22-07-2016, 22:05 | #61 |
Reputacja: 1 | Elin, Agvindur Agvindur mógł być zdziwiony, gdy zawsze nieśmiała Elin pocałowała go z tak rzadką u niej pewnością siebie przyciagając go do siebie jeszcze bliżej. Nie miała jednak czasu by się nad niczym zastanowić, bo jarl w ramiona ją porwał i uniósł nad siebie. Teraz to ona trzymać się go musiała i pochylać w dół nad nim. Uścisku nie zwalniał, trzymając ją w swych mocarnych ramionach. Całował za to zachłannie. Jakby jakaś tama w nim pękła. Czy to przyjemność, czy poczucie bezpieczeństwa płynące z bliskości Agvindura sprawiły, że Helleven znów usunęła się w cień, by zostawić Elin w tak kompletnie niespodziewanej dla niej sytuacji. Usta volvy zamarły na chwilę, by zaraz oddać pocałunek z jakąś dziką tęsknotą. Dłoń jej jednak powędrowała do policzka mężczyzny by pogłaskać go delikatnie i spróbować odchylić się lekko. Nie chciał przerwać tego co się działo. Nie chciał stracić z jej ustami kontaktu. Powoli osunął ją wzdłuż swego jakby w marmurze ciosanego ciała wciąż całując. Dłonie wplótł we włosy dziewczyny i zacisnął dłoń z wolna na karku. Drugą ręką w pasie mocno trzymając przesuwał wargami od ust przez policzek po ucho i zagłębienie szyi by tę wędrówkę szybko powtórzyć z powrotem. Poddała się z cichym westchnięciem, jej ręce znów splotły się na jego karku, by czasami tylko go muskać. Zapewne była to ich pierwsza i zaraz ostatnia taka chwila, więc Elin zamierzała ją wykorzystać. Na palcach stanęła, by twarz jego obsypać delikatnymi muśnięciami jej ust. Mruknięciami cichymi potwierdzał odczuwaną przyjemność, twarz w zagłębieniu jej szyi chowając, delektując się delikatną chociaż pobrużdżoną po wczorajszych przeżyciach skórą. Naparł lekko na nią przyciągając jeszcze kilka milimetrów bliżej ku sobie. - Elin… - szepnął wprost w jej ucho całując jego płatek, dłoń na podstawę pleców zsuwając. Zadrżała cała, w kąciku jej oka pojawiła się pojedynczą łza ale ujęła jego twarz w swoje dłonie i oddała mu długi pocałunek, jakby pragnęła nacieszyć się nim na zapas. - Agvindurze… - Wyszeptała mu w usta znów głaszcząc policzek, druga ręka powędrowała na plecy by skryć się pod włosami i błądzić wzdłuż kręgosłupa. - Nie zasługuję na Ciebie… - Co rzeczesz? - jarl nie zdawał się podzielać jej zdania. Nie tu i nie teraz. Kolejny żarliwy pocałunek i ponownie się odchyliła patrząc mu w oczy, w jej błękitnym ślepku czułość ogromna ze smutkiem się czaiła.. - Nie powiedziałam nic? - Wyszeptała zmartwiona. - Co widziałam? Nie powiedziałam? - Mówiłaś jeno o swym stwórcy, że to od niego prezent. I że sługi Ci trzeba. - ujął jej twarz w dłonie i pocałunki lekkie zostawiał na policzkach, nosie, powiekach. - Coś widziała, Elin? Usta volvy zadrżały. - Pięć wilków w okolicach Ribe… - Wyszeptała wzrok i dłonie spuszczając. - A ich przywódca mówił, że Ribe zapłaci za to cośmy uczynili… - łza kolejna spłynęła. - Miałeś rację… Nie powinniśmy miasta ostawiać… Winnam Ci to od razu powiedzieć… Ona winna to zrobić… - Uniosła wzrok pełen akceptacji i smutku na niego w oczekiwaniu na wybuch. - Pięć wilków? W Ribe? Teraz? - uchwycił ją nagle za ramiona i lekko potrząsnął. Niedawna bliskość ulotniła się niczym dym. - Jesteś pewna? - twarz jarla spięła się w nagłą maskę. - Pięć… - Potwierdziła. - Być może już zaatakowali… Oczy Agvindura pociemniały, szczęki zacisnęły aż skóra zbielała widocznie. Dłonie na ramionach wieszczki ścisnęły się kurczowo, gdy jarl walczył o zmysły z bestią. - Freyvind!!! Sighvart!!! - ryknął wciąż wzroku strasznego od Elin nie odrywając - Gudrunn!!! Nie zważał, że mieszkańcy spać mogą co poniektórzy. Hipnotyzował swym wzrokiem, wieszczkę. - Pewnaś tego co mówisz, kobieto? - usta zaciął w kreskę. - Jeślibym wizji pewna nie była, to pewnam co czarnowłosy rzekł. Zaatakują. Jeśli nie dziś, to wkrótce… - Nie próbowała się wyrwać, nawet strachu nie czuła. Rezygnacja i smutek były zbyt wielkie, by pozostawić miejsca na jakieś inne uczucia. - Czarnowłosy? Jaki czarnowłosy? - Agvindur brwi zmarszczył i twarzyczkę Elin uniósł trzymając podbródek. - Przywódca ich, wieszcz… ten co mnie w wizji widział. - Mówiłaś z nim? - zdziwienie jarla było bezbrzeżne - Kiedy? - Gdy brat Twój z Volundem do kamienia się dostać próbowali… Chwilę wcześniej tą wizję z wilkami miałam… Chciałam nakłonić go do zaniechania rajdu… Nie zdołałam… - Patrzyła mu ciągle w oczy, w jej spojrzeniu dostrzec mógł, że wszystko by oddała, żeby los odmienić. - Czemuś wcześniej nic nie rzekła? - widać było, że jarl opanował się, bestia nie pełgała już tak blisko powierzchni - Czemuś narażała się tak? - lekki pocałunek był jak echo niedawnego uniesienia. - Gdy zobaczyłam te wilki… Jeno o ratowaniu Ribe myślałam… - Zaskoczenie i nieznaczny błysk nadziei w błękitnych ślepku się pojawiły. - Nie wiem czemu nie mówiłam… Powinnam… ale… ale nie pamiętam… Od kiedy żeśmy chaty sprawdzili… Nie pamiętam… Rozmowę jednak przerwały dwie rzeczy: okrzyki ofiary Freyvinda i Gudrunn składanej całkiem niedaleko. I widok nadchodzących ghouli. |
24-07-2016, 19:42 | #62 |
Reputacja: 1 | Wszyscy Bjarki i Anders wkroczyli do Jelling z minami nie dającymi ni poszlaki co do ich myśli i tego co widzieli, lecz nie byli sami. Sprowadzeni przez nich jednak sami nie kroczyli… Ghoul Freyvinda raźno szedł, Chlo niosąc w ramionach. Dziewczyna opatulona była płaszczem sługi krwi, co już krwią własną zbroczyła. Z daleka nie widać było z jakich ran. Twarzyczka jej po nos prawie zakryta była materiałem i nieprzytomna tak, że wyglądała niewinnie prawie jak dziecię przez olbrzymiego jednookiego niesione. Obok jednak Anders, całą drogę nie mogąć nieść, podobnież ciągnął na lnie nie opatulonego, a zaplątanego jedynie Pogrobca. Byli zmieniali się ghulem w trakcie drogi - Bjarki miał dość siły, by nieść umarłego miast po ziemi ciągnąć, ale droga była dostatecznie długa by zmęczyć każdego z nich po kilkakroć. Pogrobiec… Pogrobiec również wyglądał, jak gdyby w błogim śnie był pogrążony. Nagie ciało znaczyła na rozerwanej szyi nowa rana… lecz… nic ponadto Nic poza posoką co całą twarz i pierś mu schlapałą i już zakrzepła, nie jego chyba, ciemna smolista i plugawa w woni… i nic poza stuporem. Kilku z mężczyzn otaczających stosy co ich pierwej obaczyli zaczęło z wolna przyglądając im się iść w ich stronę, w końcu ktoś podbiegł, by pomóc przybyłemu do Jelling huscarlowi i godiemu. Volva wzrok w stronę przybyłych zwróciła, by jej spojrzenie padło zaraz na ciągniętego Gangrela. Błękitne oko rozszerzyło się ze strachu ale kroku od jarla nie uczyniła. Ruszył żwawym krokiem w kierunku przybyłych trzymając w objęciach wieszczkę, która kroku mu dotrzymywała ciągle nie wierząc w to co się działo. Skald z Gudrunn spojrzenia wymienił i wnet oboje wstali. Płaszcz swój flageaug dał by się okryła i zblizyli się ku nadchodzącym. Ściagany wręcz jakby dziwną moca ku Pogrobcowi wpierw sie skierował, wzroku od rany oderwać nie mogąc. Widząc, że berserker w letargu pogrążony omiótł wzrokiem ciało jego ciemną krwią schlapane i wzdrygnął się. Volva przyklękła przy Pogrobcu i ruch uczyniła jakby dotknąć jego twarz pragnęła ale posoki widok zatrzymał ją w połowie gestu. - Volund… - Wyszeptała drżącym głosem, by zaraz do pozostałych się zwrócić. - Woła dajcie, szybko! - Dwa! - zgodził się z Elin skald. Za nimi poruszenie się rozpoczęło, gdy mieszkańcy po zwierzęta pobiegli. Wciąż patrzył na Pogrobca spryskanego splugawiona posoką. Odwrócił głowę patrząc pytającym wzrokiem na Bjarkiego i zbliżył się do niego. Jednooki wzroku nie odwracał, czekając na reakcję swego pana. Trwał z dziewczyną w ramionach. Przeciągnął spojrzeniem po sylwetce Chlo skrytej pod płaszczem godiego, a wobec braku widocznych ran u niego, mokrego od jej krwi. Odchylił go spogladając na nia. - Co się stało, na litość Frigg?! Na pytanie Bjarkiemu zadane, nieprzytomna, nie mogła odpowiedzieć. Nie była rażona mieczem czy pazurami, nie miała śladów krwi ni ognia nawet… lecz ręce jej, jak gdyby po łokcie w gorejący ogień włożone i tak trzymane… niewiele zostało ze zmasakrowanych rączek Chlo, co jedną obrzękłą masą się zdawały, a miejscami odarte prawie do kości z mięsa były… nie odarte, a raczej, jakby ciało samo pod wpływem czegoś nienaturalnego uciekło, sprawiając, że bardzo krwawiła i słaba była. Może śmierci bliska. Pogrobca stan był przynajmniej równie tajemniczy. Rana na jego szyi była potworna i niemal na pewno zadana od kłów wilka, lecz… widzieli już krtań jego rozerwaną wcześniej przez głód Oedgera. Wydawało się, że nie jest groźniejsza… Posoka zaś plugawa… ewidentnie po szyi i piersi Volunda ciekła, jak gdyby ten z jakiejś potępionej istoty zdołał był pić. I pić, i pić, w sposób mogący wskazywać, że nie miała miejsca zwykła wymiana ciosów, że Pogrobiec zdołał na pewien czas to osiągnąć. Miało to sens, albowiem jak wszyscy afterganger, niewiele w nim zostało krwi po walce w Caernie… lecz… zdawał się nie mieć oporów by upoić się tym, co na pierwszy rzut oka nie mogło dać żywotnej mocy, o woni pachnącej samą śmiercią nie wspominając… - Zmyć to z niego trzeba… - Odezwała się volva po uważnym przyjrzeniu się berserkerowi. Wstała i wzrokiem mieszkańców poszukała, unikając przy tym spojrzenia na Freyvinda i Gudrunn. - Wiadro i czystą szmatkę potrzebuję… Gdzie tu studnia? Freyvind rozorał przegub wysunietymi kłami, odruchowo ku Volundowi krok postapił, ale wspomniał Gudrunn pod kamieniami. Cofnął się. Swój płyn zycia w usta Franki zaczął wlewać spogladając co i rusz to na Bjarkiego, to na Volunda i Elin nic nie rozumiejącym wzrokiem. Volva z jakimś starszym mężczyzną po wodę szła, jeno jarla przepraszającym wzrokiem na chwilę obdarzając. Nie zatrzymywał jej w jej powinności. Wiedział, że jej rola w takich chwilach równie ważna, jak nie ważniejsza o jego. Skinął lekko głową na znak potwierdzenia tegoż. Wróciła po chwili z wiadrem w jednej ręce i szmatką w drugiej. Przyklękła ponownie i maczając tkaninę w wodzie ostrożnie jakby z obrzydzeniem próbowała zmyć krew z Volunda. Bjarki zaś zaczął: - Trop do lasu prowadził, jako rzekłem. Potem z Andersem znaleźliśmy leże w ziemi, wokół niego mnóstwo śladów. Małych i dużych w jednym miejscu wydeptanych. Sztylecik Chlo leżał mimo. Anders podjął: - Potem tropy rozdzieliły się. Jeden w las poszedł wielkimi susami sadząc, jakby biegł, po drodze drzewka i krzaki połamane. Biegł nie patrząc dokąd. Kroki mniejsze niemalże po sznurku szły. Grim dokończył: - W caernieśmy ich znaleźli, leżących nieopodal siebie. Ani jedno ani drugie nie obudziło się mimo drogi trudnej… Nie wiem czy dziewka przeżyje… Elin uniosła wzrok na Bjarkiego i ze smutkiem na Frankę pojrzała. - On… mówił, że duch, który w Chlo siedzi groził mu, że pierwszy zginie… Być może dlatego za nim poszła… - Powiedziała i wróciła do powolnego zmywania krwi z Pogrobca. Skald patrzył to na Bjarkiego, to na Frankę… to znów na Volunda i Elin. - A być może natknęła się na niego, a on pomny tej obietnicy ducha, krzywdę chciał jej na uboczu uczynić i pozbyć się jej z okazji braku świadków korzystając. Ona zaś bronić się poczęła marnym sztylecikiem. - Nutki podejrzliwości i paranoi zasiane krwią pomiotu Fenrira dawały znac o sobie. - Tam nad jeziorem złego ducha w niej krześcijańskimi modłami wybudził. - Jego wzrok spoczął w końcu na Pogrobcu. - Jeżeli zatem coś się stało przy leżu, co doprowadziło do ponownego przebudzenia złego ducha, dzikiej gonitwy do Caernu i ich walki... - urwał. - Jeżeli on znów zbudził złego modłami do ukrzyżowanego i jego ojca… - skald nie dokończył. Jego przysięgę znad jeziora daną Volundowi na własną krew, wszyscy poza Gudrunn pamiętali. - Obiecał mi. - Volva w końcu spojrzała na skalda mając doskonały widok na jego nagie ciało. - Obiecał, że sam nic nie będzie robił. - Ponownie wzrok szybko na Gangrela spuściła nie mówiąc nic więcej jakby to wystarczyło. Wszak i ona związana była z nimi poprzez krew. - A mi, że krześcijańskimi modły do sług mych zwracać się nie będzie. Biada mu, jeżeli którąś z tych obietnic złamał. Gudrunn wstrzymała dalszy dyskurs: - Frey, woły już podchodzą. Wybudzić go trzeba, albo zamknąć gdzieś jeśli ruszać mamy. Agvindur mruknał: - Podzielić się nam przyjdzie. Ribe w niebezpieczeństwie. Ja z Sighvartem ruszę i Andersem z powrotem. Ødgera tu zostawim i Volunda. Einara zabierzemy, by mieć kogo z wieściami puścić. - spojrzał na Freya. - Jakim niebezpieczeństwie? Elin na Agvindura spojrzała. - A my? - Szeptem zapytała wskazując na skalda i siebie. - Wilki podobno w stronę Ribe ruszyły. Piątka ich. Ich wódz nakazał pomstę. - odrzekł wychowankowi - Wy dokończcie tu co zaczęte i wracajcie do Ribe jak najszybciej. Jeśli będzie trzeba posłańca puszczę. - Niemożliwe to. - Skald pokręcił głową. - Gdyby ich wódz miał jeszcze pięciu bekartów, to nie daliby uczynić tego, cośmy uczynili, a noga by z polany z nas nie uszła. - Widziałam pięć wilków w okolicy Ribe… i rozmawiałam z ich przywódcą na polanie… - Spuściła wzrok. - Nawet jeśli nie pięcioro, to