił "Hęęę?". Rzucił Lucyną w Partridge'a, którzy spleceni w idiotycznym uścisku leżeli na mokrym podłożu korytarza, które ostatnio chyba robiło za pisuar goblinów...
Przynajmniej Bóg Wojny już nie bije.
Sabat:
Magia jest nieobliczalna jak gotowanie jajek na twardo - gdy umiesz liczyć najwyżej do dwóch (a do tego wymawiasz "dwóch" przez "u"), możesz być pewnym, że będziesz pić surowe żółtko i rzygać jak kot. A jej nieobliczalność wzrasta geometrycznie w stosunku do fachowości rzucającego, więc w Twoim przypadku można było użyć określenia "początkujący naturysta". Pociski śmignęły wyjąć jak teściowa, której zięć chce podrzucić dzieci na wakacje - jeden palnął w ścianę, drugi w elfa, który zaczął gadać jak baba, a trzeci trafił idealnie w plecy demona. Demon nic sobie z tego nie zrobił.
Dopiero po chwili, jakby miał problemy z opóźnioną reakcją fizjonomiczną, spojrzał na Ciebie, rzucił kobietą w jej towarzysza (a może kochanka czy innego zalotnika-przydupasa, ciort wie?) i podszedł do Ciebie. Popuściłeś w gacie, bo na wypadek bezpośrednich starć siłowych masz opierdolone lewą kredą paznokcie i chęć przeżycia, co stanowi słabą przeciwwagę dla piąch uderzających z siłą średniej wielkości planetoidy. Przełknąłeś ślinę, zamrugałeś kilka razy i czujesz jak ta jedna, jedna cholerna kropla potu spływa wzdłuż kręgosłupa i wpada do rowa przez zbyt luźne gacie. Najgorsze uczucie, które prześladuje Cię chyba od momentu narodzin, tylko wtedy nie miałeś akurat gaci - tak mówiła położna (na stałe myjąca podłogi w wiejskiej przychodni weterynaryjnej, w której przyszedłeś na ten padół).
Demon obwąchał Cię, wyprostował nagle i
ryknął prosto w Twoją twarz. Poczułeś ciepły, letni oprysk śliną, która w takiej ilości z pewnością może rozpuścić stal nierdzewną, ale Twoja skóra jest na tyle zniszczona brakiem zabiegów kosmetycznych, że dla niej to nic.
Bóg Wojny nachylił się w Twoją stronę i zaczął mówić:
-
Okultysta! Ja cię pierdziu! Już długo nie widziałem przedstawicieli tej zacnej profesji! Najpierw gobliny, potem te fajtłapy, myślałem, że już pójdę na rentę z braku kontaktu z kimś poważnym! Dzięki sobie, że w końcu trafiłem na kogoś normalnego, a nawet jeśli nienormalnego to i tak jakiś progres. - Demon klapnął sobie na glebę, Ciebie sprowadził do identycznej pozycji przymusem bezpośrednim i kontynuował -
Mów, co słychać na świecie? Czy Ugaragamnon nadal sieje zniszczenie po Zewnętrznych Równinach, a Krag'Marosom gwałci tysiącami dziewice? Ciekawe co u starego Bhaalthazaargha, który po złości sikał kwasem wszystkim królom do ich pucharów z prytą. Stare dobre czasy, działo się, a mnie tu chuje zamknęli na tysiąclecia! Zabiłbym każdego człowieka na mojej drodze i te inne dwunożne mendy, chociaż z drugiej strony miałem czas na zrobienie potężnej masy. A Ty człowieczku? Jak się zwiesz i co tu robisz? Mam nadzieję, że trafienie we mnie tym pierdzącym pociskiem to był przypadek i zupełnie niezamierzony przypadek, hę? Bo tak to powinienem cię zamienić na mielone...