Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2016, 12:08   #146
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
- Nie zwyczaj mnie zniechęca - odparł Portner - Tylko jego zapach. Zacznijmy od przyjezdnych. Widać, że się nie szczypią z gazoliną.
Po czym skierował się w stronę skupiska gangerów.
- Macie wachę na wymianę? - rzucił krótko gdy dowcipy zaczynały cichnąć stłumione pojawieniem się nieznajomego w ich rewirze - W zamian suchy prowiant i elektronika.
- I amunicję może macie na wymianę? - Eddie przypomniał sobie że spaślak głodny. - A tak w ogóle co się tutaj wyprawia, bo my niezbyt się wyznajemy na zwyczajach tubylców. Jakaś imprezka?
Gangersów tłoczyło się około dwóch dziesiątek. Wyłapali oznaczenia trzech różnych formacji. Każdy miał przynależność wymalowaną na plecach kurtek i bezrękawników.
Zwierzęca czaszka.
Wąż zrolowany jak lina.
Skrzyżowane francuskie klucze.
Byli wymieszani. Znali się albo szanowali neutralność terenu. Nie trzymali się swoich grupek, przeciwnie, wymieniali informacje lub zwyczajnie plotkowali.
Głos zabrał koleś od francuzów. Wielki barczysty blondyn z brodą do pępka.
- Wachę możemy odstąpić. Ale za amunicję lub leki. Elektronika to nie nasza działka. W żarcie najlepiej zaopatrywać się u tubylców. Świeżo upolowane i soczyste.
A więc raczej gówno będzie z handlu. Akurat amunicji im brakowało. Ale moment, przecież Portner wyszabrował spory plecak z podziemnego, czy raczej podwodnego kompleksu. Może jednak nie takie gówno z geszeftu wyjdzie.
Eddie skinął głową zostawiając targowanie się i cały ten rytuał innym. Sam zaś powolnym krokiem podszedł bliżej ognisk, poprzyglądać się tubylcom. Wzrok przyciągało zawinięte w płótno ciało i pomalowana w voodoo wzorki kobieta.
Podszedł w końcu do niej.
- Kto to? - wskazał palcem na trupa.
Podniosła na niego wzrok po dłuższej zwłoce. Zamrugała jakby niedowierzając, że się do niej odzywa.
- Wódź Osady Pośród Piasku. Mój mąż - pociągnęła nosem i rozejrzała się dookoła. - Uważaj. Nie wolno ci ze mną mówić.
Eddie odruchowo rozglądnął się czy ktoś nie podchodzi. Pokręcił głową, bo jednak myślał, że się myli. Że to nie to co myślał. Zerknął na dziewczynę. Dla niego nie mieściło się w głowie, że ktoś tak bezsensownie może pożegnać się z życiem. Usiłował wyczytać coś z jej spojrzenia. Ale gdyby nawet… gdyby nawet była tu wbrew swojej woli, to co niby mieli zrobić?
- Przykro mi. - powiedział tylko cicho.
- Poczekaj - dodała szybko jakby bała się, że odejdzie. - Mógłbyś mi pomóc. Ocalić przed ogniem.
No i tego się właśnie obawiał. Ona nie była fanatyczką, czekającą z utęsknieniem na ekstatyczną śmierć w płomieniach. I co teraz?
- Eee… jesteś tu wbrew swojej woli? Jeśli nie chcesz czemu po prostu nie uciekniesz?
- Jak? - potrząsnęła przywiązanymi do pala rękami. - Sama nie dam rady.
Gdzieś z oddali Eddie napotkał spojrzenie jakiegoś uzbrojonego w dzidę tubylca, który potrząsnął wymownie bronią i zaczął się zbliżać.
- Przed ceremonią, powiedz, że domagasz się dla mnie prawa łaski.
Eddie znowu pokręcił głową. Nie chciał ładować się z to wszystko. Przecież to nie mogło być takie proste, nie? Prawo łaski. Pewnie okaże się że oznacza to że wyzwie przy okazji , jakiegoś byka na pojedynek na dzidy. O, takiego który mu się tak przygląda i najwyraźniej nie podoba mu się że gada z dziewczyną. No ale czemu to jakoś ostatnio się tak dzieje że wszystko skupia się na nich? W Betel też nie pchali się przed szereg przecież. Tak jakoś szast prast i byli po szyję w gównie. Zerknął na więzy kobiety. No ale z drugiej strony… co ona winna. Znowu pokręcił głową i wrócił do kompanów. Wypatrywał chwili ciszy by opowiedzieć im o rozmowie.
 
Harard jest offline