Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2016, 19:00   #10
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Już na zewnątrz, przeciągnął się, witając słabo dochodzące zza mglistych szczytów słońce. Mężczyzna roztarł dłonie w rękawiczkach, jak gdyby przy obecnej pogodzie było mu bardzo zimno. Wzrokiem odszukał najbliższego wartownika, który po czymkolwiek wnioskując, choćby lokalizacji, mógłby wiedzieć cokolwiek o nich jako gościach w twierdzy i ich sytuacji. Podszedł, unosząc dłoń w geście powitania.
- Szukam naszej towarzyszki podróży. Otrzymała… przeznaczono jej odrębne lokum do prześnienia nocy. - powiedział kwieciście, językiem, jakim nikt normalny nie mówił. Doborem słów i intonacją, bardziej niż ukrytym już akcentem zdradzał, że nie mówi w ojczystym języku.
Co było oczywiste, gdy tylko spojrzeć na śniadego, orzechowej cery mężczyznę.
Natrafił na pewnego chuderlawego młodzieńca o piwnych oczach siedzącego na pniaku zaraz przy koszarach. Książę pamiętał go jeszcze z nocnej zmiany. Z jego miny można było wyczytać efekty zjedzonego nieświeżego jedzenia i nieprzespanej nocy. Opierał się na zwróconej grotem w stronę ziemi włóczni wyglądając tak, jakby na coś czekał. Pewnie na pawia, jeśli zwrócić pod uwagę pewne wiaderko leżące nieopodal. Nie nosił na sobie zbroi ani barw Purpurowych Smoków - zapewne nie chcąc go pobrudzić, co było okazaniem szacunku wobec swej ziemi.
Zmierzył on niepewnie Thalakosa od stóp do głów... I o mało nie zwymiotował na niego. Powstrzymał się niemal w ostatniej chwili, prawdopodobnie jedynie siłą swojej woli. Postanowił z tego powodu zwrócić swą twarz w stronę wiadra i już nie odgrywać od niego spojrzenia.
- Tego czegoś? Nikt jej nie widział - powiedział słabo - Bogowie, gdybyśmy ją ujrzeli, to każdy by o tym wiedział. Tak bardzo się w oczy rzuca.
Thalakos zmrużył brwi, stojąc tak, że przesłaniał siedzącemu młodzieńcowi słońce.
- Tak, w rzeczy samej. Zabraliście ją dokądś. Jeśli nikt jej nie widział, zapewne wciąż tam jest. Gdzie? - wyjaśnił, jak dziecku i zapytał.
- Pewnie gdzieś niedaleko. Być może komnatę obok, może dwie - wzruszył lekko ramionami, po czym znowu zbladł z powodu wstrząsu w żołądku.
- Jak zawsze pomocni. - zerknął z przekąsem na żołnierza - Niech się Talona nad tą zlituje. - odparł, i za wskazówkami, a raczej przyzwoleniem, jak wczoraj byli prowadzeni i pamiętał ruszył na poszukiwania kwatery Clove. Znalazł ją po dłuższej chwili. Był tam niemal cały sprzęt dziewczyny pozostawiony w całkowitym nieładzie. Co ciekawe - jej samej tam nie było.
Thalakos wszedł do pomieszczenia, rozglądając się uważnie i szukając poszlak dotyczących jej bytności. Z pewnym stwierdzeniem spostrzegł jej ekwipunek. Wpierw wzrokiem poszukał jej plecaka i wszystkich rzeczy poza może ubraniem, które miała na sobie, zastanawiając się, czy nie pozostało w pomieszczeniu coś, co widział w dotychczasowej podróży, że nie pozostawiłaby nawet na czas zwiedzania twierdzy, gdyby nie musiała. Zauważył jedynie brak broni - jej sejmitara. Po wszystkim opuścił pomieszczenie by znowu odnaleźć w twierdzy współsługę Paktu - tym razem Landera, o ile jego odprawa już się zakończyła. Ich dowódca znajdował się w pomieszczeniu zaraz obok, przynajmniej tak podpowiadała logika. Nie pomylił się, bowiem drzwi choć zamknięte, to nie blokował ich zamek przekręcony kluczem. Ze środka dało się słyszeć stłumiony przez drewno regularny oddech prawdopodobnie śpiącej osoby. Pytanie brzmiało: czy powinien wchodzić do środka?
Thalakos wnet udowodnił wyższość thayańskiego intelektu nad oporami matrii na codzień, rozwiązując gordyjski węzeł poprzez zapukanie do drzwi. Wpierw grzecznie, potem na tyle silnie i głośno, by zbudzić choćby umarłych. Uchyliły się one nieco dopiero po dłuższej chwili, a stał w nich nie kto inny, jak Lander. Miał na sobie jedynie spodnie, dzięki temu jego szeroki, umięśniony tors poznaczony wieloma bliznami i owinięty bandażami był doskonale widoczny.
Mężczyzna popatrzył na Księcia nieco zmęczonym wzrokiem i wyglądał tak, jakby nagłe najście z czyjejś strony niespecjalnie mu się podobało, tak więc nie silił się na szersze otwarcie drzwi.
- Potrzebujesz czegoś, że mnie budzisz? - zapytał grzecznie.
- Ja niekoniecznie, lecz ty możesz chcieć usłyszeć, że po osobnym wczoraj kwaterunku twoja kobieta zniknęła. - odpowiedział Landerowi Thalakos, również z grzeczną manierą, choć mało uprzejmym… ciężko było powiedzieć. Thayańczyk zawsze zdawał się drwić.
- Nie wiem, czy mogą być z tego kłopoty. Ważniejsze, że wciąż nikt nie zda dalszych rozkazów.
Wojownik uniósł brew na znak zdziwienia, gdy usłyszał wzmiankę o Clove. Niemniej jednak pozostał spokojny mimo tonu swego rozmówcy.
- Nie wiem po co jej szukałeś, ale jest bezpieczna - odpowiedział mu spokojnie. Nie miał ochoty na sprzeczki słowne.
- Ruszamy koło południa. Trochę wcześniej wymienimy monety i damy do sprawdzenia glejty. Wozy Taeghena podobno miały być o świcie.
Thalakos patrzył na dowódcę krzywo przez chwilę, jak by miał do czynienia z osobą nie w pełni trzeźwą. Nie powiedział jednak nic więcej, tylko na te informacje skinął głową (wciąż z powątpiewającym wzrokiem) i bez słowa ruszył szukać pozostałych kompanów, by przekazać najświeższe informacje.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline