Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2016, 22:46   #187
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Mirial, tereny łowieckie
Śnieg pruszył delikatnie tworząc świeżą warstwę puchu. Z racji bardzo niskiej temperatury był on bardzo miękki i podatny na wszelkie powiewy wiatru. W tym momencie jednak nic nie zacinało i powoli opadające płatki tworzyły razem z powoli zachodzącą za horyzontem gwiazdą bardzo romantyczną atmosferę.
Cały nastrój zepsuł gorgodona, wyjąc wściekle po tym jak padawan zaatakował ją Mocą. Nie znał się na anatomii tego drapieżnika, więc jego uderzenie było po części ślepe, jednak był pewien, że zranił bestię. To było niestety za mało i tylko pogłębiło jej wściekłość.
Snajper się nie odzywał, ale te kupione przez Rohena dwie sekudy zwłoki pozwoliły porucznik Ward dobrze przymierzyć. Strzeliła dwukrotnie trafiając w szeroki korpus i gardło stwora.
Gorgodona zachwiała się, ale zrobiła trzy kroki naprzód w stronę Morlana. Ward ponownie wypaliła ponownie wypalając dziury w odsłoniętym podbrzuszu. Istota pomimo tego skoczyła.
Padawan sięgnął po miecz. Wystarczyło jedno cięcie. Tylko o ile umysł młody mirialan miał czysty to jego ciało zaczynało odmawiać posłuszeństwa. Dodając do tego grubą rękawicę, która ograniczała jego czucie, można było się spodziewać jakiegoś wypadku. I nastąpił w tej najgorszej chwili. Morlan odpiął miecz od pasa, ale nie zdołał go złapać i broń upadła mu pod nogi w śnieg.
Widział już pazury szarpiące jego ciało gdy poczuł uderzenie w bark. Następnym co poczuł by chłód śniegu na twarzy. Podniósł obolałą głowę by się zorientować w sytuacji. Jakimś cudem jeszcze żył.
Tuż obok w śniegu z bestią o życie walczyła Tyrenne. Choć była wysportowaną i wysoką kobietą, to w porównaniu do dorosłej samicy gorgodona wyglądała na bardzo drobną. Wokół śnieg był czerwony od krwi.

Dxun, obóz mandalorian
Swoje spotrzeżenia odnośnie spadku jakości Mandalorian Sol musiał trochę zmodyfikować. Pomimo tego, że znajdował się w ich wewnętrzym perymetrze, to nadal wyłapał regularne patrole przeczesujące najbliższe okolice. Nie mieli oczywiście szans znaleźć arkanianina, ale nie wyglądało na to, że on sam miał już zupełnie prosto. Ta baza była świetnie zorganizowanym ośrodkiem szkoleniowym. Regularne musztry, wypady do dżungli, strzelectwo, walka wręcz. Miał dobry widok na główny plac. Prowadzący oficerowie nie oszczędzali rekrótów, a mieli ich całkiem sporo.
Mir Mandalorian i ich pokręcona filozofia mogła przyciągać wielu najemników lub nawet znudzonych dotychczasowym życiem cywili. Pojebów nie brakowało.
Plan z zdobyciem hełmu miał jedną, acz znaczącą wadę. Mandalorianie i ich rekruci spędzali w pełnych pancerzach całe dnie. Mógł spokojnie założyć, że niektórzy nadgorliwcy nawet sypiali w nich.
By na spokojnie zbadać cały kompleks, musiał dorwać hełm lub nawet cały pancerz. Jedyną możliwością zdobycia tego bez wzbudzania większych podejrzeń było “pożyczenie” go od kogoś, kto właśnie poszedł na przydziałowy, sześciogodzinny sen. I to były ramy czasowe, podczas których Sol musiał się wyrobić z swoim programem zwiedzania.
Ruszył się ze swojej kryjówki chwilę po tym, jak minął go następny z wewnętrznych patroli. Przemykając przez skraj dżungli był zupełnie niewidoczny. System maskowania spisywał się wspaniale. Inwestycja w niego właśnie procentowała.
Prawdziwy test miał jednak przejść w momencie przejścia do budynku koszar. To było ponad czterdzieści metrów otwartej przestrzeni, na której ciągle ktoś przebywał. Wziął dwa głębsze oddechy. Z prawej jakiś inżynier konserwował przewody, z lewej oficer omawiał coś z dwójką rekrutów. Sytuacja mogła się tylko pogorszyć.
Postawił pierwszy krok na równo ściętej trawie, potem następny i kolejny.

Coruscant, Akademia Jedi, hangar D2
Oczekując na przylot gościa, Hayes powróciła myślą do rozmowy sprzed kilku godzin
- Trzy godziny po tym jak Sol opuścił planetę, Yannick Antoizmann opuścił gabinet senatora Bemzana Carima z Arkanii i to był ostatni raz gdy mieliśmy na niego namiar. Podejrzewam, że opuścił planetę. To niestety potwierdza fakt, że zorientował się o tym, że go zaczęślimy namierzać - Mical nie był z tego powodu zadowolony, czego objawem było nerwowe postukiwanie palcami o blat swojego biurka. - Zatarł wszystkie ślady, łącznie z tymi za tym całym Karellenem. Teoretycznie pozostaje nam czekać na ich ruch. A na to nie możemy sobie pozwolić. Komandosi zrobią swoje, ale od ciebie Laurie będę jeszcze wymagał dobrego zorganizowania tej akcji z droidem na Korelli. Podaj tylko dokładne dane droida jakiego potrzebujesz, załatwię co trzeba.
Zamyśliła się. Sytuacja z organizacją najemniczą powoli stawała się coraz bardziej poważna. Dopiero teraz Jedi zaczynała łapać cały koncept tego, do czego dążył Czerwony Krayt. Olbrzymia armia, flota i powiązania handlowe były tylko drogą do celu jakim było separacja kilku tysiecy systemów i utworzenie olbrzymiego międzygalaktycznego tworu, który byłby konkurentem dla Republiki.
Na całe szczęście sytuacja polityczna na Coruscant się nieco uspokoiła. Frakcji reformatorów nie udało się wygrać wyborów i zachowany został status quo. Akademia dalej mogła działać na dotychczasowych zasadach.
Rozmyślania przerwał jej huk silników. Lekki frachtowiec typu XS leciał raptem pół metra nad podłogą hangaru. Pilot musiał być mistrzem, żeby w tak równy sposób poprowadzić statek.
Osiadł z gracją, a rampa nie zdażyła się do końca otworzyć, kiedy zeskoczyła z niej blondwłosa dziewczyna. Taka była pierwsza myśl Laurienn, ale Emily była już w pełni rozwiniętą kobietą.
- Gdzie HK?! - jej okrzyk i emocje w niego włożone przypomniały Jedi, że jej siostra ma jednak dopiero siedemnaście lat.

Mygetto, huta rudy miedzi, poziom przetopu
Wydawać się mogło, że gorzej być już nie może. Tymczasem chwilę po przekroczeniu wyciętego w śluzie otworu rozległ się alarm. Donośne wycie syren z powtarzanym jak mantra “intruz na poziomie szóstym blok C” irytowało go równie mocno jak oparzona dłoń. Skóra już mu prawie zupełnie zeszła. Wydawało się, że cierpienie sparaliżuje jego umysł, ale jakimś dziwnym trafem jego myśli były czyste. Ból szybko przemieniał się w złość, a to było swoistym paliwem do rosnącej w nim nienawiści. Do tego całego kompleksu, to stawianych mu na drodze przeszkód, gdy on chciał po prostu pomóc. Muunowie… To przez nich zginęła Jiri! Oni mu za to wszystko zapłacą. I to bardzo drogo.
Podświadomie mocniej zacisnął dłoń na rękojeści miecza świetlnego. Szedł przed siebie. Czerwone światła alarmowe wskazywały drogę do wyjścia ewakuacyjnego. Przynajmniej jeden plus.
Nie był zdziwiony gdy na jego drodze stanęły dwa droidy bojowe. Pomknął ku nim odbijając dwa bolty i ściął je praktycznie jednym machnięciem miecza. To było jednak zdecydowanie za mało. Jego nienawiść prosiła się, by dać jej upust.
Podniósł wzrok. Był przy turbowindzie. Zamkni miała odblkowane, wszystko świeciło na zielono. Było także boczne wyjście, które prowadziło przez sporą część huty. Tam powinien znaleźć więcej droidów, a także.. Biuro zarządzajace tą fabryka. A w niej znajdzie na pewno kilku Muunów.

Seswenna, Sorto, dzielnica kosmoportu
Zwyczajowo, kiedy statek przylatywał na planetę to wybierał najbliższy jego celowi kosmoport i wynajmując jedno z lądowisk korzystał z wszystkich dobrodziejstw. Możliwość szybkiego zatankowania, gotowi do wynajęcia mechanicy, rampy przeładunkowe, położenie w pobliżu tras transportowych, punkty informacyjne. Czasami rządy danych planet wydawały prawo, że przylot na daną planete może odbywać się wyłącznie przez kosmoport, dzięki czemu mogli kontrolować każdego przybysza i zapobiec dostaniu się do ich społeczeństwa jednostek niechcianych jak przestępcy czy choćby terroryści.
Dlatego kosmoporty pełniły ważną funkcję w gospodarce każdej planety i mogły być naprawdę duże. Kaylara startowała onegdaj z kosmoportu przeładunkowego na Coruscant. Mógł on pomieścić dobrze ponad kilkadziesiąt transportówców typu powierzchnia-orbita.
Olbrzymie transportowce międzygwiezdne, tak jak niszczyciele czy krążowniki wojenne nie były przystosowane do lądowań na planetach. Nawet konstruowane były w przestrzeni. Do przewozu towarów służyły małe jednostki, które były bardzo mobilne. Dlatego tak naprawdę takie ecumenopolis jak stolica Republiki nie potrzebowały większych kosmoportów, tylko więcej mniejszych a gęściej rozsianych.
Tutaj było zupełnie inaczej. Seswenna dla większości statków nie była celem sama w sobie. Tutejsza gospodarka była śladowa, zasoby naturalne były ubogie, a jednie usługi stały na dosyć przyzwoitym poziomie. Tym co wpływało na popularność tej planety było jej położenie na Hydiańskim szlaku handlowym. Idealny przystanek w podróży, by dotankować statek, skorzystać z pomocy mechaników, zostawić część towaru dla swoich odbiorców.
Z racji tego, że dziennie przylatywały tutaj bez mała tysiące statków, kosmoport rozrósł się do takiej wielkości, że został nazwany dzielnicą. Ruch małych stateczków przypominał ul. Tylko genialności zarządzających strefami lotów zawdzięczano to, że oprócz kilku stłuczek nie dochodziło tutaj do poważnych wypadków.
W każdym razie obsługa przylatujących tutaj stanowiła źródło utrzymania całej planety. I wynajmująca im mały śmigacz kobieta nie zadawała pytań. Dla niej liczyły się kredyty, a dla nich szybki transport.
Pierwsza część akcji poszła gładko. Muriel zabezpieczyła im odwrót, a Quest i Ram wpadli do małego pomieszczenia i dwoma szybki seriami wykosili wszystko co żyło. Czwórka najemników nawet nie zdążyła się zorientować, że giną. Zabrali ich datapady i równie zniknęli równie szybko jak się pojawili.
Przy drugiej potyczce był mały zgrzyt, bo jeden z ich celów zdążył włączyć tarczę energetyczną. Co prawda wytrzymała tylko jeden bolt z ciężkiego karabinu blasterowego Kaylary, ale to przypomniało im, że nie mają do czynienia z bezbronnymi ofiarami.
Teraz nadchodziła trudniejsza część zadania. Choć korzystając z informacji jakie dała im Jedi Hayes zablokowali wszelką łączność, to najemnicy nie byli głupcami. Prędzej czy później ktoś się zorientuje, że prowadzone jest polowanie. Dlatego tak ważny w ich misji był pośpiech. Wszystko powinno się skończyć dobrze, gdyby tylko utrzymali tempo jakie narzucili sobie planując to wszystko.
Będąc w połowie drogi do trzeciego punktu odezwała się monitorująca przekazy wiadomości Muriel.
- Lis 7 - podała kod jakim mianowali jednego z celów do likwidacji - zapowiedział spóźnienie się na spotkanie. Lis 8 tego nie otrzymał z racji naszej blokady. Jeśli nie stawi się na miejscu, mogą zacząć coś podejrzewać. Przepuszczając tą wiadomość, przepuszczę też automatycznie kilkadziesiąt innych. Ryzyko wykrycia wynosi jakieś 15%. Co robimy?

