Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2016, 15:23   #63
-2-
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Halla
Gdy skald zbliżył się do Chlotchild leżącej na zabrudzonej krwia mieszaninie śniegu i błota, zerknął na Grima, jaki utulał ją i uspokajał.
- Chlo, bezpiecznaś. Nic Ci nie grozi… - powiedział miekkim głosem w którym jednak tańczyła złość. - Uspokój się i rzecz co się stało… - delikatnym ruchem policzek jej pogładził by choć krzyczeć przestała.
Bjarki jeno głową pokręcił.
- Nie słyszy tego. Trzeba jej ziół zaparzyć by uspokojenie duchowi jej dać i by zasnęła. - rzekł spoglądając na skalda. - Do wyprawy się nie nadaje.
Pożegnawszy się z Agvindurem Elin ostrożnie podeszła do dwóch mężczyzn przy France będących.
- Zostały mi jeszcze zioła, które dla wojów szykowałam… - Odezwała się cicho słysząc co Grim mówił. - Ale może czegoś innego spróbuję… - Przyklękła przy dziewczynie i spojrzała na Freya. - Mogę?
- Cóż chcesz uczynić? - Frey spojrzał na Elin ostroznie i nieufnie. Czując więź z Volundem dałby wiele, by nie okazało się to, co podejrzewał. Volva również z Pogrobcem związana mogła chcieć wyeliminować problem, który mógłby eksplodować, jakby Chlo opowiedziała co się stało. - Potrafisz ja do zmysłów przywrócić?
- Mogę spróbować dowiedzieć się co widzi i czuje… - Wzdrygnęła się lekko. - Będziemy mogli wtedy być może lepiej zadziałać. - W oku volvy nie było tego samego niezmąconego spokoju, co przy ich poprzedniej rozmowie. Znów głęboki smutek i poczucie winy w nim dominowały.
Skald spojrzał bystro to na volvę to na miejsce gdzie jarl zniknął za lasem.
- Agvindur wielce ryzykuje, wiesz o tym? - zmienił temat w jakims szalonym kluczu. Od powrotu z polany to definitywnie nie był ten sam skald.
Zagryzła wargi spuszczając wzrok.
- Wiem… - Odparła jeno. - Skupmy się teraz na Chlo, im dłużej to trwa tym bardziej ją męczy.
Pokiwał głową.
- Przyrzeknij mi, na Agvindura, że starania swe w przywróceniu do zmysłów zamkniesz i powiesz wszystko co ujrzysz.
Spojrzała zdziwiona na niego i kiwnęła zrezygnowana głową. Najwyraźniej jej krew już zaczynała działać.
- Przyrzekam na Agvindura, że powiem wszystko co ujrzę i będę się starać przywrócić Chlo do zmysłów. I nie uczynię jej krzywdy z rozmysłem…
- Dziękuję Ci - szepnął. Z napięciem wpatrywał się to we Frankę to w Elin, czekając.
Delikatnie położyła dłoń swoją na czole Chlo i przymknęła oczy.
Potworny zarys wielkiej, częściowo owłosionej postaci, ni to ludzkiej, ni to wilczej. Kły, paszcza co się rozciągała ponad miarę, ryk przekropny, puste oczodoły i dłonie widzące. Spaczenie, obrzydzenie, ból.
Spirala przerażenia, bólu jednak nie tylko swojego, wypluły Elin ze wspomnień Franki pozostawiając w niej jakąś wyrwę.
Volva odskoczyła od ciała Chlo i klapnęła na błoto obok z kompletnym przerażeniem i bólem w oczach.
- Nie… Nie… - Kręciła głową próbując otrząsnąć się z tego co ujrzała i czuła ale to nie mijało. Ból zamykał ją w sobie, spaczenie otaczało, oczy na rękach wpatrywały się w nią uważnie. - Nie… - Objęła się ramionami i zaczeła kiwać. Skald ku niej podskoczył i obejmując uścisnął aby dać jej oparcie i poczucie, że jest tu i teraz, a obok ma oparcie. Jej reakcja jednak nie wskazywała na poprawę. Tyle dobrego, że Elin nieobecna i pogrążona w niebycie się zdawała, zamiast wrzeszczeć z przerażenia jak Chlotchild.
- Zadbaj,by go napojono krwią - rzucił do Gudrunn wskazując głową to Volunda, to przyprowadzone zwierzeta. Wziął przy tym volvę na ręce. - Bjarki, weź Chlo.
Nie czekając na odzew ruszył do halli Gudrunn.

Na miejscu złozył volvę obok pogrążonego w letargu Odgera, czekał az dołączy donich Bjarki, uwaznie przy tym obserwując zachowanie Franki.

Dwie kobiety podeszły wraz z Jednookim, by ranną dziewczyną się zająć. A i mężczyźnie strawę podać i miodu. Jedna z nich zioła parzyć zaczęła, druga gorącą wodę do Chlo przysunęła by ją obmyć. Nad zmasakrowanymi rękoma dziewczyny szeptać poczęły by po chwili płótna, maści, zioła wszelakie zacząć ustawiać obok niej.
Gudrunn w między czasie ludzi przyzwała. Ci, co z wołów krwi nie toczyli, przenieśli Volunda do halli. Tam Gangrelka obmywanie wampira kontynuowała aż cebrzyk czernią zafarbił. Nowy jej doniesiono wraz z krwią, którą poić Volunda z wolna poczęła.
Gangrelka delikatnie przechyliła cebrzyk nad lekko rozwartymi ustami, wlewając całą zawartość i po jeszcze jeden sięgnęła. I kolejny. I kolejny z krwi wołu ubitego. Mniej żywotna niż ludzka jucha mogłaby przebudzić wampira, gdyby nie stan jego i torpor. Wilczyca z Jelling spokojnie kontynuowała preceder aż
Pogrobiec podniósł się raptownie do pozycji siedzącej, cebrzyk jej z dłoni wybiwszy, z oczyma szeroko rozwartymi lecz źrenicami wąskimi, jak gdyby na śmierć walczył, usta rozchyliły mu isę w niemym jęku cierpienia, ulgi, nie wiadomo czego jeszcze, oczy zaszły szkarłatem by w ciemności widzieć i powiodły ślepo całkiem po pomieszczeniu a spazm przesedł całą silną sylwetką tak, że gdyby był na jakowymś blacie leżał, spadłby niechybnie.
- Freyvind! - ponaglający głos Gudrunn zwracał uwagę.
- Volund, słyszysz mnie? Całyś, bezpiecznyś, w Jelling jesteś. - troska Gangrelki miała swe granice. Ich ród nie słynał z czułości. Czarką z krwią przesunęła w okolicach nosa wampira, czekając by sam sięgnął za wonią.
Doskakując do Pogrobca w oczach skald wciąż miał to samo co przez prawie cały dzisiejszy wieczór.
- Mówić możesz? - warknął do Volunda patrząc w jego nieprzytomny wzrok.
Volund mógł wyglądać nieludzko z czerwienią ziejącą ze spojrzenia i w ciszy, bez odgłosu ukazał ni Gudrunn ni Freyvindowi, a komuś kogo zapewne widział jeszcze przed zapadnięciem w stupor kły swe - nawet nie schowane przed półśmiercią, jedynie ustami przesłonięte, całe w czarnej posoce. Na zapach krwi spokojnie powiódł twarzą, delikatnie podążając nosem za czarą. W końcu zamknął oczy, jak gdyby połykając szaleństwo, dłonią podparł misę przez Gudrunn trzymaną by delikatnie nachylić ku swym ustom, kły zniknęły. Po kilku łykach cebrzyk równie delikatnie odsunął, wyglądając teraz dziwnie, z wyrazem twarzy prawie jak by jakowyś dostojnik chrześcijan z Hedeby godność sobie wrócić próbował.
- Dziękuję ci. - wyszeptał, otwierając oczy na Gangrelkę. Ręce jego, dłoniami o podłoże oparte drżały jak gdyby śmiertelny wyziębiony został, nogi podobnie. Wzrokiem spostrzegł dopiero Freyvinda.
- Tak. - odparł mu, w zamyśle, przypomniawszy sobie jego pytanie i wstawać począł.
Wspomnienie czegoś strasznego ku czemu sięgnęła volva, czarna posoka, spalone rece. Słowa Bjarkiego i Andersa, słowa Elin.
- Mówiłeś ku niej - wskazał Frankę - modły do ukrzyżowanego i ojca jego?
- Nie składałem modłów do ukrzyżowanego nawet poprzednim razem. Nie da się modlić do bogów, których nie ma. - skwitował Volund teraz dopiero wzrok podnosząc na Freyvinda - Jeżeli kiedykolwiek, jak mi uprzednio zarzuciłeś, modły bym z serca składał do nich, mam nadzieję, że żywot mój zawczasu zakończysz. Lecz - wściekłość zagrała w oczach Pogrobca - Jeszcze mi rzeknij, że modły, jako ty z sercem składasz do Odyna, ja do ukrzyżowanego czyniłem… raz na to zezwalam, raz który już był. - Pogrobiec przeniósł wzrok na Chlo, zerkając na jej dłonie.
- Zabiliście to?
Skald zbliżył twarz do jego twarzy, ale wspominając co Volund uczynił nad Engelsholm spięty był i na dłonie jego krótkimi spojrzeniami rzucał:
- Czy. Słowami. Południa. Tekst. Modłów. Do. Niej. Wymawiałeś? - wycedził albo jeszcze on, albo juz bestia. - Na honor. Twój. Mów!
- Nie. - odparł spokojnie Pogrobiec - Lecz demon wkrótce zajmie miejsce twej oblubienicy, jeśli nic nie zostanie uczynione.
Gudrunn wyprostowała się na słowa o demonie:
- Jaki demon? - głos miała twardy - Demon w mojej halli? - spoglądała to na Freya to na Volunda.
- Tak, we France odkąd pamiętam drzemie. Władzę nad nią objął, w lesie mię odnalazł… - wzrok Volunda na dziewczynę przeszedł - Czerwony lęk samymi słowy wywołał. I… coś… w lesie oswobodził. - z jak gdyby wstydem w głosie, Pogrobiec sięgnął na oślep palcami ku trzymanej przez Gudrunn chuście, co plugawą krew zeń zmywała.
- Demon w dziewczynie? Ścigał Ciebie w lesie? - mina Gudrunn więcej nic zaskoczenie wykazywała - I znalazł? I gdzie w lesie? - oczyma strzeliła w stronę opatrywanej branki.
Volva ze swego miejsca przytomniej po otoczeniu pojrzała. Wzrok jej skoncentrował się na jej braciach krwi i powoli ze skrzyni wyszła.
- Volund… - Szepnęła podchodząc bliżej i berserkowi się przyglądając, po chwili jednak ostatnie jego słowa przypomniała sobie i wzrok spuściła. - Dobrze, żeś się ocknął.
Wzrok Pogrobca ku wieszczce powędrował, gdy Gudrunn odpowiadał.
- W sercu Caernu. - i wymijając wszystkich, ze wzrokiem skupionym na Elin wyminął dwójkę wampirów, by do volvy podejść.
- Nie ma więcej czasu. Albo zdołamy jej pomóc teraz… może gdy tylko nieco sił odzyska… albo nie będzie kolejnej okazji.
Volva brew zmarszczyła i uważnie Freyowi się przyjrzała spodziewając się z jego strony kłopotów.
Nie myliła się. Freyvind ryknął z taką złością i z takim kryjącym się w tym szale, jakby ściany miał głosem swym burzyć. Pogrobiec zwrócił się natychmiast ku bratu krwi, prawie podskoczywszy zaskoczony, oczy nań i wyłącznie nań kierując o krok się cofnął, nie spuszczając spojrzenia z nieobliczalnego skalda z wyraźnym lękiem czy nie przyjdzie walczyć za chwilę. Gudrunn takoż się nieco cofnęła zaskoczona wybuchem skalda.
- Złotousty… - zaczęła dla odmiany spokojnie.
Ryk nie mijał, jedynie zmienił sie w artykułowane przy akompaniamencie wsciekłości słowa:
- DWA. LATA. Z NIĄ. PO. DANII. CHODZĘ! NIJAKI. DEMON. NIJAKIE. ZŁO. NIM. TYŚ - zwrócił się do Volunda zbliżając swą twarz do niego. Furia w oczach zdawała się eksplodować, rysy twarzy przypominały zwierzęcą maske. - CZEGOŚ. W NIEJ. NIE. WZBUDZIŁ. LUB. CZYMŚ. NAZNACZYŁ!!!
Pomimo bliskości skalda, a może przez nią, jasnym było, że Pogrobiec chce za wszelką cenę uniknąć konfliktu ze swym bratem krwi. Oczyma przez sekundę jedynie rzucając, nim Frey nawet mówić przestał, rzucił ku Elin… rzucił ku reszcie zebranych, licząc, że ktoś może kto ewidentnie ocalił go widział i rzeczy jego słowom wtórujące.
Gudrunn wystąpiła wbijając się między ich dwójkę:
- W mojej halli jesteś. - rzekła do skalda - I w mej halli słyszałeś relację swego sługi - na Bjarkiego wskazała. - Jego świadectwo i Andersowe wskazało na ślady. Po cóż do caernu miałby dziewke wieść? Gdyby chciał jej krzywdy mógł w lesie porzucić. Nigdybyś jej nie znalazł. Cały brudny i bez ducha też przywleczon został.
W dłonie twarz skalda ujęła, lodowym spojrzeniem chłodząc jego zapalczywość:
- Na co miały jedynie dłonie jej ranić? I czemu ona i volva co ją badała obie w ten sam stan wpadły?
Głos Gangrelki do szeptu się obniżył:
- Jak ktoś może demony w kimś innym wzbudzić, Złotousty. Znasz takich mocarzy? - nie pozwalała mu wzroku odwrócić - Znasz takie pieśni?
- Widziałam bestię niczym z najgłębszych czeluści Nilfheimu przywołaną. Plugawą jak nic co jeszczem nie widziała i czuła… Twój brat krwi z tym walczył i słuzkę Ci ocalił. - Głos Wiedzącej był spokojny, jednakże posłuchu wymagał. Przemawiała ta co Widziała i ta co z Bogami mówiła. Zaprzeczenie jej równało się rozłoszczeniu samych Asów i Vanów. Przymknęła oczy na chwilę przypominając sobie tęczę barw jaką u berserkera widziała przy ich pierwszym spotkaniu. - Demona u Volunda nie było, gdy przybył do Ribe, nie mógł więc przenieść się z niego na Chlothild. - Głos jej stwardniał. - To nie wina brata krwi Twego. - Rzekła i z namysłem w Volunda się wpatrzyła, by wyczuć mieszaninę emocji w nim kłębiących. Powierzchowny strach przed Freyvindem, choć z drugiej strony pewność, że w walce ze skaldem wygra, pomimo że nie chciałby, by do niej doszło. Przebłysk troski kierowanej w stronę Chlo. Strach przed demonem i...brutalność jakowąś, która niknęła niczym zsuwająca się skóra z węża. - I demona dalej u niego nie widzę. - Dodała po chwili.
Gdy volva przemawiała, Pogrobiec milcząco przypatrywał jej się wzrokiem niepewnym, ze względu na sytuację. Lecz milczał, jakoby wciąż bojąc się, że agresję brata krwi swego sprowokuje. Lecz coś jeszcze Elin ujrzała, głęboko, głęboko w czarnych źrenicach jak lustra duszy nieskazitelnego pomimo walk oblicza.
Strach. Jakiego nigdy u niego względem aftergangera żadnego wcześniej nie widziała.
Przed nią. Przez mgnienie oka Pogrobcu mogło się zdać, iż smutek dostrzegł w błękicie jej spojrzenia lecz zaraz to minęło i wzrok jej podążył znów ku skaldowi.
Szacunek przed volvą Freyvind miał nie tylko ze wzgledu na to, że widzące przeznaczenie tkane przez Norny, a czasem wolę bogów objawiały. Miał po jej poświęceniu w Ribe. Ale po dzisiejszym wieczorze i rozmowie, gdy przysiadła przy jego skrzyni stracił poczucie jakby kierowana głosami Norn czy Asgardu była.
- Tako rzeczesz?! - rzucił z wściekłością, choc nie taką jak przed chwila. Gesty Gudrunn i spokojne tony, a nader spokojna postawa Volunda uspokoiły go nieco. Choć i tak był w stanie w jakim zwykle niewiele ludzi mogło go widzieć. - Takoś ujrzała? Jak Szarooką nad Sigrunn wyjącą?!
Elin zmilczała nie uznając za słuszne tłumaczyć się z czegokolwiek, jeno spokojnie wpatrywała się w Lenartssona.
Zwrócił sie do Gudrunn:
- Nie o tym mówię co dziś zaszło!!! Wczorajszej nocy Volund modlitwą do ukrzyzowanego do Franki przemówił coś w niej wzbudzając. Nie wiem czy są tacy mocarze, nie znam się na demonach. Nie wiem nawet czy to demon jakowyś, czy zły duch. On rzekł, że wie co o tym, tedy się zna!!! - wściekłym ruchem wskazał Volunda jakiego odgradzała od niego gangrelka. - Tyś za to odpowiedzialny!!- spiął się jakby chciał się na Pogrobca rzucić, lecz wstrzymał się czy to walcząc ze soba, czy pod uspokajającym dotykiem Gudrunn.
- Nawet jeśli odpowiedzialny, to ratować chce. Chcesz ją ratować? To uratujemy. - lodowy wzrok wwiercał się w złość Freyvinda. - A on pomoże. Wrogów tu nie masz, Złotousty. A we mnie sprzymierzeńca, jako i Agvindur. I Twoja kompania.
W między czasie krzyki Chlo ustały z wolna. Dziewczyna zdawała się zapadać w sen, gdy kobiety opatrywały jej przedramiona.
- Skoro się znam. - w dobranej pauzie wtrącił sam zainteresowany - Czy kto jest gotów wysłuchać, co wiem, co widziałem, i co prawdą jest…?
- Zanim powiesz. To jako, ze tyś to zbudził… ty to przegnasz. Uwolnisz ją od tego coś w niej na wierzch wyciągnął, lub skryjesz jako przed Twymi słowy skryte było. Krzywdy jej nie czyniąc. Chcę nato Twej przysięgi - szał mijał, w głosie skalda znać jeszcze było wściekłość, lecz mniejsza. Ale i zdecydowanie.
- Nie myśl, że złego ducha wyciąganie, to spacerek po ukwiecionej łące, Freyvindzie. Demon może ból u Chlo wywoływać, byle tylko ostawić ją w spokoju. - Ostrzegła volva.

Volund zaś przez chwilę mierzył brata krwi wzrokiem nieodgadnionym.
- Doprawdyż. - mówił bardzo, bardzo powoli - Dość mocy w twych oczach słowa, które modłami nie są, by wybudzić to, co nigdy nie śpi… lecz jak rana ropiejąca życie i osobowość z silnymi emocjami z twej oblubienicy czerpie? Jakoż sam wyznał - Pogrobiec prawie syknął, zniechęcony i zirytowany bardziej, aniżeli gniewny - Coś, o czym sam pojęcia nie masz?
- Walczyłm i stuporem przypłacił ochronę Franki Twej, demon co zaś w niej mówił z wiedzą od lat się ciągnącą… i mnie nie jedynemu a pierwszemu śmierć przyrzekł. Walczyłem u twego boku w Caernu sercu również, lecz dla ciebie jestem Odyn wie jeden czym. Z przypadku, który tylko on mógł chyba zainscenizować by łaskę ci okazać i szansę dać twej brance odkryłem słowami, za które lżysz mię i ubić pragnąłeś, że coś od czasu nieznanego na niej się karmi... chyba, że w Ribe Agvindur demona wybudził o kościołach wieścią? - choć Pogrobiec zadał pytanie retorycznie i powoli, robił to z takim naciskiem by przyciągać uwagę na wszystko co miało dotychczas miejsce.
- I teraz na mą pomoc, i moją drugi raz pomocy chęć oczekujesz, czego? Że mam ci się z czegokolwiek tłumaczyć? Że moim słowem, dawanym za przyjaźń lub szacunek podetrzeć się możesz, cokolwiek na mię wymusić, zastraszyć jak Agvindur sam nie zdołał?
Źrenice Pogrobca stały się bardzo wąskie, lecz postawę i głos miał spokojne, nawet jeśli wciąż bólem jakimś, w Caernie doznanym, przejęte, od czasu sylaba mu uskoczyła, od czasu dreszcz jakowyś ciało przebiegał, lecz zdecydowany był emanować spokojem, pomimo słów niespokojnych.
- Moje nadzieje w tobie wielkie, lecz niczego ci żem nie przysięgał, niczegom ci nie winien. Skoro tak chcesz, dobrze, będę milczał… jako czyniłem dwa lata u Szalonego Jarla. - i z tymi słowy spokojnie, jedno tylko spojrzenie jakoby przepraszające rzucając wpierw Elin, potem Gudrunn… nawet Bjarkiemu gdy dostrzegł jego troskę o dziewczynę. Upewnił się chwilę, czy Freyvind by chciał mu drogę i obrócił się już, gotów opuścić chatę.
 
__________________
Nikt nie traktuje mnie poważnie!

Ostatnio edytowane przez -2- : 25-07-2016 o 15:26.
-2- jest offline