Adora szarpała się wściekle w ramionach starającego się ją bezskutecznie uspokoić Imrego. Jej racjonalna strona osobowości, była przynajmniej obecnie, w stanie skrajnej atrofii, tak więc jego próby przemówienia jej do rozsądku były z góry skazane na niepowodzenie. Jego staranie się by zasłonić dłonią jej ust w celu przerwania jej opętańczego słowotoku, była aktem nawet nie tyle brawury, co zakrawało na zwykłą głupotę. Adora wbiła zęby w dłoń swojego pobratymca po zaledwie kilku sekundach prób kontynuowania swojego monologu. Nie wpiła jednak w jego przegub wampirzych kłów, co świadczyło chyba o tym, że kieruje nią raczej jej własny obłęd, niż Bestia. Chyba tylko to uratowało sytuację, gdyż Imremu na szczęście udało się powstrzymać agresje, jaka zaczęła się momentalnie w nim budzić. Wyrwał swoją dłoń z jej uścisku i odepchnął odruchowo Wariatkę od siebie. -To mnie Starsi wybrali! - syczała Adora. Nie zaatakowała, chociaż wyraźnie walczyła ze sobą, by tego nie zrobić. - Bóg mnie wybrał, Kain mnie wybrał i nasi Starsi wybrali żeby przewodzić rytuałom! To napewno ONI to rozpoczęli! Ja chcę w tym uczestniczyć! Musimy w tym uczestniczyć!
Tymczasem Alexander, nie poświęcając zbyt wiele uwagi jej krzykom zrobił kilka kolejnych kroków po drewnianych schodkach i naparł barkiem na właz prowadzący na pokład. Statkiem kołysało zdecydowanie słabiej niż jeszcze przed chwilą, więc nie miał z tym większych problemów. Wieko włazu uchyliło się i w jego twarz uderzyły wiatr i deszcz. Może dla obytego z morzem Imrego, to co działo się na zewnątrz nie miało nawet szans na próby zakwalifikowania się jako sztorm, jednak w wystawionej na szybko opinii Alexandra było nim z cała pewnością. Zanim wiatr zaczął dociskać z powrotem wiek,o wprost na stawiającego temu opór wampira, zdążył on jednak dostrzec dwie sylwetki na pokładzie. Jedną z nich był ktoś przywiązany do burty i tylko dzięki temu dający radę utrzymać się w miejscu człowiek, którym wiatr i fale miotały jak szmacianą lalką. Rozpoznał w nim jednego z ich "nieudanych" niedoszłych towarzyszy, który spoczywać powinien w skrzyni leżącej w głębi jednej z ładowni. Drugą był natomiast łatwy do rozpoznania z racji swojej olbrzymiej postury kapitan statku, który próbował bez większych rezultatów walczyć z kołem sterowym. Wszystko działo się zbyt szybko i nie dało się dostrzec żadnych szczegółów ani mieć pewności czy byli oni jedynymi w tej chwili osobami na pokładzie. Alexander, pod wpływem okoliczności pogody, zwyczajnie stracił równowagę i zsunął się kilka stopni a klapa zamknęła się nad nim, uderzając przy tym w jego dłoń. Poczuł jak pękają w niej kości palców i zasyczał z ciągle tak bardzo ludzkiego odruchu...
Carla patrzyła spokojnie to na niego, to na konflikt między Panną Rybką a Imre. Wyrzuty Wariatki przypomniały jej o tym, co faktycznie wspominali im Starsi... i co sugerował jej prywatnie ten, którego potomkiem się okazała.
"Nim dopłyniecie, zaczniecie sobie skakać do gardeł. To dobrze, ustalicie hierarchię w stadzie. Wszyscy jesteście równi wobec Sabatu, ale ktoś zawsze musi przewodzić w czasie wojny i ktoś musi dbać, by łączyła was krew. Bez tego nie przetrwacie długo. Ktoś musi przewodzić, dla dobra sfory i Sabatu. To kwestia czasu, nim wasza dewotka odnajdzie się w roli co najmniej papieżycy. Nie zostawiaj jej wszystkiego na głowie..."
Na widok nieudolności obu mężczyzn w Sforze, zaczęła odczuwać, jak bardzo zależy jej na dobrze ich małego stada... |