Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-07-2016, 22:05   #61
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin, Agvindur


Agvindur mógł być zdziwiony, gdy zawsze nieśmiała Elin pocałowała go z tak rzadką u niej pewnością siebie przyciagając go do siebie jeszcze bliżej.
Nie miała jednak czasu by się nad niczym zastanowić, bo jarl w ramiona ją porwał i uniósł nad siebie. Teraz to ona trzymać się go musiała i pochylać w dół nad nim. Uścisku nie zwalniał, trzymając ją w swych mocarnych ramionach. Całował za to zachłannie. Jakby jakaś tama w nim pękła.
Czy to przyjemność, czy poczucie bezpieczeństwa płynące z bliskości Agvindura sprawiły, że Helleven znów usunęła się w cień, by zostawić Elin w tak kompletnie niespodziewanej dla niej sytuacji. Usta volvy zamarły na chwilę, by zaraz oddać pocałunek z jakąś dziką tęsknotą. Dłoń jej jednak powędrowała do policzka mężczyzny by pogłaskać go delikatnie i spróbować odchylić się lekko.
Nie chciał przerwać tego co się działo. Nie chciał stracić z jej ustami kontaktu. Powoli osunął ją wzdłuż swego jakby w marmurze ciosanego ciała wciąż całując. Dłonie wplótł we włosy dziewczyny i zacisnął dłoń z wolna na karku. Drugą ręką w pasie mocno trzymając przesuwał wargami od ust przez policzek po ucho i zagłębienie szyi by tę wędrówkę szybko powtórzyć z powrotem.
Poddała się z cichym westchnięciem, jej ręce znów splotły się na jego karku, by czasami tylko go muskać. Zapewne była to ich pierwsza i zaraz ostatnia taka chwila, więc Elin zamierzała ją wykorzystać. Na palcach stanęła, by twarz jego obsypać delikatnymi muśnięciami jej ust.
Mruknięciami cichymi potwierdzał odczuwaną przyjemność, twarz w zagłębieniu jej szyi chowając, delektując się delikatną chociaż pobrużdżoną po wczorajszych przeżyciach skórą. Naparł lekko na nią przyciągając jeszcze kilka milimetrów bliżej ku sobie.
- Elin… - szepnął wprost w jej ucho całując jego płatek, dłoń na podstawę pleców zsuwając.
Zadrżała cała, w kąciku jej oka pojawiła się pojedynczą łza ale ujęła jego twarz w swoje dłonie i oddała mu długi pocałunek, jakby pragnęła nacieszyć się nim na zapas.
- Agvindurze… - Wyszeptała mu w usta znów głaszcząc policzek, druga ręka powędrowała na plecy by skryć się pod włosami i błądzić wzdłuż kręgosłupa. - Nie zasługuję na Ciebie…
- Co rzeczesz? - jarl nie zdawał się podzielać jej zdania. Nie tu i nie teraz.
Kolejny żarliwy pocałunek i ponownie się odchyliła patrząc mu w oczy, w jej błękitnym ślepku czułość ogromna ze smutkiem się czaiła..
- Nie powiedziałam nic? - Wyszeptała zmartwiona. - Co widziałam? Nie powiedziałam?
- Mówiłaś jeno o swym stwórcy, że to od niego prezent. I że sługi Ci trzeba. - ujął jej twarz w dłonie i pocałunki lekkie zostawiał na policzkach, nosie, powiekach. - Coś widziała, Elin?
Usta volvy zadrżały.
- Pięć wilków w okolicach Ribe… - Wyszeptała wzrok i dłonie spuszczając. - A ich przywódca mówił, że Ribe zapłaci za to cośmy uczynili… - łza kolejna spłynęła. - Miałeś rację… Nie powinniśmy miasta ostawiać… Winnam Ci to od razu powiedzieć… Ona winna to zrobić… - Uniosła wzrok pełen akceptacji i smutku na niego w oczekiwaniu na wybuch.
- Pięć wilków? W Ribe? Teraz? - uchwycił ją nagle za ramiona i lekko potrząsnął. Niedawna bliskość ulotniła się niczym dym. - Jesteś pewna? - twarz jarla spięła się w nagłą maskę.
- Pięć… - Potwierdziła. - Być może już zaatakowali…
Oczy Agvindura pociemniały, szczęki zacisnęły aż skóra zbielała widocznie. Dłonie na ramionach wieszczki ścisnęły się kurczowo, gdy jarl walczył o zmysły z bestią.
- Freyvind!!! Sighvart!!! - ryknął wciąż wzroku strasznego od Elin nie odrywając - Gudrunn!!!
Nie zważał, że mieszkańcy spać mogą co poniektórzy. Hipnotyzował swym wzrokiem, wieszczkę.
- Pewnaś tego co mówisz, kobieto? - usta zaciął w kreskę.
- Jeślibym wizji pewna nie była, to pewnam co czarnowłosy rzekł. Zaatakują. Jeśli nie dziś, to wkrótce… - Nie próbowała się wyrwać, nawet strachu nie czuła. Rezygnacja i smutek były zbyt wielkie, by pozostawić miejsca na jakieś inne uczucia.
- Czarnowłosy? Jaki czarnowłosy? - Agvindur brwi zmarszczył i twarzyczkę Elin uniósł trzymając podbródek.
- Przywódca ich, wieszcz… ten co mnie w wizji widział.
- Mówiłaś z nim? - zdziwienie jarla było bezbrzeżne - Kiedy?
- Gdy brat Twój z Volundem do kamienia się dostać próbowali… Chwilę wcześniej tą wizję z wilkami miałam… Chciałam nakłonić go do zaniechania rajdu… Nie zdołałam… - Patrzyła mu ciągle w oczy, w jej spojrzeniu dostrzec mógł, że wszystko by oddała, żeby los odmienić.
- Czemuś wcześniej nic nie rzekła? - widać było, że jarl opanował się, bestia nie pełgała już tak blisko powierzchni - Czemuś narażała się tak? - lekki pocałunek był jak echo niedawnego uniesienia.



- Gdy zobaczyłam te wilki… Jeno o ratowaniu Ribe myślałam… - Zaskoczenie i nieznaczny błysk nadziei w błękitnych ślepku się pojawiły. - Nie wiem czemu nie mówiłam… Powinnam… ale… ale nie pamiętam… Od kiedy żeśmy chaty sprawdzili… Nie pamiętam…
Rozmowę jednak przerwały dwie rzeczy: okrzyki ofiary Freyvinda i Gudrunn składanej całkiem niedaleko. I widok nadchodzących ghouli.
 
Blaithinn jest offline  
Stary 24-07-2016, 19:42   #62
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Wszyscy

Bjarki i Anders wkroczyli do Jelling z minami nie dającymi ni poszlaki co do ich myśli i tego co widzieli, lecz nie byli sami. Sprowadzeni przez nich jednak sami nie kroczyli…
Ghoul Freyvinda raźno szedł, Chlo niosąc w ramionach. Dziewczyna opatulona była płaszczem sługi krwi, co już krwią własną zbroczyła. Z daleka nie widać było z jakich ran. Twarzyczka jej po nos prawie zakryta była materiałem i nieprzytomna tak, że wyglądała niewinnie prawie jak dziecię przez olbrzymiego jednookiego niesione.
Obok jednak Anders, całą drogę nie mogąć nieść, podobnież ciągnął na lnie nie opatulonego, a zaplątanego jedynie Pogrobca. Byli zmieniali się ghulem w trakcie drogi - Bjarki miał dość siły, by nieść umarłego miast po ziemi ciągnąć, ale droga była dostatecznie długa by zmęczyć każdego z nich po kilkakroć.
Pogrobiec…
Pogrobiec również wyglądał, jak gdyby w błogim śnie był pogrążony. Nagie ciało znaczyła na rozerwanej szyi nowa rana… lecz… nic ponadto
Nic poza posoką co całą twarz i pierś mu schlapałą i już zakrzepła, nie jego chyba, ciemna smolista i plugawa w woni… i nic poza stuporem.
Kilku z mężczyzn otaczających stosy co ich pierwej obaczyli zaczęło z wolna przyglądając im się iść w ich stronę, w końcu ktoś podbiegł, by pomóc przybyłemu do Jelling huscarlowi i godiemu.

Volva wzrok w stronę przybyłych zwróciła, by jej spojrzenie padło zaraz na ciągniętego Gangrela. Błękitne oko rozszerzyło się ze strachu ale kroku od jarla nie uczyniła. Ruszył żwawym krokiem w kierunku przybyłych trzymając w objęciach wieszczkę, która kroku mu dotrzymywała ciągle nie wierząc w to co się działo.
Skald z Gudrunn spojrzenia wymienił i wnet oboje wstali. Płaszcz swój flageaug dał by się okryła i zblizyli się ku nadchodzącym. Ściagany wręcz jakby dziwną moca ku Pogrobcowi wpierw sie skierował, wzroku od rany oderwać nie mogąc. Widząc, że berserker w letargu pogrążony omiótł wzrokiem ciało jego ciemną krwią schlapane i wzdrygnął się.
Volva przyklękła przy Pogrobcu i ruch uczyniła jakby dotknąć jego twarz pragnęła ale posoki widok zatrzymał ją w połowie gestu.
- Volund… - Wyszeptała drżącym głosem, by zaraz do pozostałych się zwrócić. - Woła dajcie, szybko!
- Dwa! - zgodził się z Elin skald. Za nimi poruszenie się rozpoczęło, gdy mieszkańcy po zwierzęta pobiegli. Wciąż patrzył na Pogrobca spryskanego splugawiona posoką. Odwrócił głowę patrząc pytającym wzrokiem na Bjarkiego i zbliżył się do niego. Jednooki wzroku nie odwracał, czekając na reakcję swego pana. Trwał z dziewczyną w ramionach.
Przeciągnął spojrzeniem po sylwetce Chlo skrytej pod płaszczem godiego, a wobec braku widocznych ran u niego, mokrego od jej krwi. Odchylił go spogladając na nia.
- Co się stało, na litość Frigg?!
Na pytanie Bjarkiemu zadane, nieprzytomna, nie mogła odpowiedzieć. Nie była rażona mieczem czy pazurami, nie miała śladów krwi ni ognia nawet… lecz ręce jej, jak gdyby po łokcie w gorejący ogień włożone i tak trzymane… niewiele zostało ze zmasakrowanych rączek Chlo, co jedną obrzękłą masą się zdawały, a miejscami odarte prawie do kości z mięsa były… nie odarte, a raczej, jakby ciało samo pod wpływem czegoś nienaturalnego uciekło, sprawiając, że bardzo krwawiła i słaba była. Może śmierci bliska.
Pogrobca stan był przynajmniej równie tajemniczy. Rana na jego szyi była potworna i niemal na pewno zadana od kłów wilka, lecz… widzieli już krtań jego rozerwaną wcześniej przez głód Oedgera. Wydawało się, że nie jest groźniejsza…
Posoka zaś plugawa… ewidentnie po szyi i piersi Volunda ciekła, jak gdyby ten z jakiejś potępionej istoty zdołał był pić. I pić, i pić, w sposób mogący wskazywać, że nie miała miejsca zwykła wymiana ciosów, że Pogrobiec zdołał na pewien czas to osiągnąć. Miało to sens, albowiem jak wszyscy afterganger, niewiele w nim zostało krwi po walce w Caernie… lecz… zdawał się nie mieć oporów by upoić się tym, co na pierwszy rzut oka nie mogło dać żywotnej mocy, o woni pachnącej samą śmiercią nie wspominając…
- Zmyć to z niego trzeba… - Odezwała się volva po uważnym przyjrzeniu się berserkerowi. Wstała i wzrokiem mieszkańców poszukała, unikając przy tym spojrzenia na Freyvinda i Gudrunn. - Wiadro i czystą szmatkę potrzebuję… Gdzie tu studnia?
Freyvind rozorał przegub wysunietymi kłami, odruchowo ku Volundowi krok postapił, ale wspomniał Gudrunn pod kamieniami.
Cofnął się.
Swój płyn zycia w usta Franki zaczął wlewać spogladając co i rusz to na Bjarkiego, to na Volunda i Elin nic nie rozumiejącym wzrokiem.
Volva z jakimś starszym mężczyzną po wodę szła, jeno jarla przepraszającym wzrokiem na chwilę obdarzając. Nie zatrzymywał jej w jej powinności. Wiedział, że jej rola w takich chwilach równie ważna, jak nie ważniejsza o jego. Skinął lekko głową na znak potwierdzenia tegoż.

Wróciła po chwili z wiadrem w jednej ręce i szmatką w drugiej. Przyklękła ponownie i maczając tkaninę w wodzie ostrożnie jakby z obrzydzeniem próbowała zmyć krew z Volunda.

Bjarki zaś zaczął:
- Trop do lasu prowadził, jako rzekłem. Potem z Andersem znaleźliśmy leże w ziemi, wokół niego mnóstwo śladów. Małych i dużych w jednym miejscu wydeptanych. Sztylecik Chlo leżał mimo.
Anders podjął:
- Potem tropy rozdzieliły się. Jeden w las poszedł wielkimi susami sadząc, jakby biegł, po drodze drzewka i krzaki połamane. Biegł nie patrząc dokąd. Kroki mniejsze niemalże po sznurku szły.
Grim dokończył:
- W caernieśmy ich znaleźli, leżących nieopodal siebie. Ani jedno ani drugie nie obudziło się mimo drogi trudnej… Nie wiem czy dziewka przeżyje…
Elin uniosła wzrok na Bjarkiego i ze smutkiem na Frankę pojrzała.
- On… mówił, że duch, który w Chlo siedzi groził mu, że pierwszy zginie… Być może dlatego za nim poszła… - Powiedziała i wróciła do powolnego zmywania krwi z Pogrobca.
Skald patrzył to na Bjarkiego, to na Frankę… to znów na Volunda i Elin.
- A być może natknęła się na niego, a on pomny tej obietnicy ducha, krzywdę chciał jej na uboczu uczynić i pozbyć się jej z okazji braku świadków korzystając. Ona zaś bronić się poczęła marnym sztylecikiem. - Nutki podejrzliwości i paranoi zasiane krwią pomiotu Fenrira dawały znac o sobie. - Tam nad jeziorem złego ducha w niej krześcijańskimi modłami wybudził. - Jego wzrok spoczął w końcu na Pogrobcu. - Jeżeli zatem coś się stało przy leżu, co doprowadziło do ponownego przebudzenia złego ducha, dzikiej gonitwy do Caernu i ich walki... - urwał. - Jeżeli on znów zbudził złego modłami do ukrzyżowanego i jego ojca… - skald nie dokończył.
Jego przysięgę znad jeziora daną Volundowi na własną krew, wszyscy poza Gudrunn pamiętali.
- Obiecał mi. - Volva w końcu spojrzała na skalda mając doskonały widok na jego nagie ciało. - Obiecał, że sam nic nie będzie robił. - Ponownie wzrok szybko na Gangrela spuściła nie mówiąc nic więcej jakby to wystarczyło. Wszak i ona związana była z nimi poprzez krew.
- A mi, że krześcijańskimi modły do sług mych zwracać się nie będzie. Biada mu, jeżeli którąś z tych obietnic złamał.
Gudrunn wstrzymała dalszy dyskurs:
- Frey, woły już podchodzą. Wybudzić go trzeba, albo zamknąć gdzieś jeśli ruszać mamy.

Agvindur mruknał:
- Podzielić się nam przyjdzie. Ribe w niebezpieczeństwie. Ja z Sighvartem ruszę i Andersem z powrotem. Ødgera tu zostawim i Volunda. Einara zabierzemy, by mieć kogo z wieściami puścić. - spojrzał na Freya.
- Jakim niebezpieczeństwie?
Elin na Agvindura spojrzała.
- A my? - Szeptem zapytała wskazując na skalda i siebie.
- Wilki podobno w stronę Ribe ruszyły. Piątka ich. Ich wódz nakazał pomstę. - odrzekł wychowankowi - Wy dokończcie tu co zaczęte i wracajcie do Ribe jak najszybciej. Jeśli będzie trzeba posłańca puszczę.
- Niemożliwe to. - Skald pokręcił głową. - Gdyby ich wódz miał jeszcze pięciu bekartów, to nie daliby uczynić tego, cośmy uczynili, a noga by z polany z nas nie uszła.
- Widziałam pięć wilków w okolicy Ribe… i rozmawiałam z ich przywódcą na polanie… - Spuściła wzrok. - Nawet jeśli nie pięcioro, to kto im ostał to ruszą i będą chcieli zniszczyć Ribe…. Albo już ruszyli. - Dokończyła szeptem zaciskając pięści.
- Nie zdążysz. W jednej nocy drogi nie pokonacie - po słowach Elin znów zwrócił się do Agvindura. - W dzień za ochronę jedynie Andersa i Einara mając… - Pokręcił głową. - Oni w wilczych postaciach chyżo bieżą po bezdrożach.
- Nie mogę siedzieć tu i nic nie robić gdy mi….
- Niech rusza, konno szybciej pójdzie na jutrzejszy wieczór będzie na miejscu - Gudrunn wtrąciła się, spoglądając na Lenartssona.
Volva wstała i do jarla podeszła.
- Uważajcie na siebie… - Na palcach stanęła i usta jego nieśmiało musnęła na pożegnanie. Przytulił jakby nowy odruch u siebie odkrywając. Już pocałunek miał oddać gdy głowę uniósł słowa Freya słysząc:
- Idź zatem. Miotaj się między Jelling a Ribe, bo gdy tam przybędziesz ich tam już nie będzie. I wystawiaj sie na śmierć z Sighvartem jeno z dwójką sług w ziemnym dole w dzień nocując. - Skald odwrócił się od jarla.
Agvindur usta zaciął i ruszył nieco ku skaldowi.
Gudrunn, stojąca przy ramieniu skalda blisko, gest dyskretny do jarla za plecami Freya wykonała. Lekko głową pokręciła, stopując jego krok.
To wszystko stało się jednak szybko nieważne, gdy napięte powietrze nocy przeszył przerażony krzyk Franki. Frey tylko raz słyszał ją tak krzyczącą. Dawno temu zdawać by się mogło. Oczy dziewczyny wpatrzone niemalże z obłędem przed siebie, poranione ramiona uniosła jakby się bronić przed zwidami swymi miała. Wierzgała dziko w mocnym uścisku Bjarkiego co jak do dziecka przemawiać zaczął.
- Szzzzz…. Bezpiecznaś…. Jesteś bezpieczna…. Szzzzzzz…
W pierwszej chwili skald uczynił ruch jakby chciał podskoczyć ku Chlotchild, lecz zaakcentowało się to jedynie spięciem i niespełnioną sugestia ruchu. Odwrócił się do Agvindura, wyczuwając jego ruch i nastrój.
Błogosławieństwo Freyi obdarzające go chwilowym spokojem po pełnym pasji i emocji spełnieniu odchodziło. Wracał silny jak ramiona Jotunów gniew, wracały szepty w głowie będące myślami Freya, lecz podszeptujące setki paranoicznych scenariuszy zachowań wszystkich wokół niego. Wrócił strzelający na boki wzrok nie pozwalający obrócić się skaldowi od przewidywanych zagrożeń. Prawdziwych lub nie.
Spojrzał na stopy jarla, wstrzymane w krokom ku skaldowi.
Zbliżył sie do niego sam o krok.
- Cóże uczynić chcesz za słowa prawdy? To co ja za czyny Volunda nad Engelsholm, za coś mnie od najgorszych wyklinał? - Frey patrzył Agvindurowi prosto w oczy. - Coś mi o naszym gniewie mówił, gdyś mnie wychowywał? - Jego wzrok wciąż strzelał ku Chlotchild.
Elin również chciała do Franki podejść ale widząc zwracającego się w ich stronę skalda zamarła wpatrując się w niego z napięciem.
- Freyvindzie… - Szepnęła przestraszona jego tak odmiennym zachowaniem. - Co się z tobą dzieje…
Gudrunn stanęła obok Freya nieco między nim a jarlem.
Agvindur oswobodził się z ujęcia volvy i podszedł do Freyvinda, krok za krokiem stawiając.
Oka z niego spuszczając.
Zgarnął go w silny uścisk ramion swych.
- Ty masz tu swoich ludzi. Ja muszę do swoich. - do ucha mu szeptał jakby nieswornemu dziecku, podczas gdy skald sam chwycił go w uścisk za ramiona - Nie martw się o mnie. Jeśli nam pisane, spotkamy się znowu. I wkrótce. - odsunał skalda na wyciągnięcie ramion - Pamiętaj, ty odpowiadasz za nich.
Freyvind przyciągnął go do siebie, siłą jaka Agvindura musiała zadziwić. Czoło swe o czoło jarla oparł.
- Zginiesz, ale ważne byś sam wybrał swą ścieżkę. Czyń co musisz. - Puścił go i odwrócił się by podejść do Franki.
Elin spojrzała na nich ze smutkiem i winą wymalowaną na twarzy. Została przy jarlu nie chcąc Freyowi przeszkadzać przy Chlo. Agvindur ruszył wartko ku koniom, pociągnąwszy Elin za sobą.
Sighvart, Einar i Anders co brudu z siebie nie zmył zwierzęta oporzadzali.
- Zajmij się nimi tutaj. Głowę miej otwartą i nie bój się rad udzielać. - mówił do dziewczyny prędko, gdy każda chwila była cenna - Ja zajmę się Twym stwórcą byś w strachu nocami nie chodziła. Wróć do Ribe cała. - odwrócił się od konia co go siodłał i musnął jej policzek kciukiem. Uśmiechnął się lekko co dziko by wyglądało gdyby nie jakaś czułość w spojrzeniu. - Bywaj. - na konia wskoczył.
- Wrócę… a Ty czekaj tam na mnie. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, który smutek miał zamaskować. - Niech Bogowie Cie chronią. - Pożegnała się. Ruszyli w noc. Czwórka jeźdźców co na ratunek osadzie pędzili. Tętent końskich kopyt cichł coraz bardziej, aż w końcu noc zamknęła ich w sobie.
- Niech droga powstaje na Twoje spotkanie
Niech wiatr Cię zawsze wspomaga od pleców
Niech księżyc łagodnie oświetla Twą twarz
Niech deszcz delikatnie zrasza Twoje pola
I dopóki nie spotkamy się znów
Niech Odyn wspiera Cię swym orężem
I tarczą…*
- Wyszeptała Elin do oddalającego się Agvindura.

Krzyk Franki nie ustawał...

__________________________________________________ _______
* Przeróbka własna tradycyjnego błogosławieństwa irlandzkiego
 
Blaithinn jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:23   #63
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Halla
Gdy skald zbliżył się do Chlotchild leżącej na zabrudzonej krwia mieszaninie śniegu i błota, zerknął na Grima, jaki utulał ją i uspokajał.
- Chlo, bezpiecznaś. Nic Ci nie grozi… - powiedział miekkim głosem w którym jednak tańczyła złość. - Uspokój się i rzecz co się stało… - delikatnym ruchem policzek jej pogładził by choć krzyczeć przestała.
Bjarki jeno głową pokręcił.
- Nie słyszy tego. Trzeba jej ziół zaparzyć by uspokojenie duchowi jej dać i by zasnęła. - rzekł spoglądając na skalda. - Do wyprawy się nie nadaje.
Pożegnawszy się z Agvindurem Elin ostrożnie podeszła do dwóch mężczyzn przy France będących.
- Zostały mi jeszcze zioła, które dla wojów szykowałam… - Odezwała się cicho słysząc co Grim mówił. - Ale może czegoś innego spróbuję… - Przyklękła przy dziewczynie i spojrzała na Freya. - Mogę?
- Cóż chcesz uczynić? - Frey spojrzał na Elin ostroznie i nieufnie. Czując więź z Volundem dałby wiele, by nie okazało się to, co podejrzewał. Volva również z Pogrobcem związana mogła chcieć wyeliminować problem, który mógłby eksplodować, jakby Chlo opowiedziała co się stało. - Potrafisz ja do zmysłów przywrócić?
- Mogę spróbować dowiedzieć się co widzi i czuje… - Wzdrygnęła się lekko. - Będziemy mogli wtedy być może lepiej zadziałać. - W oku volvy nie było tego samego niezmąconego spokoju, co przy ich poprzedniej rozmowie. Znów głęboki smutek i poczucie winy w nim dominowały.
Skald spojrzał bystro to na volvę to na miejsce gdzie jarl zniknął za lasem.
- Agvindur wielce ryzykuje, wiesz o tym? - zmienił temat w jakims szalonym kluczu. Od powrotu z polany to definitywnie nie był ten sam skald.
Zagryzła wargi spuszczając wzrok.
- Wiem… - Odparła jeno. - Skupmy się teraz na Chlo, im dłużej to trwa tym bardziej ją męczy.
Pokiwał głową.
- Przyrzeknij mi, na Agvindura, że starania swe w przywróceniu do zmysłów zamkniesz i powiesz wszystko co ujrzysz.
Spojrzała zdziwiona na niego i kiwnęła zrezygnowana głową. Najwyraźniej jej krew już zaczynała działać.
- Przyrzekam na Agvindura, że powiem wszystko co ujrzę i będę się starać przywrócić Chlo do zmysłów. I nie uczynię jej krzywdy z rozmysłem…
- Dziękuję Ci - szepnął. Z napięciem wpatrywał się to we Frankę to w Elin, czekając.
Delikatnie położyła dłoń swoją na czole Chlo i przymknęła oczy.
Potworny zarys wielkiej, częściowo owłosionej postaci, ni to ludzkiej, ni to wilczej. Kły, paszcza co się rozciągała ponad miarę, ryk przekropny, puste oczodoły i dłonie widzące. Spaczenie, obrzydzenie, ból.
Spirala przerażenia, bólu jednak nie tylko swojego, wypluły Elin ze wspomnień Franki pozostawiając w niej jakąś wyrwę.
Volva odskoczyła od ciała Chlo i klapnęła na błoto obok z kompletnym przerażeniem i bólem w oczach.
- Nie… Nie… - Kręciła głową próbując otrząsnąć się z tego co ujrzała i czuła ale to nie mijało. Ból zamykał ją w sobie, spaczenie otaczało, oczy na rękach wpatrywały się w nią uważnie. - Nie… - Objęła się ramionami i zaczeła kiwać. Skald ku niej podskoczył i obejmując uścisnął aby dać jej oparcie i poczucie, że jest tu i teraz, a obok ma oparcie. Jej reakcja jednak nie wskazywała na poprawę. Tyle dobrego, że Elin nieobecna i pogrążona w niebycie się zdawała, zamiast wrzeszczeć z przerażenia jak Chlotchild.
- Zadbaj,by go napojono krwią - rzucił do Gudrunn wskazując głową to Volunda, to przyprowadzone zwierzeta. Wziął przy tym volvę na ręce. - Bjarki, weź Chlo.
Nie czekając na odzew ruszył do halli Gudrunn.

Na miejscu złozył volvę obok pogrążonego w letargu Odgera, czekał az dołączy donich Bjarki, uwaznie przy tym obserwując zachowanie Franki.

Dwie kobiety podeszły wraz z Jednookim, by ranną dziewczyną się zająć. A i mężczyźnie strawę podać i miodu. Jedna z nich zioła parzyć zaczęła, druga gorącą wodę do Chlo przysunęła by ją obmyć. Nad zmasakrowanymi rękoma dziewczyny szeptać poczęły by po chwili płótna, maści, zioła wszelakie zacząć ustawiać obok niej.
Gudrunn w między czasie ludzi przyzwała. Ci, co z wołów krwi nie toczyli, przenieśli Volunda do halli. Tam Gangrelka obmywanie wampira kontynuowała aż cebrzyk czernią zafarbił. Nowy jej doniesiono wraz z krwią, którą poić Volunda z wolna poczęła.
Gangrelka delikatnie przechyliła cebrzyk nad lekko rozwartymi ustami, wlewając całą zawartość i po jeszcze jeden sięgnęła. I kolejny. I kolejny z krwi wołu ubitego. Mniej żywotna niż ludzka jucha mogłaby przebudzić wampira, gdyby nie stan jego i torpor. Wilczyca z Jelling spokojnie kontynuowała preceder aż
Pogrobiec podniósł się raptownie do pozycji siedzącej, cebrzyk jej z dłoni wybiwszy, z oczyma szeroko rozwartymi lecz źrenicami wąskimi, jak gdyby na śmierć walczył, usta rozchyliły mu isę w niemym jęku cierpienia, ulgi, nie wiadomo czego jeszcze, oczy zaszły szkarłatem by w ciemności widzieć i powiodły ślepo całkiem po pomieszczeniu a spazm przesedł całą silną sylwetką tak, że gdyby był na jakowymś blacie leżał, spadłby niechybnie.
- Freyvind! - ponaglający głos Gudrunn zwracał uwagę.
- Volund, słyszysz mnie? Całyś, bezpiecznyś, w Jelling jesteś. - troska Gangrelki miała swe granice. Ich ród nie słynał z czułości. Czarką z krwią przesunęła w okolicach nosa wampira, czekając by sam sięgnął za wonią.
Doskakując do Pogrobca w oczach skald wciąż miał to samo co przez prawie cały dzisiejszy wieczór.
- Mówić możesz? - warknął do Volunda patrząc w jego nieprzytomny wzrok.
Volund mógł wyglądać nieludzko z czerwienią ziejącą ze spojrzenia i w ciszy, bez odgłosu ukazał ni Gudrunn ni Freyvindowi, a komuś kogo zapewne widział jeszcze przed zapadnięciem w stupor kły swe - nawet nie schowane przed półśmiercią, jedynie ustami przesłonięte, całe w czarnej posoce. Na zapach krwi spokojnie powiódł twarzą, delikatnie podążając nosem za czarą. W końcu zamknął oczy, jak gdyby połykając szaleństwo, dłonią podparł misę przez Gudrunn trzymaną by delikatnie nachylić ku swym ustom, kły zniknęły. Po kilku łykach cebrzyk równie delikatnie odsunął, wyglądając teraz dziwnie, z wyrazem twarzy prawie jak by jakowyś dostojnik chrześcijan z Hedeby godność sobie wrócić próbował.
- Dziękuję ci. - wyszeptał, otwierając oczy na Gangrelkę. Ręce jego, dłoniami o podłoże oparte drżały jak gdyby śmiertelny wyziębiony został, nogi podobnie. Wzrokiem spostrzegł dopiero Freyvinda.
- Tak. - odparł mu, w zamyśle, przypomniawszy sobie jego pytanie i wstawać począł.
Wspomnienie czegoś strasznego ku czemu sięgnęła volva, czarna posoka, spalone rece. Słowa Bjarkiego i Andersa, słowa Elin.
- Mówiłeś ku niej - wskazał Frankę - modły do ukrzyżowanego i ojca jego?
- Nie składałem modłów do ukrzyżowanego nawet poprzednim razem. Nie da się modlić do bogów, których nie ma. - skwitował Volund teraz dopiero wzrok podnosząc na Freyvinda - Jeżeli kiedykolwiek, jak mi uprzednio zarzuciłeś, modły bym z serca składał do nich, mam nadzieję, że żywot mój zawczasu zakończysz. Lecz - wściekłość zagrała w oczach Pogrobca - Jeszcze mi rzeknij, że modły, jako ty z sercem składasz do Odyna, ja do ukrzyżowanego czyniłem… raz na to zezwalam, raz który już był. - Pogrobiec przeniósł wzrok na Chlo, zerkając na jej dłonie.
- Zabiliście to?
Skald zbliżył twarz do jego twarzy, ale wspominając co Volund uczynił nad Engelsholm spięty był i na dłonie jego krótkimi spojrzeniami rzucał:
- Czy. Słowami. Południa. Tekst. Modłów. Do. Niej. Wymawiałeś? - wycedził albo jeszcze on, albo juz bestia. - Na honor. Twój. Mów!
- Nie. - odparł spokojnie Pogrobiec - Lecz demon wkrótce zajmie miejsce twej oblubienicy, jeśli nic nie zostanie uczynione.
Gudrunn wyprostowała się na słowa o demonie:
- Jaki demon? - głos miała twardy - Demon w mojej halli? - spoglądała to na Freya to na Volunda.
- Tak, we France odkąd pamiętam drzemie. Władzę nad nią objął, w lesie mię odnalazł… - wzrok Volunda na dziewczynę przeszedł - Czerwony lęk samymi słowy wywołał. I… coś… w lesie oswobodził. - z jak gdyby wstydem w głosie, Pogrobiec sięgnął na oślep palcami ku trzymanej przez Gudrunn chuście, co plugawą krew zeń zmywała.
- Demon w dziewczynie? Ścigał Ciebie w lesie? - mina Gudrunn więcej nic zaskoczenie wykazywała - I znalazł? I gdzie w lesie? - oczyma strzeliła w stronę opatrywanej branki.
Volva ze swego miejsca przytomniej po otoczeniu pojrzała. Wzrok jej skoncentrował się na jej braciach krwi i powoli ze skrzyni wyszła.
- Volund… - Szepnęła podchodząc bliżej i berserkowi się przyglądając, po chwili jednak ostatnie jego słowa przypomniała sobie i wzrok spuściła. - Dobrze, żeś się ocknął.
Wzrok Pogrobca ku wieszczce powędrował, gdy Gudrunn odpowiadał.
- W sercu Caernu. - i wymijając wszystkich, ze wzrokiem skupionym na Elin wyminął dwójkę wampirów, by do volvy podejść.
- Nie ma więcej czasu. Albo zdołamy jej pomóc teraz… może gdy tylko nieco sił odzyska… albo nie będzie kolejnej okazji.
Volva brew zmarszczyła i uważnie Freyowi się przyjrzała spodziewając się z jego strony kłopotów.
Nie myliła się. Freyvind ryknął z taką złością i z takim kryjącym się w tym szale, jakby ściany miał głosem swym burzyć. Pogrobiec zwrócił się natychmiast ku bratu krwi, prawie podskoczywszy zaskoczony, oczy nań i wyłącznie nań kierując o krok się cofnął, nie spuszczając spojrzenia z nieobliczalnego skalda z wyraźnym lękiem czy nie przyjdzie walczyć za chwilę. Gudrunn takoż się nieco cofnęła zaskoczona wybuchem skalda.
- Złotousty… - zaczęła dla odmiany spokojnie.
Ryk nie mijał, jedynie zmienił sie w artykułowane przy akompaniamencie wsciekłości słowa:
- DWA. LATA. Z NIĄ. PO. DANII. CHODZĘ! NIJAKI. DEMON. NIJAKIE. ZŁO. NIM. TYŚ - zwrócił się do Volunda zbliżając swą twarz do niego. Furia w oczach zdawała się eksplodować, rysy twarzy przypominały zwierzęcą maske. - CZEGOŚ. W NIEJ. NIE. WZBUDZIŁ. LUB. CZYMŚ. NAZNACZYŁ!!!
Pomimo bliskości skalda, a może przez nią, jasnym było, że Pogrobiec chce za wszelką cenę uniknąć konfliktu ze swym bratem krwi. Oczyma przez sekundę jedynie rzucając, nim Frey nawet mówić przestał, rzucił ku Elin… rzucił ku reszcie zebranych, licząc, że ktoś może kto ewidentnie ocalił go widział i rzeczy jego słowom wtórujące.
Gudrunn wystąpiła wbijając się między ich dwójkę:
- W mojej halli jesteś. - rzekła do skalda - I w mej halli słyszałeś relację swego sługi - na Bjarkiego wskazała. - Jego świadectwo i Andersowe wskazało na ślady. Po cóż do caernu miałby dziewke wieść? Gdyby chciał jej krzywdy mógł w lesie porzucić. Nigdybyś jej nie znalazł. Cały brudny i bez ducha też przywleczon został.
W dłonie twarz skalda ujęła, lodowym spojrzeniem chłodząc jego zapalczywość:
- Na co miały jedynie dłonie jej ranić? I czemu ona i volva co ją badała obie w ten sam stan wpadły?
Głos Gangrelki do szeptu się obniżył:
- Jak ktoś może demony w kimś innym wzbudzić, Złotousty. Znasz takich mocarzy? - nie pozwalała mu wzroku odwrócić - Znasz takie pieśni?
- Widziałam bestię niczym z najgłębszych czeluści Nilfheimu przywołaną. Plugawą jak nic co jeszczem nie widziała i czuła… Twój brat krwi z tym walczył i słuzkę Ci ocalił. - Głos Wiedzącej był spokojny, jednakże posłuchu wymagał. Przemawiała ta co Widziała i ta co z Bogami mówiła. Zaprzeczenie jej równało się rozłoszczeniu samych Asów i Vanów. Przymknęła oczy na chwilę przypominając sobie tęczę barw jaką u berserkera widziała przy ich pierwszym spotkaniu. - Demona u Volunda nie było, gdy przybył do Ribe, nie mógł więc przenieść się z niego na Chlothild. - Głos jej stwardniał. - To nie wina brata krwi Twego. - Rzekła i z namysłem w Volunda się wpatrzyła, by wyczuć mieszaninę emocji w nim kłębiących. Powierzchowny strach przed Freyvindem, choć z drugiej strony pewność, że w walce ze skaldem wygra, pomimo że nie chciałby, by do niej doszło. Przebłysk troski kierowanej w stronę Chlo. Strach przed demonem i...brutalność jakowąś, która niknęła niczym zsuwająca się skóra z węża. - I demona dalej u niego nie widzę. - Dodała po chwili.
Gdy volva przemawiała, Pogrobiec milcząco przypatrywał jej się wzrokiem niepewnym, ze względu na sytuację. Lecz milczał, jakoby wciąż bojąc się, że agresję brata krwi swego sprowokuje. Lecz coś jeszcze Elin ujrzała, głęboko, głęboko w czarnych źrenicach jak lustra duszy nieskazitelnego pomimo walk oblicza.
Strach. Jakiego nigdy u niego względem aftergangera żadnego wcześniej nie widziała.
Przed nią. Przez mgnienie oka Pogrobcu mogło się zdać, iż smutek dostrzegł w błękicie jej spojrzenia lecz zaraz to minęło i wzrok jej podążył znów ku skaldowi.
Szacunek przed volvą Freyvind miał nie tylko ze wzgledu na to, że widzące przeznaczenie tkane przez Norny, a czasem wolę bogów objawiały. Miał po jej poświęceniu w Ribe. Ale po dzisiejszym wieczorze i rozmowie, gdy przysiadła przy jego skrzyni stracił poczucie jakby kierowana głosami Norn czy Asgardu była.
- Tako rzeczesz?! - rzucił z wściekłością, choc nie taką jak przed chwila. Gesty Gudrunn i spokojne tony, a nader spokojna postawa Volunda uspokoiły go nieco. Choć i tak był w stanie w jakim zwykle niewiele ludzi mogło go widzieć. - Takoś ujrzała? Jak Szarooką nad Sigrunn wyjącą?!
Elin zmilczała nie uznając za słuszne tłumaczyć się z czegokolwiek, jeno spokojnie wpatrywała się w Lenartssona.
Zwrócił sie do Gudrunn:
- Nie o tym mówię co dziś zaszło!!! Wczorajszej nocy Volund modlitwą do ukrzyzowanego do Franki przemówił coś w niej wzbudzając. Nie wiem czy są tacy mocarze, nie znam się na demonach. Nie wiem nawet czy to demon jakowyś, czy zły duch. On rzekł, że wie co o tym, tedy się zna!!! - wściekłym ruchem wskazał Volunda jakiego odgradzała od niego gangrelka. - Tyś za to odpowiedzialny!!- spiął się jakby chciał się na Pogrobca rzucić, lecz wstrzymał się czy to walcząc ze soba, czy pod uspokajającym dotykiem Gudrunn.
- Nawet jeśli odpowiedzialny, to ratować chce. Chcesz ją ratować? To uratujemy. - lodowy wzrok wwiercał się w złość Freyvinda. - A on pomoże. Wrogów tu nie masz, Złotousty. A we mnie sprzymierzeńca, jako i Agvindur. I Twoja kompania.
W między czasie krzyki Chlo ustały z wolna. Dziewczyna zdawała się zapadać w sen, gdy kobiety opatrywały jej przedramiona.
- Skoro się znam. - w dobranej pauzie wtrącił sam zainteresowany - Czy kto jest gotów wysłuchać, co wiem, co widziałem, i co prawdą jest…?
- Zanim powiesz. To jako, ze tyś to zbudził… ty to przegnasz. Uwolnisz ją od tego coś w niej na wierzch wyciągnął, lub skryjesz jako przed Twymi słowy skryte było. Krzywdy jej nie czyniąc. Chcę nato Twej przysięgi - szał mijał, w głosie skalda znać jeszcze było wściekłość, lecz mniejsza. Ale i zdecydowanie.
- Nie myśl, że złego ducha wyciąganie, to spacerek po ukwiecionej łące, Freyvindzie. Demon może ból u Chlo wywoływać, byle tylko ostawić ją w spokoju. - Ostrzegła volva.

Volund zaś przez chwilę mierzył brata krwi wzrokiem nieodgadnionym.
- Doprawdyż. - mówił bardzo, bardzo powoli - Dość mocy w twych oczach słowa, które modłami nie są, by wybudzić to, co nigdy nie śpi… lecz jak rana ropiejąca życie i osobowość z silnymi emocjami z twej oblubienicy czerpie? Jakoż sam wyznał - Pogrobiec prawie syknął, zniechęcony i zirytowany bardziej, aniżeli gniewny - Coś, o czym sam pojęcia nie masz?
- Walczyłm i stuporem przypłacił ochronę Franki Twej, demon co zaś w niej mówił z wiedzą od lat się ciągnącą… i mnie nie jedynemu a pierwszemu śmierć przyrzekł. Walczyłem u twego boku w Caernu sercu również, lecz dla ciebie jestem Odyn wie jeden czym. Z przypadku, który tylko on mógł chyba zainscenizować by łaskę ci okazać i szansę dać twej brance odkryłem słowami, za które lżysz mię i ubić pragnąłeś, że coś od czasu nieznanego na niej się karmi... chyba, że w Ribe Agvindur demona wybudził o kościołach wieścią? - choć Pogrobiec zadał pytanie retorycznie i powoli, robił to z takim naciskiem by przyciągać uwagę na wszystko co miało dotychczas miejsce.
- I teraz na mą pomoc, i moją drugi raz pomocy chęć oczekujesz, czego? Że mam ci się z czegokolwiek tłumaczyć? Że moim słowem, dawanym za przyjaźń lub szacunek podetrzeć się możesz, cokolwiek na mię wymusić, zastraszyć jak Agvindur sam nie zdołał?
Źrenice Pogrobca stały się bardzo wąskie, lecz postawę i głos miał spokojne, nawet jeśli wciąż bólem jakimś, w Caernie doznanym, przejęte, od czasu sylaba mu uskoczyła, od czasu dreszcz jakowyś ciało przebiegał, lecz zdecydowany był emanować spokojem, pomimo słów niespokojnych.
- Moje nadzieje w tobie wielkie, lecz niczego ci żem nie przysięgał, niczegom ci nie winien. Skoro tak chcesz, dobrze, będę milczał… jako czyniłem dwa lata u Szalonego Jarla. - i z tymi słowy spokojnie, jedno tylko spojrzenie jakoby przepraszające rzucając wpierw Elin, potem Gudrunn… nawet Bjarkiemu gdy dostrzegł jego troskę o dziewczynę. Upewnił się chwilę, czy Freyvind by chciał mu drogę i obrócił się już, gotów opuścić chatę.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 25-07-2016 o 15:26.
-2- jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:28   #64
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Volund nie mylił się w przewidywaniach.
Skald drogę mu jednak zastąpił.
- Twe słowo, żeś nie Ty naznaczył ją złym i w to wierzę - wycedził. - Tak tedy twe słowo, że od dawna w niej to siedziało, też na wiarę przyjąć muszę bo w tym się nie rozeznaję, a Ty wołasz się w sprawach tych uczonym. Twe słowo, że chronić ją chciałeś, miast zabić tam w lesie, Elin widząca to samo rzecze… jakże mi zatem i w to nie wierzyć. - Nut szyderstwa w jego głosie tu już nie było jak przy poprzednim nawiązaniu do wieszczb, lecz kto z twarzy jego umiałby co wyczytać, wiedziałby, że te słowa nieszczere z ust wyszły i Frey tu pewności w słowa Volunda i Elin nie pokłada.
- W Ribe jej przerażenie i krzyki stąd się wzięły, że wspomniała klasztor w Kraju Franków gdzie czynili jej takie rzeczy, że nocy by nie starczyło aby opowiedzieć, a i co mniej odpornych z halli przegnać, by obrazy te w snach do nich nie wróciły. Za to jeno, że córką jakiegoś ich księcia będącą Ukrzyżowanemu się nie kłaniała. A w słowach Agvindura groźba była, że i tu w Danii się rozplenią jak chwasty. Dziwiłbym się raczej, gdyby z krzykiem nie uciekła. Ona, nie zły. Bo on złością nie strachem na krześcijan reaguje coś nad Engelsholm zauważył. Tedy nie w Ribe przebudzone zostało co w niej siedzi.
Skald spojrzał Pogrobcowi w oczy.
- Jako rzekłem, dwa lata jest ona przy mnie i ni razu nawet znać nie było, że coś w niej drzemie. Jeżeli jako rzeczesz jakiś zły duch w niej zapadł, to Tyś go wybudził nad Engelsholm. Prawdy nie zakryjesz szlachetną mową o braterstwie miecza zawartym na wilczej polanie. Braterstwie, za które więcej Cię kocham i poważam niźli przez braterstwo krwi nad Engelsholm zawarte. Rzeknij mi teraz czy konsekwencje tego na się weźmiesz i naprawić to zechcesz, czy zło wyrządzone za sobą ostawisz na innych głowy to spędzając?

Odsunął się wolną drogę ku wyjściu z halli Pogrobcowi czyniąc, spokojniej już mówił, lecz mięśnie na szyi mu mocno grały.
- A przysięgi chcę nie ku wierności czy powinności. Przysięgi chcę po temu, że jeżeli na barki swe to weźmiesz, to nie sięgniesz po uczynienie krzywdy tej, w której zły duch sie zalągł. Bo to najprostsze. - Zerknął ku France. - Gdy mus z gorącego parzącego glinianego dzbana co wylać, prościej roztrzaskac go, miast opróżnić go może parząc sobie przy tym dłonie. Sam rzeknij, złe co sie w niej zalęgło przejmie się jej smiercią? Czy za nic to mieć będzie? Paru krześcijan gdy się dowie o jej śmierci radością celebre rozpocznie. Ja stracę wierną służkę, przyjaciółkę. Ty niewinną krew na rękach mieć będziesz.
Z powrotem spojrzał na berserkera.
- Jeżeli zdecydujesz się naprawić to coś uczynił gdyś nad Engelsholm uśpione obudził, pomogę jak tylko mogę. Ale tego słowa od Ciebie wymagam, zanim pozwolę Ci się choćby do niej zbliżyć.
Gudrunn blisko dwójki się trzymała do Freya się odwróciła:
- Nim jakiekolwiek przysięgi tu padną w odpowiedzi na oskarżenia… Frey, słowo? - Spojrzała na skalda z obliczem co niczego nie wyrażało.

Skald uprzednio już z drogi Pogrobcowi się usunął, więc skinął tylko głową Flageaug i odstąpił wskazując tym, że nie upiera się przy chybkiej natychmiastowej odpowiedzi berserkera. Poczynił kilka kroków z gospodynią halli ku jednej ze ścian Langhusu.
Gudrunn blisko się przysunęła i cichym głosem rzekła:
- Złotousty, zapomniałeś o jedno spytać. Volund pytał, czy zabiliśmy to. Co to jest TO? W naszej wyprawie trzeba to wziąć pod rozwagę. Bardziej się na spotkanie tego trzeba przygotować. Dziewką zająć się można później. Dwie kobiety do niej wyznaczę i chatę jedną zwolnię. Ale… - zawahała się i głową pokręciła - ... ale i Tyś inny, niespokojny. - Jasne spojrzenie omiotło twarz skalda. - Ruszmy wpierw, potem służącą się zajmiesz. Dobrze?
- Nigdym jeszcze takiego gniewu nie czuł jak dziś -
Skald drżał lekko na całym ciele, odchodząc od stanu w jakim był niewiele wcześniej. Gdy szalony ryk z siebie wydał, a ku Volundowi skoczył chcąc z miejsca mordować. - Jakoby nie bestia wyrwać się na wierzch chciała, ale ja sam nią był. - Spojrzał na nią z lekką bezradnością i iskierkami strachu w oczach.
- Wiem, że nie czas teraz na Chlotchild, wiem że ruszać nam trzeba by nocy nie mitrężyć. Wiem też, że z czymkolwiek Pogrobiec walczył na uwadze nam mieć trzeba. Jeżeli dumą uniesiony nie odejdzie jak zamierzał, wypytać i o to się go będzie trzeba.

Gudrunn za przedramię Freya chwyciła.
- Bestią nie jesteś, może mocniejsza się odzywać po krwi Jotunów od Twego stwórcy. Musisz o tem pamiętać. Jeśli zobaczę, że rady nie dajesz, mam wkroczyć i pomóc? - spytała wprost.
Skald skrzywił się jedynie w jakimś grymasie, nie odpowiedział od razu.

Elin tymczasem do Chlo leżącej podeszła.
- Jak z nią? - spytała cicho kobiet. Maska wieszczki zniknęła pozostawiając zatroskaną dziewczynę. Siwiejąca kobieta o ciepłych brązowych oczach na nią spojrzała.
- Śpi. W końcu w sen zapadła. Rany… - wzruszyła lekko ramionami bezradnie. - … czasu trzeba, ale jeśli przeżyje - powtórzyła - czasu trzeba i spokoju. Rąk… może nie móc używać. - wskazała na opatrzone, obłożone ziołami pozostałości dłoni Franki. - Wasze krzyki nie pomagają. Przenieść ją nam trzeba.
Volva zagryzła wargi i kiwnęła lekko głową.
- Dziękuję. Porozmawiam z nim… - Westchnęła cicho i skinąwszy głową kobietom za Freyem się rozejrzała. Zauważyła go pod ścianą jak z gospodynią halli rozmawiał, która zdawać się mogło uspokajający wpływ na niego miała tego wieczoru.

- Tak - Skald odpowiedział wreszcie Gudrunn. Niechętnie po dłuższej chwili milczenia. - Nie wiem, czy dziesiątą część tego com dziś powiedziałbym Elin i Volundowi, gdyby… nie wiem co ze mną. Ostrzegałaś by daru Eyjolfa na raz nie pić. - Znów zadygotał gniewem na wężową myśl jaka znów się wkradła, że stwórca mógł to zrobić specjalnie. Na powrót wściekłość zabłysła mu płomieniem w oczach pozostawiając z tyłu Freyvinda uspokojonego przez chwilę spokojnymi słowy Pogrobca i niejaką troską Gudrunn.
- Jezeli Volund nie pójdzie z nami, nie przysięgnie, że nic jej nie uczyni, a po powrocie… - Spojrzał znacząco na Franke. - Ubiję go, wiesz o tym.
Gudrunn dłoń na ustach mu położyła.
- Zanim w szale co Cię kontroluje rzucisz obietnicę, pamiętaj o tym co najważniejsze. Dokończyć siedzibę wilków jako Freyi przysiągliśmy i zająć się Chlotchild. - Przesunęła dłoń chropawą lekko na czoło skalda.
- Myśli masz mroczne bo gniew aż wylewa się z Ciebie jak ognista lawa z kuźni Surtra. Jeśli teraz słowu Volunda nie wierzysz, niech nas poprowadzi i pokaże z czym przyszło mu walczyć. Od czego brankę Twą uratował. Wtedy będziesz mieć dowód co może i Bestię Twą przekona. - Lodowooka patrzyła skrzącym spojrzeniem na wampira. - Teraz jeno obaj do oczu skaczecie, słowa na wagę rzucając. Dziewce to nie pomaga. A wiem, że to masz na sercu najmocniej.

Volva podeszła do nich.
- Chlo śpi, spokoju teraz potrzebuje, dobrze byłoby ją gdzieś przenieść - powiedziała spokojnie.
Jedynie powolnym skinięciem skald skinął głową na słowa volvy. Przyglądał jej się przez chwilę, wzrok jego wnet znów ku Volundowi uciekł. Aftergangerka ruszyła zatem również ku wyjściu z chaty nie zamierzając najwyraźniej dłużej ze skaldem rozmawiać. Pogrobiec zaś spokojnie stał przy wyjściu, wzrokiem przez całą chatę Freyvinda z Gudrunn mówiącego mierząc i cierpliwie czekając. Skald napotkał spojrzenie całkiem puste.
Nie wyglądało to, na pierwszy rzut oka, dobrze.

Zbliżył się wolnym krokiem stając naprzeciw Pogrobca i też jedynie patrzył. Tak przeciwnym jednak do pustego wzroku Volunda jego był. Pełen dzikich emocji. Elin znalazła się pomiędzy nimi, gdyż wyjść jeszcze nie zdążyła. Zmrużyła lekko oko patrząc na brata jarla.
- Czy słyszałem dobrze… że jakoby… prawdy nie zakryję szlachetną mową? - zapytał z wolna Pogrobiec - Czy kłamcą mnie zwiesz, bracie? - Pytanie było spokojne, o dziwo choć słowa były wyzywające, ton nie był.
W pierwszej chwili skald wyglądał jakby nie wiedział o co chodzi i oczy zmrużył próbując wyczytać coś z twarzy Volunda.
Na próżno jednak.
- Kłamcą? Kiedy? - Zmarszczył brwi.
- “Tyś go wybudził nad Engelsholm. Prawdy nie zakryjesz… szlachetną mową.” - Volund powtórzył słowa, które musiał przez minut kilka ostatnich trawić, dając znak i jak wiele honor dlań znaczył, i jaką wagę do słów nawet, nie intencji tylko, przykładał.
- Tak rzekłem. Nie kłam Ci zadaję tymi słowy. Jeno to, że uczynek swój być może widzisz i rozumiesz, a o czem innym mówisz. Nijak nasza walka ramię w ramię na wilczej polanie ma się do przebudzenia złego nad Engelsholm.
- Czy kłótnię Waszą odłożyć możecie do czasu, gdy ważniejszymi sprawami się zajmiemy? -
Odezwała się nagle volva patrząc na obu srogo.
Berserker na volvę tylko spojrzał, jeżeli wciąż z przestrachem, lepiej to ukrywał. Skinął tylko głową, zmieniając temat.
- Później odrzeknę. Lecz ostatni raz do cię przemawiam, demona nie można zbudzić. Jest w niej, cały czas. Latami może myśli jej zatruwać a się nie okazać. Nie moja w tym zasługa, a przypadek, żem go odkrył. I dobrze się uczyniło, albo byłaby i tak uwiędła. Jej przejścia zaś… - Zawahał się przez chwilę. - Domyślam się ich. Im więcej o niej powiesz, tym łatwiej będzie coś dociec, wiedzieć albowiem musisz, że krześcijany kaźniami i modlitwami zwykli demony przepędzać.
- Nie chcę kłótni, Elin. -
Głos skalda stracił na mocy. Psychicznie swym stanem zdawał się być wypruty, gniew znów w nim przygasł, jedynie lekko paranoiczny błysk w spojrzeniu zapowiadał, że jedynie chwilowo.
- I ja do Cię ostatni raz przemawiam, żeś obudził. Nie uczony w tym jestem, tak być może jako i mówisz, że nie da się zbudzić demona zapadłego w ciele. Prawda taka, że nigdy nic nie uczyniła, znaku złe w niej nie dało. Po Twych słowach od wczoraj szaleje, a Tyś jeden widział nie my, do czego zdolna. Tak tedy widzę “obudzenie”. - Spojrzał uważniej na nieruchomą piękną twarz berserkera, zaintrygowany jego słowami. - W każdym z nas drzemie coś może nawet gorszego. A nie więdniemy. Mówisz, że ona by uwiędła gdyby demon skryty w niej siedział nie przejmując nad nią władzy jak nad nami krwawy mrok głodu krwi?
- Tako rzekę. Lecz nie myśl, że Bestia jest temu podobna. -
Twarz Volunda na nieprzytomną Chlo się zwróciła. - Bestia w nas jest… instynktem. Szałem. Ona ofiarą innej, złowrogiej duszy. Dlatego trza ją ocalić.
Gudrunn ku berserkerowi postąpiła, gdy ludzie jej zajmowali się ranną branką, wynosząc ją. Nad wszystkimi czuwał milczący Bjarki.
- Mówiłeś o czymś, z czym walczyłeś w jej obronie. Opowiedz więcej co się stało i jak się nam przygotować. Skoro w las idziemy by niedobitków znaleźć, musimy wiedzieć co nam na drodze stanąć może. - Spojrzała nieco głowy zadzierając wprost w piękne oblicze Volunda.
- Lupin. Przez samą śmierć jego forma wykręcona… śmiercią jego krew smakuje… - Pogrobiec, jak nie raz, oczy swe wpił w jakiś punkt niewiadomy… wzrok mu lunatycznie mgłą zaszedł. Jak niejeden raz wcześniej.
- Demon, gdy w miejsce Chlo wstąpił, odnalazł go w sercu Caernu. Chciał oswobodzić kreaturę… i oswobodził. Branka bez przytomności padła, a wilk… - Berserkerowi powieka mrugnęła, jak na wspomnienie niechciane i gwałtowne. - Zadziałałem i myślałem, że podołam.
- To coś… jest spaczone, jakby lupin stracił panowanie nad zmianą swego kształtu i zmienił się w coś tak… obrzydliwego -
dodała Elin z trudem dobierając słowa. - I… to cierpiało… Chlo nie tylko swój ból czuła ale i jego również.
- Tak, takie sprawiał wrażenie - rzucił obojętnie Volund, gdy wzrok jego do obecnych powracał i na volvie się ogniskował.
- Nie jeno ta istota może nam duży problem sprawić… Ocalał także ich przywódca, co czary umie odprawić - rzekła.

Świadomość, że oboje go oszukali, lub słowami tak pokierowali, aby je wypaczyć, ponownie rozbudziła ogień gniewu. Ale też żal i… winę. Cokolwiek to było, mogło powstać przez splugawienie świętego miejsca wilków, czego dokonał on. A uwolnić to chciała istota, którą miał jako podopieczną. “O ile to prawdą było” szeptało coś w umyśle skalda. Tak jak ‘prawdą’ było, że Volund na wilczej polanie Chlotchild bronił. Teraz chciał kłam wprost zadać, lecz huśtawka nastroju znów wrzuciła go w odmęty wymęczenia ciągłą walką z szałem.
Potoczył jedynie wzrokiem pełnym bólu i urazy po obojgu.
- Cokolwiek uczyniliśmy, może da się odwrócić. Agvindur prawdę rzekł, że nie czas na bratobójczą walkę, gdy wróg tuż. Wróg prawdziwy - powiedział w końcu. - Takoż i z wilkami wojna nam jedynie klęskę może przynieść, gdy jednocześnie przeciw zarazie Zachłannego stawać będziemy, pakującej się na nasze ziemie. Przerwać to trzeba, lecz nie mamy nawet podstaw do ugody. W lesie, ludzie bliscy pomiotom Valiego się skryli. Trzeba nam ich żywymi, aby mieć coś co może wilki przekonać. A może i coś więcej. - Spojrzał na Gudrunn. - Jak opiekunka tych ziem do tej pory w chwiejnym pokoju z nimi żyjąca, wrócić im na polanę zezwoli, jeżeli obiecają nas w pokoju ostawić. Dlategom Freyę wezwał. Wojna, ale miłość i życie, a co się spod kontroli… - zerknął raz jeszcze ku Flageaug. Chrząknął jedynie. - Wierzę, że najwspanialsza z Vanirów pokazała tym iż mamy jej błogosławieństwo. Chlotchild… to musi poczekać. Z Gudrunn idę odnaleźć tych ludzi. Z nami ruszycie?
Pani na Jelling przy tych słowach blisko skalda stanęła po jego prawicy.
- Chcę sposób na oczyszczenie świętego miejsca znaleźć… Być może zdołam… - Elin głos sobie przypomniała wypowiadający jej nieme pytanie. - Jeśli Ci moja obecność przeszkadzać nie będzie, ruszę z Wami - odparła poważnie wieszczka patrząc na skalda, przewiercając się przez jego umysł i emocje. Bogowie przychylni jej tym razem byli, chyba również rozgniewani nieufnym stosunkiem Freyvinda do słów ich służki.
Volvę skłębiony chaos emocji skalda otoczył. Widziała i gniew, i żal ale również gorycz, strach, poczucie straty i niepewność.
Gniew straszliwy, nieukierunkowany i powstający bez przyczyny. Żal i gorycz, że go oszukali. Strach przed utratą czegoś ważnego. Paranoiczne poczucie zagrożenia z każdej niemal strony. Pasja snująca się wokół myśli o Gudrunn. Troska wobec Franki i obawa, że i ją utraci. A niemal na samym dnie brak pewności siebie na wspomnienie o Agvindurze.
Przymknęła oko na moment, by pozwolić burzy tych wszystkich emocji przetoczyć się przez nią i zgasnąć.
Pogrobiec milczał przez chwilę, patrząc na skalda z mieszaniną… uznania i zawodu? Ale nie zawodu Freyvindem, o coś innego musiało iść.
- Więc… odnaleźć ich żony i dzieci idziem? - zapytał retorycznie, o chatkach myśląc, a wzrok jego znów się zamglił. - Oczywiście, że wyruszę - odparł, jak gdyby słowa te całkowicie z pytaniem wcześniejszym niepowiązane były. Jak gdyby o czymś innym berserker już myślał.
Choć nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że to na pomysł odnalezienia niewinnych wystąpił jego… swoisty zapał.
- Czasu dość straciliśmy, wyruszymy lada moment. Spotkajmy się przy stosach. - Freyvind ominął volvę by wyjść z halli. Wstrzymał się jeszcze i potoczył po nich wzrokiem wciąż pełnym gniewu, ale i winy.
- Przepraszam… - rzucił sam chyba tylko wiedząc ile go to kosztowało.
I wyszedł by zabijać.

Wychodząc, Pogrobca jeszcze, co nawet wzrokiem za nim nie powiódł, i się ku niemu nie obrócił, usłyszał:
- Przysięgam, że co w mej mocy uczynię, by Chlotchild dopomóc. - I zamilkł.
Volva i Gudrunn widziały tylko, jak oczy lunatycznie nieruchome przymknął, lecz uczuć w tej chwili nie sposób było bez Wzroku odczytać.

Elin bez słowa na zewnątrz również wyszła.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:34   #65
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Elin, Volund
Volva do stosów podeszła chcąc oddać cześć zmarłym. Stanęła przy dogasającym już ogniu i myśli jej popłynęły ku ostatnim wydarzeniom. Jak zawsze zawczasu, usłyszała bose stopy wciąż nagiego Pogrobca, co wyszedł z halli wkrótce po niej, Gudrunn podziękowawszy. Powoli, krok za krokiem się przemieścił by w dystansie szacunku lub obawy pełnym stanąć obok niej i również na stosy patrzeć.
- Dziękuję. - powiedział tylko, patrząc na unoszące się na wietrze drobinki popiołów.
- Za co? - Spojrzała zdziwiona na niego. W głosie, postawie i w oczach znów tą delikatną osóbką była co zazwyczaj.
- Za to, że co mogłaś uczyniłaś, by do szału naszego brata nie dopuścić. - zastanowił się - I że godności mej broniłaś.
Kiwnęła powoli głową i znów wpatrzyła się w stos.
- Nie mogłabym po prostu stać i przyglądać się… Przykro mi jeno, że musiałam Daru użyć na Tobie. - Westchnęła cicho.
- Przykro? Inna na twym miejscu nawet by się nie zajękła. Niezwykłe to, by volvie przykrość sprawiało Widzenie. - powiedział tylko.
- Jesteś… - Zawahała się chwilę. - mi bratem krwi. Wolałabym Cie nie podglądać. - Spojrzała na Pogrobca nagle. - Przyjemność? - Uśmiechnęła się lekko. - To zawsze kosztuje, Volundzie… Zawsze.
- Rozumiem, nie ma czego podglądać. Może w mych śmiertelnych dniach. - w odpowiedzi zabawił się słowem, z tę samą kamienną miną.
- Mylisz się… - Uśmiechnęła się łagodnie. - Rzadko u kogoś taką tęczę barw widuję… Nawet Twe emocje są piękne…
Również przepiękne oblicze zwróciło się ku niej i po raz pierwszy od dawna spostrzegła na nim tak rzadko okazywane przez umarłego emocje. Był to lęk i trwoga i prawdziwe przerażenie, przerażenie nie jakie widać u ofiar, ale wojowników, lub ludzi niespełna rozumu i lękających się swych czynów. I wciąż, ona je wywoływała.
Choć twarz ku Elin zwrócił, nie patrzył jej w oczy - te, skupione i niepewne patrzyły prawie na jej twarz, gdzieś na policzek pod kątem, jakby się obawiał, czy coś z nich odczytane zostanie.
- Cieszy mnie, że... tak uważasz. - powiedział zaskakująco miękko, ale niepewność i w głosie, teraz mniej twardym było słychać. A poza lękiem było też jakieś niezrozumienie… ale i złość, jak gdyby ktoś jak volva piękno dostrzegał w czymś, co wcale dlań przyjemne nie było.
- Co dostrzegłaś, gdy na mnie patrzyłaś? - zapytał, oczy wreszcie na oczy volvy kierując, jak gdyby sam chciał mieć pewność i z niej odczytać, że prawdę mu odpowie. Ton ledwie był mimowolny, ledwie udawało się tak udawać.
Widząc jak Pogrobcem emocje targają sama wzrok odwróciła, by mógł spokojnie poradzić sobie z nimi. Na pytanie jego jednak znów spojrzała.
- Że walki chciałeś uniknąć choć pewnym swej wygranej byłeś… - Zaczęła po chwili milczenia. - I o Chlo się martwiłeś, jednocześnie demona obawiając. - Skończyła choć Volund wrażenie mógł mieć, że nie wszystko powiedziała. Przyglądała mu się z troską wymalowaną na twarzy.
- To nie wszystko, prawda? - zapytał, choć ewidentnie uspokajał się… do poziomu niepokoju.
Westchnęła cicho.
- Pozostałość po walce Twej… Brutalność jakowąś. - Odrzekła cicho ale nie widać było, żeby ją ta emocja zaniepokoiła.
Volund przeniósł spojrzenie w pustkę przed sobą.
- Nie powinnaś była pić mej krwi. Nie pozwoliłbym na to… gdyby było to w mej mocy. - wyszeptał z przejęciem… i niechęcią do samego siebie.
- Ani Ty mojej… - Stwierdziła cicho i wzrok na stosy skierowała.
- Nie lękam się krwi innych. - powiedział, a Elin przypomnieć sobie mogła czarną, plugawą posokę, co znaczyła prawie całe ciało Pogrobca, jak go przywiedli.
- Jestli w okowach krwi musiałbym się kiedykolwiek znaleźć, volvo, los taki dzierżyć… Najpierwej ze wszystkich wolałbym w twoich się znaleźć. Może nawet nieco bardziej, niż skonać. - uśmiechnął się delikatnie, ale nie był to przyjemny uśmiech.
- Teraz to przez Ciebie więź nasza przemawia… - I ona uśmiechnęła się lekko. - Ale dziękuję. - Skinęła głową.
- Jak niewiasta taka jak ty uchowuje się, w kraju tym, przemocą stojącym? - zapytał niespodziewanie - Jak volvą zostawszy, ofiary składać i wolę bogów, nieraz krwawych, spełniać w powinności mając… nie, nie tylko - podszedł do kobiety, uważnie jej się przyglądając, jak gdyby próbował się nadziwić czemuś, jakiemuś cudowi lub szaleństwu większemu nawet od wilków, od demonów, od samych afterganger i wszystkiego co widzieć musiał - Jak afterganger będąc, bestię w sobie nosząc, krwią żywych się pojąc zostaje tak pełna… - zawahał się, szukając słów - Troski? Współczucia? Niewinności?
Było to najdziwniejsze z pytań. Pomimo słów pochlebnych, wyglądał Volund jak gdyby volva zupełnie nie przystawała do… jego światopoglądu. I z jakichś przyczyn, pomimo ewidentnego oddania i cech wymienianych poważania, do krwi go to bodło. Było nie do… zdzierżenia.
Że ktoś tak szlachetny w takich warunkach istnieć mógł.
Zdziwiona słuchała jego przemowy patrząc lekko nieśmiało na niego.
- Nie jestem tak dobra jak uważasz… - Przekręciła lekko głową. - Ale być może szaleństwo trochę w tym pomaga. - Mrugnęła jedynym okiem wyraźnie rozluźniwszy się nieco.
- Może… nie jesteś. - widać było po Gangrelu, teraz nie kamiennym, szacunek i adorację, ale też jakoby samo istnienie volvy było dlań potwarzą. Katorgą.
- Masz wszak wiele cierpliwości dla przemocy… krzywdy innym czynienia przez tobie bliskich. - powiedział, i jak gdyby znalazł w tych słowach ulgę.
Smutek powrócił na jej lico i wpatrzyła się w resztki stosów.
- Nie jestem… - Pokiwała głową. - Gdyby była… nie pozwoliłabym na atak na Caern… - Powiedziała cicho i nagle brew zmarszczyła dostrzegając miecz. Podeszła i ostrożnie go ujęła patrząc ze zdziwieniem to na broń, to na stos.
I Pogrobiec powiódł za nią wzrokiem.
- To jest zdobycz z ichnich chat, nieprawdaż? - delikatna, bolesna drwina i do wikingu aluzja czaiła się w neutralnej wypowiedzi.
Wzrok na niego uniosła i wargi przygryzła przypominając sobie jego słowa przed chatkami do niej. Nagle jednak kompletnie zdziwiona rozejrzała się dookoła jakby coś usłyszała. Już chciała o coś Pogrobca zapytać ale słowa zamarły jej na ustach. Wpatrzyła się w miecz intensywnie.
- Nie zdobycz… dar. - Odparła w końcu.
Uniósł na to słowo brew.
- Od?
- Freyi… - Lekkie zawahanie jakby całkowicie pewna nie była. - Ją ujrzałam, gdy pierwszy raz go dotknęłam.
- Nie ma czegoś takiego jak F… - patrzył przez chwilę na Elin, zabijając zdanie nabraniem powietrza w martwe płuca. - Czy mogę go obejrzeć? - zapytał.
Surowość Wiedzącej na chwilę na jej obliczu się pojawiła.
- Nie wiem, który z Was w końcu gniew pierwszy na siebie ściągnie… - Westchnęła cicho i spojrzała na miecz z namysłem. - Spróbuj. - Podała mu go ostrożnie.
Pogrobiec dłoń do miecza wyciągnął, tuż przed dotknięciem głowni wskazującym palcem, pozostałe zatańczyły w mimowolnym geście co z jakichś przyczyn krwawego orła czynienie na myśl przywiódł, artysty przy dziele. W końcu delikatnie palcami musnął głownię i po niej dłonią przejechał, by chwyt na rękojeści zamknąć, gdy oczy jego po ostrzu wędrowały, jak mógłby wzrok męża chuci pełnego po pięknej dziewoi nagiej.
Volva przyglądała się Volundowi z zainteresowaniem, gdy miecz brał.
- Doskonały. - powiedział tylko, patrząc na ostrze z namaszczeniem - Lecz dar od Freyi nie pochodziłby ze wschodu, jak sądzę... Opowiesz mi, coś widziała?
Elin ręce po miecz wyciągnęła z powrotem i przymrużyła oko na chwilę próbując sobie przypomnieć co dokładnie widziała.
- Smukłą, ciemnowłosą kobietę w dziwnej sukni na ramieniu spiętej… Miecz ten do rzeki wielkiej wrzuciła. Wokół rośliny jakich wcześniej nie widziałam… i dziwny kot wielki o żółtej sierści.- Odrzekła w końcu.
- Dziwnej… o tak? - wykonał rękoma dziwny gest, jakoby pokazując suknię co ramion nie zakrywa a schodzi się na jednym ramieniu jak u Greczynek, które kiedyś, w śmiertelnych dniach znał… dość blisko.
Kiwnęła głową i nagle jakby zdała sobie sprawę z nagości Pogrobca spłoszona spuściła wzrok.
- Powinieneś coś do ubrania znaleźć… - Wymamrotała.
- Dlaczego? - zapytał, z czymś niejasnym w oczach - Gorszę Cię?
- Nie… - Zaprzeczyła gwałtownie. - Ale po lesie chyba nagi biegać nie będziesz? - Uniosła nieśmiało wzrok.
- Takoż przyszedłem. Nie wstydzę się, jak jestem. - odparł wzrok nieśmiały prędko we własne spojrzenie łapiąc, dziki jakiś.
- Jak uważasz… - Stwierdziła schwytana w jego spojrzenie. - Czy… jak trochę spokoju mieć będziemy opowiesz o swych podróżach? - Zapytała nagle zmieniając temat.
- Nie ma wiele do opowiedzenia… - spojrzał ku południu i wschodowi - A Konstantynopola nie da się słowy opisać… - wytłumaczył się, i znowu jego oczy się jakby zeszkliły.
- Odmienił mnie. Odmieniłby każdego, tyle łatwo mi rzec. Lecz… - pewna chytrość z spojrzeniu donikąd zawitała - Opowieść za opowieść. Ty rzekniesz mi… jak volvą zostałaś.
Zawahała się jakby przez moment i ze smutkiem na niego spojrzała.
- Nie pamiętam… - Odrzekła w miecz spojrzenie wbijając.
- Nic z twego życia…? - zapytał łagodnie.
Pokręciła powoli głową.
- Wiem skąd jestem i wiem kim byłam ale… - Westchnęła cicho unosząc ponownie głowę. - Może tu masz odpowiedź na swoje pytanie. - Uśmiechnęła się smutno.
- Które, Elin? - a było ich przecie wiele, nawet jeśli nie było odpowiedzi.
- Jak taka jestem… pomimo tego wszystkiego.
- Mam nadzieję. - odparł dziwnie, a w oczach jego pojawił się chłód, gdy kalkulacje i myślenie o czymś, coś zawsze zdawało się zaprzątać myśli Gangrela, zasłoniło na chwilę jakiekolwiek ciepłe uczucia.
- Sighvart powiedział, że ktoś mieszał w moich wspomnieniach… - Dodała już spokojna. - Tak więc przynajmniej wiem, że to nie naturalny stan.
- Mam nadzieję, że pewnego razu poznasz prawdę. Jakkolwiek bolesna by nie była… - zastanowił się, i ściszył głos - Prawda zawsze cenniejsza nader kłamstw powab… czy niewiedzy komfort.
Pokiwała delikatnie głową i na miecz spojrzała ponownie.
- Schowam go do skrzyni. - Stwierdziła i ku halli ruszyć chciała.
- Powinnaś go zabrać. Władać nim się nauczyć. - skontastował.
- On się jeszcze do walki nadaje? Wygląda na dość wiekowy…
- I taki jest… lecz klingę ośniedziałą da się oczyścić, i jest w nim coś więcej… jeśliś wierzyła, że Freyę samą widzisz.
Zamyśliła się na moment.
- Freyvind mówił, że tą wyprawę Freyi dedykuje… - Powiedziała z namysłem. - Może rzeczywiście dobrze będzie go mieć przy sobie… - Będę tylko o jakiś pas i pochwę musiała prosić. - Stwierdziła.
- Wiele się ostało, po poległych… - wymamrotał Pogrobiec, ręką wskazując wóz.
Jej spojrzenie powędrowało od Gangrela ku stosom, by w końcu spocząć na wozie. Kiwnęła lekko głową.
- Poszukam… - Stwierdziła jakoś ciszej i podeszła do wozu rozglądając się za potrzebnymi rzeczami. Przeszukiwała stos broni, pochew, pasów i… nic nie umiała dopasować. Przyglądała się wszystkiemu uważnie ze zmarszczonymi brwiami, brała do rąk każdy przedmiot osobno, bez rezultatu. - Czemu nic nie pasuje… - Mruknęła cicho do siebie samej i spojrzała na miecz z wyrzutem. - Dziwny jesteś.
Znowu kroki miękkie bosych stóp zwróciły jej uwagę. Pogrobiec stanął nieco za nią, nieco z boku, bardzo blisko, delikatnie głownię miecza chwytając. Nakierował tak, by sztych prawię o ziemię u boku nogi volvy oprzeć, by zlustrować jak długie ostrze, a jak ona wysoka. Potem rękę jej miecz dzierżącą wyprostował i równo w bok, prawie ku gwieździe jakowejś skierował, szkarłatnymi oczyma równolegle do oka jedynego volvy patrząc, jak płaskie a jak równe ostrze. Zostawił tak rękę volvy i przejechawszy po klindze prawie czułym gestem jak kochanek chwycił klingę przy nasadzie między kciuk a wskazujący palec, jak gdyby grubość miarkując, i tak wzdłuż całej długości powiódł.
- Weź… - Wieszczka podała mu broń. - Łatwiej CI będzie… - Widać zawstydzona sytuacją była.
- Jeśli będziesz go nosić… by chronić, nie zabijać… równie dobrze możesz go pokochać. - odrzekł Pogrobiec, puszczając głownię miecza, jak gdyby niechętnie. Ominął volvę, do wozu podchodząc. Szybko broń umarłych ułożył równolegle, w pochwach, na długość mierząc. Jeden z mieczy z namaszczeniem podniósł, na chwilę do nogi kobiety przyłożył. Szkarłatne oczy uważnie lustrowały oręż. Podniósł na powrót i jedną ręką miecza z pochwy dobył.
I schował ponownie. I dobył. Nie patrzył, lecz coś jak gdyby pod palcami wyczuwał. Obejrzał, czy na klindze teraz dzierżonej skrzepów nie ma, od krwi co by wnętrze zabrudzić mogła. W końcu klingę z brzękiem odrzucił na stos broni pokonanych. Szybko jednak z pasa, do którego była przytroczona, wywlókł rzemienistą, przetartą skórę. Zastąpił ją wypatrzonym pasem ze skóry cielęcej, mniej pijącym (jak gdyby dla umarłych miało to znaczenie), lecz sprężystym nieco i trudnym do rozerwania, i pochwę podwiązał prędko. Odwrócił się ku Elin.
- Jeśli pozwolisz… - wyszeptał.
Skinęła głową ręce lekko rozkładając, by ułatwić wiązanie pasa.
- Dziękuję… - Sama też cicho mówiła.
Wzroku od aftergangerki nie oderwał, gdy za jej plecami pas poprowadził i tuż poniżej talii zaplótł, wiążąc jak wiele razy czynił. To uczyniwszy pas chwycił i delikatnie ku górze pociągnął, dla pewności. W końcu cofnął się, usatysfakcjonowany.
Wzrok spuściła, uwolniona od jego spojrzenia, patrząc na wiązanie, by zapamiętać jak wygląda. Poprawiła lekko pozycję pasa, by wygodniej leżał i uśmiechem Volunda obdarzyła.
- Pasuje, dziękuję… i przepraszam za kłopot...
- Zbyt wiele przepraszasz… - powiedział, i powiedział coś jeszcze, lecz niemo zupełnie, jak gdy ugryźć się w język chciał i zdążył. - Chodźmy. Nasz brat krwi lada moment gotów będzie, wraz z Jelling obrończynią.
Skinęła głowa już nic nie mówiąc i z namysłem gdzieś w dal się wpatrzyła.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:35   #66
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Trzy wozy jakimi przybyli z Ribe stały z boku placu, a zwierzęta ciągnące je przez całą drogę na zmianę, zagoniono do jednej z zagród. Poczciwe bydlęta zanotowały już niemałe straty w swych swoistym ‘hirdzie’. Jednego wypił Sven nad Engelsholm, dwa osuszył z krwi Freyvind przy głazach, z kolejnego wytoczono płyn życia dla pogrążonego w letargu Volunda. Pozostałe osiem wychudzonych trochę po zimie z filozoficznym spokojem żarło jakieś resztki siana, które ludność Jelling miała jeszcze na przednówku. Podopieczni Gudrunn na tym na razie nie wychodzili, bo dalej za chałupą mimo późnej pory sprawiano właśnie zwierze zarżnięte dla Volunda, a i wypite poprzedniej nocy skończyły w spiżarniach. Agvindur pobieżył z powrotem do Ribe, jeżeli myślał, że bydlęca drużyna wróci w jako takim komplecie czekał go srogi zawód.
- Przygotujcie się na kolejne sprawianie. Mi krew, wam mięso - rzekł skald zbliżający się do dwóch starszych mieszkańców kończących właśnie ćwiartowanie zwierzęcia. Obok rozciągnięta wisiała świeżo ściągnięta skóra. Psy warczały na siebie wyrywając sobie wnętrzności. - Trzy woły mi podciągnijcie. Chyba, że Wy wolicie swój płyn życia ofiarować, nalegać na to nie będę.
Jeden coś mruknął niechętnie. Drugi zaś pacnął go mocno w ramię i gest głową wykonał.
Niechętny ruszył się, głową kręcąc. Ten co pozostał, ogorzałe lico ku skaldowi zwrócił.
- Pij, nieumarły. - Ramię wyciągnął przed siebie, ze spokojem, bez strachu. - Jeno licz się, bym z sił całkiem nie opadł.
Głód był silny, a krew ludzka o wiele smaczniejsza od zwierzęcej. Wielu afterganger gardziło taką, wzdragało się na samą myśl, że mogli by pić z bydlęcia, psa… szczura… Freyvind miał za sobą miesiące pożywiania się na krwi czworonogów, za alternatywę mając osłabianie wojów lub… Wzdrygnął się ze wściekłością na samą myśl, a starzec odsunął się odruchowo.
Gniew opadł w chwile później.
Sztorm emocji trwał.
Skald oblizał kły, w oczach mu coś błysnęło. Zmierzył wychudzoną sylwetkę wzrokiem. Mięśnie grały mu pod skórą, szyja sama pochylała się do krwawego pocałunku.
- Z własnej woli - powiedział jakby do siebie, a jednak patrząc na mężczyznę. - Czemuż wolisz własną dać miast zwierzęcą wystawić?
- Poprzedniemum karlowi tum służył. -
Wzruszył ramionami. - Znam was. I wasze potrzeby.
Spojrzał na Freyvinda.
- Zostać byś nie chciał?
- Zostać? Tu w Jelling, Gudrunn zła Wam się widzi?
- Nie. Jeno jej częściej nie ma niźli jest. Wolny duch. Na miejscu nie usiedzi. Dba by nic nam nie wadziło. Ale tu… -
ręką machnął - … czego innego trzeba. Nadziei, wiary. Słyszałem Cię, jakoś mówił. I nie tylko ja.
- Trzeba Wam. Wiary, nadziei, siły. Ale nie w nas Wam jej szukać. W sobie. Nie będę pił z Ciebie, Wam siły trzeba, a martwych zwierząt pan Ribe wyglądać z powrotem nie będzie. -
Skald pominął kwestię swego pozostania tu.
- Jak wolisz. - Ponownie wzruszył ramionami. - Tutaj zawsze ktoś był z was. Trudno przestać szukać opiekunów. Jeszcze trudniej szukać nadziei, gdzie jej nie ma, gdzie ona umiera.
Na to Freyvind już nic nie odpowiedział.

