Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2016, 09:51   #3
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
- Coś takiego… - Lisa nie miała w nawyku mówić sama do siebie. Przecież nie miało to najmniejszego sensu. Ludzie w ogóle rzadko mówią głośno sami do siebie. Bywają oczywiście takie sytuacje, w których im się do zdarza. Tak było i teraz. Po prostu “była taka sytuacja” w której jej się to zdarzyło.

- Coś takiego… - powtórzyła dziewczyna, która od przynajmniej minuty stała jak słup soli wpatrzona zza okno. Jej głowę bombardowało na raz tysiąc myśli a każda z nich szukała powodu i wytłumaczenia - dlaczego jej ojciec stoi pod drzwiami domu Hoe. Odkąd Liska zamieszkała z pół-orczycą nie odwiedził jej ani razu. Nic dziwnego, Hoeth Nhara chociaż należała do przyjaznych osób o uczynnym sercu miała dość mocno wyrobione złe zdanie o Nickolasie i cięty język. Bał się. Dzięki Wielkiemu Budowniczemu - bał się.

Liska odstawiła mopa opierając go o jedną ze ścian. Przesunęła wiadro z pachnącą wodą, tak by nikt wchodzący do kuchni nie przewrócił się o nie. Po tym powoli, na paluszkach... zaczęła skradać się w stronę korytarza z którego można było albo wejść na schody prowadzące w górę domu, albo w przedsionek prowadzący do drzwi wejściowych przed którymi czaił się staruszek.
Może lepiej będzie udawać, że jej nie ma? Dziewczyna spojrzała w górę schodów przygryzając przy tym wargę.
Chociaż… zawahała się zerkając na zamknięte drzwi. Zapuka? Nie zapuka?
- Coś takiego… - powtórzyła kolejny raz. W końcu zdecydowanym krokiem ruszyła otworzyć drzwi.

Kiedy stanęła w wejściu, przez chwilę ojciec wyglądał, jakby zobaczył ducha. Czyżby jednak nie córki szukał? Jego słowa wyjaśniły jednak wszystko.
- Przez chwilę myślałem, że to ona - rzekł chrapliwym głosem. Odkaszlnął, splunął, a potem znów na nią spojrzał i... odwrócił wzrok.
- Jesteś podobna do matki - dodał, przypatrując się pobliskiemu, staremu orzechowi, jakby dopiero tu wyrósł.
Lisa zamrugała kilka razy oczami z nieco zwiększoną prędkością niż robi się to normalnie. Zacisnęła mocno dłoń na framudze drzwi. W jej głowie wrzało. Chęć nafukania na ojca rosła z każdą chwilą, w dodatku przeplatając się ze współczuciem i kilkoma innymi mniej lub bardziej pozytywnymi emocjami.
- Ah. Na prawdę? - zapytała zachowując spokój i stawiając własną ciekawość na pierwszym miejscu. Podążyła za wzrokiem ojca zatrzymując go na pobliskim starym orzechu. Nie dostrzegła jednak nic ciekawego.
- Tak. To dobrze... że jesteś bardziej podobna do niej. Niż do mnie. Sama wiesz... - wciąż na nią nie patrzył. Wyraźnie potrzebował zachęty, by mówić dalej.
- Była ładna… eee… w sensie z tego co słyszałam, no nie? - Liska pchnęła drzwi by otworzyły się szerzej. - Wejdziesz do środka?
- Najładniejsza - wyznał i w tej chwili dziewczyna, widząc jego twarz, mogła uwierzyć, że ojciec szczerze kochał matkę. Szkoda tylko, że na córkę ta miłość nie przeszła.
- Nie, ja... chciałem tylko cię ostrzec. Ja wiem, że... byłem kiepskim ojcem... i pewnie ci tu lepiej... Ale tego. No. Nie wychodź nigdzie w nocy, dobra?
Lisa uniosła brwi. Na jej twarzy zakwitł wyraz zdziwienia.
- Dlaczego?- zapytała krótko. Wolała nie komentować całej reszty wypowiedzi ojca.
- Ja... coś widziałem w nocy... koło cmentarza... coś tam... się żywiło... i to... wyglądało jak człowiek, który... zjadał... no wiesz... człowieka.
- Coooooooooo, co ty gadasz? - Dziewczyna przez chwilę zapomniała, że to miała być spokojna wymiana zdań. Była jednocześnie zdziwiona co i sfrustrowana. Czyżby ojciec przyszedł pokazać, że pada mu na mózg? - Pewnie coś ci się przewidziało, bo to… bo to… nie może tak być, no nie? A tego, szeryfowi mówiłeś? I co powiedział?
- Nie mówiłem. Kto uwierzy pijakowi - uśmiechnął się krzywo i znów splunął - Myśl co chcesz, Li. Chciałem tylko żebyś uważała... i nie chodziła sama po zmroku. Tylko tyle... no.
Mężczyzna najwyraźniej zaczął zbierać się do odejścia.
- Hola, hola. - Liska podniosła głos by zwrócić na siebie ponownie uwagę ojca. - I nie uważasz, że powinieneś przynajmniej spróbować, co? - Dziewczyna zdjęła dłoń z framugi. Niczym orczyca u której mieszkała umieściła ją powyżej swojego biodra, a drugą tak samo. Zupełnie jakby coś jej się nie podobało. Cóż, z kim przystajesz, takim się stajesz - mawiają.
- Dobra, spróbuję... jak go zobaczę. Chociaż leję na to miasto. Gdyby nie ty... - machnął ręką, jakby odpędzając myśli.
- Gdyby nie ja? - zapytała zdziwiona dziewczyna. - Gdyby nie ja?! - powtórzyła głośniej. - Niby co, gdyby nie ja?
- Nic, głupia. - warknął, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
Chwilę później drzwi domu rzeźniczki trzasnęły.

***

Lisa wróciła do mopa. Tym razem podłoga w domu Hoe zaczęła być szorowana jak nigdy. Dziewczyna ze złością przyciskała mopa do podłogi i szorowała, i szorowała. Tak długo aż zaczęły ją boleć ręce.
- Głupi pijak. Idiota. Co u ciebie słychać Li? Jak się czujesz Li? Nie! Nic z tych rzeczy… Głupi pijak! - wykrzyczała kilka swoich myśli patrząc na wiadro z pomyjami.

W końcu odstawiła mopa. Nalała sobie szklankę kompotu, który Hoe dostała od żony rolnika. Wraz z nią i swoją lutnią usiadła na ganku. Pobrzękując bez sensu i celu rozglądała się po rynku wyczekując powrotu zielonoskórej do domu.

A może, sama powinna iść do Szeryfa?
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline