Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2016, 09:20   #45
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Venora maszerowała dziarskim krokiem mijając niezłomnych jak się zwykło nazywać strażników bramy oddzielającej górne miasto od terenu świątyni Helma. Rycerze byli elitarnymi członkami zakonu, którzy swoją misję traktowali jako największy zaszczyt i nagrodę za oddanie klerowi. Wśród młodych adeptów krążyły plotki jakoby ci najodważniejsi zostali naznaczeni przez samego Helma nieustanną czujnością, lecz Venora przypadkiem dowiedziała się iż ich nieustanna czujność w czasie trzydniowych wart jest efektem potężnej magii Sanduriona Milczącego - opata i najważniejszego duchownego w klerze Helma w Suzail. Paladyni stali nieruchomo trzy dni, nie mogąc nawet drgnąć niczym w transie, chyba że zostali wezwani przez Dzwon Tandrila, lub w jakikolwiek inny sposób ich interwencja była niezbędna.

Dzień był jeszcze młody. Venora uporała się ze wszystkim przed południem a to oznaczało następne kilka słonecznych godzin spędzonych w pancerzu, lecz młódka zdawała się coraz lepiej znosić trudy i niewygody noszenia swej zbroi. Jej piękny hełm odbijał słońce lśniąc z oddali, lecz choć była tego świadoma, wcale się tym nie przejmowała. Rycerze dumnie spacerowali ulicami cormyrskiej stolicy, tak samo i ona miała do tego prawo. Przejście przez główne targowisko górnego miasta było rzeczą trudną i niestety nieuniknioną. Rzesza handlarzy, kupców, kramarzy przekrzykiwała się nawzajem między sobą, a po drugiej stronie barykady stali ci, którzy chcąc kupić różnorakie towary próbowali dogadać się co do ceny ów pożądanych artykułów. Było to miejsce, gdzie zaglądali tylko ci bogatsi handlarze, albowiem nie każdy miał wstęp do górnego miasta.

Venora niemalże przedostała się przez gawiedź, gdy dokładnie na przeciwko ujrzała nieruchomą postać wyróżniającą się osobliwym wyglądem w tłumie. Półork odziany bardzo skromnie, stał kilkanaście kroków od niej, wbijając w nią pusty i nie wyrażający żadnych uczuć wzrok. Był krzepkim i wysokim mężczyzną o cerze odziedziczonej zdecydowanie po swym ludzkim rodzicu. Jedynym, co zdradzało jego mieszany rodowód były orcze rysy twarzy. Wysunięta żuchwa, wystające kły, wysokie czoło i lekko szpiczaste uszy. Półrok miał odsłonięty tors i po krótkiej chwili obserwacji, Venora dostrzegła liczne tatuaże na jego muskularnej piersi i ramionach. Wyglądał niczym dziki barbarzyńca rodem z mroźnej Północy, lecz w jego oczach malował się taki spokój, jakby był jednym z niezłomnych. Patrzył na nią. Była tego pewna. Do tego nawet nie drgnął, przez chwilę mimo iż paladynka już od kilku dobrych sekund wymieniała z nim spojrzenia.


Półork otworzył usta i rzekł coś w końcu, lecz gwar panujący dookoła na targowisku był zbyt głośny by rycerka mogła dosłyszeć choćby jedno jego słowo. Służka Helma ruszyła powoli i ostrożnie w jego stronę, nieświadomie kładąc dłoń na rękojeści swego miecza. Kobieta zbliżyła się na odległość trzech metrów, nieustannie trącana zagonionymi kupcami i mieszczanami.
-Akhurum. Agrunurum kharasis.- powtórzył jej raz jeszcze nawet na chwilę nie odrywając wzroku od jej oczu. Venora już chciała spytać o co mu chodzi i kim w ogóle jest, gdy nagle usłyszała za plecami krzyk i znajomy jej głos.
-Lady Venoro!- odwróciła się błyskawicznie nieco zdezorientowana i ujrzała Martina. Miała szczęście trafiać na tego młodzieńca. Rycerka szybko odwróciła głowę w stronę półorka, lecz jego już tam nie było.

Kobieta zmrużyła oczy i starała się dokładnie ogarnąć wzrokiem otaczający ją tłum, lecz na nic zdały się jej próby, albowiem tajemniczy jegomość dosłownie rozpłynął się w powietrzu.
-Lady Venoro! Znów się spotykamy.- przywitał ją wesoło Martin kłaniając się przed nią nisko.
-Jak się pani wiedzie? Ja w końcu dostałem swoją pierwszą pracę do wykonania u pana Lucasa. Właśnie mnie wysłał po narzędzia do odbioru. Będę miał własne narzędzia do pracy! - cedził przez zęby wyraźnie podekscytowany -Będę mógł zacząć pracę nad stołkami, ale jak dobrze pójdzie to pan Lucas nauczy mnie jak robić prawdziwe meble!- spoważniał na chwilę gdy dzwon z najwyższej wieży zamku królewskiego zabił trzykrotnie oznaczając samo południe -Eh, muszę się spieszyć. Pan Lucas kazał mi być na miejscu w południe. Proszę mi wybaczyć. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. Niech bogowie mają panienkę w opiece!- rzekł, po czym pokłonił się i biegiem ruszył na wschód.

~***~

Niedługo później Venora stanęła pod drzwiami domostwa Bardocka. Odnalezienie tego budynku nie było wielkim wyzwaniem, albowiem był to potężny i solidny dom z czerwonej cegły, do którego od południowej strony przylegał dość wielki warsztat, skąd dobiegały intensywne dźwięki pracy.
Venora zapukała kołatką i już po chwili drzwi otworzyła jej młoda dziewczyna, pewnie młodsza od Martina. Miała piękne kasztanowe i kręcone włosy sięgające łopatek.
Rycerka szybko wytłumaczyła co ją sprowadza, a dziecko zniknęło w holu i po chwili wróciło w towarzystwie starszego mężczyzny.
-Dziękuję kochanie. Uciekaj do mamy.- burknął, zaś dziecko posłusznie znów zniknęło w wysokim i ponurym holu.

-Jesteś wysłannikiem Aleksandra. Cóż. Spodziewałem się... Mężczyzny, lecz Aleksander wie co robi. Chyba. Wejdź.- Bardock był bardzo oziębły, wyniosły i pełen arogancji, Venora poczuła się wręcz zbulwersowana jego sposobem bycia, lecz spotykała się nie raz z takim zachowaniem nawet wśród kleru Helma i świetnie nauczyła się panować nad emocjami w trakcie takich właśnie rozmów. Bardock był wysoki, lecz tęgie brzuszysko nie świadczyło o zdrowym trybie życia. Mało tego, od człeka capiło brandy, lecz nie jej sprawą było oceniać osobnika.
-Moi ludzie wracali północnym szlakiem. Skupuję drewno z włości pod wioską Bandengreen. Kilkanaście mil od murów napadli ich bandyci. Gościniec był zawsze bezpieczny. Nawet nie pomyślałem, by posłać z nimi obstawę... Mój błąd kosztował życie trójki osób. Troje mężów, ojców i dobrych rzemieślników straciło życie.- zdenerwował się na samą myśl.

-Gdy udałem się z całą sprawą do straży miejskiej, stwierdzili że życia zabitym nie przywrócą, a odzyskanie skradzionych towarów będzie niemal niemożliwe. Głównie drewno. Wszystko potrzebne do budowy.- mężczyzna wprowadził Venorę do niewielkiego gabinetu urządzonego z przepychem i przesadą, od razu sięgając po butelkę z brandy, przelewając trochę do szklanki.
-Widziałem zwłoki zabitych. Jeden miał wbity w trzewia miecz, lecz drugi...- wypił kilka łyków -Drugiemu grdykę rozorało coś innego niż zwykły, stalowy miecz. Myślę, że to było jakieś zwierzę. Ogromne i niezwykle potężne. Zwłoki trzeciego zniknęły. Tak jak i wóz z mułami, oraz cały towar który się na wozie znajdował. Ci chujograjcy w mundurach insynuują, że Cendril uciekł, lub raniony zdołał zbiec, lecz padł gdzieś po drodze. Ale ja im nie wierzę...- znacznie wyższy od Venory mężczyzna pochylił się nad nią i zmrużył oczy.

-Odnajdź Cendrila jeśli jest żywy. Nie rób tego dla mnie, zrób to dla płaczącej żony i czekających przy drzwiach jego chaty dzieci.- wyprostował się i złapał w garść szklankę, upił łyka po czym skinieniem głowy zarządził wymarsz. Mężczyzna wyprowadził Venorę tylnym wyjściem, które znajdowało się tuż obok warsztatu.
-To Liamm.- burknął wskazując ręką kobietę odrobinę od Venory starszą, siedzącą w słońcu na drewnianym taborecie. Była bardzo ładna (mimo dość osobliwej fryzury) -Moja starsza córka. Pójdzie z tobą i pomoże ci szukać.- dodał na koniec, Bardock odwrócił się i już miał wracać do domu gdy coś mu się jeszcze przypomniało.
-Jeśli odnajdziesz morderców i skrócisz ich o głowy osobiście wręczę ci nagrodę. Nie mówię o datku na świątynię. Obsypię cię złotem moja droga.- dodał po czym zniknął za drzwiami.


Liamm siedziała w milczeniu przyglądając się służce Helma uważnie i nieco niegrzecznie. Kobieta zmierzyła wzrokiem rycerkę od stóp do głów jakby chciała ją ocenić, lecz komentarz zachowała dla siebie. Miała na sobie luźne szaty, lecz gdy wiatr nieco nimi poruszał Venora dostrzegła pod spodem gorset z skóry, a to oznaczało iż Liamm zbroję miała na sobie i chyba była już gotowa do drogi.
Dziewczyna przewróciła oczami i wstała z taboretu. Sięgnęła ona po krótki miecz, schowany w pochwie, który leżał tuż obok jej nóg, a także poprawiła dwa sztylety schowane za pasem.
-Masz konia?- spytała unosząc lekko brew. Najwyraźniej nieprzyjemny styl bycia odziedziczyła po swoim ojcu.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline