Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2016, 19:42   #62
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy

Bjarki i Anders wkroczyli do Jelling z minami nie dającymi ni poszlaki co do ich myśli i tego co widzieli, lecz nie byli sami. Sprowadzeni przez nich jednak sami nie kroczyli…
Ghoul Freyvinda raźno szedł, Chlo niosąc w ramionach. Dziewczyna opatulona była płaszczem sługi krwi, co już krwią własną zbroczyła. Z daleka nie widać było z jakich ran. Twarzyczka jej po nos prawie zakryta była materiałem i nieprzytomna tak, że wyglądała niewinnie prawie jak dziecię przez olbrzymiego jednookiego niesione.
Obok jednak Anders, całą drogę nie mogąć nieść, podobnież ciągnął na lnie nie opatulonego, a zaplątanego jedynie Pogrobca. Byli zmieniali się ghulem w trakcie drogi - Bjarki miał dość siły, by nieść umarłego miast po ziemi ciągnąć, ale droga była dostatecznie długa by zmęczyć każdego z nich po kilkakroć.
Pogrobiec…
Pogrobiec również wyglądał, jak gdyby w błogim śnie był pogrążony. Nagie ciało znaczyła na rozerwanej szyi nowa rana… lecz… nic ponadto
Nic poza posoką co całą twarz i pierś mu schlapałą i już zakrzepła, nie jego chyba, ciemna smolista i plugawa w woni… i nic poza stuporem.
Kilku z mężczyzn otaczających stosy co ich pierwej obaczyli zaczęło z wolna przyglądając im się iść w ich stronę, w końcu ktoś podbiegł, by pomóc przybyłemu do Jelling huscarlowi i godiemu.

Volva wzrok w stronę przybyłych zwróciła, by jej spojrzenie padło zaraz na ciągniętego Gangrela. Błękitne oko rozszerzyło się ze strachu ale kroku od jarla nie uczyniła. Ruszył żwawym krokiem w kierunku przybyłych trzymając w objęciach wieszczkę, która kroku mu dotrzymywała ciągle nie wierząc w to co się działo.
Skald z Gudrunn spojrzenia wymienił i wnet oboje wstali. Płaszcz swój flageaug dał by się okryła i zblizyli się ku nadchodzącym. Ściagany wręcz jakby dziwną moca ku Pogrobcowi wpierw sie skierował, wzroku od rany oderwać nie mogąc. Widząc, że berserker w letargu pogrążony omiótł wzrokiem ciało jego ciemną krwią schlapane i wzdrygnął się.
Volva przyklękła przy Pogrobcu i ruch uczyniła jakby dotknąć jego twarz pragnęła ale posoki widok zatrzymał ją w połowie gestu.
- Volund… - Wyszeptała drżącym głosem, by zaraz do pozostałych się zwrócić. - Woła dajcie, szybko!
- Dwa! - zgodził się z Elin skald. Za nimi poruszenie się rozpoczęło, gdy mieszkańcy po zwierzęta pobiegli. Wciąż patrzył na Pogrobca spryskanego splugawiona posoką. Odwrócił głowę patrząc pytającym wzrokiem na Bjarkiego i zbliżył się do niego. Jednooki wzroku nie odwracał, czekając na reakcję swego pana. Trwał z dziewczyną w ramionach.
Przeciągnął spojrzeniem po sylwetce Chlo skrytej pod płaszczem godiego, a wobec braku widocznych ran u niego, mokrego od jej krwi. Odchylił go spogladając na nia.
- Co się stało, na litość Frigg?!
Na pytanie Bjarkiemu zadane, nieprzytomna, nie mogła odpowiedzieć. Nie była rażona mieczem czy pazurami, nie miała śladów krwi ni ognia nawet… lecz ręce jej, jak gdyby po łokcie w gorejący ogień włożone i tak trzymane… niewiele zostało ze zmasakrowanych rączek Chlo, co jedną obrzękłą masą się zdawały, a miejscami odarte prawie do kości z mięsa były… nie odarte, a raczej, jakby ciało samo pod wpływem czegoś nienaturalnego uciekło, sprawiając, że bardzo krwawiła i słaba była. Może śmierci bliska.
Pogrobca stan był przynajmniej równie tajemniczy. Rana na jego szyi była potworna i niemal na pewno zadana od kłów wilka, lecz… widzieli już krtań jego rozerwaną wcześniej przez głód Oedgera. Wydawało się, że nie jest groźniejsza…
Posoka zaś plugawa… ewidentnie po szyi i piersi Volunda ciekła, jak gdyby ten z jakiejś potępionej istoty zdołał był pić. I pić, i pić, w sposób mogący wskazywać, że nie miała miejsca zwykła wymiana ciosów, że Pogrobiec zdołał na pewien czas to osiągnąć. Miało to sens, albowiem jak wszyscy afterganger, niewiele w nim zostało krwi po walce w Caernie… lecz… zdawał się nie mieć oporów by upoić się tym, co na pierwszy rzut oka nie mogło dać żywotnej mocy, o woni pachnącej samą śmiercią nie wspominając…
- Zmyć to z niego trzeba… - Odezwała się volva po uważnym przyjrzeniu się berserkerowi. Wstała i wzrokiem mieszkańców poszukała, unikając przy tym spojrzenia na Freyvinda i Gudrunn. - Wiadro i czystą szmatkę potrzebuję… Gdzie tu studnia?
Freyvind rozorał przegub wysunietymi kłami, odruchowo ku Volundowi krok postapił, ale wspomniał Gudrunn pod kamieniami.
Cofnął się.
Swój płyn zycia w usta Franki zaczął wlewać spogladając co i rusz to na Bjarkiego, to na Volunda i Elin nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Volva z jakimś starszym mężczyzną po wodę szła, jeno jarla przepraszającym wzrokiem na chwilę obdarzając. Nie zatrzymywał jej w jej powinności. Wiedział, że jej rola w takich chwilach równie ważna, jak nie ważniejsza o jego. Skinął lekko głową na znak potwierdzenia tegoż.

Wróciła po chwili z wiadrem w jednej ręce i szmatką w drugiej. Przyklękła ponownie i maczając tkaninę w wodzie ostrożnie jakby z obrzydzeniem próbowała zmyć krew z Volunda.

Bjarki zaś zaczął:
- Trop do lasu prowadził, jako rzekłem. Potem z Andersem znaleźliśmy leże w ziemi, wokół niego mnóstwo śladów. Małych i dużych w jednym miejscu wydeptanych. Sztylecik Chlo leżał mimo.
Anders podjął:
- Potem tropy rozdzieliły się. Jeden w las poszedł wielkimi susami sadząc, jakby biegł, po drodze drzewka i krzaki połamane. Biegł nie patrząc dokąd. Kroki mniejsze niemalże po sznurku szły.
Grim dokończył:
- W caernieśmy ich znaleźli, leżących nieopodal siebie. Ani jedno ani drugie nie obudziło się mimo drogi trudnej… Nie wiem czy dziewka przeżyje…
Elin uniosła wzrok na Bjarkiego i ze smutkiem na Frankę pojrzała.
- On… mówił, że duch, który w Chlo siedzi groził mu, że pierwszy zginie… Być może dlatego za nim poszła… - Powiedziała i wróciła do powolnego zmywania krwi z Pogrobca.
Skald patrzył to na Bjarkiego, to na Frankę… to znów na Volunda i Elin.
- A być może natknęła się na niego, a on pomny tej obietnicy ducha, krzywdę chciał jej na uboczu uczynić i pozbyć się jej z okazji braku świadków korzystając. Ona zaś bronić się poczęła marnym sztylecikiem. - Nutki podejrzliwości i paranoi zasiane krwią pomiotu Fenrira dawały znac o sobie. - Tam nad jeziorem złego ducha w niej krześcijańskimi modłami wybudził. - Jego wzrok spoczął w końcu na Pogrobcu. - Jeżeli zatem coś się stało przy leżu, co doprowadziło do ponownego przebudzenia złego ducha, dzikiej gonitwy do Caernu i ich walki... - urwał. - Jeżeli on znów zbudził złego modłami do ukrzyżowanego i jego ojca… - skald nie dokończył.
Jego przysięgę znad jeziora daną Volundowi na własną krew, wszyscy poza Gudrunn pamiętali.
- Obiecał mi. - Volva w końcu spojrzała na skalda mając doskonały widok na jego nagie ciało. - Obiecał, że sam nic nie będzie robił. - Ponownie wzrok szybko na Gangrela spuściła nie mówiąc nic więcej jakby to wystarczyło. Wszak i ona związana była z nimi poprzez krew.
- A mi, że krześcijańskimi modły do sług mych zwracać się nie będzie. Biada mu, jeżeli którąś z tych obietnic złamał.
Gudrunn wstrzymała dalszy dyskurs:
- Frey, woły już podchodzą. Wybudzić go trzeba, albo zamknąć gdzieś jeśli ruszać mamy.

Agvindur mruknał:
- Podzielić się nam przyjdzie. Ribe w niebezpieczeństwie. Ja z Sighvartem ruszę i Andersem z powrotem. Ødgera tu zostawim i Volunda. Einara zabierzemy, by mieć kogo z wieściami puścić. - spojrzał na Freya.
- Jakim niebezpieczeństwie?
Elin na Agvindura spojrzała.
- A my? - Szeptem zapytała wskazując na skalda i siebie.
- Wilki podobno w stronę Ribe ruszyły. Piątka ich. Ich wódz nakazał pomstę. - odrzekł wychowankowi - Wy dokończcie tu co zaczęte i wracajcie do Ribe jak najszybciej. Jeśli będzie trzeba posłańca puszczę.
- Niemożliwe to. - Skald pokręcił głową. - Gdyby ich wódz miał jeszcze pięciu bekartów, to nie daliby uczynić tego, cośmy uczynili, a noga by z polany z nas nie uszła.
- Widziałam pięć wilków w okolicy Ribe… i rozmawiałam z ich przywódcą na polanie… - Spuściła wzrok. - Nawet jeśli nie pięcioro, to kto im ostał to ruszą i będą chcieli zniszczyć Ribe…. Albo już ruszyli. - Dokończyła szeptem zaciskając pięści.
- Nie zdążysz. W jednej nocy drogi nie pokonacie - po słowach Elin znów zwrócił się do Agvindura. - W dzień za ochronę jedynie Andersa i Einara mając… - Pokręcił głową. - Oni w wilczych postaciach chyżo bieżą po bezdrożach.
- Nie mogę siedzieć tu i nic nie robić gdy mi….
- Niech rusza, konno szybciej pójdzie na jutrzejszy wieczór będzie na miejscu - Gudrunn wtrąciła się, spoglądając na Lenartssona.
Volva wstała i do jarla podeszła.
- Uważajcie na siebie… - Na palcach stanęła i usta jego nieśmiało musnęła na pożegnanie. Przytulił jakby nowy odruch u siebie odkrywając. Już pocałunek miał oddać gdy głowę uniósł słowa Freya słysząc:
- Idź zatem. Miotaj się między Jelling a Ribe, bo gdy tam przybędziesz ich tam już nie będzie. I wystawiaj sie na śmierć z Sighvartem jeno z dwójką sług w ziemnym dole w dzień nocując. - Skald odwrócił się od jarla.
Agvindur usta zaciął i ruszył nieco ku skaldowi.
Gudrunn, stojąca przy ramieniu skalda blisko, gest dyskretny do jarla za plecami Freya wykonała. Lekko głową pokręciła, stopując jego krok.
To wszystko stało się jednak szybko nieważne, gdy napięte powietrze nocy przeszył przerażony krzyk Franki. Frey tylko raz słyszał ją tak krzyczącą. Dawno temu zdawać by się mogło. Oczy dziewczyny wpatrzone niemalże z obłędem przed siebie, poranione ramiona uniosła jakby się bronić przed zwidami swymi miała. Wierzgała dziko w mocnym uścisku Bjarkiego co jak do dziecka przemawiać zaczął.
- Szzzzz…. Bezpiecznaś…. Jesteś bezpieczna…. Szzzzzzz…
W pierwszej chwili skald uczynił ruch jakby chciał podskoczyć ku Chlotchild, lecz zaakcentowało się to jedynie spięciem i niespełnioną sugestia ruchu. Odwrócił się do Agvindura, wyczuwając jego ruch i nastrój.
Błogosławieństwo Freyi obdarzające go chwilowym spokojem po pełnym pasji i emocji spełnieniu odchodziło. Wracał silny jak ramiona Jotunów gniew, wracały szepty w głowie będące myślami Freya, lecz podszeptujące setki paranoicznych scenariuszy zachowań wszystkich wokół niego. Wrócił strzelający na boki wzrok nie pozwalający obrócić się skaldowi od przewidywanych zagrożeń. Prawdziwych lub nie.
Spojrzał na stopy jarla, wstrzymane w krokom ku skaldowi.
Zbliżył sie do niego sam o krok.
- Cóże uczynić chcesz za słowa prawdy? To co ja za czyny Volunda nad Engelsholm, za coś mnie od najgorszych wyklinał? - Frey patrzył Agvindurowi prosto w oczy. - Coś mi o naszym gniewie mówił, gdyś mnie wychowywał? - Jego wzrok wciąż strzelał ku Chlotchild.
Elin również chciała do Franki podejść ale widząc zwracającego się w ich stronę skalda zamarła wpatrując się w niego z napięciem.
- Freyvindzie… - Szepnęła przestraszona jego tak odmiennym zachowaniem. - Co się z tobą dzieje…
Gudrunn stanęła obok Freya nieco między nim a jarlem.
Agvindur oswobodził się z ujęcia volvy i podszedł do Freyvinda, krok za krokiem stawiając.
Oka z niego spuszczając.
Zgarnął go w silny uścisk ramion swych.
- Ty masz tu swoich ludzi. Ja muszę do swoich. - do ucha mu szeptał jakby nieswornemu dziecku, podczas gdy skald sam chwycił go w uścisk za ramiona - Nie martw się o mnie. Jeśli nam pisane, spotkamy się znowu. I wkrótce. - odsunał skalda na wyciągnięcie ramion - Pamiętaj, ty odpowiadasz za nich.
Freyvind przyciągnął go do siebie, siłą jaka Agvindura musiała zadziwić. Czoło swe o czoło jarla oparł.
- Zginiesz, ale ważne byś sam wybrał swą ścieżkę. Czyń co musisz. - Puścił go i odwrócił się by podejść do Franki.
Elin spojrzała na nich ze smutkiem i winą wymalowaną na twarzy. Została przy jarlu nie chcąc Freyowi przeszkadzać przy Chlo. Agvindur ruszył wartko ku koniom, pociągnąwszy Elin za sobą.
Sighvart, Einar i Anders co brudu z siebie nie zmył zwierzęta oporzadzali.
- Zajmij się nimi tutaj. Głowę miej otwartą i nie bój się rad udzielać. - mówił do dziewczyny prędko, gdy każda chwila była cenna - Ja zajmę się Twym stwórcą byś w strachu nocami nie chodziła. Wróć do Ribe cała. - odwrócił się od konia co go siodłał i musnął jej policzek kciukiem. Uśmiechnął się lekko co dziko by wyglądało gdyby nie jakaś czułość w spojrzeniu. - Bywaj. - na konia wskoczył.
- Wrócę… a Ty czekaj tam na mnie. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, który smutek miał zamaskować. - Niech Bogowie Cie chronią. - Pożegnała się. Ruszyli w noc. Czwórka jeźdźców co na ratunek osadzie pędzili. Tętent końskich kopyt cichł coraz bardziej, aż w końcu noc zamknęła ich w sobie.
- Niech droga powstaje na Twoje spotkanie
Niech wiatr Cię zawsze wspomaga od pleców
Niech księżyc łagodnie oświetla Twą twarz
Niech deszcz delikatnie zrasza Twoje pola
I dopóki nie spotkamy się znów
Niech Odyn wspiera Cię swym orężem
I tarczą…*
- Wyszeptała Elin do oddalającego się Agvindura.

Krzyk Franki nie ustawał...

__________________________________________________ _______
* Przeróbka własna tradycyjnego błogosławieństwa irlandzkiego
 
Blaithinn jest offline