Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2016, 21:34   #148
Anonim
 
Reputacja: 1 Anonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputacjęAnonim ma wspaniałą reputację
JADWIGA BASS



W tym miejscu żegnamy Jadwigę Bass, którą zastępuje Profesor Koliba. Jadwiga Bass jeszcze do nas wróci ze swoimi kolejnymi, fascynującymi przygodami!

SĄSIEDZTWO
CZĘŚĆ III


Jakby to rzekł klasyk: jakieś ostro popierdolone rzeczy działy się w tym budynku. Jakby wszystko wyglądało jak wyglądało to by z pewnością tak nie wyglądało jak nie wyglądało. Wydawało się, że znaleźli się tak głęboko w czarnej dupie, że ciężko było się chociażby poruszyć. Przez bite dwie godziny kręcili się po parterze starając się dotrzeć do głosów jakie ich otaczały zewsząd. Głównie to były rozmowy Vela z trzema dzieciakami, które Bimbromanta mgliście kojarzył z poprzednich przygód. Były też dialogi Vela i niecnego pedofila, który tu został wykończony dwa lata wcześniej, a i jeszcze jakaś dziewczyna i ogólnie ostro popierdolone dialogi, które nie wiadomo do czego były podobne, ale z pewnością nie do chuja. Z uwagi na otaczający ich świat wszyscy obecni całkiem nieźle zorientowali się w sytuacji sprzed dwóch lat kiedy to w okolicy grasował niebezpieczny morderca pedofil (wykończony przez Vela na końcu) i równie niebezpieczny kryptobankowiec próbujący naciągać starych ludzi na ciężką kasę za jakieś gówniane garnki, czy pościele (wykończony przez Vela na początku). Zresztą oba skurwysyny były z organizacji Lam. I byli dotowani przez jeden z banków.

Chujowizna powoli opanowywała wszystkich. Na słaniających się nogach Czarny Henryk usiadł w kuchni i zajrzał do lodówki, ale tam to nic nie zobaczył bo wszędzie panowała pojebana mgła. Sięgnął ręką i okazało się, że w lodówce było tak pusto, że omal mu ręki nie upierdoliło przy samej dupie. Ze strachem zamknął lodówki i ruszył dalej. Powoli zaczęło docierać do Williama Praudmoora i Ryszarda Kocięby, że powtarza się sytuacja z Kansas City, gdzie budynek był jakimś popierdolonym czymśtam co zakrzywiał czas i przestrzeń i próbował pożreć obywateli! Nikt, kurwa, nie miał na to czasu, bo przecież misja była ważniejsza niż siedzenie w jakimś pojebanym budynku! Drugi raz! No dobra, w sumie Złomokleta miał czas, ale może to nie czas, a raczej choroba psychiczna. Trochę jak plaga zaświadczeń na depresję wśród islamskich terrorystów mających prawo azylu w Rzeszy - dzięki temu znacznie zmniejszali szansę na wypierdolenie tam skąd przybyli. Dodatkowo Rzesza planowała i tak wcielenie ich wszystkich do Bundeswehry - to była ta praca, do której tak ochoczo ich zapraszano. Żadnych innych miejsc pracy dla tych skurwiałych morderców nie było, bo i zresztą nie chcieliby.

W pewnym momencie poziom chujowizny był na tyle wysoki, że Bebe nie wytrzymał, chwycił imitację fotela Vela (no bo ten prawdziwy przecież eksplodował dwa lata temu) i wyjebał go przez okno. Po chwili sam siebie wypierdolił przez okno, a wszyscy oczekiwali na to co się wydarzy. Wcześniej już zwrócili uwagę, że próba wyjścia przez drzwi frontowe była równoznaczna z wejściem przez drzwi tylne i na odwrót. Tym razem jednak dźwięk tłuczonego szkła pojawił się na piętrze, a chwilę po nim bluzgi Bebego.
- O kurwa! Tu nie ma mgły! Chodźta na piętro! - zakrzyknął, a reszta posłuchała, bo co innego miała do roboty? W sumie przez te dwie godziny nikt nie widział schodów, które jak byk stały w przedpokoju. Zresztą tenże byk pogonił Piździeliusza, choć resztę zignorował - a i tego gagatka zignorował, gdy tylko ten wszedł na schody.