kto im ostał to ruszą i będą chcieli zniszczyć Ribe…. Albo już ruszyli. - Dokończyła szeptem zaciskając pięści. - Nie zdążysz. W jednej nocy drogi nie pokonacie - po słowach Elin znów zwrócił się do Agvindura. - W dzień za ochronę jedynie Andersa i Einara mając… - Pokręcił głową. - Oni w wilczych postaciach chyżo bieżą po bezdrożach. - Nie mogę siedzieć tu i nic nie robić gdy mi…. - Niech rusza, konno szybciej pójdzie na jutrzejszy wieczór będzie na miejscu - Gudrunn wtrąciła się, spoglądając na Lenartssona. Volva wstała i do jarla podeszła. - Uważajcie na siebie… - Na palcach stanęła i usta jego nieśmiało musnęła na pożegnanie. Przytulił jakby nowy odruch u siebie odkrywając. Już pocałunek miał oddać gdy głowę uniósł słowa Freya słysząc: - Idź zatem. Miotaj się między Jelling a Ribe, bo gdy tam przybędziesz ich tam już nie będzie. I wystawiaj sie na śmierć z Sighvartem jeno z dwójką sług w ziemnym dole w dzień nocując. - Skald odwrócił się od jarla. Agvindur usta zaciął i ruszył nieco ku skaldowi. Gudrunn, stojąca przy ramieniu skalda blisko, gest dyskretny do jarla za plecami Freya wykonała. Lekko głową pokręciła, stopując jego krok. To wszystko stało się jednak szybko nieważne, gdy napięte powietrze nocy przeszył przerażony krzyk Franki. Frey tylko raz słyszał ją tak krzyczącą. Dawno temu zdawać by się mogło. Oczy dziewczyny wpatrzone niemalże z obłędem przed siebie, poranione ramiona uniosła jakby się bronić przed zwidami swymi miała. Wierzgała dziko w mocnym uścisku Bjarkiego co jak do dziecka przemawiać zaczął. - Szzzzz…. Bezpiecznaś…. Jesteś bezpieczna…. Szzzzzzz… W pierwszej chwili skald uczynił ruch jakby chciał podskoczyć ku Chlotchild, lecz zaakcentowało się to jedynie spięciem i niespełnioną sugestia ruchu. Odwrócił się do Agvindura, wyczuwając jego ruch i nastrój. Błogosławieństwo Freyi obdarzające go chwilowym spokojem po pełnym pasji i emocji spełnieniu odchodziło. Wracał silny jak ramiona Jotunów gniew, wracały szepty w głowie będące myślami Freya, lecz podszeptujące setki paranoicznych scenariuszy zachowań wszystkich wokół niego. Wrócił strzelający na boki wzrok nie pozwalający obrócić się skaldowi od przewidywanych zagrożeń. Prawdziwych lub nie. Spojrzał na stopy jarla, wstrzymane w krokom ku skaldowi. Zbliżył sie do niego sam o krok. - Cóże uczynić chcesz za słowa prawdy? To co ja za czyny Volunda nad Engelsholm, za coś mnie od najgorszych wyklinał? - Frey patrzył Agvindurowi prosto w oczy. - Coś mi o naszym gniewie mówił, gdyś mnie wychowywał? - Jego wzrok wciąż strzelał ku Chlotchild. Elin również chciała do Franki podejść ale widząc zwracającego się w ich stronę skalda zamarła wpatrując się w niego z napięciem. - Freyvindzie… - Szepnęła przestraszona jego tak odmiennym zachowaniem. - Co się z tobą dzieje… Gudrunn stanęła obok Freya nieco między nim a jarlem. Agvindur oswobodził się z ujęcia volvy i podszedł do Freyvinda, krok za krokiem stawiając. Oka z niego spuszczając. Zgarnął go w silny uścisk ramion swych. - Ty masz tu swoich ludzi. Ja muszę do swoich. - do ucha mu szeptał jakby nieswornemu dziecku, podczas gdy skald sam chwycił go w uścisk za ramiona - Nie martw się o mnie. Jeśli nam pisane, spotkamy się znowu. I wkrótce. - odsunał skalda na wyciągnięcie ramion - Pamiętaj, ty odpowiadasz za nich. Freyvind przyciągnął go do siebie, siłą jaka Agvindura musiała zadziwić. Czoło swe o czoło jarla oparł. - Zginiesz, ale ważne byś sam wybrał swą ścieżkę. Czyń co musisz. - Puścił go i odwrócił się by podejść do Franki. Elin spojrzała na nich ze smutkiem i winą wymalowaną na twarzy. Została przy jarlu nie chcąc Freyowi przeszkadzać przy Chlo. Agvindur ruszył wartko ku koniom, pociągnąwszy Elin za sobą. Sighvart, Einar i Anders co brudu z siebie nie zmył zwierzęta oporzadzali. - Zajmij się nimi tutaj. Głowę miej otwartą i nie bój się rad udzielać. - mówił do dziewczyny prędko, gdy każda chwila była cenna - Ja zajmę się Twym stwórcą byś w strachu nocami nie chodziła. Wróć do Ribe cała. - odwrócił się od konia co go siodłał i musnął jej policzek kciukiem. Uśmiechnął się lekko co dziko by wyglądało gdyby nie jakaś czułość w spojrzeniu. - Bywaj. - na konia wskoczył. - Wrócę… a Ty czekaj tam na mnie. - Powiedziała z delikatnym uśmiechem, który smutek miał zamaskować. - Niech Bogowie Cie chronią. - Pożegnała się. Ruszyli w noc. Czwórka jeźdźców co na ratunek osadzie pędzili. Tętent końskich kopyt cichł coraz bardziej, aż w końcu noc zamknęła ich w sobie. - Niech droga powstaje na Twoje spotkanie Niech wiatr Cię zawsze wspomaga od pleców Niech księżyc łagodnie oświetla Twą twarz Niech deszcz delikatnie zrasza Twoje pola I dopóki nie spotkamy się znów Niech Odyn wspiera Cię swym orężem I tarczą…* - Wyszeptała Elin do oddalającego się Agvindura. Krzyk Franki nie ustawał... __________________________________________________ _______ * Przeróbka własna tradycyjnego błogosławieństwa irlandzkiego |
25-07-2016, 15:23 | #63 |
Reputacja: 1 | Halla
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! Ostatnio edytowane przez -2- : 25-07-2016 o 15:26. |
25-07-2016, 15:28 | #64 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
25-07-2016, 15:34 | #65 |
Reputacja: 1 | Elin, Volund
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! |
25-07-2016, 15:35 | #66 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 25-07-2016 o 16:47. |
25-07-2016, 15:40 | #67 |
Reputacja: 1 | Wszyscy
__________________ Nikt nie traktuje mnie poważnie! |
25-07-2016, 15:41 | #68 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" |
27-07-2016, 21:08 | #69 |
Reputacja: 1 | Elin Korzystając z okazji, że mieli jeszcze chwilę nim srebro zostanie przetopione Elin podeszła do Gudrunn. - Kogo o krew mogę prosić? - Zapytała pani na Jelling. - Niewielu chętnych tu znajdziesz. Wołu nie może być? Mogę w lesie coś upolować jeśli Ci to nie szkodą. - Jeśli wół został, to dobrze. - Ostatni z Ribe. - skinęła głową Gangrelka. - Skorzystam zatem, dokąd się udać? - W stajniach stoją - wskazała volvie kierunek nieco na obrzeżu wszystkich chatek. - Dziękuję. - Volva również skinęła głową i podążyła we wskazanym kierunku. Była głodna ale wraz z myślą, że ma się zaraz pożywić rósł w niej niepokój. Ignorowała go jednak i do stajni weszła rozglądając się za zwierzęciem. Wół stał sobie spokojnie w boxie z tyłu stajni. Niepewność rosła w Elin coraz silniej i gdy w końcu podeszła do zwierzęcia i mrucząc mu uspokajająco do ucha chciała zakosztować krwi