Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2016, 16:40   #128
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację

Imogen

Latte z karmelem w fikuśnej szklance. Słuchawki, komputer, muzyka. Imogen korzystała z YouTube i podążając za playlistą, zauważyła kilka ciekawych filmików, które wyskoczyły w katalogu subskrypcji. Niektóre z nich pochodziły z kanałów informacyjnych, takich jak BBC News, czy CNN. Przejrzała kilka z nich. Wszystkie opowiadały o zaskakującym zniknięciu Wyspy Wniebowstąpienia z map Atlantyku. Naukowcy zaproszeni do studia tłumaczyli to jako zatopienie przez podnoszący się poziom wód. Topnienie lodowców na Antarktydzie, efekt cieplarniany. Problem jeszcze większy, niż się wydawało. Inny filmik ukazał szereg ludzi pod brytyjskimi ambasadami na całym świecie. Młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni zapalający znicze i przynoszący kwiaty. Na jeszcze innym komentowano słabej jakości zdjęcia satelitarne, takie jakby zamazane, z których nic nie szło wywnioskować. Zdaje się IBPI maczało w tym swoje palce.

Imogen podniosła wzrok, zauważając, że ktoś przysiadł się do jej stolika. Naprawdę…? Chyba nie mogła bardziej dać do zrozumienia światu, że nie poszukuje towarzystwa. Kawa zastygła w jej gardle, gdy rozpoznała starszego, nieco zaniedbanego mężczyznę, z którym rozmawiała w restauracji. Josh. Szybko przełknęła, aby się nie zakrztusić. Już otworzyła usta, aby sprowadzić go na ziemię, ale mężczyzna odezwał się pierwszy.
- To dla ciebie - rzekł, wręczając torebkę z logo pobliskiej cukierni. “Torty pani Árbjörg” oferowały najróżniejszego rodzaju cuda. Bezy nasączone słodkim winem, eklery z owocami marynowanymi w ajerkoniaku. Wszystko świetnie sprzedawało się mimo niemałej ceny.
- Josh - z niechęcią zaczęła Imogen. - Oboje wiemy, że dosypałeś do masy sproszkowane tabletki gwałtu. Tak właśnie działają tacy, jak ty.
Mężczyzna przewrócił oczami.
- Zobacz, co jest w środku i mi podziękuj.
Cobham z niechęcią rozwarła torebkę. Znalazła w niej sztukę broni oraz kilka opakowań naboi.
- Skąd… och.
- Tak, jestem z IBPI - szepnął mężczyzna. - “Torty pani Árbjörg” oferują również nieco ostrzejsze specyfiki... i nie mam na myśli tego zakazanego cuda z masą truflową i chili.
- Ale skąd… dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś? Wtedy w restauracji.
Josh spojrzał w bok, potem na zegarek.
- Nie mam za dużo czasu… - rzekł, lecz poprawił się, kiedy Immy przyszpiliła go spojrzeniem. Westchnął. - IBPI lubi obserwować swoich detektywów na wakacjach. Nie wiedzieliśmy tego, ale założyliśmy, że możesz nawiązać kontakt z tym Konsumentem. W restauracji odciągnąłem twoją uwagę i zabugowałem cię. Gdyby Andreas Dircks przeciągnął cię na swoją stronę, miałem za zadanie cię wyeliminować. Jednak zdałaś swój test - uśmiechnął się pokrzepiająco. - Rozumiem, że możesz być zła, ale po tym zamieszaniu z Russelem Haysem i Portland… wszyscy są sprawdzani, nawet ci, którzy własnoręcznie zamordowali jedną z najbardziej niebezpiecznych Konsumentek.

Czyli znano ją nie tylko z powodu przez przypadek nagranej seks taśmy. Miła niespodzianka.
- Nie jestem Parapersonum, więc moja obecność nie pokrzyżuje twojego dochodzenia do zdrowia. Gdybyś kiedyś potrzebowała czegoś, to pracuję w twojej nowej, ulubionej cukierni - mrugnął okiem. Wstał, pożegnał się i wyszedł. Imogen w pierwszej chwili miała ochotę krzyknąć za nim, albo pobiec i zmusić do dokładniejszych wyjaśnień. Nie chciała jednak przyciągać uwagi. Westchnęła i z zamyśleniem sięgnęła po torebkę, jeszcze raz zajrzała do środka, zgięła ją i schowała do torby.

Przynajmniej teraz nie była bezbronna.


Lotte

Madame Flenboyante wydawała się więcej, niż zachwycona propozycją zaaranżowania spotkania z jej synem.
- Kochanieńka, nawet nie czekaj, mówię ci, skarbuszku. Wsiadaj do samochodu i przyjeżdżaj. Albo zamów taksówkę. Uważam, że kobiety nie powinny prowadzić samochodów. Męskim obowiązkiem jest usługiwać damie. A wiadomo, że od kierownicy ręce pieką.
- Czyli teraz jest pan Flen w domu?
- Dla ciebie Nico, skarbuszku - staruszka roześmiała się. - Wallac, zostaw zakupy! Co za pies, diabełek w ślicznym futerku. Nie, kochanie. Nico jest w pracy, ale o szesnastej powinien być już w domu. Możesz wtedy przyjechać, albo i wcześniej, to sobie pogawędzimy. Odkąd zmarła ta stara łasica, Marianne, dni mi się trochę dłużą.

Lotte potrafiła rozpoznać okazję, kiedy ta pukała do jej drzwi.
- Tak, chyba przyjadę wcześniej - odparła uprzejmie. - Ale proszę mu nic nie mówić, chciałabym być niespodzianką.
- Och, rzecz jasna, skarbuszku - Ingrid Flenboyante zachichotała. Jej francuski akcent z każdą chwilą wydawał się coraz bardziej irytujący. - Ach, Nico wyszedł dzisiaj do pracy w zielonej koszuli. Ubierz się proszę pod kolor. Prawie mi serce stanęło, kiedy ostatnim razem oboje byliście w różu, tacy w sobie zakochani. A Marianne to stanęło nawet dosłownie.
- Dobrze, to ja się przygotuję i zaraz przyjadę - Lotte jeszcze upewniła się, że posiada dobry adres, po czym pożegnała się i westchnęła, odkładając komórkę.

- I co? - zapytał Dean, kręcąc się na fotelu obrotowym w mieszkaniu Lotte. Wnet zahamował, ziewnął, zasłaniając usta i oparł głowę o dłoń.
- Jadę teraz do niej - odparła Visser.
- To ja wpadnę w tym czasie do biura. Mimo wszystko praca dalej wrze. Dziel się na bieżąco rewelacjami. I dzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.

Wychodząc z mieszkania, Lotte zauważyła dziewczynę, która kręciła się nieopodal jej bloku. Ładna szatynka z nieco zaokrąglanymi kształtami. Choć równie dobrze mogła być w ciąży. Visser wsiadła do samochodu i już miała ruszać, kiedy uświadomiła sobie, kto to był. Angelika. Dziewczyna jej brata. Zdaje się, że czekała ją na przyszłość kolejna trudna rozmowa.


Imogen

Zgodnie z postanowieniem, Immy zapisała się na poranny aerobik, co miało stanowić zastępstwo za poranne bieganie. W pobliskim sklepie ze sportową odzieżą zakupiła wygodne, sportowe tenisówki, oraz bardzo dopasowany dwuczęściowy strój. Czerń zmieszana z neonowym błękitem. Włosy zaczesała i związała w schludny kucyk. Kupiła wodę oraz płyn izotoniczny, upewniła się, że ma pistolet w wygodnej, letniej torbie na ramię i ruszyła ku siłowni.
“Chyba nie zmęczyłam się wystarczająco na misji”, pomyślała. “Imogen, nawet kiedy masz chwilę wolnego, to i tak jak świat ci nie dowali, to sama się o to postarasz”.

Wysoka, zasuszona blondynka eksponowała mięśnie brzucha. Instruktorka fitnessu wydawała się po czterdziestce, a jej opalenizna w tym kraju mogła być tylko efektem solarium, samoopalaczy i koktajli marchewkowych.
- Cześć, jestem Aneta - odezwała się do Immy inna, nieznajoma kobieta. Niższa, ale za to dwa razy cięższa na pierwszy rzut oka. - Jestem z Łotwy. Czy mówisz po angielsku?
- Tak - Immy odparła z uśmiechem. Zamilkła na chwilę, próbując przypomnieć sobie swoje fałszywe nazwisko, kiedy Aneta kontynuowała.
- Przytyłam czterdzieści kilogramów przez ciążę - rzekła. - Całe życie dbałam o figurę, a potem okazało się, że wpadłam - Aneta nie kryła szczegółów swojego życia osobistego. - Na początku zajadałam stres, a potem jadłam, aby… no cóż, dziecko dobrze się rozwijało i miało wszystkie niezbędne mikroelementy. Widziałam, że jestem trochę większa, ale miałam duży apetyt i matka mi mówiła, że to dziecko prosi mnie o witaminy. I tak się otuczyłam. Z tego wszystkiego urodziłam bliźniaki. No ale teraz nie ma wymówek. Czas na fitness - uśmiechnęła się. - A jaka jest twoja historia?
- Och, nawet nie pytaj… - odparła Imogen. Ale instruktorka nie dała jej kontynuować. Zaczęła wymachiwać rękami i nogami jak szalona, każąc swoim podopiecznym naśladować jej ruchy. Później ruszyły na bieżnie, aby kontynuować wysiłek cardio.

W pewnym momencie Imogen poczuła, że zaczęło jej się kręcić w głowie. Uderzenia gorąca, puls kołatający w skronie, niczym młot pneumatyczny. Światło stało się zbyt jaskrawe, głosy zbyt głośne, a powietrze zbyt suche. Poczuła słabość w nogach. Zasłabła. Ostatnia rzecz, jaką zapamiętała, to wyciągnięte ręce Anety, gdy kobieta spróbowała uchronić ją przed upadkiem…

Obudziła się w skrzydle medycznym resortu Błękitnej Laguny. Wszystkie złe objawy zniknęły jak za dotknięciem magicznej różdżki. Znów była pełna sił. I wtedy zwymiotowała. Pielęgniarka przybiegła z nerką - naczyniem, do którego kazała jej zwracać karmelową latte.

Po dwóch godzinach Immy czuła się już naprawdę w porządku. Wtedy przybył doktor z wynikami badań. Dopiero na jego widok Cobham zaczęła zastanawiać się, czy IBPI wykupiło jej ubezpieczenie medyczne, czy też sama będzie musiała zapłacić za tę przyjemność.
- Bez obaw, wszystko w porządku - odparł z uśmiechem lekarz. - W normie, nie licząc rzecz jasna podwyższenia poziomu gonadotropiny kosmówkowej.
“I Fluxu”, dodała w myślach.
- Gonado… co?
- Hormonu ciążowego. Jest pani w ciąży. Wnioskuję, że nie wiedziała pani, toteż… gratulacje.
Pięlęgniarka uśmiechnęła się czarująco.

Imogen położyła się z powrotem na kozetce, po czym zaczęła zanosić się śmiechem. Jej komórka zabrzęczała w kieszeni. Wiadomość od Kate.

Cytat:
Nie wierzę, że złożyłaś na mnie oficjalną skargę. Najpierw kazałaś mi wołać zombie, potem zostawiłaś samą na Zielonej Górze. O co jestem dalej zła, bo umarłam w rezultacie. Potem ukradłaś moje marmury, a teraz chcesz wbić pazury w markę, którą budowałam w firmie od lat. Mam nadzieję, że przestaniesz niszczyć mi życie zza grobu. Pozdrawiam, Kate.
Imogen roześmiała się ponownie. Skonsternowany lekarz i pielęgniarka spojrzeli po sobie niepewnie, ale nie odezwali się słowem.


Lotte

Lotte co chwilę robiła herbatę, po czym nalewała pełne kubki. Sama piła mało, ale dbała o to, aby Ingrid została dobrze napojona. Kiedy staruszka ruszyła do ubikacji, Lotte podstawiła krzesło pod klamkę, aby upewnić się, że tak prędko stamtąd nie wyjdzie. Dochodziła godzina w pół do czwartej, toteż musiała się spieszyć.

Otwierała szuflady, jedną za drugą, ale nic ciekawego w nich nie znalazła oprócz kilku firmowych segregatorów, które zdawały się bez znaczenia. Jej uwagę przykuł laptop na biurku. Podeszła do niego, sczytała hasło i zalogowała się do systemu.
- Kochanie, chyba drzwi się zatrzasnęły. Pomożesz mi, słoneczko ty moje? - Madame Flenboyante krzyknęła zza drzwi.
- Już idę! - Lotte odkrzyknęła bezbarwnym głosem, zajęta wertowaniem emaili. Wnet odkryła całe konwersacje prowadzone z zamordowaną dziennikarką oraz… prezenterami z programu “Przypadek? Nie sądzę!”. Nie miała czasu czytać wszystkich wiadomości, toteż skopiowała je na pendrive’a. Ale na pierwszy rzut oka wydawało się, że hipoteza Deana była słuszna. Nicolas Flen spotkał się z Samanthą Johnson w spotkaniu zorganizowanym przez ich matki. Napuścił ją na biuro architektoniczne Lotte. Później skorzystał z zamieszania związanego z jej śmiercią, aby dalej szkodzić Deanowi Radlerowi.
- Skarbuszku! - krzyknęła Madame Flenboyante. W międzyczasie do drzwi podbiegł Wallac i zaczął ujadać. - Pomóż mi!

Lotte wylogowała się z systemu, schowała pendrive’a i wstała z biurka, kiedy ujrzała za oknem samochód Nicolasa Flena.
- Pobiegnę po hydraulika, te drzwi nie chcą puścić! - rzekła. - Auć! - wymsknęło się z jej ust, kiedy Wallac ciął ją swymi miniaturowymi kłami w kostkę.
- Dobrze, kochanieńka, ale szybko, bo herbatka nam wystygnie! - odparła Ingrid. - A ja sobie usiądę, bo mnie już nadgarstki bolą od tego kręcenia gałką.
Lotte usunęła drzwi, zakładając, że minie chwila, kiedy staruszka znów spróbuje wyjść. A nie chciała zostawić po sobie śladów.

Zbiegała klatką schodową. Samochód Flena stał zaparkowany tyłem na parkingu, tuż obok jej własnego. Mężczyzna spoczywał na siedzeniu kierowcy. Przez otwarte okno wydmuchiwał dym tytoniowy. Drugą rękę trzymał przy głowie. Rozmawiał przez telefon. Lotte zakradła się z włączonym dyktafonem.
- Chcę, aby jej nazwisko było w telewizji. I nazwa tej pieprzonej firmy - mówił. - Nie, nic mnie to nie obchodzi. Zniknęła na kilka dni, tak się nie zachowują niewinni ludzie. I chcę, aby każdy to wiedział. Chcę, aby zniknęli mi z drogi. Kiedy zniszczę to biuro, zacznę przejmować jego małe gwiazdeczki. Dlatego tak mi zależy, Ursulo. Wiesz co? Muszę znaleźć jakiegoś lekarza z tego szpitala, w którym zmarła Marianne Johnson i zapłacić mu za stwierdzenie, że Visser manipulowała przy aparaturze. Wpierw chciałem, aby dla mnie pracowała, ale teraz widzę, że bardziej przyda mi się jako łom, którym podważę firmę Radlera. Zapisz mnie jako gościa tego twojego programu. Powiem, że spotkałem się z Visser i zaobserwowałem u niej psychotyczne zachowania. Może, że nawet próbowała mnie zamordować. Tylko muszę jakoś zamknąć na ten czas moją matkę, żeby nie popsuła mi planów.

Visser dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wstrzymuje oddech. Ale wolała nawet nie oddychać, żeby nie przykuć uwagi mężczyzny. Każde jego słowo w tym momencie było na wagę złota.

- Spróbuję znaleźć jakichś architektów, którzy powiedzą, że w tym biurze źle się działo. W każdej firmie są takie szczurki, w tej też na pewno się znajdą. Ach, i powinniśmy też wymyślić coś na temat jej brata. Jedyne co ja się dowiedziałem, to to, że był częstym gościem strzelnicy - zaśmiał się. - A może to on zastrzelił Samanthę? Jeszcze chciałbym powiązać z tym Radlera bardziej bezpośrednio. Mówię ci, ty dostaniesz swoją sensację, a ja się wybiję. Będę kończyć, jeszcze później do ciebie zadzwonię.

Lotte prędko wycofała się i schowała po drugiej stronie samochodu. Dopiero kiedy Radler zniknął z jej pola widzenia, weszła do swojego auta i odjechała. Upewniła się jeszcze, że wszystko się nagrało.

“Czasami jedyna rzecz, której potrzebujesz, to znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie”, pomyślała. Uśmiechnęła się, po czym ruszyła w kierunku biura architektonicznego. Do Deana Radlera.
 
Ombrose jest offline