Piętro, podobnie jak i parter, składało się z kilku pomieszczeń połączonych z jednym długim i prostym jak kutas korytarzem. Nie było tam żadnej mgły. Krótkie zwiedzanie zakończyło się w wielkim salonie (pomieszczenie nad imitacją pokoju Vela), gdzie znajdował się wielki w chuj telewizor, szafki z książkami, wielka że ja pierdolę sofa i szklany stół z rozsypaną na niej kokainą. Najważniejszym przedmiotem był jednak nieopisane i bluźniercze urządzenie pozwalające łączyć się z szatańskim internetem z łóżka: laptop stojący na stoliku. Widząc ten przedmiot Złomokleta zaraz do niego podbiegł i cośtam poruszył i nagle w całym budynku zawyła muzyka. William Praudmoore i Ryszard Kocięba od razu skojarzyli te dźwięki z ulubionymi odgłosami Miguela, niemalże jego hymnem:

[media]http://www.youtube.com/watch?v=gkcj8se70VI[/media]

Z jakiegoś innego pomieszczenia Czarny Henryk przyniósł kilka flaszek wódki, a spod sofy Bebe wyciągnął pudełko pizzy, w którym jeszcze kilka kawałków znajdowało się. Co prawda jedzenie było jedynie dla odważnych, bo to była czyjaś chora fantazja: tuńczyk, sos czosnkowy, sos majonezowy, papryka i brzoskwinka. Przy okazji wyjmowania pudełka Bebe zwrócił uwagę, że za sofą, między nią, a ścianą ktoś wcisnął zwłoki około trzydziestoletniego mężczyzny z licznymi ranami kłutymi klatki piersiowej. Czarny Henryk i Zadra, gdy już skosztowali wysokoprocentowego trunku stwierdzili gremialnie niczym eksperci medycyny sądowej:
- Nie wygląda nam to na samobójstwo. - a Czarny Henryk dodatkowo wczuwając się w rolę dodał: - Przede wszystkim brakuje narzędzia zbrodni. - z tym sformułowaniem niezgodził się jednak Bebe, który trzymał w ręku nóż i kroił pizze na równe kawałki, żeby dla każdego starczyło i żeby każdy dostał tyle samo - Ten miał na sobie świeżą krew, wytarłem ją już o rękaw, leżał za pudełkiem. Jakbym wiedział, że zajebano nim człowieka to bym go nie brał, ale skoro i tak już go miałem w ręku to co kurwa, miałby się marnować, gdy akurat potrzebowałem?

Nagle wszyscy zebrani usłyszeli (Złomokleta już wyciszył latynoską muzykę) odgłos spuszczanej wody w kiblu. Po chwili pojawił się Piździeliusz i z uśmiechem zakomunikował się
- Zesrałem się! - wszyscy na niego spojrzeli, a on stał jakby oczekiwał gratulacji, ale w końcu usiadł na sofie i odwrócił się i patrzył na zwłoki
- Myśmy go zadźgali? - zapytał niewinnym głosem, bo przecież użyta przez niego osoba pierwsza liczby mnogiej sugerowała jakby brał w czymkolwiek udział, a przecież nawet jakby coś tu odchodziło to go tu nie było wtedy. Ktośtam stwierdził, że nie, więc młodzieniec obtarł pot ze swojego czoła i poprosił o łyk wódki, który został mu zapewniony. Po tymże łyniu zrobił minę jakby mu się coś przypomniało:
- Tam pod prysznicem jest dziewczyna, którą też ktoś zarżnął w podobny sposób. - wszyscy spojrzeli na niego czujnie, a Czarny Henryk zapytał:
- A jesteś pewien, że to nie było samobójstwo?
- No nie, w pobliżu nie było narzędzia zbrodni. - stwierdził Piździelusz, a Bebe pokazał nóż który trzymał wskazując, że to pewnie o to chodzi. Nagle młodzieniec w przypływie pogoni za wiedzą zapytał:
- Jak po niemiecku jest atak szaleńca? - na co natychmiast Zadra odpowiedział:
- Blitzkrieg. - i dodał - A skoro jesteśmy już przy niemiachach to powiem wam, że gdyby na przykład chcieli tuszować zamach terrorystyczny to będą mówić, że to atak szaleńca. Sami sobie zapisali, że atak terrorystyczny to taki atak, który jest przeprowadzony między innymi w celu wywołania strachu. Będą mówić, że atak szaleńca, bo szaleniec działa z przyczyny swojego szaleńca i bez żadnego konkretnego celu. Do tego zabiją każdego takiego zamachowca, żeby przed kamerami nie przyznał się w jakim celu działał. Aż któryś rozpierdoli się bombą na kawałki to wtedy bardziej w chuja szli nie będą... napijmy się. - i wziął głębszego łyka - Tak w ogóle to trochę tak wygląda jakby ktoś typowo chciał nas wkręcić w te trupy. Może nawet zadzwoniono na psy, gdy sprawca spierdalał stąd. - wszyscy wtedy przez moment cicho siedzieli, żeby usłyszeć zbliżające się syreny psiarskich, ale niczego nie usłyszeli. Milczenie przerwał piard Ajeja. Ktoś powiedział:
- Dupa potwierdza.
 

Ostatnio edytowane przez Anonim : 14-08-2016 o 20:26.
Anonim jest offline