Drugi z mieszkańców podprowadził zwierzęta, a afterganger zbliżył się do jednego z nich. Gładził przez chwilę sierść zwierzęcia odgarniając włosy i szukając tętnicy, w końcu pochylił się i wpił się kłami w skórę.
Zaczął pić, lecz od razu poczuł odruch wymiotny.

Nierówna krew ludzka krwi ludzkiej, a zwierzęca sama w sobie mniej pożywna i w smaku o wiele pośledniejsza. Teraz jednak po piciu krwi jotunów i wilkołaków, zwierzęcą skald odkrywał jakby pił pomyje, albo szczyny. Przełknął z wysiłkiem, a zwierzę zaryczało cicho czując rozlewającą się przyjemność po wielkim ciele. Afterganger oderwał się z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy. Pił z bydlęcia przed wyprawą w głąb lasu i nie czuł wtedy aż takich skurczów w gardle. Teraz prawie nie mógł się zmusić.
Nawet krew Gudrunn, aftergangerki z której nie pił, ale jedynie posmakował w czasie miłosnego aktu, wydawała się poślednia. Kiedyś nęciłaby samym aromatem, zapachem… dziś była dla niego jak wcześniej zwykła krew śmiertelników.
Zdał sobie z tego sprawę teraz dopiero, gdy powtórnie się pochylił i wpił w ciało wołu. Ssał i przełykał z odrazą odrywając się co jakiś czas i walcząc z torsjami, przestać jednak nie mógł. Wiele, bardzo wiele swego płynu życia oddał Chlotchild, wiele na leczenie ran zadanych przez wilkołaki w sobie zużył, a szli znów w miejsce, gdzie moc krwi życie mogła oznaczać.
Gdy zwierze padło osuszone do końca, zdechłe w czasie odczuwania rozkoszy, skald zatoczył się aż i z obrzydzeniem na twarzy podszedł do drugiego ze zwierząt. Człowiek widząc co tu zaszło pewnie wyrywałby się, chciał uciec choćby z góry przegraną walkę podejmując… Zwierze nie. Nie rozumiało. Freyvind przymknął oczy i zaczął pić z drugiego woła. Przełykał to świństwo, które czuł w przełyku jak garście żwiru. Przełykał na raty.
Aż targany spazmami powstał znad drugiego padłego tu ciała.
Spojrzał na trzecie zwierze i prawie zwymiotował na sam widok.
Nie mógł.
Smak tej juhy wciąż wypalał mu przełyk, musiał to czymś zabić, a sama myśl, że mógłby przełykać to dalej…



Obaj mężczyźni obserwowali go z dość nieprzeniknionymi twarzami. Ten trochę młodszy zaczął sprawiać pierwsze zwierzę gdy skald pił jeszcze z drugiego, starszy na razie obserwował tylko.
- Przyjmę jednak… - Frey zwrócił się do niego dławiąc się lekko.
Mężczyzna się zbliżył ponownie odsłaniając przedramię, a skald szybko wpił w nie swe kły. Krew ludzka również smakowała jak popłuczyny. Jak nadpsute piwo dla śmiertelnika. Przynajmniej w porownaniu do smaku jaki miał w ustach nad Engelsholm, smaku jakiego zaznał na Wilczej Polanie. Ale w porównaniu z tym co czuł przed chwilą można było to uznać za rarytas i ulgę. Pił jakiś czas ale nie na tyle by złożyć starca niemocą.
Oderwał się w końcu.
- Dziękuję
- Przemyśl, co rzekłem - odparł dawny sługa karla Jelling, siadając ciężko na ziemi, by chwilę wypoczynku doznać.

Wracając ku centralnej części osady gdzie stosy dogasały Freyvind ujrzał Gudrunn rozmawiająca z jakimś mężem o poważnej zaciętej twarzy. Kończyła chyba właśnie coś uzgadniać lub polecenia wydawać. Ubrana na powrót była w nowe portki i kubrak. Kiwnęła głową skaldowi rzucając w niego płaszczem i coś rzec chciała gdy ten zaatakowan został, przez dwójkę co strachu nie znała ni cierpliwości grama.
- My rusym!!! S wami!!! - przekrzykiwaniom końca nie było. Jeden nawet postawę bojową przyjął by groźniejszym wyglądać. Za nimi trzech młodzików wychynęło z postanowieniem twardym na twarzy.
- Chcecie? W las? - Freyvind wyglądał jakby na poważnie rozpatrywał tę opcję.
- Taaaaaaak!!! - maluchy przekrzykiwały się nawzajem, robiąc groźne miny - Ja umiem jus tarcą i miecem walcyć! - krzyczał niższy gromko. Ciemnowłosy kompanik odepchnał go lekko by bliżej Lennartssona stanąć i dzidkę unieść pokazując “dorosły” uchwyt. - A dzide zucam dalej nis wsyscy z druzynników!
- Duch bojowy, odwaga, a mówiłaś, że starać by się trzeba, aby kto z nami poszedł. -
Skald przyglądał się srogim wojom Jelling, choć słowa swe kierował do aftergangerki. Komizm całej sytuacji gniew odsunął gdzieś w głąb.
- Knut, Ragnar, wy tu co? - Brwi niby groźnie zmarszczyła ale uśmiech rozbawiony chowała. - Freyvindowi, Jarlowi Bezdroży, skaldowi wielkiemu się naprzykrzacie? Uważajcie, bo was w sadze obmaluje nieprzystojnie!
- My s wami, my s wami! Na chwałę Odyna! Na chwałę Jelling! - Oba smyki uniosły broń w górę. Jeden ze starszych podchodząc bliżej się skłonił i miecz wyciągnął. Tako i dwójka pozostałych. - My pociongniem. Ku chwale naszego ojca. - Pozostali, starsi, cisi do tej pory byli, ale jeden odezwał się w końcu przerywając maluchom:



- Jam Jens, to Jorik a to Jørn.
- A na cóż chcecie ciągnąć? Bo wojowie do walki idą albo by grabić, jak na wiking, albo by bronić innych. Wy z nami czego w lesie szukać tedy chcecie?
- Bronić Jelling chcemy i kobiet naszych.
- Siostsycki młotsej! -
wcisnął swoje mały Ragnar. - Pset bestjami!
- A ja mamy mojej! Zeby nie płakała tyle!

Dwójka malców zawisła niemalże na kubraku Freyvinda. Gudrunn jeno ramiona na piersi założyła, gdyby mogła szczerzyłaby sie od ucha do ucha. Starsi chłopcy spozierali to na skalda to na panią osady.
- Dobrze. To broń gotujcie i za chwil kilka przy stosach się zobaczymy. Idziecie z nami.
Ryk jaki wydobył się z gardziołek maluchów wdzierał się w uszy wszystkich co nie spali. Ci co po chatach pewnie przyzwyczajeni do nicponi byli.
Knut i Ragnar ruszyli biegiem w kierunku chat:
- Ja biore hełm!
- Nie, ja! Tobie nie ceba, mas tarce!

Trójka wyrostków co wąsów cień ledwo miała nad wargą pochowała miecze i odwróciła się by ku stosom się udać. Mieszanka emocji na twarzach ich się malowała. Za to na twarzy Gudrunn zdecydowanie dominowała jedna: pioruny w oczach i złość. Ku skaldowi nawet krok postąpiła ale się hamowała by nie przy młodych awantury wszczynać.
- Frey… słowo… - wysyczała spojrzeniem wpijając się w skalda.
- Stójcie! - rzucił ten głosem nawykłym do wydawania poleceń i ciężkim do nieposłuchania.
- Co kazes wodzu? - spytał Ragnar dumnie wyprostowany i spuchnięty niemal z dumy na myśl o swojej pierwszej wyprawie.
- Tacy z was wojownicy co Jelling bronić chcecie? - skald powiedział surowym głosem patrząc po zaciętych i rozradowanych twarzach. - A jak wszyscy pójdziemy w las, to Waszych matek sióstr i cór… - urwał. - Kto będzie ich bronił tutaj?
- Ci co zostaną. - Maluchy pokiwały zawzięcie łebkami. Trójka młodzików zaś spojrzała po sobie i Jens ponownie za wszystkich przemówił:
- Została nas jeszcze połowa z drużynników i starsi wojowie. Myśmy najstarsi, gotowi. - Spoglądał z napięciem na wampira. - Pomóc chcemy.
- A jak to za mało będzie? Starzy wojowie zmęczeni po całym dniu prac, a jak wszyscy najlepsi -
potoczył ręką po gromadce - z nami pójdą, ochrony osady może być zbyt mało.
- Najazd nam nie groził do tej pory. A jeśli niedobitki łapać po lesie trzeba, to my znamy okoliczne lasy jak nikt inny. - Jens trącony łokciem przez Jorika zmieszał się nieco, rzucił kose spojrzenie Gudrunn i poprawił szybko: - No prawie nikt. - I znowu mimo zawstydzenia ciągnął: - Nasz ojciec nas uczył. Gudrunn poświadczyć może, że wojownik z niego przedni w osadzie był. - Jens targował się, młoda krew w której nuty musiał skald mocno trącić się odzywała. - Im dalej od osady ich trzymać tym lepiej. Wtedy Ci na miejscu mogą obrony się podjąć, gdyby poszczególni się przez nasze szyki przepchnęły. Łyki i pułapki zastawiać umiemy. Walczyć też. Przydamy się.
- I my tes i my tes! Ja wiem dzie zeka i umiem ślady rozpoznawać!
- A ja umiem się podkradać jak lis. Nikt mnie nie zoocy!
- I Ci co zostaną bez Was w razie ataku rade sobie dadzą? -
Freyvind udał sceptycyzm. - Aż tak chcecie ryzykować swoich matek i sióstr życiem, gdyby jednak z zasadzki opadli osadę gdy nas tu nie będzie?
- Każdemu ten sam los pisany. -
Wzruszył ramionami Jens. - I jeśli nic innego, to sławę swemu rodowi można zapewnić i imieniu by jakeś sam mówił, nie zapomniano o nas. I by zasłużyć na miejsce swe u boku Odyna.
- Słusznie prawisz. -
Zgodził się skald. - Tak tedy trzech z Was zostanie by wesprzeć obronę, a dwóch niechaj się niedługo przy stosach stawi. Rozmówię się z Gudrunn, jeżeli nie będzie potrzeby innego zadania dla mężnych wojów, to pójdziecie z nami. Ale jak tak na bogów się powołujesz, to niechaj Norny przeznaczenie odkryją. Słomkami losujcie kto zostanie, kto do stosów pójdzie.
Jens narzekania małych zdusił i zabrał całą pozostałą czwórkę.

Gudrunn zaś skalda za róg chaty zaciągnęła:
- Oszalałeś?! - warknęła z czerwienią w oczach.
- Wiesz jaki jest problem z Jelling? - Gniew jej i jemu się udzielił, coś zabłysło mu w oczach, ale z wysiłkiem walczył z szałem krążącym mu w martwych żyłach.
- Wiem!!! Rozmowy na tor inny nie wypychaj! Dzieci do walki brać chcesz? - Usta wampirzycy wykrzywiły się dziko. - Gdzie w tym cześć i honor?!?!
- Nie wiesz, bo byś z tym już co zrobiła! -
skald syknął. - Ludzie tu są jako te trupy co Loki je na Nagelfar załaduje przed Ragnarok. Celu, nadziei, nawet oparcia we władzy nie mają, boś wybrała życie bardziej obok nich i ochronę niż im przewodzenie. Tych pięciu dziś w nocy będzie miało to wszystko czego ludzie wypatrują w całej osadzie od miesięcy. Poczucia iż potrzebni są i sensu swych czynów! - Zbliżył się do niej. - A tych dwóch co przyjdą… da się im zadanie ważne, ale takie by w osadzie pozostali.
Gudrunn sztywna wyjątkowo, nie skulona do walki stała przed nim nagle zamyślona.
- Może masz i rację… - rzekła nagle napiętą ciszę przerywając szeptem co po uprzednim krzyku dziwnym zdał się.
Dotknął lekko jej ramienia.
- Czemu tu jesteś? Co tu Cię trzyma Flageaug. - W wypełnionym płynną furią jestestwie starał się wytężając wszystkie siły, aby jego głos brzmiał łagodnie. - Einherjar z rodu Odindisy-Brunchild się wywodzący prędzej jako ja, w ciągłym ruchu. Tak jak Volund, nie do jednego miejsca przywiązani.
- Bo taki mój obowiązek -
rzekła krótko. - Zajmij się zatem młodymi, tak by ich bezpiecznymi trzymać. Z nami ich zabrać nie pozwolę - dodała szorstko.
- Gdyby nie to co zbudziło się w Caernie. - Skald zamyślił się. - Wyprawa nie dla krwi, z kobietami, dziećmi w drużynie... Dlategom Frankę chciał by z nami szła. - Pokręcił głową i ująwszy ją za ramię zaczął prowadzić w stronę stosów. - Ale w tej sytuacji nie. Rację masz.
Milczał przez jakiś czas.
- Gniewem na mnie zapałasz gdy dopytywać będę co to za obowiązek?
- Przysięgłam poprzedniemu panu chronić Jelling. -
Smutek zabrzmiał w jej głosie. - Stwórcy memu. Złamać słowa nie mogę - rzekła dumnie i jakby wyzwanie rzucając.
Komu?
Niewiadomym było.
- Dziś proszono mnie, abym przemyślał, czy zostać tu bym nie chciał.
Zatrzymała się na chwilę.
- I - zaczęła z wahaniem - coś odrzekł? - Lodowym spojrzeniem obrzuciła Lennartssona.
- Nie mam zamiaru w paradę Ci wchodzić, Gudrunn.
Skinęła głową.
- Musisz dać im Karla. Siebie, jak zechcesz im przewodzić, a nie chronić jedynie. Lub kogo innego, śmiertelnika choćby, jeżeli z innym Einherjar tu dzielić się niczym nie chcesz. Hejmdal nie dla krotochwili ludzi podzielił. Oni tego potrzebują, Flageaug. Przewodnictwa, inspiracji inaczej… - potoczył ręką po lichej osadzie.
Gangrelka słuchała słów skalda.
- Czekam, może na wiosnę wrócą…
- Do tego czasu, zajęcie im znajdź. Choćby najgłupsze, ale by z bezczynności w rozpaczy się nie zatracali. -
Skald podjął krok ściskając lekko jej ramie. - Tak jak tym maluchom na noc dzisiejszą. Padną przed ranem spać, wstaną z dumą iż potrzebni byli i zadanie wypełnili.
- Nie pisałam się na niańkę -
burknęła pod nosem. Zaraz też prychnęła. - Najpierw las, potem zabawianie ludzi.
- Nie inaczej -
urwał bo podchodzili już do Elin i Volunda stojących przy stosach.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-07-2016 o 16:47.
Leoncoeur jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:40   #67
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wszyscy
Berserker z volvą czekali w milczeniu, aż nadeszli pani na Jelling wraz z Freyvindem. Zbliżając się, kończyli właśnie jakąś rozmowę toczoną półgłosem.
- Zanim ruszymy chciałabym, żebyś przemyślał mój pomysł. - Rzekła Elin głosem spokojnym i wyćwiczonym do przemawiania.
- Tak Elin? - Skald zainteresował się, choć spojrzenie miał czujne, cały czas. Uniósł brwi widząc miecz przy pasie Elin, wcześniej volva nie była nigdy uzbrojona.
- Mówiłeś, że chciałbyś negocjacji… Jeśli jednak przywódcę ich spotkamy po drodze… jak będziesz chciał potem z nimi negocjować? - Zapytała cicho i nie czekając na odpowiedź kontynuowała. - Może od razu spróbować rozmowy, a nie za ludźmi się uganiać? To… źródło, które tam zniszczyliśmy… chroniło tą ziemię i samo było chronione tak dobrze, że nawet ja zorientowałam się, gdy było już za późno. Teraz gdy zostało zniszczone pojawiła się ta… kreatura. Zapewne ma to ze sobą związek. Możemy zaproponować pomoc w zniszczeniu tego co się pojawi… i wspólną próbę naprawienia źródła. Jestem Wiedzącą, ich przywódca także Widzi, razem… - Tu nie wiedzieć czemu w umyśle volvy pojawiło się wspomnienie dwóch ciał splecionych w miłosnych uścisku, by zaraz zniknąć. Kontynuowała po króciutkiej pauzie. - Razem możemy mieć większe szanse odkryć sposób.
- Jeżeli spotkamy tego suczego syna i będzie chciał rozmawiać, niech i tak będzie. - Skald pokiwał głową, wnet jednak głos mu stwardniał, a gniew znów na wierzch wypełzł. - A jeżeli rozmawiać nie będzie chciał… od pazurów swych rozmowy zacznie, to go utłuczemy, ludzie jego weźmiemy i z innymi przyjdzie nam rozmawiać. Coże o tym myślisz?
- Ostawienie go przy życiu bardziej pomóc nam może ale to pewnie nie będzie łatwe. Chodźmy na polanę, sprawdzę co ze źródłem, w międzyczasie może się pojawi… Daj mi pierw mówić.
- Obiecuję Ci Elin, że sam pierwszy miecza nań nie wyciągnę.
Skinęła głową.
- Dziękuję.
- Myślisz, że jest szansa?
- Raz z nim mówiłam. Nie chciał mnie zabić od razu. Może i teraz się zgodzi pomówić, jeśli o źródle powiem.
- Dziwnym jest, że do obrony świętości się nie rzucał.
- Zaklęcia z dala chciał rzucać, chyba mu przerwałam, a potem… źródło zostało zniszczone i odszedł.
- Czym było to źródło? Nie słyszałem o takich miejscach za wiele.
- Miejscem czystej energii, mocy, która z ziemi się bierze. Chroniące okolicę przed złem i spaczeniem. Gdybym wcześniej się zorientowała, próbowałabym Cie powstrzymać. Niestety. Stało się jak się stało i trzeba to teraz spróbować naprawić.
- Nie chciałem tego - Freyvind aż zdziwił się słowami Elin. - Nie podejrzewałem… zwykłe zatknięcie trupa…?
- Wiem. - Odparła łagodnie. - Wiem, Freyvindzie. To było moje zadanie. Zawiodłam… i za to zapłacę. Możesz być tego pewien. Za każdy błąd. - Uśmiechnęła się delikatnie ale w spojrzeniu dało się dostrzec smutek.
- Każdemu błędy popełniać, ale braci z krwi masz od tego, by uchronili Cię, abyś płacić za nie nie musiała.
- Przed Asami i Wanami mnie nie obronicie ale dziękuję. - Skinęła głową z wdzięcznością.
- Macie jakąś wiedzę, która pomóc może? - Frey nie podjął tematu odpowiedzialności volvy przed bogami. - Jam co o nich wiedział, powiedziałem już wcześniej. Może kto co słyszał. Co pomóc może?
Wieszczka również nie kontynuowała czekając, czy ktoś jeszcze będzie miał coś do dodania.
Za plecami zebranych odezwał się głos młody:
- Babka mi mówiła, że wilkołaczy ród na srebro wrażliwy. I że światło Maniego na nich wpływa tak, że we wściekłość ślepą wpadają przy jego pełnym obliczu. - Skald słuchając chłopaka zerknął na pełen krąg księżyca i zaklął pod nosem. - I że od ugryzienia wilczego w lupina się zmienia człek. - przekazał stojąc obok milczącego jak zwykle brata. - I że… - utknął - ...eeee…. że sproszkowane przyrodzenie wilkołaka na męską moc dobrze czyni… w łożnicy... - nie wiedzieć czemu omijał spojrzeniem skalda i Gudrunn.
Pogrobiec uważnie się przysłuchał, o dziwo, młodzieńcowi. Potem sam spojrzeniem obdarzył Freyvinda.
- Krwi z wilka co dłoniami widzi nie pijcie. Nie spodziewajcie się, że od ran zwolni tempa. Mogąc siebie chronić i innych oczekiwać, lub uciekać, nie walczcie z nim sami, albowiem sama śmierć w nim i przez niego.
- Sproszkowanie im przyrodzeń dużo nie pomoże, ale srebro sprawdzić choć można. W starych opowieściach czasem prawda zaklęte. - Mamy li trochę tego kruszcu w monetach, drutach, bądź obręczach? - Skald spojrzał na Gudrunn, choć rewelacji się nie spodziewał patrząc po lichości osady. Pogrobcowi skinął głową na jego słowa.
Wampirzyca głową jasną pokręciła.
- Broni srebrnej nie mamy. Nieco jeno kielichów i ozdób. Ale przetopić można. Chociaż to czasu zajmie, a jeśli ruszyć chcemy dzisiaj to za długo potrwa.
- Czasu nie mamy by srebro w ostrza przekuwać… - urwał spoglądając na miecz u boku volvy. - Ile czasu zajęłoby po prostu stopienie jednego kielicha? - zamyślił się spoglądając na pozostałych. - Zbrocza ostrzy jeno wypełnić, jedynie na próbę. Skoro ten bies od wilka pochodzi, to gdyby opowieści o tym prawda się okazały, w walce z bestią mogło by to pomóc. - Czekał na opinie reszty, szczególnie na Pogrobca zerkając.
Gudrunn pokiwała głową:
- Stopić kielich nietrudno. Jens, leć do kowala niech wstaje. Ja zaraz kosztowności przyniosę. - ruszyła by do halli się udać.
- Może brat jego skoczyć? Ja z Jensem dwa słowa zamienić chciałem - spytał lodowookiej wskazując, że jej decyzje tu ma za obowiązujące.
- Jorik. Biegnij i wracaj prędko. - Gudrunn skinęła do chłopaka. Jens spojrzał na skalda poważnym spojrzeniem, chcąc pokazać, że godzien wyboru był. Widać było, że Frey szacunek miał u niego.
- Wybaczcie nam na chwilę skald potoczył wzrokiem po reszcie i otaczając ramieniem Jensa poprowadził go ku chacie gdzie zabrano Frankę.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!
-2- jest offline  
Stary 25-07-2016, 15:41   #68
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Freyvind

Weszli cicho kierując się ku łożu gdzie spała Chlotchild, dwie kobiety czuwały nad nią, a zmęczony i poraniony Grim siedział w pobliżu gotów pomagać w czymkolwiek co potrzebywałaby towarzyszka.
Stali tak chwilę nie odzywając się, Jens popatrzył parę razy ciekawie na Freyvinda. Widocznie nie rozniosło się szerzej na osadę to co aftergangerzy w halli Gudrunn mówili, a czasem i… wrzeszczeli. Chłopak zdawał się być jedynie pod wrażeniem urody ciężko rannej i nie bardzo wiedział w jakim celu skald przyprowadził go ku niej.

W końcu Frey klepnął lekko Jensa i zwrócił się ku Bjarkiemu.
- Zostaniesz z nią, prawda?
- Zostanę jeśli nie potrzeba mnie -
odpowiedział Grim spokojnie chociaż twarz skakała mu tikiem jak zwykle gdy zmeczon lub zatroskan.
- Ty tez wypocznij, zmęczonyś i ranny. Ona Cię tu bardziej potrzebuje. I wyjdzie z tego, złe myśli odrzuć. - Położył dłoń na ramieniu ogromnego godiego.
Kiwnęli sobie głowami gdy Frey Jensa wyprowadzał.

- Wiesz, ze to nie woj, a godi? Choć posturą woja przypomina? - spytał w końcu chłopaka gdy znaleźli się na zewnątrz.
Jens pokręcił przecząco głową spoglądając z namysłem na skalda:
- A ta kobieta?
- Frankijska księżniczka, choć nie krześcijanka. Oboje moimi sługami, choć bardziej druhami i przyjaciółmi. Próżno choćby mieszka srebra przy mnie szukać, ich jeno mam. Oboje jak widzisz okrutnie poszarpani. A mi w las trza… Wiesz o co zechcę Cię poprosić Jens?

Cień rozczarowania przemknął przez oblicze chłopaka. Skinął lekko głową:
- Zaczynam się domyślać, jarlu. - odrzekł przełykając chłopięcą urażoną dumę.
- Bezpieczni w Twoich i Twego brata rękach będą. I prawdę rzekłem, że wpierw nauczyć się trzeba bronić, nim na wyprawę iść pożogę czynić. To kolej rzeczy. Uczynisz to dla mnie? - Skald spojrzał mu w oczy.
Jens pokiwał głową, spuścił wzrok, westchnął.
- Popilnuję ich. - Wargi zaciął jakby więcej rzec nic nie chciał. - Zadbam o ich bezpieczeństwo.
Skald kiwnął głową i ścisnął mu przedramię tak jak zwykli to czynić wojownicy.
Po czym odszedł z powrotem ku trójce aftergangerów.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 27-07-2016, 21:08   #69
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny
Elin

Korzystając z okazji, że mieli jeszcze chwilę nim srebro zostanie przetopione Elin podeszła do Gudrunn.
- Kogo o krew mogę prosić? - Zapytała pani na Jelling.
- Niewielu chętnych tu znajdziesz. Wołu nie może być? Mogę w lesie coś upolować jeśli Ci to nie szkodą.
- Jeśli wół został, to dobrze.
- Ostatni z Ribe. - skinęła głową Gangrelka.
- Skorzystam zatem, dokąd się udać?
- W stajniach stoją - wskazała volvie kierunek nieco na obrzeżu wszystkich chatek.
- Dziękuję. - Volva również skinęła głową i podążyła we wskazanym kierunku.
Była głodna ale wraz z myślą, że ma się zaraz pożywić rósł w niej niepokój. Ignorowała go jednak i do stajni weszła rozglądając się za zwierzęciem. Wół stał sobie spokojnie w boxie z tyłu stajni. Niepewność rosła w Elin coraz silniej i gdy w końcu podeszła do zwierzęcia i mrucząc mu uspokajająco do ucha chciała zakosztować krwi zamarła. Nie umiała przemóc się, by zatopić kły w wołu. Nie chciała czuć posmaku posoki na języku, choć tak bardzo ją potrzebowała. Musiała się zmusić, po prostu musiała. Stała tak chwilę wpatrując się intensywnie w zwierzę i w końcu zdołała się przemóc. Kły zatopiły się w skórze wołu na grubym karku i aftergangerka wzdrygnęła się na smak krwi, która spłynęła jej do gardła. Zmusiła się by pić dalej ale drżała cała z obrzydzenia do siebie samej. Zaspokoiwszy jeno najpilniejszy głód oderwała się z niesmakiem od stworzenia. To pewnie tak zwierzę po prostu smakuje… Uspokajała się w myślach. Na teraz musiało starczyć. Nie zamierzała więcej pić wróciła więc do pozostałych. Miecz ciągle obijał się o jej biodro i nogę. Będzie przeszkadzał w lesie, gdyby musiała uciekać. Poza tym… jeśli ma zamiar negocjować dobrze by było, żeby wyszła nieuzbrojona. Westchnęła cicho i skierowała się do halli, by schować broń do swej skrzyni.

Kuźnia - wszyscy

W końcu Jorik zjawił się przy grupie oczekujących aftergangerów.
- Gotowi są - rzutko oznajmił Freyowi.
Ten skinął głową.
- Idź do brata, a my do kuźni.
Chłopaczek zawahał się.
- A… jarlu… - spojrzał na skalda - … po wyprawie, jak wrócisz… zabierzesz mnie?
Skald zerknął przelotnie na Gudrunn.
- Jeżeli wrócimy, porozmawiamy o tym.
Jorik skinął głową i pognał poszukać starszego brata.
Lodowooka nic nie rzekła, lekko głową jeno skinęła skaldowi.
Volva wróciła z halli bez miecza tym razem i rozejrzała się pytająco.
- Kowal gotów? - Zapytała.
- Tak, Jorik mówił, że można zaczynać. Widzę, że jednak broni nie zabierasz...
- Jeśli mam z nimi rozmawiać lepiej bym nie uzbrojona była.
- Mądre to, mam nadzieję że pomoże. Chodźmy tedy.
Skinęła głową i podążyła za wszystkimi.

W kuźni gorąc buchał, lecz dźwięków głośniejszych słychać jeszcze nie było. Roztapianie kielicha nie wymagało wielkich nakładów pracy, więc
nadzorował jedynie samą zmianę naczynia na płynną, srebrną plamę. Pomarszczony, siwy, z mięśniami ramion już nieco obwisłymi nadrabiał jednak posturą.


Skald patrzył na niego lekko ‘wilkiem’, a raczej na pięknie wykonany tatuaż na ramieniu. Głosy myśli snujących się po głowie szeptały mu różne wytłumaczenia. Również i takie, że część mieszkańców sprzyjać mogła pomiotowi Fenrisa, a może i szpiegować? Czujnie obserwował kowala. Gudrunn podeszła przed wszystkimi do niego i w dłoń wcisnęła mu drobiazgi jakoweś, mrucząc cicho:
- Za trud po nocy. - Poklepała mężczyznę po ramieniu.
Przekrwionymi oczami spojrzał na wampiry i bez słowa dłoń wyciągnął pierw do Volunda. Bezgłośnie oczekiwał na broń Gangrela. Ten dotychczas w milczeniu zupełnym czekał, i ciężko było dociec, czy myśli w danej chwili w nim nikt nie uświadczy, czy jest ich pełen. Oczy zeszklone na potężnej sylwetce ziskrzyły się.
Nie zerkając nawet sięgnął po miecz w pochwie - kolejny z wozu, umarłemu odebrany bez patrzenia wręcz, który najlepiej by w dłoni leżał, który najbardziej dogodny by był. Broń opartą o wóz jął i za pochwę trzymając podszedł do wielkiego mężczyzny. Chwyciwszy na chwilę za rękojeść dobył ostrze, do połowy, odkładając pochwę z namaszczeniem i na przedramieniu klingę oparł, podając - prawie jak by dlań był to jakiś rytuał - broń temu, który miał ją bardziej śmiercionośną uczynić.
Kowal miecz ujął, przez chwilę ważył w dłoni. Spojrzał na ilość roztopionego kruszcu i mruknął niezadowolony. Czerpakiem na długiej rączce nabrał nieco srebra i powoli począł oblewać końcówkę zbrocza. Odsunął się i przyjrzał:
- Na wiela nie starczy - mruknął w powietrze.
Bez ceregieli miecz wcisnął w kadź z wodą by utwardzić srebrny szlak.
- Nie wiem jak długo utrzyma się. Tu w tej części może dłużej. Mniejsze kawałki mogą jeno odpaść szybciej. - marudził burkliwym tonem.
Z parującej kadzi wyciągnął broń Volunda, przesunął wielką, spękaną dłonią z bliznami od poparzeń i cięć. Przeszedł i młot uchwycił by srebrną warstwę wygładzić i do miecza wyważenia dostosować pieszczotliwymi ruchami. Oddał miecz potem Volundowi i po kolejną broń dłoń wyciągnął. Gangrel z takim samym szacunkiem - do broni i do kowala - broń przyjął, głowę pochylając przed mężczyzną na chwilę, i wcale nie obrażon, iż ten na to nie zważa lub nie widzi.
Z lekkim ociąganiem i Freyvind swą broń z pochwy wyjął by w końcu kowalowi ją podać. Wciąż obserwował go przy tym świdrującym wzrokiem, lecz mężczyzna spojrzeniem się nie przejmował, skupiony w pełni nad swymi czynami. Miecz Freyvinda z równą dbałością i pieczołowitością traktował. Skończywszy rozejrzał się za kolejnymi ostrzami jego pracy wymagającymi. Broń swą odbierając skald podobnie jak berserker wcześniej w podzięce głową skinął. Nie miał wszak nic aby inaczej kowalowi za jego pracę wynagrodzić.
Gdy nikt więcej po broń nie sięgał by mu podać, znowu się odezwał:
- Jeszcze zostało. Niewiela, na kawałek ostrza, przy sztychu można… - znowu kaprawe spojrzenie podniósł na zebranych oczekując ich decyzji.
- Kilka niewielkich bryłek z tego uformuj i pracy na dziś Twej wystarczy.
Przygotował niewielkie łubki i w formę okrągłą ułożył by zlać srebrzystą ciecz. Po krótkim czasie nieco ciepłe kulkowate kawałki wrzucił w dłoń skalda. Pomrukując wyprawił wszystkich z kuźni, zamykając podwoje za nimi.

Gudrunn rozejrzała się po towarzyszach:
- Gotowi?
- Tak - Freyvind wziął Elin za dłoń i położył na niej dwie kulkowate, lekko nieforemne kawałki srebra, Gudrunn podał jeden. - Gdyby jednak do walki przyszło, a doszło do tego co z Elin ostatnio gdy bestia już na niej… choćby w pysk mu to wrzucić. Jeśli prawda, że im srebro nie służy, ostatni ratunek to wtedy być może.
Volva spojrzała na grudki i skinęła głową.
- Dziękuję - odrzekła chowając je do mieszka przy pasie.
Gudrunn zaś łebkiem jasnym pokręciła.
- Nie mam jak tego nieść - ramiona rozłożyła - Złotousty. - Uśmiechnęła się przekornie. - Zatrzymaj. Może Tobie się przyda.
Nie sprawiał jednak wrażenia jakby koniecznie chciał srebro zatrzymać. Zwrócił się tedy z ostatnim kawałkiem ku Volundowi, który tylko uniósł brew komicznie, nagi i o nagi miecz oparty stojąc. Skald uśmiechnął się lekko, sam sakiewki nie mając zacisnął dłoń na kulce kruszcu jak na amulecie. Tarczę na plecy założył i popatrzył na Gudrunn jaka prowadzić ich miała.
Lodowooka płaszcz i kaftan zrzuciła, po drodze za róg kuźni. Po chwili tuż obok stała czarna wilczyca węsząca powietrze.
 

Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 27-07-2016 o 21:19.
Blaithinn jest offline  
Stary 28-07-2016, 21:32   #70
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Ruszyli żegnani przez rozżalonych Knuta i Ragnara co do obrzeży osady ich odprowadzali chyłkiem, między sobą się czubiąc. Wadera ruszyła chyżo, prowadząc ich drogą jakiej wcześniej wozami użyć nie mogli. Węszyła przy tym mocno po zaśnieżonej ściółce. Po dłuższym czasie, trop jakowyś podjęła i warknięciem ponagliła towarzyszy. Sama ruszyła lekkim truchtem.

Kolejny kawał drogi wiódł czwórkę aftergangerów przez nocny, oblodzony i zaśnieżony las, by w końcu Gudrunn do ziemi przypadła i cicho warczeć poczęła. Futro jej się na karku zjeżyło.


Poznali okolicę jedynie po kamieniach oraz sterczących gdzieniegdzie mieczach.

I dobiegającego z dala krakania.

Gudrunn zaczęła się podczołgiwać powoli wciąż najeżona i spięta, a Elin rozglądać uważnie po okolicy zmysły swoje wyczulając, aby sprawdzić czy ktoś ich już nie dostrzegł. Usłyszała na szczęście normalne odgłosy nocnego lasu, nic ponad to. Wzrok również nic nie podpowiadał, a węch woń krwi starej i rozkładu przyniósł.
Nikt ich nie obserowował najwyraźniej.
- Może sama wyjdę? - Szepnęła.
- Gdyby o wilki jedynie chodziło… - skald odszepnął jej kręcąc przecząco głową. - To co z Volundem walczyło może się tu kręcić, z tym rozmowy nie będzie. - Sam zaczął ostrożnie skradać się śladem Gudrunn.
Pogrobiec jeno przyglądał się temu i widać, że nie w jego naturze takie podchody były.
- Ja wyjść mogę - zaproponował tylko, nie mitrężąc słów na wyjaśnienie, że za przynętę by czynił.

Gudrunn posuwała się powoli lecz zdecydowanie, często jednak nos oblizując, i wargę ściągała kły bezgłośnie ukazując w bezdźwięcznej groźbie.
Elin ostrożnie przesunęła się, by na polanę spojrzeć ale nic dostrzec nie mogła, a węch też nic więcej nie zdradzał. Ruszyła obok Gudrunn na łapach przysiadłej oraz Freyvinda przygarbionego i czujnego. Gdy przez krzaki i drzewa na polanę wyszli widok przerażający się ich oczom ukazał.
Ciała wilkołaków co wczoraj bronili swym życiem miejsca mocy, po całej polanie rozwłóczone były. Dłonie, nogi, ramiona osobno leżały, żadne ciało kompletne nie było. Wszystkie co pozostały na drobnicę przemieniono. Polana zakrzepłą, czarną juhą zlana była. Zapatrzona Elin niemalże na kawałek ciała nadepnęła co chyba uchem kiedyś było. W świetle Maniego martwa polana wyglądała jakby Hell na ułamek myśli królestwo swe uczyniła na ziemi. Gudrunn warknęła już głośno ale kroku dalej nie postąpiła. Spojrzała na volvę złotymi ślepiami. Skald obok niej patrzył bez słowa na miejsce przerażającej kaźni.
Elin uważnie się rozglądała i nasłuchiwała, czy ruchu jakiegoś w świetle księżyca nie dostrzeże.
Nic nie wskazywało, by życie tu jakowe było.
Wieszczka głowa pokręciła, że nic nie dostrzega i krok do przodu ostrożnie postąpiła.
Freyvind pokręcił głową.
Też na polanę wyszedł nieco ślizgając się na gruncie i prawie przewracając się na rozwłóczonych po ziemi wnętrznościach. Wkroczył głębiej na polanę rozglądając się wokół szczególnie ku miejscu gdzie głaz przewrócił i pal z trupem zatknął wzrok swój kierował i ku temu miejscu powoli zmierzał.
Wiedząca również szła ostrożnie ku centrum polany, by sprawdzić miejsce. Biorąc pod uwagę jak wszystko wyglądało wokół wyczucie czegokolwiek łatwym zadaniem nie będzie… Musiała jednak zrobić co w jej mocy. Niestety nie była dość ostrożna i w połowie drogi poślizgnęła się i wpadła w jakieś szczątki. Wszędzie wokół niej były ciała i krew… Jęknęła cicho i poderwała się gwałtownie. Ręce w panice o suknie zaczęła wycierać cała się trzęsąc. Cofnąwszy się nieco Freyvind zbliżył się do niej i ramieniem otoczył, ostrożnie kroki stawiając doprowadził w końcu wyprowadzoną z równowagi volvę do miejsca jakie wczoraj splugawił.



Dyszel od wozu leżał, miast sterczeć z ziemi. Oblany krwią starą i resztką wnętrzności ozdobiony. Wokół ślady mazi czarnej co przypominała resztki znalezionej na Volundzie. Wokół pala też jakiś ciemny krąg był niemal wypalony w ziemi, łysej, bez śniegu i z zaskorupiałym błotem. Trupa wilkołaczego nie było w zasięgu wzroku.

Pogrobiec tymczasem z klingą w ręku obaczył polanę ślepiami szkarłatnymi. Konsternację jakąś w nich skald mógł zobaczyć i… szczere urzeczenie widokiem.
Jak nikt mu nie odpowiedział, ruszył, lecz nie na polanę. Wzdłuż jej brzegu, metr-dwa może od skraju otaczającej to nieświęte już miejsce kniei, jak gdyby pełen krąg zatoczyć chcąc. Kroczył nieśpiesznie, ale niezbyt się maskując, w drodze płazem miecza powolnym rytmem o bok goleni bijąc...
Gudrunn powoli łapy unosząc kroczyła po polanie, stąpając ostrożnie. Węszyła wciąż powarkując i się jeżąc aż do Volunda doszła. Pogrobiec, co był bliski trzeciej części kręgu zatoczenia wokół polany wzrokiem na nią powiódł, gdy wilczyca się zbliżyła. Zerknął szkarłatnymi oczyma na Elin i Freya, co na środku miejsce badali.
- Tu już go nie ma. Tak jak nie było, gdy mię i Chlo kto stąd ściągał - rzekł tylko, wędrówkę swą cierpliwie i metodycznie kontynuując. Wadera szczeknięciem dała znać, że czeka na dalsze ustalenia. Łeb przekrzywiła widząc Elin próbującą się bezładnie pozbierać po upadku. Jęzor lekko wywaliła w wilczym uśmiechu i oparła się cielskiem o berserkera z radości. Ten również przystanął, wolną ręką ucho i łeb jej wilczy głaszcząc w jakimś zamyśleniu i makabryczną scenę oglądając.

Volva głową skinęła w podzięce próbując przywołać się do porządku. Po chwili uklękła przy miejscu gdzie obalony głaz stał.
- Sprawdzę teraz to miejsce… Może ślady dawnego źródła wyczuję ale może być tak jak przy Chlo - cicho skaldowi powiedziała i oczy zamknęła dotykając niegdyś świętej ziemi.
- Jestem obok - rzekł tylko skald wciąż się rozglądając i przy niej stojąc.
Nie musiała się wiele skupiać, najlżejszy dotyk przyniósł falę uczuć, wrażeń i doznań. Skald widzieć mógł jak ciałem wieszczki wstrząsnęły dreszcze lecz dłoni od podłoża nie oderwała.
Elin zaś znalazła się w innej przestrzeni i głos znajomy usłyszała.
- Jak wiele pokoleń na …. TO?!!!!!!!
Przed oczyma wampirzycy odtworzyła się walka niedawna lecz tym razem ni skald ni Volund ni nawet Agvindur nie przypominali świetlistych obrońców ni mścicieli. Nagie, nadgniłe szkielety zamiast nich zobaczyła, co wokół siebie mroczną, zimną energię niosły. Atakowały za to świetlistych obrońców, pełnych życia, światła, niosących złotą, ciepłą moc.
Obraz zmienił się i stojąc pośrodku polany poznała ją… choć wokół drzewka młodziutkie zaledwie wyrastały. Sol błogosławił to miejsce swą obecnością, dziki zwierz w pokoju tu żył ze sobą. Wilki też tu były, jakby przynależąc, jakby one same i ich przodkowie i przodkowie ich przodków należeli tu.
Obrońcy.

Zadygotała mocniej, gdy wizja zmieniła się na powrót na mroczną gdy na polanę wkroczyli ludzie, mężczyźni w habitach, z długimi rękawami i kapturami zasłaniającymi twarze. Moc tego miejsca odczyścili w wybuchu jakiegoś śpiewu i okadzania. Stali w kręgu mamrocząc coś pod nosami, na koniec krzyż wbijając w to samo miejsce, gdzie teraz kamienia tykała. Moc tę jednak zamknięto, ograniczono, zaklęto w wąską smugę. A wokół budowla jak w przyspieszonym tempie poczęła powstawać...
- Jak wiele pokoleń?! - wyszeptał głos wprost w jej ucho.
Elin odpadła jak odrzucona od kamienia.
- Jak to odwrócić? - szepnęła w noc. - Jak? Powiedz mi… - Przyklękła ponownie przy kamieniu nie dotykając go już jednak.
Odpowiedzi jednak nie dostała, a Freyvind jedynie stał bacznie obserwując okolicę czy volvie w jej poczynaniach nic nie zagraża. Zerkał na nią ciekawie od czasu do czasu.
Nie wydawał się być przejęty splugawieniem świętego miejsca ni wcześniej, ni teraz.
- Co zrobić mam? - głos wieszczka podniosła wpatrzona w czarne niebo. - Co uczynić, by cofnąć TO?
Dalej odpowiedzi nie było, widać oszalała już zupełnie, że głosy słyszała.- Trzeba to miejsce oczyścić… - rzekła pustym głosem. - Ciała spalić najlepiej… i przyjść znów by rytuał oczyszczający odprawić. Ziół potrzebować będę…
- Teraz palić czasu nie ma, a żeby ludzi tu przysłać by to uczynili wpierw bestię trzeba ukatrupić, a sprawę z wilkami rozwiązać - W głosie skalda znać było gniew. Niecierpliwość dawała znać o sobie, a makabra okolicy tylko wspomagała szał krążący we krwi.
- Dobrze… niech spalą ich w świetle Sola, tak będzie lepiej… - Odparła bez emocji wieszczka.