Tatooine, Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym
- Hmm… taaak. Dobrze. Twoje rekomendacje są iście imponujące. Nikt nie będzie mógl ich podważyć. Przyjaciel przyjaciół powiedział, że można z tobą współpracować - pochylił się w jego kierunku z paskudnym uśmiechem.
Hutt zaprosił Aarona do swojego prywatnego biura. Tam mogli stoczyć rozmowę bez świadków. Tych w głównej sali było zbyt dużo. Nie tylko fani wyścigów, ale też sami piloci spędzali tam dużo czasu.
- Dostaniesz listę zawodników u których mają zostać wykryte niedozwolone środki zwiększające wydolność psychokinetyczną. Nie chcę, żeby wzięli udział wyścigu za dwa dni. Rozumiemy się?

Kantyna
- Gorąco, sucho, alkohol do bani, a i żadnej laski w okolicy. Można sobie wyobrazić większe zadupie, co Cyrus? - Gael wział kolejny łyk zaserwowanego mu drinka, jakby wbrew dopiero co wypowiedzianym słowom. - A tak właściwie - nachylił się ku Parkerowi i kontynuował. - Wyłapałem spomiędzy słów kilku Jedi, że ty pochodzisz z tej kuli piachu. Jak tu jest naprawdę?
Najemnik mógł tylko westchnąć. Gadatliwy młokos został przydzielony jako trzeci do drużyny Martella i jego. Podobno miał odpowiadać za ewentualną elektroniczą robotę. O szczegółach mieli się dowiedzieć za dziewiętnaście godzin na Mos Eisley. Tam w przydzielonym miejscu czekać na nich miał kontakt. Jak do tej pory robota była zupełnie niewiadoma. Znali tylko swoją przykrywkę, której centralnym punktem był medyk.
- Co tak cicho siedzisz? - Gael dopił alkohol do końca. - Wychowałeś się tutaj w jakiejś rodzinie, czy może jako niewolnik tu wyrosłeś? Z danych o planecie wyczytałem, że tutaj nadal jest to kultywowane.

Dxun, obóz mandalorian, koszary
Drzwi otworzyły się i czwórka rekrutów żartując sobie w mando’o przeszła do mesy. Nim śluza się zamknęła, trzymający się przy suficie Sol zeskoczył lądujać miękko. Przeturlał się do kolejnego pomieszczenia chwilę przed zamknięciem się przejścia.
Był na miejscu. Wszyscy, nie wylączając oficerów korzystali tutaj z systemu ciepłej koi. Przy sześciogodzinnym śnie z jednego łóżka korzystałyo cztery osób. Żelazne zasady mandalorian zadziałały teraz na korzyść arkanianina. Rekruci w tym czteroosobowym pokoju zapadli w twardy sen praktycznie od razu po położeniu się. Żaden nie okazał się szczególnym nadgorliwcem i Zhar-kan mógł korzystać z czterech kompletów zbroi.
 
Turin Turambar jest offline