zamarła. Nie umiała przemóc się, by zatopić kły w wołu. Nie chciała czuć posmaku posoki na języku, choć tak bardzo ją potrzebowała. Musiała się zmusić, po prostu musiała. Stała tak chwilę wpatrując się intensywnie w zwierzę i w końcu zdołała się przemóc. Kły zatopiły się w skórze wołu na grubym karku i aftergangerka wzdrygnęła się na smak krwi, która spłynęła jej do gardła. Zmusiła się by pić dalej ale drżała cała z obrzydzenia do siebie samej. Zaspokoiwszy jeno najpilniejszy głód oderwała się z niesmakiem od stworzenia. To pewnie tak zwierzę po prostu smakuje… Uspokajała się w myślach. Na teraz musiało starczyć. Nie zamierzała więcej pić wróciła więc do pozostałych. Miecz ciągle obijał się o jej biodro i nogę. Będzie przeszkadzał w lesie, gdyby musiała uciekać. Poza tym… jeśli ma zamiar negocjować dobrze by było, żeby wyszła nieuzbrojona. Westchnęła cicho i skierowała się do halli, by schować broń do swej skrzyni. Kuźnia - wszyscy W końcu Jorik zjawił się przy grupie oczekujących aftergangerów. - Gotowi są - rzutko oznajmił Freyowi. Ten skinął głową. - Idź do brata, a my do kuźni. Chłopaczek zawahał się. - A… jarlu… - spojrzał na skalda - … po wyprawie, jak wrócisz… zabierzesz mnie? Skald zerknął przelotnie na Gudrunn. - Jeżeli wrócimy, porozmawiamy o tym. Jorik skinął głową i pognał poszukać starszego brata. Lodowooka nic nie rzekła, lekko głową jeno skinęła skaldowi. Volva wróciła z halli bez miecza tym razem i rozejrzała się pytająco. - Kowal gotów? - Zapytała. - Tak, Jorik mówił, że można zaczynać. Widzę, że jednak broni nie zabierasz... - Jeśli mam z nimi rozmawiać lepiej bym nie uzbrojona była. - Mądre to, mam nadzieję że pomoże. Chodźmy tedy. Skinęła głową i podążyła za wszystkimi. W kuźni gorąc buchał, lecz dźwięków głośniejszych słychać jeszcze nie było. Roztapianie kielicha nie wymagało wielkich nakładów pracy, więc nadzorował jedynie samą zmianę naczynia na płynną, srebrną plamę. Pomarszczony, siwy, z mięśniami ramion już nieco obwisłymi nadrabiał jednak posturą. Skald patrzył na niego lekko ‘wilkiem’, a raczej na pięknie wykonany tatuaż na ramieniu. Głosy myśli snujących się po głowie szeptały mu różne wytłumaczenia. Również i takie, że część mieszkańców sprzyjać mogła pomiotowi Fenrisa, a może i szpiegować? Czujnie obserwował kowala. Gudrunn podeszła przed wszystkimi do niego i w dłoń wcisnęła mu drobiazgi jakoweś, mrucząc cicho: - Za trud po nocy. - Poklepała mężczyznę po ramieniu. Przekrwionymi oczami spojrzał na wampiry i bez słowa dłoń wyciągnął pierw do Volunda. Bezgłośnie oczekiwał na broń Gangrela. Ten dotychczas w milczeniu zupełnym czekał, i ciężko było dociec, czy myśli w danej chwili w nim nikt nie uświadczy, czy jest ich pełen. Oczy zeszklone na potężnej sylwetce ziskrzyły się. Nie zerkając nawet sięgnął po miecz w pochwie - kolejny z wozu, umarłemu odebrany bez patrzenia wręcz, który najlepiej by w dłoni leżał, który najbardziej dogodny by był. Broń opartą o wóz jął i za pochwę trzymając podszedł do wielkiego mężczyzny. Chwyciwszy na chwilę za rękojeść dobył ostrze, do połowy, odkładając pochwę z namaszczeniem i na przedramieniu klingę oparł, podając - prawie jak by dlań był to jakiś rytuał - broń temu, który miał ją bardziej śmiercionośną uczynić. Kowal miecz ujął, przez chwilę ważył w dłoni. Spojrzał na ilość roztopionego kruszcu i mruknął niezadowolony. Czerpakiem na długiej rączce nabrał nieco srebra i powoli począł oblewać końcówkę zbrocza. Odsunął się i przyjrzał: - Na wiela nie starczy - mruknął w powietrze. Bez ceregieli miecz wcisnął w kadź z wodą by utwardzić srebrny szlak. - Nie wiem jak długo utrzyma się. Tu w tej części może dłużej. Mniejsze kawałki mogą jeno odpaść szybciej. - marudził burkliwym tonem. Z parującej kadzi wyciągnął broń Volunda, przesunął wielką, spękaną dłonią z bliznami od poparzeń i cięć. Przeszedł i młot uchwycił by srebrną warstwę wygładzić i do miecza wyważenia dostosować pieszczotliwymi ruchami. Oddał miecz potem Volundowi i po kolejną broń dłoń wyciągnął. Gangrel z takim samym szacunkiem - do broni i do kowala - broń przyjął, głowę pochylając przed mężczyzną na chwilę, i wcale nie obrażon, iż ten na to nie zważa lub nie widzi. Z lekkim ociąganiem i Freyvind swą broń z pochwy wyjął by w końcu kowalowi ją podać. Wciąż obserwował go przy tym świdrującym wzrokiem, lecz mężczyzna spojrzeniem się nie przejmował, skupiony w pełni nad swymi czynami. Miecz Freyvinda z równą dbałością i pieczołowitością traktował. Skończywszy rozejrzał się za kolejnymi ostrzami jego pracy wymagającymi. Broń swą odbierając skald podobnie jak berserker wcześniej w podzięce głową skinął. Nie miał wszak nic aby inaczej kowalowi za jego pracę wynagrodzić. Gdy nikt więcej po broń nie sięgał by mu podać, znowu się odezwał: - Jeszcze zostało. Niewiela, na kawałek ostrza, przy sztychu można… - znowu kaprawe spojrzenie podniósł na zebranych oczekując ich decyzji. - Kilka niewielkich bryłek z tego uformuj i pracy na dziś Twej wystarczy. Przygotował niewielkie łubki i w formę okrągłą ułożył by zlać srebrzystą ciecz. Po krótkim czasie nieco ciepłe kulkowate kawałki wrzucił w dłoń skalda. Pomrukując wyprawił wszystkich z kuźni, zamykając podwoje za nimi. Gudrunn rozejrzała się po towarzyszach: - Gotowi? - Tak - Freyvind wziął Elin za dłoń i położył na niej dwie kulkowate, lekko nieforemne kawałki srebra, Gudrunn podał jeden. - Gdyby jednak do walki przyszło, a doszło do tego co z Elin ostatnio gdy bestia już na niej… choćby w pysk mu to wrzucić. Jeśli prawda, że im srebro nie służy, ostatni ratunek to wtedy być może. Volva spojrzała na grudki i skinęła głową. - Dziękuję - odrzekła chowając je do mieszka przy pasie. Gudrunn zaś łebkiem jasnym pokręciła. - Nie mam jak tego nieść - ramiona rozłożyła - Złotousty. - Uśmiechnęła się przekornie. - Zatrzymaj. Może Tobie się przyda. Nie sprawiał jednak wrażenia jakby koniecznie chciał srebro zatrzymać. Zwrócił się tedy z ostatnim kawałkiem ku Volundowi, który tylko uniósł brew komicznie, nagi i o nagi miecz oparty stojąc. Skald uśmiechnął się lekko, sam sakiewki nie mając zacisnął dłoń na kulce kruszcu jak na amulecie. Tarczę na plecy założył i popatrzył na Gudrunn jaka prowadzić ich miała. Lodowooka płaszcz i kaftan zrzuciła, po drodze za róg kuźni. Po chwili tuż obok stała czarna wilczyca węsząca powietrze. Ostatnio edytowane przez Blaithinn : 27-07-2016 o 21:19. |
28-07-2016, 21:32 | #70 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2016 o 21:36. |