Niewiele minęło czasu nim rozegrała się scena z jedyną aktorką. Pogrobiec wzrok jednak już w inne miejsce polany kierował.
- Nie było tu tej… jatki gdym tu był. Jestli kto nas do Jelling zabrał, nie wspomniał o tym, lupin musiał potem powrócić… - Było pewne wahanie w głosie berserkera czy to kreatura rozprowadziła ciała na całej polanie, lecz żaden inny kandydat nie jawił się prawdopodobnym. Sam Volund przestał pieścić ucho wilczycy i z wolna, ostrożnie przez ciała, wolniej zdecydowanie niż Frey i volva ruszył ku miejscu, z którego pamiętał, że demon oswobodził istotę. Słowa Elin słyszał jeszcze idąc, lecz skupion był jedynie by na wnętrznościach śliskich a zaschniętej krwi nie stracić postawy.
Gudrunn szczeknęła na nich i zrobiła kilka kroków w las. Niecierpliwie się w miejscu zakręciła.
- Jeszcze nie - odrzekł tylko Pogrobiec nie odwracając się do niej i dalej ostrożnie krocząc.
Wnet dołączył do dwójki aftergangerów wpatrując się w wypalony krąg.
- Nic tu na razie nie poradzim - skald odezwał się do berserkera zwracając ku niemu głowę. - Trzeba nam albo tropem potwora, którego demon uwolnił ruszyć, albo tropem rodzin wilkołaków, tu czas jeno tracimy, Elin, teraz nic nie uczyni.
- Tu właśnie pierwej gom ujrzał, jak gdyby w pętach mocy jakiejś - zauważył, prawie szeptem i niebecnie Volund, po czym przeniósł wzrok na Freyvinda, jak gdyby dopiero go dostrzegł. Sekundy potrzebować, by słowa sprzed chwili zrozumieć i skaldowi przypisać.
- Tak - skinął głową - lecz czasu wiele minęło, a oni nie tylko w noc w ruchu… Sądzę, że lupin pozostanie w okolicy. Pytanie jeno, czy do Jelling nie zajdzie, gdy my za rodzinami się udamy… - Podniósł wzrok ku chatom, które odwiedzili. - I tak dzień przewagi mają…
- Tak, ale nie wiadomo czy ruszyli gdzie, czy się zaszyli w knieji. - Freyvind zmarszczył brwi, obie opcje były ważkie, odpuścić wilczym rodzinom dziś, jutro już faktycznie można byłoby szukać wiatru w polu. Z drugiej strony jeżeli potwór tu zbudzony miałby zaatakować Jelling… - Elin, co ty uważasz? Wilki, czy bestia tu zrodzona? - Spojrzał na volvę, po czym szybko odwrócił się ku waderze szczekającą na nich na skraju lasu i zawołał: - Gudrunn! Przybież na chwilę.
- Spróbujmy może tę bestię znaleźć, by ludzie bezpieczni byli… - odrzekła volva. - I chciałam do chaty wieszcza jeszcze zajść. Jeśli coś jego mieć będę, mogę spróbować sprawdzić gdzie go znaleźć.
Gudrunn szczeknęła i w las ruszyła nie czekając dłużej na żadno z nich.

Pogrobiec tylko swojego brata i siostrę w krwi wzrokiem zmierzył i ku skraju polany, gdzie Gudrunn między drzewami zniknęła ruszył.
- Nie będzie chciał, nie odnajdziemy. Zbyt wiele czasu upłynęło, zbyt daleko…
Elin kiwnęła głową i ruszyła ponura za nim. Skald też, choć gniew zaczął palić się w jego oczach już żywym płomieniem. Szczęki zaciśnięte i mięśnie pulsujące na szyi świadczyły, że reakcja Lodowookiej aktualnie w wadere zaklętej zbudziła w nim to co od czasu picia z wołów chwilowo w nim wygasło.

Ona sama nieświadoma tego majaczyła im co chwila pomiędzy drzewami, lecz nie szła w tym samym kierunku z którego przybyli. Głębiej w las wchodziła, czasem to przystając to zawracając by się nie pogubili.
Volva szła mamrocząc cicho pod nosem ze złością.
- Dlaczego mnie pytasz… Skąd ja mam znać odpowiedź? Skąd??
Pogrobiec zapewne zapytałby volvy, w pobliżu jej maszerując w nigdy zagajnikowanej, dzikiej kniei, lecz wzrok jego znów lunatyczny na czas marszu był, a po twarzy i z rzadka oczu przymknięciu i grymasie bólu widać było, że jego ciało plugawą juchą wciąż było tak wycieńczone, iż zwyczajnie nie słyszał Elin, ni na otoczenie nie baczył. Szli za wilczyca ciemnym lasem, bez świadomego celu i sensu, tylko dlatego, że miast ustalić wspólnie gdzie idą, Gudrunn zakręciła się i smyrgnęła w las. Freya szlag jasny trafiał od stóp do głów. Zamiast przemyślanego planu, szli Loki wie gdzie, a im dalej wchodzili w las, tym bardziej nierealny stawał się powrót choćby na samą polanę bez wilczycy.
Po ciemku, przez nieznana sobie knieje.
Gdzie czaiła się Bestia zrodzona z plugawej świętości wilków.
Gdzie czaiły się same wilkołaki.
Jedyne co mieli, to czasem złote ślepia lub czarny ogon śmigający pomiędzy drzewami. Skald wznosił się na wyżyny furii, bestia leniwie przeciągała się mrucząc i szykując się do ataku.




Dłuższa wędrówka po lesie zakończyła się raptownie, gdy wadera zwolniła, a aftergangerzy posłyszeli szum wody. Gudrunn z cichym chlupotem przez lodowaty strumień przeszła i siadła na zadzie. Przed nimi w niewielkiej kotlince stała wielka chata niemalże w ziemie wpisana ale ciemna i pusta się zdawała. Wokół jakoweś drewniane maluśkie chatki niczym w równym szeregu woje stały. Wadera odczekawszy chwilkę skoczyła by wokół chaty powęszyć. Krótkim szczeknięciem i parskaniem, ryciem ziemi tropów szukając i oznajmiając to pozostałym.
Z irytacją w końcu ziemię rozdrapała, kłapnięciem paszczy obrażenie swe manifestując.
- Rozumiem… - zagaił Volund, co pierwszy za nią ruszył i pierwszy dotarł na kolejny skraj gęstwiny w większym lesie, patrzył zaś na nieznane im wcześniej zacisze. - Już z pewnością ich tu nie ma… gdyby byli, gdyby mogli, na Jelling by za dnia uderzyli.
Gudrunn szczeknęła raz jeszcze, krótko.
Wzrok już przez czerwoną zasłonę prawie się przedzierał gdy skald stanął w końcu nad nią wciąż rozkopującą ziemię.
- Co się stało? Piesek kosteczkę tu sobie zakopał, ale sam nie wydostanie? - wycharczał dławiąc się furią.
Wilczyca bez ostrzeżenia na skalda skoczyła z futrem postawionym i kłami obnażonymi dziko.
Nie bawiła się w podgryzania jeno wybiła się mocno nogami tylnymi i w gardło celowała, lecz jej atak trafił w pustkę. Freyvind odchylił się i wielkie wilcze cielsko trafiło go tylko w bark gdy przeskakiwała obok kłapiąc paszczą. Czerwień przykryła mu oczy, bestia wstała, ale walczył, nie dał się jej ostatkiem siły woli. Dobijała się na zewnątrz gdy z wysuniętymi kłami zwrócił się do wilczycy kładąc dłoń na rękojeści miecza. Zasyczał tylko.

Elin również podeszła i śladów zaczęła szukać. Znalazła, i wiele. Rozchodzonych, rozdeptanych, ciężko było nawet wyłowić ich liczbę. Ruszyła więc do chaty powolutku, ostrożnie, nasłuchując i gdy przystanęła pod samymi drzwiami obracając się do pozostałych dostrzegła Gudrunn atakującą Freyvinda. Pogrobiec na swego brata krwi się obejrzał, uważnie przyglądając… na ile rany sił odbierające i mglisty wzrok pozwoliły. Nic nie dostrzegł i nic nie powiedział. Wtem, jako na skalda patrzył, dopiero Gudrunn dostrzegł gdy ta nagle nań skoczyła aż Pogrobiec zaskoczony cofnął się dwa kroki.



Pani na Jelling nie miała nad swoją bestią kontroli. Nie patrząc kto jej na drodze i kto wokół, na skalda ponownie się rzuciła z charkotem co nie tak dawno słyszeli na polanie. Złote ślepia płonęły dzikością, wściekłością i żądzą mordu. Ledwie w momencie, pomimo ran, Pogrobiec rzucił się, na grzbiet wilczycy prawie przewracając. W ostatniej chwili miast wybić się, przysiadła i w ziemi i śniegu ślizgnęła. Ręką jedną wnet łapę jej tylną trzymał i pociągnął na ziemię i jak gdyby na szarpiącej wilczycy - wciąż diablo niebezpiecznej, lecz przynajmniej przytrzymanej, począł jak gdyby wspinać by całkiem ją do ziemi spróbować przygwoździć.
Skald nie pomagał mu. Gdzieś w jeszcze jasno myślącej części mózgu prześwitywała myśl, że gdyby teraz rzucił się pomagać ja utrzymać, to mógłby w szale się zatracić i wzajem rozerwać się na strzępy. Pochylił się jedynie unosząc rękę i patrząc na obraz w czerwieni cały oceniał czy Volund utrzyma waderę, czy po prostu dać jej w łeb. Choć trząsł się cały jak w febrze na razie tego czynić nie chciał.
Zaskoczona volva stała pod drzwiami ciągle nie ruszając się z miejsca, na wypadek gdyby ktoś z zewnątrz próbował się wydostać z powodu zamieszania jakie poczynili.
Gudrunn nadal w objęciach Bestii co odpuścić nie chciała raz schwytawszy wampirzycę w szpony, szamotała się wściekle warcząc, wijąc się, drapiąc pazurami i kłapiąc paszczą. Pogrobiec jednak, jak zawsze prawie, był niewzruszony, był jak klatka, nie ciało. Wilczycę na boku położył i na przeciwnym leżąc, jedną ręką łeb przy ziemi trzymał by ruszyć nim nawet nie mogła, rękę całą na jej szyi mając, a drugą za łapy i pod piersią i szyją miał, coby żadną miarą powstać nie zdołała.
Zadziałało, przynajmniej na tę chwilę. Spojrzał oczyma, co je ze szkarłatu na zwykłe odmienił, na Freyvinda.
- Proszę… Zabierz Elin do chaty! - nie podniósł bardzo głosu i mówił bez swego zwyczajowego spokoju, lecz zdawał się sytuację całkiem kontrolować i o bezpieczeństwo volvy troskać.
A w duchu i o Bestię skalda…
- Elin… - wycharczał Freyvind zmagając się z samym sobą. - Odstąp! - polecił, ale nie ruszył się. Brata poprzez braterstwo krwi sam na sam z wzbudzoną bestią zostawić nie chciał.
Volva już kroki dwa ku nim poczyniła ale cofnęła się widząc, że i skald ledwo nad sobą panuje. Ostrożną woląc być za budynek się poczęła wycofywać, a nie do środka chować.
Skald w końcu podjął decyzję
Rzucił się naprzód by utrzymać Gudrunn wraz z Pogrobcem, który bez problemu, nawet nie ruszywszy się kontrolował wilczycę, choć trzymał nie tak silnie, i ona opadła znacznie z sił. Frey padł na nich jedną ręka dociskając wilczy łeb do ziemi, drugą zad, aby w ogóle ruszyć się nie mogła. Volund co drugą część wilka trzymał, z bliska bardzo patrzył mu nagle w oczy.
- Sam ją uspokoję. Bracie… Proszę. - powiedział, teraz bez słyszalnego warkotu unieruchomionej afterganger. Freyvind pewności w twarzy Pogrobca jednak nie odnalazł, nawet więcej: zdało mu się, że usłyszał w tonie jego głosu…? Zwątpienie? Ryzyko było zbyt wielkie. I tak byli poranieni po zeszłej nocy, każde kłapniecie paszczą Gudrunn mogło okazać się śmiertelne, nawet nie teraz, ot w konsekwencji możliwej walki z mroczną bestią lub wilkami. Skald z zaciętymi ustami pokręcił jedynie głową trzymając waderę.
Elin w tym czasie rozejrzała się lekko zdziwiona i ruszyła czujna nie za chatkę a głębiej w las.

Wadera za to nadal miotała się w uścisku Volunda i Freya. Bezskutecznie próbowała się uwolnić, gryźć chciała co i rusz, a to jednego, a to drugiego.
- Trzymaj - rzucił berserker do skalda, gdy jasnym było, że ten nie odejdzie. O dziwo, puścił wilczycę i po ziemi przesunął się tak, by może w dystansie kilkunastu centymetrów być twarzą w pysk z nią. Mógłby spojrzeć w oczy, lecz unikał tego, miast tego, licząc, że na nim się skupi - jeśli miałoby uspokoić ją się powieść… lub też, jeśli skald utrzymać jej nie zdoła. Patrzył na ziemię obok nich i rękę wyciągnął, bok wilczego łba i uchu gładząc, zaskakująco delikatnie, tak kojąco, jak umiał w tej bardzo trudnej sytuacji.
- Szzzzzzzzz… - wyszeptał tylko, jak nie on sam, będąc bardzo blisko wilczycy… dla dobra jej, i dobra wszystkich jeśli by się wyrwała.
Trzymając ją i widząc starania Pogrobca, Frey postanowił go wspomóc. Do głowy trzymanej i dociskanej do ziemi też twarz zbliżył.
- Uspokój się, na litość Frigg! - wycharczał tonem jakim najczęściej odzywał się Agvindur. - Jelling!!
Nie wiadomym było czy to starania Volunda czy Freyvinda przebiły się do jakiejś świadomej części Gudrunn. Pogrobiec błysk inny, rzeczywisty w oczach czarnej wilczycy zobaczył. Wadera jeszcze się szarpała lecz nieco mniej, napięcie jej ciała mniej krwiożerczym było.
Widząc lekkie uspokojenie się wilczycy, skald palcami zaciśniętymi na wilczej głowie zaczął przebierać uspokajającym gestem. Za uchem. Na ile mógł, aby chwytu zanadto nie spuścić, wciąż szeptał cicho coś jak mantrę, by nie przerywać jej walki z bestią w ponowne zatracenie. Pogrobiec zaś, podobnie, ucho oklapłe bez szału pieszcząc, wzrok jednak na swego brata krwi przeniósł, jego obserwując bardzo uważnie Pamiętał, jak bliski szału był on jeszcze nim tę walkę wszczął. Ciało wilczycy drżało od wysiłku jej walk na zewnątrz i wewnątrz toczonej. Powoli jednak się wyciszała i uspokajała by w końcu pisnąć cicho i nos językiem oblizać. Wierzgnęła raz jeszcze lecz tym razem by się uwolnić od uścisku dwóch wampirów raczej niż by ich atakować.

Obserwując ją bacznie i wciąż cały napięty i drżący, skald puścił ją odchylając się z lekkim poczuciem ulgi, a bekserker jego wzrok w końcu zeń przeniósł na Gudrunn co w wilczej postaci wciąż była. Nie był jej trzymał już, skąd jeszcze przed chwilą ryzyko takie, ale na wierzgnięcie i gładzić aftergangerkę przestał. Podniósł się z wolna z ziemi, i miecz ujął z ziemi, już ku chacie patrząc.
Wilczyca drżąc cała przetoczyła się na brzuch najpierw potem na łapach uniosła. Łbem pokręciła, dreszcz po skórze całej przeszedł, co go zrzuciła z siebie otrzepując się. Z ogonem miedzy tylnymi łapami, przykulona, w kierunku lasu ruszyła lekkim truchtem.
- ...znowu…? - zapytał pół szeptem, pół jękiem Volund, obserwując oddalającą się wilczycę równie nagle, co na polanie. Gotów był jednak ruszyć za nią, wpierw tylko… spojrzał na swojego brata krwi.
- Była tu przed chwilą. - Skald potoczył wzrokiem w mig odgadując spojrzenie Pogrobca. Ten skinął tylko głową na znak zrozumienia, nie dopytując wobec zwycięstwa Freya nad własną bestią i z mieczem w dłoni ruszył za Gudrunn. Skald za nim pociągnął.
Daleko się zagłębiać w las nie musieli. Jasna czupryna Lodowookiej mignęła raz i drugi między drzewami. Wampirzyca oglądała się wokół siebie w niejakiej panice mrucząc coś do siebie. Przypominała wilka albo psa kręcącego się za swym ogonem.
Na odgłos kroków za drzewo skoczyła.
- Idźcie stąd - wychrypiała.
- Co się stało? - Freyvind spiął się, jego oczy strzelały na boki.
- NIC!!! - pisnęła za drzewo się cofając nieco bardziej.
Na ten okrzyk raptowny, oczy berserkera ku drzewu za którym się skryła się zwróciły Pogrobiec przystanął w miejscu, lecz również nie odchodził. Zbyt ranami i tułaczką znużony był, by móc choćby dociec, o co mogło aftergangerce chodzić. Za to zaczął się oglądać za nich, nie spodziewając się zagrożenia, lecz zastanawiając się nad czymś.
- Gdzie jest Elin?
- Nie wiem… -
wzruszyła ramionami zerkając za siebie.
Totalne zdezorientowanie Freyvinda stłumiło nawet gniew cofając go z powrotem w głąb, choć poczucie zagrożenia nie zmalało. Patrzył to na drzewo, to na Pogrobca.
- Gudrunn, o co chodzi? - powiedział najdelikatniej jak w tej chwili tylko potrafił. Każdy inaczej przeżywał swe spotkanie z bestią. - Sami w tym lesie nigdzie nie pójdziemy.
- Nic, nic -
powtarzała całkiem kryjąc się za drzewem by z ich oczu zniknąć. - Gdzie volva? - dobiegło ich całkiem wybite z równowagi pytanie.
- Nie wiemy - odparł berserker. - Czy potrzebujesz chwili… sama? - zapytał, patrząc na drzewa, nasłuchując odpowiedzi kobiety.
- Tak!!
- Przy chacie będziemy... -
Skald cofnął się. - Poczekamy tam na ciebie, mus nam ją znaleźć.
Brat krwi jego bez słowa, to samo myśląc odwrócił się i razem odeszli.

Wycofawszy się tam gdzie jeszcze chwilę temu walczyli z szałem Gudrunn, Freyvind skierował się ku chatce i ostrożnie otworzył ją zaglądając do środka. Chata w popłochu opuszczona była, sprzęty porozrzucane, kilka garnców pobitych, rzeczy porozrzucane. Coś ze ściany zabrane zostało bo jeno jasny ślad się ostał, odcinający się od okopconego wnętrza. Poza tym pusto było i cicho.
Wchodząc Freyvind z bliska popatrzył na wnętrze, ściany sprzęty, podłogę… po czym wyszedł na zewnątrz kierując się ku miejscu gdzie Gudrunn w formie wilczycy w ziemi grzebała. Lecz i tam nic ciekawego nie zoczył, za to z lasu wilczyca wyszła podbiegając do nich. Miejsce poprzedniego drapania ignorowała, zaś węszyć zaczęła wokół za śladami Elin. Trop po krótkiej chwili złapała i szczekaniem powiadomiwszy ruszyła w las.
Podążyli za nią w ciemny bór.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2016 o 21:36.
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172